Przed rozpoczęciem dzisiejszych obrad Rady Europejskiej rozmawialiśmy z ministrem spraw zagranicznych Witoldem Waszczykowskim. Szef polskiej dyplomacji zauważył, że wybór na przewodniczącego Rady polityka, który nie ma poparcia swojego rządu byłby symbolem arogancji i lekceważenia interesów państwa członkowskiego. Minister uważa, że w obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłoby odłożenie w czasie tej decyzji. Takie stanowisko zostało też zaprezentowane podczas wczorajszych konsultacji szefów dyplomacji Polski i Niemiec. Witold Waszczykowski zauważył też, że Polska – podobnie jak inne kraje – dysponuje prawnymi możliwościami blokowania niekorzystnych rozstrzygnięć.
– Możemy oczywiście stosować różne taktyki, żeby powstrzymywać niekorzystne dla nas decyzje. W ten sam sposób od lat funkcjonują inne kraje. Unia to nie jest klub altruistów. Trzeba przypominać Polakom, że państwa członkowskie zabiegają o swoje interesy narodowe.[related id=”6113″ side=”left”]
Polityk komentował też poparcie dla Tuska ze strony premiera Słowacji. Stwierdził też, że w perspektywie reform UE samo istnienie funkcji przewodniczącego Rady nie wydaje się oczywiste.
– W przyszłości, kiedy będziemy reformować Unię, trzeba się zastanowić, czy tego typu urząd jest potrzebny, czy nie zaoszczędzić na obsługujących go biurokratach i nie wrócić do prezydencji rotacyjnej.
Tymczasem, jak podaje PAP, z krajów europejskich Niemcy, Szwecja, Słowacja i Bułgaria zdecydowanie opowiadają się za reelekcją Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Premier Słowacji Robert Fico zastrzegł nawet, by wybór na przewodniczącego odbył się niezwłocznie, gdyż przełożenie go w czasie grozi niewybraniem Tuska ponownie na tę funkcję.