Droższy od najdroższego obrazu świata, czyli Leonardo i my. Minister Gliński chyba jednak nie przepłacił

Jeżeli „Salvator Mundi”, obraz wątpliwego autorstwa i przemalowany, osiągnął cenę 450 mln euro, to ilu turystów może przyciągnąć do Krakowa i do Polski, ile dochodu przynieść „Dama z łasiczką”?

Piotr Witt

Pamiętają Państwo zapewne falę oburzenia, jaką wywołał zakup przez państwo polskie Muzeum Czartoryskich razem z jego zbiorami.

Minister kultury Gliński naraził się na bezpardonowe krytyki, wystawiając na rzecz księcia Czartoryskiego czek na zawrotną sumę 100 milionów euro. Wówczas trudno było mówić o wartości Damy z łasiczką z powodu braku układu odniesienia.

Żaden obraz Leonarda da Vinci nie pojawił się na rynku sztuki od początku lat sześćdziesiątych. Aukcja w centrum Rockefellera obudziła dziesiątki domysłów odnośnie do osoby nabywcy. Prawda sprowadza się do zimnej kalkulacji kupieckiej. Nabywca obrazu – dwa amerykańskie fundusze inwestycyjne na spółkę z kilkoma muzeami – zapłaciły 450 milionów dolarów w celach spekulacyjnych. Mają nadzieję zarobić 18% rocznie na wystawianiu Salvatora.

Skomplikowany montaż finansowy, a następnie scenariusz licytacji opracował utalentowany historyk sztuki i finansista Loïc Gouzer. Salvator Mundi sprzedany był na licytacji sztuki nowoczesnej, wśród dzieł, gdzie nie liczą się ani umiejętności, ani talent, ani wykonanie, ale jedynie renoma stworzona przez reklamę.

Interes ma związek ze zmianami trybu życia współczesnych społeczeństw. Więcej czasu wolnego, masowa turystyka i w efekcie burzliwy rozwój muzealnictwa. Co roku na świecie powstaje 700 nowych muzeów. Legiony turystów oglądają w nich w pierwszym rzędzie to co jest najcenniejsze i cieszy się największym rozgłosem, co przekłada się bezpośrednio na wpływy do kasy muzeum.

Jeżeli obraz wątpliwy i przemalowany osiągnął taką cenę, to jaką wartość może przedstawiać arcydzieło? Ilu turystów może przyciągnąć do Krakowa i do Polski, ile dochodu przynieść Dama z łasiczką? A zresztą może się mylę, gdyż państwo polskie jako największą atrakcję turystyczną Krakowa reklamuje jego położenie w pobliżu Auschwitz.

Przed dwoma laty paryski gabinet ekspertyz Expertissimo określił przypuszczalną wartość Giocondy na dwa miliardy euro. Po sprzedaży „Salvatora Mundi” ewaluacja Giocondy znacznie wzrosła, „Damy z łasiczką” także. Dwa miliardy? Kto wie? Pewnie więcej. A reszta zbiorów, a Rembrandt? A 85 tysięcy pozostałych cennych obiektów, które raz na zawsze przeszły drogą legalną na własność państwa i narodu polskiego?

Po sprzedaży Salvatora Mundi była pani Minister Kultury powinna zjeść własny kapelusz razem z kwiatkami, które go zdobią. Tyle, że pani Omilanowska, krytykując kosztowny zakup, nie kwestionowała ceny, która, jak wyjaśnił trybunał w Wersalu, jest umowna, ale samą decyzję obecnego rządu, jej zdaniem szkodliwą. – Po co było płacić – mówiła – skoro prywatnemu właścicielowi można nie oddać?

Nie zwrócić, zatrzymać, no ukraść, mówiąc po prostu. Kolekcja Czartoryskich, tak czy inaczej, musiała pozostać w Polsce. Namawianie do kradzieży obudziło zapewne sympatię zrozumienia po obu stronach barykady politycznej. Zwłaszcza pan minister Jaki chętnie by przyklasnął. Wprawdzie obiektem przemyśleń Jakiego są kamienice w Warszawie, nie dzieła sztuki w Krakowie, ale i w jednym, i drugim przypadku chodzi o własność, którą można właścicielowi odebrać, wykorzystując pozycję siły. Widocznie z PO, której był działaczem w poprzednim wcieleniu, wyniósł nie tylko doświadczenie, ale i poglądy.

Pan minister Jaki, obdarzony większą i bardziej twórczą inwencją prawniczą, poszedł w rozumowaniu nawet dalej od pani Omilanowskiej i decyzję o słusznej kradzieży uzasadnił teoretycznie: na wojnie każdy coś stracił. Aby sprawiedliwości stało się zadość, należy tym, co nie stracili – mówi – odebrać to, co uratowali.

Minister Jaki nie prowadzi do końca swego rozumowania i nie twierdzi, że tym, co wyszli cało z wojny, należałoby poobrywać ręce albo nogi, bo innym też oberwał je granat, więc jest niesprawiedliwie, żeby jednemu oberwało, a drugiemu nie.

Wywód ministra Jakiego jest tak sugestywny, że chętnie go powtarzają jego współpracownicy, wyrośli widocznie w tej samej szkole myśli prawnej co on. Przy najbliższej reformie rządu oni z pewnością pozostaną.

„Droższy od najdroższego obrazu świata, czyli Leonardo i my”, artykuł Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera Wnet”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w grudniowym „Kurierze Wnet” nr 42/2017, s. 3 – „Wolna Europa”, wnet.webbook.pl.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na falach na WNET.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Witta pt. „Droższy od najdroższego obrazu świata, czyli Leonardo i my” na s. 3 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze