„Wielkopolski Kurier WNET” 40/2017, Jan Martini: Kim byli najważniejsi doradcy „Solidarności” Geremek i Mazowiecki?

Najważniejszy postulat strajku, utworzenie niezależnych związków zawodowych – został osiągnięty WBREW staraniom doradców. Przeciwstawiali się oni również tworzeniu ogólnopolskiej struktury związkowej.

Jan Martini

Kto doradzał doradcom „Solidarności”?

Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę.
W sikawki wtłacza to wszystko drań jakiś,
By pod ciśnieniem w świat puścić przez rurę.
Proces ten ujrzy kiedyś na obrazku
Przyszły człowieczek i z szczęścia zakwili,
Historia w lśniącym, szczerozłotym kasku
Ukaże wielkość niepowrotnej chwili.

Tak jak przewidywał w swoim wierszu Witkacy, Ojcowie Założyciele III RP – doradcy „Solidarności” – jawią się nam jako postaci ze spiżu. Na ich cześć kwili bezustannie legion człowieczków, a wraz z nimi człowieczek Budka („moim wzorem są Geremek i Mazowiecki”). Ponieważ historia jawi się nam w szczerozłotym kasku, nie pamiętamy faktów, które nie pasują do obecnie obowiązującej, zatwierdzonej przez historyków-lukierników wykładni.

Już starotestamentowy mędrzec Syrach pisał: Strzeż się doradcy i najpierw poznaj, jakie są jego potrzeby. Każdy doradca wysoko ceni swoją radę, a przecież bywa i taki, który doradza na swoją korzyść. Ale kto dziś czyta Biblię?

Kim byli najważniejsi doradcy „Solidarności” Geremek i Mazowiecki?

Ich oficjalne życiorysy koncentrują się na dokonaniach 1980 roku i późniejszych. Wiemy jednak, że w młodości byli aktywnymi funkcjonariuszami proletariackiej rewolucji, bezgranicznie oddanymi „władzy ludowej”. W pewnym, trudnym do uchwycenia momencie stali się demokratami. Chyba jednak jakaś słabość do komunizmu pozostała im do końca życia…

Mało kto wie, co eksperci doradzali strajkującym robotnikom. Najważniejszy postulat strajku sierpniowego – utworzenie niezależnych związków zawodowych – został osiągnięty WBREW staraniom doradców. Przeciwstawiali się oni również tworzeniu ogólnopolskiej struktury związkowej i usiłowali dopisać w statucie związku paragraf o „kierowniczej roli PZPR”. Eksperci mieli pomagać „prostym robotnikom” w rokowaniach z komunistami, ale działali konsekwentnie na rzecz osłabienia związku.

Skąd się wzięli doradcy w stoczni?

Jakiejś grupie we władzach zależało na szybkim pojawieniu się ekspertów na Wybrzeżu. Prawdopodobnie była to grupa związana z przyszłym przywódcą komunistów w Polsce, Stanisławem Kanią. Możliwe, że szykowano scenariusz znany z roku 1956 i 1970 – zmiany ekipy rządzącej przy pomocy „gniewu ludu”. Termin wybuchu strajku (14 sierpnia) nie był przypadkowy – I sekretarz PZPR Edward Gierek odpoczywał na Krymie. Także Andrzej Gwiazda – lider Wolnych Związków Zawodowych był na wakacjach. Zakłada się, że strajk zorganizowali Bogdan Borusewicz i Lech Wałęsa. Jednak pierwszego dnia strajku Borusewicza w ogóle nie było na terenie stoczni, a Wałęsa spóźnił się kilka godzin. W końcu „Lechu przeskoczył płot” (czyli został dowieziony wojskową motorówką) i objął kierownictwo strajku.

Gdy wiadomość o strajku dotarła do Warszawy, 64 lewicowych intelektualistów postanowiło napisać tzw. Apel 64, w którym zwrócono się do obu stron konfliktu o podjęcie rozmów. Intelektualiści pochodzili głównie z takich organizacji, jak Towarzystwo Kursów Naukowych, Konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość” czy Wolność i Pokój (to tu udzielał się Kasprzak – trójzębny lider Obywateli RP). Były to organizacje nielegalne, acz tolerowane, a ich działalność spotykała się z umiarkowanymi represjami. Dziś trochę inaczej je postrzegamy, bo znamy już instrukcje gen. Kiszczaka: SB może i powinna kreować różne stowarzyszenia, kluby, czy nawet partie polityczne, głęboko infiltrować istniejące. Gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym, a także na szczeblach podstawowych muszą być przez nas operacyjnie opanowane. Musimy sobie zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i polityki.

Apel powstał w mieszkaniu Bronisława Geremka, który wysłał kopie pocztą do marszałka sejmu i premiera, a do KC partii zaniósł osobiście (z racji starych znajomości). Czy decyzja wyjazdu Mazowieckiego i Geremka do strajkujących robotników wynikała z potrzeby serca, czy ktoś im to zasugerował – nie wiadomo. Nie wiemy także, kto był pomysłodawcą Apelu 64.

Wiadomo, że 22 sierpnia Geremek i Mazowiecki zjawili się w Gdańsku z tekstem owego apelu i udali się do I sekretarza KW PZPR Fiszbacha, a później pół nocy konferowali z Wałęsą. Nazajutrz na jego prośbę podjęli się sformowania grupy doradców wspierających strajk. Kilku następnych ekspertów zjawiło się później (strona rządowa zapewniła im bilety lotnicze i miejsca w hotelu), a komisja została formalnie powołana 24 sierpnia 1980 r. z Tadeuszem Mazowieckim jako przewodniczącym.

Co na temat ekspertów mówili sami uczestnicy wydarzeń?

Anna Walentynowicz: W jakim celu i na czyje polecenie pojawili się w stoczni reprezentanci „opozycyjnej warszawki”? Nikt ich przecież nie zapraszał. Przyjęliśmy argumenty Geremka, że rozmowy z przedstawicielami rządu mogą być trudne i przyda się ktoś doświadczony, obyty w kontaktach z władzą, czyli poseł PRL, Tadeusz Mazowiecki. Ta dwójka „ekspertów” dobierała sobie współpracowników. Dlaczego doradcy usiłowali nakłonić nas do rezygnacji z postulatów mówiących o uwolnieniu więźniów politycznych i o powołaniu wolnych związków zawodowych? (…) O czym rozmawiali z ekipą rządową, kiedy udawali się na spoczynek do tego samego hotelu? Czy im również doradzali?

(…) Jagielski spotkał się w nocy 22 VIII w willi w Sopocie z przedstawicielem MKZ Florianem Wiśniewskim (przyjacielem Wałęsy), który, jak się później okazało, był agentem SB. W jego obecności Jagielski zadzwonił do Artura Hajnicza do Warszawy, żeby załatwił doradców dla stoczniowców. On im gwarantuje miejsce w hotelu i przelot samolotem. Następnego dnia zjawili się Mazowiecki i Geremek z poparciem 64 intelektualistów. Borusewicz poinformował mnie, że będziemy mieli doradców. „Po co nam doradcy? Mamy 21 postulatów” powiedziałam. (…)

Ktoś z nas powiedział: tam jest wolny pokój, jak my sobie nie poradzimy, to pana poprosimy. Nie wyszedł i nie można było się ich pozbyć; to oni się pozbyli nas.

Andrzej Kołodziej (jeden z przywódców strajku): Wtedy nie wiedzieliśmy, że Geremek miał ponoć jakieś kontakty z Gierkiem. Te rzeczy dotarły do nas później. Również później dowiedzieliśmy się, że doradców przywieziono do Gdańska samolotem rządowym (…) Jest to fakt dość wymowny, że to władza dobierała nam wtedy ludzi na doradców. Zrozumieliśmy, że w zasadzie są oni emisariuszami władzy komunistycznej. (…)

Przybyli intelektualiści próbowali przekonać strajkujących, iż postulat zalegalizowania Wolnych Związków Zawodowych jest absurdalny i nierealistyczny: Uważali, że władze nigdy nie zgodzą się na wolne związki i jeśli z tego postulatu nie zrezygnujemy, dojdzie do sowieckiej interwencji.

Andrzej Gwiazda: W czasie pierwszej rozmowy eksperci przedstawili nam propozycję zażądania wyborów do rad zakładowych w związku CRZZ-owskim: Kiedy odrzuciliśmy, powiedzieli, że mają propozycję drugą, daleko idącą: mamy założyć niezależny związek i zarejestrować się w CRZZ. Spytałem, czy są przekonani, że tak powinniśmy postąpić – odpowiedzieli, że absolutnie tak. Podziękowałem im więc za trud i dobre chęci, ale damy sobie radę sami.

Waldemar Kuczyński (doradca): Nasz wpływ był bardzo ważny, bo z jednej strony wzmacnialiśmy siłę negocjacyjną tego ruchu, dostarczając mu wiedzy, a z drugiej – trzymaliśmy nogę na hamulcu.

Ekspertem była również przez jakiś czas Jadwiga Staniszkis. Oto jej relacja: Widać było gołym okiem, jak to wszystko było pozabezpieczane. No przecież część ekspertów, która pojechała do Gdańska, dostała bilety na pociąg w Komitecie Wojewódzkim. Tadeusz Kowalik, doradca Solidarności, był profesorem w szkole partyjnej, do której uczęszczał przyszły premier Jagielski. W świetle tych wszystkich układów, piętrowych zabezpieczeń, tej całej siatki, to Wałęsa był mały pikuś.

Byłam zdziwiona, że oni ten strajk podgrzali, zamiast go zakończyć. (…) Wprowadzenie Wałęsy na przywódcę strajku w Gdańsku stanowiło zabezpieczenie przed Moskwą. Rząd mógł powiedzieć: wszystko kontrolujemy. Szybko zorientowałam się, że to, co się tam dzieje, tak naprawdę kamufluje coś znacznie głębszego.

Niewątpliwe jest, że komuniści, gdyby chcieli, nie wpuściliby doradców do Stoczni.

Podpisane porozumienie było daleko posuniętym kompromisem z obu stron – związkowcy „odpuścili” postulat wolnych wyborów, a komuniści zgodzili się na powstanie niezależnych związków, ale tylko regionalnych.

Natychmiast po podpisaniu porozumienia obie strony przystąpiły do jego łamania: strona rządowa zaczęła sporządzać listy proskrypcyjne, a Andrzej Gwiazda wyjechał w Polskę jednoczyć komitety strajkowe. Wbrew przewodniczącemu Wałęsie, wbrew doradcom, łamiąc podpisane porozumienie (zgoda na wolne związki dotyczyła tylko Gdańska), udało się doprowadzić 17 września do powstania Niezależnych, Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”. Ogólnopolskich.

Kontrofensywa doradców

Doradcy mieli być swoistym buforem chroniącym komunistów przed radykalizmem robotników, lecz podczas rokowań sierpniowych ich wpływ na decyzje związkowców okazał się ograniczony.

Z czasem jednak, wraz z powiększaniem się ilości „ekspertów”, często dziwnych, ich rola wzrosła. Zbiegło się to z innym procesem osłabiającym związek – zatrudnianiem przez przewodniczącego Wałęsę tajnych współpracowników SB w administracji Solidarności.

Przewodniczący łódzkiego regionu Kropiwnicki negatywnie ocenił te sytuacje: Uruchomiony został obcy związkowi proces eliminacji działaczy i środowisk niepodporządkowanych politycznemu kierownictwu J. Kuronia, A. Michnika, B. Geremka i A. Celińskiego. (…) Pojawia się realna groźba przeobrażenia związku, bez pytania jego członków o zgodę, w organizację quasi-partyjną, lewicową.

Prof. Tadeusz Chrzanowski (który też był doradcą) opisał spotkanie, na które Kuroń przyprowadził grupę świeżo zaangażowanych doradców. Jedna twarz wydawała mu się znajoma. Kuroń przedstawił: „Profesor Wiktor Herer – będzie się zajmował rolnictwem”. Dla Chrzanowskiego był to szok. Pamiętał funkcjonariusza UB płk Herera z przesłuchań na Rakowieckiej. Kolejnym szokiem była reakcja Kuronia – oznajmił, że jeśli mu się nie podoba Herer, to może zrezygnować z doradztwa…

Złowroga rola doradców objawiła się w pełni podczas tzw. kryzysu bydgoskiego. W marcu 1981 grupa związkowców zaproszona do urzędu miejskiego w Bydgoszczy została pobita przez milicję (to wtedy przyszły senator PO Jan Rulewski stracił zęby). Wobec bezpośredniego ataku na związek, Solidarność musiała odpowiedzieć ogólnopolskim strajkiem generalnym. Żądano ukarania winnych prowokacji.

Podczas 4-godzinnego strajku ostrzegawczego „stanęła” dosłownie cała Polska. I wówczas wkroczyli eksperci. Rokowania odbywały się w warszawskim hotelu „Solec” pod kierownictwem doradców Celińskiego i Geremka. Chciał w nich wziąć udział członek władz Solidarności Lech Dymarski, ale nie został dopuszczony przez Wałęsę, choć w rokowaniach uczestniczył kierowca Wałęsy – Wachowski…

W „kompromisie warszawskim” strona związkowa wykazała się całkowitą uległością. Był to ważny test – sygnał dla władzy, że doradcy uzyskali pełną kontrolę nad Solidarnością i można atakować związek. Dymarski tak opisuje wydarzenie: Zorientowałem się, że misją doradców jest nie dopuścić do strajku za wszelką cenę, za cenę nawet związku. Zapaliło się zielone światło dla stanu wojennego…

Czasem spotyka się opinię, że stan wojenny był odpowiedzią na radykalizację związku. Zdaniem Andrzeja Gwiazdy było dokładnie odwrotnie – komuniści mieli mentalność gangsterów i wszelkie porozumienia czy kompromisy traktowali jako słabość. Wzrastało wtedy niebezpieczeństwo siłowego rozwiązania.

Już po śmierci Geremka został odnaleziony przez historyków szyfrogram ambasadora NRD ujawniający rewelacje tow. Cioska – ministra ds. współpracy ze związkami zawodowymi: Właśnie miałem osobliwą rozmowę z szefem ekspertów Solidarności Geremkiem, który ma ścisłe kontakty z Międzynarodówką Socjaldemokratyczną i osobiste kontakty z zachodnimi politykami. Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja między Solidarnością w obecnej formie a socjalizmem realnym jest już niemożliwa. Konfrontacja siłowa nieuchronna. Aparat Solidarności musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy władzy. Po siłowej konfrontacji Solidarność mogłaby na nowo powstać, ale jako rzeczywisty związek zawodowy, bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego oblicza i bez ambicji politycznego sięgnięcia po władzę. Być może tak umiarkowane siły jak Wałęsa mogłyby zostać zachowane… Trudno o wyraźniejsze dowody zdrady doradcy wobec Solidarności.

Ale eksperci ujawnili w pełni swój potencjał dopiero w czasach Okrągłego Stołu (który był ich „koncertem”), podczas gdy Wałęsa został sprowadzony do roli dekoracyjnej paprotki na tym stole. Komuniści przekazali władzę w dobre ręce. Eksperckie.

Całe życie na odcinku katolickim

Adam Michnik na swoim spotkaniu w Poznaniu powiedział: Jaki będzie Kościół polski, taka będzie Polska. Michnik sam sobie tego nie wymyślił, bo do tego wniosku doszli lewicowi intelektualiści zatrudnieni w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego już w latach czterdziestych. Zdawali sobie oni sprawę, że w Polsce zlikwidowanie Kościoła w taki sposób, jak w Chorwacji czy na Słowacji, jest niemożliwe. Dlatego rozpoczęto trwającą kilkadziesiąt lat pracę nad Kościołem. Jednym z jej elementów był ruch tzw. księży patriotów.

Andrzej Gwiazda: – Polacy zachwycali się, że mamy katolickiego premiera. Kim był Mazowiecki? Był aktywnym organizatorem ruchu „księży patriotów”. Aktywność jego polegała na tym, że jeździł gazikiem z ubekami, wchodził na plebanię, brał proboszcza pod rękę i wieźli go na zebranie „księży patriotów”. Mazowiecki był zaufanym człowiekiem partii ds. kleru. Prymas Wyszyński nigdy, mimo wielokrotnych starań ze strony Mazowieckiego, nie zamienił z nim nawet dwóch słów.

Gwiazda przytacza rozmowę z pewnym księdzem – wykładowcą seminarium, który starał się o paszport, by wraz z alumnami odbyć pielgrzymkę do jednego z sanktuariów zachodnich. Skierowano go do człowieka, który tym się zajmował– był to Mazowiecki. Paszportów nie udzielono, gdyż na pytanie, co sądzi o uwięzieniu prymasa Wyszyńskiego, odpowiedź okazała się niesatysfakcjonująca.

Tadeusz Mazowiecki (Człowiek Dwudziestolecia „Gazety Wyborczej”) to według Wikipedii potomek polskiej rodziny szlacheckiej herbu Dołęga, biorącej początek od średniowiecznych dziedziców dóbr w Mazowszu. Ponieważ chodziły plotki, że dziadek premiera nazywał się Mazower, a on sam ukrywał się podczas okupacji, zaprzyjaźniony z gen. Kiszczakiem sekretarz episkopatu Dąbrowski dokonał kwerendy w księgach parafialnych i podobno znalazł dowody chrztu wszystkich przodków premiera parę wieków wstecz (aż do Konrada Mazowieckiego?).

Niewiele wiemy o życiu „wczesnego Mazowieckiego”. Wiadomo, że parę miesięcy studiował prawo (stąd pojawiająca się czasem informacja „z wykształcenia prawnik”), znamy jego prasowe ataki na biskupa Kaczmarka. Jako redaktor naczelny wrocławskiego „Tygodnika Katolików” w 1952 r. domagał się rozprawy z opozycją i emigracyjnymi politykami, „by przestali bruździć”. Wówczas działał jako klasyczny utrwalacz „władzy ludowej”, lecz po zakręcie historii w 1956 r. odrzucił dogmatyczny komunizm, stając się demokratą i działaczem koncesjonowanej opozycji katolickiej. I ta droga wyniosła go na szczyt.

12 września 1989 r. Sejm PRL powołał rząd „pierwszego niekomunistycznego premiera”, w skład którego weszło 11 przedstawicieli Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, po 4 ministrów z PZPR i ZSL oraz 3 z SD.

Czyli stało się dokładnie tak, jak opisywał (w 1984 roku!) uciekinier z KGB płk Anatolij Golicyn: Zostanie uformowany rząd koalicyjny, skupiający przedstawicieli partii komunistycznej, reprezentantów reaktywowanej Solidarności oraz Kościoła. W tym rządzie mogłoby się znaleźć również kilku tak zwanych „liberałów”.

Pod koniec życia Mazowiecki widywany był, jak samotnie modlił się w kościele na różańcu. Nie przekazał jednak formacji swoim dzieciom. Wojciech Mazowiecki – szef Superstacji – znany jest z postępowości i niechęci do klerykalizmu, szowinizmu, ksenofobii, homofobii, antysemityzmu, obskurantyzmu itp.

Po linii internacjonalizmu

Lech Wałęsa powiedział kiedyś, że polskie drogi są skomplikowane. Jedna z takich dróg zawiodła również innego doradcę Solidarności – Bronisława Geremka – na sam szczyt.

François Mitterrand sugerował, że właśnie Geremek powinien być prezydentem Polski, bo „tak pięknie mówi po francusku”. Madaleine Albright określiła go jako „skarb prawdziwy”. Sale im. „prof. Bronisława Geremka” istnieją zarówno w polskim sejmie, jak i w parlamencie europejskim (profesor został profesorem w 1989 roku, już po „prześladowaniach” okresu komunistycznego).

Bronisław Geremek musiał być wyjątkowo zdolny, skoro w pierwszej połowie lat 50. otrzymał stypendium do Nowego Jorku. Może karierze zdolnego młodzieńca dopomógł fakt, że już w liceum wstąpił do partii komunistycznej. Później był sekretarzem partii na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego. Z tego okresu zachował się jego „pozytyw” na podaniu o przyjęcie do partii reportażysty-konfabulanta Ryszarda Kapuścińskiego (TW „Vera Cruz”).

Geremek boleśnie odczuł śmierć Stalina. Przemawiając na uroczystości żałobnej, powiedział, że życie dla niego straciło sens i nie wie, co robić. Ktoś z sali mu poradził: „powieś się”.

W 1963 roku Geremek jako naukowiec znający 4 języki europejskie otrzymał atrakcyjną posadę dyrektora Polskiego Ośrodka Kultury w Paryżu. Musiał się cieszyć zaufaniem sowieckich służb, gdyż placówki tego rodzaju zwyczajowo były wykorzystywane jako centrale logistyczne dla agentury. Pojawiały się spekulacje, że jego zadaniem było utrzymywanie łączności z zachodnimi partiami komunistycznymi. Mówiono też, że to on był tym mitycznym il professore, który miał jakieś kontakty z lewakami – przyszłymi terrorystami we Włoszech.

Coś mogło być na rzeczy, bo w Wikipedii jest informacja: Jerzy Urban oskarżył go na konferencji prasowej o współpracę z CIA. Jeszcze bardziej absurdalne były zarzuty o kontakt z terrorystami z Frakcji Czerwonej Armii.

W 1968 roku intelektualista pogniewał się na partię i stał się demokratą (może to partia pogniewała się na towarzysza pochodzenia żydowskiego?). W 1978 roku, mimo wystąpienia z partii, Geremek dostał kolejny raz stypendium do Ameryki.

Warto przytoczyć kilka myśli prof. Geremka z zagranicznych i krajowych wywiadów:

Komunizm? Partia komunistyczna? Te rzeczy już nie istnieją.

Gorbaczowska koncepcja wspólnego europejskiego domu nie powinna być brana za byle jaki slogan – to jest prawdziwa koncepcja.

Populizm i demagogia są największym zagrożeniem dla młodych demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej.

Uczucia narodowe były przez długi czas naturalnym odniesieniem przeciwko władzy, oznacza to, że niebezpieczeństwo istnieje, ale jesteśmy czujni i będziemy umieli stawić mu czoła.

Zjednoczona Europa powinna być też otwarta ku Związkowi Radzieckiemu.

Na zarzuty, że partia o rodowodzie solidarnościowym zawsze głosuje w sejmie jak SLD, Geremek opowiedział: Nieprawdą jest, jakoby Unia Demokratyczna głosowała tak jak komuniści. Natomiast problemem Unii jest fakt, iż komuniści głosują tak jak Unia.

Wielokrotnie zresztą byli towarzysze Kwaśniewski i Geremek wykazali całkowitą zgodność poglądów. Np. bardzo im się nie podobał pomysł dekomunizacji. Postanowili więc wspólnie strzec zasad państwa prawnego. Ostrzegali, że nie dopuszczą do „polowań na czarownice”, a uchwalenie ustaw dekomunizacyjnych zaskarżą do Trybunału Konstytucyjnego i instytucji międzynarodowych. Tak też zrobili, a sędzia Zoll wraz z kolegami podzielił ich stanowisko, „odrzucając w całości” projekty ustaw lustracyjnych.

W wywiadzie dla „Polityki” Geremek mówił: Nie dajmy się porwać nienawiści i głupocie. Polityka dekomunizacji, co potwierdzają także doświadczenia innych państw naszego regionu, powoduje krzywdę ludzką, wzrost fanatyzmu, irracjonalność zachowań politycznych, spiralę zemsty i nienawiści, powstaje więc sytuacja, w której pierwszy lepszy może sięgnąć po władzę. Pod hasłem zwalczania komunistycznej przeszłości może być zniszczone wszystko, co osiągnęliśmy w przebudowie państwa.

Antoni Macierewicz nie zdecydował się na umieszczenie Geremka na swojej liście, gdyż znaleziono tylko jeden dokument o treści: „z czynnej sieci agenturalnej wykreślono w roku 1968” (z esbeckiej teczki Bronisława Geremka zachowały się jedynie okładki).

W 2007 r., będąc europarlamentarzystą, Geremek odmówił złożenia oświadczenia lustracyjnego, informując: Powiedziano, że ustawa lustracyjna ma cel moralny. Nie podzielam tego poglądu. Uważam, że ustawa ta w obecnym kształcie narusza zasady moralne, stwarza zagrożenie dla wolności słowa, dla niezależności mediów, dla autonomii instytucji akademickich. Kreuje swoiste „ministerstwo prawdy”, czy też „policję pamięci”, a obywatela czyni bezbronnym wobec kampanii pomówień, osłabiając ochronę sądową jego praw.

Na pytanie, czy Bronisław Geremek podporządkuje się prawu, nakazującemu mu złożenie oświadczenia lustracyjnego, Władysław Frasyniuk odpowiedział: Niektórym ludziom pewnych pytań się nie zadaje. I do takich ludzi należy profesor Geremek.

Bronisław Wildstein był jednak innego zdania: Informacja o tym, że Bronisław Geremek był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB, odpowiada nam na pytanie, dlaczego tak mało wiemy o naszej najnowszej historii. Dlaczego osoba tak eksponowana, adorowana przez główne środowiska opiniotwórcze w Polsce, wynoszona do rangi koryfeuszy polskiej niepodległości, nie ma nadal biografii? Być może dlatego, że ci, którzy chcieliby ją napisać, obawiają się tego. Środowiska opiniotwórcze oczekują hagiografii, a takiej nie da się napisać.

Profesor Geremek utrzymywał ścisłe kontakty z Georgem Sorosem i był członkiem rady nadzorczej Fundacji Batorego. Nic dziwnego, że w dobie przemiany komuny w postkomunę Geremek dysponował znacznymi zasobami zagranicznych środków płatniczych na cele demokracji. Środkami tymi zasilał różne, bliskie mu ideowo organizacje. Wtedy zwrócił się do przewodniczącego KPN Leszka Moczulskiego z propozycją przekazania zawrotnej w owych czasach sumy 50 tys. dolarów, jednak pod warunkiem pokwitowania 500 tysięcy…

Choć Geremek miał tylko tyle wspólnego z wiarą katolicką, że zwalczał ją jako redaktor ateistycznych „Argumentów”, jego uroczystości pogrzebowe w warszawskiej katedrze celebrowane były z wielką pompą. Płomienna homilia red. Michnika z pewnością zapadła na długo w pamięci wiernych. Czy nie należało jednak przeprowadzić jakichś obrzędów ekspiacyjno-pokutnych, zdekontaminować albo powtórnie konsekrować świątynię?

Wojny doradców

W strajkującej stoczni zjawili się (i zostali zaakceptowani przez stoczniowców jako eksperci) także ludzie kojarzeni ze środowiskami niepodległościowymi. Spotkało się to z niechęcią doradców „różowych” (czy wręcz „czerwonych”) – starano się nie dopuścić ich do strajkujących.

O takich praktykach wspominał prof. Stefan Kurowski: Mazowiecki, który znał mnie osobiście z KIK, zwrócił się do mnie, abym wyszedł z sali. Nie ruszyłem się, więc Mazowiecki wezwał jednego z robotników ze straży strajkowej, aby mnie wyprowadził. Byłem od tego robotnika dużo starszy, a on chyba nieśmiały i grzeczny, więc nie chciał użyć siły. Wtedy Mazowiecki osobiście podszedł do mnie, złapał mnie z lewej strony pod rękę i wydał polecenie temu młodemu człowiekowi, aby mnie wyprowadzić. W ten sposób usunięto nas z sali.

O zabawnym zdarzeniu wspominał Krzysztof Wyszkowski. Otóż Jan Olszewski i Tadeusz Chrzanowski napisali projekt statutu związku i przynieśli go do przepisania na maszynie. Gdy maszynistka na chwilę się odwróciła, ktoś porwał dokument i zniknął w tłumie. Podejrzewano, że zrobił to jeden z konkurencyjnych ekspertów – Wielowieyski (kojarzony z katolicyzmem, ojciec ekstremalnie postępowej dziennikarki). Jednak przez noc Olszewski z Chrzanowskim zdołali odtworzyć dokument i statut został wykorzystany.

Chrzanowski twierdził, że kiedy przybył do Stoczni z mec. Siłą-Nowickim, wśród doradców pojawił się niepokój, gdyż ten legendarny obrońca polityczny był oceniany jako człowiek o „poglądach skrajnych”. Siły-Nowickiego nie dopuszczono do negocjacji i nie udzielono mu głosu.

Tak więc już wtedy zarysował się obecny konflikt polityczny między postępowymi realistami – internacjonałami a konserwatywnymi niepodległościowcami.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Kto doradzał doradcom Solidarności” znajduje się na s. 4 i 5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Kto doradzał doradcom Solidarności?” na s. 4-5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego