Sytuacja Żydów na Śląsku w II RP i w czasie II wojny światowej / Zdzisław Janeczek, „Śląski Kurier WNET” 45/2018

Antysemityzm był na Górnym Śląsku zjawiskiem marginalnym, a Siemianowice – przykładem religijnej tolerancji. Natomiast po stronie niemieckiej zdefiniowano pojęcie Żyda i ustawowo pozbawiono go mienia.

Zdzisław Janeczek

Tryptyk śląsko-żydowski

Wstęp

Relacje polsko-żydowskie uległy z początkiem XX w. daleko idącym komplikacjom. Wiązało się to z dążeniem Polaków do wybicia na niepodległość oraz z ruchem politycznym, który ogarnął część Żydów przekonanych o konieczności posiadania, jak inne europejskie narody, własnego państwa.

Początek ruchu syjonistycznego wiązał się z osobą Theodora Herzla (1860–1904) i jego książką Der Judenstaat (Państwo żydowskie), która na rynku księgarskim pojawiła się w 1896 r. Niemcy, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom Żydów, podczas I wojny światowej wysunęli, sformułowany przez Maxa Isidora Bodenheimera, (1865–1940), prawnika pochodzenia żydowskiego, projekt określany przez Polaków terminem Judeo-Polonia, a w Berlinie nazywany Osteuropäischer Staatenbund (Federacją Wschodnioeuropejską). Nie był to przypadek. M.I. Bodenheimer cieszył się opinią niemieckiego patrioty. Toteż Wilhelm II zwrócił się do niego w 1902 r. z propozycją opracowania koncepcji Federacji Wschodnioeuropejskiej.

W owym czasie niemieccy politycy rozważali możliwość oderwania części ziem dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów spod panowania Rosji, dzięki czemu zmniejszyłoby się rosyjskie zagrożenie dla wschodnich granic Rzeszy. M.I. Bodenheimer stał się gorącym zwolennikiem tego projektu i starał się nawet przekonać rząd, że Izraelici w sposób naturalny są spowinowaceni z Niemcami. W sierpniu 1914 r. Max Bodenheimer zgłosił władzom w Berlinie koncepcję utworzenia państwa, obejmującego swym zasięgiem przeważające obszary Rzeczypospolitej w granicach z 1772 roku. Rozciągająca się od Rygi do Odessy Federacja miała stanowić państwo buforowe między Niemcami a Rosją.

Teoretycznie wszystkie grupy etniczne Federacji miały mieć zapewnioną autonomię, jednak w rzeczywistości, według M.I. Bodenheimera, Polacy (8 milionów) mieli być „zrównoważeni” przez inne nacje, tj. Ukraińców (4 miliony), Białorusinów (4 miliony) oraz Litwinów, Łotyszów i Estończyków (3,5 miliona). Natomiast Żydzi (6 milionów) oraz Niemcy (1,8 miliona) mieli mieć głos rozstrzygający, a więc „przechylać szale wagi”.

Bodenheim zyskał poparcie grupy działaczy syjonistycznych w Berlinie i założył z nimi 17 VIII 1914 r. Komitee zur Befreiung der russischen Juden (Komitet Wyzwolenia Żydów Rosyjskich). Od Ministerstwa Spraw Zagranicznych kontakty z Bodenheimerem przejął Sztab Generalny i referent polityczny do spraw wschodnich, Bogdan Hutten-Czapski (1851–1937), który miał za zadanie wspomaganie ewentualnego powstania antyrosyjskiego. Bez porozumienia z Bodenheimerem Hutten-Czapski przygotował ulotki wzywające Żydów zaboru rosyjskiego do powstania przeciw Rosjanom. Koncepcja ostatecznie okazała się niewypałem i Niemcy zaczęli kokietować Polskie Legiony, a potem zabiegać o rozbudowę Polnische Wehrmacht – zbyt wielką pokusą był milion bitnych polskich rekrutów. Jednak w marcu 1918 r. na mocy traktatu brzeskiego zapewnili sobie anulowanie rozbiorów Polski i rezygnację z terenów Rzeczypospolitej zagarniętych przez Rosję po 1772 roku.

Przegrana armii cesarskiej na Zachodzie zaprzepaściła jednak niemieckie zdobycze na Wschodzie. Za to pojawiła się możliwość restytucji państwa polskiego wbrew interesom niemieckim i oczekiwaniom części społeczności judaistycznej. Znalazło to odbicie w paryskiej rozmowie polskiego arystokraty ze znanym bankierem. Hipolit Milewski (1848–1932) herbu Korwin w swoich Siedemdziesięciu latach wspomnień odnotował: „Będąc już na wyjeździe, koło 1 lipca zaprosiłem na pożegnalne śniadanie panów Krzyżanowskiego, księcia Wł. [adysława – Z.J.] Lubomirskiego i Ksawerego Orłowskiego. Mowa była prawie wyłącznie o dopiero co podpisanym traktacie wersalskim, o jego ciężkich dla Polski warunkach i o niepojętej dla wszystkich, szczególnie w porównaniu ze stanowczością rumuńskiego premiera p. Bratianu, ustępliwości naszych pełnomocników.

Wówczas Orłowski wystąpił z opowieścią, której prawie każdy wyraz dosłownie się wraził w moją pamięć, bo rzeczywiście była arcyciekawą. Kilka dni po zawieszeniu broni 11 XI 1918 r. odwiedził Orłowskiego baron Maurycy de Rothschild, ambitny członek parlamentu światowo mu znany, i nie bez pewnej uroczystości mu oświadczył, że udaje się do niego jako do wybitnego członka Kolonii polskiej z ostrzeżeniem, które może mieć dla jego, Orłowskiego, ojczyzny duże znaczenie. Osobiście p. Rothschild, pamiętając, że aż do końca XVIII wieku Polska była najbardziej w Europie tolerancyjnym dla Żydów państwem, życzyłby sobie, żeby kwestia żydowska zupełnie nie była na Kongresie poruszana, lecz pozostawiona układom w samej Warszawie między obywatelami obu wyznań, mojżeszowego i chrześcijańskiego, które potrafią dojść do zgody”. I choć „[…] istnieje cały szereg zagadnień, co do których panuje między samymi Żydami wielka rozbieżność; np. w kwestiach socjalnych i ekonomicznych, on, Rothschild, Żyd, i p. Lejba Trocki, także Żyd, idą w zupełnie przeciwnych kierunkach.

Lecz jest jeden punkt, na którym rzeczywiście cały naród Izraela jest do ostatniego człowieka absolutnie solidarny, mianowicie kiedy idzie o honor Izraela.

[…] Otóż teraz występuje casus zupełnie analogiczny. Jeśli na Kongresie oficjalnym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej będzie (nie wymieniając nazwiska) ten »były od miasta Warszawy członek Dumy Państwowej Rosyjskiej« [Roman Dmowski – Z.J.], który zyskał wszechświatowy rozgłos jako zajadły antysemita, to cały Izrael i p. Rothschild sam będą uważali taką nominację za policzek wymierzony w twarz całego ich narodu i stosownie do tego postąpią. Hrabia Orłowski powinien wiedzieć, że wpływy żydowskie na postanowienia Kongresu pokojowego są bardzo wielkie.

Niechaj wie z góry i uprzedzi, kogo należy, że kiedy Polska będzie oficjalnie reprezentowana przez tego pana, to Izrael zastąpi jej drogę ku wszystkim jej celom, a one są nam znane. »Wy nas znajdziecie na drodze do Gdańska, na drodze do Śląska pruskiego i do Cieszyńskiego, na drodze do Lwowa, na drodze do Wilna i na drodze wszelkich waszych projektów finansowych. Niech pan hrabia to wie i stosownie do tego postąpi«.

Nazajutrz po podpisaniu wersalskiego traktatu zdarzyło się, że Orłowski spotkał się z tymże baronem Maurycym de Rothschildem w towarzystwie p. Filipa Berthelota, wówczas dyrektora, a dziś sekretarza generalnego przy Ministerstwie Spraw Zewnętrznych francuskich, u jakichś wspólnych przyjaciół i p. Rothschild prosto z mostu: »Hrabio Orłowski, czy pamięta pan naszą rozmowę w przeszłym listopadzie?« – »Pamiętam«. – »Otóż pan byłeś uprzedzony i nie możesz się skarżyć, że się stało to, co panu przepowiadałem: ça y est«”.

Obok R. Dmowskiego na listę nieprzychylnych trafili także Władysław Grabski, twórca „twardej złotówki”, i Wojciech Korfanty, który jeszcze jako śląski poseł w pruskim parlamencie wygłosił mowę na temat światowego handlu kobietami w punkcie granicznym w Mysłowicach, opublikowaną na łamach „Gazety Toruńskiej” z 14 II 1913 r. Ostatecznie pogrążyło go wystąpienie sejmowe z 25 II 1919 r., w którym odpierał ataki posłów żydowskich, którym przywodził lider polskich syjonistów Izaak Grünbaum. Domagali się oni w suwerennym państwie odrębnego rządu żydowskiej mniejszości narodowej, tzw. Sekretariatu Stanu, działającego w oparciu o separatystyczną konstytucję żydowską. Takich instytucji nigdy i nigdzie żydowska diaspora nie posiadała. W. Korfanty odpowiedział:

„Żyd jest człowiekiem, naszym bliźnim, do którego powinniśmy się zwracać jak do naszego bliźniego (Słusznie). Innego stanowiska my nie zajmiemy nigdy i zawsze kierować się będziemy zasadami chrześcijańskimi. Stoimy na tym stanowisku i zdaje się nam, że cały naród stoi na nim, że te same prawa, które Żydzi mają w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w Anglii, we Francji: te same prawa mieć powinni i mają mieć u nas (Słusznie) (Okrzyk: Mają nawet więcej u nas!). A za te prawa, które im nadaje Rzeczpospolita Polska, ludność żydowska musi także spełniać wszystkie obowiązki względem państwa tego kraju. (Słusznie). A takie wypadki jak te, o których mówił kolega Witos, że obywatele tego kraju, korzystający z pełni praw, uchylają się, gdy chodzi o służbę wojskową i najcięższe obowiązki względem Ojczyzny, są niedopuszczalne i niezgodne z obowiązkami obywatelskimi Rzeczypospolitej Polskiej. Ten, który, gdy ma iść do wojska, ogłasza, że nie jest obywatelem państwa, wyjmuje siebie spod praw (Słusznie). Panowie ci nie zadowalają się u nas tymi prawami obywatelskimi, które Żydzi mają w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, w Anglii i we Francji, a zatem panowie ci żądają jeszcze jakichś nadzwyczajnych praw, jakichś przywilejów. Otóż w naszym narodzie chcą oni stworzyć do pewnego stopnia niby państwo w państwie, chcą mieć większe prawa niż reszta obywateli. Powołują się pod tym względem na zasady mniejszości narodowej, ale ja panom zwrócę uwagę, że w Westfalji i Nadrenji jest pół miliona Polaków, którzy tam mieszkają. A czy kiedykolwiek naród polski przez swoich przedstawicieli w parlamencie niemieckim oświadczył i żądał uznania w Westfalji i Nadrenji, jako kraju o dwu narodowościach, czy zażądał kiedy wyjątkowych praw dla Polaków?  Panowie! W Nowym Jorku żyje coś milion Żydów. Czy to Nowy Jork jest miastem amerykańsko-żydowskim? Czy wasi współwyznawcy nowojorscy stawiali kiedy sprawę tak, że tam mają mieć jakieś przywileje, jakieś prawa mniejszości narodowych, jakąś autonomię? Nigdy o tym nie słyszałem i przypuszczam, że gdyby tego rodzaju hasła podniesiono w Północnych Stanach Ameryki, żaden Amerykanin nie miałby dla nich wyrozumienia”.

W 1921 r. nowo wybrany Sejm Ustawodawczy uchwalił konstytucję marcową, która przyznała Żydom wolność religijną i równość wobec prawa tak jak wszystkim innym obywatelom. Odtąd nasiliła się antypolska nagonka nacjonalistów żydowskich w USA, a w Niemczech mnożyły się pamflety i pomówienia. W oszczerczej kampanii wyróżniał się koncern Hearsta, znany za oceanem z proniemieckiej orientacji w czasie I wojny światowej. Czasopisma żydowskie: „Sentinel” czy „Daily Jewish Curier” niemal w każdym artykule przedstawiały Żydów w Polsce jako ofiary codziennych gwałtów, rabunków i morderstw, przy czym cynicznie wykorzystywano łatwowierność społeczeństwa amerykańskiego. Perfidnie korzystano z braku znajomości geografii i historii Polski. Prasa żydowska podawała więc jako polskie m.in. rosyjskie czarnosecińskie pogromy Żydów z czasów rządów Romanowów.

I. Razem w walce o wolność i w drodze na powstańczą Golgotę

Wspomnienie o Dominie Brandysie i Augustynie Kadłubku

Na Górny Śląsk w latach 1919–1921 dochodziły nie tylko odgłosy owych debat, sporów, do jakich dochodziło w Sejmie II RP w Warszawie. Wojciech Korfanty został wyznaczony na Polskiego Komisarza Plebiscytowego, a potem objął funkcję dyktatora III powstania śląskiego. Tymczasem miejscowi Żydzi przeważnie identyfikowali się z niemiecką kulturą i państwowością. Jako lojalni obywatele w przeważającej większości opowiadali się za opcją niemiecką.

Do walki z Polakami na Górnym Śląsku została w 1921 r. wysłana Schwarze Reichswehr (Czarna Reichswera). Były to niemieckie oddziały paramilitarne, które inicjowały brutalne mordy kapturowe dokonywane na działaczach plebiscytowych i powstańcach śląskich. Zastąpiły one na Górnym Śląsku Grenzschutz. Wielu członków tej organizacji działało później w hitlerowskich bojówkach Sturmabteilung (SA). W okresie plebiscytu i powstań żydowscy bankierzy w Berlinie kontrolujący rynek handlu śląskim węglem popierali walkę Niemców o utrzymanie całego Śląska w granicach Rzeszy, łożyli więc duże środki finansowe na Czarną Reichswehrę, do której ochotniczo wstępowali także ich rodacy, jako niemieccy patrioci.

Domin Brandys. Fot. Wikipedia

Zachodzące w tej części Europy zmiany znalazły odzwierciedlenie w historii lokalnej i zapisały się na trwałe w dziejach śląskich rodzin. Domin Brandys, powstaniec śląski, bojowiec Rudolfa Kornkego, działacz Związku Powstańców Śląskich i Związku Obrony Kresów Zachodnich Polski, z zawodu restaurator, urodził się 4 sierpnia 1897 r. w Bytomiu. Był synem Jana, robotnika kopalni „Rozbark”, i Luizy z domu Haase. Ojciec Domina, Giovanni Prandi, przybył na Górny Śląsk w poszukiwaniu pracy z dalekich Włoch i uległ polonizacji. Z czasem rodzina zaczęła używać pisowni nazwiska Brandy, a później Brandys.

Od 6 marca 1916 do listopada 1918 roku Brandys odbywał służbę w armii niemieckiej cesarza Wilhelma II, przydzielony do jednostki marynarki wojennej w Hamburgu. Następnie wrócił do Bobrka, gdzie mieszkał, i nawiązał kontakt z polskim ruchem niepodległościowym. Po przeszkoleniu został zaprzysiężonym członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska – 7 VII 1919 r.

W powstaniach śląskich walczył m.in. w stopniu plutonowego pod komendą Karola Szrajbera w Rudzie Śląskiej. W trzecim powstaniu bił się jako żołnierz II batalionu 4 k.k.m. 16 Pułku Piechoty. Kompanią dowodził Waliczek, a batalionem Bartłomiej Nowak. Istotnym szczegółem była przynależność Brandysa do grupy bojowej Rudolfa Kornkego, który za brawurę i odwagę darzył go dużym zaufaniem, a nawet przyjaźnią. Na jego polecenie Brandys zajmował się m.in. ochroną polskich wieców i lokali plebiscytowych. Brał ponadto udział w bitwie o Górę św. Anny.

W okresie kampanii plebiscytowej i powstań przez pewien czas ukrywał się, gdyż Niemcy za jego głowę wyznaczyli wysoką nagrodę. W 1922 r. po podziale Śląska musiał uchodzić z Bytomia, który znalazł się w granicach państwa niemieckiego, i osiadł na stałe w Siemianowicach Śl., gdzie 12 maja 1924 r. poślubił Łucję Buroń. Rodzinę utrzymywał, prowadząc najpierw skup żelaza i metali, a później restaurację.

Do bliskich przyjaciół Domina Brandysa, oprócz Rudolfa Kornkego i Karola Szrajbera, należy również zaliczyć jego szwagra, znanego działacza narodowego Augustyna Kadłubka (męża Marii Julii Brandysówny), dowódcę kompanii „Bobrek”. Łączyły go także bliskie więzi z Hugonem Hankem, Janem Wilimem, Józefem Dreyzą, Henrykiem Kopcem i Józefem Morkisem. Wszyscy oni spotykali się w mieszkaniu D. Brandysa przy ulicy Juliusza Ligonia 4, a później Michałkowickiej 45. Szczególnym sentymentem darzył uchodźców, do których sam się zaliczał. Z tego względu bardzo często uczestniczył w manifestacjach na rzecz zjednoczenia z Polską całego Górnego Śląska. Było to w sprzeczności z działaniami i postawą rodaków Maxa Isidora Bodenheimera i Izaaka Grünbauma zamieszkującymi Śląsk.

Domin Brandys wyróżniał się szczególnie jako aktywny działacz siemianowickiego oddziału Związku Powstańców Śląskich, którego przez pewien czas był wiceprezesem, oraz jako członek Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny. W 1926 r. po przewrocie majowym i podziale powstańców na tzw. „korfanciarzy” i „sanacyjnych”, D. Brandys przystąpił do drugiej z wymienionych grup, popierając tym samym orientację swojego byłego dowódcy Rudolfa Kornkego. Za działalność niepodległościową otrzymał od nowego wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego statuę powstańca śląskiego i dyplom z medalem pamiątkowym. W 1935 r. odbył specjalne przeszkolenie w dowodzonym przez płk. Józefa Tunguza-Zawiślaka 84. Pułku Strzelców Poleskich w Pińsku, uzyskując w następnych latach stopień oficerski.

Domin Brandys rzadko rozstawał się z mundurem powstańczym. W mieście był znany ze swej bezkompromisowej postawy antyniemieckiej; często uczestniczył w starciach byłych powstańców z działającymi w mieście bojówkami organizacji niemieckich. W pochodach trzeciomajowych najczęściej brał udział, jadąc konno na czele grupy powstańców.

W sierpniu 1939 r. wstąpił do powstańczego oddziału samoobrony. Już na początku wojny członkowie miejscowego Freikorpsu podjęli nieudaną próbę pojmania Brandysa, który wraz z innymi powstańcami zdążył jednak opuścić Siemianowice w ślad za wycofującym się Wojskiem Polskim. Kampanię wrześniową zakończył w Sanoku, gdzie dostał się do niewoli. Zwolniony w październiku 1939 r., przybył na Śląsk i aby uniknąć aresztowania, ukrył się u rodziny w Mikulczycach pod Zabrzem, a następnie uszedł do Generalnej Guberni i schronił się w Czeladzi. Rozpoznany i pobity przez hitlerowców do nieprzytomności (naliczono 37 ran na samej tylko głowie), został przewieziony do więzienia przy ulicy Mikołowskiej w Katowicach, gdzie był przetrzymywany przez około 10 miesięcy. Tutaj ponownie zetknął się ze swoim znajomym Józefem Dreyzą. Niemcy zatrudnili ich, wraz z innymi powstańcami, do „porządkowania” mebli po wysiedlonych Polakach, składowanych chwilowo w Muzeum Śląskim w Katowicach.

Domin Brandys po namyśle zrezygnował z przygotowywanej wówczas ucieczki, wychodząc z założenia, że hitlerowcy nie mogą wymordować tysięcy powstańców, których prędzej czy później będą musieli wypuścić na wolność. Skoro Niemcy znaleźli swoje miejsce na terytorium Polski w latach 1922–1939, to teraz, w najgorszym wypadku, na pewien czas role się odwrócą. Tymczasem 9 sierpnia 1940 r. wraz z grupą innych powstańców przewieziono go do z Katowic do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz, gdzie został oznaczony jako więzień Polak polityczny (P. Pole) numerem 1463. Zginął 3 grudnia 1941 r. Rodzinę poinformowano, iż zmarł na atak serca.

Był odznaczony: Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi (nr legitymacji 8554), Gwiazdą Górnośląską, Odznaką Pamiątkową II Stopnia Federacji Związków Obrońców Ojczyzny (nr legitymacji 81606). Ponadto otrzymał liczne dyplomy i wyróżnienia za udział w powstaniach i akcji plebiscytowej.

Wykonany w więzieniu portret A. Kadłubka. Fot. Wikipedia

Towarzyszem frontowym Domina Brandysa był jego szwagier Augustyn Kadłubek (1895–1942), syn Benedykta i Józefy Barańskiej, urodzony 8 sierpnia w Kopaninie, gmina Lipiny, członek POW G.Śl., uczestnik powstań śląskich, agitator plebiscytowy, w okresie międzywojennym lider NPR w Siemianowicach Śl., działacz narodowy, członek Związku Obrońców Śląska, członek Prezydium Rady Załogowej Huty „Laura”. W lutym 1929 r. z inicjatywy A. Kadłubka powołano do życia Związek Aktywnych Powstańców i Pracowników Plebiscytowych. W 1939 r. był współorganizatorem oddziału samoobrony huty „Laura”. Aresztowany przez Niemców, skierowany do KL Auschwitz, był zarejestrowany jako więzień polityczny nr obozowy 28870. Pod datą 27 czerwca 1942 r. został zanotowany w książkach szpitala obozowego, blok 28. Zginął 26 sierpnia 1942 r. w KL Auschwitz,

Dnia 16 III 1942 r. jeden ze współwięźniów w Mysłowicach, podobno plastyk krakowski, na kartonie po butach narysował portret A. Kadłubka. Na tej podstawie można domniemywać, iż Domin Brandys (Prandi) i Augustyn Kadłubek w KL Auschwitz nigdy się żywi nie spotkali.

Pułkownik Jan Emil Stanek, w trzecim powstaniu śląskim dowódca 1 Dywizji Powstańczej, w swoich zapiskach wspomina Domina Brandysa (Prandiego) i Augustyna Kadłubka jako jednych z najdzielniejszych uczestników walki o polski Górny Śląsk. Nie przeszkadzało to po wojnie w określonych kręgach politycznych na Górnym Śląsku, liczących na afazję polską, środowisko Brandysa i Kadłubka, tj. powstańców śląskich, podobnie jak Żołnierzy Wyklętych, piętnować i zniesławiać epitetem określającym ich jako polskich faszystów, chociaż byli pierwszymi ofiarami w KL Auschwitz, który w latach 1939-1941 odgrywał rolę niemieckiego Katynia.

II. Ocalić od zagłady

Społeczność żydowska w okresie II RP i niemieckiej okupacji

Po pierwszej wojnie światowej zaszły istotne zmiany w strukturze społecznej Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Część jej członków, optując na rzecz Niemiec, emigrowała na terytoria przyznane Republice Weimarskiej. Ich miejsce zajęli najpierw przybysze z Polski, a później, po dojściu do władzy Adolfa Hitlera, z III Rzeszy. Ostatecznie w okresie międzywojennym w Siemianowicach mieszkało około 500 wyznawców judaizmu.

Głównym ośrodkiem życia religijnego i społecznego była synagoga przy ulicy Bytomskiej. Tutaj odbywały się m.in. wybory do reprezentacji gminnej. Zarzuty i protesty przeciw wykładanej u Heilborna liście wyborczej można było wnosić na piśmie, na ręce siemianowickiego Izraelity Mechnera (ulica Powstańców 14) lub komisarza Eljasza Abrahamera w Katowicach (ulica Andrzeja 14). Na liście Gminy Izraelickiej Siemianowice nr 1 znalazły się nazwiska najbardziej szacownych jej członków, kupców: Hermana Oksenhaendlera (ulica Powstańców 50), Brachji Majtlisa (ulica Jana III Sobieskiego 40), Abrahama Zelwera (ulica Bytomska 10), Maurycego Silbersteina (ulica Jana III Sobieskiego 1), Joachima Weinreicha (ulica 3 Maja 3), Samuela Opatowskiego (ulica Jana III Sobieskiego 1), Icka Lajbusia Russa (ulica Pszczelnicza 13) i Józefa Zonabenda (ulica Piastowska 5). Jako znaczącego członka społeczności spoza listy należy wymienić Izaaka Gesundheita.

Surowe zasady judaistycznej religii, których strzegł rabin, oraz tzw. europeizacja nie pozostawały bez wpływu na członków siemianowickiej wspólnoty wyznaniowej. W 1937 r. Zarząd Gminy Izraelickiej w Siemianowicach podał do wiadomości, że „z żydostwa wystąpili”: Leon Gottesmann, aplikant adwokacki, urodzony 8 VII 1907 r. w Borszczowie woj. Tarnopolskie, zamieszkały w Siemianowicach, ulica Bytomska 2, i Genia Gottesmann z domu Żmigród, aplikantka adwokacka, urodzona 12 I 1917 r. w Będzinie, woj. kieleckie, zamieszkała w Siemianowicach, ulica Bytomska 2.

Podobnym przypadkom asymilacji starali się jednak zapobiegać fundamentaliści związani z synagogą i działacze syjonistyczni, strzegący tradycji i zwartości etnicznej, skupieni wokół Centralnej Organizacji Żydów Ortodoksów w Polsce „Augudas Israel”. Szczególnym typem organizacji społecznej było Stowarzyszenie Religijne Przestrzegania Soboty i Głównych Świąt Religijnych „Szomraj Szabes Whadas”. Staraniem syjonistów organizowano w Siemianowicach zabawy purimowe, z których dochód przeznaczano na kolonie letnie dla niezamożnej młodzieży. W ramach imprezy odbywały się przedstawienia urządzane przez gniazdo Akiby pod kierownictwem Gerdy Beldegruen. W 1937 r. wystąpił z recytacjami były artysta trupy wileńskiej Blum.

Żydów siemianowickich łączyły liczne kontakty religijne, kulturalne i gospodarcze ze wspólnotami Bytomia (działały tu ośrodki szkoleniowe dla młodzieży żydowskiej Beth Hechluz i Judischer Pfadinderbund Makkabi Hazair, Beth Makkabi oraz Stowarzyszenie Żydów Prowincji Górnośląskiej – Synagogen verband der Prowinz Oberschlesien), Katowic, Chorzowa, Czeladzi, Sosnowca i Będzina. Ten ostatni był ważnym ośrodkiem wpływów Paole Sjonu i miał własne organy prasowe, które były wydawane w języku jidisz: „Undzer Folksblat” (Nasza Gazeta Ludowa) oraz „Najer Arberter Weg”. Gazety te czytywali również siemianowiccy Żydzi.

Nic więc dziwnego, że włamanie dokonane nocą z 2 na 3 III 1935 r. do bóżnicy czeladzkiej wywołało niesłychane wzburzenie. Nieznani sprawcy dokonali dzieła zniszczenia: Torę porżnęli nożami, zerwali wszystkie ozdoby, a rodały rozrzucili po podłodze i podeptali. Oderwano również zamki do szafy z aktami i dokumentami bezprocentowej kasy żydowskiej, które uległy zniszczeniu. Włamywacze skradli jedynie zegar ścienny. Niepokój był o tyle uzasadniony, że wiosną tego roku, również w Siemianowicach, nocą na oknach wystaw ponaklejano ulotki wzywające do bojkotu Żydów.

W grudniu 1935 r. w późnych godzinach nocnych wybito szyby w sklepie Moszka Garbasza przy ulicy Powstańców 21, Estery Moszkowicz przy ulicy Konstantego Damrota 2, Majera Preissa przy ulicy Bytomskiej 56 i Józefa Doleżały przy Bytomskiej 44. W związku z tym incydentem policja aresztowała kilku młodych ludzi z Bytkowa. Zdarzały się również wypadki aktów grabieży na żydowskich domokrążcach. Handlującemu tkaninami Benjaminowi Zielmannowi w składzie przy ulicy Jana III Sobieskiego, gdy zachwalał swój towar, skradziono 3 m sukna.

Miały miejsce także przypadki nieuczciwości kupieckiej z drugiej strony, gdy klientka nabywała pierze z dodatkiem gipsu lub zamiast kupionej nowej sukienki odpakowywała po powrocie do domu starą, dziurawą szmatę. Dużym sukcesem policji było ujęcie szefa miejscowej żydowskiej szajki Lejzora Bejlocha z Będzina, którego gang w latach 1933–1934 zajmował się masowym przemytem artykułów konfekcyjnych. Z ubrań firm niemieckich wypruwano metki, następnie garnitury gnieciono, aby sprawiały wrażenie starej odzieży, i po przemyceniu sprzedawano po polskiej stronie. W stukilogramowych paczkach towar przemycał furmankami do Siemianowic starozakonny Mejloch. Stamtąd ubrania dostarczano do Łańcuta, Rzeszowa i Tarnowa. Innego członka Gminy Izraelickiej ścigał za handel „żywym towarem” naczelnik gminy michałkowickiej Walenty Fojkis.

Żydów dzielono na żyjących w „kiepele” i tzw. łapaczy, którzy siłą wciągali przechodniów do swoich sklepów. W większości z nich można było kupić prawie wszystko – od przysłowiowych gwoździ do śledzi. Na targu siemianowickim wędrowne „handełesy” z Czeladzi lub Będzina, reklamując swoje towary, wołali: „Stare Mutter kupcie te anzug!”. Uwagę przechodniów przyciągał ich charakterystyczny ubiór i wygląd: czarny zarost i chałaty. Po mieście wałęsali się żydowscy domokrążcy, którzy zbierali dobrze utrzymane ubrania, jak: płaszcze, bieliznę, swetry itp., oferując w zamian różne tandetne wyroby szklane.

Niektóre zwyczaje i obyczaje ortodoksyjnej ludności żydowskiej budziły sprzeciw miejscowych chrześcijan, chociaż nierzadko powodem zgorszenia byli katolicy. Do takich rytuałów należał koszerny ubój zwierząt. „Głos Siemianowicki” pisał: „Niektórzy rzeźnicy w mieście nie dość, że w tygodniu uprawiają ubój koszerny, nawet w niedzielę człowiek jako katolik musi patrzeć jak dla jakichś zabobonnych celów męczy się zwierzę na sposób żydowski […] Tu się bije masowo i wywozi do innych dzielnic Polski mięso koszerne, bo tam ubój koszerny jest zakazany. Na to używają katoliccy rzeźnicy niedzieli, bowiem ubój prowadzi się u rzeźników katolików”.

Drażniło również naruszanie dogmatów wiary katolickiej, a w wyjątkowych wypadkach fanatyzm religijny był nieobcy obu stronom. Żydzi podejrzani o niechęć do Kościoła katolickiego stawali się obiektem ataków lokalnej prasy o zabarwieniu endeckim.

Mimo to antysemityzm był na Górnym Śląsku zjawiskiem niewiele znaczącym, a Siemianowice były przykładem religijnej tolerancji. Natomiast usuwano Żydów z życia publicznego po stronie niemieckiej. W pierwszym etapie zdefiniowano pojęcie Żyda oraz pozbawiono go mienia na podstawie ustawodawstwa. Lawina ustaw, rozporządzeń, okólników i wytycznych podważyła elementarne prawa człowieka, które co najmniej od francuskiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r. stanowiły istotną część składową praw osobowych i publicznych w mieszczańskich społeczeństwach Europy.

Wygaśnięcie konwencji genewskiej przesądziło o niezwłocznym wejściu w życie całego ustawodawstwa rasistowskiego na Śląsku Opolskim. Od 16 VII 1937 r. obowiązywało również ustawodawstwo norymberskie oraz normy ustaw zawierające ograniczenia zawodowe i gospodarcze. Żydowscy studenci pochodzący z górnośląskiego obszaru plebiscytowego odtąd byli poddani postanowieniom „numerus clausus” na równi z Żydami z innych dzielnic ówczesnych Niemiec.

Zagłada

Powoli zbliżał się okres zagłady Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Ustawodawstwo niemieckie z 1938 r., wprowadzające tzw. aryzację mienia, dotknęło również Żydów na Górnym Śląsku. Nie ominęły środowisk żydowskich wypadki z „nocy kryształowej” 19–20 XI 1938 roku. W ostatnich dniach października 1938 r. członkowie gminy żydowskiej w Bytomiu byli świadkami bezprzykładnej akcji antyżydowskiej – Judenaktion, w toku której kilka tysięcy Żydów, obywateli polskich, wysiedlono przez „zieloną granicę” na terytorium Polski, z rozkazu szefa hitlerowskiej Służby Bezpieczeństwa Reinhardta Heydricha. W nocy z 29 na 30 października siły policyjne i członkowie 53-Standarte SS przepędzili przez granicę pod Bytomiem około 6000 Żydów. Wypadki te stanowiły zaledwie preludium do wydarzeń, w jakich przyszło uczestniczyć siemianowickim Żydom.

Rozporządzenia i akty wykonawcze, wydane w związku z naradą z 12 XI 1938 r., wyeliminowały Żydów z niemieckiej gospodarki, zabraniały im produkowania jakichkolwiek dóbr materialnych, wykonywania rzemiosła, udziału w służbach publicznych i handlu detalicznym. Zakazano im zajmowania stanowisk kierowniczych w zakładach pracy, przedsiębiorstwach oraz udziału w targach. Rozporządzenia z 3 grudnia pozbawiły Żydów wszelkiego posiadania, np. udziałów w przedsiębiorstwach przemysłowych, w gospodarce leśnej i rolnej. Rozporządzenia te dotknęły Żydów, którzy, optując na rzecz Niemiec przed 1922 r., wyjechali z Siemianowic do Republiki Weimarskiej.

Wybuch drugiej wojny światowej i niemiecka polityka eksterminacyjna doprowadziły do całkowitej zagłady członków Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Jedni próbowali się ratować ucieczką, inni, oznakowani „gwiazdą Dawida”, zostali wywiezieni do obozów koncentracyjnych w Buchenwaldzie i KL Auschwitz-Birkenau.

Na liście ofiar znaleźli się m.in. urodzeni w Siemianowicach: Siegfred Urbańczyk (ur. 1 XI 1926 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Johanna Urbańczyk (ur. 2 IX 1920 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Rosalie Urbańczyk (ur. 7 X 1930 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Hermann Anspach (ur. 1 VII 1893 r. – data deportacji 8 VI 1942 r.); urodzeni w gminie Huta Laura: Margarete (ur. 8 VI 1875 r. – data deportacji 16 V 1942 r.), Julius Kaufmann (ur. 23 XII 1875 r. – data deportacji 20 V 1942 r.), Hildegard Reichmann (ur. 24 V 1916 r. – data deportacji 28 V 1942 r.); urodzona w Maciejkowicach Rosa Jacoby, ur. 8 II 1883 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), urodzony w Michałkowicach Wilhelm Leipziger (ur. 20 IX 1873 t. – data deportacji 20 V 1942 r.).

Niektórzy drogą okrężną trafili do Auschwitz-Birkenau, wcześniej deportowani do „królestwa” pod jurysdykcją Mojżesza Meryna (1905 – ok. 1943), Starszego Gminy Żydowskiej na Śląsku. Mianowany przez Niemców przewodniczącym Judenratów w Zagłębiu Dąbrowskim i na Śląsku z siedzibą w Sosnowcu, uważał się on nie tylko za „króla” tamtejszych Izraelitów, ale w 1940 r. starał się u Adolfa Eichmanna i Reinherda Heydricha – szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy – o podporządkowanie mu wszystkich gett na terenie okupowanej II RP. Złą opinię miał o nim nawet Chaim Rumkowski (1877–1944), starszy Gminy w Łodzi, a Emanuel Ringeblum (1900–1944), twórca podziemnego archiwum getta warszawskiego, zanotował: „Kto przeżył cztery dni w obozie w Sosnowcu, ten czuł się jak robak, który skurczył się pod butem”.

Kiedy w wigilię Rosh Chodesh Elul 1942 r. rozpoczęto deportację Żydów z Górnego Śląska, M. Meryn uspokoił swoich rodaków, zapewniając, iż nic złego im się nie stanie, i po czasowym przesiedleniu na roboty wrócą do swoich domów. Ponadto na jego polecenie fabrykowano fałszywą korespondencję od osób deportowanych do KL Auschwitz-Birkenau, w której zapewniali oni swoich krewnych i znajomych, iż są bardzo zadowoleni z pobytu w obozie.

Eksterminowanym Żydom starali się pomóc na różne sposoby mieszkańcy Siemianowic Śląskich. W gronie tym znalazł się m.in. Edward Kurda, urodzony 23 XII 1915 r. w Siemianowicach Śl., w rodzinie robotniczej, syn Juliusza Kurdy i Zofii Zemeły, który w 1938 r. rozpoczął służbę w 6 Pułku Strzelców Podhalańskich stacjonującym w Samborze. W 1939 r., przed zakończeniem jego służby, Pułk został postawiony w stan alarmowy i przerzucony na granicę zachodnią. Odwrót prowadzono na linię Szczakowa-Olkusz. Po zakończeniu kampanii wrześniowej, wróciwszy do domu do Siemianowic Śl., E. Kurda został wysłany na roboty przymusowe do Niemiec i okupowanej Belgii. W 1941 roku, aby uniknąć wcielenia do Wehrmachtu, zbiegł z głębi Rzeszy i schronił się w GG we Lwowie. Ukrywał się najpierw w rodzinie ukraińskiej w kamienicy Rynek 43, a później w domu przy ulicy Jana Zamoyskiego. W latach 1941–1944, sam zagrożony aresztowaniem, udzielił schronienia Marii Bajgierowicz z domu Hitner (Miriam Gruber) i jej dwóm siostrzenicom (ich najbliżsi, członkowie społeczności żydowskiej, zostali rozstrzelani). W 1944 r. rozpoznany przypadkiem przez innego siemianowiczanina i zadenuncjowany na gestapo, został aresztowany. Uwolniony w czasie bombardowania Lwowa, skorzystał z pomocy struktur AK i został przerzucony do Białegostoku, skąd udał się do zajętego przez Rosjan Lublina. Tam spotkał Jerzego Ziętka, który skierował go na kurs wojskowy, a następnie w stopniu ppor. WP wysłał na Kresy Zachodnie.

Fot. Miriam z siostrzenicami. Fot. z archiwum autora

Wojnę przeżyła także Maria Bajgierowicz, która we Wrocławiu poznała i poślubiła Grubera. 20 II 1986 r. w Haifie w Izraelu złożyła przed notariuszem A. Bronowskim oświadczenie następującej treści; „Ja niżej podpisana Miriam Gruber, zamieszkała w Kirjat Bialik 27000-Izrael, przy ulicy Keren Hajesod 80, posiadaczka dowodu tożsamości Nr 528485 […] zeznaję: Pan Edward Kurda, zamieszkały w Siemianowicach Śląskich koło Katowic przy ul. Sobieskiego nr 28, został odznaczony jako Sprawiedliwy wśród Narodów Świata za uratowanie mnie i moich dwóch siostrzenic w Polsce od pewnej śmierci w czasie drugiej wojny światowej z rąk nazistów. Z tej okazji ma być zasadzone drzewko dla upamiętnienia jego nazwiska w Alei Sprawiedliwych w Jerozolimie”.

Z równym poświęceniem pomoc nieśli najbliżsi zgładzonych przez Niemców w KL Auschwitz powstańców śląskich: Domina Brandysa i Augustyna Kadłubka, chociaż w okresie plebiscytu i powstań śląskich stykali się z Żydami optującymi na rzecz Republiki Weimarskiej, obnoszącymi się na co dzień ze swoją niemieckością, a nawet zaangażowanymi w ochotniczych formacjach, jak Schwarze Reichswehra. W działania grożące utratą życia zaangażowała się Łucja Brandysowa (z domu Buroń), korzystając ze wsparcia siostry Jadwigi Kajdy i szwagierki Łucji Buroń (z domu Długajczyk). Ł. Brandysowa utrzymywała w czasie wojny kontakt listowy z rodziną męża w Berlinie. Korespondencja dotyczyła mężczyzn, kobiet i dzieci pochodzenia żydowskiego, ludzi, którzy z III Rzeszy chcieli przedostać się do Generalnej Guberni. Po ustaleniu szczegółów osoby takie przyjeżdżały do Siemianowic Śl. i były nielegalnie przeprowadzane przez granicę do Czeladzi. Kobiety radziły sobie w ten sposób, iż pełna sexapilu J. Kajdzina flirtowała ze strażnikami, odwracając ich uwagę, Ł. Buroń pełniła rolę obserwatorki, a Ł. Brandysowa przeprowadzała w tym czasie uciekinierów. Wszystkie narażały swoje życie i bezpieczeństwo rodziny.

Łucja Brandysowa była wdową po Dominie, powstańcu śląskim zamordowanym przez Niemców w KL Auschwitz, mąż Jadwigi (młodszej siostry Łucji Brandysowej), Hugo Kajda razem z Karolem Brandysem (synem Domina), zdezerterował z Wehrmachtu i był w polskim korpusie gen. Władysława Andersa, a Łucja Buroń (szwagierka Łucji Brandysowej), jako wdowa, była jedyną żywicielką trójki małych dzieci. W zmowie z nimi była Maria Kadłubkowa, siostra Domina Brandysa i wdowa po Augustynie Kadłubku. Obaj jej bliscy mężczyźni zostali zamordowani jako powstańcy w KL Auschwitz. W grudniu 1944 r. w mieszkaniu Ł. Brandysowej przy ulicy Michałkowickiej 45 Niemcy przeprowadzili rewizję i wstępne przesłuchanie podejrzanej. Dowodem w sprawie miało być zeznanie grupy Żydów, którą zatrzymano w Lublinie. Aresztowani wskazali adres i dane personalne Ł. Brandysowej, która służyła im pomocą w ucieczce do GG. Ponadto napomknęli o korespondencji, która miała być dowodem rzeczowym. Wielogodzinna rewizja nie dała jednak oczekiwanego rezultatu, gdyż Ł. Brandysowa przezornie wszystkie listy na bieżąco paliła i zeznała, że oskarżenie jej jest pomówieniem. Niemcy znaleźli jedynie korespondencję miłosną gospodyni, której lektura wprawiła ich w wesołość i zachęciła do pytań dotyczących życia osobistego. Na odchodnym oświadczyli, że to nie koniec i wrócą tu ze świadkami koronnymi, których ujęli w Lublinie. Do 27 I 1945 r., tj. do dnia zajęcia Siemianowic Śl. przez Armię Czerwoną, kobiety żyły w strachu i oczekiwały katastrofalnej w skutkach konfrontacji z aresztowanymi Żydami.

Mimo ofiarności wielu ludzi z pogromu ocaleli nieliczni, a i ci ulegli rozproszeniu lub częściowej asymilacji. Hołd pomordowanym w licznych egzekucjach w komorach gazowych złożył pochodzący z Przełajki Czesław Slezak. Grozę tamtych dni utrwalił w wierszu Ptaki z tomiku Gwiazda Dawida. Poeta pisał:

Doktor Saal
Miłośnik muzyki
I zwierząt
Hitlerowiec
W poszukiwaniu sensu życia –
Zabijał
Żydowskie dzieci
Umierały najłatwiej –
Nie bały się jeszcze.
Najładniej
Zabijało się matki
Rozwścieczone tygrysice.

O prawo do życia i ludzką godność walczył Henryk Sławik (1894–1944), uczestnik powstań śląskich, wielki Ślązak, polski patriota, który ratując około 5000 Żydów oddał w zamian swoje życie, ponosząc męczeńską śmierć w niemieckim Konzentrationslager Mauthausen-Gusen, obozie zagłady, gdzie zginęło tysiące jego rodaków. Było to znaczące miejsce eksterminacji inteligencji polskiej.

III. Żydzi – Niemcy bez wzajemności

W średniowiecznych Niemczech Żydzi nie mieli dobrej prasy. Zdarzały się pogromy i wypędzenia. Oskarżano ich o porywanie dzieci, zatruwanie studni oraz o używanie krwi chrześcijańskiej do celów rytualnych. Pozbawieni wszelkich praw, byli własnością władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, do którego należeli majątkiem i ciałem. Monarcha mógł tym majątkiem rozporządzać według własnego uznania: sprzedać, rozdać w prezencie, wynająć lub pozabijać. Jednym z elementów zniesławiania i upokarzania była tzw. Judensau, maciora żydowska, przez sześć stuleci stały element niemieckiej ikonografii propagandowej i czarnego pijaru. Masowo rozpowszechniano jej wizerunek w postaci rycin, ręcznych iluminacji ksiąg, rzeźb i płaskorzeźb. Kanon ten wyobrażał brodatych rabinów, którzy zwierzę ssali lub wylizywali jego ekskrementy, z szatanem w tle. Zachowały się one m.in. w katedrach w Magdeburgu, Fryzyndze, Ratyzbonie i Wittenberdze, gdzie Marcin Luther przybił swoje 95 tez.

Pierwszy antyżydowski traktat M. Lutra powstał w 1538 roku. Było to „Pismo przeciwko Sabatyjczykom do dobrego przyjaciela”. Luter upatrywał w synach Izraela przyczyn wszystkich nieszczęść, jakie od stuleci nękały chrześcijan. Określał Żydów jako leniwych i nieuczciwych, pisząc: „zdobyli nas i nasze dobra przez ich przeklętą lichwę”, po czym dodawał, że taki stan rzeczy czynił z chrześcijan żydowskich niewolników. Z kolei rozprawa „O Żydach i ich kłamstwach” zawierała także konkretne postulaty rozprawy z Żydami, zawarte w siedmiu przykazaniach:

1.     „Podpalać ich synagogi i szkoły, a co nie da się spalić, na to narzucić ziemi i przysypać, żeby żaden człowiek nie oglądał po wieki ani kamienia, ani szlaki” (daß man ihre Synagoga oder Schule mit Feur anstecke, und was nicht verbrennen will, mit Erden uberhäufe und beschütte, daß kein Mensch ein Stein oder Schlacke davon sehe ewiglich).
2.     „Niszczyć też i burzyć ich domy” (daß man auch ihre Häuser desgleichen zebreche und zerstöre).
3.     „Zabierać im wszystkie ich modlitewniki i Talmudy” (daß man ihnen nehme alle ihre Betbüchlin und Talmudisten).
4.     „Na przyszłość ich rabinom pod karą śmierci zabronić nauczania” (daß man ihren Rabbinnen bei Leib und Leben verbiete, hinfurt zu lehren).
5.     „Całkowicie odebrać Żydom prawo do glejtów ochronnych” (daß man den Jüden das Geleit und Straße ganz und gar aufhebe)
6.     „Zakazać im lichwy […] oraz skonfiskować wszelką gotówkę, klejnoty, złoto i srebro” (daß man ihnen den Wucher verbiete […] und nehme ihnen alle Baarschaft und Kleinod an Silber und Gold, und lege es beseit zu verwahren).
7.     „Zmusić do zarabiania na chleb w pocie czoła” (daß man […] lasse sie ihr Brot verdienen im Schweiß der Nasen).

W połowie XVIII w. katolicki Śląsk dostał się pod panowanie królów protestanckich Prus. Warto przypomnieć, iż do 1669 r. obowiązywał zakaz osiedlania się Żydów w Berlinie i na ternie Brandenburgii. Fryderyk Wilhelm I, zwany Soldaten Koenig, zabraniał im osiedlać się w swoich miastach i prowincjach, mając nadzieję, iż ci, którzy znaleźli się w jego krajach, szybko wymrą.

Przyrównywał Żydów do szarańczy niszczącej chrześcijan. Dla bezpieczeństwa poddanych pruskich musieli w celach rozpoznawczych na ubraniach nosić żółte łaty. W 1710 r. JKM wydal edykt, na mocy którego można było za 8000 talarów wykupić się z obowiązku noszenia tego znaku hańby. Również jego syn Fryderyk II Wielki, „król filozof”, żywił pogardę względem Żydów. Wydany przez niego w 1750 r. „Edykt generalny”, dotyczący Żydów, zdaniem markiza Honore Gabriela de Mirabeau był „dobry dla ludożerców”.

Równie surowe prawa obowiązywały w Wolnym Mieście Frankfurt, gdzie na okrzyk „Jud, mach Mores!” Żydzi musieli zdejmować kapelusze, schodzić z drogi i kłaniać się. Ponadto obowiązywał zakaz przebywania w parkach. Złożona w 1770 r. do rady miasta petycja o odstąpienie od tego ograniczenia została odrzucona i potraktowana jako wyraz arogancji. Z reguły w każdym mieście była tylko jedna brama, przez którą puszczano Żydów i bydło.

W XIX w. przedstawiciele upokarzanego narodu byli już lojalnymi obywatelami Prus. Na Śląsku i w Wielkopolsce popadali jednak często w konflikt interesów z walczącymi o niepodległość Polakami, tak było m.in. w 1848 r. w miejscowości Buk pod Poznaniem. Zajście to w kilkudziesięciostronicowej broszurze pod tytułem Rok 1848 w dawnym powiecie bukowskim opisał, wykorzystując źródła archiwalne, historyk i regionalista Władysław Stachowski. Początkowo miejscowi Niemcy i Żydzi, w większości nieprzychylni sprawie polskiej, nosili biało-czerwone kokardy, aby w razie zwycięstwa Polaków nie być posądzonymi o zdradę. W Buku zatrzymał się oddział powstańców, a niedługo potem pod miasto podeszli Prusacy. Wobec miażdżącej przewagi wroga dowódcy insurekcji podjęli decyzję o kapitulacji. Prusacy zajęli miasto i wtedy zaczął się pogrom. Jak twierdzi autor broszury, miejscowi Żydzi wskazywali Niemcom domy tych, którzy poparli insurekcję. Kilkanaście osób poniosło śmierć, kilkadziesiąt zostało pobitych i ograbionych. W niektórych przypadkach donosiciele sami zamieniali się w katów. Wśród ofiar trafiali się także Żydzi podejrzani o propolskie sympatie. Epilog tej historii nastąpił po wycofaniu się Prusaków, gdy miejscowość ponownie została zdobyta przez polskich kosynierów. Wówczas mieszkańcy wzięli pomstę za swoich ziomków. Splądrowane zostały żydowskie sklepy i synagoga.

W tym samym czasie zupełnie inaczej zachował się Christian Johann Heinrich Heine, właśc. Harry Chaim Heine (1797–1856 ), niemiecki poeta żydowskiego pochodzenia, przedstawiciel romantyzmu, jeden z najwybitniejszych liryków, prozaik i publicysta. W 1844 r., po krwawym stłumieniu przez Prusaków powstania śląskich tkaczy domagających się podniesienia płac oraz poprawy warunków bytowych, napisał dla nich wiersz pt. Tkacze.

Siedzą przy krosnach i szczerzą kły:
Niemcy! My tkamy wam całun grobowy,
Trzykrotne przekleństwo wprzędliśmy w osnowy
I tkamy, i tkamy!

Jego bohaterowie przeklęli Boga, którego nie wzruszyły ich modły, a wraz z nim „króla bogaczy” obojętnego na ich nędzę. Dwunastogodzinny dzień pracy wprowadzany przez właścicieli fabryk, m.in. Zwanzigera z Pieszyc, zmuszał tkaczy do pracy za głodową pensję. Ubolewał więc poeta nad ich śląską ojczyzną.

Gdzie tylko sromota i hańba są żywe,
Gdzie każdy kwiat, wcześnie złamany, schnie marnie,
Gdzie robak zgnilizną i próchnem się karmi.
Wciąż tkamy, wciąż tkamy!

Heine, odrzucony przez Niemców, był ulubionym poetą polskich bardów. Jego wiersze tłumaczyli Adam Asnyk, Felicjan Faleński, Marian Gawalewicz, Czesław Jankowski, Maria Konopnicka, Adam Konopnicki, Aleksander Kraushar, Miron (Aleksander Michaux). Współczesne przekłady Heinego tworzyli m.in. Stanisław Jerzy Lec i Robert Stiller.

Od 1862 r. w Królestwie Polskim Żydzi zyskali dzięki staraniom Aleksandra Wielopolskiego częściowe równouprawnienie. Toteż gdy w 1863 r. O. Bismarck i Michaił Dymitrowicz Gorczakow zwalczali polskie powstanie, a ich poplecznicy werbowali wśród Żydów agentów i denuncjatorów, rabin warszawski Dow (Dov, Dob) Ber (Beer, Berisz, Berush) Meisels (1798–1878) opowiedział się za udzielaniem poparcia przez Żydów Polakom walczącym z Rosjanami.

Sympatyzował on z polskim powstaniem, podobnie jak wcześniej czynił to Berek Joselewicz. Ten ostatni zaś zasłynął podczas insurekcji kościuszkowskiej jako organizator oddziału żydowskiego. Ponadto B. Joselewicz wraz z innym Żydem, Józefem Aronowiczem, zredagował patriotyczną odezwę w języku jidysz, wzywającą do walki. Na apel odpowiedziało 500 mężczyzn, z których uformowano regiment kawalerii. Na prośbę B. Joselewicza zapewniono im możliwość przestrzegania religijnych obyczajów, dostęp do koszernego jedzenia oraz prawo powstrzymywania się od pracy w szabat, a także prawo do noszenia tradycyjnych żydowskich bród. Oddział B. Joselewicza u boku gen. Jakuba Jasińskiego brał udział w obronie warszawskiej Pragi, podczas której został zdziesiątkowany.

Dob Beer Meiseles (Beyer). Fot. Wikipedia

Po klęsce insurekcji kościuszkowskiej B. Joselewicz zaciągnął się do legionów gen. J. H. Dąbrowskiego. Walczył nad Trebbią, pod Novi, Hohenlinden, Austerlitz i Frydlandem. W 1808 r. został kawalerem Krzyża Virtuti Militari. Odznaczony był także Legią Honorową. W armii Księstwa Warszawskiego dowodził szwadronem. Zginął w kampanii 1809 roku jako żołnierz ks. Józefa Poniatowskiego, podczas potyczki z Austriakami pod Kockiem. Pochowano go na rozstajnych drogach, gdyż ortodoksi odmówili mu prawa spoczynku na kirkucie.

W Białobrzegach przy drodze relacji Kock–Białobrzegi, gdzie spoczęły jego doczesne szczątki, wystawiono w 100-lecie śmierci pomnik. Inskrypcja na kamieniu nagrobnym głosi:

„Berek Joselewicz – Józef Berko vel Berk, ur. w Kretyndze na Litwie 1760. Pułkownik wojsk polskich, szef szwadronu 5-go pułku strzelców konnych Wielkiego Księstwa Warszawskiego. Kawaler krzyżów Legii Honorowej i Wiktorii. Zginął w bitwie pod Kockiem 1809 roku. Tu pochowany. Nie szacherką, nie kwaterką, lecz się krwią dorobił sławy. W stuletnią rocznicę zgonu 1909 r.”.

Z czasem sława pośmiertna pułkownika rosła. Jego imieniem nazwano ulice w Będzinie, Ozorkowie, Częstochowie, Warszawie, na krakowskim Kazimierzu, Lubartowie, Lesku, Myślenicach, Dąbrowie Tarnowskiej, Oświęcimiu, Przasnyszu, Rzeszowie, Siedlcach, Węgrowie, Sanoku, Nowym Sączu, Radomsku, Szczecinie, Tomaszowie Mazowieckim, Hrubieszowie, Chrzanowie, Kocku, Kutnie, Mielcu, Łodzi, Brzezinach, Ostrołęce, Żaganiu, Biłgoraju, Kaliszu, Łosicach i Turobinie.

W 200. rocznicę śmierci B. Joselewicza odbyła się z inicjatywy Ambasady Francji w Polsce konferencja”Berek Joselewicz: bojownik o wolność”, której współorganizatorem było Muzeum Historii Żydów Polskich. Z kolei Poczta Polska wraz z Pocztą Izraelską wprowadziły do obiegu znaczek pocztowy w bloku dla upamiętnienia Roku Polskiego w Izraelu (2009), z postacią Berka Joselewicza z obrazu Juliusza Kossaka.

Niestety po powstaniu styczniowym relacje polsko-żydowskie uległy znacznemu pogorszeniu, m.in. za sprawą Aleksandra III (1845–1894). Na Ukrainie i Białorusi często dochodziło do pogromów Żydów, których oskarżano o udział w spisku i zamordowaniu Aleksandra II. W 1882 r. car przywrócił zakaz osiedlania się i zamieszkiwania Żydów na wsi. Krwawe wystąpienia antysemickie w Rosji spowodowały masową emigrację ludności do Królestwa Polskiego, co pogorszyło warunki ekonomiczne m.in. tam mieszkających Żydów, przyczyniając się do różnych napięć.

Wydalenie z Rosji Żydów zwanych Litwakami miało zapewnić spokój w głębi imperium i rozpalić konflikt polsko-żydowski, co częściowo się udało. Ich pierwsza fala liczyła około 70 tys. rodzin. Druga, jeszcze większa, przybyła w latach 1905–1907. W sumie było ich ponad 600 tysięcy. Osiedlali się najchętniej w wielkich ośrodkach miejskich i przemysłowych, jak Łódź i Warszawa. Identyfikowali się z kulturą rosyjską i byli wrogo nastawieni do polskiego ruchu niepodległościowego, podobnie jak ich ziomkowie w Niemczech, nierzadko hakatyści. Ponadto Litwacy ostro zwalczali ruch asymilacyjny polskich Żydów, propagując równocześnie prorosyjski separatyzm. Byli antytezą takich postaw, jakie m.in. reprezentowali prof. Szymon Askenazy (1865–1935), wybitny polski historyk żydowskiego pochodzenia związany z obozem piłsudczykowsko-legionowym, czy Henryk Wereszycki, urodzony jako Henryk Vorzimmer (1898–1990), żołnierz 1. Pułku Artylerii Legionów Polskich. Jako kanonier przeszedł chrzest bojowy na froncie nad Stochodem. W przerwie między walkami, w czasie krótkiego urlopu, w kwietniu 1917 r. zdał maturę i wrócił na front. W 1918 r. wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej, a w październiku tegoż roku zapisał się na Politechnikę Lwowską. Ostatecznie został wybitnym polskim historykiem. Doświadczył zarówno niemieckiego totalitaryzmu, jak bezwzględności komunizmu. Był inwigilowany do schyłku życia, a jego dorobek naukowy cenzurowany i przemilczany. Wojna pochłonęła jego najbliższych, którzy stali się ofiarami niemieckiego rasizmu. Mimo politycznych barier uchodził za autorytet dla studentów i opozycji.

Przykłady rodzin Askenazych czy Wereszyckich pokazują zasadniczą różnicę między niemieckim rasizmem a prawem Rzeczypospolitej. W ujęciu tego pierwszego rodziny te były żydowskie, zaś z punktu widzenia Warszawy, Krakowa, Wilna czy Lwowa byli to Polacy i patrioci. Ta różnica tłumaczy, dlaczego tylko w getcie warszawskim znalazły się tysiące takich osób, które często nawet nie uważały się za Żydów. Ich listę dla Niemców sporządził stołeczny Judenrat. Na jej podstawie gestapo przeprowadziło aresztowania wskazanych i ich deportację do getta. Wiele z tych ofiar, tzw. mechesów, będąc od pokoleń chrześcijanami, dopiero wówczas dowiedziało się o swoich żydowskich korzeniach.

Po latach udręki tych, którzy przeżyli wojnę dzięki pomocy Polaków, nie chciano w założonym w 1953 r. w Jerozolimie Yad Vashem (Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu), uznać jako wiarygodnych świadków w procedurze przyznania medalu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Tak było m.in. w przypadku ks. Marcelego Godlewskiego, który zyskał sobie tytuł „proboszcza getta warszawskiego” i uratował m.in. rodzinę Wandy i Krzysztofa Zamenhofów oraz prof. Ludwika Hirschfelda, światowej sławy lekarza bakteriologa i immunologa.

Jak gmatwały się w XX w. relacje Żydów w stosunku do Rosjan, Polaków i Niemców, może zaświadczyć biografia Siemiona Moisiejewicza Kriwoszeina (1899–1978), syna biednego Żyda, kombriga Armii Czerwonej i Bohatera Związku Radzieckiego. W trakcie sowieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. dowodził 29 Brygadą Czołgów. 22 września odbierał w Brześciu razem z gen. Heinzem Guderianem wspólną defiladę, w związku z przekazaniem miasta i twierdzy przez Wehrmacht Armii Czerwonej. Wojskom niemieckim życzył podczas tego wydarzenia szybkiego zwycięstwa nad „kapitalistyczną Anglią” i zaprosił po tym zwycięstwie Heinza Guderiana do Moskwy.

Z kolei w armii Hitlera w randze feldmarszałka lotnictwa walczył Erhard Milch (1892–1972), syn żydowskiego aptekarza. Osądzono go podczas jednego z procesów norymberskich, tzw. procesie Milcha, 17 IV 1949 r. i skazano na karę dożywotniego więzienia za deportację cudzoziemskich robotników i zbrodnie przeciwko ludzkości.. Z więzienia został zwolniony 28 VI 1954 r. Następnie pracował jako doradca w przemyśle samochodowym RFN w Wuppertalu, gdzie zmarł 25 I 1972 r.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Tryptyk śląsko-żydowski” znajduje się na s. 6–9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Tryptyk śląsko-żydowski” na s. 6-9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl