Wbrew popularnemu w naszym kraju przekonaniu, kult Ukraińskiej Powstańczej Armii nie wiąże się z nienawiścią do Polaków

Polska nie zrezygnuje z upamiętnienia ofiar rzezi na Polakach – i nikt nie ma prawa się tego domagać. Uprawiane przez liberalne elity III RP zapominanie o tej sprawie odbija się nam dziś czkawką.

Jakub Siemiątkowski

23 czerwca pod pomnikiem ofiar Rzezi Wołyńskiej na warszawskim Żoliborzu kwiaty złożyli przedstawiciele Stowarzyszenia Żołnierzy ATO, ale i słynnej w latach 90. organizacji nacjonalistycznej UNA-UNSO. Słynnej – dodajmy – z antypolskich incydentów. 20 lat temu jej członkowie palili polskie flagi na ulicach Lwowa i skuwali polskie tablice z Cmentarza Orląt. Jak twierdzi Anatol Szołudko, jeden z dawnych liderów formacji (mający zresztą polskie korzenie), otrzeźwienie przyszło po „pomarańczowej rewolucji” – nie w dobie Majdanu czy wojny w Donbasie, jak starają się dowieść co poniektórzy. (…)

O dziwo, takie inicjatywy budzą negatywne emocje w niektórych polskich środowiskach. Nawet fakt, że sam Kowalczuk nie waha się używać słowa „ludobójstwo” w odniesieniu do Rzezi Wołyńskiej nie przeszkadza portalom takim jak Kresy.pl dopatrywać się fałszu w jego intencjach. A przecież nawet redaktor naczelny tego portalu mówił swego czasu, że ukraińscy nacjonaliści często zajmują dziś propolskie pozycje – pomimo żywionego przez nich szacunku dla UPA.

UPA jest dla Ukraińców formacją, która do lat 50. prowadziła heroiczną walkę z sowieckim okupantem. I gwoli uczciwości zaznaczmy, że jest to obraz prawdziwy.

Walka banderowców z NKWD i Armią Czerwoną była prowadzona w sposób niezwykle zaciekły – na skalę chyba największą pośród formacji partyzanckich Europy Środkowo-Wschodniej. W największej bitwie pod Hurbami w kwietniu 1944 r. wzięło udział 15 tys. żołnierzy wojsk NKWD i 4 tys. partyzantów UPA. Dla porównania – w największych starciach z komunistami, stoczonych przez polskie podziemie, liczba walczących łącznie po obu stronach nie przekraczała 1 tys. (…)

Sowiecki terror na tych terenach był nieporównywalnie brutalniejszy niż to, co działo się w stalinowskiej Polsce, a to właśnie banderowcy jawili się ludowi obrońcami zwykłego Ukraińca. Jak nietrudno się domyślać, wydarzenia te zapadły w pamięć społeczeństwu daleko bardziej niż zbrodnie UPA na Polakach – wszak łatwiej chwalić się wnukom walką o niepodległość niż mordowaniem kobiet i dzieci. (…)

Nikt rozsądny nie będzie miał do Ukraińców pretensji o walkę za swój naród, nawet jeśli ta kolidowałaby wyraźnie z polskimi interesami. Problemem nie jest cel powzięty przez UPA – mimo że oznaczać musiał on walkę przeciw Polsce. Umiemy przecież szanować wroga, jeśli ten bije się po rycersku. Problemem są ludobójcze środki, jakie ta formacja zastosowała.

Środki, które są nie do zaakceptowania przez cywilizowanego człowieka i które zawsze będą już skazą na dziejach tej formacji. I to należałoby artykułować, być może nawet dodając, że rozumiemy żywiony tam szacunek dla walki tej formacji przeciw komunistom. (…)

Polacy i Ukraińcy mają mnóstwo wspólnych symboli historycznych, do których mogliby się razem odwoływać. Przede wszystkim są to stulecia zgodnego życia w łonie związku Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Cały artykuł Jakuba Siemiątkowskiego pt. „Jak rozwiązać polsko-ukraiński spór o historię?” znajduje się na s. 7 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jakuba Siemiątkowskiego pt. „Jak rozwiązać polsko-ukraiński spór o historię?” na s. 7 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polska – Ukraina: wiele się zmieniło, został spór o historię – z pewnością trudny, ale chyba możliwy do przezwyciężenia

Współczesny ukraiński nacjonalizm, zwłaszcza ten radykalny, nie ma oblicza antypolskiego – przeciwnie, choć w sprawach polityki historycznej wiele nas dzieli, dąży on do ścisłej współpracy z Polakami.

Mariusz Patey, Jakub Siemiątkowski

Ruch nacjonalistyczny na Ukrainie jest dziś podzielony na kilka nurtów. Najbardziej interesującym przypadkiem jest z pewnością demonizowany ze względu na kontrowersyjną symbolikę Ruch Azowski, skupiony wokół pułku Gwardii Narodowej „Azow” i (od niedawna) partii politycznej Korpus Narodowy. Środowiska zrzeszone w tym ruchu – wbrew podsycanemu przez sympatyzujące z Kremlem media – zasłynęły wielokrotnie propolskimi działaniami. Odnotujmy kilka z nich.

W marcu 2015 roku polski internet obiegła informacja, że żołnierz Azowa, wnuk Polki, zaapelował o renowację Cmentarza Janowskiego we Lwowie. W lutym 2016 roku azowcy wespół z polskimi nacjonalistami wystąpili w obronie kamiennych lwów na Cmentarzu Orląt, których nie chcieli przywrócić na dawne miejsce radni Swobody. W styczniu bieżącego roku Ruch Azowski oficjalnie potępił dewastację polskich pomników w Hucie Pieniackiej i Bykowni, a jego aktywiści pomagali przy czyszczeniu tego drugiego.

Na wszystko to nakładają się działania bardziej wymierne, mniej widoczne w mediach. Przykładowo, azowcy aktywnie współpracują z proukraińsko nastawioną częścią polskiego ruchu nacjonalistycznego, skupioną m.in. wokół miesięcznika „Szturm”. Współpraca ta nie bierze się z nieracjonalnej sympatii azowców do Polski. Przyczyny są głębsze, ideologiczne.

Ruch Azowski głosi bowiem konieczność budowy sojuszu państw Europy Środkowo-Wschodniej, który umożliwiłby narodom regionu skuteczne oparcie się zakusom tak Moskwy, jak i Berlina. Na Ukrainie najczęściej nazywa się tę koncepcję Blokiem Bałtycko-Czarnomorskim, choć upowszechnia się także znana nam dobrze nazwa Międzymorza. (…)

Z czego bierze się taka wolta w poglądach ukraińskich nacjonalistów na stosunki ukraińsko-polskie? Znajdą się tacy, którzy na siłę dopatrywać się będą tu spisku. Niektóre teorie na ten temat są nawet całkiem silnie rozwinięte.

Przykładowo, w pewnych środowiskach już od 1990 roku krąży tzw. „Uchwała krajowego prowidu OUN”, wedle której ukraińscy nacjonaliści dążą do realizacji swoich niecnych planów poprzez zbałamucenie polskiego społeczeństwa. Nikt nigdy w wiarygodny sposób nie wykazał autentyczności tego „źródła”, a w momencie jego rzekomego wydania nie istniała nawet instytucja o tej nazwie…

Może warto jednak założyć, że zwrot w poglądach ukraińskich nacjonalistów wziął się o prostu z wyciągnięcia najbardziej oczywistych wniosków z sytuacji na arenie międzynarodowej? Ukraina ma dziś jednego wroga – Rosję. Z Polską nie wiąże dziś Ukraińców konflikt strategicznych interesów, a wręcz przeciwnie, mamy dziś wiele wspólnych celów na arenie międzynarodowej.

To już nie dwudziestolecie międzywojenne i nie II wojna światowa, kiedy dziesiątki tysięcy kilometrów kwadratowych były zamieszkiwane jednocześnie przez Polaków i Ukraińców. Pozostał spór o historię – z pewnością trudny, ale chyba możliwy do przezwyciężenia. I w tym kierunku idzie nowoczesna ukraińska refleksja geopolityczna.

Postulaty budowy bloku Międzymorza znajdziemy w mediach Prawego Sektora – Ihor Zahrebelny, swego czasu główny ideolog ruchu, od dawna aktywnie włącza się w popularyzację idei sojuszu państw pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym. Zahrebelny jasno opowiada się także za zbliżeniem polskiej i ukraińskiej narracji historycznej w oparciu o odwołania do I Rzeczypospolitej, którą przecież aktywnie współtworzyli także przodkowie dzisiejszych Ukraińców.

I zauważmy, że to też jest pewna nowość w publicystyce ukraińskich nacjonalistów, niegdyś na Polskę patrzących jedynie w kategoriach historycznego zaborcy. W myśl rozważań Zahrebelnego, oparte na takim wspólnym micie Międzymorze winno być również ostoją tradycyjnych wartości – przeciw liberalnemu Zachodowi i postsowieckiej Rosji.

Podobne poglądy głoszą nawet przedstawiciele UNA-UNSO, której działacze dwie dekady temu skuwali polskie napisy na Cmentarzu Orląt. W 2012 roku Anatol Szołudko, jeden z liderów partii, stwierdził wręcz, że „jedno słowiańskie państwo mogłoby zrównoważyć wpływy Niemiec i Rosji”, mając na myśli unię polsko-ukraińską.

Dziś Szołudko mieszka w Polsce i aktywnie działa na rzecz zbliżenia narodów, m.in. popularyzując dziedzictwo atamana Semena Petlury. Nawet mająca na koncie antypolskie akcje Swoboda oficjalnie opowiada się dziś za sojuszem z Polską i budową Bloku Bałtycko-Czarnomorskiego, choć przyznać należy, że zachowanie wielu jej działaczy nie sprzyja budowie klimatu zbliżenia polsko-ukraińskiego. Z drugiej strony, znamienne jest to, że (jak wspomniano wyżej) działaniom takim sprzeciwiają się często aktywiści Ruchu Azowskiego.

Cały artykuł Mariusza Pateya i Jakuba Siemiątkowskiego pt. „Propolski ukraiński nacjonalizm?” można przeczytać na s. 13 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya i Jakuba Siemiątkowskiego pt. „Propolski ukraiński nacjonalizm?” na s. 13 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl