Witold Kieżun: Czy Polska i Burundi mają coś wspólnego? Polska transformacja z perspektywy doświadczeń afrykańskich

Pod koniec ubiegłego wieku była tam bardzo mocna ofensywa kapitału głównie amerykańskiego. Chodziło o zdobycie obiektów przemysłowych, a przede wszystkim źródeł surowców. Działała silna konkurencja.

Stefan Truszczyński
Witold Kieżun

W tej chwili bardzo dużo się mówi o tym, że warto skorzystać z możliwości, jakie otwierają się w Afryce, ale na razie niewiele z tego wychodzi. Pan był w Burundi w latach 1981–1993, z ważną misją. Jak Pan widzi ten ważny kraj afrykański?
Niemcy byli tam dość krótko, ale ich pobyt był stosunkowo ważny, bo stworzyli szkolnictwo i usiłowali nauczyć miejscową ludność dobrze zorganizowanej pracy. Burundi i Rwanda, i dalej, olbrzymie Kongo, to są kraje bardzo istotne, dlatego że tam toczą się te stałe konflikty, związane są również z problematyką wyznaniową i po prostu pewnymi różnicami, których nie udaje się jakoś zlikwidować. Te kraje mają jednak duże szanse. Kongo ma niesłychane bogactwo surowców. Burundi pod tym względem jest biedniejsza, ale ma ludność bardzo aktywną intelektualnie… (…)

W okresie, w którym tam byłem, sytuacja była podobna, jak u nas – stąd, powiedzmy, moja ocena sytuacji w Polsce w okresie zdobywania niepodległości. Tam pod koniec ubiegłego wieku była już bardzo silna ofensywa kapitału przede wszystkim amerykańskiego, a również i brytyjskiego, bo przedtem był wszędzie kapitał jeszcze belgijski, francuski. Jest i była w Burundi fabryka kawy, tak że chodziło o zdobycie istniejących obiektów przemysłowych, a przede wszystkim źródeł surowcowych. Była tam silna konkurencja… Kiedy ja przyjechałem do Burundi, byli tam Rosjanie. Podczas uroczystej defilady obok prezydenta siedziało dwóch oficerów radzieckich.

Tak. W centrum miasta był taki klub kulturalny, w którym każdy tubylec mógł za darmo wypić kawkę, a co dzień wieczorem były filmy radzieckie. Rocznica rewolucji to było święto ludowe i ambasada radziecka urządzała przyjęcie na parę tysięcy ludzi. (…)

Teraz, po latach, dostajemy sygnały, że jednak te kraje się rozwijają, że jest możliwość zakładania przedsiębiorstw. Swoboda gospodarcza dla tych, którzy przyjeżdżają z pieniędzmi, jest ogromna. Czy to prawda i kto to tak wymyślił?
Nastąpiła inwazja kapitału brytyjskiego i amerykańskiego, zresztą w Rwandzie w tej chwili oficjalnym językiem jest język angielski, nie francuski. Większe przedsiębiorstwa są opanowane przez przemysłowców anglosaskich, głównie amerykańskich. Charakter kultury się w Rwandzie radykalnie zmienił, już nie jest tradycyjny, frankofoński. Jeśli chodzi o Burundi, to tam, jak wiem, przetrwał cały szereg przedsiębiorstw, przede wszystkim produkcyjnych, jeszcze belgijskich, więc to trochę inaczej wygląda.

Ale nie ulega wątpliwości, że Afryka została zdekolonizowana, a potem na nowo skolonizowana kapitałem zagranicznym. Przede wszystkim największe ośrodki przemysłowe, te olbrzymie, rozmaitego typu kopalnie zostały opanowane przez kapitał anglosaski, przeważnie amerykański. Przecież całe zdobycie Rwandy to była akcja kapitału amerykańskiego.

Z tego, co wiem, w tej chwili sytuacja się radykalnie zmieniła. Miałem stamtąd stałe wiadomości, bo zaprzyjaźniony, zresztą pracujący wcześniej w moim zespole człowiek został prezesem banku i co pewien czas pisał do mnie maile i rozmawialiśmy na Skypie. Niestety w zeszłym roku umarł – niedawno dowiedziałem się, że śmiercią bardzo nienaturalną. Widocznie komuś się naraził.

Cały czas jest tam aktualna sprawa zagrożenia życia. Poza tym przybyszom grożą rozmaitego typu choroby, choćby malaria, którą jest chory polski biskup, który pojechał do Afryki. (…)

To podobno premier Hutu otworzył tak wielkie możliwości inwestowania.
Tak. Chodzi o to, że część Hutu się dorobiła, więc się uspokoiła. Poza tym nastąpiło pewne kulturowe ujednolicenie na skutek systemu szkolnego, który był zupełnie dobrze zorganizowany. Ja zresztą wykładałem tam na uniwersytecie. Miałem trochę problemów, ale wcale nie większych niż w innych krajach.

Natomiast, jeśli chodzi o Tutsi, pamiętam pewną dość sensacyjną sytuację na jednym z przyjęć u nas. Moja żona była z zamiłowania łacinniczką, jak ja to nazywałem. Świetnie pamiętała rozmaite teksty łacińskie – myśmy w szkole uczyli się jeszcze łaciny, uczyliśmy się na pamięć. Żona zaczęła z kimś rozmawiać, cytować jakieś fragmenty Wergiliusza i raptem odpowiedział jej cały chór naszych gości, którzy podjęli jej recytację. To była sensacja. Tam po prostu było szkolnictwo średnie organizowane przez ośrodki misyjne – uczyli łaciny, mieli tradycyjny program. (…)

Jak Pan widzi naszą rzeczywistość po ponad roku nowej władzy? Naszą odbudowę, odzyskanie podmiotowości – przemysłowej, decyzyjnej, bankowej?
Parę posunięć bardzo mnie ucieszyło, dlatego że one znajdują się w programie, który wielokrotnie przestawiałem i którego założenia są omówione w mojej Patologii transformacji. Pierwsza sprawa to jest polonizacja bankowości. To jest oczywiście nonsens, żebyśmy mieli trzy banki polskie i kilkadziesiąt zagranicznych, podczas gdy struktura w takich krajach, jak Niemcy, Francja jest zupełnie inna, tam jest 6, 8, 10% zagranicznych. To jest niesłychanie ważna sprawa, dlatego że to jest system finansowania inwestycyjnego, który w gruncie rzeczy miał charakter oddziaływania centrali banku za granicą. Tak że te pierwsze posunięcia pod tym względem są prawidłowe.

Natomiast wydaje mi się, że nie udało się jeszcze dobrze zreorganizować systemu finansowania wielkich przedsiębiorstw. Uważam, że to jest skandaliczna historia, że w tej chwili drugim największym przedsiębiorstwem w Polsce jest Biedronka, która co prawda w dużym stopniu handluje towarami polskimi, ale jest przedsiębiorstwem handlowym. Tego nie ma na całym świecie, żeby takie przedsiębiorstwo jak Biedronka zostało, być może, pierwszym, największym przedsiębiorstwem w państwie.

Całą rozmowę Stefana Truszczyńskiego z profesorem Witoldem Kieżunem o jego wspomnieniach z misji w Burundi z ramienia ONZ i o obecnych przemianach w Polsce, pt. „Przemiany w Polsce z perspektywy doświadczeń Burundi” można przeczytać na s. 8 majowego „Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Rozmowa Stefana Truszczyńskiego z profesorem Witoldem Kieżunem, pt. „Przemiany w Polsce z perspektywy doświadczeń Burundi”, na s. 8 „Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl

Komentarze