Jeżeli poprzednie ekipy mówiły o bezpieczeństwie państwa, bez pomysłu, jak je zapewnić, to były to tylko slogany [VIDEO]

Dzień 56. z 80 / Tarnów / Poranek Wnet – Prezes ZMT Henryk Łabędź: Warto i trzeba przypominać ciągle ważne hasła, jak patriotyzm. Jak jest bezpieczeństwo, rodzina, wiara, to wtedy możemy przetrwać.

 

Gościem Tomasza Wybranowskiego w Poranku WNET był Henryk Łabędź – prezes Zakładów Mechanicznych Tarnów. Dziennikarz rozpoczął rozmowę, cytując słowa prezesa: „Patrzymy w przyszłość”. Podkreślił, że w kontekście tego wszystkiego, co dzieje się w naszym kraju od 20 miesięcy, te słowa nabierają bardzo ważnego znaczenia. Przyszłość firmy wiązana jest z wysoką specjalizacją i zdobywaniem kolejnych rynków.

Henryk Łabędź myślenie o przyszłości i rozwoju uważa za rzeczywiście największy atut firmy. Z tego powodu Tomasz Wybranowski nazwał go wizjonerem i zapaleńcem, któremu udaje się znaleźć złoty środek, żeby zbilansować to, co lokalne, z tym, co krajowe; to, co bliskie, z tym, co dalsze.

– Ryba psuje się od głowy – mówił Henryk Łabędź. – Jeżeli poprzednie ekipy mówiły o bezpieczeństwie państwa bez powiedzenia wprost, w jaki sposób należy to bezpieczeństwo budować, to były to jedynie slogany.

O obronności bowiem można mówić tylko z ludźmi pokoju, tymi, którzy pragną go budować. Można wtedy dyskutować o sposobach, priorytetach itd., natomiast nie da się rozmawiać z tymi, którzy nie chcą pracować, a jedynie zmieniać – podkreślił gość Poranka. Zwrócił uwagę na fakt, że gdyby nie zmieniła się ekipa rządząca i nie powstało podstawowe hasło, że modernizujemy polską armię w polskich zakładach zbrojeniowych, dzisiaj „te zakłady już by nie istniały”.[related id=35197]

Tymczasem – jak zauważył Tomasz Wybranowski – patrząc od strony propagandowo-medialnej, niektórzy krytycy mówili, że Polska dla Stanów Zjednoczonych jest niczym i gdy prezydent Trump powiedział z uznaniem, że Polska spełnia minimum zobowiązań, czyli wpłaca 2,5% PKB na cele obronne, oni starali się to umniejszyć.

– Tak nie powinno być – uważa Henryk Łabędź. Podkreślił przy tym, że w wypadku jego zakładów, nieprzyznawanie się do polskości czy jakiekolwiek poczucie wstydu jest zupełnie nieuzasadnione, gdyż zakłady są cenionym w kraju i na świecie producentem sprzętu wykorzystywanego w Polsce, a także na rynkach zagranicznych. Nasza broń jest bardzo dobra, wygrywamy na międzynarodowych targach zbrojeniowych. Dostosowujemy się do potrzeb rynków UE – zaznaczył rozmówca Poranka – i nasza broń jest kupowana przez armie w Hiszpanii, Francji, Niemczech i wiele innych. 66% naszej produkcji idzie na eksport, to mówi samo za siebie.

Uratowanie Zakładów Mechanicznych Tarnów ma także wymierne korzyści dla rodzin. – Zakłady proponują dobrze wykwalifikowanym pracownikom bardzo dobre warunki, zmniejsza się bezrobocie, krzywa zatrudnienia rośnie, w ciągu roku stworzyliśmy ponad 300 miejsc pracy, to jest ogromna korzyść. Wykorzystujemy koniunkturę, którą stworzyło Ministerstwo Obrony Narodowej i Polska Grupa Zbrojeniowa.

Obok zakładu produkcyjnego w ZMT jest 120-osobowa grupa konstruktorów, technologów pracujących nad rozwojem zakładów. Dzięki niej w zależności od potrzeb i oczekiwań polskiej armii możemy zmieniać, modernizować produkcję, uwzględniając m. in. kwestie ekonomii czy bezpieczeństwa dla wojsk.
Nie boi się pan mówić o patriotyzmie – to rzadkość – zauważył nasz dziennikarz – mimo „dobrej zmiany wciąż to jest rzadkość”.

– Tak jak ludzie boją się mówić o śmierci czy o miłości, tak boją się mówić o patriotyzmie – zauważył gość Poranka, mówiąc o złych wzorcach kulturowych z Unii. Choć sam był za wejściem Polski do UE, to – jak zaznaczył – na zasadzie uczestnictwa federacyjnego, „nie popierałem stylu totalitarnego, gdzie Niemcy i Francja rządzą, a my nie mamy nic do powiedzenia”.

– Ja się nie boję o takich sprawach jak patriotyzm mówić. Myślę, a nawet jestem przekonany, że coraz więcej ludzi wierzy w to, że warto i trzeba przypominać te ciągle ważne hasła, jak patriotyzm. Jak jest bezpieczeństwo, rodzina, wiara, to wtedy możemy przetrwać. I to, co powiedział z wielkim szacunkiem do narodu polskiego prezydent Trump, jest tego oznaką, że wiele państw, mocarstw, w przeciwieństwie do tego, co robi i mówi totalna opozycja, docenia wysiłki narodu polskiego nie tylko w obszarze rozwoju gospodarczego, ale też w kwestii zachowania swojej tożsamości.

Rozmowa z prezesem Łabędziem jest w części piątej Poranka WNET.

MA

 

Kazimierz Koprowski, szef Rady Miasta Tarnowa: Bruksela nie może nam dyktować, jakie lektury szkolne Polacy mają omawiać

Dzień 56. z 80 / Tarnów / Poranek WNET – O tarnowskiej sytuacji w związku z reformą edukacji, o protestach nauczycieli, samorządności Tarnowa i stratach miasta po tym, jak zlikwidowano województwo.

W dzisiejszym Poranku z Zakładów Mechanicznych Tarnów Tomasz Wybranowski rozmawiał z dr. Kazimierzem Koprowskim, pedagogiem, przewodniczącym Rady Miasta Tarnów, założycielem i członkiem oddziału Stowarzyszeń Rodzin Katolickich w Tarnowie oraz tarnowskiego Stowarzyszenia im. Jana Pawła II. Dr Koprowski sprawuje kontrolę, dba o podejmowane uchwały w sprawie przekształceń gimnazjów i włączenia ich do szkół podstawowych w Tarnowie.

Tarnów jest miastem, które przyciąga młodzież z okolicznych gmin. W niektórych gimnazjach 60% uczniów nie było mieszkańcami Tarnowa. Po reformie ta młodzież zostanie w swoich podstawówkach w siódmej klasie, nie dotrze do Tarnowa, co spowoduje zmniejszenie liczby uczniów w tarnowskich szkołach. Z tego powodu niektórzy nauczyciele otrzymali wypowiedzenia. Tarnowski radny podkreślił, ze nie jest to wynik wyłącznie reformy, ale też niżu demograficznego. Wyraził nadzieję, że ci nauczyciele, którzy pierwotnie otrzymali wypowiedzenie, znajdą pracę w innych szkołach, w których przybędzie uczniów.

Protesty niektórych środowisk nauczycielskich to konflikt ideologiczny. Są zagrywką polityczną przeciw temu, co tworzy rząd Prawa i Sprawiedliwości.  W wychowaniu młodzieży trzeba bazować na sprawdzonych, starych, dobrych, polskich wartościach, a nie bezkrytycznie przyjmować to, co napływa z Zachodu. Pedagodzy pracujący w systemie ośmioletniej szkoły podstawowej i czteroletniego liceum zdają sobie sprawę, że ten stary system doskonale przygotowywał do matury. W ramach trzyletniego liceum nauczyciele nie byli w stanie odpowiednio przygotować uczniów. Ambitni uczniowie musieli szukać działań zastępczych, kursów czy korepetycji.

Obecne protesty są wywołane przez te same środowiska, które przed laty protestowały przeciwko wprowadzeniu gimnazjów. Co ciekawe, nie było protestujących, gdy poza kanonem lektur znalazły się najważniejsze dla Polski dzieła. Nie było protestujących, gdy Bruksela nazwała Henryka Sienkiewicza pisarzem nacjonalistycznym. Dzieła Henryka Sienkiewicza są kwintesencją polskości, każdy powinien je przeczytać. Bruksela nie może wybierać Polsce lektur omawianych w szkołach.

Największym marzeniem naszego gościa, jeśli chodzi o rozwój edukacji w Tarnowie, jest powstanie Akademii Tarnowskiej oraz pozyskanie środków na wyposażenie i remont obiektów oświatowych. [related id=35197]

W drugiej części rozmowy Kazimierz Koprowski opowiedział, jak wygląda sytuacja samorządowa Tarnowa. PiS ma większość w radzie miasta, czyli organie ustawodawczym – stanowiącym i podejmującym uchwały, np. dotyczącą budżetu. Jego zadaniem jest też wskazywanie kierunku działań dla prezydenta. Urząd prezydenta, który w Tarnowie jest z innego ugrupowania, to organ wykonawczy. Rada Miasta ma możliwość w pełni kontrolować poczynania prezydenta, np. w sprawach dotyczących rozporządzania budżetem. Rola rady miasta sprowadza się – według naszego rozmówcy – przede wszystkim do tego, aby mieszkańcy byli zadowoleni z tej władzy, którą wybrali, aby przynosiła im ona konkretny pożytek. W ocenie naszego gościa radni Prawa i Sprawiedliwości wywiązują się z tego zadania.

Tarnów, byłe miasto wojewódzkie, znajduje się pomiędzy dwiema wielkimi aglomeracjami, Krakowem a Rzeszowem. Z tego powodu ma ograniczone możliwości rozwoju. Obecne miasta wojewódzkie „zasysają” środki unijne w maksymalnym stopniu. Kiedy likwidowano województwa, miał powstać specjalny program rozwoju dla byłych miast wojewódzkich, co niestety nie doszło do skutku. Miasto straciło na tym, że poprzednie rządy nie zadbały o taki system przyznawania środków unijnych, z którego Tarnów mógłby skorzystać.

Całej audycji można posłuchać tutaj. Wywiad z Kazimierzem Koprowskim w części szóstej.

MW

Pierwsza w Polsce prywatna Wyższa Szkoła Biznesu powstała w Nowym Sączu. Rozmowa z jej twórcą dr. Krzysztofem Pawłowskim

Dzień 44. z 80/ Poranek Wnet z Nowego Sącza/ Mamy ponad 6000 absolwentów studiów stacjonarnych, którzy pracują na całym świecie. Wśród naszych wykładowców było kilku członków obecnej ekipy rządzącej.

Wyższa Szkoła Biznesu jest chlubą Nowego Sącza, a jej założyciel, doktor Krzysztof Pawłowski, stał się legendą miasta. Był senatorem I i II kadencji, jest honorowym obywatelem Nowego Sącza.

Witold Gadowski przekornie zaczął rozmowę z założycielem uczelni od stwierdzenia, że słynna, elitarna szkoła nowosądecka rozwijała się pięknie, współpracowała z USA, aż się wszystko skończyło…

– Nie skończyło się – odparł Krzysztof Pawłowski. – Uczelnia istnieje, za dwie godziny będę udzielał wywiadu na temat naszego ostatniego osiągnięcia. Stworzyliśmy program informatyczny Cloud Academy, który całkowicie przenosi szkołę do chmury. To jest unikalne rozwiązanie. Dzięki temu możemy mieć studentów z całego świata. Zresztą mamy studentów z całego świata. To nawet zabawne, że na korytarzach częściej widzi się twarze egzotyczne niż swojskie.[related id=34086]

Jerzy Gwiżdż, wiceburmistrz Nowego Sącza, przypomniał, że rzadko się zdarza, żeby prywatna szkoła wyższa przetrwała wszystkie przemiany, jakie zaszły w Polsce od 1991 roku (w tym roku powstała WSB), a do tego stale się rozwijała. Podkreślił, że dzięki obecności uczelni w mieście Nowy Sącz staje się wielokulturowy. Odbywają się tu dni kultury poszczególnych narodowości reprezentowanych przez studentów. „Świat przybliża się do Nowego Sącza”. Istotne jest, że studenci Szkoły Biznesu są zżyci z miastem, a w ocenie mieszkańców „zachowują się porządnie”.

Krzysztof Pawłowski miał kiedyś pomysł, żeby na bazie jego uczelni, po jej połączeniu z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową, której filia znajduje się w Nowym Sączu, utworzyć Uniwersytet Sądecki. Niestety, pomysłu nie udało się zrealizować. Założyciel Szkoły Biznesu uważa, że to strata dla miasta i regionu, bo uniwersytet jako jednostka badawcza dałby impuls rozwojowy dla całego regionu. Wprawdzie obie uczelnie nadają tytuły magistra, jednak uniwersytet zapewniłby wyższą kadrę naukową, własnych doktorów.

Jednak, mówi dr. Pawłowski, „najważniejsze, że mamy absolwentów”. – Odnajduję ich na całym świecie. W najlepszym okresie uczelni, w latach 1995-2015 przychodzili do nas studenci z całej Polski, a około 10% z zagranicy. Potem byli wychwytywani przez największe firmy. 6000 osób ukończyło studia stacjonarne w Wyższej Szkole Biznesu, z tego 85% spoza regionu sądeckiego. – Mam około 13 000 dzieci, w tym 6000 stacjonarnych. Kiedy mnie pytają, jak to możliwe, odpowiadam, że mam szerokie serce.

– Ciekawa jest nasza kadra wykładowców. Zaliczało się do niej kilku ministrów i wiceministrów z obecnego rządu. W naszej uczelni wykładali Jarosław Gowin, Leszek Skiba, Krzysztof Szczerski. Piotr Naimski stworzył nawet własny program studiów magisterskich i podyplomowych, zwany SMID – Stosunki Międzynarodowe i Dyplomacja. Co ciekawe, Naimski może kojarzyć się wielu osobom z postacią szeryfa, a tymczasem okazał się znakomitym opiekunem każdego z prowadzonych przez siebie studentów.

O jeszcze innych powodach tego, że w Nowym Sączu dobrze się żyje, a mieszkańcy miasta zawsze z dumą podkreślają, że pochodzą z Nowego Sącza, w części szóstej Poranka Wnet.

 

MS

Opozycja w Nowym Sączu jest tak malutka, że trudno ją znaleźć. My tutaj staramy się przede wszystkim pracować

Dzień 44. z 80/ Nowy Sącz/ Poranek WNET – Tutaj jest dużo dobrego, czystego biznesu, wśród wielkich nowosądeckich biznesmenów nie było żadnych afer. A to jest pierwsza klasa polskich przedsiębiorców.

Gościem Witolda Gadowskiego był Jerzy Gwiżdż, świadek i bezpośredni uczestnik polskiej transformacji. Przed laty był szefem sztabu wyborczego Lecha Wałęsy, posłem, a nawet szefem klubu poselskiego BBWR, przewodniczącym Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. W latach 1990-94 był prezydentem Nowego Sącza. Od 12 lat jest wiceprezydentem tego miasta.

Zapytany o swoją dawną bliską współpracę z Lechem Wałęsą, odpowiedział, że „nigdy nie wstawał po przespanej nocy z myślą o Lechu Wałęsie”. Uważa, że jest to postać bardzo skomplikowana, ale, jak twierdzi, „zawsze, tak jak u św. Pawła, liczy się bilans”. Trzeba uwzględnić wszystkie plusy i minusy i zobaczyć, co z tego zostanie. Najlepiej, jego zdaniem, aby oceną tej postaci zajęli się historycy, a nie współcześni. Jak powiedział, taka jest nasza Polska, że wszyscy mamy do wszystkich pretensje i tym żyjemy. Witold Gadowski wyraził uznanie dla dyplomatycznej zręczności swojego rozmówcy w wybrnięciu z tematu.

Odpowiadając na pytanie o władanie Nowym Sączem, Jerzy Gwiżdż podkreślił, że nie można mówić o „władaniu” miastem – to jest „współwładza”, którą dzierży z jego obecnym prezydentem Nowakiem. Współpraca trwa od 12 lat, co samo w sobie jest świadectwem jej jakości. Natomiast przypomniał, że był prezydentem Nowego Sącza w niezwykle ważnych dla Polski latach, bezpośrednio po „upadku komuny”, i jak mówi, satysfakcji z tej pracy w tym czasie „nikt mi nie zabierze”.

Miasto ma duże osiągnięcia. Bezrobocie w Nowym Sączu wynosi zaledwie 4,5%. Niedaleki Żywiec ma wprawdzie 4%, ale tam, jak przypomniał rozmówca Witolda Gadowskiego, „jest piwo”.

Natomiast w Nowym Sączu jest dużo dobrego biznesu i jest to biznes, jak określił Jerzy Gwiżdż – czysty, nie było tu żadnych afer. Nowosądeccy biznesmeni należą do pierwszej polskiej klasy.

Witold Gadowski przypomniał sprawę Optimusa. Działalność tej świetnie rozwijającej się firmy i portalu onet.pl została przerwana przez interwencję prokuratury. – Tutaj jednak aferzystami były władze, nie pan Roman Kluska – odparł wiceburmistrz. – Ówczesne władze chciały wyłudzić od niego nienależne pieniądze. Dzisiaj Roman Kluska hoduje owce i produkuje sery, i dobrze sobie radzi. [related id=34086]

Znanymi firmami związanymi z Nowym Sączem jest Fakro, Newag, Koral i mnóstwo innych, które swoimi markami promują miasto i przyczyniają się do jego rozwoju. Jerzy Gwiżdż potwierdza, że miasto jest bogate, ale największym jego bogactwem są ludzie, dobre relacje między pracodawcami i pracownikami.

Opozycja polityczna w mieście jest niewidoczna, mało też jest ateistów. – Jak jest procesja Bożego Ciała, Rynek pęka w szwach. Lud sądecki to „wierny naród”, tak się o nas mówi – powiedział polityk. Potwierdził, że także miejscowi biznesmeni są katolikami, co sprzyja porozumieniu. Na pytanie o to, czy rozmawiają także przeciwnicy polityczni, Jerzy Gwiżdż odparł, że w Nowym Sączu ludzie starają się pracować, a rozmowy to rzecz wtórna.

Na czym polega sukces Sandecji Nowy Sącz, dlaczego w Nowym Sączu nie ma demonstracji, a opozycja jest niewidoczna, jak są oceniani posłowie związani z Ziemią Sądecką – w części szóstej Poranka Wnet.

MS

 

Dzień 23. z 80 / Chełm – największy w Polsce ośrodek kształcenia w zakresie lotnictwa cywilnego. Rozmowa z prorektorami

Spełnione marzenie – Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Chełmie wykształciła w ubiegłym roku więcej pilotów ze wszystkimi licencjami niż obydwie renomowane szkoły lotnicze w Dęblinie i Rzeszowie.

Radio WNET gościło dziś w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Chełmie. Tomasz Wybranowski rozmawiał o fenomenie tej szkoły z jej prorektorami – prof. dr. hab. Józefem Zającem, prorektorem ds. studenckich, senatorem RP, członkiem Senackiej Komisji Nauki, Edukacji i Sportu, oraz z dr Beatą Fałdą, prorektorem ds. rozwoju.

Profesor Józef Zając przypomniał historię uczelni, która obecnie jest chlubą Chełma, jego wizytówką. Senator nazywa ją też spełnionym marzeniem, a przede wszystkim przełamaniem stereotypu, że wschodnie tereny Polski to „ściana płaczu”, gdzie nic się nie dzieje.

Mówi, że marzenie o uczelni wcale nie było trudne do zrealizowania. Najważniejsze było mieć pomysł na to, jak to marzenie wprowadzić w życie. Kiedy pracował w Instytucie Matematycznym PAN, jeździł po świecie, obserwując i podpatrując, jak zorganizowane jest nauczanie za granicą – co na tamtejszych uczelniach jest dobre, co nietrafione czy wręcz niepożądane. To pomogło stworzyć projekt uczelni zawodowej, który był gotowy w czasie, gdy ustawa pozwoliła na zakładanie tego typu uczelni w Polsce.

Wszystko przemawiało za tym, że przedsięwzięcie się powiedzie: Chełm jest miastem odpowiedniej wielkości, jako byłemu miastu wojewódzkiemu uczelnia mu przysługiwała, poza tym jako specjalność szkoły przewidziano kierunki ścisłe i techniczne. Te drugie, jak mówi profesor, rozwinęły się w Chełmie nadspodziewanie, łącznie z pilotażem, który stał się wizytówką szkoły. Ten profil kształcenia przyciąga dziś studentów z całej Polski.

Prowincjonalna uczelnia, mająca własne lotnisko, właściwie wyprzedziła plany rozwoju wschodniej Polski, o których mówi wicepremier Mateusz Morawiecki.

Wyprzedziła je i organizacyjnie, i inwestycyjnie. Na konferencji rektorów uczelni zawodowych w Krośnie, gdzie przedstawiono dane dotyczące rozwoju wszystkich uczelni tego typu w Polsce, okazało się, że chełmska szkoła dokonała inwestycji na sumę dwukrotnie wyższą niż następna z kolei uczelnia.

Nie licząc kosztów bieżącego kształcenia, inwestycje przekroczyły 300 mln zł. A rzeczone lotnisko, jak powiedział senator Józef Zając, „dołożyliśmy z własnej kieszeni”. Najpierw udało się pozyskać pas ziemi wzdłuż trasy w kierunku Krasnegostawu.

– Poprosiliśmy ministerstwo o pomoc w wybudowaniu całej infrastruktury lotniskowej. Powitał nas śmiech i zapytanie jednej z pań dyrektor departamentu: „A tam w tym Chełmie to ktoś w ogóle będzie chciał studiować?”.

Okazuje się, że dziś przyjeżdża na studia młodzież z całej Polski. PWSZ jest największym ośrodkiem kształcenia w zakresie lotnictwa cywilnego w kraju. W ubiegłym roku szkołę ukończyło więcej pilotów ze wszystkimi licencjami niż w pozostałych obydwu łącznie renomowanymi uczelniami kształcenia lotniczego w Dęblinie i Rzeszowie.

– Oczywiście ministerstwo nie dało ani grosza na lotnisko – kto by realizował takie fantazje! Zaciągnęliśmy kredyt i przeznaczyliśmy go na wybudowanie wieży kontroli lotów, stacji paliw, hangaru, ogrodzenia, dróg dojazdowych. Teraz latamy, sytuując się na czwartym miejscu w kraju pod względem liczby operacji lotniczych, włączając w to oczywiście Okęcie.

Jak określił to prowadzący rozmowę Tomasz Wybranowski, obecnie wszystkie nitki mikro- i makrogospodarcze zbiegają się w Indochinach. Tymczasem PWSZ niejako wyprzedziła czas i nawiązała współpracę z jedną z uczelni wietnamskich.[related id=31321]

Jak przyznał prorektor Józef Zając, inicjatywa wyszła ze strony wietnamskiej. – Nie wiedzieliśmy, że nas podglądają z różnych stron świata. Okazało się, że Wietnamczycy są zainteresowani organizacją naszego kształcenia lotniczego. Przyjechała dziewięcioosobowa delegacja, wszystko obejrzeli i – zwyczajem wschodnim – dokładnie obfotografowali. Efektem było podpisanie umowy o współpracy.

Sukcesem uczelni jest także „odczarowanie” wysokich kosztów kształcenia pilotów. Zostało ono zorganizowane w sposób nowatorski – to jedna z przyczyn zainteresowania zagranicy – i przynosi przede wszystkim efekt finansowy. W Chełmie kształcenie na kierunku lotniczym jest tańsze niż studia medyczne.

Inny sukces to fakt, że dla absolwentów szkoły chełmskiej otworzył się ogromny rynek pracy. Roczny wzrost obrotów na rynku przewozów lotniczych wynosi powyżej 18%. Tak więc, jak z satysfakcją mówi prof. Józef Zając, jest to świetna inwestycja i pomysł trafiony „w dziesiątkę”.

Jak przypomniała prorektor ds. rozwoju dr Beata Fałda, w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej kształci się obecnie około 2000 studentów. A chełmską uczelnią interesują się nie tylko Wietnamczycy. Odwiedziły ją delegacje z Kanady, Stanów Zjednoczonych, Meksyku, Japonii. Uczelnie, z którymi nie było dotąd kontaktu, zgłaszają chęć przyjazdu, aby poznać tutejsze metody i organizację nauki.

Dr Fałda przypomniała również, że uczelnia współpracuje z różnymi liniami lotniczymi, m.in. z Wizzair i Ryanair, gdzie studenci odbywają praktyki i znajdują zatrudnienie, a coraz więcej kapitanów latających na tych liniach to absolwenci PWSZ.

Jak odbywa się rekrutacja na kierunek pilotażu? Czy trzeba mieć żelazne zdrowie, żeby zostać pilotem? Jaki charakter ma działalność prof. Józefa Zająca w Senacie RP? Tego wszystkiego można się dowiedzieć, słuchając całego wywiadu Tomasza Wybranowskiego z senatorem prof. Józefem Zającem i dr Beatą Fałdą w czwartej części Poranka Wnet z patio w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Chełmie.

MS

Dzień 22. z 80/ Janusz Jakubów, były radny miejski / Czy zmiana z perspektywy Brzegu nad Odrą jest rzeczywiście dobra?

W powiecie nigdy nie było tylu skandali, co za PiS. Jeden z radnych stał się bohaterem filmiku, rejestrującego, jak przyjmuje 10-tysięczną łapówkę. Dwóch urzędników starostwa skazano za korupcję.

Dwudziestego drugiego dnia podróży po Polsce Radio WNET odwiedziło Brzeg na Dolnym Śląsku. Ekipa radiowa ulokowała się w bramie wjazdowej „Wawelu Śląska” – zamku Piastów Śląskich, w którym obecnie mieści się Muzeum Piastów Śląskich.

Gościem Poranka WNET był Janusz Jakubów, historyk, były radny Brzegu.

Na pytanie o zmiany w samorządzie miejskim po przejęciu władzy przez ekipę Beaty Szydło, Janusz Jakubów udzielił zaskakującej odpowiedzi, że zmiany są duże, ale na gorsze.

Stwierdził, że w powiecie brzeskim nigdy nie było tylu skandali, co ostatnio, za rządów PiS. Elitę PiS w Brzegu stanowią osoby, których dawniej nikt nie kojarzył z prawicą niepodległościową. Wtedy nie popierały ani lustracji, ani dekomunizacji. Wraz ze zmianą koniunktury ludzie ci zmienili barwy partyjne, przeszli do PiS i rządzą, a Brzeg stał się sławny z powodu afer korupcyjnych.

Jeden z radnych stał się bohaterem filmiku, rejestrującego, jak przyjmuje 10-tysięczną łapówkę. Dwóch urzędników starostwa skazano za korupcję. Szpital podupada, powiat musiał zwrócić do Skarbu Państwa źle naliczoną subwencję. [related id=29454]

– Szyldy się zmieniają, ludzie pozostają tam, gdzie władza – stwierdził filozoficznie historyk.

Janusz Jakubów walczył o przyłączenie, a właściwie powrót Brzegu do województwa wrocławskiego, zgodnie z granicami archidiecezji wrocławskiej. Miasto obecnie należy administracyjnie do województwa opolskiego, gdzie dominują Ślązacy i Niemcy. Tymczasem Brzeg zamieszkuje wielka liczba repatriantów z Kresów: z Tarnopola, Stanisławowa, Lwowa.

Establishment województwa opolskiego dyskryminuje, zdaniem Janusza Jakubowa, powiat brzeski. Pobliska Oława jest doinwestowana; Brzeg przeciwnie. Ludzie dojeżdżają do pracy do Oławy. W tamtej części województwa powstają drogi, szpitale. Młodzież opuszcza miasto w poszukiwaniu lepszego życia.

Działające kiedyś w Brzegu zakłady przemysłowe upadły. Była garbarnia, która produkowała wyroby sprzedawane w całej Polsce. Po przystąpieniu do programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych maszyny rozprzedano, a teren został wynajęty i użytkują go liczni najemcy.

Aktualne procedury nie ułatwiają przejścia do innego województwa. Nadzieje na zmianę były radny wiąże z zapowiadaną ustawą metropolitalną. Miasto powinno należeć do województwa wrocławskiego, ponieważ Brzeg zawsze był i pozostanie częścią Dolnego Śląska.

– Dobra zmiana? Czy coś się poprawiło? W Brzegu dzieje się coraz gorzej – skonkludował z goryczą Janusz Jakubów.

Całej rozmowy można posłuchać w części piątej Poranka Wnet z Brzegu.

MS

Wczorajsza burzliwa debata w Sejmie o SN zdominowała Poranek Wnet. Rozmowa z Pawłem Kukizem / Dzień 22. / Brzeg nad Odrą

Ucałowałem telewizor, jak usłyszałem wystąpienie prezydenta – powiedział Paweł Kukiz. Do końca nie byłem pewien, jak Andrzej Duda się zachowa. Udowodnił, że jest suwerenną siłą w polskiej polityce.

Paweł Kukiz, zapytany o wczorajszą debatę w sejmie i o wystąpienie prezydenta dotyczące ustawy o Krajowej Radzie Sądowniczej uznał, że propozycja Andrzeja Dudy stwarza szansę na kompromis.[related id=31306]

– Szacunek dla prezydenta – stwierdził krótko. – Teraz działania uliczne przestaną mieć sens.

Jednocześnie wyjawił, że przebieg i charakter tej debaty odbierają mu wszelką radość z wypowiedzi prezydenta i szans, jakie ona stworzyła.

– Ten, kto projektował budynek Sejmu, chyba miał dar widzenia – powiedział poseł. – Nadał mu kształt cyrku. Brak słów, co się działo. Człowiek o minimalnej wrażliwości powinien skończyć w Tworkach – podsumował krótko obrady parlamentarne. Nie chciał dochodzić tego, kto zaczął, czyja to była wina. Uznał, że tego rodzaju zachowania są niedopuszczalne. Przyznał, że wyszedł w trakcie posiedzenia, a w hotelu do czwartej rano nie mógł zasnąć ze zdenerwowania.[related id=29444]

Przyznał jednak, że dzięki przyjęciu propozycji prezydenta wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa kwalifikowaną większością głosów, zdecydował, że zagłosuje za ustawą reformującą KRS. Nie zamierza jednak głosować za ustawą o Sądzie Najwyższym.

Zdaniem Pawła Kukiza wymiar sprawiedliwości powinien pozostawać pod kontrolą obywatelską, sędziowie powinni być wybierani w wyborach powszechnych, a kompetencje Ministra Sprawiedliwości – zostać przeniesione na Prezydenta RP.[related id=31205]

Przyznał, że nie był pewien, jak w sytuacji kontrowersji w sprawie reformy systemu sprawiedliwości zachowa się prezydent. Swoim wystąpieniem dowiódł jednak,  że jest suwerenną siłą w polskiej polityce.

Paweł Kukiz uważa, że „świetnie zrobiła” prezydentowi wymiana ludzi w jego kancelarii. Teraz panują tam nastroje republikańskie i reformatorskie.

– Ucałowałem telewizor, jak usłyszałem prezydenta – przyznał polityk. Ale do końca nie wiedziałem, jak się zachowa. Teraz można mieć jakieś nadzieje co do przyszłości polskiej polityki.

O tym, jakie zdanie ma Paweł Kukiz o politykach, którzy są w parlamencie już wiele lat, a także dlaczego „mówi jak PiS, a głosuje nieprzewidywalnie”,  można dowiedzieć się w części szóstej Poranka Wnet z Brzegu.

MS

Dzień 22. z 80 / Maciej Stefański: Samorządowość to tradycja rodzinna, mój dziadek był tu pierwszym starostą po ’45 roku

Starosta powiatu brzeskiego popiera reformę szkolnictwa – szkoły średnie będą miały więcej klas i zatrudnią dodatkową kadrę. Zabiega też o środki na nową przeprawę przez Odrę tak ważną dla regionu.

– Pana rodzice przyjechali z Kresów i od początku w to miasto, w jego samorządowość się angażowali – rozpoczął rozmowę ze swoim gościem, starostą brzeskim Michałem Stefańskim, dziennikarz Poranka Wnet Łukasz Jankowski.

– Moja mama pochodzi z Kresów, ze Lwowa, mój ojciec z Poznania, a dziadek był tu pierwszym starostą po ‘45 roku. Moja działalność to rzeczywiście jakby nawiązanie, kontynuacja – to już tradycja rodzinna.

„Na pierwszy ogień reforma edukacji” – zagaił dziennikarz – jako reforma, która dotyczy samorządów i czasami wywołuje konflikty. A jak to wygląda w powiecie brzeskim? Czy powiat jest gotowy, by 1 września szkoły ruszyły już w nowym systemie?[related id=”29454″]

– To temat prawie tabu. Moja żona jest dyrektorem gimnazjum i dyskutujemy w rodzinie dość gorąco. Oczywiście jestem za reformą, uważam że zdecydowanie zyskają na niej zwłaszcza szkoły ponadgimnazjalne, czyli wracamy do tego, co było bardzo dobre. To znaczy do czterech lat liceum i pięciu lat technikum. Uważam, że reforma powinna być zrobiona, bez dwóch zdań.

– Opozycja podkreśla, że jest to reforma, która uwstecznia edukację oraz grozi utratą etatów dla nauczycieli – przypomniał dziennikarz Wnet. Czy nauczyciele w powiecie brzeskim obawiają się utraty pracy?
– Strachy na Lachy – odpowiedział starosta powiatu. Po prostu jest niż, a jak nie ma dzieci, młodzieży, klas, to nie ma też nauczycieli. „I to jest główna przyczyna mniejszej liczby etatów w szkolnictwie” – podkreślił. Jest też tak, że jako osoba zarządzająca szkołami ponadgimnazjalnymi będzie zatrudniał nauczycieli, a nie ich zwalniał, co jest oczywiste w związku z tym, że np. nauka w liceach będzie trwała o rok dłużej.

– Druga sprawa, która bardzo zaniepokoiła samorządowców, to była reforma regionalnych izb kontrolnych – zdecydowanie protestowali, bali się. W rezultacie prezydent Andrzej Duda tę ustawę zawetował. – Czy słusznie? – zapytał prowadzący Poranek WNET.

– Uważam, że słusznie – odpowiedział Maciej Stefański. Jego zdaniem „my mamy tyle kontroli w ciągu roku”, że dodatkowo te izby regionalne, z szerokimi kompetencjami, „wzmocnione prawnie”, są już „zupełnie niepotrzebne”.

– Stanowisko, że byłoby to zagrożenie dla samorządności, że mogłyby to zbyt mocno ingerować w wybory obywateli , jest „chyba przesadą” – mówił starosta brzeski – „jednak uważam, że tak jak jest, jest dobrze”.

– Jeśli chodzi o sprawy nowej przeprawy przez Odrę. W mieście jest jeden, nienowy most, dodatkowo o dużym natężeniu – zauważył dziennikarz Poranka.

– To sprawa kluczowa dla miasta – zaznaczył starosta Stefański. – Poprzednie ekipy […] nie dostrzegały tego problemu, teraz wszystko robimy, aby ta nowa przeprawa była, aby mogła zaistnieć w budżecie państwa, bo wiadomo, że to jest inwestycja bardzo kosztowna, której nie udźwigną samorządy – dodał, zaznaczając, że właśnie jedzie w tej sprawie do Warszawy. Podkreślił, że most i obwodnica to inwestycja „bardzo, bardzo ważna nie tylko dla powiatu brzeskiego, a także dla całego Dolnego Śląska” jako ważna część infrastruktury łączącej ten region z województwem opolskim.

Dlaczego przez 25 lat obwodnica nie powstała i czy Brzeg był przez te lata marginalizowany przez władze opolskie, o problemach tzw. ściany zachodniej i aktualnych perspektywach miasta, w tym o planach powstania Muzeum Kresowego mogą Państwo posłuchać w Poranku Wnet.

ma

Dzień 21. z 80 / Poranek z Zamościa / Jan Świst – prezes lokalnego przedsiębiorstwa przetwórstwa owocowo-warzywnego

Skarby ziemi zamojskiej – warzywa i owoce. Jak na tym specyficznym rynku radzi sobie przedsiębiorstwo z polskim kapitałem i czy rzeczywiście pieniądz nie ma narodowości – mówi prezes Chłodni Mors.

W 21 dniu swej osiemdziesięciodniowej podróży po Polsce Radio Wnet trafiło do Zamościa. Gościem Tomasza Wybranowskiego w studiu radiowym na zamojskim rynku u stóp ratusza był Jan Świst – prezes Chłodni Mors sp. z o.o., przedsiębiorstwa przetwórstwa owoców i warzyw.

Chłodnia Mors specjalizuje się w owocach miękkich – truskawkach, porzeczkach i malinach, których najwięcej uprawia się na Zamojszczyźnie. Skupuje także znaczne ilości warzyw, głównie kalafiorów, brokułów, cebuli, dyń i porów.

W tej branży każdy rok jest inny. W ubiegłym roku była susza, w tym jest dużo opadów i niższe temperatury – nie da się przewidzieć, czy będzie urodzaj i na jakie warzywa czy owoce. Nawet z dnia na dzień nie można zaplanować, ile i czego uda się kupić. Stale zmieniają się ceny, które są zależne od tego jaki jest urodzaj.

Przepisy państwowe i unijne preferują produkcję wielkotowarową. Obowiązują tzw. umowy sprzedażowe, w których każdy kupiony towar musi mieć gwarantowaną cenę. Takie przepisy są dobre w wypadku dużych gospodarstw, które otrzymują dopłaty unijne, są w stanie zaplanować produkcję. Tymczasem na Zamojszczyźnie przeważają niewielkie gospodarstwa rodzinne, w których obszar upraw warzyw czy owoców jest na tyle mały, że rolnik nie jest w stanie przewidzieć, czy opłaca mu się zawierać wymaganą przepisami umowę sprzedażową.

Obowiązujące przepisy pozostawiają małe pole manewru zarówno dla przedsiębiorstw skupujących warzywa i owoce, jak i dla rolników. Istnieje nakaz zawierania umów na cały asortyment płodów rolnych. Pozostawiono wprawdzie możliwość sprzedaży niewielkiej ilości  z tzw. wolnej ręki, ale rolnik, który z dnia na dzień chciałby sprzedać np. 50 kg świeżo zerwanych truskawek do Chłodni Mors, nie może tego zrobić, bo nie zawarł wcześniej umowy sprzedażowej. Zdaniem Jana Śwista sprawa ta powinna zostać skierowana do trybunału w Strasburgu, ponieważ jest to ewidentne ograniczenie prawa do wolnego handlu.

Jednak w ciągu ostatnich dwudziestu lat sytuacja rolnictwa i przetwórstwa na Zamojszczyźnie zdecydowanie zmieniła się na lepsze. Zniknęły uciążliwe, wielogodzinne kolejki przed skupami. Rolnicy przyjeżdżają ze swym towarem na konkretną godzinę i nie dlatego, że zmniejszyły się uprawy, tylko dlatego, że między innymi dzięki dopłatom unijnym potencjał przetwórczy został tak rozbudowany, że zakłady mogą przerobić każdą ilość surowca.[related id=29375]

Dawniej zakład decydował, czy kupi od rolnika towar i dyktował ceny. Dziś rolnicy mogą wybierać firmy, którym oferują swoje produkty. Z punktu widzenia zakładów przetwórczych nie jest to korzystne, gdyż nie da się zapewnić i przewidzieć ilości skupowanych owoców czy warzyw. Rynek rządzi, a rolnicy wolą sprzedawać na wolnym rynku; ryzykują, licząc na uzyskanie wyższej ceny.

Prawem wolnego rynku jest także i to, że podczas urodzaju ceny spadają. Rolnicy, jak powiedział prezes Świst, zwykle wówczas skarżą się w ministerstwie na zmowę cenową. Prezes twierdzi, że taka zmowa nawet nie jest możliwa. Według niego firma kieruje się wyłącznie swoimi możliwościami przetwórczymi i zależnie od nich zawiera tzw. umowy kontraktacyjne – przewidując, ile czego i jakiej jakości w przyszłym roku zakupi. W branży warzywnej da się to w miarę przewidzieć i rolnicy mają zapewnioną do pewnego stopnia stabilność cen.

Jednak jeśli chodzi o owoce – jest to w zasadzie niemożliwe. Wszelkie umowy, wymagane przecież przez unijne i państwowe prawo – są w znacznym stopniu teoretyczne, fikcyjne. To obraca się często przeciw rolnikom, bo nie mają żadnej gwarancji cenowej.

W ubiegłym roku, po suszy, wzrosły znacznie – o 30% – ceny kalafiorów i brokułów, których podaż była mniejsza niż zwykle. Z kolei w ostatnich latach ceny skupu czarnej porzeczki wahały się od 4 zł/kg do poniżej złotówki. Za to w tym roku, po przymrozkach, jest tylko 30% wiśni , których cena w tym roku skoczyła do 5 złotych za kilogram, a w poprzednich latach kształtowała się na poziomie 1,5-2 zł w skupach.

Wahania te są naturalne i, jak mówi prezes Świst, średnio ceny – mimo że nie są stabilne – pozostają w granicach opłacalności produkcji. Rolnicy zawsze mówią, że dokładają do upraw. – W takim razie z czego żyją? – pyta prezes zakładu przetwórczego.

Jan Świst mówił także o tym, dokąd sprzedaje swoje produkty jego Chłodnia Mors i jakie trudności na rynku polskim napotyka przedsiębiorstwo z kapitałem wyłącznie polskim. Jego zdaniem, wbrew temu, co się mówi – że pieniądz nie ma narodowości – niezupełnie okazuje się to prawdą, a przynajmniej w odniesieniu do współpracy ze sklepami wielkopowierzchniowymi.

Całej rozmowy Tomasza Wybranowskiego z Janem Świstem można wysłuchać w drugiej części Poranka Wnet z Zamościa.

MS