Życiorys Polaka, który pamiętał nie tylko to, co zapisane w książkach, ale i to, czego już lub jeszcze w nich nie było

Mikołaj Witczak, człowiek-klucz do dziejów powstań śląskich; niektórzy uważali go za wszechwiedzącego. Wszechwiedza miała wszakże swą cenę; jak każda wyrocznia, budziła w ludziach niepokój lub strach.

Zdzisław Janeczek

Może się ktoś dziwić, że gwałcę gramatykę ojczystą, pisząc uporczywie: Prussy, prussactwo, prusski przez dwa „ss”, lecz pisać będę do końca życia, i to z następujących powodów: ze względów etymologicznych i historycznych. Pruzze, Prusse, Preusse – a więc Prussak przez dwa „ss”. Nazwa ta jest symbolem junkierstwa, militaryzmu, kastowości, zaborczości, hakatyzmu, dyskryminacji i eksterminacji rasowej, i wielu innych obrzydliwości, jednym słowem wszelkiego zła w zasadzie obcego narodowi polskiemu […]. Nie będę pisać nazwy Pruss, tego symbolu ciemności, tak jak piszę nazwisko Prus przez jedno „s”, nazwisko naszego wieszcza, dla mnie symbolu wszelkich cnót. (…)

Szkoła pruska była koszmarem, o którym [Mikołaj Witczak] nigdy nie zapomniał. Ona ukształtowała jego stereotyp Niemca i pogląd na kulturę tego kraju. (…) Ten przykry obraz tak mu utkwił w pamięci, iż dopiero w okopach pierwszej wojny, wśród ogromu cierpień, zrozumiał, że także wśród Niemców trafiają się „ludzie”. Generalnie jednak Germanie byli dla niego dziwną, okrutną rasą, która odczuwała „co pewien czas nieprzezwyciężoną potrzebę maszerowania” i uwielbiania jakiegoś nowego wodza. (…)

Bez powodzenia starał się opóźnić pobór do armii pruskiej. Wcielono go przymusowo do cesarskiego 2 Pułku Ułanów, stacjonującego w Gliwicach. Fakt ten skomentował: „Znalazłem się w społeczności żołnierskiej tak jednostajnej w warunkach koszarowych, tak zróżniczkowanej w warunkach frontowych; pojąłem, co to wartość człowieka”. (…)

W lutym 1919 r. Mikołaj Witczak został zaprzysiężony jako członek POW G.Śl. Związany z tą strukturą wojskową, przystąpił do organizowania 2 „Południowego” Pułku Strzelców Rybnickich. O pracy konspiratorów pełnej poświęcenia i wyrzeczeń pisał z uznaniem: „Na ogół byliśmy pojęciami, jak WOLNOŚĆ i POLSKA NIEPODLEGŁA tak oślepieni, że niebezpieczeństwa wręcz nie widzieliśmy, a niebezpieczeństwo realnie wyzierało spoza każdego węgła, drzewa. Każdy mówił tu po polsku i po niemiecku i jak w onych czasach na wsi bywało, w każdym domu był jakiś okaz broni palnej i ludzie bywali różni. Niemcy przecież nie spali i mieli także na wsi zwolenników nielicznych, ale mieli. Poza tym nasze szanse zwycięstwa w tym czasie stały jak 1:100. Tak to nieraz słyszałem, kiedy porównywaliśmy nasze możliwości z całą prusską potęgą. A jednakowoż nigdy nie wątpiliśmy, po prostu wiedzieliśmy, że wygramy”.

Członek dowództwa POW G.Śl. w Piotrowicach (szef referatu organizacyjnego), miał duże zasługi w tworzeniu zrębów konspiracji wojskowej. Podczas pierwszego powstania dowódca jednego z oddziałów pod Godowem, gdzie dowodził wspólnie z Janem Wyglendą. Ponadto kierował kampanią plebiscytową i ochraniał polskie wiece. Gdy jechał na spotkanie z kurierem lub polską manifestację, był przygotowany na każdą ewentualność. W aucie miał zawsze broń „ułożoną poręcznie i odbezpieczoną, tak że ją momentalnie mógł użyć”.

Kiedy wyjeżdżał sam lub w towarzystwie jednej lub dwóch osób, zabierał oprócz „nieodłącznego Steyera i broń długą, a mianowicie automat kalibru 12 typu Browning (miał skróconą lufę i kolbę), sztucer myśliwski krótkolufowy typu Mauser (miał także skróconą kolbę) oraz parę granatów ręcznych. W czasie jazdy często używał browninga śrutowego. Zaatakowany, ostrzeliwał się z pędzącego auta, korzystając z najbardziej odpowiedniego w danym momencie rodzaju broni. Miał opinię wybornego strzelca. (…)

Mikołaj Witczak, zwolennik walki zbrojnej, nastawiony na działania ofensywne, które przynosiły korzystne rozstrzygnięcia, nie chciał się pogodzić z rozkazami nakazującymi przejść do defensywy. Aby wpłynąć na zmianę planów wojennych, razem z dowódcą grupy, ppłk. B. Sikorskim udał się do kwatery dyktatora Korfantego. Rozmowa przerodziła się w ostry spór, zakończony dymisją ppłk. Sikorskiego. Ostatecznie jednak Korfanty wycofał swoją decyzję i przyobiecał nawet wsparcie finansowe na wypłatę żołdu dla Grupy „Południe”, a Witczakowi powierzył misję poprowadzenia pertraktacji z dowództwem wojsk włoskich w sprawie rozdzielenia walczących stron. (…) [related id=16966]

Mikołaj Witczak po zakończeniu akcji plebiscytowej i wygaśnięciu trzeciego powstania wrócił do dworu na Mendowcu. W latach 1922–1939, jako współwłaściciel uzdrowiska Jastrzębie Zdrój kontynuował dzieło ojca. Okazał się dobrym gospodarzem i administratorem, a także człowiekiem wrażliwym na krzywdę współrodaków. Po powstaniach w swoim majątku w Jastrzębiu gościł uciekinierów z części Górnego Śląska przyznanego Niemcom. (…)

Mimo zaangażowania w życie rodzinne, znajdował czas na pracę społeczno-polityczną. Działał m.in. w Związku Powstańców Śląskich. (…)

W sierpniu 1939 r. Mikołaj, przewidując zagrożenie niemieckie, wraz z rodziną wyjechał z kraju i przez Rumunię i Włochy przedostał się do Francji.W czasie drugiej wojny światowej wstąpił (w obozie w Sables d`Or) jako podporucznik w piechoty w szeregi PSZ na Zachodzie. Był żołnierzem gen. Władysława Sikorskiego w grupie pułkownika Kreissa.

W tym czasie Jarmila zatrzymała się w stolicy pod adresem Paryż XVIII, 3 villa Saint Michel. Po klęsce Francji Witczak ewakuował się przez Portugalię za kanał La Manche do Falmouth w Anglii. Osiadł razem z Michałem Grażyńskim i Janem Wyglendą w obozie wojskowym w Rothesay na wyspie Bute koło Glasgow w Szkocji, grupującym przedstawicieli sanacji. (…)

We wrześniu 1946 r. Mikołaj Witczak wrócił do Jastrzębia Zdroju. Nowa władza pozwoliła mu na odbudowę gospodarczą obiektu. Aby przywrócić dawną świetność kurortu, zainwestował oszczędności przywiezione z Anglii. Część środków pieniężnych pochodziła ze sprzedaży działek budowlanych wyodrębnionych z posiadanych gruntów. Niestety dalsze prace renowacyjne we wrześniu 1947 r. przerwało aresztowanie pod zarzutem naruszenia zasad reformy rolnej. (…)

Witczaka zwolniono z aresztu 24 XII 1947 r., dopiero gdy ponownie jego majątek upaństwowiono. Łamiąc prawo własności, zabrano mu także dom, z którego wyrzucono pod jego nieobecność żonę Jarmilę. (…)

UB, nie wyjawiając powodów, w 1950 r. ponownie go aresztowała. Był przetrzymywany w więzieniu w Rybniku, a następnie w Katowicach. Na koniec komuniści osadzili Witczaka w „katowni” Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, gdzie codziennością było wymuszanie przyznania się do winy lub składania fałszywych zeznań w innych procesach. Witczak zwolnienie z tego piekła otrzymał w wigilijny wieczór. (…)

Wielokrotnie zatrzymywany, przesłuchiwany i szantażowany, podupadał coraz bardziej na zdrowiu. Coraz rzadziej wychodził z mieszkania. Brzydził się nowych organizacji politycznych i był podejrzliwie nastawiony do wszelkich kwestionariuszy. (…)

Przeżycia wojenne i represje osłabiły odporność organizmów małżonków. Jarmila cierpiała na niedowład kończyn połączony z zanikiem mięśni i przykuta była do wózka inwalidzkiego. Pod koniec życia spała na siedząco, m.in. ze względu na wodę pod sercem. Z kolei Mikołaj zapadł na chorobę Parkinsona. (…)

Ich postawa i zachowanie dzieliła przepaść od kondycji fizycznej. Trudno uwierzyć, iż ci schorowani i słabowici ludzie, nazywani inwalidami, zachowywali się z taką godnością. Istniał kontrast pomiędzy ich słabością fizyczną z jednej strony, a stanowczością z drugiej oraz niezwykłą przytomnością umysłu i intelektu. Dla badaczy przeszłości Mikołaj Witczak mógłby być „kopalnią złota”, pamiętał bowiem nie tylko to, co zapisane w książkach, ale także to, czego już lub jeszcze w nich nie było. (…)

Mikołaj był jakby chodzącym kluczem do dziejów powstań śląskich, niektórzy uważali go za wszechwiedzącego. Wszechwiedza miała wszakże swą cenę; jak każda wyrocznia, budziła w ludziach niepokój lub strach. Bali się jej nawet najbliżsi krewni, a także wydawcy, którzy nie podjęli za życia ryzyka i trudu wydania jego wspomnień. Na przeszkodzie stały zasady, jakimi kierował się Witczak: prawdę historyczną stawiał przed komunistyczną poprawnością polityczną. (…)

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Bracia Witczakowie w służbie Śląska i Polski”, cz. II „Mikołaj Franciszek Witczak (1896–1976), ps. Zbigniew Narbutt” można przeczytać na ss. 6–7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Bracia Witczakowie w służbie Śląska i Polski” na ss. 6–7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

 

Komentarze