Uważajmy na interesy robione z Instytutem Badań Marki Spółka z o.o., który z instytutem naukowym nie ma nic wspólnego

Dziennikarze portalu ngopole.pl zostali oskarżeni przez Instytut Badań Marki o naruszenie dóbr osobistych spółki. Okazało się jednak, że naruszenia prawa nie było, a… dziennikarze pisali prawdę.

Wiktor Sobierajski

16 maja 2019 roku w Sądzie Okręgowym w Opolu zapadł wyrok w sprawie o sygnaturze I C 340/18/BK. Głównymi bohaterami procesu byli: właściciel portalu ngopole.pl i redaktor naczelny Tomasz Kwiatek oraz jego ówczesny zastępca Wiktor Sobierajski. Zostali oni oskarżeni przez Instytut Badań Marki z Sosnowca z panią prezes Magdaleną Moczałą na czele o czyn z art. 24 kc, tj. naruszenie dóbr osobistych spółki. Okazało się jednak, że naruszenia prawa nie było, a… dziennikarze pisali prawdę.

Cała historia zaczęła się w Sobótce na Dolnym Śląsku w Ślężańskim Ośrodku Kultury Sportu i Rekreacji, którego dyrektorem był Wiesław Drozdowski. Osoba wyjątkowo uczciwa i bardzo mocno angażująca się w swoją pracę zawodową. Ponad dwa lata temu dyrektor Drozdowski posiadał ważne szkolenia BHP dla pracodawców, postanowił jednak skorzystać z oferty Instytutu Badań Marki z Sosnowca, aby pogłębić swoją wiedzę z zakresu BHP. Forma szkoleń to „samokształcenia kierowane”. Jest bardzo atrakcyjna, bo pozwala pracodawcom zaoszczędzić czas i pieniądze, pod warunkiem, że oferent szkoleń zachowuje się uczciwie.

W przypadku IBM Sosnowiec nie można mówić o uczciwości, ponieważ okazało się, że firma ta stosuje niedozwolone metody sprzedaży swoich szkoleń, a same szkolenia są bardzo niskiej jakości. Trudno to jednak sprawdzić, bowiem kontrahent otrzymuje zamkniętą w przezroczystej kopercie płytę CD. Jej otwarcie powoduje, że płyty nie można już zwrócić. Należy za nią tylko zapłacić.

Czy jest to uczciwe? Ocenę pozostawiam Czytelnikom. Warto dodać, że szkolenie takie kosztuje 690 zł. Może ktoś powie, że to niewiele, ale jak wiadomo, w instytucjach kultury bądź sportu liczy się każdy grosz.

Cykl artykułów na temat Instytutu Badań Marki z Sosnowca można przeczytać na stronie www.ngopole.pl.

Cała historia skończyła się w sądzie, bowiem pani prezes Instytutu Badań Marki Sosnowiec Sp. z o.o, Magdalena Moczała, w Rybniku pretendująca do kariery samorządowej z ramienia PO, poczuła się urażona publikacjami na temat działalności kierowanej przez siebie spółki. Z pewnością nie przewidziała, że sąd nie da wiary jej wyjaśnieniom i orzeknie, że dziennikarze mieli prawo do publikacji krytycznych artykułów, bowiem sposób działalności Instytutu Badań Marki Sp. z o.o jest dość niejasny i wyczerpuje znamiona stosowania nieuczciwych praktyk w biznesie. Polegały one na sprzedaży fikcyjnych certyfikatów i szkoleń dla przedsiębiorców.

Proces sądowy był monitorowany przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Po blisko dwuletnim procesie Sąd Okręgowy w Opolu oddalił powództwo w całości i zasądził obciążenie kosztami procesu stronę pozywającą dziennikarzy, czyli Instytut Badań Marki Sp. z o.o. Tomasz Kwiatek ma otrzymać 5 300 zł a Wiktor Sobierajski 4 000 zł tytułem zwrotu kosztów procesowych.

Wyrok nie jest prawomocny, ale uważajmy na interesy robione z Instytutem Badań Marki Spółka z o.o, który z instytutem naukowym nie ma nic wspólnego. Żadnych badań także nie prowadzi.

Wiktor Sobierajski: Dziennikarz śledczy z Kędzierzyna-Koźla na Opolszczyźnie. Ostatnio zatrudniony w portalu ngopole.pl. Po publikacji materiałów na temat Instytutu Badań Marki stracił pracę, ale niczego nie żałuje. Po jego publikacjach firma z Sosnowca znacznie ograniczyła swoje obroty, co wskazuje, że publikacje zawarte na ngopole.pl przyniosły zamierzony skutek.

Artykuł Wiktora Sobierajskiego pt. „Instytut Badań Marki z Sosnowca przegrał w sądzie z dziennikarzami ngopole.pl” znajduje się na s. 4 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wiktora Sobierajskiego pt. „Instytut Badań Marki z Sosnowca przegrał w sądzie z dziennikarzami ngopole.pl” na s. 4 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Działacz I Solidarności Janusz Michniewicz: Starania o rentę dla kombatantów peerelowskiej opozycji to upokorzenie

Jeżeli Polska się nie odetnie od PRL-owskiej spuścizny, nigdy nie będziemy wolni. Jeszcze nie jesteśmy wolni, chociaż była na to wielka szansa. Sądownictwo to nie jest ostatni bastion komuny w Polsce.

Wiktor Sobierajski
Janusz Michniewicz

Był Pan przewodniczącym komisji zakładowej NSZZ Solidarność w szpitalu wojewódzkim.

Mieliśmy bardzo dużo członków, ale środowisko było bardzo trudne. Wiadomo, lekarze. Ale można było jakoś współpracować. W najtrudniejszych sytuacjach prosiliśmy lekarzy, żeby rezerwowali dla nas jakieś łóżka na wszelki wypadek. Tak. Pomagali nam.

Czyli jest Pan „wywrotowcem”?

Nie jestem wywrotowcem. Wychowałem się w bardzo patriotycznej rodzinie. Moi rodzice pochodzą ze wschodu. Tato był w VI Pułku Lotniczym Lwów. Później został internowany w Rumunii. Wujek walczył w Armii Krajowej w Leżajsku i okolicach, także pod Lwowem. W 1947 dopiero wyszedł z podziemia. Wtedy go złapali i został skazany na osiem lat więzienia. Dziadek bił bolszewików pod Lwowem. To wyniosłem z domu. (…)

Siedział Pan w więzieniu, które opuścił Pan 13 grudnia 1982 roku.

Siedziałem. Do więzienia na ulicę Sądową w Opolu przychodził doktor Bedyński. To on dał mi wskazówki, jak mam zachorować i na co. Sąd zadecydował, że mam być zbadany przez biegłego neurologa. Trafiłem, dzięki Bogu, na doktora Mazura, zapomniałem imienia. Był ordynatorem neurologii i jednocześnie biegłym sądowym, zresztą także żołnierzem AK. I to właśnie on wyciągnął mnie z więzienia. Było to 13 grudnia 1982 roku. Zaraz po wyjściu z więzienia poszedłem do opolskiej katedry na mszę. A tam, patrzę, siedzą funkcjonariusze UB, którzy mnie zwijali. Jak mnie zobaczyli, to zbaranieli i wyszli. (…)

Co dzisiaj robi Janusz Michniewicz?

Chodzę w pancerzu, jestem po operacji kręgosłupa, bo mam złamane dwa kręgi. Jestem zarejestrowany jako osoba bezrobotna, bo w tej sytuacji żaden pracodawca mnie nie przyjmie do pracy. Co mogę więcej powiedzieć…

Mówił mi Pan, że starał się Pan o rentę specjalną przyznawaną przez premier Beatę Szydło.

Tak. Wystąpiłem o przyznanie renty specjalnej, ale zrezygnowałem. Jest jeden artykuł, o tym rozmawiałem z jedną panią prawnik, który mówi, że renty przyznaje pani premier. Ja dostałem do załatwienia dziesiątki spraw, dziesiątki dokumentów, które według pani z sekretariatu pani premier Szydło muszę wypełnić. Między innymi muszę opisać wszystko, co robiłem, za co zostałem skazany – a przecież te wszystkie dokumenty są w kancelarii pani premier. Ja miałem ściągnąć ze wszystkich więzień, w których siedziałem, zaświadczenia, że tam siedziałem. Przecież to wszystko jest w dokumentacji, którą pani premier już posiada.

Przeraża Pana cała procedura?

Zaświadczenia z urzędów pracy, zaświadczenia z pomocy społecznej, zaświadczenia, zaświadczenia, zaświadczenia. Ja po prostu nie mam siły. Miałem także opisać, co robiłem po wyjściu z więzienia, po osiemdziesiątym roku. Razem z Januszem Całką drukowaliśmy wtedy gazetki, ja też je kolportowałem. Bronek Palik mi je dostarczał do punktu kontaktowego w kościele studenckim. Działałem do osiemdziesiątego dziewiątego roku. Około sześciu lat. Pamiętam, była nawet akcja przeciwko mnie, miała kryptonim „Burza”. Skończyła się w 1986 czy 87 roku. Ponad trzy lata byłem bez pracy po wyjściu z więzienia.

Nikt Panu nie zaoferował pracy?

Oferowano mi pracę, owszem, ale jak mówił ubek Andrzej Barczyk: – Noo wie pan, panie Januszu, spotkamy się czasami gdzieś poza Opolem, nie będziemy nic pisać, pan mi tylko coś tam poopowiada…

Ale nie złamali Pana?

Nie, nie złamali. Dostałem z IPN-u dokument podpisany przez dyrektora Szarka. Jest to bardzo ważny dla mnie dokument potwierdzający, że nie byłem ani żołnierzem służb specjalnych w PRL, ani nie pisałem żadnych donosów, nie byłem żadnym „Bolkiem” czy „Lolkiem”, nie pisałem żadnych raportów, nie byłem też TW, ani KO – niczym takim nie byłem.

Czyli Pańska kartoteka w IPN jest pusta?

Nie, jest pełna. Pisana przez SB. Na mnie jako osobę nie ma nic. Jestem czyściutki.

Może dzisiejsi politycy opolscy po prostu boją się Pańskiej wiedzy, bo doskonale pamięta Pan chociażby nazwiska z tamtych lat?

Moim zdaniem to, co się działo przez ostatnie lata w Opolu, to wina zdrady przy Okrągłym Stole. Tam Wałęsa po prostu nas sprzedał. I uważam, że ci, którzy wtedy byli z nim na zdjęciach, tak samo się przyłożyli do tego, że teraz mamy, jak mamy. Sprawy związane z wymiarem sprawiedliwości to jest pokłosie po Okrągłym Stole. Tak, są młodzi sędziowie, tylko że ci sędziowie zawodu uczyli się od sędziów, którzy tkwili w systemie postkomunistycznym.

Cały wywiad Wiktora Sobierajskiego z Januszem Michniewiczem pt. „Banany dostarczono, a pestki są w drodze” znajduje się na s. 7 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Wiktora Sobierajskiego z Januszem Michniewiczem pt. „Banany dostarczono, a pestki są w drodze” na s. 7 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

IV Bieg Niezłomnych – Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Sobótce/ „Naród bez pamięci historycznej nie jest narodem”

Ci ludzie walczyli po właściwej stronie i naszym obowiązkiem jest przypominanie młodemu pokoleniu o tym, komu zawdzięczamy wolność. To kawał historii Polski, Europy i świata, przez lata wymazywany.

W Sobótce na Dolnym Śląsku 19 sierpnia br. odbył się IV Bieg Niezłomnych – Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Przed rozpoczęciem biegu z Martą Ziembikiewicz, córką Władysława Łukasiuka „Młota”, dowódcy VI Brygady Wileńskiej AK, jednego z tych, których pamięć czczą coroczne biegi, oraz z Wiesławem Drozdowskim, pomysłodawcą i twórcą imprezy, rozmawiał Wiktor Sobierajski, dziennikarz „Śląskiego Kuriera Wnet”.

Jest Pani z Biegiem Niezłomnych – Pamięci Żołnierzy Wyklętych od początku. Dziękujemy.

Rzeczywiście jestem tutaj od czterech lat i będę przyjeżdżać dalej. Czuję się zaszczycona, że mogę tu być. Bardzo mi się tu wszystko podoba, a przede wszystkim organizacja. Trwa okres wakacyjny, a uczestników jest bardzo wielu. W innych miejscach trudno byłoby tylu zebrać.

Proszę powiedzieć, kim był Pani ojciec, „Młot”?

Władysław Łukasiuk „Młot”

Był dowódcą VI Brygady Wileńskiej AK na terenie Podlasia. Szósta brygada powstała z V Brygady Wileńskiej, tej od Łupaszki. Łupaszka poszedł na Pomorze, a VI Wileńska została na Podlasiu i walczyła bardzo długo. Po moim ojcu dowództwo objął Huzar i walczył do 1952 roku. Ojciec zginął w lasach Podlasia. Został zastrzelony w czerwcu 1949 roku. Z jego brygady wszyscy albo zginęli, albo zostali aresztowani.

Ten bieg jest bodajże jedyną imprezą upamiętniającą na terenie województwa dolnośląskiego wydarzenia z okresu drugiej konspiracji. Sądzę, że bardzo mocno trafia do młodych ludzi właśnie przez sportowy charakter.

Bardzo mocno, bo bierze w nim udział także Instytut Pamięci Narodowej. Udostępnia on różne publikacje tematyczne, są również wystawy. Szczególnie cieszy mnie fakt, że w biegu bierze udział duża liczba młodzieży, dzieci – nawet małych. Rozpiętość wiekowa uczestników jest bardzo duża.

Poza tym jest to jedyny tego rodzaju bieg na tym terenie. W innych miejscach Polski odbywają się marsze, biegi szlakami żołnierzy wyklętych, np. na Podhalu, na Podlasiu, Pomorzu czy Lubelszczyźnie. Tam pozostały szlaki, którymi przemieszczali się żołnierze niezłomni. Tutaj zaś nie było tych walk, ale trwa bardzo mocna pamięć. Nie było oddziałów, ale za to na tych terenach bardzo wielu żołnierzy, ściganych za swoją postawę, szukało schronienia. Korzenie tego biegu sięgają więc różnych stron Polski.

Jest z nami dyrektor Ślężańskiego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Sobótce Wiesław Drozdowski, dzięki któremu bieg w ogóle istnieje.

Bieg istnieje dzięki tak wspaniałym ludziom, jak pani Marta Łukasiuk-Ziembikiewicz, córka bohatera. Mnie przyświeca to, co pani Marta powiedziała przed pierwszym biegiem. Przepraszam, ale łamie mi się głos. Powiedziała, że wreszcie przyszedł czas, kiedy możemy w sposób jawny, otwarty, jednoznaczny zmazywać wstyd, który przez wiele lat jako Polacy zgotowaliśmy naszym bohaterom okresu drugiej konspiracji.

Ogromną rolę w tym odgrywa także Światowy Związek Żołnierzy AK Okręg Dolnośląski, na czele z panem pułkownikiem Ryszardem Filipowiczem. To także kombatanci pokolenia Jaworzniaków, czyli najmłodsze pokolenie wyklętych z lat 40. i 50. To wreszcie wspaniali współorganizatorzy, jak Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych im. gen. Jakuba Jasińskiego z Wrocławia, jak wspomniany wcześniej IPN z Wrocławia.

Przypomnę, że dwukrotnie gościliśmy na biegu pana profesora Krzysztofa Szwagrzyka. Wśród zainteresowanych organizacją naszego biegu jest Fundacja „Łączka”. Pomaga nam wiele środowisk patriotycznych, np. Stowarzyszenie „Odra – Niemen”, Stowarzyszenie „Traugutt” z Pruszcza Gdańskiego, Stowarzyszenie „Inicjatywa Historyczna”. Nie chciałbym nikogo pominąć…

Dla Pana cel edukacyjny oraz udział młodych ludzi jest bardzo ważny.

Chyba najważniejszy. W tym roku w biegu uczestniczą dzieci i młodzież w wieku od czterech do 15 lat, na różnych dystansach. Odbędą się także, jako impreza towarzysząca, zawody strzeleckie w strzelaniu z łuku i z broni pneumatycznej. Będzie też pokaz grupy rekonstrukcyjnej, wystawa o Solidarności Walczącej z lat 70. i 80. W naszej imprezie bierze też udział wydawnictwo Miles z Krakowa pana Kajetana Rajskiego. Elementów biegu jest bardzo dużo.

Chcę jednak podkreślić, że po to żyjemy, po to nas Pan Bóg przy życiu trzyma, aby ta misja, którą realizujemy, przywracała pamięć o żołnierzach niezłomnych, wyklętych. Naród bez pamięci historycznej nie jest narodem.

Musimy pamiętać, komu zawdzięczamy dzisiejszą wolność. Wolność to nie tylko prawa, ale i obowiązki. Ci ludzie walczyli po właściwej stronie i uważam, że naszym obowiązkiem jest przypominanie młodemu pokoleniu o tym wspaniałym okresie. To ogromny kawał historii Polski, Europy i świata, przez lata wymazywany. O tym trzeba mówić, o tym trzeba pamiętać.

Bieg Niezłomnych – Pamięci Żołnierzy Wyklętych stał się imprezą o zasięgu światowym.

Rzeczywiście, a to za sprawą Polskich Kontyngentów Wojskowych stacjonujących poza granicami kraju. Pobiegną żołnierze w Iraku, Afganistanie, w Kuwejcie, w Rumunii, na Litwie, w Bośni i Hercegowinie. Dostaną oni takie same pakiety startowe jak uczestnicy biegu w Sobótce. W sumie żołnierzy wystartuje 945, chociaż zgłoszeń było około dwóch tysięcy.

(MZ) Pan dyrektor mówi tak skromnie. Ale cała organizacja była robiona ogromnym sercem. Chciałabym jeszcze wspomnieć, że w ubiegłym roku była w Sobótce młodzież z Wilna i z Wielkiej Brytanii. W tym roku jest z nami młodzież z Mołdawii. Tak więc bieg ten staje się ogólnoświatowy. Duża w tym rola Stowarzyszenia „Odra – Niemen”, które wynajduje kombatantów oraz młodzież. Znaleźli też nas, dzieci bohaterów tamtych lat.

Rozmawiał Wiktor Sobierajski

Nie obchodzą nas partie lub te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej. […] Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny czy na gruzach kochanej stolicy – Warszawy – z Niemcami, by Świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał Polską Ziemię. (Fragment ulotki wydanej przez VI Brygadę Wileńską AK kpt. „Młota”)

Pełna informacja o kpt. Władysławie Łukasiuku „Młocie”: http://www.solidarni.waw.pl/

 

 

Port Koźle, czyli tajemnicza transakcja w oparach absurdu. Biznesmeni, w odróżnieniu od polityków, wiedzą, co robią

Zagospodarowanie zdewastowanego kozielskiego portu to niekończąca się opowieść, niczym amerykański tasiemiec „Dynastia”. Wszystko zaczęło się jeszcze w poprzedniej kadencji władz samorządowych.

Wiktor Sobierajski

Dzisiaj Kędzierzynem-Koźlem rządzi Sabina Nowosielska (…) po wyborze na urząd prezydenta K-K mówiła: „wywodzę się z biznesu” i będę chciała wprowadzać standardy, jakie tam panują. No i wprowadza standardy, tylko nie mamy pewności, czy są one czysto biznesowe, bo właśnie „przehandlowała” cały teren portu za „czapkę śliwek”. Za 14 mln 150 tys. złotych. A nadodrzański teren jest rozległy i znakomicie położony, z bezpośrednim dostępem do Odry. Dla porównania – teren pod kędzierzyńską minigalerię „Odrzańskie Ogrody” przy obwodnicy miasta został sprzedany kilka lat wcześniej za około 18 milionów złotych. (…)

Nie było za to tajemnicą, że istnieje potrzeba m.in. budowy drogi dojazdowej do portu dla ciężkich pojazdów. Na to gmina planowała pozyskać pieniądze z funduszy unijnych. Dzisiaj w urzędzie miasta Kędzierzyn-Koźle na ten temat panuje cisza. Podobno prowadzone są również rozmowy inwestora z PKP Cargo w sprawie odbudowy linii kolejowej do portu i wpięcia jej w istniejącą sieć kolejową. Zwracam uwagę na słowo „podobno”.

Ostatnim dużym przewoźnikiem węgla po Kanale Gliwickim i Odrze była firma OT Logistics. W maju 2013 r. poinformowała jednak, że ogranicza dostawy surowca wodą, rozkładając ich ciężar także na transport kolejowy. Tłumaczyła, że wynika to z chwilowo niedostatecznej głębokości rzeki oraz długich okresów zamykania żeglugi przez administratora szlaku. Ostatecznie z transportu rzecznego zrezygnowała praktycznie całkowicie.

(…) za parę lat kozielski port może mieć ogromną wartość, jak dojdzie do skutku realizacja projektu Odra-Dunaj. Biznesmeni, w odróżnieniu od polityków, raczej zawsze wiedzą, co robią.

Historia kozielskiego Portu

Koźle-Port (niem. Cosel Oderhafen) – pierwotnie osiedle w Koźlu, od 1975 część miasta Kędzierzyna-Koźla (województwo opolskie).

W latach 1792–1821 wybudowano Kanał Kłodnicki, który pobudził rozwój gospodarczy okolic Koźla. Po Kanale Kłodnickim kursowało rocznie ponad 1 tys. statków, przewożąc głównie towary z Gliwic do manufaktury w Sławięcicach oraz do składnicy towarów żelaznych utworzonej u ujścia Kanału do Odry. W 1861 r. wybudowano bocznicę kolejową z Kędzierzyna do przystani przy Kanale Kłodnickim.

W latach 1891–1908 wybudowano port rzeczny w Koźlu-Porcie. Był to największy port rzeczny na Odrze. Przeładowywano w nim węgiel i rudę przywożoną Kanałem Kłodnickim ze wschodniego Górnego Śląska. Statki odpływały Odrą do portów w środkowych i północnych Niemczech. Przy porcie powstała fabryka papieru i celulozy.

Podczas III powstania śląskiego 10 maja 1921 r. nacierające od wschodu siły powstańcze dowodzone przez ppor. Walentego Fojkisa zdobyły Kłodnicę i Koźle-Port, wypierając Niemców na drugi brzeg Odry do Koźla. 4 czerwca 1921 niemieckie oddziały przeszły do kontrofensywy, zdobywając Koźle-Port, Kłodnicę i Kędzierzyn. W lipcu 1922 powiat kozielski został oficjalnie przekazany administracji niemieckiej i włączony do Niemiec.

W ramach rozpoczętej przez nazistów walki z bezrobociem podjęto budowę Kanału Gliwickiego (lata 1934–1938), który połączył Gliwice z Koźlem-Portem. Oddanie Kanału do eksploatacji nastąpiło 8 grudnia 1939 r. w obecności ministra Rudolfa Hessa.

W dniu 31 stycznia 1945 Armia Czerwona zajęła Koźle-Port. 21 marca 1945 rozpoczęło się przejmowanie od Armii Czerwonej obiektów gospodarczych w powiecie kozielskim.

Cały artykuł Wiktora Sobierajskiego pt. „Port Koźle, czyli tajemnicza transakcja w oparach absurdu” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Wiktora Sobierajskiego pt. „Port Koźle, czyli tajemnicza transakcja w oparach absurdu” na s. 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

 

4. Bieg Niezłomnych – Pamięci Żołnierzy Wyklętych / Sobótka, 19 sierpnia 2017 roku. Tu można sprawdzić swój charakter

Zapisy na bieg jeszcze trwają. Cała impreza to nie tylko bieg, ale również wystawy, koncerty oraz pokazy grup rekonstrukcyjnych, jak również, co jest nowością, odbędzie się konkurs strzelecki.

19 sierpnia w Sobótce w województwie dolnośląskim zostanie zorganizowany, już po raz czwarty, Bieg Niezłomnych – Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Pomysłodawcą i głównym organizatorem przedsięwzięcia jest Wiesław Drozdowski, dyrektor Ślężańskiego Ośrodka Kultury Sportu i Rekreacji w Sobótce. Bieg odbędzie się pod patronatem prezydenta RP Andrzeja Dudy.

Warto dodać, że cała impreza to nie tylko bieg, ale również wystawy, koncerty oraz pokazy grup rekonstrukcyjnych, jak również, co jest nowością, odbędzie się konkurs strzelecki.

Jeżeli chodzi o bieg, to warto dodać, że trasa została podzielona na trakty bohaterów drugiej konspiracji: Adama Lazarowicza ps. „Klamra”, Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”, Danuty Siedzikówny ps. „Inka”, Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora”, Władysława Łukasiuka ps. „Młot”, Anatola Radziwonika ps. „Olech”, Stanislawa Sojczyńskiego ps. „Warszyc”, Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. „Rój”, Józefa Franczaka ps. „Lalek”.

– Tu można sprawdzić swój charakter – mówi Jacek Sobas, zawodnik z Kędzierzyna-Koźla, który po raz kolejny wybiera się na Bieg Niezłomnych – Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Zapowiada także, że jak już raz znalazł się „na pudle”, nie zamierza go opuścić. Trasa biegu nie jest łatwa, ale bardzo przyjemna.

– Jest to jedna z najtrudniejszych „dziesiątek”, w jakich brałem udział. Pierwsze 4 km są cały czas pod górkę. Potem bardzo szybkie, ale też technicznie trudne, zbiegi. Na dziewiątym kilometrze znowu mocny podbieg i wreszcie meta. U kresu trasy byłem naprawdę wykończony. Dawno tak nie szukałem wzrokiem mety, jak na tym biegu. Zwykłe asfaltowe „dyszki” są dużo łatwiejsze i nudne. A tutaj ciągle coś się działo – powiedział nam Jacek Sobas, który rok temu zajął drugie miejsce.

– Moim marzeniem było, aby impreza ta miała nie tylko wymiar sportowy, ale także edukacyjny. Bardzo zależy nam na jak największej liczbie uczestników w tzw. biegach młodzieżowych. Serdecznie zapraszam do Sobótki całe biegające rodziny. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie – mówi Wiesław Drozdowski.

Chętni do udziału w rywalizacji mają jeszcze szansę, by zapisać się na bieg. Zapisy są prowadzone przez stronę internetową biegu www.biegniezlomnych.pl oraz przez portal datasport.

Partnerem strategicznym jest TAURON Polska Energia.
Patronat medialny nad biegiem sprawują: „Gazeta Polska”, www.niezależna.pl, Radio WNET, www.ngopole.pl, Radio Rodzina, Radio Szafir i miesięcznik „Polska Zbrojna”.

Wiktor Sobierajski