Kto dziś walczy z rosyjską propagandą?

Wojna hybrydowa, zanim wejdzie w etap, który obserwujemy dziś na Ukrainie, rozgrywa się w przestrzeni informacyjnej. Coraz wyraźniej zdają sobie z tego sprawę rządy krajów sąsiadujących z Rosją.

W swojej książce „Rosyjska wojna hybrydowa. Lekcje dla świata” Mahda opisuje narzędzia wojny hybrydowej, jakimi posługuje się Kreml. Należą do nich dezinformacja i propaganda, ekonomia i handel z elementami korupcyjnego lobbyingu, sabotaż i „zielone ludziki”, a także „kupowanie europejskich polityków, hurtowo i detalicznie”. Na to zdaniem autora książki idą środki uzyskiwane przez Rosję ze sprzedaży ropy i gazu, gdyż „na Kremlu wolą nie polegać na jednym, choćby bardzo ważnym, polityku europejskim. Lepiej rozłożyć ryzyko i mieć wielu sprzymierzeńców politycznych – to pobudza ich wzajemną zawiść i daje gwarancję osiągnięcia pożądanych rezultatów.”

Wojna hybrydowa, zanim wejdzie w etap, który obserwujemy dziś na Ukrainie, rozgrywa się w przestrzeni informacyjnej. Coraz wyraźniej zdają sobie z tego sprawę rządy krajów sąsiadujących z Rosją, a także Unia Europejska. Nic więc dziwnego, że wspierają inicjatywy lub wręcz powołują specjalne instytucje do walki z rosyjską propagandą.

Flagowym projektem unijnym w tej dziedzinie jest EUvsDisinfo – monitoring mediów i analiza danych pod kątem przeciwdziałania dezinformacji rosyjskiej prowadzony przez Grupę Zadaniową ds. Komunikacji Strategicznej na Wschodzie (East StratCom Task Force). Grupa East StratCom składa się z 16 pełnoetatowych pracowników i działa w ramach Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. Została utworzona w 2015 roku, aby zajmować się promocją polityki UE w krajach Partnerstwa Wschodniego i wspieraniem mediów w rozpoznawaniu fałszywych i wprowadzających w błąd informacji.

EUvsDisinfo zostało powołane w celu zwiększenia świadomości społecznej w odniesieniu do działań dezinformacyjnych. Realizuje tę misję poprzez identyfikowanie fałszywych informacji, które pojawiają się w mediach. Dzięki monitoringowi i analizie na stronie euvsdisinfo.eu codziennie dementowane są fałszywe informacje mające swój początek w prokremlowskich mediach, skąd przenikają do innych mediów i są dalej rozpowszechniane. Pięć lat takiego działania to prawie 10 tysięcy odkłamanych fake newsów.

W naszej części Europy podobną rolę spełnia projekt Stop Fake, który wpisał się do grona znaczących inicjatyw przeciwdziałających dezinformacji rosyjskiej. Twórcami tej inicjatywy, która wystartowała w marcu 2014, byli wykładowcy, absolwenci oraz studenci Mohylańskiej Szkoły Dziennikarstwa i kursu dla dziennikarzy i redaktorów Digital Future of Journalism.

Podobnie jak unijne EUvsDisinfo, Stop Fake regularnie tworzy i publikuje treści w wielu językach. Portal stopfake.org ma obecnie 13 wersji językowych, z czego 7 to języki Europy Wschodniej. Dla porównania portal euvsdisinfo.eu ma 6 wersji językowych, z tym że jest to 5 języków zachodnioeuropejskich i rosyjski. Już choćby z tego porównania widać, że stopfake.org jest skoncentrowany na odbiorcy wschodnioeuropejskim. Jest to również widoczne w doborze tematów – tematyka krajów Europy Wschodniej jest wiodąca.

Stop Fake do dziś  nie został zinstytucjonalizowany. Pomimo to portal stopfake.org działa sprawnie i ma pozycję w środowisku dziennikarskim i eksperckim oraz uznanie wśród odbiorców. Jest współtworzony przez zespoły redakcyjne z różnych krajów, które wnoszą wkład w funkcjonowanie portalu stopfake.org jako całości. Wymiana materiałów i „zasilanie” innych wersji językowych swoimi treściami (w tłumaczeniu) to standardy postępowania.

W roku 2020 do obszarów tradycyjnie narażonych na manipulację i dezinformację w kremlowskich i prokremlowskich mediach, takich jak integracja europejska czy funkcjonowanie i rozszerzenie NATO, dołączył nowy – Covid-19. Rosyjska machina propagandowa nieustannie tworzy i kolportuje fałszywe informacje na ten temat. Wykorzystuje do tego bardzo proste chwyty. Jednym z ulubionych jest przypisywanie światu zachodniemu niecnych intencji, pokazanie że wykorzystują inne narody, np. do testowania na nich swoich szczepionek.

Autor: Dorota Zielińska

Dorota Zielińska – zajmuje się działalnością międzynarodową Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i koordynacją międzynarodowych projektów. Jest członkiem grupy eksperckiej ds. mediów internetowych Europejskiej Federacji Dziennikarzy. Publikuje na portalu sdp.pl i stopfake.org.

 

5 sposobów identyfikacji bota. Nie ma lepszych specjalistów od zwalczania fake newsów i dezinformacji niż Amerykanie

Są mądrzy po szkodzie, bo dłuższy czas padali ofiarą ataków rosyjskiej armii trolli, botów i fake newsów, które miały na celu co najmniej zasianie niepokoju i wzbudzanie podziałów społecznych.

Wojciech Mucha

Oto pięć kluczowych sposobów identyfikacji potencjalnie podejrzanych kont:

Nadpobudliwość

Nie da się każdego dnia wysyłać kilkudziesięciu i więcej tweetów (chyba, że się nie ma nic innego do roboty. Więcej niż 50–60 tweetów dziennie może sugerować ewentualną automatyzację.

Podejrzany awatar

Jeśli ktoś chowa się za niewiele mówiącą nazwą użytkownika (niezrozumiałe ciągi cyfr i liter – wskazują na seryjną produkcję userów), a do tego w awatarze ma domyślny obraz z Twittera (popularne „jajo”), powinniśmy się mu bacznie przyglądać. Warto także sprawdzić, czy zdjęcie w awatarze (piesek, kotek, miła pani, przystojny żołnierz) nie zostało skradzione. (…) Wcześniejsze użycie kwestionowanego zdjęcia jest kolejną przesłanką za tym, że podejrzane konto jest automatem.

Skrócenie adresu URL

(…) Podejrzane może być to, gdy ktoś używa „skracarki adresu” bit.ly lub tinyurl.com. (…)

Poligloci czy automaty?

Jeśli Twój followers na przemian mówi po rosyjsku, chińsku, polsku, angielsku i w esperanto – być może zjadł wszelkie rozumy, ale może być też botem.

Niewiarygodna popularność

Użytkownik, o którym nie słyszeliście, nagle ma 1000 i więcej „retweetów” (podań dalej) i tysiące polubień swojej treści. Może to oznaczać, że siatka botów wzajemnie się wspiera i podaje treści, by dotrzeć do większej liczby rzeczywistych użytkowników, a jednocześnie stworzyć wrażenie wiarygodności (bo kto podaje dalej kłamstwa – hehehe… Podają wszyscy).

Tekst powstał w ramach projektu „Zapobieganie wywoływaniu napięć w relacji Polski z sąsiadami – StopFake PL”. Jest to zadanie publiczne, współfinansowane przez MSZ RP w ramach konkursu „Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2018”.

Cały artykuł Wojciecha Muchy pt. „Sposób identyfikacji bota” znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „Sposób identyfikacji bota” na stronie 6 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Fake newsy przyswajamy od dzieciństwa. Ponad 60% ludzi uważa, że nie potrafi odróżnić fałszywych wiadomości od faktów

Nie jest dobrze. Amerykańscy naukowcy dowodzą, że za bezrefleksyjne przyswajanie fake newsów odpowiedzialne są m.in. potrzebne każdemu do rozwoju mechanizmy wypracowane jeszcze w dzieciństwie.

Wojciech Mucha

Nasz mózg ma wykształcony mechanizm akceptacji, odrzucania, wypierania z pamięci, niezapamiętywania lub zniekształcania informacji w oparciu o to, czy są one przez niego postrzegane jako potwierdzenie, czy zaprzeczenie istniejących przekonań – dowodzą badacze.

(…) Tego typu skłonność do stronniczości powstaje we wczesnym dzieciństwie. Wówczas dziecko uczy się rozróżniać fantazję i rzeczywistość. Także wtedy – dowodzi naukowiec – dzieci zdobywają wiedzę o otaczającym je świecie m.in. na podstawie gier lub baśni. Tym samym wykształca się u nich pewien rodzaj akceptacji fantazji i kłamstwa, który zostaje utrwalony. (…)

Ludzie rozwijają w sobie zdolność do szukania potwierdzenia swoich przekonań. Takie potwierdzenie to zarazem nagroda i lek uspokajający. Szukamy potwierdzenia i gdy je znajdziemy, przestajemy zajmować się sprawą. „OK, masz rację, możesz to zostawić” – zdaje się mówić nasz mózg. I to jest właśnie pole do popisu dla wszelakich siewców fake newsów i propagandy.

Jednym ze sposobów na zmniejszenie atrakcyjności fałszywych wiadomości jest zdobycie się na odwagę poszukiwania alternatywnych informacji, które nie są koniecznie tożsame z naszym punktem widzenia. Jeśli uda się nam oswoić niewygodny dla nas pogląd, wówczas, zamiast na siłę starać się go wyprzeć, można z nim polemizować, a nawet (oby po sprawdzeniu) zaakceptować. Przykładem na takie „oswojenie” mogą być żarty ze śmierci.

Cały artykuł Wojciecha Muchy pt. „Fake newsy? Od dziecka uczysz się je przyswajać!”, znajduje się na s. 9 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „Fake newsy? Od dziecka uczysz się je przyswajać!” na stronie 9 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

LEX anty-fake, czyli Putin walczy z dezinformacją / Wojciech Mucha, StopFake PL; „Kurier WNET” 47/2018

Wprowadzenie przepisów karzących „za kłamstwo” może być przeciwskuteczne. Tym bardziej, że pomysły „ustaw anty-fake’owych” często splatają się z walką z trudną do zdefiniowania „mową nienawiści”.

Wojciech Mucha

LEX anty-fake, czyli Putin walczy z dezinformacją

O tym, że walka z fałszywymi informacjami jest koniecznością, nie trzeba nikogo przekonywać. Co jednak, gdy pod płaszczykiem rzekomej „walki o prawdę” zechce się wprowadzić cenzurę, a władze postanowią dyscyplinować niepokornych dziennikarzy, blogerów i „sygnalistów”?

Plaga dezinformacji, którą spotykamy w zasadzie na każdym kroku, każe szukać rozwiązań mogących pomóc przeciętnemu odbiorcy poruszać się po świecie. I nie chodzi tylko o to, by „przeciętny Kowalski” albo „typowy Smith” nie chodził np. przez cały dzień w mylnym przeświadczeniu, że jego drużyna wygrała mecz lub zamartwiał się, że w kierunku Ziemi pędzi asteroida, która ani chybi zaraz zmiecie jego domek z ogródkiem.

Ustawą fake’a (nie) zwalczysz

O destrukcyjnym wpływie fałszywych informacji pisze się wiele. Potrafią wpływać na postawy i zachowania całych społeczności – od małych miejscowości do narodów (by wymienić choćby kwestię Brexitu, gdzie o wpływie rosyjskich speców od fake’ów mówi się otwarcie). Nic więc dziwnego, że rządy i organizacje pozarządowe prześcigają się w próbach zaradzenia pladze, którą zawiadują nie tylko dowcipnisie podający fałszywy wynik meczu, ale i spece od wojny hybrydowej. Czy jest ona do wygrania? Trudno powiedzieć. Gorzej, że przy jej toczeniu dość łatwo o „friendly fire”.

Jak świat długi i szeroki, kolejne rządy zapowiadają „ustawy anty-fake’owe”. I tak w Malezji za opublikowanie nieprawdziwej informacji może grozić nawet 10 lat więzienia. Projekt ustawy złożył w tamtejszym parlamencie rząd premiera Najiba Tun Razaka. Co jednak znamienne – propozycję zgodnie krytykują malezyjskie media i opozycja, obawiając się, że nowe przepisy mogą uderzać w wolność słowa i mieć na celu wprowadzenie atmosfery strachu przed wyborami parlamentarnymi, które planowane są w Malezji jeszcze w tym roku.

Innym pomysłem jest „Czerwony guzik”, za pośrednictwem którego można sygnalizować „fake newsy”. To pomysł… policji pocztowej we Włoszech która na swojej stronie internetowej umieściła czerwoną ikonkę „zgłoś fake news”.

Po kliknięciu na nią zostajemy przekierowani do formularza, w którym podaje się adres strony, na której znaleziono fałszywą informację. Następnie policyjni specjaliści sprawdzają tę stronę, patrzą też, czy wiadomość da się zdementować lub usunąć. Jeśli występują znamiona przestępstwa – wszczynają działania śledcze. Łatwo jednak sobie wyobrazić, że złośliwi, nieuczciwa konkurencja lub przeciwnicy polityczni będą masowo zgłaszać niewygodne dla siebie informacje. Sprawa jest chyba nie do końca przemyślana. Kto bowiem ma decydować, co jest prawdą? Jak postępować w przypadku opinii?

Są też rozwiązania bardziej stanowcze. I tak parlament w Kiszyniowie (Mołdawia) przeforsował zakaz transmitowania rosyjskiej propagandy. Stało się to wbrew… sprzeciwowi prezydenta tego kraju, Igora Dodona.

O sprawie informowała telewizja Biełsat. – Od 12 lutego główne kanały telewizyjne zaprzestały transmisji programów informacyjnych Kanału Pierwszego, RTR, NTV oraz innych telewizji – potwierdził przedstawiciel Rady Koordynacyjnej ds. Telewizji i Radia, Dragoș Vicol. Dodał też, że zadaniem Rady jest „wyjaśnianie nowych zasad nadawania wszystkim dostawcom danych usług, aby usunąć z pola informacyjnego propagandę i dezinformację”.

I tu stała się rzecz przewrotna. Mołdawski prezydent powołał się na to, o czym pisaliśmy wyżej. Wolność słowa i swobodę formułowania sądów. Biełsat cytuje słowa Dodona, który bronił rosyjskich przekazów w serwisie Facebook: „Oznajmiam powtórnie o swoim stanowisku w sprawie tzw. ustawy o walce z propagandą. W mojej opinii stoi ona w sprzeczności z zasadami demokracji i łamie podstawowe prawa człowieka gwarantowane przez konstytucję i Europejską Konwencję Praw Człowieka, a konkretnie: prawo do wolności słowa, wolność prasy, wolność sumienia itd.” – napisał prezydent. Ostatecznie przepisy weszły w życie.

Złodziej krzyczy: „łapaj złodzieja!”

Ale i to nie koniec tego typu rewelacji. Otóż okazało się właśnie, że fake newsów chce zakazać… partia Władimira Putina „Jedna Rosja”. Jak podało radio RMF – projekt już trafił do Dumy. Jak ławo się domyślić, władze będą miały prawo natychmiast blokować strony internetowe rozpowszechniające plotki lub niesprawdzone informacje. Ochrona ma dotyczyć zarówno osób fizycznych, jak i instytucji państwowych. Na mocy ustawy w ciągu doby strona internetowa lub profil społecznościowy będą mogły być zablokowane – czytamy.

Oficjalnym powodem takiej szybkiej ścieżki legislacyjnej jest to, co działo się w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej po dramatycznym pożarze w Kemerowie, gdzie w centrum handlowym zginęły 64 osoby. Wówczas rosyjskie media społecznościowe (ale i te niezależne od Kremla) rozgrzały się do czerwoności, podając mnóstwo wersji, dotyczących m.in. ilości ofiar czy przebiegu akcji ratowniczej. – Telewizja Dożd doniosła o 700 ofiarach, radio Echo Moskwy o 500. Włączyli się też popularni blogerzy. W samym Kemerowie ludzie wyszli na ulice. Domagali się prawdy o ofiarach pożaru – czytamy na stronie rmf.fm.

Wajchę do walki z „dezinformacją” zwolnił sam Władimir Putin. Odpowiedzialny za nią będzie owiany złą sławą Roskomnadzor, który na listę stron niedostępnych wpisuje portale pornograficzne, opozycyjne, jak i oskarżane o tzw. działalność ekstremistyczną. Jak łatwo się domyślić – w cierpiącej na deficyt demokracji Rosji ustawa będzie kolejnym batem na planktonową opozycję i takież media.

Kreml – główny fabrykant dezinformacji i mistrz w dziedzinie dywersji już o to zadba. Przykładów mamy na pęczki. Jeśli dodać, że w walkę z rzekomą i prawdziwą dezinformacją ochoczo włączają się takie kraje jak Chiny i Turcja, sprawa robi się co najmniej niejednoznaczna.

Jednocześnie, jak czytamy w portalu wpolityce.pl, Organizacja Reporterzy bez Granic (RSF) zauważyła „wzrastającą tendencję” głównych rosyjskich kanałów telewizyjnych do umniejszania znaczenia lub ignorowania złych wiadomości, a Rosja znalazła się na 148 miejscu rankingu wolności mediów Reporterów Bez Granic za 2017 rok, obejmującego 180 krajów.

Będzie coraz gorzej

Czy więc da się ustawą walczyć z kłamstwem i dezinformacją? Cóż, na pewno w jakiś sposób tak. Przykład mołdawski, gdzie (podobnie jak w całej postsowieckiej strefie wpływów) rosyjska telewizja jest rozsadnikiem najgorszej propagandy, wyróżnia się na plus. Jest to konieczne, biorąc pod uwagę choćby to, jak destrukcyjny wpływ na społeczeństwo ukraińskiego Donbasu czy Krymu wywarły dekady przebywania w strefie wpływów rosyjskich mediów. Co jednak, gdy z takiego samego powodu Aleksandr Łukaszenka postanowi zamknąć TV Biełsat, kopiując 1:1 rozwiązania mołdawskie? To i tak nie koniec. Jednak nawet w państwach o ustabilizowanej demokracji wprowadzenie przepisów karzących „za kłamstwo” może skończyć się przeciwskutecznie. Tym bardziej, że pomysły „ustaw anty-fake’owych” często splatają się z walką z trudną do zdefiniowania „mową nienawiści”.

Czy istnieje więc dobre wyjście? Cóż, pieśnią przyszłości jest choćby rozwiązanie, które stworzyła grupa studentów z Uniwersytetu Yale. Opracowali oni wtyczkę do przeglądarek internetowych, pozwalającą wykryć fałszywą informację. Plug-in o nazwie „Open Mind” ma wykrywać, czy przeglądana strona jest umieszczona na liście podmiotów publikujących fake newsy, a następnie wyświetlać alert.

To nie wszystko. Programik ma również pomóc użytkownikom wyrobić sobie opinię na czytany temat, podpowiadając informacje „z przeciwnej strony barykady”. Tylko i tu nie wiadomo jednak, na jakiej zasadzie będzie tworzona lista „podejrzanych stron” i sugerowanych „kontrinformacji”.

Wnioski są niepokojące. Nie wydaje się, by w najbliższym czasie fala dezinformacji miała się zmniejszyć. Co więcej, walka może sprowadzać się do wprowadzania cenzury prewencyjnej lub zwalczania niewygodnych, rzetelnie pracujących dziennikarzy i „sygnalistów”, a także opozycyjnych polityków. Prowadzi to także do zwalczania fake’a fake’iem, gdzie wygrywa narracja o większej sile przebicia, bardziej przyswajalnej dla odbiorcy końcowego, który jest ostatecznie skazany sam na siebie – musi szukać prawdy lub żyć w kłamstwie, póki nie zostanie ono zdemaskowane. Bo wyjść z infoświata już praktycznie się nie da…

Oczywiście można także wysłać pytanie do stopfake.org. Do czego zachęcamy.

Tekst powstał w ramach projektu „Zapobieganie wywoływaniu napięć w relacji Polski z sąsiadami – StopFake PL”, realizowanego przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Jest to zadanie publiczne, współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w ramach konkursu „Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2018”. Publikacje wyrażają poglądy autorów i nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „LEX anty-fake, czyli Putin walczy z dezinformacją” znajduje się na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „LEX anty-fake, czyli Putin walczy z dezinformacją” na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl