Program Wschodni 03.06.2023 r.: „Polska jest obiektem ataku dezinformacji, ale bronimy się dosyć dobrze”

Wojciech Mucha | fot. Paweł Bobołowicz

Gościem audycji jest Wojciech Mucha, dziennikarz, publicysta, specjalista od dezinformacji, współtwórca StopFake PL, współprowadzący nowego programu „Demaskatorzy” w TVP Info.

Paweł Bobołowicz rozmawia z Wojciechem Muchą o rosyjskiej dezinformacji wymierzonej w Polskę i o tym, jak jej przeciwdziałać.


Gościem audycji jest dr hab. Tomasz Stępniewski prof. KUL, zastępca dyrektora Instytutu Europy Środkowej ds. badawczo-analitycznych. Opowiada o Lublin Central Europe Forum 2023, które odbyło się 29-30 maja i było okazją do zawarcia porozumienia o współpracy analityczno-akademickiej między ośrodkami analitycznymi i akademickimi Trójkąta Lubelskiego.


Olga Siemaszko, szefowa Białoruskiej Redakcji Radia Wnet prezentuje najaktualniejsze i najważniejsze informacje z Białorusi.


Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Krakowskie archiwum miejskie. Wojciech Mucha: Za chwile minie miesiąc od pożaru, a te dokumenty nadal się tam znajdują

Wojciech Mucha o pożarze w krakowskim archiwum miejskim, reakcji władz i dokumentach, które zostały w jego wyniku zniszczone.

Władze informują, że w pierwszych dniach pożaru udało im się wydobyć 600 kg mokrych, zamarzniętych dokumentów.

Wojciech Mucha wskazuje, że w wyniku pożaru w krakowskim archiwum miejskim zniszczeniu uległo 20 km akt. Ofiarą pożaru padły akta związane z PRL i pozwoleniami na budowę.

Za chwile minie miesiąc od pożaru, a te dokumenty nadal się tam znajdują.

Mówi się, że część dokumentów nie była zdigitalizowana. Zniszczonych dokumentów nie będzie dało się odzyskać. Nasz gość podkreśla, że wbrew temu, co mówią władze miasta, były tam dokumenty, których utrata bezpośrednio dotyka krakowian:

Znajdowały się tam tysiące kopert dowodów osobistych.

[related id=”136590″ side=”right”] Chodzi o teczki zawierające dokumenty, jakie składamy w chwili występowania o pierwszy dowód osobisty, do których w ciągu naszego życia dodawane są kolejne. Mucha informuje, że pożar wybuchł w dwóch falach.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

 

Piotr Müller, Jakub Jakóbowski, Jan Filip Libicki, Eliza Olczyk, Wojciech Mucha – Popołudnie WNET – 09.02.2021 r.

Popołudnia WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 16:00 – 18:00 na: www.wnet.fm oraz w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i Białymstoku. Zaprasza Łukasz Jankowski.

Goście „Popołudnia WNET:

Piotr Müller – rzecznik rządu;

Jakub Jakóbowski – ekspert OSW;

prof. Bogdan Szafrański – ekonomista i amerykanista, ekspert w zakresie zarządzania strategicznego;

Jan Filip Libicki – senator Koalicji Polskiej;

Eliza Olczyk – dziennikarka Wprost;

Wojciech Mucha – dziennikarz Gazety Polskiej


Prowadzący: Łukasz Jankowski

Realizator: Franciszek Żyła


Piotr Müller / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Piotr Müller mówi, że spory w Porozumieniu Jarosława Gowina są wewnętrzną sprawą tej partii. Wyraża przekonanie, że „Zjednoczona Prawica pozostanie zjednoczoną prawicą”. Scenariusz rozpadu koalicji jest wbrew nadziejom opozycji daleki od realizacji. Rzecznik rządu wyjaśnia, że Polityka energetyczna Polski do 2040 r. może podlegać korektom w zależności od negocjacji ze związkowcami, ale wyznacza ona główne kierunki rozwoju. Jest ona potrzebna, aby polska energetyka pozostała konkurencyjna, a nasz kraj nie był zmuszony do opierania się na imporcie energii z Niemiec i Rosji. Müller podkreśla, że swoje cele pod względem transformacji energetycznej przyjęła już Unia Europejska, Stany Zjednoczone, a nawet Chiny. Jest to więc trend globalny. Dodaje, że węgiel pozostanie jeszcze przez kilkadziesiąt lat częścią polskiego miksu energetycznego. Będzie natomiast stanowił mniejszą jego część niż obecnie.

 Müller zaznacza, że niektóre wskaźniki gospodarcze są lepszy niż zakładał to plan równoważnego rozwoju, np. bezrobocie. Przyznaje, że niektóre wskaźniki nie są zrealizowane w pełni. Podkreśla jednak, że te najważniejsze są zrealizowane.


Jakub Jakóbowski

Jakub Jakóbowski komentuje szczyt grupy państw 17+1. „Chinom udało się reaktywować format, który chylił się ku upadkowi”- wskazuje. Państwo Środka dyskutuje w jego ramach z państwami Europy Środkowej i Wschodniej. Jak zauważa ekspert OSW, nie odbyło się od dyplomatycznych scysji. „Litatnia różnych żalów do Chin jest znacznie dłuższa”- dodaje. Problemem jest brak dostępu do chińskiego rynku, mała ilość chińskich inwestycji.

Jakóbowski wyjaśnia, że początek formatu sięga 2012 r., kiedy Chińczycy postanowili zainteresować się naszym regionem. Nie zaoferowali oni jednak niczego szczególnie atrakcyjnego państwom bałkańskim. Format zaczął być wykorzystywany przez ChRL jako karta przetargowa w mocarstwowych rozgrywkach.

 W zeszłym roku przewodniczący Xi Jinping postanowił podnieść rangę forum, przez zastąpienie spotkania szefów rządów, spotkaniem głów państw. Ze względu na Covid-19 spotkanie w zeszłym roku się nie odbyło. Gość Popołudnia WNET wskazuje, iż państwa bałtyckie demonstracyjnie obniżyły rangę wydarzenia delegując na nie swych ministrów, zamiast prezydentów, czy jak dotychczas premierów. Zauważa, że nie wiadomo jak prezydent Joe Biden podejdzie do tematu.

Jakóbowski zauważa, że przewodniczący Chin chciałby, aby tematem szczytu były chińskie szczepionki. Dodaje, że Chińczycy nie postawili na stole nic szczególnie nowego i atrakcyjnego.


Bogdan Szafrański / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Czy impeachment Donalda Trumpa po tym, jak przestał być prezydentem jest konstytucyjny? Zależy kogo spytać- stwierdza prof. Bogdan Szafrański. Demokraci będą twierdzić, że tak, a Republikanie, że nie. Skazanie byłego prezydenta uniemożliwiłoby mu startowanie w przyszłych wyborach prezydenckich. Szanse na przegłosowanie impeachmentu prof. Szafrański ocenia na minimalne.

Do skazania potrzebnych jest 2/3 kongresmanów. Obecnie zaś jest mniej więcej pół na pół.  Nasz gość stwierdza, że większość Republikanów popiera Donalda Trumpa, żeby nie zaszkodzić swym karierom politycznym.


Jan Filip Libicki

Jan Filip Libicki ocenia, że polska scena polityczna jest rozedrgana nie tylko ze strony opozycji, ale też ze strony rządowej. Szymon Hołownia zapowiada przejście do niego kolejnych posłów, a Platforma Obywatelska opracowanie stanowiska wobec aborcji.

Senator Koalicji Polskiej zauważa, że wobec sporów w Zjednoczonej Prawicy mogłaby powstać większość dla wyboru niePiS-owiskiego kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich. Odnosi się także do sporu wokół aborcji. Stwierdza, że

Deklarację o opuszczeniu PO w przypadku, gdyby poparłoby ono stanowisko bliższe Strajku Kobiet, ogłosił poseł Ireneusz Raś. Polityk stwierdza, że przekonuje go stanowisko profesorów Andrzeja Zolla i Andrzeja Rzeplińskiego, którzy stwierdzili, iż wyrok TK ws. aborcji jest obowiązujący. Podkreśla, że nie można głosować nad tym, czy ktoś ma prawo do życia.

Parlamentarzysta PSL odnosi się do pomysłu wspólnej listy opozycji. Wskazuje, że oznaczałaby ona stratę 800 tys. głosów. Dodaje, że Platforma Obywatelska nie poprosiła o zgodę na użycie symboli innych partii na swojej konferencji.


Jarosław Gowin / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Eliza Olczyk wskazuje, że trzyletni okres przedwyborczy to dla opozycji świetny czas. Stare powiedzenie głosi, ze kampania wyborcza zaczyna się nazajutrz po wyborach. Dziennikarka Wprost stwierdza, że rezygnacja z wyborów kopertowych była słuszna. Czy musiała jednak przebiegać kosztem takich napięć w koalicji?

 Jadwiga Emilewicz próbowała odwołać Jarosława Gowina, co się jednak nie udało. Skutkiem było jej odejście z Porozumienia.

Zdaniem Elizy Olczyk do zerwania koalicji może dojść najwcześniej za dwa lata. Obecnie nie opłaca się to Gowinowi. Posłowie deklarujący lojalność wobec Jarosława Gowina niekoniecznie by wyszli z nim teraz z koalicji.

Rozmówczyni Łukasza Jankowskiego podkreśla, że  Borys Budka musiał coś zrobić na 20-lecie Platformy. Wyszedł on z inicjatywą ustawodawczą za likwidacją abonamentu i TVP Info. Olczyk zauważa, że konferencja PO ogłaszająca koalicję 276 zatrzymała przechodzenie do Szymona Hołowni. Ludzie będą mniej chętni do przechodzenia mając w perspektywie spotkanie z byłymi kolegami partyjnymi na jednych listach.


Wojciech Mucha mówi o pożarze w krakowskim archiwum miejskim. Spłonęły akta związane z PRL i pozwoleniami na budowę. Mówi się, że część dokumentów nie była zdigitalizowana.

 Tymczasem nastąpił atak hakerski na stronę miasta i województwa. Mucha przypomina, że w przypadku archiwum mówimy o 20 km bieżących dokumentów. „Czemu strażacy mieli tak utrudnione zadanie, że musieli budynek de facto zburzyć?”- pyta nasz gość.

Stop Fake Polska. Przykłady i skutki fake newsów. Nie tylko my jesteśmy poddawani presji info- i dezinformacyjnej

Zakaz seksu, cudowne lekarstwa i Afryka jako poligon doświadczalny dla koncernów farmaceutycznych. To tylko niektóre z dezinformacji dotyczących pandemii koronawirusa, krążących po Czarnym Lądzie.

Wojciech Mucha

W Afryce popularnym „fejkiem” jest taki: pandemia koronawirusa to celowy zabieg, który ma na celu wymazanie populacji tego kontynentu po nieudanych próbach, jakie miały miejsce w przypadku wirusa Ebola. Podobną sensację wzbudza plotka, jakoby Czarny Ląd miałby być ze względu na swoje zaludnienie i ubóstwo poligonem doświadczalnym dla koncernów farmaceutycznych, które testują tam lekarstwa na SARS-COV-2 przed dopuszczeniem ich do użytku w świecie zachodnim. I tak w RPA pojawiła się teoria spiskowa, według której prezydent tego kraju pozostaje w związku konspiracyjnym z Billem Gatesem i planuje wprowadzenie w Afryce programu pilotażowych szczepionek przeciwko SARS-COV-2. Czy podobnych, zmodyfikowanych na „krajowy rynek” teorii nie słychać także w Polsce?

Ale to także pozornie zabawne sprawy, jak ta z Kenii, gdzie gubernator Nairobi Mike Sonko włączył do paczek z żywnością dla biednych butelki z koniakiem. Twierdził (jak i niektórzy z naszych rodaków na początku epidemii), że alkohol skutecznie zwalcza COVID-19.

Ileż to i my nasłuchaliśmy się „dobrych rad”, by profilaktycznie „szczepić” się a to wódką z pieprzem, a to wysokoprocentowym bimbrem. Cóż, w Polsce nie rozpowszechniali tego wysocy urzędnicy państwowi. Co nas jeszcze różni, to m.in. to, że w Polsce nie słyszeliśmy takich plotek jak w Ugandzie, gdzie spekulowano, iż w celu zapobiegania rozprzestrzenianiu się wirusa władze zakazują seksu.

Jednak najciekawszą i cóż – egzotyczną – narracją była ta krążąca po Sudanie Południowym. W tym kraju dość popularne było używanie „kart do usuwania wirusów”.

Te przypominające identyfikator etykiety zapina się na piersi, a zawarte w nich środki dezynfekujące (o potencjalnie niebezpiecznym dla układu oddechowego składzie) mają rzekomo wytwarzać wokół użytkownika specyficzną „bezpieczną strefę” rzekomo zapobiegającą zakażeniu.

Rzecz brzmi niepoważnie, jednak – jak się okazuje – nie zabrakło wysokich rangą polityków Sudanu, którzy eksponowali karty podczas oficjalnych spotkań. Z tym „antycovid ID” widziana była np. minister obrony Angelina Teny czy wiceprezydent Riek Machar, który założył ją nawet na spotkanie z ambasadorem USA.

Ciekawostką jest także „rosyjski ślad” w narracjach z Afryki. Na Madagaskarze wybuchła sensacja związana z napojem Covid-Organics, który miałby rzekomo leczyć z koronawirusa. Rzecz stała się głośna, ponieważ prezydent tego kraju, Andry Rajoelina, sam zaapelował o stosowanie tego specyfiku, twierdząc, że istnieją potwierdzone przypadki uzdrowień. Przywódca propagował napój na konferencjach prasowych i podczas oficjalnych wydarzeń. I choć istotnie prowadzone są badania nad tym, czy ekstrakt z piołunu może pomóc w leczeniu ciężkich przypadków COVID-19, a Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zatwierdziła protokół dotyczący testowania afrykańskich leków ziołowych jako potencjalnie skutecznych w zakażeniu koronawirusem, nie ma na to dostatecznych dowodów. Tak jak brak potwierdzenia fantastycznych teorii, jakoby prezydent Rosji Władimir Putin osobiście zamówił miliony butelek Covid-Organics dla obywateli Federacji Rosyjskiej.

Więcej podobnych informacji znajdą Państwo na stronie stopfake.org/pl.

Cały artykuł Wojciecha Muchy pt. „Gdzieś już to słyszałem” znajduje się na s. 17 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


 

  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Wojciecha Muchy pt. „Gdzieś już to słyszałem” na s. 17 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Infodemia, klikofilia, portaloza. Czy jesteśmy w stanie wygrać globalną walkę z wirusowymi wiadomościami?

Takie są realia. Dzisiejsze „wiadomości” mają niską jakość, często wręcz nie mają sensu, a ich jedynym celem jest wzbudzenie emocji, kradzież czasu i zmuszenie użytkownika do „kliknięcia” w tytuł.

Wojciech Mucha

Ta nienośna biegunka pseudoinformacyjna sprowadza się choćby do tego, że w chwili, gdy piszę ten tekst, na jednym z największych polskich portali informacyjnych „główne wiadomości” to w zestaw zagadkowych tytułów w typie: „Łzy trenera polskich skoczków. – Muszę to przyznać” (O co chodzi? Kliknij! – przyp. W.M.) i przerażających doniesień: „Robimy mało testów, ale nie tu jest problem. Prof. Gut ostrzega rząd” (Straszne! Kliknij! – przyp. WM) czy „Będziemy ofiarami. Słowa prof. De Barbaro niepokoją” (Sprawdź, kliknij! – przyp. WM). I tak każdego dnia.

Można spytać: kto uznaje, że są to treści tak ważne, że trzeba je zaserwować milionom Polaków? Co takiego dzieje się w redakcjach, które przyjmują taki model komunikacji? Wreszcie – dlaczego robi się z nas idiotów, karmiąc nas tymi clickbaitami – bezsensownymi wiadomościami o chwytliwych tytułach, które mają sprawić, że nabijemy temu czy innemu serwisowi oglądalność?

Odpowiedz jest prosta – robi się to dla pieniędzy. Dla statystyk, które potem pokazuje się reklamodawcom, wreszcie, w szerszym planie, dla przyzwyczajania czytelnika tych śmieciowych informacji do dalszej konsumpcji podobnych treści. Ogłupia się nas, po prostu. Że robią to durnie? Cóż, świadczy to tylko o nas…

Oczywiście może pomyślą Państwo, że przecież wszyscy o tym wiemy, że nikt się na to nie nabiera. Cóż, gdyby tak było, żaden macher od mediów nie wymyślałby kłamliwych, szokujących, wyolbrzymiających tytułów. Nikt nie traciłby czasu na kompilowanie „newsów”, w których jedyną treścią jest kretyński komentarza polityka, który ten wcześniej zamieścił w serwisie społecznościowym lub relacja z programu publicystycznego, gdzie w zależności od linii programowej portalu ten czy ów został „zmasakrowany” lub „zaorał” przeciwnika. Gdyby to „nie żarło”, nikt by tego nie robił. Tymczasem i wśród moich znajomych mam ludzi, którzy nie ustają w konsumpcji i przekazywaniu dalej podobnych treści. Czyli działa.

Co to ma jednak wspólnego z dezinformacją? Wbrew pozorom – wiele. Oprócz tego, że samo w sobie jest zaśmiecaniem mózgu, to zalew treści niskiej jakości jest doskonałym nośnikiem dla fake newsów. Przyzwyczajenie umysłu do bzdurnych lub sensacyjnych newsów o tym, że „jedna baba drugiej babie”, stępienie wrażliwości i koncentracji powoduje, że kolporterzy dezinformacji mają zadanie proste jak nigdy – nie muszą się wysilać.

Jeśli nasz umysł nie tylko przyzwyczaja się do niewymagających przekazów, swoistego darmowego medialnego fast foodu, to tym łatwiej jest wcisnąć nam przekaz, w który jeszcze nie tak dawno z pewnością byśmy nie uwierzyli. Coś jak wirus, który przenosi się na wiele metrów w chmurze kaszlu.

Czy jest z tego wyjście? Cóż, naukowcy go szukają. Jak czytamy w „Scientific American” –najstarszym amerykańskim miesięczniku popularnonaukowym (wydawanym od 1845 roku) – im prędzej odejdziemy od tworzenia i udostepnienia materiałów niskiej jakości, tym szybciej pozbawimy twórców dezinformacji nośników dla tejże. Amerykanie piszą wprost: Może najwyższa pora zacząć zmuszać ludzi do płacenia za udostępnianie lub otrzymywanie informacji? I nie chodzi koniecznie o pieniądze: „Płatność może mieć formę poświęcenia czasu, pracy umysłowej, takiej jak układanie puzzli lub mikroskopijnych opłat za subskrypcje lub użytkowanie”. Wszystko dlatego, że jak zauważają badacze: „Bezpłatna komunikacja nie jest bezpłatna. Obniżając koszt informacji, zmniejszyliśmy jej wartość i zachęciliśmy do jej fałszowania”.

Czytelnicy „Kuriera WNET” zapewne mają tego świadomość. Wszak to bodaj ostatnia gazeta w Polsce ukazująca się w formacie broadsheet, który już poprzez swoją formę zmusza Odbiorcę do pewnego fizycznego wysiłku i intelektualnego skupienia. Tu nie ma „kliknij i zapomnij”, nie ma też śmieciowych treści, bo nikt ich nie chce.

Czy jednak jesteśmy w stanie wygrać globalną walkę z wirusowymi wiadomościami, infodemią, klikofilią czy portalozą? Czy zmusimy wydawców serwisów internetowych, by zrezygnowali z zysku i publikowali „ambitne treści” w stonowany sposób, i to jeszcze obarczając dostęp do nich rygorem intelektualnego wysiłku lub mikropłatności? No nie, to na pewno się nie uda. A siewcy fake newsów wiedzą o tym doskonale.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „Biegunka pseudoinformacyjna” znajduje się na s. 7 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Wojciecha Muchy pt. „Biegunka pseudoinformacyjna” na s. 7 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Klimczak: Wczoraj obie strony próbowały się zrozumieć / Mucha: można zapytać się Ukraińców jak walczą z ros. propagandą

Paweł Bobołowicz mówi ze swoimi gości o tym, jak walczyć z rosyjską propagandą, nie dać się podzielić Rosjanom i o tym, czego polscy dziennikarze mogliby się nauczyć od ukraińskich.

Paweł Bobołowicz wraz ze swymi rozmówcami opowiada o IV Polsko-Ukraińskim Forum Dziennikarzy w Kazimierzu Dolnym. Na wydarzeniu prelegenci mówią m.in. o polityce historycznej w mediach i hybrydowych wyzwaniach dla Polski i Ukrainy. Jak mówi  Wojciech Pokora z Radia Lublin, zaczęcie od tematów historycznych było dobrą decyzją, gdyż są one elementem, który można wygrywać, skłócając ze sobą Polaków i Ukraińców. Stwierdza, że „po wstępie historycznej będziemy rozmawiać na temat prawa prasowego w Polsce i na Ukrainie, mediów lokalnych, dezinformacji”.

Andrzej Klimczak ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich podkreśla, że rozmowy Polaków i Ukraińców na temat wspólnej historii miewają różny przebieg, niewolny od emocji:

Są różne sytuacje, ale przeważają te nacechowane emocjami i to jest bardzo złe w tych dyskusjach, kiedy emocje biorą górę. […] Wczoraj była jedna z tych nielicznych sytuacji, kiedy obie strony próbowały się zrozumieć.

Dodaje, że problemem jest mieszanie się do tych kwestii polityków, próbujących na nich coś ugrać.

Wojciech Mucha z Gazety Polskiej mówi o tym, jak „Kreml instrumentalizuje historię” i  zwraca uwagę, że „Andrzej Duda przedstawił na łamach Die Welt, Washington Post, Le Figaro” prawdziwą wersję wydarzeń. Zauważa, że przy okazji forum można „podpytać kolegów ukraińskich, jakie są ich doświadczenia w walce z rosyjską propagandą”.

Bobołowicz uzupełnia mówiąc o inicjatywie StopFake, która ma zwalczać wymierzone w Polskę propagandowe ataki. Jedną z akcji w ramach tej inicjatywy ma być przetłumaczenie na rosyjski materiałów udostępnianych przez Przystanek Historia.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Wierzejski: Ustawa 447 podzieliła amerykańską Polonię. Szkoda, że jeden dokument tak naruszył w trudzie tworzoną jedność

– Najsmutniejsze jest to, że ustawa 447 naruszyła z takim trudem budowaną jedność Polonii w USA. Są ludzie, w których interesie leży poszczucie Polaków nawzajem na siebie – mówi Aleksander Wierzejski.


Aleksander Wierzejski zdaje relację ze swojego pobytu w amerykańskim mieście Doylestown znajdującym się w stanie Pensylwania. W dniach 4-5 maja odbyło się tam VI Forum Polonijne, którego ważnym punktem było omówienie obecnego stanu wiedzy na temat katastrofy smoleńskiej. Informacje te przedstawił były minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Ponadto polityk podał datę publikacji raportu podkomisji smoleńskiej. Będzie to 2020 r. Natomiast Wojciech Mucha, dziennikarz związany z „Gazetą Polską”, opowiedział o medialnych manipulacjach dotyczących tragicznego wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r.

Kolejnym zagadnieniem poruszonym podczas spotkania była ustawa 447, która nakłada na 46 państw, w tym na Polskę, obowiązek restytucji mienia żydowskiego. Gość Poranka stwierdza, że dokument ten podzielił amerykańską patriotyczną Polonię. Cieszy go jednak fakt, że dyskusja na temat tego aktu prawnego prowadzona była przy użyciu racjonalnych argumentów, a nie ataków personalnych.

„Ci ludzie są również po obu stronach tej dyskusji np. wokół [ustawy – przyp. red.] 447 (…). Najsmutniejszym elementem jest to, że udało się tę jedność Polonii patriotycznej, z takim trudem zbudowaną naruszyć. Są ludzie, dla których w politycznym interesie jest poszczucie Polaków nawzajem na siebie i służą jako narzędzie tego szczucia”.

Wierzejski zaznacza, że media amerykańskie nie reagują na sprzeczne opinie Polonii w USA dotyczące ustawy 447, ponieważ nie śledzą one na bieżąco polskiej polityki.

Nowością dla polskich emigrantów w Stanach Zjednoczonych był fakt, że Forum Polonijne było po raz pierwszy transmitowane zarówno na portalu internetowym Telewizji Republika, jak i na jej stronie na serwisie Facebook.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

5 sposobów identyfikacji bota. Nie ma lepszych specjalistów od zwalczania fake newsów i dezinformacji niż Amerykanie

Są mądrzy po szkodzie, bo dłuższy czas padali ofiarą ataków rosyjskiej armii trolli, botów i fake newsów, które miały na celu co najmniej zasianie niepokoju i wzbudzanie podziałów społecznych.

Wojciech Mucha

Oto pięć kluczowych sposobów identyfikacji potencjalnie podejrzanych kont:

Nadpobudliwość

Nie da się każdego dnia wysyłać kilkudziesięciu i więcej tweetów (chyba, że się nie ma nic innego do roboty. Więcej niż 50–60 tweetów dziennie może sugerować ewentualną automatyzację.

Podejrzany awatar

Jeśli ktoś chowa się za niewiele mówiącą nazwą użytkownika (niezrozumiałe ciągi cyfr i liter – wskazują na seryjną produkcję userów), a do tego w awatarze ma domyślny obraz z Twittera (popularne „jajo”), powinniśmy się mu bacznie przyglądać. Warto także sprawdzić, czy zdjęcie w awatarze (piesek, kotek, miła pani, przystojny żołnierz) nie zostało skradzione. (…) Wcześniejsze użycie kwestionowanego zdjęcia jest kolejną przesłanką za tym, że podejrzane konto jest automatem.

Skrócenie adresu URL

(…) Podejrzane może być to, gdy ktoś używa „skracarki adresu” bit.ly lub tinyurl.com. (…)

Poligloci czy automaty?

Jeśli Twój followers na przemian mówi po rosyjsku, chińsku, polsku, angielsku i w esperanto – być może zjadł wszelkie rozumy, ale może być też botem.

Niewiarygodna popularność

Użytkownik, o którym nie słyszeliście, nagle ma 1000 i więcej „retweetów” (podań dalej) i tysiące polubień swojej treści. Może to oznaczać, że siatka botów wzajemnie się wspiera i podaje treści, by dotrzeć do większej liczby rzeczywistych użytkowników, a jednocześnie stworzyć wrażenie wiarygodności (bo kto podaje dalej kłamstwa – hehehe… Podają wszyscy).

Tekst powstał w ramach projektu „Zapobieganie wywoływaniu napięć w relacji Polski z sąsiadami – StopFake PL”. Jest to zadanie publiczne, współfinansowane przez MSZ RP w ramach konkursu „Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2018”.

Cały artykuł Wojciecha Muchy pt. „Sposób identyfikacji bota” znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „Sposób identyfikacji bota” na stronie 6 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Fake newsy przyswajamy od dzieciństwa. Ponad 60% ludzi uważa, że nie potrafi odróżnić fałszywych wiadomości od faktów

Nie jest dobrze. Amerykańscy naukowcy dowodzą, że za bezrefleksyjne przyswajanie fake newsów odpowiedzialne są m.in. potrzebne każdemu do rozwoju mechanizmy wypracowane jeszcze w dzieciństwie.

Wojciech Mucha

Nasz mózg ma wykształcony mechanizm akceptacji, odrzucania, wypierania z pamięci, niezapamiętywania lub zniekształcania informacji w oparciu o to, czy są one przez niego postrzegane jako potwierdzenie, czy zaprzeczenie istniejących przekonań – dowodzą badacze.

(…) Tego typu skłonność do stronniczości powstaje we wczesnym dzieciństwie. Wówczas dziecko uczy się rozróżniać fantazję i rzeczywistość. Także wtedy – dowodzi naukowiec – dzieci zdobywają wiedzę o otaczającym je świecie m.in. na podstawie gier lub baśni. Tym samym wykształca się u nich pewien rodzaj akceptacji fantazji i kłamstwa, który zostaje utrwalony. (…)

Ludzie rozwijają w sobie zdolność do szukania potwierdzenia swoich przekonań. Takie potwierdzenie to zarazem nagroda i lek uspokajający. Szukamy potwierdzenia i gdy je znajdziemy, przestajemy zajmować się sprawą. „OK, masz rację, możesz to zostawić” – zdaje się mówić nasz mózg. I to jest właśnie pole do popisu dla wszelakich siewców fake newsów i propagandy.

Jednym ze sposobów na zmniejszenie atrakcyjności fałszywych wiadomości jest zdobycie się na odwagę poszukiwania alternatywnych informacji, które nie są koniecznie tożsame z naszym punktem widzenia. Jeśli uda się nam oswoić niewygodny dla nas pogląd, wówczas, zamiast na siłę starać się go wyprzeć, można z nim polemizować, a nawet (oby po sprawdzeniu) zaakceptować. Przykładem na takie „oswojenie” mogą być żarty ze śmierci.

Cały artykuł Wojciecha Muchy pt. „Fake newsy? Od dziecka uczysz się je przyswajać!”, znajduje się na s. 9 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „Fake newsy? Od dziecka uczysz się je przyswajać!” na stronie 9 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

LEX anty-fake, czyli Putin walczy z dezinformacją / Wojciech Mucha, StopFake PL; „Kurier WNET” 47/2018

Wprowadzenie przepisów karzących „za kłamstwo” może być przeciwskuteczne. Tym bardziej, że pomysły „ustaw anty-fake’owych” często splatają się z walką z trudną do zdefiniowania „mową nienawiści”.

Wojciech Mucha

LEX anty-fake, czyli Putin walczy z dezinformacją

O tym, że walka z fałszywymi informacjami jest koniecznością, nie trzeba nikogo przekonywać. Co jednak, gdy pod płaszczykiem rzekomej „walki o prawdę” zechce się wprowadzić cenzurę, a władze postanowią dyscyplinować niepokornych dziennikarzy, blogerów i „sygnalistów”?

Plaga dezinformacji, którą spotykamy w zasadzie na każdym kroku, każe szukać rozwiązań mogących pomóc przeciętnemu odbiorcy poruszać się po świecie. I nie chodzi tylko o to, by „przeciętny Kowalski” albo „typowy Smith” nie chodził np. przez cały dzień w mylnym przeświadczeniu, że jego drużyna wygrała mecz lub zamartwiał się, że w kierunku Ziemi pędzi asteroida, która ani chybi zaraz zmiecie jego domek z ogródkiem.

Ustawą fake’a (nie) zwalczysz

O destrukcyjnym wpływie fałszywych informacji pisze się wiele. Potrafią wpływać na postawy i zachowania całych społeczności – od małych miejscowości do narodów (by wymienić choćby kwestię Brexitu, gdzie o wpływie rosyjskich speców od fake’ów mówi się otwarcie). Nic więc dziwnego, że rządy i organizacje pozarządowe prześcigają się w próbach zaradzenia pladze, którą zawiadują nie tylko dowcipnisie podający fałszywy wynik meczu, ale i spece od wojny hybrydowej. Czy jest ona do wygrania? Trudno powiedzieć. Gorzej, że przy jej toczeniu dość łatwo o „friendly fire”.

Jak świat długi i szeroki, kolejne rządy zapowiadają „ustawy anty-fake’owe”. I tak w Malezji za opublikowanie nieprawdziwej informacji może grozić nawet 10 lat więzienia. Projekt ustawy złożył w tamtejszym parlamencie rząd premiera Najiba Tun Razaka. Co jednak znamienne – propozycję zgodnie krytykują malezyjskie media i opozycja, obawiając się, że nowe przepisy mogą uderzać w wolność słowa i mieć na celu wprowadzenie atmosfery strachu przed wyborami parlamentarnymi, które planowane są w Malezji jeszcze w tym roku.

Innym pomysłem jest „Czerwony guzik”, za pośrednictwem którego można sygnalizować „fake newsy”. To pomysł… policji pocztowej we Włoszech która na swojej stronie internetowej umieściła czerwoną ikonkę „zgłoś fake news”.

Po kliknięciu na nią zostajemy przekierowani do formularza, w którym podaje się adres strony, na której znaleziono fałszywą informację. Następnie policyjni specjaliści sprawdzają tę stronę, patrzą też, czy wiadomość da się zdementować lub usunąć. Jeśli występują znamiona przestępstwa – wszczynają działania śledcze. Łatwo jednak sobie wyobrazić, że złośliwi, nieuczciwa konkurencja lub przeciwnicy polityczni będą masowo zgłaszać niewygodne dla siebie informacje. Sprawa jest chyba nie do końca przemyślana. Kto bowiem ma decydować, co jest prawdą? Jak postępować w przypadku opinii?

Są też rozwiązania bardziej stanowcze. I tak parlament w Kiszyniowie (Mołdawia) przeforsował zakaz transmitowania rosyjskiej propagandy. Stało się to wbrew… sprzeciwowi prezydenta tego kraju, Igora Dodona.

O sprawie informowała telewizja Biełsat. – Od 12 lutego główne kanały telewizyjne zaprzestały transmisji programów informacyjnych Kanału Pierwszego, RTR, NTV oraz innych telewizji – potwierdził przedstawiciel Rady Koordynacyjnej ds. Telewizji i Radia, Dragoș Vicol. Dodał też, że zadaniem Rady jest „wyjaśnianie nowych zasad nadawania wszystkim dostawcom danych usług, aby usunąć z pola informacyjnego propagandę i dezinformację”.

I tu stała się rzecz przewrotna. Mołdawski prezydent powołał się na to, o czym pisaliśmy wyżej. Wolność słowa i swobodę formułowania sądów. Biełsat cytuje słowa Dodona, który bronił rosyjskich przekazów w serwisie Facebook: „Oznajmiam powtórnie o swoim stanowisku w sprawie tzw. ustawy o walce z propagandą. W mojej opinii stoi ona w sprzeczności z zasadami demokracji i łamie podstawowe prawa człowieka gwarantowane przez konstytucję i Europejską Konwencję Praw Człowieka, a konkretnie: prawo do wolności słowa, wolność prasy, wolność sumienia itd.” – napisał prezydent. Ostatecznie przepisy weszły w życie.

Złodziej krzyczy: „łapaj złodzieja!”

Ale i to nie koniec tego typu rewelacji. Otóż okazało się właśnie, że fake newsów chce zakazać… partia Władimira Putina „Jedna Rosja”. Jak podało radio RMF – projekt już trafił do Dumy. Jak ławo się domyślić, władze będą miały prawo natychmiast blokować strony internetowe rozpowszechniające plotki lub niesprawdzone informacje. Ochrona ma dotyczyć zarówno osób fizycznych, jak i instytucji państwowych. Na mocy ustawy w ciągu doby strona internetowa lub profil społecznościowy będą mogły być zablokowane – czytamy.

Oficjalnym powodem takiej szybkiej ścieżki legislacyjnej jest to, co działo się w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej po dramatycznym pożarze w Kemerowie, gdzie w centrum handlowym zginęły 64 osoby. Wówczas rosyjskie media społecznościowe (ale i te niezależne od Kremla) rozgrzały się do czerwoności, podając mnóstwo wersji, dotyczących m.in. ilości ofiar czy przebiegu akcji ratowniczej. – Telewizja Dożd doniosła o 700 ofiarach, radio Echo Moskwy o 500. Włączyli się też popularni blogerzy. W samym Kemerowie ludzie wyszli na ulice. Domagali się prawdy o ofiarach pożaru – czytamy na stronie rmf.fm.

Wajchę do walki z „dezinformacją” zwolnił sam Władimir Putin. Odpowiedzialny za nią będzie owiany złą sławą Roskomnadzor, który na listę stron niedostępnych wpisuje portale pornograficzne, opozycyjne, jak i oskarżane o tzw. działalność ekstremistyczną. Jak łatwo się domyślić – w cierpiącej na deficyt demokracji Rosji ustawa będzie kolejnym batem na planktonową opozycję i takież media.

Kreml – główny fabrykant dezinformacji i mistrz w dziedzinie dywersji już o to zadba. Przykładów mamy na pęczki. Jeśli dodać, że w walkę z rzekomą i prawdziwą dezinformacją ochoczo włączają się takie kraje jak Chiny i Turcja, sprawa robi się co najmniej niejednoznaczna.

Jednocześnie, jak czytamy w portalu wpolityce.pl, Organizacja Reporterzy bez Granic (RSF) zauważyła „wzrastającą tendencję” głównych rosyjskich kanałów telewizyjnych do umniejszania znaczenia lub ignorowania złych wiadomości, a Rosja znalazła się na 148 miejscu rankingu wolności mediów Reporterów Bez Granic za 2017 rok, obejmującego 180 krajów.

Będzie coraz gorzej

Czy więc da się ustawą walczyć z kłamstwem i dezinformacją? Cóż, na pewno w jakiś sposób tak. Przykład mołdawski, gdzie (podobnie jak w całej postsowieckiej strefie wpływów) rosyjska telewizja jest rozsadnikiem najgorszej propagandy, wyróżnia się na plus. Jest to konieczne, biorąc pod uwagę choćby to, jak destrukcyjny wpływ na społeczeństwo ukraińskiego Donbasu czy Krymu wywarły dekady przebywania w strefie wpływów rosyjskich mediów. Co jednak, gdy z takiego samego powodu Aleksandr Łukaszenka postanowi zamknąć TV Biełsat, kopiując 1:1 rozwiązania mołdawskie? To i tak nie koniec. Jednak nawet w państwach o ustabilizowanej demokracji wprowadzenie przepisów karzących „za kłamstwo” może skończyć się przeciwskutecznie. Tym bardziej, że pomysły „ustaw anty-fake’owych” często splatają się z walką z trudną do zdefiniowania „mową nienawiści”.

Czy istnieje więc dobre wyjście? Cóż, pieśnią przyszłości jest choćby rozwiązanie, które stworzyła grupa studentów z Uniwersytetu Yale. Opracowali oni wtyczkę do przeglądarek internetowych, pozwalającą wykryć fałszywą informację. Plug-in o nazwie „Open Mind” ma wykrywać, czy przeglądana strona jest umieszczona na liście podmiotów publikujących fake newsy, a następnie wyświetlać alert.

To nie wszystko. Programik ma również pomóc użytkownikom wyrobić sobie opinię na czytany temat, podpowiadając informacje „z przeciwnej strony barykady”. Tylko i tu nie wiadomo jednak, na jakiej zasadzie będzie tworzona lista „podejrzanych stron” i sugerowanych „kontrinformacji”.

Wnioski są niepokojące. Nie wydaje się, by w najbliższym czasie fala dezinformacji miała się zmniejszyć. Co więcej, walka może sprowadzać się do wprowadzania cenzury prewencyjnej lub zwalczania niewygodnych, rzetelnie pracujących dziennikarzy i „sygnalistów”, a także opozycyjnych polityków. Prowadzi to także do zwalczania fake’a fake’iem, gdzie wygrywa narracja o większej sile przebicia, bardziej przyswajalnej dla odbiorcy końcowego, który jest ostatecznie skazany sam na siebie – musi szukać prawdy lub żyć w kłamstwie, póki nie zostanie ono zdemaskowane. Bo wyjść z infoświata już praktycznie się nie da…

Oczywiście można także wysłać pytanie do stopfake.org. Do czego zachęcamy.

Tekst powstał w ramach projektu „Zapobieganie wywoływaniu napięć w relacji Polski z sąsiadami – StopFake PL”, realizowanego przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Jest to zadanie publiczne, współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w ramach konkursu „Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2018”. Publikacje wyrażają poglądy autorów i nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „LEX anty-fake, czyli Putin walczy z dezinformacją” znajduje się na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „LEX anty-fake, czyli Putin walczy z dezinformacją” na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl