Rysunek jest jak elektrokardiogram, zostawia ślad i jest niepowtarzalny, w przeciwieństwie do grafiki komputerowej

Powoli wracamy do rzeczy podstawowych, bo rodzi się swego rodzaju pustka. Te czasem gigantyczne rzeczy są bez ducha. I dlatego surrealizm jest sztuką, która nasyca widza czymś, co jest ponadczasowe.

Antoni Opaliński
Wojtek Siudmak

Jak Pan został artystą?

To proste pytanie, ale odpowiedź jest skomplikowana. To nie był żaden wybór, stałem się artystą, bo taki się urodziłem. Rysowałem wszystko, jak każde dziecko. Pamiętam moment, kiedy się zorientowałem, że inne dzieci bardzo się cieszą, jak coś narysuję. Stało się ze mną coś przedziwnego, pamiętam, że rysowałem łyżwiarkę na jednej nodze i nie mogłem narysować, więc zacząłem płakać. Pamiętam, że mama pogłaskała mnie po głowie, żebym się nie martwił, że to jest piękne… A ja odpychałem jej rękę, mówiąc, że to jest niedobre, i płakałem cały czas. Właśnie ten fakt, że takie małe dziecko wie, co jest niedobre, świadczył o pragnieniu doskonałości, większej zręczności… (…)

Złoty jeździec. Fot. z archiwum autora

Czy we współczesnej sztuce jest miejsce na metafizykę, na Boga?

Jest. Staram się znaleźć to miejsce. Być może my teraz możemy ująć to w sposób dużo bardziej filozoficzny niż kiedyś. Staram się zrealizować coś, co było wizją metafizyczną. Nie możemy wyobrazić sobie Boga, więc staram się wyobrazić Go na swój sposób, ale wychodząc ze standardowych barier. To nie jest proste, ale uważam, że należy zmierzyć się z tym tematem. Zrobiłem kilka obrazów. Nie jestem z nich zadowolony, chociaż jeden objechał w internecie cały świat i jest reprodukowany na prawo i lewo. To jest Bóg, który reprezentuje kosmos. Jest niewidomy, ponieważ jego oczy są również kosmosem. To skomplikowane, ale myślę, że jest w tym wiele prawdy. (…)

Były epoki, kiedy artyści – jak w średniowieczu – pozostawali anonimowi; były takie, kiedy wynoszono ich na piedestał, i takie, kiedy musieli zabiegać o łaskę tronu. A jaka jest dziś kondycja artysty w świecie zachodnim?

Myślę, że powoli wracamy do rzeczy podstawowych, bo rodzi się swego rodzaju pustka. Te wielkie, czasem gigantyczne rzeczy są bez ducha. I dlatego surrealizm jest tą sztuką, która nasyca widza czymś, co jest ponadczasowe, bogactwem intelektualnym i artystycznym. A mnie nade wszystko interesują dwie rzeczy: zawartość intelektualna, ale również to, co mamy tak bardzo unikalnego – gest artystyczny, ślad. Interesuje mnie w rysunku to, że jest trochę nieudolny, że jest inny od tego, co proponuje technika komputerowa, gdzie wszystko jest wyczyszczone i gdzie nie ma tego śladu. Rysunek jest troszeczkę jak elektrokardiogram, który bezpośrednio zostawia ślad na papierze i to jest niepowtarzalne. Rysunek staje się coraz bardziej interesujący dla kolekcjonera, ponieważ to jest rzecz unikalna. Natomiast próby, takie nieco brutalne, rysowania przy pomocy technik komputerowych – jest dużo wariacji na ten temat – jak się dobrze przypatrzymy, to one są puste. Są jakieś wariacje na temat koloru, na temat form, jest dużo pokrzykiwania, ale jakie jest przesłanie, ślad artysty? Słabością tego wszystkiego jest powierzchowność. (…)

Wieczna Miłość. Fot. z archiwum autora

Jak wygląda Pana pracownia?

Całkowicie banalnie. Jest wielki stół, na którym rysuję, jest kilka sztalug, na których maluję. Są ołówki i farby – i koniec. Czasem, jak mogę, słucham Chopina, czasem rock’n’rolla, żeby się obudzić. Ale nie ma żadnego wspomagania komputerem, ja tego nie chcę. A dlaczego nie chcę? Jak komputery zaczęły wchodzić w życie w latach 70., w Paryżu w Palais de Tokyo była pierwsza taka gigantyczna maszyna. Konstruktorzy – chyba IBM – zapraszali artystów, żeby zaczęli na tym pracować. Zobaczyłem, co to nam daje… że ta maszyna zżera naszą osobowość. Możemy rysować na jakiejś płytce, potem możemy to odbić… No dobrze, ale to nie jest to. Sztuka jest właśnie takim niezdarnym śladem, który właśnie dlatego jest taki cenny. Jak zostanie przetrawiony przez technologię, to zatracamy to. Poza tym jest nietrwały, trzeba go dopiero wydrukować. Francuski etnolog Claude Levi-Strauss, który zresztą pisał bardzo piękne analizy na temat sztuki, zwracał uwagę swoim studentom, żeby każde znalezisko było rysowane. Zastanawiałem się, dlaczego on nie mówi im, żeby fotografowali ze wszystkich stron. Chodziło o to, że rysując, poznajemy strukturę przedmiotu, wyobrażamy go sobie i notujemy w pamięci. Nowoczesne techniki niestety nie pozwalają nam zanotować w mózgu tego wszystkiego. Poznanie staje się bardzo powierzchowne.

Myślę, że trzeba zwrócić na to uwagę teraz, kiedy dzieci siedzą ciągle przy telefonach, przy komputerach i cały czas poświęcają na stukanie jednym palcem, ale nikt nie rysuje i nic się nie utrwala. Rysunek i pisanie są tymi gestami, które pozwalają nam utrwalić obserwację. Dziś przede wszystkim nie obserwuje się. (…)

W Polsce jest Pan znany także z inicjatyw związanych z upamiętnieniem wojennej tragedii Wielunia, Pana rodzinnego miasta. Z tym łączy się idea Nagrody Pokoju „Wieczna Miłość”.

Nagroda Pokoju jest częścią Światowego Projektu Pokoju. Dlaczego ją stworzyłem? Przez całe życie mojego brata patrzyłem na jego cierpienie. Niemcy zrzucali w Wieluniu również bomby chemiczne – przez długi czas nie wiedzieliśmy o tym. Te bomby wyrządziły duże szkody w systemach nerwowych dzieci, także wśród moich braci. Przez wiele lat patrzyłem na powolne umieranie mojego brata. Jeszcze kiedy byłem dzieckiem, obiecałem sobie, że nie zapomnę o tym, że coś zrobię. W latach osiemdziesiątych powstał obraz „Wieczna Miłość”. Później dążyłem do tego, aby na tej bazie zrobić rzeźbę, która nazywa się tak samo. Ona ma przypominać, że zabito w nas piękno, harmonię i dzieciństwo.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z Wojtkiem Siudmakiem pt. „Kiedy przestaniemy rysować i pisać, staniemy się robotami” znajduje się na s. 10–11 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z Wojtkiem Siudmakiem pt. „Kiedy przestaniemy rysować i pisać, staniemy się robotami” na s. 10–11 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze