Liban jest krajem, w którym katolik jest obywatelem pierwszej kategorii. Tam polityka i religia są ze sobą związane

W kolejnej audycji Popołudnie Radia WNET Paweł Rakowski opowiadał o realiach libańskich. Dziennikarz przedstawił związki polityki i religii, które są w kraju cedru nierozerwalnie ze sobą związane.

Czytaj też: Abuna Kaziemierz Gajowy: Liban skutecznie opiera się fali terroryzmu i jest bezpieczniejszy niż niejeden kraj w Europie

W Libanie polityka i religia są ze sobą nierozerwalnie związane. Patriarcha maronicki historycznie był też przywódcą politycznym, albowiem na terytorium dzisiejszego Libanu nie było struktur państwowych i naturalnie to dotrwało do naszych czasów. Obecnie jest państwo – premierzy, rząd itd. Parlament, wobec którego Libańczycy są zgodni, żeby powywieszać.

[related id=”22326″]Od kilku lat panuje tzw. obstrukcja parlamentarna i władza nie potrafi rozpisać już wielce opóźnionych wyborów. Doszło nawet do tego, że któryś ze 128 parlamentarzystów publicznie zaproponował, żeby posłowie mieli dożywotnie pensje za swoją kadencyjną „służbę” narodowi – opowiadał dziennikarz, dodając następnie, że władza w Libanie jest niejako dziedziczna. Głównym przywódcą maronickim w latach 70. i na początku 80. był Baszir Gemayel – dowódca tzw. Falangi, a więc formacji zbrojnej, która broniła wsi maronickich przed Palestyńczykami. I ta właśnie „Falanga” optowała za koncepcją, że maronici nie są Arabami, lecz Fenicjanami, albowiem język arabski zdominował zarówno w liturgii, jak i w życiu codziennym dopiero w XIX wieku.

Rakowski wspomniał, kim są Fenicjanie – a więc lud znany nam z Pisma Świętego, który wynalazł pismo i pieniądz. A w Libanie bardzo sympatycznie rozmawia się o pieniądzach. Nie ma żadnego targowania – masz cenę, np. 5 dolarów, to ją płać i się ciesz, że tylko tyle. Nie ma co próbować swoich sił nabytych na jakiś wycieczkach w Turcji czy w Egipcie. Tutaj to nie działa. Wróć, jak będziesz miał pieniądze, i to wszystko. Niemniej wedle pewnych prądów ideologicznych maronici mieli nie być Arabami. Jednak koncepcja ta odchodzi powoli, albowiem nawet na szczycie Ligi Państw Arabskich prezydent kraju Michael Aoun, maronita, powiedział, że Liban jest krajem arabskim.

A więc ta dziedziczność władzy polega na tym, że jak przywódcą pewnej frakcji maronitów był Baszir, tak obecnie jej liderem jest jego syn Nadim. To samo dotyczy sunnitów – syn wielkiego premiera kraju Rafika Harririego, Saad, jest obecnie premierem. Tak samo u Druzów. Był Kemal Jumbulatt, którego zastąpił syn Walid, którego zastąpi jego syn Timour.

[related id=”23457″]Jednak najważniejszą postacią w tym układzie pozostaje patriarchat maronicki. W Libanie mamy 16 wyznań, grup etnicznych itd. i przypadku prawdziwego zagrożenia kolejną niepotrzebną wojną domową, o którą w tym kraju bardzo łatwo, decydenci różnych wyznań spotykają się w pałacyku patriarchy w Bkerke. Tam prawdziwi przywódcy debatują nad tym, jak nie doprowadzić do ponownej katastrofy, ponieważ w Libanie są takie nastroję, że może być wszystko, byle nie wojna. Ona jest nikomu niepotrzebna i jej nikt nie chce, ale ona wciąż wisi nad krajem. W Libanie krzyżują się interesy wszystkich. Wczoraj rozmawiałem z Witoldem Gadowskim, który mówił mi o wielu rosyjskich firmach w bejruckim porcie, które przeniosły się tam z Cypru. A patriarcha maronicki jest tym, który to wszystko spaja.

Ilu jest maronitów w Libanie? To jest pytanie polityczne, albowiem wedle konsensusu ustalonego jeszcze przez Francuzów to maronici mieli być najliczniejszą grupą, a więc mieli sprawować władzę. Jednak jak wiemy, tak już nie ma. Szacuje się, że w Libanie na 6 mln ludzi, jest 2-2,5 mln maronitów. Najliczniejszą grupą są szyici, bite 40%. Te 6 mln to są tylko obywatele kraju. Ale pamiętajmy, że tam jest prawie 3 mln uchodźców – z 2,5 mln z Syrii i 0,5 mln Palestyńczyków. I oni nigdy nie dostaną obywatelstwa libańskiego. Nigdy. Nawet w przypadku mieszanego małżeństwa, to nielibański współmałżonek, jak i dzieci z takiego związku, nigdy nie dostaną libańskiego paszportu. Po prostu nigdy. Natomiast są tam Polki czy Polacy, co poślubili maronitów czy maronitki, i z tego, co słyszałem, to mogą się ubiegać o paszport libański, który im jest niepotrzebny. Pamiętajmy o tym, że w Libanie opłaca się być katolikiem w wielu sprawach. To jest chyba jedyne miejsce na świecie, w którym jak się jest katolikiem, to się jest obywatelem pierwszej kategorii.

[related id=”23741″ side=”left”]Kościół maronicki jest największym posiadaczem ziemskim, tym samym na jego ziemi ludzie budują domy, zakładają interesy, firmy itd. Ale Kościół tam dba o sprawy materialne swoich, w takich wypadkach 24-godzinnych parafian. Kościół jest dużym pracodawcą, ponieważ maronici wyjeżdżają z kraju. Są elitą intelektualną, doskonale wykształceni, i mogą bez trudu znaleźć zatrudnienie na świecie. Ale jest poczucie, że trzeba bronić tego dziedzictwa, miejsc świętych, a do tego potrzebna jest formuła ekonomiczna, nad którą pieczę trzyma Kościół. Jak byłem w seminarium, to kierownik tej placówki ks. Nader pokazywał zdjęcia jakiegoś rocznika, z którego połowa pojechała za granicę – do Ameryki Płd., USA, Australii. Widać, że mają większy narybek seminarzystów niż kraj potrzebuje, ale też pokazuje to, jaka jest skala emigracji tej społeczności. Zresztą podobnie, wedle instytucji wyznaniowej, zorganizowani są szyici.

Taka organizacja ma swoje historyczne podłoże. Muzułmanie domagali się od chrześcijan specjalnego podatku. Prości wieśniacy, z reguły na skutek ucisku fiskalnego, w pewnym momencie przechodzili na islam. Jednak tam, gdzie Kościół był też sprawnie ekonomicznie zorganizowany – tak jak w Delcie Nilu czy też w górach Libanu – to łatwiej było się opłacić – zaznaczył Rakowski.

Posłuchaj całej rozmowy!

Czytaj więcej: Liban – Bejrut, Harrisa, Bkerke, Ghazir – objazd Pawła Rakowskiego po kraju Cedrów. Bogactwo, kontrasty, magia Libanu

Komentarze