Teatr Polski w Poznaniu pod kierownictwem Macieja Nowaka robi sztuki pod tezę: Polak ksenofob, homofob i antysemita

Na fasadzie Teatru Polskiego, wybudowanego wysiłkiem Wielkopolan, widnieje napis „Naród Sobie”. – W tej chwili to trzeba by ten napis zmienić na „Nowak swoim” – powiedziała Barbara Miczko-Malcher.

– Próbowałam podsumować sezon w Teatrze Polskim i ze smutkiem muszę stwierdzić, że nie za bardzo na co mają chodzić poznaniacy – powiedziała  Barbara Miczko-Malcher, szefowa Wielkopolskiego Oddziału SDP w Poznaniu.

Kierownictwo artystyczne tego teatru objął w 2015 roku Marcin Kowalski, ale najbardziej kojarzony przez poznaniaków jest jego dyrektor artystyczny Maciej Nowak, znany szerszej publiczności jako krytyk kulinarny z programów w Polsacie. Nowak jest synem Alfreda Nowaka, byłego członka PZPR i konsula w Leningradzie. Przed laty na łamach „Gazety Wyborczej” zadeklarował się jako gej. Współprowadził radiowy program „Homolobby”, jest krytykiem teatralnym, stałym publicystą działu kulturalnego i kulinarnego „Gazety Wyborczej”.

– To człowiek sympatyczny, taki brat łata, tylko niekoniecznie musiał być dyrektorem naszej sceny, bo repertuar, który przygotował, jest podporządkowany jednej tezie – Polacy są ksenofobiczni, homofobiczni i  antysemiccy – powiedziała Miczko-Malcher. Jej zdaniem każde kolejne przedstawienie jest po to, żeby powyższą tezę udowodnić.

Komuna/Warszawa wystawia „Myśli nowoczesnego Polaka”

– Na 11 listopada dostaliśmy przedstawienie „Myśli nowoczesnego Polaka”, przedstawienie odnoszące się do Romana Dmowskiego, którego może dyrektor Nowak nie cenić, nie szanować, ale który się wpisał w historię Polski, a tego nie można zmieniać – powiedziała Miczko-Malcher. Jej zdaniem reżyser, który „został wypożyczony z teatru Komuna/Warszawa”, pierwszy raz się spotkał z pracami Dmowskiego.

– Finał był taki, że dostaliśmy musical, który był skandalizujący – zauważyła rozmówczyni WNET.FM.

Spektakl o pełnym tytule „Myśli nowoczesnego Polaka. Roman Dmowski (biografia nieautoryzowana)”, w reżyserii Grzegorza Laszuka, był szeroko komentowany przez media w Polsce na jesieni ubiegłego roku. Nawet Joanna Ostrowska, wielbicielka twórczości Laszuka, na portalu teatralia.pl w recenzji przedstawienia cytuje słowa właśnie Dmowskiego, nazywając dzieło Laszuka „obstrukcją słowną”. Nie szczędzi mu gorzkich słów, mimo – jak sama to pisze – wspaniałych prowokacyjnych spektakli, które robił w ramach projektu Komuna/Otwock.

– Nieważne, co się myśli o Romanie Dmowskim, jednak załatwił on dla nas w Wersalu nasze polskie sprawy, więc z uwagi na ten jeden mały punkcik, który jest wpisany w jego życiorys, należy się mu odrobina szacunku, a przynajmniej rozwagi przy tworzeniu takiego przedstawienia – mówi Miczko-Malcher. Jej zdaniem autor tego spektaklu stawia znak równości między polską prawicą a Breivikiem.

– To było fatalne, skandaliczne przedstawienie i nie wiem, ile było ono grane, trzy, może cztery razy, nie śledziłam tego, ale sądzę, że nie będzie się do niego wracało – oceniła rozmówczyni WNET.FM.

Kultura lewicowo-liberalna

– Grażyna Kania reżyserowała „Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii”, to tekst bardzo poważanego w latach 60. ubiegłego wieku Martina Sperra, który próbował opisać zachowania ksenofobiczne właśnie w owej tytułowej Dolnej Bawarii – powiedziała Miczko-Malcher, przypominając, że reżyserka sama mieszka w Niemczech i gdy została zaproszona do reżyserskiej pracy w Teatrze Polskim, stwierdziła, że ten tekst w Niemczech „jest démodé, ale w Polsce jak najbardziej na czasie”.

– Zawsze, przy okazji każdego przedstawienia, jesteśmy obrażani, bowiem są to sądy generalizujące. Oczywiście zachowania ksenofobiczne czy homofobiczne mogą się zdarzyć w Dolnej Bawarii czy w Polsce – powiedziała szefowa wielkopolskiego SPD, podkreślając, że „nie ma szansy na uczciwą rozmowę w tym teatrze”.

Sprawa Joanny Siedleckiej otwiera oczy

Barbara Miczko-Malcher poinformowała, że gdy ostatnio mieli premierę „Malowanego ptaka” wg Jerzego Kosińskiego, z Gołdą Tencer, który to spektakl reżyserowała Maja Kleczewska w koprodukcji z Teatrem Żydowskim, to znów zrobiono z tego przedstawienie mające pokazać „antysemickim poznaniakom, gdzie tkwi źródło zła”.

Przypomnijmy, że „Malowany ptak” Kosińskiego miał być utworem autobiograficznym i uchodzi na świecie za świadectwo i dokument zagłady Żydów. Było to pierwsze w literaturze oskarżenie Polaków o okrucieństwo wobec Żydów, a tym samym o współudział w Holokauscie.  W 1993 roku Joanna Siedlecka zdemistyfikowała okupacyjny życiorys Jerzego Kosińskiego w książce „Czarny Ptasior”. Jej reporterska wędrówka, podczas której rozmawiała z wieloma świadkami, udowodniła, że mały Jurek nie błąkał się samotnie po polskich wsiach, narażony na bestialstwa półdzikich zwyrodnialców. Przeciwnie, przetrwał szczęśliwie wraz z rodzicami dzięki odważnym mieszkańcom wsi Dąbrowa Rzeczycka w województwie tarnobrzeskim.

Podczas konferencji prasowej, na której przedstawiano repertuar Teatru Polskiego, pani Miczko-Malcher chciała się dowiedzieć, dlaczego wystawiają właśnie „Malowanego ptaka”, skoro prawdziwość scen w tymże utworze została już dawno podważona.

– Tutaj usłyszałam odpowiedź od dyrektora Nowaka, że Polacy są antysemitami, bo mają pływalnię – powiedziała Miczko-Malcher. Przypomnijmy – synagoga przy Wronieckiej w Poznaniu, bo o niej mowa, była przed wojną miejscem modlitw poznańskich Żydów. W latach okupacji naziści niemieccy sprofanowali bożnicę, zrzucając z jej kopuły gwiazdę Dawida i przebudowując świątynię na basen. Pływalnia pozostała w niej do 2011 roku, mimo że już w 2002 roku odzyskali ją poznańscy Żydzi. Aktualnie, jak donosi „Gazeta Wyborcza”, wokół sprawy toczy się spór, bowiem część wspólnoty chce przebudować synagogę i stworzyć hotel. Inni dążą do powstania tam Centrum Dialogu Judaizmu.

Miczko-Malcher, opowiadając o sztuce Kleczewskiej, mówiła, że w pierwszej części autorzy skompilowali teksty publicystyczne, m.in. mocne teksty Jana Tomasza Grossa, a w drugiej zamieścili fragmenty „Malowanego ptaka”.

– Ponieważ pojawiało się pytanie, a co z Joanną Siedlecką, to wprowadzili do przedstawienia Joannę Siedlecką i zrobili z niej słodką idiotkę, ośmieszając jako postać – powiedziała rozmówczyni WNET.FM, zaznaczając przy tym, że mimo iż w trakcie przedstawienia nie pada nazwisko Siedleckiej, to dla wszystkich jest czytelne, że to ona. Miczko-Malcher rozmawiała z reportażystką na ten temat i ona, demaskatorka Kosińskiego, była oburzona, gdyż twórcy tego spektaklu wstępnie kontaktowali się z nią i sondowali, a „potem ubrali ją w garnitur niedorozwiniętej osoby”.

– Ta sytuacja przekonała mnie, że nieuczciwe są założenia przy tworzeniu tych przedstawień – stwierdziła Miczko-Malcher.

Teatr Polski daleko od literatury

„Jak teatr nie wróci do literatury, to tak będzie” – powiedział naszej rozmówczyni Wojciech Majcherek, wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, który prowadzi blog „Nie tylko o teatrze”, zapytany o ratunek dla Teatru Polskiego.

Jej zdaniem z wystawianymi na poznańskiej scenie, robionymi pod tezę spektaklami nawet nie można dyskutować, bowiem jest to „taki przechył, że właściwie człowiekowi ręce opadają i zadaje sobie pytanie, dokąd ten facet prowadzi ten teatr”.

– Na fasadzie Teatru Polskiego, wybudowanego w czasach rozbiorów wysiłkiem Wielkopolan, napisano „Naród Sobie”, a w tej chwili to trzeba by ten napis zmienić na „Nowak swoim” – skonkludowała Miczko-Malcher.

Komentarze