Siły tureckie i Syryjskiej Armii Narodowej uderzyły na chrześcijańską wioskę Tel Tamr. Ucierpiał budynek kościoła

Turecki patrol w Syrii / Fot. Türk Silahlı Kuvvetleri (VOA) / Domena publiczna

Tureccy żołnierze oraz sprzymierzone z nimi frakcje Syryjskiej Armii Narodowej uderzyły na wioskę Tel Tamr niszcząc wiele budynków mieszkalnych i uszkadzając budynek lokalnego kościoła.

W okolicach Tel Tamr zamieszkiwało do niedawna 12 ty. osób, głównie chrześcijan. Ataki dokonywane przez dzihadżystów i zagrożenie ze strony armii tureckiej spowodowały wyludnienie tego obszaru. Obecnie zamieszkuje go jedynie około tysiąca mieszkańców.

Do uderzenia na wioskę miało dojść pod pretekstem prowadzenia operacji wojskowej przeciw Kurdom. Prawosławny syryjski arcybiskup, Maurice Amseeh uważa jednak, że tureckie działania są wyrazem ekspansjonistycznych ambicji, których celem jest opróżnienie regionu z chrześcijan. Część ekspertów jest zdania, że mają one odwrócić uwagę od problemu inflacji trawiącego Turcję.

K.B.

Źródło: Vatican News

Przybyszewski: Jeśli rząd syryjski odzyskałby pełną kontrolę nad syryjskimi złożami ropy, stałby się bardziej niezależny

Łukasz Przybyszewski o tym, co się dzieje w Syrii, co wiemy, a czego nie oraz jaką rolą w konflikcie odgrywają obecnie Stany Zjednoczone i co ma to wspólnego z Iranem i Izraelem.

Łukasz Przybyszewski mówi o sprzecznych przekazach na temat konfliktu w Syrii. Twierdzi, że informacje żadnej ze stron nie są wiarygodne.

Nie ma żadnych podstaw, żeby wierzyć którejkolwiek ze stron.

Zauważa, że przy granicy mogą mieć miejsca przymusowe wysiedlenia ludności, ale nie mamy żadnego potwierdzenia tego. Nasz gość tłumaczy zawiłości polityki amerykańskiej w regionie. Wskazuje, że wycofanie pozostałych wojsk USA z Syrii byłoby w interesie Iranu. Amerykanie obecnie pilnują kontroli nad złożami ropy naftowej, znajdującymi się na terenach Rożawy. Jeśli syryjskiemu rządowi udałoby się odzyskać pełną kontrolę nad tymi zasobami, „to stałby się bardziej niezależny od Iranu”. Przeciwko Iranowi, a w interesie Izraela są ataki na miejsca, gdzie przebywają siły irańskie w Syrii. Nie wiadomo jednak czy stoją za nimi Stany Zjednoczone.

Analityk Azji Zachodniej odnosi się do propozycji stworzenia w Syrii  międzynarodowych stref bezpieczeństwa, stwierdzając, że są to pomysły naiwne i raczej niemożliwe do realizacji. Mówi, że „strefa bezpieczeństwa jest tworzona tylko turecko-rosyjska”, dodając, że w sprawie stref międzynarodowych „NATO też jest tutaj podzielone”. Państwa Paktu nie wyślą tam swoich wojsk bez zgody ONZ, a tam Rosja może postawić veto.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

An.K./A.P.

Determinacja Kurdów walczących w Północnej Syrii jest ogromna. „Marzymy o własnym państwie!” – mówią

Ponad 43 milionowy naród kurdyjski jest jedynym tak licznym narodem świata nie posiadającym własnego państwa. Dziś Kurdowie, którzy praktycznie pokonali ISIS są atakowani przez Turcję…

Kiedy kilkanaście dni temu Amerykanie zdecydowali o wycofaniu swoich wojsk z Syrii niemal natychmiast na północną część tego kraju zaczęła się inwazja turecka. Pod pretekstem walki z terroryzmem i tzw. Państwem Islamskim tureccy żołnierze zaatakowali przede wszystkim ludność i organizacje kurdyjskie.

Nasza determinacja jest ogromna, chociaż siły nieporównywalnie mniejsze biorąc pod uwagę, że Turcja ma drugą najsilniejszą armię w NATO – mówi Ziyad Raoof, pełnomocnik rządu kurdyjskiego ds. kontaktów z Polską, jeden z dwóch gości dzisiejszej audycji Radia „Solidarność” prowadzonej przez red. Pawła Pietkuna. – Jednak sam fakt, że Turcy nie odnieśli spektakularnych zwycięstw świadczy o tym, że naród kurdyjski nie poddaje się. I nie podda.

Naród kurdyjski ma dzisiaj takiego wyjątkowego pecha, że mimo że jest dużym narodem i w pełni na to zasługuje, nie może się dobić swojego niepodległego państwa – uważa biorący udział w dyskusji prof. Romuald Szeremietiew. – Jednak, żeby takie państwo pojawiło się na mapach, musi wcześniej zaistnieć cały zespół czynników – przede wszystkim musi się załamać pewien ład międzynarodowy, w którym akurat nieodległość danego narodu jest niepotrzebna. Tak było z Polską, kiedy nie było nas na mapach świata i tak jest dzisiaj z Kurdystanem.

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

Ks. Boguszewski: w Syrii nie ma już linii frontu, wojna praktycznie się zakończyła…

O swoich refleksjach z czasu posługi w Syrii opowiada ks. Mariusz Boguszewski, duchowny, który wspierał syryjskich chrześcijan.

– W Syrii wojna praktycznie się już zakończyła, nie ma już linii frontu – mówi ks. Mariusz Boguszewski, dzisiejszy gośĉ Radia WNET. Państwo Islamskie nadal kontroluje jednak kilka pojedynczych miast, takich jak Rakka czy Idlib. Ksiądz opowiada również o tym, jak ważne dla lokalnych chrześcijan jest wsparcie kościoła oraz pomoc humanitarna.

Duchowny pochyla się również nad planowaną wizytą papieża Franciszka na Bliskim Wschodzie. Na pewno odbędzie pielgrzymkę do Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz Maroka. Ksiądz Boguszewski liczy, że ojciec święty odwiedzi także Irak. – Może nawet i Syrię – mówi.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!

mf

 

Ks. Cisło: Więcej Syryjczyków ginie dzisiaj z braku dostępu do leków i procedur medycznych niż od bomb [VIDEO]

Jeśli nie damy syryjskim dzieciom książki do ręki, to ktoś inny da im karabin – mówi ks. Waldemar Cisło, podsumowując kolejny rok działalności polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie.


Ks. Waldemar Cisło, dyrektor polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie, podsumowuje w Poranku kolejny rok jej działalności. Stwierdza, że 2018 r. przyniósł synergię organizacji świeckich i kościelnych. Przyczyniło się do niej powołanie przez rząd ministra do spraw pomocy humanitarnej i uchodźców, którym została Beata Kempa, a także przeznaczenie na pomoc środków z budżetu premiera.

Gość Poranka wymienia inicjatywy, które udało się zrealizować sekcji w mijającym roku.  Były to głównie działania w Syrii, o szczególnym znaczeniu dwóch projektów: Syria 2, dzięki któremu wyleczono 6 tysięcy osób, oraz Mleko dla Aleppo, w ramach którego 3 tysiące matek codziennie przychodziło po mleko w proszku dla swoich dzieci.

Sekcja w nadchodzącym roku nie zamierza spoczywać na laurach – ma nadzieję, że w 2019 r. uda jej się m.in. dofinansować szpital w libańskiej Zahle oraz wybudować w Syrii szkołę. Druga inicjatywa ma być zrealizowana dzięki współpracy z Węgrami.

Jeśli my im [dzieciom – przyp. red.] nie damy książki do ręki, to ktoś inny da im karabin.

Duchowny zaznacza, że nie zakończenie wojny w Syrii nie jest jeszcze jednoznaczne. Sytuacja może ulec znacznej zmianie po wycofaniu się z kraju wojsk amerykańskich. Dyrektor Pomocy Kościołowi w Potrzebie podkreśla nadal istniejący w państwie problem kurdyjski – sytuacja wojenna sprawiła, że Kurdowie ze zwiększonym zapałem podjęli starania o utworzenie zamieszkałego przez siebie państwa.

Gość Poranka stwierdza, że kolejnym krajem na Bliskim Wschodzie o trudnej sytuacji wewnętrznej jest Irak. Grozi mu rozerwanie na trzy części przez Iran, słaby rząd w Bagdadzie i Kurdów.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Widziałem, jak Syria się zapaliła/ Antoni Opaliński rozmawia z misjonarzem Zygmuntem Kwiatkowskim, „Kurier WNET” 47/2018

Chrześcijanie obawiali się bliższych kontaktów z muzułmanami, bo byli słabsi prawnie. Stąd wielkie rody chrześcijańskie stawały się muzułmańskimi. Dlatego chrześcijaństwo się stopniowo wycofywało.

Antoni Opaliński
Zygmunt Kwiatkowski SJ

Widziałem, jak Syria się zapaliła

Z ojcem Zygmuntem Kwiatkowskim SJ, misjonarzem, który ponad trzydzieści lat pracował na Bliskim Wschodzie, autorem książki Za Daleki Bliski Wschód (Wydawnictwo Święty Wojciech, 2017), w której opisuje swoje doświadczenia i początek wojny w Syrii, rozmawia Antoni Opaliński.

Spotykamy się w Warszawie, w klasztorze Jezuitów przy sanktuarium św. Andrzeja Boboli. Ojciec przyjechał, aby odprawić mszę świętą w języku arabskim.

Tak jest, raz w tygodniu przyjeżdżam do Warszawy z intencją, aby spotkać się z osobami, które znają język arabski, a także z Polakami, którzy mają związek z Bliskim Wschodem, szczególnie z Syrią.

Jak wiele osób przychodzi na taką mszę w Warszawie?

Dwadzieścia kilka osób, to jest mała grupa… po mszy świętej jest spotkanie, oni potrzebują takich spotkań w swoim gronie.

Z jakiego okresu pochodzą teksty liturgii w języku arabskim?

To jest liturgia, która była najczęściej praktykowana przeze mnie w Syrii; to jest liturgia w obrządku łacińskim, ale w języku arabskim. Będąc w Syrii, odprawiałem również mszę w obrządku bizantyjskim i maronickim. Jednak okazało się, że prostota liturgii łacińskiej jest najbardziej do przyjęcia na co dzień, a dla mnie najbliższa. Podobną mszę mamy w Łodzi, co tydzień w czwartki. Nazywam to mszą ze św. Charbelem.

Cały czas słyszymy o kolejnych etapach konfliktu w Syrii. Jakie są korzenie tej wojny i dlaczego trwa tak długo?

Podoba mi się pytanie o korzenie. Na ogół sądzi się, że wszystko już wiemy i tylko myślimy o rezultacie, a więc – jak pomóc tym ludziom. Tymczasem konieczne jest zapytanie, skąd to się bierze? Najprościej mówiąc, tak samo jak przy niedomaganiach fizycznych, czymś zasadniczym jest diagnoza, żeby później odbyło się leczenie. Mam duże przekonanie – i to sprawia ból – że tyle cierpienia, taki bezmiar katastroficznych skutków tej wojny, i w zasadzie nikt nie wyjaśnił, jakie są przyczyny. Najpierw optymistycznie mówiono, że to jest wiosna arabska, że to jest coś dobrego, że zaraz zobaczymy tego owoce, zakwitnie, zazieleni się, będzie demokracja i postęp… Tym bardziej, że to jest rejon, który obfituje w bogactwa naturalne. Skądinąd wiadomo – nie jesteśmy naiwni – że tam się koncentrują te główne wektory polityczne, że tam jest obecny i Wschód, i Zachód, albo – jeśli tak wolimy powiedzieć – Rosja i Stany Zjednoczone. Plus potęgi regionalne – a więc Izrael, Iran, Turcja, a więc Arabia Saudyjska. Zaangażowana jest polityka światowa. Tym bardziej to jest przykre, jeśli chodzi o Syryjczyków. Bo patrzy się na nich jak na ludzi, którzy zafundowali sobie taki bałagan, bili się między sobą i w efekcie musimy im pomagać. Tymczasem oni chcieliby pokoju i jest dużo znaków porozumienia się. Przecież oni nie byli jedynym podmiotem, który jest odpowiedzialny za to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. I teraz widać, że to nie w ich gestii jest zakończenie tej wojny. Ludzi myślących to nie dziwi, bo świat jest coraz bardziej globalny i liczą się przede wszystkim globalne potęgi. I tu jesteśmy u źródeł konfrontacji, próby sił, jakiegoś ustalania tego, co nawet oficjalnie nazywano Nowym Porządkiem Świata, ogłoszonym jeszcze przez prezydenta Busha. Ten świat jest jakoś porządkowany; to oczywiście jest eufemizm, to porządkowanie raczej przypomina trzęsienie ziemi – to jest po prostu wojna, bez owijania w bawełnę.

Ksiądz spędził w Syrii ponad trzydzieści lat. Jak tam się żyło? Rządy były raczej surowe…

Ks. Zygmunt Kwiatkowski SJ | Fot. Wydawnictwo Święty Wojciech

Najpierw osobiście – to był kraj, do którego nie miałem wielkiego sentymentu i nigdy nie myślałem, że tam pojadę. Pojechałem, ponieważ zostałem wysłany na misję, wcale nie chciałem tam się udać. Rok 1982 w Polsce to był rok intensywnej pracy, byłem duszpasterzem akademickim na KUL-u, w środowisku lubelskim wrzało: bardzo dużo ciekawych ludzi, zaangażowanych, zatroskanych o Polskę, chcących coś robić. A więc widziałem, że jest potrzeba, podobała mi się ta praca. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z tego, że mam 37 lat. Zaczynać język, który jest zupełnie obcy… ja już miałem dosyć studiowania. Studiowałem, zanim wstąpiłem do zakonu, później w zakonie. I rzeczywiście, pojechałem do tego kraju jak na pustynię, nie znając języka arabskiego, słabo znając język francuski. Żeby poznać arabski, trzeba było dużo energii i równocześnie wyciszenia poza aktywnością szkolną. To, co mnie pociągało w tym kraju, to świadomość, że jestem blisko Ziemi Świętej, że to jest ziemia biblijna, Damaszek i nawrócenie Szawła, który tam został Pawłem.

Z Biblii wiem, że monarchia Salomona sięgała jeszcze poza Damaszek, aż do Homs. Świadomość tego, że Kościół stamtąd się wywodzi, miała dla mnie znaczenie i to było coś pozytywnego. Później natomiast, o dziwo, to przyjaźnie, ludzie, szczerość tych przyjaźni sprawiły, że moje samopoczucie było dobre i odnalazłem się w tym kraju. To był kraj według naszych pojęć zacofany, ale istniał tam olbrzymi potencjał rozwoju i rzeczywiście nastąpiła kolosalna zmiana, przy czym warte jest zauważenia, że nie zdradzili samych siebie, że ich tożsamość pozostała nienaruszona. To był rzeczywiście rozwój, nie tylko dlatego, że zaczęli dysponować wysokimi technologiami. Ale pozostali ludźmi – nie chcę powiedzieć, że byli święci – ale ludźmi, którzy nie gardzili świętością. Szczególnie widziałem ten rozwój wśród chrześcijan, którzy byli dumni z tego, że świat Zachodu jest im bliski, a z drugiej strony nie utożsamiali się z wyraźnie negatywnymi znamionami tej cywilizacji. Byli do nich krytycznie ustosunkowani – mówię o Syryjczykach w ogólności. Oni bardzo dbają o rodzinę, mieli kontakty, wielu ludzi mieszkało w Europie, nie mówiąc o takich kontaktach, jak telewizja i internet. Sfera moralna była bolesna, i to coraz bardziej.

Początkowo chrześcijaństwo wniosło ze sobą szkolnictwo, szkolnictwo wyższe, szpitale, troskę o zdrowie. Tak więc kojarzyło się z postępem o ludzkiej twarzy. Później, kiedy pojawiła się telewizja satelitarna i dostęp do programów obscenicznych, do programów, które Syryjczyków szokowały, łatwo było kaznodziejstwu, które było przeciwko Zachodowi i chrześcijaństwu, udowadniać: zobaczcie, czym jest Zachód, co proponują nam tak zwani chrześcijanie. Ten szok miał duże znaczenie w przewartościowaniu: od aprecjacji i uznania dla kultury i cywilizacji zachodniej do niechęci i obawy, że ona może zniszczyć ich środowisko moralne i wartości, którymi żyją.

Jak w porównaniu z Polską wygląda poziom ich wiary, staranność liturgii, świadomość historii Kościoła?

To jest bardzo ciekawe i pewnie związane również z ich charakterem. Bo z jednej strony widziałem nadzwyczajne symptomy przywiązania do swojej tradycji. Chciało im się uczyć języka liturgicznego, np. aramejskiego, albo u Koptów – koptyjskiego. Powtarzali całe frazy i mieli tę radość, że mogą modlić się w tym języku, który na co dzień nie jest używany. Z drugiej strony widziałem nadzwyczajną wolność wewnętrzną. Oni nie mili kłopotu, żeby pójść do kościoła o innym rycie i tam uczestniczyć w modlitwie. W naszym Centrum, które prowadziliśmy w kilku miastach – byli z nami na co dzień, ale w czasie świąt całą rodziną chodzili do swojego kościoła. Nie było kwestii, czy są związani z kościołem syriackim, maronickim czy prawosławnym. Przychodzili do nas ze względu na konferencje, na formację, na udział we wspólnotach czy grupach, na inicjatywy, które tam były podejmowane. Uważam, że to było zdrowe podejście. Na tym powinien polegać dialog, żeby nie wykorzeniał ze swojej tradycji, ze swojego Kościoła, ale z drugiej strony nie zamykał też, nie patrzył takim krytycznym wzrokiem na tych, którzy są odmienni. Stąd, jeśli mowa o tym, jacy oni są: z jednej strony przywiązani do tradycyjnych modlitw, z drugiej strony mają łatwość, żeby zaakceptować nową propozycję.

Jak układały się stosunki chrześcijan z muzułmanami? Ojciec był świadkiem tego przez wiele lat.

Odpowiedź jest łatwiejsza, jeśli ktoś wie, na czym polega ideologia multikulti. To było bardzo atrakcyjne – wszyscy jesteśmy bliscy, wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy się nawzajem szanujemy… a sprawa religii i wierzeń – to jest sprawa prywatna, o tym się nie mówi, o tym nie powinniśmy mówić, bo to dzieli… Tymczasem okazało się, że w Europie to się nie sprawdziło. W sferze idei ładnie się prezentowało, ale wiara u człowieka o aspiracjach wewnętrznych i orientacji życiowej idzie dalej niż sprawy praktyczne – nie jest tylko sprawą prywatną, ona promieniuje poprzez osobowość, obojętnie, czy jest on w świątyni, czy sam w swoim pokoju, na wakacjach czy w pracy. Szczególnie u muzułmanów są pewne nakazy, żeby eksterioryzować wiarę, dotyczące stroju czy jedzenia. Oni nie mają żadnego problemu, żeby modlić się w parku na trawie czy w innych miejscach użytku publicznego. Czyli nie dało się tego zamknąć tylko w sferze prywatnej. I nie tylko praktycznie. Z antropologicznego punktu widzenia zamknięcie religii w sferze prywatnej to jest ograniczenie, coś, co blokuje osobowość człowieka. Wschód posiada pod tym względem inne doświadczenie. Niedawno ukazała się książka, która jest wywiadem z patriarchą maronitów, kardynałem Becharą Raim. Pierwszy raz spotkałem się ze sformułowaną w takim wymiarze propozycją, jak Kościół Wschodni widzi współżycie między różnymi wspólnotami świeckimi i religijnymi. To zdawało egzamin. I to niesie więcej szacunku do człowieka.

Okładka książki o. Zygmunta Kwiatkowskiego SJ

Nie mówię tu o spojrzeniu muzułmańskim, bezpośrednio związanym z Koranem. Tam wyraźnie są dwie kategorie ludzi – wierzący i niewierni – nie niewierzący, ale właśnie niewierni. I ten niewierny jest człowiekiem drugiej kategorii, a jego prawa są ograniczone. Ale ja mówię o spojrzeniu chrześcijańskim, które respektuje odrębność religijną drugiego człowieka i uznaje za coś naturalnego wspólnoty, które posiadają swoją wiarę i jednocześnie są członkami tej samej zbiorowości narodowej, tworzą określony naród i państwo, w związku z czym przekonania religijne drugiego człowieka zasługują na szacunek.

Rzeczywiście ja to widziałem: w czasie świąt chrześcijańskich muzułmanie odwiedzali rodziny czy składali życzenia w miejscu pracy. Tak samo zachowywali się chrześcijanie w okresie ramadanu – bez żadnego nacisku, bo w Syrii nie było obowiązku jego przestrzegania. W niektórych krajach, jeżeli ktokolwiek podczas ramadanu w dzień spożywa jedzenie, jest traktowany jak przestępca. Natomiast chrześcijanie w Syrii z własnej inicjatywy nie pili w pracy kawy czy herbaty, ewentualnie gdzieś dyskretnie, żeby wspierać muzułmanów, być solidarnymi z ich postem. Nieraz byłem w Syrii uczestnikiem takich spotkań, gdzie nawet biskup i księża organizowali kolację ramadanową dla duchowieństwa muzułmańskiego. To nie był ani przymus, ani teatr, tylko wyraz szacunku dla kogoś drugiego.

Bardzo często na uniwersytecie, jak chrześcijanie byli w swojej grupie i przychodzili muzułmanie, to oczywiście byli życzliwie przyjmowani: „witamy naszego brata w wierze”. Dopiero później zrozumiałem, że chodziło o to, żeby dać znać, żeby nikt z obecnych nie powiedział czegoś nieprzyjemnego. To był wyraz szacunku, a jednocześnie obawa, żeby nie zapaliła się iskra konfliktu, wzajemnej niechęci. To się wyczuwało, że kwestia przynależności do wspólnoty religijnej jest istotna. Oni od razu to widzą: jak dziewczyna jest zakwefiona, to wiadomo, że muzułmanka; jeżeli ma odkryte włosy to chrześcijanka. Poza tym pewne imiona mają tylko muzułmanie, inne chrześcijanie, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Jeżeli imię jest neutralne, to wystarczy kilka zdań i już się orientują i wiedzą, jak rozmawiać. Czyli jest w tym wszystkim element obcości, ale ja bym tego nie wyolbrzymiał.

A jak to się przekładało na sytuację prawną, bo jednak chrześcijanie byli w mniejszości, nawet jeżeli pod pewną opieką państwa?

Ponieważ źródłem prawodawstwa w Syrii był Koran, więc pewne elementy prawa były dla chrześcijan krzywdzące. Ogólnie – muszę to jeszcze raz podkreślić – było dużo szacunku i wzajemnej życzliwości. To wpływało na pewną kulturę, która była przez wszystkich przyjmowana i praktykowana. Stąd życie w Syrii i kontakty z Syryjczykami były bardzo przyjemne. Poza tym byli bardzo gościnni. Bardzo często w autobusie, kiedy chciałem płacić za bilet, przychodził konduktor i mówił, że już ktoś zapłacił. Ot dlatego, że jestem cudzoziemcem.

Przede wszystkim prawo małżeńskie i rodzinne były regulowane przez prawo religijne. Nie byłoby problemu, gdyby chrześcijanie mogli żyć po chrześcijańsku, muzułmanie po muzułmańsku. Ale prawo państwowe musi regulować też kwestie pomiędzy odmiennymi wspólnotami religijnymi. I tutaj muzułmanie byli górą. Najbardziej drastyczne kwestie to takie, że jeśli chrześcijanin chciał poślubić muzułmankę, musiał zmienić religię i zostać muzułmaninem. Nieraz tak się dzieje – nie dlatego, że ktoś planuje, że ożeni się z muzułmanką, tylko po prostu się zakocha. Wtedy jest zgroza, bo taki chrześcijanin, nie mając najmniejszej ochoty, żeby być muzułmaninem, jest do tego zmuszany. Natomiast muzułmanin może swobodnie ożenić się z chrześcijanką i nie tylko nie musi zmieniać religii, ale też jego dzieci będą wręcz pilnowane, żeby były muzułmanami. Chrześcijanka może pozostać chrześcijanką, jeśli poślubi muzułmanina, ale on może poślubić drugą i trzecią, i kolejną żonę, i może się z nią rozwieść. Ona, nawet pozostając jego jedyną żoną, nie ma możliwości dziedziczenia. Takie elementy sprawiały, że chrześcijanie obawiali się bliższych kontaktów z muzułmanami, ponieważ byli słabsi prawnie. Stąd, takie jest doświadczenie historii, wielkie rody, początkowo chrześcijańskie, stawały się muzułmańskimi. Dlatego chrześcijaństwo się stopniowo wycofywało.

Najpierw byłem oburzony na to, że chrześcijanie boją się muzułmanów, tworzą coś w rodzaju getta. Później zrozumiałem, że to ma znaczenie. Boją się dalej idących relacji i przyjaźni ze względu na dzieci. Żeby się nie zdarzyło, że syn zakocha się i wtedy prawo zmusza go do tego, żeby stał się muzułmaninem, a jego rodzina muzułmańska.

I od tego świata, w którym, mimo nierówności prawnej, chrześcijanie żyli w pewnej harmonii, przeszliśmy do wojny i groźby zagłady wspólnot chrześcijańskich. Jak to się stało?

No właśnie, byłoby śmieszne mówić teraz: myśleliśmy, że będzie wiosna, a nadeszła zima. Widziałem, że stosunki z muzułmanami były dobre. Co więcej, przyjechał Jan Paweł II i Syria, która jest w większości muzułmańska, przyjęła go z wielkim szacunkiem. Niektórzy mówili do nas: „jesteście szczęśliwi, że macie takiego przywódcę”; mówili, że światło biło z Jego twarzy.

Niedawno słynna mistyczka Myrna Nazzour zapytana, jakiej Syrii pragnie, odpowiedziała: takiej, jaką była. My nie chcemy państwa chrześcijańskiego, choć nieraz nam się proponuje kanton chrześcijański. Niech wróci to, co było, byle był szacunek. I to mówiła kobieta, która wiedziała o tych nierównościach, np. o takich, że chrześcijanin nie może zostać prezydentem. Ale chrześcijanie w tym kraju byli szanowani, respektowani, mogli się uczyć. Bardzo dbali o wykształcenie, wiedzieli, że to jest ich ostoja.

Ale w to wkradł się element ideologiczny i pieniądze. Syryjczycy wiedzieli, czym jest wojna w Iraku; w Syrii było dwa miliony Irakijczyków. Wiedzieli, co się stało z Irakiem, jaka tam nastąpiła olbrzymia katastrofa. Pojawiły się protesty i wcale nie ukrywano, że były one opłacane, ktoś za to płacił. Za każdy protest, który wychodził z meczetu, płacono każdemu pięćset albo tysiąc lirów. Chrześcijanki mówiły, że słyszały od muzułmańskich sąsiadek: „teraz mam dobrze, bo moi synowie pracują, chodzą na te pokojowe protesty, otrzymują pieniądze, już kupiłam lodówkę” itd.

Sam widziałem, jak rebelianci w maskach, z karabinami zatrzymali autobus. Jeszcze wtedy się uratowałem, bo to nie była „kreska” na cudzoziemców. Nawet nie wiem, czy mnie rozpoznali. Oni szukali młodych ludzi, którzy mogli być żołnierzami po przeciwnej stronie. Później, wychodząc, powiewali banknotem i mówili: „jak dojedziecie do miejsca zamieszkania – w całej Syrii są protesty i za każdy płacimy pięćset albo tysiąc lirów”. To były pieniądze za pokojowe manifestacje, które potem okazały się niezbyt pokojowe.

Płacone przez kogo – Arabię Saudyjską, Turcję, Amerykę, Rosję, Europę?

Myślę, że dobrze, jak zakończymy nasze spotkanie tak, jak rozpoczęliśmy. Uważam, że to jest dobre pytanie, które jest konieczne. Nie należy tylko klajstrować i myśleć, jak pomóc. Trzeba odpowiedzieć, skąd to się bierze. Kwestia odpowiedzialności jest ważna. Teraz w Polsce tak dużo się mówi o historii, o tym, że byliśmy ofiarami i nie można nas rozliczać jako sprawców. Jeżeli po siedemdziesięciu latach pytanie o przyczyny jest ważne, to tym bardziej Syrii nie można tylko pomagać i uspokajać, bo to może być zamiatanie pod dywan.

Kto to zapoczątkował, dlaczego została dokonana inwazja w Iraku, pod sfingowanym pretekstem? Wiadomo, że to jest newralgiczny punkt świata. Papież nie jest politykiem, ale kilkakrotnie powiedział, że to jest trzecia wojna światowa. To coś znaczy… Wojna hybrydowa. Jak przyjeżdżam do Polski, mam inną wrażliwość na wojnę na Ukrainie. U nas się przyjęło, że tam gdzieś jest problem. Ale to nie jest tylko problem Ukrainy. Ja widziałem, jak Syria się zapaliła, a miała się nie palić. Oni tego nie chcieli.

Jeżeli świat jest globalny, to wojna światowa nie musi być od razu z czołgami, czerwonymi gwiazdkami i innymi emblematami państw. W Syrii jest sto organizacji bojowych, które wydają się nie do opanowania. One reprezentują któreś z tych potęg. Nawet jeśli nie wprost, żołnierze tych państw uczestniczą w tej wojnie, a te potęgi nią kierują.

Wywiad został przeprowadzony w lutym br.

 

Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Zygmuntem Kwiatkowskim SJ pt. „Widziałem, jak Syria się zapaliła” znajduje się na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018,

wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Zygmuntem Kwiatkowskim SJ pt. „Widziałem, jak Syria się zapaliła” na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Szczątki ISIS znikają z Syrii. Może przeistaczają się w inną, równie okrutną formację, która odrodzi się w innym miejscu

To nie jest wojna domowa. Tu liczy się ropa naftowa – twierdzą nasi syryjscy rozmówcy. Dla chrześcijan z Syrii to Stany Zjednoczone są ich głównym wrogiem i władcą marionetek z Państwa Islamskiego.

Luiza Komorowska

Amal zdecydowała się opuścić swoją ojczyznę po czterech i pół roku wojny. Wspomina, że było to życie w ciągłym strachu i niepewności. Naokoło spadały wciąż bomby. Wraz z najbliższą rodziną trafiła do Polski. Mieszkają na południu Polski pod opieką instytucji związanej z Kościołem. Rodzina syryjskich chrześcijan bardzo polubiła nowe miejsce, mimo zdarzających się nieporozumień. (…)

– Polacy nie wierzą, że jesteśmy chrześcijanami. Chcielibyśmy im powiedzieć, że naprawdę nimi jesteśmy, a jeśli chodzi o muzułmanów, to nie wszyscy są terrorystami.

Umiarkowani muzułmanie nie akceptują terroryzmu. Poza tym Polacy uważają nas za przybyszów z dżungli, a my mamy dobre wykształcenie. Edukacja w Syrii jest obowiązkowa do dziewiątej klasy. (…)

Wyobrażenie tych, którzy tutaj przybyli, nieco minęło się z rzeczywistością, jaką zastali. Na drodze prawnej i administracyjnej pojawiały się trudności, by tu pozostać; nie wszyscy okazywali serdeczność, czasem wręcz dawało się odczuć niechęć. Bywa, że imigranci na status uchodźcy czekają bardzo długo, sprawy ciągną się miesiącami. Mimo to są bardzo wdzięczni wszystkim, którzy pomogli im się tu osiedlić.

– Mamy możliwość wyjazdu do Niemiec, jak inni Syryjczycy, ale wolimy zostać w Polsce. Podoba nam się tutaj, bo to „cichy i spokojny kraj”… tak jak Syria przed wojną. (…)

– Nie potrafisz sobie wyobrazić ogromu cierpienia, które znosiliśmy. Każdego dnia martwiłam się o swoje dzieci, że zostaną porwane w drodze na studia czy do pracy. – opowiada Hiba. Ona także nie chce zdradzać nazwiska z obawy o swoje bezpieczeństwo. W Polsce jest od trzech lat. Pochodzi z Homs, gdzie mieszkała i uczyła w szkole dzieci języka arabskiego. Wojna trwała już około czterech lat, kiedy pewnego ranka Hiba poszła do pracy jak co dzień – nie wiedząc, czy wróci. Samochód z ładunkiem wybuchowym eksplodował tuż przy szkole, w której uczyła. Zginęło więcej niż pięćdziesięcioro dzieci. Ich ciała, krew i plecaki w szczątkach spadały na pobliskie ulice, drzewa i domy. Po tym wydarzeniu nie mogła mówić przez dwa dni. Nie wytrzymała. (…)

– Gdyby tylko USA i Rosja zechciały skończyć tę wojnę, mogłyby to zrobić w każdej chwili. Ale to jest polityka, nie zrozumiesz tego. To nie jest wojna domowa. Tu liczy się ropa naftowa – twierdzą nasi syryjscy rozmówcy. Dla chrześcijan z Syrii to Stany Zjednoczone są ich głównym wrogiem i władcą marionetek z Państwa Islamskiego. Arabia Saudyjska, Katar, Turcja i Izrael są jego sprzymierzeńcami.

Fot. Pomoc Kościołowi w Potrzebie

Baszar al-Asad jako alawita zapewniał wolność i bezpieczeństwo zarówno chrześcijanom, jak i umiarkowanym muzułmanom. Opozycja wspierana przez USA to radykalni muzułmanie należący do sunnitów, którzy innym wyznaniom nie zapewnią podstawowych praw.

Ten obraz powtarza się w kolejnych rozmowach. Chrześcijanie z Syrii i misjonarze nie idealizują syryjskiego dyktatora, twierdzą po prostu, że jego rządy zapewniały bliskowschodnim chrześcijanom spokojne życie. Wojna przyniosła widmo zagłady dla wspólnot, których historia sięga często czasów apostolskich. Nasi rozmówcy nie wierzą, że atak chemiczny w Dumie został przeprowadzony przez siły rządowe – Asad nie byłby taki głupi, przecież wie, że wszyscy patrzą mu na ręce – przekonują chrześcijanie z Syrii, chroniący się w Polsce. Nasi rozmówcy kwestionują informacje z mediów. Sekwencja wydarzeń i krótki czas ich realizowania nie przekonuje o ich autentyczności. Nieudowodniony do końca atak chemiczny, komediowe odgrażanie się Donalda Trumpa na Twiterrze, ewakuacja bazy Rosjan i… rakiety lecą z amerykańskich okrętów. Specjaliści nazywają to wyreżyserowanym spektaklem. Wielu obserwatorów przypomina amerykańską inwazję na Irak, której towarzyszyły nigdy niepotwierdzone zarzuty posiadania przez reżim w Bagdadzie broni masowej zagłady. (…)

W Syrii nie giną tylko chrześcijanie, ale bombarduje się głównie ich dzielnice, gdyż stanowią najsłabsze ogniwo. Kiedy chce się zemścić na Zachodzie, uderza się w chrześcijan.

Geopolityczny kontekst przedstawił w Poranku WNET arabista Franciszek Bocheński. Jego zdaniem – niezależnie od tego, czy syryjski reżim użył broni chemicznej, czy nie – Amerykanie dążą do zniszczenia Syrii jako ostatniej pozostałości po „arabskim ruchu narodowym”. Z kolei Rosjanie bronią rządu w Damaszku jako przyczółka zapewniającego im obecność na Bliskim Wschodzie.

– Syria przed wojną była wzorcowym przykładem wzajemnych relacji różnych wyznań. To Europa wyhodowała największe ekstrema religijne – dodaje ks. Cisło – Nauczanie imamów w krajach naszego kontynentu nie było kontrolowane. Korzystali oni z przywilejów kraju, w którym gościli, jednocześnie nawołując do podbijania go.

Przed wojną w Syrii było ponad 20 mln mieszkańców. Do tej pory wyemigrowało 5 milionów. Według niemieckich służb 1–2 procent uchodźców to terroryści, natomiast libańskie służby twierdzą, że terrorystów jest nawet 5 procent.

Od 2013 roku Polska przyjęła 506 uchodźców z Syrii (dane na początek marca 2016). 348 wniosków zostało rozpatrzonych odmownie.

Cały artykuł Luizy Komorowskiej pt. „Wrócą, kiedy skończy się wojna – nie ich wojna” znajduje się na s. 8 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Luizy Komorowskiej pt. „Wrócą, kiedy skończy się wojna – nie ich wojna” na s. 8 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Syria: Aleppo i Homs wyglądają jak Warszawa 1945 roku, ale w ogromie zniszczeń ludzie potrafią znajdować wiele radości

Celem dżihadystów jest wygnanie chrześcijan z Syrii, żeby Syria była jednolicie muzułmańskim krajem. Chrześcijanie jednak zrobią wszystko, żeby w tym kraju zostać, bo to jest ich ojczyzna.

Wojciech Kempa, redaktor naczelny Magna Polonia – Prawicowego Portalu Informacyjnego, spędził święta wśród chrześcijan w Syrii. W Poranku Wnet opowiadał, jak wyglądają nękane miasta tego kraju i jak żyją tam ludzie.

– Ogrom ludzkiej tragedii. Setki, tysiące zniszczonych domów. Można iść kilometrami i nie spotkać ani jednego niezniszczonego budynku. Aż takich zniszczeń się nie spodziewałem. Wschodnie Aleppo wygląda niczym Warszawa w 1945 roku, podobnie Hims. Inaczej jest w Damaszku — jest to wielkie, tętniące życiem miasto; zniszczenia są zdecydowanie mniejsze, bo jednak walki były tam mniej intensywne. […] Ogrom ludzkiego dramatu, a także pragnienie przetrwania i odbudowy tego, co się utraciło, zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. […]

W Aleppo katedra bez dachu, mocno podziurawiona, wszystkie domy wokół zniszczone, a kościół wypełniony po brzegi. W takiej scenerii odbywało się wielkopiątkowe nabożeństwo.

Krzysztof Skowroński pytał, na kogo liczą chrześcijanie w Syrii i czy chcą wyjechać do Europy. Gość Poranka Wnet powiedział, że dla chrześcijan niewątpliwie Baszszar al-Asad jest człowiekiem, który gwarantuje im, że nie zostaną wymordowani przez dżihadystów, więc stoją za nim murem. Nie chcą wyjeżdżać z kraju, pragną, żeby ta wojna jak najszybciej się skończyła i żeby mogli powrócić do normalnego życia w miejscu, gdzie są ich korzenie, skąd pochodzą, gdzie od dwóch tysięcy lat żyli ich przodkowie, chrześcijanie.

Tam jest ogromna ilość dzieci, w każdej rodzinie jest gromadka dzieci, które kręcą się po ruinach, tam się bawią, śmieją się i cieszą. W tym ogromie nieszczęść ludzie potrafią znajdować wiele radości…

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

lk