W dobie pandemii – głos osoby z „grupy ryzyka” / Danuta Moroz-Namysłowska, „Wielkopolski Kurier WNET” 70/2020

Oj, niełatwo jest zostać szczęśliwym i spełnionym seniorem, na dodatek rozwijającym się… Bo aktywność, kreatywność, witalność są w modzie, a nawet w obowiązku… Stajemy się pożądanym „targetem”.

Danuta Moroz-Namysłowska

W grupie ryzyka

Jestem w grupie ryzyka
od zawsze,
w grupie ryzyka poznawania prawdy
i co gorsza – jej mówienia.

Jestem też w grupie ryzyka życia,
bo zbyt często czułam dosłowność śmierci,
a nawet jej banalność
silniejszą niż kronika wypadków…

Czasy są znów, nie wiem po raz który,
ciekawe
i znów się zanosi na obfite żniwa
dla kuglarzy….

Aktywność ludzka jest zarówno sposobem porozumiewania się człowieka z innymi oraz otaczającym go światem, jak i motorem jego rozwoju na każdym z etapów życia. Jest ona bowiem nakierowana głównie na zaspokojenie jego życiowych potrzeb – zarówno podstawowych (wyżywienie, ubieranie się, dach nad głową) jak i wyższego rzędu (wykształcenie, bezpieczeństwo rozwoju osobowego, duchowego, realizacja twórcza etc.). Socjolodzy z reguły poruszają się w obrębie piramidy Maslowa, porządkującej szczeble drabiny naszych potrzeb. Jednak teoria nie zawsze nadąża za kapryśną praktyką oraz wręcz terrorem poprawności politycznej, wdzierającej się niespodziewanie do wszystkich dziedzin bytu. Ot, choćby do tzw. polityki senioralnej cywilizowanych państw, do których mamy prawo i ambicję należeć.

W związku z coraz wyraźniej dostrzeganymi zmianami w procesie starzenia się społeczeństw w wielu krajach, w tym również w Polsce, wprowadzono np. takie eufemistyczne pojęcie socjologiczne na określenie starości, jak ‘wiek późnej dorosłości’.

Jak przyznają badacze, ten okres nie poddaje się jednoznacznemu zdefiniowaniu, z wyjątkiem pewności, że jest to czas stanowiący kontynuację wcześniejszych etapów rozwoju człowieka. Granice są chwiejne, z możliwym przesunięciem o ok. 3 lat w górę i dół, bowiem proces starzenia się u każdego przebiega indywidualnie. Inne sposoby określania wieku „późnej dorosłości” są bogate: jesień życia, podeszły wiek, czas emerytalny, wiek senioralny, a niekiedy schyłek życia czy sędziwość. Jedno jest pewne: jest to jednak kolejny etap „rozwoju” – mimo, iż stajemy w nim przed różnymi, niespotykanymi dotychczas wyzwaniami i trudnościami. Wymagają one w tym okresie przystosowania i zdolności adaptacyjnych, bowiem nieuchronnie następuje spadek sił witalnych, zmiany fizyczne i psychiczne, a także wycofywanie się z aktywności zawodowej. Na dodatek u wielu seniorów daje się zaobserwować – nieelegancko już określana – tzw. patologia mnoga, czyli zbieg współwystępujących dolegliwości i chorób…

Oj, niełatwo jest zostać szczęśliwym i spełnionym seniorem, na dodatek rozwijającym się… Bo aktywność, kreatywność, witalność są w modzie, a nawet w obowiązku… Stajemy się pożądanym „targetem”, do którego adresuje się szereg nęcących propozycji rozrywkowych, zdrowotnych, rekreacyjnych, słowem – aktywnościowych – po to, abyśmy wypracowywali w sobie wewnętrzną równowagę i oparli swoje relacje ze światem na nowych zasadach. Uczeni (np. E. Erikson, R. Havighurst) opracowali dla nas zadania rozwojowe, których pomyślna realizacja prowadzi do sukcesu i zadowolenia przy podejmowaniu coraz to nowych aktywności, natomiast niepowodzenia czynią jednostkę nieszczęśliwą i zniechęcają do realizacji kolejnych zadań. Z problematyką zadań rozwojowych wiążą się zagadnienia statusu i ról społecznych. Ważne okazują się też nasze postawy wobec własnej starości.

Okazuje się, ze z pomyślnym starzeniem się kojarzą się też subiektywne odczuwanie dobrostanu oraz aktywna adaptacja do nowych ról (niekoniecznie przez nas ulubionych – np. babci czy dziadka, bo wnuki są zafascynowane zupełnie czym innym, a nas zżera tęsknota i pragnienie przytulenia ich i potrzeba czułej i mądrej troski)…

Wcale nie chcemy się rozpychać z naszymi „mądrościami”, przeciwnie – dobrowolnie dajemy młodym fory, np. w dziedzinie elektroniki. Nie chcemy jedynie utracić z nimi kontaktu i więzi…

Niestety, tęczowe trendy wypychają z rodziny nie tylko babcie i dziadków, ale coraz usilniej i częściej – matki czy tradycyjnych, „nienowoczesnych” ojców… Walec postępu w UE jest rozpędzony i bezwzględny, a Polska z konserwatywnym rządem jest zdecydowanie na cenzurowanym i niewiele znaczą rządowe umiejętności ekonomiczne i merytoryczny rozsądek społeczny.

Stara, mądra Europa tonie w oczach w otchłani chaosu i bezduszności efektów polityki multikulti, nikt już w niej nie czuje się szczęśliwy ani pewny jutra, wydaje się, że mimo reguł poprawności, nikt tu nikogo nie szanuje. Ani światopoglądu, ani religii, ani oświeconych mędrców. Nie tylko osoby w okresie „późnej dorosłości” nie czują się dobrze w europejskim wspólnym domu i nie są pewne, o jakie właściwie europejskie wartości teraz chodzi i do jakich się dąży. I jak tu nie czuć się zagubionym, jak nie obawiać się nie tylko o własny dobrostan starzenia się, ale i o przyszłość następnych pokoleń? Czy zatem tylko my, seniorzy w okresie „późnej dorosłości”, jesteśmy w grupie ryzyka?

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „W grupie ryzyka” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „W grupie ryzyka” na s. 3 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jakim wartościom hołdują współczesne społeczeństwa?/ Danuta Moroz-Namysłowska, „Wielkopolski Kurier WNET” 55/2018

W katalogu wartości europejskich brak rodziny, dziedzictwa narodowego oraz religii i patriotyzmu. Tymczasem wszystkie te wartości wymieniają jako własne wszelkie społeczeństwa na całym świecie.

Danuta Moroz-Namysłowska

O jakich wartościach marzymy?

Jubileuszowy rok obchodów 100 rocznicy odzyskania Niepodległej przyniósł wiele zaskoczeń. Wydawałoby się, że wszyscy cieszymy się ze zwycięskiego dla naszej Ojczyzny obrotu spraw w 1918 roku – a jednak nie… Wysyp wręcz oszczerczej, manipulującej publicystyki i „dzieł kultury” każe zastanowić się, w jakim punkcie biegu historii jesteśmy. Bo to, że koniec historii nie nastąpił – jest absolutnie pewne.

Wydaje się, że najczęściej przywoływanym pojęciem, zwłaszcza przez przeciwników wybranych przez Polaków programów, są tzw. wartości europejskie. Ten specjał jest celebrowany na wszelkie sposoby przez tzw. elity, delektują się nim nie tylko „twórcy kultury”, ale i prawnicy przywiązani do konstytucji (choć nie wiadomo do którego artykułu…) – słowem, cały symboliczny „tramwaj różnorodności”, w który opozycja chce zamienić cały ciemny lud tubylczy. I jakoś go ucywilizować, bo przecież aż się dusi ze wstydu przed oświeconą i postępową UE… A ten lud, pamiętny doby PRL-u, w której był „cywilizowany” na upiorną moskiewską modłę – wietrzy teraz podstęp u elit brukselskich, które dają wiarę wciskanym im przez POPSL oszczerstwom i kalumniom, niszczącym bez opamiętania Polskę. Lud przecież pamięta, że i wtedy formatowano „nowego człowieka” (sowieckiego, jak teraz Europejczyka!), „postępowe i demokratyczne wartości”, „wolność, równość i braterstwo”, a nawet „miłość”… I pamięta, że kończyło się to wielokrotnym przelewem krwi, stanem wojennym, a następnie zwyczajnym szwindlem przekształceniowym, którego skutki mamy do dzisiaj…

No dobrze – ale przecież nie tylko Europejczycy mają bezcenne wartości… Pewnie mają je i Amerykanie, i Azjaci, i Afrykańczycy, i Australijczycy… Sprawdźmy zatem, czy istotnie tak jest.

Dla społeczeństwa amerykańskiego na przykład istotne są takie wartości jak wolność, rodzina, indywidualizm, kapitalizm, demokracja, równość, praworządność, patriotyzm, religia i boskie przeznaczenie narodu amerykańskiego (zob. E. Brunn, The Book of American Values and Virtues, Black Dog & Leventhal Publishers, 1996; D. Mank, J. Oakland, Cywilizacja amerykańska, Astrum 1999).

Wartości azjatyckie ukształtowały się pod wpływem myśli filozoficznej, duchowości i kultury buddyzmu, konfucjonizmu oraz taoizmu, a także warunków geograficznych tego regionu świata – są to zatem wartości rodzinne, uznanie dla ciężkiej pracy, wykształcenie, poszanowanie dla autorytetów, przedkładanie dobra społecznego nad indywidualne (zob.: M. Trelniak, Prawa człowieka i wartości azjatyckie).

Wartości afrykańskie preferują świętość rodziny, gościnność, harmonię życia z naturą, poszanowanie religii, pamięć o zmarłych przodkach (zob.: K. Błażyca, Rodzina w Afryce, www//religia i wiara.pl).

Wartości australijskiego wieloetnicznego społeczeństwa to szacunek do tradycji, pracy, godła, narodu, do kobiet i dzieci, rodzina, więź z krajem ojczystym z jednoczesną asymilacją (zob.: J. Smolicz, Podstawowe wartości i zachowanie tożsamości narodowej w wieloetnicznej Australii).

Artykuł 2 Traktatu o Unii Europejskiej wraz ze zmianami z Lizbony wartości europejskie definiuje następująco: poszanowanie godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne państwom członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn. Z kolei art. 3 określa cele, którymi są wspieranie pokoju, wartości ideowych, dobrobytu narodów, ochrona i rozwój dziedzictwa kulturowego Europy. Sądzę, że nawet niezbyt wnikliwy czytelnik dostrzeże pominięcie w katalogu wartości europejskich rodziny, dziedzictwa narodowego oraz religii i patriotyzmu.

A przecież społeczeństwa amerykańskie, australijskie czy azjatyckie nie są zacofane, ksenofobiczne czy nacjonalistyczne, a tym bardziej faszystowskie czy komunistyczne?

A tymi epitetami dominujące, ale rzekomo prześladowane „wolne media” częstują do upadłego Polaków i promują je ze wszystkich sił za granicą, ewidentnie tym opluskwianiem Polski szkodząc jej. Chyba robią to świadomie, a nawet z niejaką satysfakcją, co jest wyjątkowo paskudne.

Jedną z promowanych unijnych wartości jest tzw. tolerancja. Termin rozmyty, ambiwalentny i labilny. Ale bardzo przydatny w przykrywaniu wszelkich niegodziwości, a nawet przestępstw. Jednak, jak się okazało, nie ma ona nawet w tej słabej postaci zastosowania do katolickich duchownych oraz wiernych. Wprost przeciwnie – toczy się z tym „segmentem społecznym” totalna wojna hybrydowa i to na wszystkich frontach: medialnym, kulturalnym, ekonomicznym, politycznym etc. Wprawdzie ulubieniec liberalnych elit promuje się od wielu dziesięcioleci z wizerunkiem Matki Boskiej w klapie – ale jak się okazało, uzyskał on na to przyzwolenie chyba w Moskwie… (Ciągle mam nieśmiałą nadzieję, że Episkopat polski poprosi o nietraktowanie wizerunku Niepokalanej jak butonu lub innego rodzaju identyfikatora. Zwłaszcza gdy właściciel klapy uczynił tyle krzywd).

Młodzi ludzie w korporacjach tracą stanowiska lub w ogóle pracę za skromny krzyżyk lub jakikolwiek akcent religijny. I oczywiście za sympatie propisowskie, czyli za to, że akceptują nowoczesny rozwój gospodarczy i tradycyjne, prawdziwie europejskie wartości. Jakie zatem są teraz w UE tolerancja, demokracja, wolność, równość, poszanowanie godności osoby ludzkiej, państwa prawnego i dziedzictwa Europy, w której od ponad tysiąclecia jesteśmy i w której, czy to się obecnym postępowcom podoba, czy nie – będziemy?!

Jakie jest poszanowanie osoby ludzkiej przez „Gazetę Wyborczą”, która zapytała swoje znakomite grono uczonych i wybitnych specjalistów „Czym jest człowiek”? i żaden z zapytanych na to pytanie się nie obruszył… Jaka jest unijna równość, jeśli profesor Wojciech Sadurski (wydaje się – czołowy autorytet) publikuje w niej „Porywający program Anty-PIS”? (GW 20.11.2018, s. 14), w którym jego najbardziej porywającym punktem jest absolutna konieczność „znalezienia się w jądrze Unii” – bowiem, zdaniem tego bojownika, PiS „zmierza do najgorszych węgierskich wzorców”…

Jak to może być, że będzie „jądro” z panem Sadurskim wewnątrz i jakieś peryferie z pozostałymi, mało wartościowymi… (strach myśleć jak nas w swoim wyobrażeniu pan profesor nazywa…).

Ale mnie chodzi o wartość zwaną równością – jak on wykombinował to „jądro” i te limotrofy/kresy/obrzeża/ – słowem, tę niewydarzoną, nie w jądrze, resztę? Czy ta propozycja nie jest wręcz przestępcza, niemal faszystowska? Czy dlatego Polskę pod rządami prawicy wypycha się wręcz z UE, wmawiając, że chce ona „Polexitu”? Czy rzeczywista równość i demokracja są dla prof. Sadurskiego jakąś niewyobrażalną zgrozą? Oczywiście nie tylko dla niego – dla części aktorów, reżyserów (ideologicznych sług od zawsze), dyrektorów teatrów, galerii, starej generacji prawników i nuworyszowskich szefów korporacji… Wreszcie dla ludzi niestabilnych seksualnie, promujących gender i edukację seksualną niemal niemowląt. Dla intratnego biznesu aborcyjnego, rozrywkowego, pornograficznego…

Swoją drogą – ograniczenie, a nawet wyeliminowanie aborcji jest proste i bezbolesne… Marzy mi się wspaniały, jakże bardzo ludzki, sojusz między kobietą i mężczyzną, zwykłe postanowienie pomocy, oparcia i miłości w trudzie rodzicielstwa. Kobieta sama nie poczyna dziecka – a zakaz aborcji ją niechybnie karnie obciąży za jego złamanie. Dlatego była taka frekwencja na upiornych czarnych marszach – potencjalnych matek, niepewnych lojalności mężczyzn – które de facto walczyły o śmierć dla swoich dzieci… Skoro poczytny chyba tytuł elegancko opakowanego „dzieła” brzmi Miłość. Instrukcja obsługi penisa… Autor/autorka? zapewne nowocześni? do czego sprowadzili miłość? Z odrazy i upokorzenia nie zajrzałam. A może to ironia? Wtedy po stokroć przepraszam.

Nic nie zastąpi ludzi w człowieczeństwie, sumieniu i odpowiedzialności. Może jednak Kościół dobitniej i szczerzej zawoła o przestrzeganie odnośnego przykazania Dekalogu i rzeczywisty szacunek do aktu poczęcia?

Tymczasem inny profesor – Aleksander Nalaskowski, poirytowany lewicowymi i liberalnymi obyczajowymi eksperymentami, pisze otwartym tekstem: „We współczesnym świecie wydaje się obojętne, czy uprawiamy seks z żoną, czy z własnym psem”.

Świadomi swoich celów manipulatorzy z przemysłu medialnego i kulturalnego, rozrywkowego, a nawet naukowego, przyłapani na jawnych żenujących prowokacjach skierowanych do młodzieży, a nawet dzieci, uciekają się do argumentu o „buncie pokoleń”, zazwyczaj „niegroźnym i przejściowym”. Tymczasem, jak pisze znakomity pedagog i członek Narodowej Rady Rozwoju Prezydenta RP, „na naszych oczach dokonuje się coś o wiele szerszego”. I groźniejszego – czyli próba demontażu cywilizacji chrześcijańskiej, będącej podstawą naszego bytu społecznego.

Doświadczona skutkami komunistycznej rewolucji i przetrzebiona Katyniami (a w 2010 Smoleńskiem) polska inteligencja doskonale to wyczuwa w wielu pokrętnych symptomach. „Dzieci-kwiaty lat 60. (kreowane i kontrolowane przez KGB dla rozmiękczania »miłością i pokojem«, a przy okazji narkotykami kapitalizmu na Zachodzie i w USA) promowały musicale w rodzaju Hair i festiwale typu Woodstock i nadal znajdują chętnych do propagowania „make love not war” – bowiem rodzą się nowe pokolenia ufne i czyste sercem. Nieświadome tego, że za tymi wspaniałymi hasłami czai się twarda leninowska strategia: „zabrać im chleb i pracę, i niech rozniosą panujący porządek”… Hipisi rozmiękczyli Europę i Amerykę, a dziś Unią Europejską rządzi pokolenie urodzone w latach sześćdziesiątych. Profesor Nalaskowski proponuje dopisanie do ich nazwisk „Marcuse”, jak w Rosji „otczestwo”.

Podobnie publicysta Grzegorz Górny uważa, że już za pontyfikatu Jana Pawła II wysunięto „six seks” – sześć postulatów dotyczących katolickiej etyki seksualnej (G. Górny, Wojna kulturowa w Kościele katolickim, „Sieci” nr 49/2018, s.70–80) i to w tamtych czasach wytrysnęło źródło skandali pedofilskich w Kościele, a młodzieżowi aktywiści przenieśli swe postępowe i liberalne idee do polityki i działalności publicznej (Bill Clinton, Joschka Fischer).

W Kościele ten efekt jest opóźniony z uwagi na dłuższą drogę awansu – stąd tu liberalna formacja dochodzi do głosu dopiero teraz.

Za najbardziej pilny cel uznaje ona „sprzątanie po Janie Pawle II”, w czym mają ambicję być prymusami kardynałowie niemieccy Reinhard Marx i Walter Kasper. Nie uchodzi więc powoływać się na encykliki JP II, jego teologia ciała została zapoznana, a seksualność zupełnie odarta z duchowości i głębi człowieczeństwa.

A w Polsce mieliśmy obsceniczne spektakle teatralne, film Kler i świeżutką, zainspirowaną nim cegłę Nic co ludzkie, wydaną przez Agorę SA. Z gadzią głową w pastorale. Kultura sekularna bez najmniejszych skrupułów ranienia uczuć katolików brutalnie rywalizuje z chrześcijaństwem i wyraźnie ma zakusy przybrania wierzenia religijnego. Stąd jej pośpieszne agitki są uznawane za kultowe… Tworzona jest płynna religijność w płynnej rzeczywistości, a punktem dojścia tego kolejnego idiotycznego eksperymentu ma być, zdaniem Grzegorza Górnego, jakiś postkatolicki postKościół.

Czy także postEuropa postwartości? Oby nie! I tego życzę Wszystkim, także pogubionym postępowcom, w nowym, 2019 roku!

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „O jakich wartościach marzymy?”, znajduje się na s. 2 i 3 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

 

Armagedon intelektualny – czy już nastąpił?/ Danuta Moroz-Namysłowska, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 51/2018

Czy zbliża się rewolucja ogłaszająca śmierć książek i autorów, a jej żerem będzie kolejna dewastacja wszystkiego? Łatwa, prosta i przyjemna, nie wymagająca poznania, dociekań, szacunku do dorobku…

Danuta Moroz-Namysłowska

Armagedon intelektualny?

Pojęcie ‘limotrofy’ (‘limitrofy’? nie natychmiast pojawia się w wyszukiwarce, a kiedy już, to trzeba się naczytać (zachęcam!)… We mnie ono, chyba nie bez racji, wzbudziło podejrzliwość – podobnie jak nie znoszę dyskryminującego pojęcia ‘Kresów’…Kto i kiedy ustanowił ważne centrum i poślednie kresy? I czego – wreszcie – są limotrofy i czego kresy?

Jak się okazuje, filozofowie i geopolitycy wespół w zespół od dawna mieszają i mącą w „narodowych kadziach”, układają potencjalne opcje i scenariusze przyszłych wydarzeń i zmian geopolitycznych, o nic nikogo nie pytając – bo i po co? Przecież przyzwyczailiśmy ich do naszych rąk w nocnikach nie raz – po dziesięcioleciach dopiero dowiadując się, w którą stronę nas prowadzono i ku czemu. W postkomunie i liberalnej „cieciej” RP posłusznie nie robiliśmy polityki, budując rzekomo mosty (gdzie one są?), patrzyliśmy w przyszłość (wypatrzyliśmy tylko Tuska na unijnej intracie), szanowaliśmy „autorytety”, które z własnej ręki legły w gruzach…

Mamy trening. Dlaczego zatem np. Frank Furedi zastanawia się – podobnie jak ja, wiecznie pogubiona na ścieżkach mądrości – „gdzie się podziali wszyscy intelektualiści”? W końcu to profesor socjologii Uniwersytetu Kent w Wielkiej Brytanii. Jeśli „się podziali” – to znaczy, że ich nie ma? „Wszystkich”? To aż tak tragicznie rzeczy się mają?

Chyba niewesoło – skoro autor cytowane pytanie uczynił tytułem jednej ze swoich książek, którą w 2014 roku przełożono na język polski. Już wstęp jest „wyprawą do kraju filistrów” – a zatem prowokowaniem awantury, której się, oczywiście, doczekał. Filister bowiem – to według Oxford Dictionary „człowiek o wąskich horyzontach, zainteresowany wyłącznie sprawami materialnymi i przyziemnymi” (Oxford 1965, s.148). Autora zaatakowano za sformułowanie „choćby jedna książka”, której przeczytania nie wymaga się obecnie w uniwersyteckich programach kształcenia studentów.

Obecnie „książka to tylko jedno z wielu źródeł wiedzy, które z łatwością można uznać za nieistotne lub marginalne – zaś żądzę wiedzy i dążenie do doskonałości i prawdy przedstawia się dziś jako coś niestosownego i dziwacznego, jako rodzaj folgowania własnym zachciankom” (F. Furedi, Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?, Warszawa 2014, s. 8).

Sam brytyjski minister edukacji kształcenie się dla samego zdobywania wiedzy uznał za „trochę nieuczciwe” oraz „średniowieczny przesąd”. Według Furediego jest to obecnie istota globalnego „filisterskiego etosu, który kształtuje dzisiejszą politykę edukacyjna i kulturalną” (s. 9).

Jak stwierdza, taki stan rzeczy nie jest współczesnym wynalazkiem, bowiem Goethe, Nietsche, Marks i wielu innych doskonale orientowali się w prawach wpływu rynku na rozwój kultury i sztuki – co gorsza, filisterstwo już dawno ulegało instytucjonalizacji na najwyższych szczeblach władzy wśród zarządców wyższych uczelni, muzeów, galerii… Treść życia kulturalnego i umysłowego stawała się bez znaczenia, liczyło się jedynie to, czy kulturę i naukę da się wykorzystać do celów zupełnie im obcych!

Współcześnie ideę „wspólnoty uczonych poszukujących prawdy” powszechnie i niemal oficjalnie traktuje się z pogardą, do możliwości jej odkrycia odnosi się sceptycznie i lokuje ją w dziedzinie fikcji – a nie jako cel intelektualnych zmagań – pisze Furedi (s. 39). Moja refleksja: czy może w takich realiach dziwić dobre samopoczucie sprawców Smoleńska?

Wszechobecny jest relatywizm – pogląd, zgodnie z którym prawda i moralność nie są absolutne, lecz zależne od tego, jaka grupa czy autorytet za nimi stoją. Odkąd prawdę można podawać w różnych ujęciach i z wielu stron, straciła ona kluczową rolę w kulturalnym życiu społeczności. Degradacja roli prawdy wpłynęła z kolei na sztukę, na uniwersytetach zakwestionowały ją teoria krytyczna i poststrukturalizm. Według Rona Barnetha oznacza to „epistomologiczne podkopanie fundamentów wyższej edukacji (R. Barneth, The Idea of Higher Education, Bukingham 1990, s. X). Odkąd wiedzę zaczęto pojmować jako władzę i dostosowywać ją do wymagań ekonomii, a rządy – traktować ją jako broń o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa narodowego – stała się ona produktem o znaczeniu strategicznym bądź zbanalizowanym i lekkostrawnym na użytek masowy.

Wiedza w ten sposób straciła związek z intelektualnym gruntem, z którego wyrastała, i coraz bardziej staje się wytworem procesu technicznego, a nie pracy umysłowej. Stąd postmodernista Jean Francois Lyotard mógł ogłosić „podzwonne dla Profesora”, gdyż jego zdaniem nie jest on bardziej kompetentny od zasobów komputera.

Czy zatem zbliża się rewolucja ogłaszająca śmierć książek, śmierć autorów i jedynym jej żerem będzie kolejna dewastacja wszystkiego – religii, tradycji, historii, literatury, filozofii, jako „stereotypów”, „przesądów”, „ciemnogrodu” etc.? Łatwa, prosta i przyjemna, nie wymagająca poznania, dociekań, badań, szacunku do dorobku…

Po co kształcić się, przemęczać, wchodzić w merytoryczne dyskusje i spory? Wystarczy krzewić k u l t „zwyczajności”, „zwykłości”, minimalizmu, uprawiać socjologię równania w dół, tworzyć programy „reality show”, w których artyści, niczym kelnerzy, dostarczają menu konsumentom lub, jak lekarze, świadczą usługi pacjentom-widzom. Traktowanie ludzi jak chorych lub dzieci o małym rozumku, pouczanie ich nieustannie, zawstydzanie lub poklepywanie, oświecanie ściemniając, negocjowanie standardów, ustawiczny konformizm, dążenie do najmniejszego wspólnego mianownika, włączanie uprzednio wykluczonych przez pogardzanie nimi, stwarzanie pozorów partycypacji – to notoryczne praktyki współczesnych inteligentów i elit politycznych i kulturalnych.

Jednak elektorat (instrument jednorazowego wyborczego użytku) nie jest taki głupi, jak sądzą o nim „elity” i ich media. Zmęczony i zniesmaczony nieuczciwą grą z nim, odmawia coraz częściej obecności przy urnach wyborczych. Jest to praktyka powszechna. W polskich realiach w 2015 roku nastąpił wyraźny przełom – Polacy zagłosowali na „oszołomów”. „Elity” nie potrafią do dziś niczego zrozumieć i z niczym się pogodzić. Uparte dążenie Prawa i Sprawiedliwości do jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji z tzw. totalną opozycją spełza na niczym.

„Nie, bo nie” i „żeby było tak jak było” stało się niemal standardem, co jak sądzę, wynika z dwóch powodów: 1 – aintelektualnej pogardy dla elektoratu PiS (Katoli, Roboli i Kiboli) i nachalnego, bezkrytycznego trzymania się mniemania „to my jesteśmy elitą” 2 – niechęci do składania programowych obietnic, które wypadałoby dotrzymać – a tego nie zamierzali i nie zamierzają.

Z omówionej, z konieczności w skrócie, książki brytyjskiego socjologa (i tu uwaga!: O ŚWIATOPOGLĄDZIE LEWICOWYM!) wynika powszechność intelektualnej niemocy poznawczej. W USA np. funkcjonują pogardliwe pojęcia ‘pebbledach people’ (małżeństwa w wieku 35–50 lat, pracownicy korporacji, mieszkający w bliźniakach z elewacjami z tynku kamyczkowego, ang. peebledach), ‘worcester woman’ (kobieta z prowincji), ‘valley girl’ (kobieta nadmiernie skupiona swoim wyglądzie) czy ‘salat dodger’ (osoba z nadwagą)… Jednocześnie całe zaangażowanie inżynierii społecznej ma na celu jedno – za wszelką cenę utrzymanie kontaktu z ludźmi pogardzanymi, w celu manipulowania nimi dla swoich korzyści. Rzecz w tym, że na nic są wszystkie sztuczki pijarowe, całe instrumentarium public relations, łącznie z natrętną wszędobylską reklamą – ludzie odsuwają się, wyczuwając nieautentyczność, hipokryzję, fałsz, wyłapują kłamstwa, tropią fake newsy w mediach społecznościowych. Zapaść semantyczna i przekształcanie pojęć nadal są niebezpieczne – jednak należy mieć nadzieję, że zdrowy rozsądek i bezinteresowny gen poznawania prawdy nie dadzą się zabić.

Swoją drogą – lemingi koniecznie powinny tę książkę przeczytać, by zastanowić się, czy ich osławiona już „wrażliwość” nie spowodowała opisywanego w niej Armagedonu intelektualnego…

A limotrofy i kresy? Wspierajmy je nadal, być może to one są ocalającym centrum?

 

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Armagedon intelektualny?” znajduje się na s. 8 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Armagedon intelektualny?” na s. 8 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polityka „Polityki” z okazji stulecia niepodległości / Danuta Moroz-Namysłowska, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 50/2018

Proszę o poddanie dzieła pt. „100 pytań na 100 lat historii Polski (1918–2018). POLITYKA” ocenie zespołu historyków, pewnie mniej „wybitnych” od udzielających odpowiedzi „Polityce” – za to rzetelnych.

Danuta Moroz-Namysłowska

Szkodnik zwany pomocnikiem

Mam przekonanie i pewność, że trwa w Polsce brutalna bitwa o polską historię, w której prawda i przyzwoitość są nadal – jeśli nie w podziemiu, to w suterenie. W Empikach i na regałach prasowych w galeriach i sklepach są w większości eksponowane lewicowe tygodniki, miesięczniki i codzienne gazety niepolskich wydawców. Co w nich można znaleźć w ostatnich dniach?

Zawiesiłam oczy na chwytających na wędkę intelektualną „Pomocnikach Historycznych” „Polityki”. Jak to ładnie brzmi: POMOCNIK… Czujesz się zaopiekowany/a, wsparty/a – na dodatek wiedzą historyczną w pigułce niemal, bo akurat wydawca zrobił czytelnikom „prezent” w roku 100-lecia Niepodległej… Jaki gest patriotyczny, jaka zapobiegliwość i troska o młodego czytelnika – prawdopodobnie w intencji uzupełnienia „wiedzy” nie tylko młodzieży, ale i nauczycieli-historyków… Tak interpretuję target, do którego adresowany jest „pomocnik”. Zwolennicy/czki pana Broniarza w szkołach (a ci się okopali jak pani prezes SN i przyspawali do stołków i krzeseł) na pewno nie zechcą tracić czasu i nerwów na zmianę interpretacji historii od dawna przecież ustalonej i zalecą młodzieży licealnej skorzystanie z tego „kompendium”.

Dlatego, jeśli nikt w MEN nie zasygnalizuje pani minister Annie Zalewskiej konieczności osobistego zapoznania się z dziełem pt. „100 pytań na 100 lat historii Polski (1918–2018). POLITYKA”, niniejszym proszę o poddanie go ocenie zespołu historyków, pewnie mniej „wybitnych” od udzielających odpowiedzi „Polityce” – za to rzetelnych. I aby nie przemilczano bałamutności, intencjonalności i antypolskiego, przemyślnego jego ukierunkowania.

Krótko – to bezwzględna kontynuacja ćwiczonej przez dziesięciolecia na Polakach „pedagogiki wstydu” i „pedagogiki winy” za cudze wyczyny – jak ujął to premier Mateusz Morawiecki. To w wielu wypadkach po prostu potwarz, rzucona Polakom w twarze w roku święta 100-lecia Niepodległej, wywalczonej rzekami krwi i nieznanych dotychczas tzw. „wolnemu” światu ofiar polskiego Narodu.

Już tzw. wstępniak, zatytułowany Wbrew bajkopisarzom, redaktorów Jerzego Baczyńskiego (naczelny), Leszka Będkowskiego („Pomocników Historycznych”) i Jolanty Zarembiny (wydania) powala merytorycznością i elegancją oraz szacunkiem do ewentualnych adwersarzy. To zbiorowe „wybitne dzieło” z odwagą, swadą i bezkompromisowością (jak zwykle) zamierza bowiem stawić czoła bajkom i mitom polskiej historii. Jako instrument, narzędzie i oręż bojowy służy odpowiedni dobór pytań podzielony na cztery działy polskiego biegu ostatniego stulecia: II RP, II wojna światowa, PRL, transformacja i III RP.

Na 106 stronach ogarnęli i wytłumaczyli wszystko – zuchy! Przywykli przecież liczyć na niedociekliwego albo spolegliwego czytelnika – ale teraz pojawili się „bajkopisarze”, „mitologizujący” jakichś „bohaterów” – zatem czujni „uczeni” nadal są na posterunku. Polakom trzeba ponownie dać do myślenia: „Czy Piłsudski to bohater czy dyktator? Czy Bitwa Warszawska  r z e c z y w i ś c i e  była jedną z największych w dziejach? Czy Polska oszukała Ukrainę? Czy Bereza Kartuska była polskim obozem koncentracyjnym? Czy Polska, zajmując Zaolzie, była pierwszym sojusznikiem Hitlera? Czy kolaboracja z okupantem to zjawisko w Polsce nieznane?

Czy Polacy współuczestniczyli w Holocauście? Czy Polacy pomagali powstańcom w getcie? Czy decyzja o wybuchu powstania warszawskiego była słuszna? Czy bitwa o Monte Cassino była potrzebna? Czy Polskie Państwo Podziemne to  r z e c z y w i ś c i e  fenomen w Europie? Kto jest winny zbrodni w Jedwabnem?”… etc., etc.… Prawda, że piękny dobór pytań (gotowych „zagadnień” na egzamin z historii?) i konieczna przecież, naukowa obiektywizacja bez cienia sugestii?

A najpiękniej jest w dziale IV – np.: „Czy zmiany 1989 roku to zasługa społeczeństwa polskiego, czy Michaiła Gorbaczowa? Czy swoją postawą w 1989–90 Wojciech Jaruzelski  o d k u p i ł  swoje winy? Czy dziś trzeba rozliczać za komunistyczną przeszłość: obcinać emerytury, odbierać stopnie wojskowe? Czy należy dekomunizować – burzyć pomniki, zmieniać nazwy ulic,  w y s a d z i ć  Pałac Kultury? Czy Polsce należą się reparacje wojenne? Czy RP powinna  r e a g o w a ć  na wypowiedzi o „Polish death camps”? Czy Polska leży dzisiaj bliżej Wschodu czy Zachodu? Kto powinien decydować o kształcie muzeów i wystaw historycznych?” – etc, etc. Na te „kluczowe” pytania oczywiście odpowiadają „wybitni” historycy – sądzę, że z autopsji wiedzący, co to Wschód, a co Zachód w polskich losach. Zdają sobie oni sprawę, że to są „sprawy niewątpliwie bolesne, dotykające niejednej rany” – ale wierzą, „że bez ich  o c z y s z c z e n i a (wszystkie rozstrzelenia w tekście – moje, DMN) one nigdy się nie zabliźnią”.

Ci wybitni „czyściciele”, odznaczający się należytą „empatią i troską”, to m.in.: Włodzimierz Borodziej, Tomasz Nałęcz, Wiesław Władyka, Jan Grabowski, Paweł Machcewicz, Paweł Śpiewak …A z ich wnikliwych „badań” (bo w oparciu o nie powinno się opowiadać historię!) wyłaniają się konkluzje w rodzaju: „Piłsudski nie był kimś wyjątkowym, bo przecież dyktatorzy w XX w. to grono zróżnicowane pod względem charakterologicznym (…) interesowała go bardziej historia wojen napoleońskich niż portu w Gdyni” (A. Chojnowski, s. 17); z kolei „Bereza była polskim obozem koncentracyjnym” (T. Nałęcz, s. 20), „II RP była macochą dla mniejszości narodowych, zaś polonizacja (Białorusinów) lub emigracja (Żydów) może stanowić ostateczne rozwiązanie spraw narodowych Polski Odrodzonej” (W. Mędrzecki, s. 23).

W odpowiedzi na pytanie czy II RP była krajem antysemickim, „wybitny” wg „Polityki” historyk Sz. Rudnicki odpowiada słowami ówczesnego PPS-owca, Zygmunta Żuławskiego: „Przecież to straszne żyć w warunkach, w których ustawodawstwo gwarantuje jednakowe prawa (…) i  c z u ć, ze jest się „tolerowanym”, jak z łaski, że jest się traktowanym jak zapowietrzony, odosobniony od społeczeństwa, jak trędowaty – dlatego tylko, że urodziłem się Żydem” (s. 24). Chwileczkę – czy nie brzmi to znajomo i współcześnie? W tej okropnej II RP było chyba jak w Polsce „zawłaszczonej przez PiS”, w której czują się „strasznie” tzw. elity: Agnieszka Holland, Stuhrowie, Janda, Poniedziałek, Środa, „nadzwyczajna kasta” sędziów – właściwie pojąć nie sposób, dlaczego? Czy nadal nie potrafią zrezygnować ze swojego nieuzasadnienie pogardliwego prostactwa serwowanego pod maską „kultury”?

Niepojęte, dlaczego tak bardzo nienawidzą II RP. Czy dla nich mogłyby bez problemu trwać zabory, bez „nudnej” polskiej martyrologii, „bohaterszczyzny” powstań i bez entuzjazmu, jak nazwano „radość z odzyskanego śmietnika” – Niepodległej 1918?

„Pomocnik” „Polityki” nikomu chyba nie pomaga w odpowiedzi na to pytanie, bowiem dowiadujemy się, że „najwięcej dla Polski osiągnął prezydent Aleksander Kwaśniewski, piastujący swój urząd przez dwie kadencje. Śp. prezydent prof. Lech Kaczyński został zrównany z… Bronisławem Komorowskim, zaś prezydent Andrzej Duda „kilkakrotnie już naruszył konstytucję” (T. Nałęcz, s. 95).

W pewnym sensie interesujące są spostrzeżenia socjologiczne w rodzaju, że „polski charakter wyrasta z włościańskiego pnia pokrytego szlacheckim mchem” (A Leder, s. 102) oraz geograficzno-psychologiczne, że „dzisiejszy pasażer ze Wschodu na Zachód lub z Zachodu na Wschód jeszcze nie pomyliłby Warszawy z Moskwą. Jednak Polska i kilka innych państw Europy rozpoczęły podróż, którą Erich Fromm przed blisko 80 laty określił jako ucieczkę od wolności” (A.D. Rotfeld, s. 106 – końcowa!)

To… ostatnie zdanie 100 lewicowych upartych  b a j e k  z mchu i paproci.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Szkodnik zwany pomocnikiem” znajduje się na s. 4 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Szkodnik zwany pomocnikiem” na s. 4 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

VIII edycja Kongresu Polska Wielki Projekt. Rok po roku dołączają do niego stowarzyszenia i wybitni intelektualiści

Pamiętam pierwszy Kongres Polska Wielki Projekt w 2010 roku: skromny i jakby nieśmiały, w klimacie pewnego siebie uchachania rządzących platformersów i ludowców, i w opozycyjnej traumie posmoleńskiej.

Danuta Moroz-Namysłowska

Wydarzeniami sobotniego dnia były dwa wykłady: laureata Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, prof. Thomasa Johna Sargenta, oraz niemieckiego filozofa, prof. Petera Sloterdijka, a także wręczenie Nagrody im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, która przypadła w tym roku Antoniemu Liberze.

Nie sposób w tym szkicu przekazać bogactwa myśli tych wybitnych osobistości – warto może jedynie zaznaczyć, że wszystkie wypowiedzi były próbą znalezienia klucza ekonomicznego lub filozoficznego do niejednoznaczności tytułowych WARTOŚCI, jak i równowagi między wolnym rynkiem a planowaniem. (…)

Stosowne i wyczerpujące informacje o Kongresie zainteresowani znajdą bez trudu w internecie. Tu kilka wrażeń z sali i kuluarów.

Wśród „pospólstwa”, bodaj w 17. rzędzie dostrzegłam państwa Katarzynę i Andrzeja Zybertowiczów. Profesor jest doradcą Prezydenta i mógłby vip-ować w pierwszych rzędach, a jednak sympatyczne to wejście w tło… Podobnie państwo Gwiazdowie, siwe gołąbki, zawsze czuwające nad losami Ojczyzny, nie zabierali głosu, ale pilnie śledzili propozycje książkowe i słuchali wszystkich prelegentów…

Zagadnięty na inną okoliczność redaktor naczelny „Sieci” Jacek Karnowski udzielił optymistycznej odpowiedzi „Nie zmogą!” na dodatkowe pytanie: „Czy totalna zmoże dobrą zmianę?” I tego się trzymam.

Czujność reporterska funkcjonowała i funkcjonuje w głównym nurcie, z europejska zwanym mainstreamem od poczęcia… (…) ale niczego, oprócz własnych aranżacji, nie pokazują. Mają zasady. I standardy. Niereporterskie, niestety. Nic dziwnego, że nie tylko tzw. lemingom nazwa ambitnego przedsięwzięcia intelektualnego i gospodarczego nie zdążyła na trwałe zająć uwagi, a tym bardziej wejść do kalendarza wydarzeń.

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Okruszki z Kongresu” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Okruszki z Kongresu” na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

 

Co to znaczy Matka Polka? Czy nowoczesność i postęp może ofiarować dzisiejszej Matce Polce coś nowego?

W Akcie konfederacji dam polskich oburzone na zniewieściałość i zaprzaństwo panie zapowiedziały odmowę „najyntymniejszych umizgów i zalotów”, jeśli panowie nie ruszą do boju za wiarę i wolność

Danuta Moroz-Namysłowska

W 1830 roku Adam Mickiewicz w wierszu Do Matki Polki zalecił następującą formację syna:

Wcześniej mu ręce okręcaj łańcuchem,
Do taczkowego każ zaprzęgać woza,
By przed katowskim nie zbladnął obuchem
Ani się spłonił na widok powroza.
Wyzwanie przyszłe mu szpieg nieznajomy
Walkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny,
A placem boju będzie dół kryjomy,
A wyrok o nim wyda wróg potężny…

I wydano ten wyrok wiele razy, a bohaterowie z dołów Katynia i lodowatych czeluści Sybiru na nieludzkiej ziemi do dziś wołają o pamięć i zmartwychwstanie. Niedawno dołączyli do nich ci znad Smoleńska, a polska Matka polskiego Prezydenta, złożona ciężką chorobą, bez skargi stawiła czoła narodowej tragedii. I wraz z Nią pozostałe Matki, Siostry i Rodziny.

Wielkopolska zna dzielność i ofiarność kobiet z rodów Mycielskich, Chłapowskich, Węgorzewskich i wielu innych, które wychowywały swoich synów w etosie patriotyzmu. Jak pisze profesor Jacek Kowalski, w Akcie konfederacji dam polskich oburzone na zniewieściałość i zaprzaństwo panie zapowiedziały odmowę „najyntymniejszych umizgów i zalotów”, jeśli panowie nie ruszą do boju za wiarę i wolność (J. Kowalski, Czy Matka Polka istniała?, „Polonia Christiana”, marzec–kwiecień 2018, s. 75). (…)

Po roku 1863, gdy synowie i mężowie szli na Sybir czy na szafot, ich miejsce i obowiązki przejmowały niewiasty. Nasi wrogowie byli niepomiernie zaskoczeni, że „kobieta polska jest wiecznym, nieubłaganym spiskowcem”.

Warto zaznaczyć, że polskie kobiety europejski feminizm dostosowały na początku XX wieku do potrzeb narodowych: walczyły o wykształcenie, konspirowały, zakładały ośrodki pomocy i zgromadzenia zakonne – bezbożnictwo było tu zupełnym marginesem. Najpełniej ideał Matki Polki wszedł pod strzechy w przededniu 1918 roku. Akcje charytatywne, opieka pielęgniarska, ale i postawy obronne – według pieśni to kobiety i dzieci broniły Lwowa.

Marszałek Józef Piłsudski jednym dekretem w Niepodległej dał Polkom prawa wyborcze – wiele Europejek otrzymało je znacznie później.

A kim dla dzisiejszych feministek jest Matka Polka? Według niejakiej Kazimiery Szczuki to „monstrum o cechach wampirycznych i demonicznych”, składające swe dzieci jako ofiary na ołtarzu Ojczyzny… Zamiast je po prostu wyabortować?

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Do Matek Polek” znajduje się na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Do Matek Polek” na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

„Niezwyciężona indywidualność narodu”. Tezy odczytu wygłoszonego przez Kazimierę Iłłakowiczównę w Lidze Narodów

Nieprzyjaciele Polski „przez 150 lat twardej niewoli wytworzyli w narodzie polskim orzeźwiającą atmosferę wysiłku i napięcia, zatem trudno orzec, czy zrobili nam więcej złego, czy dobrego”.

Danuta Moroz-Namysłowska

„Przybywam z kraju, który dopiero 14 lat temu wydarł się z rąk wrogów. Ileż to razy od dnia zmartwychwstania zdarzyło mi się rekapitulować w pamięci epokę niewoli i rozglądać się a rozglądać po granicach, tych liniach imaginacyjnych, które powstrzymują niejako wokoło nas sąsiadów naszych, Rosjan od prawej, Niemców od lewej strony. Związani konwencjami i traktatami, oto stoją nieruchomo, jak fale Morza Czerwonego, gdy na rozkaz Boży rozstąpiły się przed uchodzącym z niewoli Izraelem” – mówiła Kazimiera Iłłakowiczówna w Genewie na Forum Ligi Narodów. Wielka polska poetka i mąż stanu, sekretarka osobista Marszałka Józefa Piłsudskiego, wspominała zaborczy czas, kiedy Niemcy w tej części Polski, którą zagarnęli, uchwalili prawo wywłaszczenia, zmuszając Polaków do wyprzedawania ziemi wbrew ich woli, a Rosjanie ze swej strony zakazali bezwzględnie Polakom zakupu ziemi.

Zdjęcie poetki z 1928 roku. Fot. nieznanego autora, Wikipedia

„Te rzekome prawa, wypierające Polaków z ich prastarych siedzib, były symptomem najstraszliwszego bezprawia i przemocy.” Nie szczędząc mocnych słów, Iłłakowiczówna próbowała dotrzeć do ówczesnych elit Europy i świata. Jako chrześcijanka zadała pytanie: „Jak to się dzieje, że naszych nieprzyjaciół uznaliśmy jako naprawdę godnych miłości?” Odpowiadając na to pytanie, Iłłakowiczówna wywiodła, że nieprzyjaciele Polski godni są miłości dlatego, że „przez 150 lat twardej niewoli wytworzyli w narodzie polskim orzeźwiającą atmosferę wysiłku i napięcia, zatem trudno orzec, czy zrobili nam więcej złego, czy dobrego”.

Autorka odczytu za niezwykłą, niezwyciężoną wręcz siłę uznała indywidualność narodu, czyli „to, co było, co jest, co trwa, co czyni z nas żywe płomię, tę siłę, która buduje poprzed siebie, poprzez siebie, w przyszłość”. Ta siła, zdaniem Iłłakowiczówny, w okresie zaborów wzmagała się i rosła, a „w dniu zmartwychwstania rozwinęła się w niepodległość”. Niewola nauczyła Polaków cech, których na wolności nie doceniali – cierpliwości, współdziałania i pracy z żelazną konsekwencją, „bez dystrakcji, bez roztargnienia, braku uwagi. Język polski zakazany, polska książka zabroniona, żadnych zewnętrznych oznak polskości – zatem wyrobiono w Polakach pamięć, by to wszystko w umysłach i sercach zachować. Naród, który przeszedł takie ćwiczenia pamięciowe, już nigdy nie odda swojej wolności…”

A jednak po niespełna sześciu latach u granic z takim trudem i wyrzeczeniem odzyskanej NIEPODLEGŁEJ stanęli ci sami, zaprzysięgli wrogowie Polski i rozpętali nieznany w nowożytnych dziejach Armagedon. A następnie półwiekową okupację.

Czy nie jest paradoksem, że dziś, w 100-lecie odzyskania niepodległości Ojczyzny, słowa Kazimiery Iłłakowiczówny odczytać należy jak memento? Czy nie stoimy dziś w obliczu kolejnej, hybrydowej walki o naszą niepodległość i przed absolutną koniecznością odświeżenia nowym pokoleniom tego bezcennego spoiwa narodowego – pamięci polskich serc i umysłów, tej pamięci nieskażonej żadnym fałszem historycznym?

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Niezwyciężona indywidualność narodu” znajduje się na s. 8 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Niezwyciężona indywidualność narodu” na s. 8 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Moje marzenia na Nowy Rok: Chciałabym, by Poznań odzyskał należne mu miejsce na mapie Polski i Europy

Chciałabym, by wreszcie stanął na swoim miejscu Pomnik Wdzięczności i abyśmy już nigdy nie stanęli na krawędzi jej utraty ani w lęku przed roztopieniem się w bezkształtnym tyglu pseudonowoczesności.

Danuta Moroz-Namysłowska

Poznań – królewskie miasto Wielkiej Polski, na obszarze której już ponad 1050 lat temu decydowały się losy chrystianizującej się Europy. Byliśmy już wówczas, mówiąc współczesnym językiem w centrum wydarzeń. To dzięki Świętosławie, córce Mieszka I i Dobrawy, siostrze Bolesława Chrobrego, krew piastowska popłynęła do europejskich dynastii. Najsłynniejszym z jej potomków jest twórca skandynawskiego i angielskiego imperium, Knut Wielki.

Tę królową i matkę królów, której dzieje wplatają się w dzieje Polski, Danii, Szwecji, Norwegii i Anglii, utrwaliły islandzkie sagi jako Sigridę Storradę – dumną władczynię, której decyzje były znaczące dla ówczesnej Europy. W tradycji duńskiej pojawia się jako Gunhilda. A w polskiej? Kto o niej do niedawna słyszał i co wiedział? I dlaczego nie? Nie sądzę, by ktoś znał na to trafną odpowiedź. (…)

Gdyby nie pojawienie niemal szekspirowskiego formatu polskiej pisarki Elżbiety Cherezińskiej, współczesna polska powieść historyczna leżałaby odłogiem. I to wydarzenie, poprzedzające oczywiście opiniowany rok 2017, dla mnie osobiście uważam za najważniejsze. Bo ja dopiero w 2017 roku wczytuję się w jej dzieła i obdarzam nimi rodzinę i przyjaciół. Obawiam się, że nie starczy mi życia, by poznać ogrom jej literackiego dorobku – bowiem jest to autorka młoda i w sile talentu.

Cherezińska w sposób fantastyczny wprowadza i Polskę, i jej historię, i literaturę do Europy – tej prawdziwej Europy, z tradycjami godnymi poznawania, naśladowania lub korygowania. Bo przecież nasz kulturotwórczy kontynent nie może poprzestać na popkulturowych Disneylandach, Szrekach, myszkach Miki, kaczorach Donaldach etc…

Chciałabym, by Poznań odzyskał należne mu miejsce na mapie Polski i Europy. By wreszcie stanął na swoim miejscu Pomnik Wdzięczności za odzyskaną w 1918 roku niepodległość Ojczyzny i obyśmy już nigdy nie stanęli ani na krawędzi jej utraty, ani w lęku przed roztopieniem się w bezkształtnym tyglu pseudonowoczesności. Chrońmy dorobek tysiącleci i pieczołowicie go pomnażajmy.

Cały felieton Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Moje marzenia na Nowy Rok” znajduje się na s. 3 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Moje marzenia na Nowy Rok” na s. 3 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Jesteśmy w 100% Amerykanami i w 100% Polakami. Niezwykła, utalentowana, sympatyczna polsko-amerykańska rodzina Yoderów

Nie sposób przekazać pełni wrażeń doznawanych w kontakcie z tą wspaniałą, muzykalną rodziną. Niestety w Polsce, poza Poznaniem, nieznaną, a zasługującą co najmniej na prezentację w polskiej telewizji.

Danuta Moroz-Namysłowska

Rodzice Douglasa przybyli do Ameryki ze Szwajcarii. Męskie szlify zdobywał on na farmie, która uczy szanować podstawowe wartości i kształtuje charakter. Jako student Oxfordu Douglas przyjechał na praktykę do Polski na Katolicki Uniwersytet Lubelski w 1988 roku. W niespokojnych realiach politycznych obserwował kraj i naród, który usiłował wydostać się z komunistycznych oków, podziwiał jego upartą walkę, krzepienie się wiarą i solidarny wysiłek odzyskania niepodległości.

Przeczytał „Archipelag Gułag” Sołżenicyna, co poszerzyło jego wiedzę o realiach terroru, jakiemu poddano narody środkowej i wschodniej Europy, a zwłaszcza zwrócił uwagę na Polskę. Ukończył również Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina. Po studiach jego koledzy wracali do Stanów Zjednoczonych na wysokie stanowiska – on natomiast został w Polsce, gdzie poznał na uczelnianej ławce wybrankę swego serca – Polkę i postanowił dzielić swoje życie wraz z nią między dwie ojczyzny. W podobny sposób postanowili wychowywać swoje dzieci.

Douglas Yoder uważa, że zawsze trzeba stać po stronie najsłabszych, gdziekolwiek się ich spotyka, że to jest obowiązkiem serca każdego, a szczególnie „białego mężczyzny w Zachodniej Europie”, któremu los dawał możliwości, jakie nie każdy ma. Że na tożsamość tak zwanego Zachodu, za który uważa się niesłusznie tylko Niemcy, Francję i Anglię, składają się tradycje i kultury innych krajów europejskich, których często zapomniane wartości należy ocalać od zapomnienia, podobnie jak należy stare książki – jako źródła mądrości i wiedzy. W tej chwili Zachód nie zawsze pamięta, że wolnościowy zryw Polski i „karnawał Solidarności” odgrywał ważną rolę w walce przeciwko duchowi totalitaryzmu i bez tego trudno byłoby o Europę wolną.

Łatwo można sobie wyobrazić, że światopoglądy Amerykanina i Polki wychowanej w inteligenckiej, patriotycznej rodzinie były zbieżne. Różę Kostrzewską od dziecka ubierano w strój krakowski, którego znaczenie jako uniwersalnego symbolu nie od razu pojęła. Czuła jednak, że chodzi o ważną dla rodziców i dla niej tradycję. Teraz często w stroju krakowskim prowadzi koncerty synów. (…)

Muzyczny debiut Róży Kostrzewskiej w orkiestrze nastąpił w wieku jedenastu lat. Gruntowne wykształcenie muzyczne zdobyła, kończąc z najwyższym wyróżnieniem Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Studiowała pod kierunkiem Bronisława Kawalli, Jana Ekierta (byłego Prezesa Jury Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego), Daniela Pollacka i innych znakomitości.

Nie zawsze warunki były komfortowe, zdarzało się mieszkać w przyczepie, byle obcować ze sztuką najwyższych lotów. Występowała w recitalach solowych w Niemczech, Austrii, Finlandii, Włoszech, Szwajcarii, Polsce oraz Stanach Zjednoczonych. W Los Angeles prowadzi kursy mistrzowskie i wykłady dla studentów i nauczycieli. (…)

Jej uczniowie fortepianu regularnie otrzymują nagrody w konkursach państwowych, regionalnych, krajowych i międzynarodowych, w tym w Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Franciszka Liszta w Los Angeles, w Światowym Konkursie Pianistycznym w Ohio, Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose, Konkursie Karmelu, w Przesłuchaniu Beverly Hills, Konkursie w Antylope Valley, Konkursie Redwood Bowl, Konkursie Glendale, na Festiwalu Mozartowskim w Long Beach i Festiwalu Muzycznym w SYMF.

Jej uczniowie często występują publicznie, grając z orkiestrami. Jedna z jej uczennic została wybrana z dwudziestu najlepszych amerykańskich pianistów konkurujących w Krajowym konkursie Pianistycznym im Fryderyka Chopina. Zwycięzcy tego konkursu wygrali nagrody na konkursie w Warszawie.

Nie jest też zaskoczeniem, że utalentowani synowie tak wymagającej nauczycielki, dbającej skrupulatnie o tożsamość dzieła, tj. o jego wykonanie zgodnie z jego parametrami, są mimo młodego wieku laureatami wielu nagród. Kasper jest zwycięzcą drugiej nagrody na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose, pierwszej nagrody na Stanowym Konkursie Bachowskim dla młodzieży, drugiej nagrody na stanowym konkursie CAPMT i wielu innych konkursów w Los Angeles.

Dominik wygrał w tym roku pierwszą nagrodę w całym stanie California na jednym z najtrudniejszych konkursów pianistycznych MTAC-Solo Competition. Wcześniej otrzymał wyróżnienie na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose, Grand Prize na Konkursie Mozartowskim w Long Beach, pierwszą nagrodę w konkursie w Glendale, konkursie Stanowym CAPMT, w konkursie sonat, złoty medal na Stanowym Konkursie Bachowskim i wiele innych nagród w konkursach w Los Angeles. Łukasz otrzymał w tym roku prestiżową Platinum Grand Prize w bardzo konkurencyjnym konkursie Glendale Piano Competition. Również w tym roku uznano go za jednego z 24 najlepszych młodych pianistów w Kalifornii. Wcześniej otrzymał złoty medal na Stanowym Konkursie Bachowskim, był finalistą Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego w San Jose, otrzymał też wielokrotnie pierwszą nagrodę na konkursie SYMF w Los Angeles.

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Rodacy Rodakom w Ojczyźnie” znajduje się na s. 6 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Rodacy Rodakom w Ojczyźnie” na s. 6 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Płodność kobiety jest jej wrogiem, którego należy zlikwidować. Dziecko jest wrogiem kobiety. Matka – wrogiem dziecka

Lewicowe i liberalne wydawnictwa dla dorastających dziewcząt i kobiet biją w matki jak w bęben. Są one „toksyczne”, apodyktyczne, dyktatorskie, chciwe, głupie, zaborcze, w najlepszym wypadku zacofane.

Danuta Moroz-Namysłowska

(…) Kobiecość w ujęciu lewicowym, zwanym nowoczesnym, jest pojmowana głównie jako atrakcyjność erotyczna, otwartość i gotowość do takich kontaktów oraz ich „profesjonalność” i „merytoryczność”.

Przepastne zasoby tzw. prasy kobiecej dotyczą zawrotnej ilości porad i propozycji z zakresu trendów modowych i kosmetycznych oraz sposobów osiągania satysfakcji seksualnej z partnerami o różnych orientacjach i upodobaniach. (…)

Rząd pani premier Beaty Szydło podjął po dość upiornych, bo z towarzystwem ordynarnych i wulgarnych haseł, „czarnych” marszach, konieczne dla samotnych przyszłych matek działania osłonowe i zapowiedział dalsze – jednak nie podjęto (bo to wcale nie jest łatwe) żadnej debaty odnośnie do istoty sprawy: osłony statusu macierzyństwa jako fundamentu rodziny…

Ta dość prosta oczywistość nie jest też łatwa do opisania. Chodzi bowiem w moim odczuciu o to, by wyeliminować już od najmłodszych lat w dorastających dziewczynkach lęk przed ciążą, czyli staniem się matką, i by ten lęk zastąpić marzeniem/projektem bycia żoną i matką. By nie brnąć w ślepą ulicę proponowanych przez lewicę związków…

Podobnie na dalszym etapie: projektem stania się babcią, prababcią, etc. Nie umniejszając jednocześnie seksualności kobiety, którą lęk przez ciążą do współżycia seksualnego nie zachęca, a stosowanie antykoncepcji hormonalnej upośledza…

Podnosi to w moim rozumieniu komplementarną, odpowiedzialną rolę mężczyzny: męża – partnera kobiety i ojca dzieci – oczywiście empatycznego i odpowiedzialnego.

Tymczasem lewicowe i liberalne wydawnictwa dla dorastających dziewcząt i kobiet biją w kobiety-matki jak w bęben. Są one „toksyczne”, apodyktyczne, dyktatorskie, zazdrosne o młodość swoich dzieci (to wyjątkowo podłe sugestie), opresyjne, egoistyczne, dbające tylko o siebie, zaborcze, chciwe, głupie… W najlepszym wypadku staroświeckie, zacofane. „Urodzić każda może”, a „wychować” prawie żadna. Nie ma filmów o dobrych matkach, o złych, bezwzględnych, patologicznych bez liku.

Po co zatem być kobietą? Jedynie po to, by z pomocą botoksu i innych środków podnosić seksualność ust, biustu, pośladków, by „pompować” seks? Być przedmiotem – nie podmiotem? Tego wydają się bronić za każdą cenę organizatorzy obscenicznych „czarnych marszów”, by zabijać płodną kobiecość i eksponować jałowy „trud” bezpłodności?

By rozrywać więzy międzypokoleniowe rodzin, a zatem atomizować narody? By każde zbliżenie między mężczyzną i kobietą było skażone ryzykiem, lękiem i brakiem lojalnej serdecznej bliskości i uczciwej miłości? By czaiła się w nim śmierć zamiast obietnicy narodzin? By przyjemność obcowania przemijała bez czułości i pamięci?

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Refleksje po Dniu Matki”, można przeczytać na s. 18 i 20 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Refleksje po Dniu Matki” na s. 4 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl