Co ma piernik do wiatraka, a cukier do węgla i dlaczego cierpi na tym żaba?/Marek Adamczyk, „Śląski Kurier WNET” 41/2017

Od 1 października tego roku przestały obowiązywać narzucane przez Brukselę limity dotyczące produkcji cukru. Kto bronił polskiego przemysłu cukrowniczego? Wszyscy wylądowaliśmy w czarnej kaczej d…

Marek Adamczyk

Co ma piernik do wiatraka, a cukier do węgla i dlaczego cierpi na tym żaba?

Pytanie, które zadaję, tylko powierzchownie wydaje się bezsensownym zlepkiem słów. Pozornie odległe rzeczy coś jednak ze sobą łączy. W przypadku piernika oraz wiatraka jest to mąka, którą ten wiatrak we młynie wytwarzał na potrzeby piekarzy i ciastkarzy, a której używano przy wytwarzaniu pierników.

W przypadku polskiego cukru i polskich cukrowni oraz polskiego węgla i naszych kopalń zachodzi ta sama analogia. To, co je łączy, to sprawdzony sposób przejęcia przez konkurencję na tzw. „żabę”.

Jest to metoda, którą przejmujący, w tym przypadku Niemcy, wykorzystują, by przejąć nasze cenne aktywa. Podstawą jej jest świadome, długoterminowe działanie, mające na celu uśpienie instynktu samozachowawczego społeczeństwa (żaby), by uzyskać jego bierne przyzwolenie na przejęcie i częściową likwidację określonych działów konkurencyjnej gospodarki w celu maksymalizacji zysków firm pochodzących z kraju przejmującego.

W literaturze naukowej jest to opisane jako „syndrom gotującej się żaby”.

Przed wielu laty francuscy naukowcy nie tylko pałaszowali ze smakiem żabie udka, ale również przeprowadzali na żabach okrutne eksperymenty. Jeden z nich obejmował obserwację zachowania dwóch żab w kontakcie z podgrzewaną w kociołkach wodą. W pierwszej części eksperymentu jedną żabę wrzucono do naczynia z bardzo gorącą wodą. Płaz zadziałał instynktownie i natychmiast wyskoczył z wrzątku na zewnątrz kociołka. Choć był bardzo poparzony, jednak uratował życie.

W drugiej części doświadczenia następną żabę wrzucono do zimnej wody, którą stopniowo, na bardzo małym ogniu podgrzewano. Choć temperatura wody stawała się coraz wyższa i zbliżała się do wrzenia, druga żaba, zamiast uciekać, pływała w kotle do samego, nieszczęśliwego dla niej końca, bo zmiany cieplne zachodziły bardzo powoli.

Wnioski z eksperymentu są następujące: żaba ugotowała się, gdyż jej mechanizmy obronne nastawione są na wykrywanie dużych różnic temperatur, a nie na stopniową zmianę. Podobnie jest z ludzką, społeczną psychiką: łatwiej zwrócić uwagę na to, co jest zmianą nagłą niż na powolne, przybierające na sile procesy destrukcyjne (http://liberum-cerebrum.blogspot.com/2013/10/syndrom-gotujacej-sie-zaby.html).

Przejdźmy jednak do rzeczy.

Zobaczmy, co napisano w artykule pt. „Po tym, jak Niemcy zlikwidowali większość cukrowni w Polsce, Bruksela znosi limity na produkcję cukru w Unii” (http://niewygodne.info.pl/artykul8/04027-Po-co-likwidowano-dziesiatki-cukrowni-w-Polsce.html):

„W 2001 roku na terytorium Polski funkcjonowało 78 cukrowni. W krótkim okresie czasu większość z nich została przejęta przez trzy niemieckie spółki: Pfeifer & Langen Polska, Suedzucker Polska i Nordzucker Polska. Okazało się, że przejmowane przez Niemców cukrownie bardzo często były likwidowane. W ten sposób w 2013 roku liczba działających w Polsce cukrowni, spadła do zaledwie 18! Co ciekawe – w tym samym 2013 roku UE podjęła decyzję o reformie wspólnotowej polityki rolnej, której jednym z efektów jest obecnie zniesienie funkcjonujących od 50 lat limitów na produkcję cukru!

Odnotujmy – Polska jest obecnie trzecim po Francji i Niemczech producentem buraków cukrowych w Unii. Buraki w naszym kraju uprawia 36,6 tys. gospodarstw rolnych, na powierzchni 206 tys. hektarów (dane za 2016 rok). W porównaniu z 2004 rokiem powierzchnia uprawy buraków zmniejszyła się o 31%, a w stosunku do połowy lat 70. spadła ponad dwukrotnie (wówczas wynosiła ok. 500 tys. ha). Duży wpływ na powyższy stan rzeczy miało przejmowanie przez niemiecki kapitał polskich cukrowni, a następnie ich stopniowa, lecz konsekwentna likwidacja.

Co ważne – niemiecki kapitał niejednokrotnie likwidował nowoczesne i dobrze prosperujące cukrownie. Znane są historie dopiero co zmodernizowanych zakładów produkcyjnych, które decyzjami swoich właścicieli zza Odry były nagle zamykane. Demontowane maszyny i całe moduły były często wywożono z Polski do innych cukrowni, będących własnością niemieckich firm, zwiększając ich moce produkcyjne. Puste budynki po zamkniętych cukrowniach były następnie sprzedawane firmom zajmującym się rozbiórką i wyburzaniem obiektów przemysłowych oraz zajmującym się przygotowywaniem terenów pod nowe inwestycje.

Wszystko wskazuje na to, że Niemcy wiedzieli, co robią. W 2013 roku Unia Europejska podjęła decyzję o reformie wspólnej polityki rolnej. W jej efekcie od 1 października tego roku przestały obowiązywać narzucane odgórnie przez Brukselę limity dotyczące produkcji cukru. Innymi słowy – od początku października każdy kraj UE może produkować tyle cukru, na ile pozwolą moce przerobowe i aktualne potrzeby rynkowe”.

Jaki kraj na tym zarobi? – ten który przejął największą ilość cukrowni i zdominował rynek.

Co zrobiło społeczeństwo w tym temacie? – Nic! – Nie zauważyło żadnych zagrożeń wynikających z tych powolnych, kilkunastoletnich działań obcego, ale narodowego niemieckiego kapitału i pozwoliło się „ugotować” jak ta przytaczana w tym artykule druga żaba z francuskiego eksperymentu!!!

Gdzie byli Posłowie reprezentujący Naród w Sejmie RP i czy był wśród nich choć jeden widzący to zagrożenie? Kto bronił w tym czasie polskiego przemysłu cukrowniczego? Wszyscy wylądowaliśmy w czarnej kaczej d… Wstyd i hańba za to, co się stało!!!

Przepraszam za powyższe słowa, ale czasami trzeba użyć tych najbardziej dosadnych, aby wzruszyły większość umysłów Drogich Czytelników.

Gwoli sprawiedliwości trzeba przypomnieć, że pośród posłów był jeden przewidujący, mądry i odważny – nazywał się Gabriel Janowski. Z mównicy sejmowej ostrzegał rządzących i naród przed nadchodzącą katastrofą, przed skutkami prywatyzacji w tym sektorze, przed skutkami sprzedaży cukrowni obcym podmiotom. Spotkał go za to powszechny ostracyzm, siłą ściągano go z mównicy sejmowej, a nawet próbowano podtruć, podając psychotropy, by ośmieszyć przed kamerami licznych telewizji i pozbawić godności. Dla mnie i myślę, że dla wielu z nas ten człowiek jest bohaterem. Rząd Dobrej zmiany powinien przywrócić mu godność i odpowiednio za te czyny uhonorować.

Wróćmy jednak do sedna sprawy, tym razem do górnictwa. Sprawa jest poważniejsza, bo dotyczy bezpieczeństwa energetycznego państwa, dużo większych pieniędzy i zagraża naszemu bytowi.

Na początku lat 90. w Polsce czynnych było 70 kopalń, a 3 były w budowie. Wydobywano wtedy blisko 150 mln ton węgla kamiennego. Obecnie, po reformach, zostało poniżej 15 kopalń i wydobywa się w nich około 70 mln ton węgla w skali roku. Proces „gotowania żaby” trwał tu znacznie dłużej, ale cel został niemalże osiągnięty. Kapitał zagraniczny przejmuje powoli kontrolę nad naszymi bogatymi złożami węgla kamiennego.

Zamknięto nowo wybudowane kopalnie „Czeczott” i „Morcinek”, zamknięto bogatą w złoża kopalnię „Siersza” i „Dębieńsko”, zamyka się obecnie – w okresie trwającej koniunktury i w sytuacji występowania bardzo dużych braków węgla na rynku – kopalnię „Krupiński” z dziesiątkami milionów najcenniejszego węgla koksowego oraz kopalnię „Makoszowy” z bardzo dobrym węglem energetycznym – wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi.

W czasie trwania ostatniej dekoniunktury, przy rzekomej nadprodukcji węgla w ilości 20 mln ton, firmy zagraniczne przejęły większość koncesji na poszukiwanie węgla w nowych lokalizacjach, z prawem pierwszeństwa na uzyskanie koncesji wydobywczych. Gra toczy się tutaj nie o miliardy, ale o biliony złotych (uwzględniając proces zgazowania węgla w złożu i korzyści z tego płynące).

Gdyby ten proces trwał krócej, np. 5 lat, z pewnością żaba wyskoczyłaby z wody i uratowała życie, czyli społeczeństwo przejrzałoby na oczy i nie pozwoliłoby rządzącym na utratę kontroli nad tym strategicznym sektorem. Ale niestety tak się nie stało.

Na koniec należy zapytać o rolę posłów, szczególnie tych pochodzących ze Śląska, bo trudno wśród nich znaleźć choćby jednego w działaniach podobnego do Gabriela Janowskiego. Ciekawe, czym się pochwalą w czasie kolejnych kampanii wyborczych?

Autor jest ekspertem ds. górnictwa i klimatu, współzałożycielem Obywatelskiego Komitetu Obrony polskich Zasobów Naturalnych.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Co ma piernik do wiatraka, a cukier do węgla i dlaczego cierpi na tym żaba?” znajduje się na s. 1 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Co ma piernik do wiatraka, a cukier do węgla i dlaczego cierpi na tym żaba?” na s. 1 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze