Ksiądz Stanisław Wróbel jest obywatelem Ekwadoru i na pierwszy rzut oka nie daje się odróżnić od miejscowych

Przyjechał do Ekwadoru z diecezji przemyskiej trzydzieści lat temu, z dwoma innymi księżmi, w odpowiedzi na wysłane do Polski przez kardynała z Guayaquil zaproszenie. Wszyscy do dziś są w Ekwadorze.

Piotr Mateusz Bobołowicz

Buenos Dias. Estoy buscando padre Estanislao – powiedziałem do pierwszej osoby, którą spotkałem po przekroczeniu progu Casa Hogar Betania – domu starców w Zamorze. Pielęgniarz wskazał mi biały plastikowy stół stojący po przeciwległej stronie zadaszonego dziedzińca. Z plikiem papierów w ręku siedział za nim opalony mężczyzna w granatowej koszuli i palił papierosa. Podszedłem z wahaniem.

Padre Estanislao? – zapytałem, wciąż po hiszpańsku.

– No – rzucił krótko, nie odrywając wzroku od papierów. Już miałem formułować pytanie, gdzie go w takim razie znajdę, gdy podniósł wzrok i się roześmiał. – Si.

Przywitałem się po polsku. Ksiądz Stanisław odpowiedział po hiszpańsku, po chwili wahania dodał jednak „Szczęść Boże”. (…)

Siedzieliśmy przy białym ogrodowym stole i piliśmy kawę w oczekiwaniu na obiad. Próbowałem zadawać pytania, ale co chwila ktoś przychodził zamienić z księdzem Stanisławem kilka słów albo przynieść dokumenty do podpisania. Wyczułem, że ciężko będzie od księdza wyciągnąć wszystkie informacje naraz, więc w krótkich przerwach, gdy akurat nie rozmawiał z kimś innym, pomiędzy pytaniami, które mogłyby być tylko wynikiem ciekawości, pytałem o liczby i fakty. (…)

Panorama Zamory | Fot. amalavida.tv (CC A-S 2.0, Flickr)

Do księdza Stanisława trafiłem w sumie przypadkiem. Od Polaków mieszkających w Vilcabambie dowiedziałem się, że w miasteczku El Pangui służy dwóch polskich misjonarzy. Ktoś inny powiedział mi, że podobno jakiś polski ksiądz jest też w Zamorze. Zapytałem o to właścicielkę hotelu, nomen omen, Betania, w którym się zatrzymałem. Powiedziała, że nie, nie słyszała o Polaku. Poszedłem więc spać nieco rozczarowany, gotów zebrać się rano następnego dnia i pojechać do El Pangui. Wyszedłem rano z pokoju. Właścicielka złapała mnie na schodach. Przypomniała sobie, że jednak jest polski misjonarz w Zamorze. Padre Estanislao. Prowadzi dom starców. (…)

W domu „Betania” mieszka ponad siedemdziesięciu pensjonariuszy. Nie ma drzwi, bo dom jest otwarty dla każdego, kto ma ponad sześćdziesiąt pięć lat i nie ma dokąd pójść. Mimo silnych więzi rodzinnych, w Ekwadorze zdarza się, że starsi ludzie są zdani na siebie, a niezdrowy klimat zlewiska Amazonki nie dałby im szans na przeżycie bez czyjegoś wsparcia i dachu nad głową. Oprócz stałych mieszkańców, około pięćdziesięciu osób korzysta z opieki dziennej – przychodzą skorzystać z pomocy medycznej, zjeść, spędzić czas z innymi. Personel ośrodka liczy ponad dwadzieścia osób. Raz w miesiącu przychodzi dietetyk, który ustala zrównoważony jadłospis na cały miesiąc.

Ksiądz Stanisław jest również proboszczem jednej z kilku parafii na terenie Zamory. Nie miałem okazji zobaczyć kościoła. Jest to też w jakiś sposób znamienne – zajęcia misjonarza różnią się zdecydowanie od zadań księdza w Europie i składają się dużo bardziej z fizycznej pracy niż tylko nauczania Słowa Bożego.

– Trzeba dojść do tych ludzi, zdobyć ich zaufanie. Dużo czasu trzeba poświęcić na wspólne życie z ludźmi. Praca bezpośrednia. Gdy trzeba budować drogę, trzeba być z nimi, żeby tę drogę zbudować. Gdy trzeba budować wodociąg, też trzeba go budować z nimi. Trzeba myśleć tak, jak ci ludzie myślą, jeść to, co oni jedzą, spać tam, gdzie oni śpią. Trzeba przełamać te wszystkie europejskie nawyki, ale nie jest to trudne. A gdy się je przełamie, to człowiek czuje się częścią ich wspólnoty, ich rodziny, a oni to doceniają. (…)

Podeszła jedna z pensjonariuszek. Bardzo drobna i pomarszczona, podpierała się laską. Podeszła i poprosiła o papierosa. Ksiądz poczęstował ją, pomógł zapalić i zaproponował, żeby usiadła przy stole.

– Wszystkie chłopy chcą, żebym z nimi siedziała. A ja nie chcę! – powiedziała żywo i się roześmiała, po czym odeszła z papierosem w dłoni.

– Ma sto dwa lata, właściwie skończy za dwa tygodnie. I pali. To najstarsza osoba, która tutaj mieszka – powiedział po polsku ksiądz Stanisław.

Cały artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Ksiądz Stanisław z Ekwadoru” znajduje się na s. 19 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Ksiądz Stanisław z Ekwadoru” na s. 19 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze