Irlandia – „Jamajka Europy” – radiowe spotkania Roberta Kawki z Polakami mieszkającymi na Szmaragdowej Wyspie

Od kiedy powiększyłem grono imigrantów w Irlandii, bardzo żywiołowo reaguję na wszelkie wypowiedzi dotyczące naszego życia –
i bycia – na obczyźnie. Czuję więź ze wszystkimi emigrantami – Polakami.

Ta więź dotyczy wszystkich Polaków, „bez względu na to, gdzie żyją i jak wykuwają swoje marzenia na jawie”.

Moje częste poirytowanie budzi nieomylność w ferowaniu wyroków tych osób, które wiedzą „na pewno”. Niestety owa „wiedza” nie zawsze poparta jest wnikliwymi badaniami czy obserwacjami imigracji w jej naturalnym środowisku, czyli na Szmaragdowej Wyspie.

 

„Nie widzieć, a wiedzieć” – oto sztuka!

Do tego grona zaliczam profesor Krystynę Iglicką, specjalistkę od imigracji zarobkowej z Centrum Stosunków Międzynarodowych, i Bohdana Wasilewskiego, profesora psychiatrii, dyrektora Instytutu Psychosomatycznego. W polonijnych mediach na Wyspie wiele lat temu wielkim echem odbił się wywiad Agnieszki Chrzanowskiej z profesorem Wasilewskim, który ukazał się na łamach  pisma „Style i Charaktery”.

Profesor Wasilewski we wspomnianym wywiadzie przeprowadza „duchową sekcję zwłok” polskiego emigranta. W opinii profesora stan polskich emigrantów nie jest najlepszy. Czytając całość wywiadu, odnosi się wrażenie, że emigracja generalnie jest czymś złym, ponieważ „wszystko odwraca się przeciwko emigrantowi” (bez względu na to, czy wróci do kraju, czy pozostanie za granicą). To oczywiście moja krótka ocena tegoż wywiadu. Oto smakowity cytat:

„Wolą tam wegetować na marginesie życia niż zmierzyć się z pytaniami najbliższych – dlaczego się nie udało, dlaczego nic nie osiągnąłeś, dlaczego nie wykorzystałeś swojej szansy? Z daleka można podtrzymywać tę fikcję, że nie jest tak źle, ale po powrocie wszystko runie, dlatego odkłada się powrót o jeszcze jeden dzień i jeszcze jeden”.

Natychmiast, w mgnieniu oka, na usta ciśnie się pytanie, jak należy rozumieć sformułowanie: „osoby, którym w jakimś stopniu się powiodło”? Zarobienie odpowiedniej kwoty pieniędzy, w sytuacji, gdy ktoś sobie to zakładał przed wyjazdem, bez wątpienia należy uznać za pełny sukces tej osoby wedle zasady Juliusza Cezara „veni, vidi, vici”.

Stwierdzenie „w jakimś stopniu” należy zmienić w twierdzące „w istocie”, „rzeczywiście” odniosły sukces.
Ciężko zgodzić się także ze sformułowaniem profesora Wasilewskiego, że powrót z emigracji odkładają ci, którzy „ponieśli porażkę – wstydzą się przed samym sobą, przed otoczeniem, boją się konfrontacji z rzeczywistością. Wolą tam wegetować na marginesie życia niż zmierzyć się z pytaniami najbliższych”.

Życie na emigracji to typowa szkoła przetrwania. Emigranci są zdani sami na siebie. Z dala od bliskich, od grona przyjaciół, korzeni, tradycji i obyczajowości rodzimej. Przy dużym szczęściu pociechą staje się paczka zgranych przyjaciół. Gdy coś nie wychodzi, większość wraca do kraju albo stara się znaleźć pracę w innym miejscu.
Swoją wiedzę czerpię z rozmów z naszymi rodakami z Irlandii, z licznych kontaktów mailowych z czytelnikami portalu wyspa.ie, miesięcznika „Wyspa”, tygodnika „Kurier Polski” (których byłem wydawcą i redaktorem naczelnym), gośćmi i rozmówcami radiowego programu Polska Tygodniówka NEAR FM, wreszcie obserwacji własnych.

 

Paweł Kondoł wraz z córką Sophie. Był to pierwszy rozmówca Roberta Kawki. Polak, który odniósł i odnosi sukcesy zawodowe w Irlandii. Zdjęcie z albumu rodzinnego.

 

Tym bardziej cieszą mnie postawy naukowców, badaczy, dziennikarzy i reporterów, ba! – nawet polityków, którzy swoje zdanie na temat Polaków w Irlandii opierają na własnych doświadczeniach, zebranych na Wyspie. Tak stało się z Robertem Kawką, dziennikarzem radiowym znanym z polskich anten już od ponad 20 lat. Wiosną 2017 roku z mikrofonem i magnetofonem po prostu przyjechał do szmaragdowej Irlandii, którą w towarzystwie wiceszefowej Polskiej Macierzy Szkolnej Agnieszki Grocholi objechał wzdłuż i wszerz.

Paweł Kondoł podczas wywiadu z Robertem Kawką w swoim domu w Tuam.

Robert Kawka spotykał się z polskimi rodzinami, które zdecydowały się wprowadzać maksymę „Sky is the limits!” w prastarej Hibernii, bo tak za czasów św. Patryka nazywano ten uroczy zakątek. Nasz radiowiec na Wyspie zarejestrował ponad sześć godzin materiału, z którego powstał reportaż „Jamajka Europy”.

W mojej opinii, dziennikarza z ponad 25-letnim doświadczeniem i 12-letnim stażem w Irlandii w charakterze Polaka-imigranta, to znakomity reportaż, który szczerze i naturalnie, z wszystkimi niuansami, pokazuje naszych rodaków w trakcie stawania się świadomymi imigrantami. Dla mnie ważne jest to, że temat Polski jako toposu miejsca, ale i jako stanu umysłu pojawia się w rozmowach, które przeprowadził Robert Kawka.

Dorota Połatyńska i Adam Strupiechowski, mieszkający w Cork. Oboje zrealizowali w Irlandii swoje marzenia: Adam zrobił kurs spadochronowy i skacze, Dorota uczy polskie dzieci.

Irlandzka radiowa premiera reportażu „Jamajka Europy” Roberta Kawki miała miejsce 21 czerwca w dublińskiej rozgłośnie NEAR FM 90,3, w programie „Polska Tygodniówka”. Dwa dni później (23 czerwca) reportaż został dwukrotnie wyemitowany w radiu WNET Krzysztofa Skowrońskiego.

 

Katarzyna Koch i Stella Praska. Mama z córką. Stella sama nauczyła się języka polskiego. Jak mówi mama – jest wielką polską patriotką. Zdjęcie z albumu rodzinnego.

Rozmowy z polskimi Irlandczykami

 

– Swój reportaż nazwał pan „Jamajka Europy”. Dlaczego?

Robert Kawka: Irlandia jest „Jamajką Europy” ze swoim luzem i uśmiechem, krajem zrealizowanych marzeń, szczęśliwych rodzin, tęskniących za dziadkami i Polską dzieci, krajem, gdzie życie toczy się spokojnie i nawet pralka pierze wolniej – to w olbrzymim skrócie wynika z rozmów przeprowadzonych przeze mnie z polskimi emigrantami mieszkającymi na Zielonej Wyspie.

Patrycja Lentowszczyk-Cichocka wraz z rodziną. Patrycja jest, bądź już była, zaangażowana w tworzenie i w nauczanie w polonijnej szkole w Clonmel. Zdjęcie z albumu rodzinnego.

 

– Jak to się stało, że trafił pan z reporterskim sprzętem na Szmaragdową Wyspę?

– Do Irlandii zaprosiła mnie Agnieszka Grochola, która ogarnia w tym kraju polską edukację. Wysłała mi w styczniu link z informacją, że Senat organizuje konkurs dla dziennikarzy, którzy opowiedzą o życiu polskiej rodziny za granicą. Postanowiłem wrócić do zarzuconej kilka lat temu pracy reportera i pod koniec marca wylądowałem w Shannon. Agnieszka zapewniła mi gościnę w swoim domu w Tuam, wyżywienie, rozmówców i transport.

– Ciężko było namówić do zwierzeń polskie rodziny. Z reporterskiego doświadczenia wiem, że różnie z tym bywa.

– Do rozmów ze mną zgłosiło się dziesięć polskich rodzin. W kilku przypadkach rozmawiałem z całą rodziną, a parę razy zdarzyło się, że miałem okazję porozmawiać jedynie z jednym z domowników, ponieważ pozostali w tym czasie byli w pracy. Przez dziesięć dni jeździliśmy po Irlandii. Odwiedziłem Galway, Cork, Clonmel, Dublin, Carlow. No i oczywiście Tuam.

 

Agnieszka i Szymon Jakóbczykowie, polonijni działacze społeczni, mieszkańcy Galway. Zdjęcie: Agnieszka Grochola.

 

– Jak przebiegały nagrania i ile trwały?

– Nagrania zazwyczaj trwały około 20 minut, jednak w kilku przypadkach 40, a nawet 50 minut! Ja wymachiwałem mikrofonem, a Agnieszka Grochola robiła zdjęcia. Po nagraniu rozmowy trwały dalej, podejmowani byliśmy kawą, polskim żurkiem, świeżo upieczonymi pączkami, a nawet piwem. Rozmówcy odpowiadali szczerze, z entuzjazmem, który powoli zaczął i mnie się udzielać. Wysyłali mi potem swoje zdjęcia z rodzinnych albumów. Podkładałem je później w odpowiednim programie pod obrobiony radiowy wywiad, robiąc Slideshow, który jest swoistą rodzinną kroniką każdej z tych rodzin na emigracji. Bo każda rodzina ma teraz swój profil zdjęciowo-dźwiękowy.

 

Joanna Zalech, Tomasz Ciężki i ich córka Zosia. Asia jest jedną z dyrektorek polskiej szkoły w Galway i produkuje pamiątki z Irlandii. Tomek kręci filmy. Zdjęcie z albumu rodzinnego.

 

– Wkrótce te profile wraz z reportażami z Irlandii („Jamajka Europy” – reportaże: o tym, jak Polacy w Irlandii spędzają Święta Wielkanocne; o edukacji polonijnej; o niesamowitej rodzinie, która przeniosła się do Irlandii z miłości do tego kraju oraz jego kultury i muzyki) –  zostaną opublikowane na powstającej właśnie mojej stronie internetowej – kawka.media.pl

 – Jak reportaż został przyjęty przez badaczy i nauczycieli akademickich?

– Jedną z osób, do których trafił reportaż, była profesor z Uniwersytetu Łódzkiego Renata Szczepanik, która obejrzała i wysłuchała „Jamajkę Europy” w wersji Slideshow. Oto co napisała mi w mailu, po obejrzeniu i wysłuchaniu:

„Film to piękna afirmacja emigrantów (…) zrobiłeś z nich pozytywnych bohaterów, bez nadęcia i niepotrzebnych ckliwości. Ładny sentymentalizm wobec Polski – ale taki racjonalny (…) Widać bowiem, że lubią to miejsce, jest dla nich ważne, że nie jest tylko miejscem „dla chleba”. Pięknie ukazany szacunek i pozytywny respekt wobec Irlandii jako kraju, jej geografii i kultury. (…) Ogólnie – film jest bardzo dobry, spójny, przemyślany, stanowi logiczną całość – jest to taka rekonstrukcja procesu stawania sie Polakiem w Irlandii, nie emigrantem – oni nie mają piętna emigranta (i to jest fajne), wręcz przeciwnie – afirmują swój wybór życiowy i Polaków w Irlandii, mówią o wewnętrznej odwadze i sile. Piękne to jest”.

 

Bogna Truszczyńska -Griffin wraz z mężem Jimmym Griffinem w piekarni i kawiarni na głównej ulicy w Galway. Miejsce to to dziedzictwo rodu Griffinów – słynnych piekarzy z Galway.

Pięknie pokazane jest to, że zmieniają się, jak się rodzi dziecko – ta potrzeba „korzeni” się odzywa, ale bez nadęcia, bez nacjonalizmów – naprawdę cudownie i mądrze o tym mówią. (…) Podsumowując – pięknie zrekonstruowana historia Polaków w Irlandii, od pierwszych dni, radzenia sobie z lękiem i niepewnością, pokonywania barier, w tym komunikacyjnej (świetny fragment filmu), po rozwój, życie rodzinne i stosunek do Polski, a potem te myśli o ewentualnym powrocie. I każdy z bohaterów ma swoją wyraźną osobowość. Super”.

 

Tam moja Ojczyzna, gdzie leży mój kapelusz

Oczywiście lepiej jest mieszkać w swoim rodzinnym kraju i mieć wolną głowę od trosk. Cudownie byłoby, aby każdy Polak czuł się w Polsce jak u siebie, był otoczony przyjaznymi urzędami i wcielającymi w życie nowe, lepsze prawo (dla wszystkich) parlamentarzystami. To oczywiście marzenia.

 

Bartosz Kotulski – kierowca i fotograf. Mieszkaniec Galway.

Nie zapominajmy także, że migracje towarzyszą ludzkości od początku jej istnienia. Każdy człowiek stara się żyć tam, gdzie jest mu po prostu lepiej. Od niego też zależy, co ze swoim imigranckim życiem zrobi. Wolność duszy, serca i migracji! Prawdziwy wysyp emigrantów nastąpił po rozszerzeniu Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku, kiedy to Irlandia, obok Szwecji i Wielkiej Brytanii, otworzyła swój rynek pracy. Irlandię zalała fala imigrantów, przede wszystkim Polaków.

Rodzina Madejków (nie w komplecie) – Aneta, Mirek i mała Hania. Mieszkają w Tuam. Zdjęcie – Agnieszka Grochola

Jaka jest Polonia, każdy widzi, ma ona swoje plusy i minusy. Zdawać by się mogło, że to tylko kwestia czasu, kiedy Irlandczycy przestaną lubić nas, Polaków na Wyspie. Jest, dzięki Bogu, inaczej, czego dowodem i przykładem jest reportaż Roberta Kawki „Jamajka Europy”, a także fakt, że oficjalnie Polaków w Irlandii, trzynaście lat po akcesji, jest ponad 160 tysięcy, choć wiemy, że to dane nieco zaniżone.

 

Tomasz Wybranowski

Fot. Agnieszka Grochola.

 

Rodzina Madejków z Tuam. Dzieci i własny dom w Irlandii – to spełnienie ich marzeń. Zdjęcie z albumu rodzinnego.

Komentarze