Piotr Mateusz Bobołowicz / Spod Kapelusza / Krótka historia o tym, jak zostałem kowbojem

Potem faza trzecia – spakuję do juków dwie koszule, trochę bielizny i skarpet, zarzucę na siebie ponczo, a na głowę kapelusz i o wschodzie słońca ruszę na moim koniu na północ.

Trochę ponad miesiąc temu wróciłem do Ekwadoru z mojej wyprawy do Peru. I choć widziałem tam piękne krajobrazy, zwiedziłem Machu Picchu i Cuzco, świętowałem Boże Narodzenie w dżungli i to wszystko z fantastycznym jedzeniem, to jednak coś mnie tam nie urzekło. Wróciłem do Guayaquil, skąd do Peru wyjechałem na początku grudnia. I znowu trafiłem do miejsca, które nie zachwyca. Poznałem koleżankę kolegi z Vilcabamby. Zaproponowała, żebyśmy pojechali go odwiedzić. I to była dobra decyzja.

Konie na łące 

 

Ważna decyzja

Wróciłem do Vilcabamby. W końcu poczułem, że jestem we właściwym miejscu. Ludzie, klimat, ta wszechobecna radość z życia. To mnie tak ciągnie w Ekwadorze, a w tym miejscu szczególnie. W międzyczasie dojrzewała we mnie pewna decyzja, plan. Teraz już dojrzał i znajduje się w fazie realizacji. Postanowiłem zostać kowbojem. Takim rodem z westernu. Nie żartuję. Kupuję konia i przejadę na nim Ekwador. Nieważne, jak potoczy się moje życie dalej – będzie to coś, co będę mógł z pewnością opowiedzieć dzieciom i wnukom.

 

Mój koń, Sol (Słońce)

 

Mam plan

Plan jest kilkufazowy. Wczoraj kupiłem własnego konia. Mieszkam w pokoiku po sąsiedzku z siodlarnią, a w ciągu dnia przed moimi drzwiami stoją konie – otwarcie skutkuje tym, że co najmniej jeden łeb wciska mi się do mieszkania. Bliżej koni ciężko byłoby mi mieszkać. Nie mam prądu, ale świeczki zdają egzamin – i przynoszą inspirację. Uczę się obsługi wierzchowca. Od czyszczenia, siodłania, jazdy, oczywiście, do podkuwania i podawania zastrzyków. Całkiem nowy świat.

Widok z mojego okna…
… i z drzwi

 

 

Mimo że mam już konia nie wyjadę od razu z Vilcabamby. Najpierw chciałbym uregulować kwestię mojego pobytu w Ekwadorze. Na razie przedłużyłem pobyt na wizie turystycznej T3 (zwykła pieczątka w paszporcie) do 6 maja. Podróż trzymiesięczna to jednak nie podróż, przynajmniej nie na koniu – będę ubiegał się o pobyt czasowy na dwa lata. Liczę, że uwinę się z tym do końca marca. A przynajmniej będę wiedział na czym stoję. Do tego czasu pomieszkam w Vilcabambie i pozwiedzam okolicę – planuję wypuszczać się na kilkudniowe wycieczki, co pozwoli mi też przetestować czego tak naprawdę potrzebuję w podróży, a co jest tylko zbędnym szpargałem, z którego nigdy nie skorzystam.

Spędzanie koni z pastwiska
Wycieczka w góry

 

Potem faza trzecia – spakuję do juków dwie koszule, trochę bielizny i skarpet, zarzucę na siebie ponczo, a na głowę kapelusz i o wschodzie słońca ruszę na moim koniu na północ.

 

Bloger na koniu

Mam też plany co do bloga (serdecznie zapraszam na Spod Kapelusza), choć jeszcze wciąż myślę nad ich dokładną realizacją. Zakładam kanał na YouTube. Będę wciąż pisał. To moja pasja. Planuję także ruszyć z kampanią crowdfundingową. Czasem coś do garnka warto włożyć, a pieniądze kiedyś się kończą. O tym jednak szerzej, gdy już ubiorę to w jakieś konkretne ramy. Oczywiście nie zamierzam także przestać publikować na Wnet.fm.

 

Zapraszam również na mojego Facebooka Spod Kapelusza.