Berlin–Warszawa i z powrotem. Po zaprzysiężeniu rządu szef dyplomacji i sama kanclerz Niemiec ruszyli do Warszawy

Angela Merkel tak się śpieszyła do Warszawy, że na później odłożyła złożenie w Bundestagu oświadczenia rządowego. Rozmowy z premierem Morawieckim i z prezydentem Dudą były dla niej ważniejsze.

Jan Bogatko

Kiedy pojawiło się doniesienie, że oto po 171 dniach zabiegów, rozmów koalicyjnych i błyskawicznej wizycie w zaprzyjaźnionym Paryżu szef niemieckiej dyplomacji z ramienia koalicyjnej SPD, Heiko Maas, wsiadł do samolotu i poleciał do Warszawy, tejże Warszawy, która jest solą w oku niemieckich mediów lewicowo-liberalnych (a innych między Odrą a Renem brak), zapanowała w Niemczech pewna konsternacja – jak to możliwe? Dlaczego? Czary goryczy dopełniło doniesienie polskich mediów (pomijam znane lewicowo-liberalne) o zamiarze Angeli Merkel udania się w poniedziałek po zaprzysiężeniu jej kolejnego, czwartego z kolei rządu, na rozmowy z premierem Morawieckim i prezydentem Dudą, wrogami publicznymi liberalnej lewicy i jej intelektualnych ofiar w Republice Federalnej. Zaskoczenie było tak wielkie, że nadaremnie by szukać w prasie piątkowej czy weekendowej w Niemczech doniesień o tej wizycie.

Ktoś (zupełnie nieważne kto) zaryzykował nawet stwierdzenie, że do Polski (podobno popadła ona przez politykę rządu „narodowo-katolickiego” w totalną izolację w Europie i na świecie) tak wybitni politycy obozu (demokracji ludowej, chciałoby się powiedzieć, nawiązując do języka „Trybuny Ludu” czy „Neues Deutschland”, jakim te media posługują się na co dzień i od święta) przyjechali, bo są z Polską w złych relacjach! Brawo! Wniosek: gdyby byli z nią w dobrych relacjach, to by nie przyjechali (no, może z wyjątkiem Paryża, ale to przecież wyjątek, a nie reguła).

No to zagadka: z jakim państwem na świecie wszyscy są w najlepszych relacjach? Jasne – z Koreą Północną! Dowód? Niemal nikt tam nie przyjeżdża z polityczną wizytą. Ale wróćmy do naszych baranów: totalna, sprawująca w Polsce rządy przez osiem lat, nigdy nie była zaskoczona blitz-wizytą swej berlińskiej idolki w tak karkołomnym tempie. Jeszcze bardziej totalnych zaskoczył klimat wizyty, o tematach rozmów nawet nie wspominając.

Nadzieje opozycji pozaparlamentarnej w Polsce (to znaczy takiej, która wprawdzie bierze diety poselskie, ale pracuje głównie na ulicy i za granicą w walce z rządem na rzecz jego demontażu, w myśl zasady „po nas potop”) na ostrą krytykę rządu Morawieckiego nie spełniły się. Przeciwnie, kanclerz Angela Merkel przejęła główne przesłanie stratega partii Prawo i Sprawiedliwość, Jarosława Kaczyńskiego, wygłoszone przez niego w Sejmie w związku z przejściową likwidacją granic przez Niemcy w dniach wędrówki ludów: „Pomoc tak, ale na miejscu”. Tak „Plan Kaczyńskiego” zastąpił berlińskie bezhołowie i nadał imigracji do Europy niezbędny porządek, no bo w końcu także i w Niemczech Ordnung muss sein, czy się to podoba, czy nie. (…)

Nadszedł czas i przyszedł Maas. Talent dyplomatyczny (poza nieudolnym występem w relacjach polsko-niemieckich jako szef resortu sprawiedliwości) przyszły minister spraw zagranicznych wykazał w trudnych rozmowach międzyresortowych, głównie z ministrem spraw wewnętrznych Thomasem de Maizière. Umiarkowany frankofil z Kraju Saary (włączonego do Republiki Federalnej Niemiec dopiero w 1957 roku) uważany jest przez jednych za technokratę, przez drugich za polityka pozbawionego raczej wyobraźni. Może to i dobre? Zwłaszcza, że Niemcy miewały już polityków z wybujałą wyobraźnią, co nie najlepiej się dla Niemców kończyło.

No i proszę – ledwie się przeprowadził z gabinetu szefa resortu sprawiedliwości do MSZ, a już do głosu doszła Realpolitik, czego można było doświadczyć w Warszawie. Umiarkowanie, ton rzeczowy, żadnych aluzji, same konkrety. Nie można było tak, Herr Bundesminister, od początku? Niemcy bardzo przestrzegają protokołu. Moja babcia wspominała mi o pewnej „konduktorowej wąskotorowej” spod Poznania i o jej kompleksie wobec „konduktorowej szerokotorowej” ze stolicy księstwa. (…)

No dobrze, ale o co chodziło Merkel w Warszawie? Po pierwsze: o, jak się wydawało zapomniany, Trójkąt Weimarski. Być może stosunek Macrona do Trójkąta, który niegdyś był listkiem figowym Democratic Show w Unii Europejskiej, a dzisiaj – zwłaszcza po Brexicie i problemach w euroklubie – nabrałby znowu znaczenia, przesądził o wyciągnięciu dłoni w kierunku Warszawy? Może krytyka Francji i centralistycznej, aroganckiej nawet polityki Macrona ze strony innych członków Unii Europejskiej wpłynęła na nowe otwarcie Berlina i wolę zapalenia fajki pokoju z Warszawą? Mimo nieporzuconych przez Berlin planów „gospodarczych” budowy Nordstream II Niemcy są zaniepokojone polityką Rosji. Wraca rozsądek? Trzeba mieć nadzieję na dobrą zmianę nad Sprewą. I trzeba Niemcom w tym pomóc.

Cały felieton Jana Bogatki, pt. „Berlin–Warszawa i z powrotem” – jak co miesiąc, na stronie „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr kwietniowy 46/2018, s. 3, wnet.webbook.pl.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na WNET.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki pt. „Berlin-Warszawa tam i z powrotem” na s. 3 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze