Wolne sądy, wolne wybory i wolna Polska oczami ulicznej opozycji totalnej, czyli jak osiągnąć granice absurdu

Mamy transparenty pisane solidarycą, śpiewa się o murach, co runą, a szczególnie gorąco fetowane jest pojawienie się na mityngach tzw. postaci legendarnych, których ostatnio chyba nawet przybywa.

Henryk Krzyżanowski

Uliczna opozycja totalna w swoim kolejnym wcieleniu (można się pogubić – KOD jeszcze działa, czy już zniknął?) sięga granic absurdu – oto w końcu listopada urządziła wiece pod potrójnym hasłem: wolne sądy, wolne wybory, wolna Polska.

Co do WOLNYCH SĄDÓW – jak wiemy, PiS próbuje teraz tak zmienić prawo, aby dało się choć trochę zdyscyplinować wierchuszkę sędziowskiej korporacji. Nam, klientom baaaardzo wolnych sądów, taka zmiana może wyjść tylko na dobre. Sami z siebie owi członkowie wyjątkowej kasty z pewnością się nie zreformują – za bardzo są zajęci polityczną walką z rządem. Nawiasem mówiąc, takie upolitycznienie sędziów to rzecz w demokracji dość osobliwa.

Co do WOLNYCH WYBORÓW – no, mamy takowe już od 27 lat. Ale dopiero po cudach nad urnami w 2014 roku suweren się wkurzył i zorganizował się w masowy Ruch Kontroli Wyborów. I co Państwo powiedzą? Zaraz wygrali nie ci, co mieli wygrać. Czy zatem totalna opozycja chciałaby, żeby Bruksela wskazywała przed wyborami, komu wolno je wygrać, a komu nie? Na to wygląda. W każdym razie, z tymi wolnymi wyborami to ostrożnie.

Zostaje WOLNA POLSKA – tutaj interpretacja jest prosta. Ma to być Polska wolna od rządów Jarosława Kaczyńskiego – ale co zrobić z wygranymi przez PiS wyborami? Cóż, trzeba je zdelegalizować, tak jak solidarnościowe podziemie nie uznawało wyborów w PRL. Że co? Że tamte wybory były fikcyjne, a te są prawdziwe? Nieważne, liczą się uczucia, nie rozum.

A skoro o sentymenty chodzi, to rozumiemy, czemu totalna opozycja uliczna z takim upodobaniem małpuje „Solidarność” i jej walkę na ulicach w latach osiemdziesiątych. Mamy transparenty pisane solidarycą, śpiewa się o murach, co runą, a szczególnie gorąco fetowane jest pojawienie się na mityngach tzw. postaci legendarnych, których ostatnio chyba nawet przybywa. Szczególny aplauz budzi delikatne przenoszenie owych legend z miejsca na miejsce przez uprzejmych młodych policjantów.

Ale ciekawe, że jednego z symboli tamtych lat nie ma – nikt z ulicznych bojowników totalnych nie śpiewa dziś „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!”. Chyba dlatego, że znaczna ich część to budżetowi inteligenci skołowani przez publicystów od kochania Europy i kochania inaczej. W efekcie bardzo wielu hołduje dziwacznemu poglądowi, że Polska jest dziś zaściankiem rządzonym przez Episkopat – więc jakoś głupio byłoby pchać się z tym „Boże, coś Polskę”.

Wychodzi więc na to, że najpierw trzeba się pozbyć kaczystów i ich elektoratu. Dopiero wtedy będzie można dać suwerenowi wolny wybór. Na razie muszą nam wystarczyć bardzo wolne sądy.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Na razie bardzo wolne sądy” znajduje się na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Na razie bardzo wolne sądy” na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze