Kwestia palestyńska została uznana, za „matkę wszystkich wojen”. Arabowie chcą pokoju z Izraelem, chociaż ten im nie ufa

Paweł Rakowski, dziennikarz Kuriera WNET, w audycji Popołudnie Radia WNET opowiadał o najważniejszych elementach zakończonego w Jordanii szczytu Ligi Państw Arabskich. Arabowie chcą pokoju z Izraelem!


Zakończył się szczyt Ligi Państw Arabskich, który miał miejsce w środę, w urokliwym miejscu nad jordańskim brzegiem Morza Martwego. Szczyt jest krytykowany jako jałowy, albowiem Liga jest niezdolna do jakichkolwiek realnych działań, a nawet deklaracji. Co więcej, większość liderów arabskich jest skompromitowana w oczach arabskiej ulicy – szkicował nastroje społeczne dziennikarz.

Autor tekstów do „Kuriera WNET” opisywał kondycję świata arabskiego, który coraz gromadniej zamieszkuje również Stary Kontynent:

[related id=”9439″]- Mimo tego, że rozparcelowany i zniszczony jest Irak, Jemen, Syria, Libia, że widmo wojny wisi nad Libanem, to kwestia palestyńska została uznana za tą „matkę wszystkich wojen”. Co więcej, widać po tym szczycie wielką potrzebę stabilności w regionie. Istotnym elementem tego szczytu jest deklaracja ammańska, która nawołuje do powstania państwa palestyńskiego, ponieważ bez niego nie będzie stabilności w regionie. Jest to powtórne wyciągnięcie ręki w kierunku Izraela, tak jak w 2002 roku. Deklaracja ammańska domaga się wycofania się z terytoriów okupowanych w zamian za pokój ze wszystkimi członkami Ligi – stwierdził dziennikarz.

Jednak Tel Awiw przeważnie pozostaje sceptyczny wobec pokojowych zapowiedzi ze strony potomków Izmaela:

Oczywiście Izrael zawsze się będzie tłumaczył, że takie propozycję to nic więcej jak czasowa „hulda” – czyli zawieszenie broni na czas określony, aż siły pozwolą na korzystne rozstrzygnięcie konfliktu. Tak zrobił prorok Mahomet.  Zawarł „huldę” z którymś z plemion żydowskich w Medynie, a potem je przedwcześnie złamał, kiedy miał siły do pokonania nieprzyjaciela.

– Dzisiaj czytam, że Beniamin Netanjahu z wielką radością zatwierdził budowę nowego osiedla na Zachodnim Brzegu, a więc deklaracja ammańska pozostanie tylko ciekawostką dla politologów i kolejną niespełnioną nadzieją – zaznaczył Paweł Rakowski.

W rozmowie z Włodzimierzem Brewczyńskim reporter Mediów WNET naszkicował historyczne tło zawiłych relacji krain lewantyńskich:

[related id=”3640″ side=”left”]- Jest niezwykle ciekawe, że to z Jordanii wychodzi taka propozycja. Jordania do podziału przez Anglików Ziemi Świętej w 1922 roku była częścią składową tzw. Palestyny. Anglicy stworzyli tzw. Jordanię na wschodnim brzegu Jordanu, aby umieścić tam swojego zaufanego człowieka – Abdullaha Haszymida, przegnanego ze świętych miast Mekki i Medyny przez Saudów.

– Co więcej, przez lata istniała tzw. „opcja jordańska”, czyli, że Izrael po zajęciu Zachodniego Brzegu wycofa się z kontroli nad ludnością arabską w zamian za kontrolę nad ziemią. Palestyńczycy byliby poddanymi króla jordańskiego i tym sposobem Izrael uzyskałby ulubiony dla siebie stan – realny spokój bez krępującego wszelkie ruchy pokoju. Oczywiście w latach 80-tych XX-wieku „opcję jordańską” należało porzucić, ponieważ nikt już nie mógł udawać, że nie ma Palestyńczyków – opowiadał dziennikarz.

Odniósł się również do „kwestii chrześcijańskiej” w zakończonym szczycie:

Król Abdullah II formalnie pełni rolę opiekuna świętych meczetów w Jerozolimie, ale nie zapomina też o chrześcijanach. Wspomniał w oświadczeniu o potrzebie szacunku wobec historycznego dziedzictwa miasta. Monarcha odwołał się do „jerozolimczyków”, a więc mieszkańców Jerozolimy. Okupacja dociska chrześcijan i muzułmanów bez wielkich różnic, a król, jak widać, odwołał się ponadkonfesyjnie. Pamiętajmy o tym w Polsce – gdzie jest dużo sympatii prożydowskiej czy proizraelskiej w różnych ruchach kościelnych – że chrześcijanie w Ziemi Świętej to Arabowie – przypominał autor kilku tekstów z owych krain.

Posłuchaj całej rozmowy!

Czytaj więcej:

Komentarze