Czy Atlantyk już zawsze sennie będą przemierzać statki handlowe? / Tomasz Nałęcz, „Wielkopolski Kurier WNET” 41/2017

Dla Europejczyków i Amerykanów Atlantyk to duże morze. Nikt nie pamięta, że niespełna 80 lat temu na tym akwenie toczyła się dramatyczna bitwa – jeden z punktów zwrotnych w II wojnie światowej.

Tomasz Nałęcz

Atlantyk – zapomniane pole walki o wpływy?

Obecnie większość Europejczyków i Amerykanów traktuje Atlantyk jako duże morze, które czasami trzeba przebyć w celach bezpośrednich spotkań biznesowych czy też turystycznych. W czasach pokoju szybko przyzwyczajamy się do dobrobytu i traktujemy zdobycze cywilizacji jako rzeczy naturalne, które się nam należą.

Trudno się dziwić, bo taka jest natura człowieka, szybko przyzwyczaja się do dobrego. Szybko też zapomina, że często te naturalne dziś dobra wymagały ogromnego wysiłku, aby je zdobyć.

W dzisiejszych czasach, w dobie rozwiniętych form telekomunikacji, coraz częściej bezpośrednie kontakty zastępują telekonferencje i praktycznie Atlantyk znika w ogóle z naszego pola widzenia. Sama podróż samolotem, jeżeli już musimy się przemieścić między kontynentami, zajmuje kilka godzin i generalnie nikt nie przejmuje się ogromną połacią wody, jaką przemierzamy. Podobnie jak w przypadku transportu pasażerskiego, wiele towarów przewożonych jest drogą powietrzną, lecz ciągle najtańszą formą przewozową jest transport morski i w skali globalnej obsługuje ponad 80% światowego handlu towarami. Odbywa się on na Atlantyku bezproblemowo i stanowi podstawę wymiany gospodarczej między obiema Amerykami i Europą.

Już nikt nie pamięta, że niespełna 80 lat temu na tym akwenie rozgrywała się dramatyczna bitwa, która była jednym z punktów zwrotnych w II wojnie światowej i zadecydowała o wygranej aliantów nad niemieckim faszyzmem.

Historyczna wojna o Atlantyk

Obydwie strony konfliktu w czasie II wojny światowej zdawały sobie sprawę, że panowanie na Atlantyku będzie miało kluczowe znaczenie dla wyników konfrontacji. Wycieńczeni walką z niemieckim najeźdźcą Europejczycy mieli świadomość, że droga morska pozwoli na zaopatrzenie przemysłu brytyjskiego w niezbędne surowce i urządzenia, a ludności w żywność i produkty niezbędne do normalnego życia. Na szczęcie dla aliantów, pomimo zmasowanych ataków U-bootów na konwoje zaopatrujące Wyspy Brytyjskie, żegluga między portami angielskimi a Ameryką i koloniami brytyjskimi nie została przerwana.

Walka na Atlantyku trwała praktycznie prze całą II wojnę światową, od 1939 do 1945 r. Epizodem, który de facto rozpoczął „Bitwę o Atlantyk”, było zatopienie brytyjskiego statku pasażerskiego „Athenia” przez niemiecki okręt podwodny U-30. „Wilcze stada”, jak nazywano niemieckie U-Booty, były szczególnie niebezpieczne i w początkowej fazie walk dziesiątkowały płynące z zaopatrzeniem konwoje. Okresem największych sukcesów niemieckich był rok 1942, w którym jednostki Kriegsmarine zatopiły 1172 statki o łącznym tonażu 6150340 BRT, tracąc przy tym zaledwie 87 okrętów podwodnych.

Na szczęście szala zwycięstwa przechyliła się na stronę aliantów i ostatecznie okręty bojowe ochraniające konwoje zniszczyły główne siły Kriegsmarine, w czym znacząco pomógł polski akcent w tej długotrwałej i wycieńczającej batalii. A mianowicie tajemnica budowy niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma” została złamana przez polskich naukowców, co znacząco przyczyniło się do wypracowania metody ustalania pozycji niemieckich łodzi podwodnych i ich niszczenia. W trakcie całej wojny zniszczono razem 784 niemieckie okręty podwodne. Niemcy oraz ich sojusznicy stracili w kampanii na Atlantyku ponad 1,8 tys. statków i okrętów, natomiast dysponujący większym potencjałem morskim alianci – ponad 4 tys.

Handel morski to też rozgrywka strategiczna

Dziś Bitwa o Atlantyk jest tylko koszmarnym wspomnieniem i ocean stanowi głównie międzykontynentalną arterię handlową. Droga morska jest podstawą przewozu surowców, które w czasach rosnącego uprzemysłowienia są niezbędne dla wyspecjalizowanych gospodarek europejskich. Miało to szczególne znaczenie w procesie odbudowy ze zgliszcz wojennych, ale także jest kluczowym elementem dzisiejszego dynamicznego rozwoju państw UE.

Jak ważny jest to fragment gospodarki światowej, wskazują wartości określające ten segment handlu. Całkowity poziom handlu towarami (obejmującego wywóz i przywóz) odnotowany w 2015 r. w odniesieniu do UE-28, Chin i Stanów Zjednoczonych był prawie jednakowy, przy czym w Stanach Zjednoczonych wyniósł 3 633 mld EUR, o 61 mld EUR więcej niż w Chinach i o 115 mld EUR powyżej poziomu zanotowanego dla UE-28 (uwaga: ostatnia wielkość nie obejmuje handlu wewnątrzunijnego).

Należy podkreślić, że w ciągu ostatniego wieku udział handlu morskiego w całkowitej wartości handlu światowego stale rósł. Łączna wartość towarowej wymiany EU – USA wyniosła w 2016 r. 609 979 mln EUR (Szwajcaria – USA 264 123 mln EUR). Ruch na trasie Ameryka – EU w 2007 r. wynosił 7,1 TEU (Twenty-foot Equivalent Unit), w tym 4,4 TEU z UE na kontynent amerykański.

Choć jasno widać, że transport na Atlantyku nie ma obecnie takiego znaczenia jak przed laty i jest prawie czterokrotnie mniejszy od najważniejszego szlaku kontenerowego na świecie, jakim jest trasa Azja-Europa (27,7 mln TEU), to jest istotnym elementem światowego krwiobiegu wymiany dóbr i towarów. W wymianie handlowej Unii Europejskiej 90% całkowitej masy przeładunków odbywa się przez porty morskie, z czego 40% dotyczy wymiany wewnętrznej UE. Wg danych z 2013 r. 74% sprzedawanych w EU towarów trafia do Azji, Afryki oraz obu Ameryk drogą morską. Wśród 20 największych portów świata w drugiej dziesiątce znajdują się trzy porty europejskie: Rotterdam, Hamburg, Antwerpia i jeden amerykański – Los Angeles. Generalnie towary z Europy trafiają do 340 portów Ameryki Płn. i 629 Ameryki Płd.

Czy dziś Atlantyk jest bezpieczny? Jakie są uwarunkowania geopolityczne tego oceanu, przez który przebiegają istotne dla gospodarki europejskiej i amerykańskiej szlaki komunikacyjne? Senna atmosfera nad Atlantykiem przemierzanym głównie przez tysiące statków handlowych może się zmienić.

Handel kwitnie. Nikt już nie myśli o Atlantyku jako o teatrze wojennym. Świadczy o tym zmniejszające się zainteresowanie tym akwenem ze strony wojska. Wystarczy spojrzeć na niewielką liczbę baz wojskowych USA rozlokowanych do nadzoru nad wodami tego oceanu:

  • Keflavik (Islandia) – główny węzeł dla NATO podczas zimnej wojny. Opuszczona w 2006 r.
  • Lajes (Azory) – portugalska baza utworzona w latach 30. XX w. W czasie II wojny światowej, w grudniu 1943 r., zawarto umowy określające warunki korzystania z bazy również przez inne kraje; została udostępniona m.in. wojskom brytyjskim i amerykańskim (ułatwienie przelotów między Afryką i Brazylią). Obecnie znajduje się tu nadal baza amerykańska, w której stacjonuje kilkuset żołnierzy United States Air Forces in Europe, wspomaganych przez portugalski personel cywilny.
  • Naval Station Norfolk (NAVSTA Norfolk) (NS Norfolk) – największa amerykańska, i prawdopodobnie na świecie, baza marynarki wojennej; położona na północny zachód od Norfolk w stanie Wirginia przy Zatoce Chesapeake.
  • Guantanamo Naval Station Guantanamo Bay (Kuba) – baza marynarki wojennej USA na terytorium dzierżawionym od rządu kubańskiego. Strategicznie położenie tego obiektu pozwala kontrolować obszar Morza Karaibskiego.
  • Naval Station Rota (Hiszpania) – baza marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych w hiszpańskiej Rocie, współużytkowana wraz z hiszpańską marynarką wojenną. W czasach zimnej wojny najbardziej strategiczna baza amerykańskiej marynarki wojennej – port macierzysty 16 Eskadry Okrętów Podwodnych, trzonu strategicznych sił jądrowych Floty Atlantyku.
  • Fort Allen (Puerto Rico) – baza pełniąca tylko rolę treningową.

Jak widać, ochrona tak dużego obszaru opiera się na zaledwie kilku bazach wojskowych. Patrząc na mapę i analizując ich położenie, na pierwszy rzut widzi się, że ochronie podlega głownie północna część Oceanu Atlantyckiego. Notabene słusznie, gdyż tamtędy odbywa się główna wymiana handlowa między Europą i Ameryką. Jednocześnie nietrudno wywnioskować, że w obecnej doktrynie wojskowej Atlantyk nie jest planowany jako teatr działań wojennych. Ale czy na pewno jest to podejście słuszne i nie zmieni się w ciągu najbliższej dekady?

Istnieją symptomy zachodzących powoli zmian. W opublikowanym w 2016 r. raporcie przygotowanym przez Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) pojawiają się sugestie, aby wojska amerykańskie wróciły do Keflavik i aby baza ta stała się domem dla samolotów rozpoznawczych Boeing P-8 Poseidon, tropiących rosyjskie łodzie podwodne. W tym samym dokumencie rozważa się wznowienie działania bazy wojskowej w Olafsvern w Norwegii. Co spowodowało zmianę strategii?

Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?

Aktualnie główną sceną geopolityczną jest Pacyfik, gdzie Stanom Zjednoczonym wyrósł, bo raczej należy tu użyć czasu przeszłego niż teraźniejszego, potężny rywal. Już dziś jak na dłoni widać rosnące napięcie między USA i Chinami oraz nabierającą tempa walkę o wpływy. Amerykański zwrot w stronę Pacyfiku jest bezsprzecznym sygnałem rosnącego napięcia, ale także świadczy to o zmianie całej dotychczasowej doktryny militarno-handlowej.

Kwestią czasu jest zderzenie potęg i trudno dziś jednoznacznie prognozować, czy zakończy się ono konfliktem zbrojnym, czy też wystarczą środki pokojowe. Na dzień dzisiejszy rozgrywka ma charakter polityczno-dyplomatyczny. Każda ze stron wzmacnia swoją pozycję wyjściową. Amerykanie niedawno zawarli Partnerstwo Transpacyficzne (TPP) jako odpowiedź na chińską inicjatywę CAFTA. W tle oczywiście trwają zbrojenia i przygotowania nowych strategii wojskowych na wypadek konfliktu.

Teoretycznie zaangażowanie wielkich mocarstw na Pacyfiku powinno dalej wzmacniać senną sytuację na Atlantyku z przemierzającymi go statkami handlowymi. Jednakże skupienie oczu całego świata na teatrze azjatyckim może, wbrew pozorom, mieć istotny wpływ na przyszłość Atlantyku. Świadczy o tym kilka wydarzeń, które może nie są przedmiotem tytułów prasowych, lecz połączone razem wydarzenia drugoplanowe mogą stworzyć masę krytyczną.

Należy tu zwrócić uwagę na działania podjęte przez Chińczyków w Nikaragui, gdzie powstaje nowy kanał łączący Pacyfik i Atlantyk. To wydarzenie może istotnie wpłynąć na równowagę na spokojnym do tej pory Atlantyku, będącym od dawien dawna terytorium przyporządkowanym do wpływów amerykańskich.

Kolejny incydent, który może przewartościować geopolitykę Atlantyku, to powołanie kilka lat temu organizacji BRICS, skupiającej Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA. Jest to jawne rzucenie rękawicy dotychczasowemu układowi sił na świecie. Szczególnie znaczące jest powołanie Banku Rozwoju BRICS z siedzibą w Szanghaju, którego celem jest finansowanie przedsięwzięć podejmowanych przez te kraje. Z punktu widzenia BRICS teatrem działań jest zarówno Pacyfik, jak i Atlantyk, co w przypadku tego drugiego szczególnie leży w interesie Brazylii i RPA. Współpraca w ramach BRICS może w najbliższej dekadzie znacząco zmienić układ sił na Atlantyku, gdyż destabilizacja lub też choćby zmiana obecnego status quo może też być na rękę Rosji, pozostającej od lat w defensywie. Czy zatem powrót na Islandię amerykańskich samolotów wojskowych należy traktować jako przypadek?

Atlantyk a sprawa polska

Pozornie kompletnie abstrakcyjna kwestia. Gdzie Rzym, a gdzie Krym? Polska nigdy nie była i, ze względu na swoje położenie geopolityczne, raczej nie będzie potęgą morską. Nie powiodła się polska rewolucja łupkowa i pewnie nie staniemy się drugim Kuwejtem, jak obiecywał kilka lat temu premier Tusk. Oznacza to, że nie będziemy na wielką skalę eksportować surowców.

Jednakże rozwijająca się gospodarka polska będzie potrzebować coraz więcej towarów importowanych, w tym surowców. Przez Atlantyk zmierzają do nas tankowce z gazem LNG, który ma stanowić jeden z priorytetów dywersyfikacji dostaw tego strategicznego paliwa. Patrząc w dłuższej perspektywie, sytuacja geopolityczna na Atlantyku powinna być bacznie obserwowana przez włodarzy w Warszawie i rozważana w planach długofalowej polityki.

Polski rząd, kupując działki na wydobycie surowców z głębin oceanów, zlokalizowane na środku Oceanu Atlantyckiego niedaleko równika, musi rozpatrywać nie tylko możliwości technologiczne wydobycia kopalin, ale także, a może przede wszystkim – bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo rozumiane jako ochrona sprzętu i ludzi, ale także transportu morskiego cennych minerałów. Czy kilka baz wojskowych ulokowanych wokół bezkresnego obszaru oceanicznego jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo przy zmianie układów geopolitycznych? Czy za kilka, kilkanaście lat Atlantyk ciągle będzie miejscem, które sennie przemierzają statki handlowe? Czy przypadkiem już dziś nie powstają koncepcje „powrotu” na Atlantyk?

Jest jeszcze jeden element, jaki decydenci powinni rozważyć, podejmując kosztowne kroki. Mocarstwowe zapędy zawsze wymagają skrupulatnego przygotowania. W przeciwnym razie brak znajomości uwarunkowań geopolitycznych, zarówno tych na poziomie globalnym, jak i lokalnym, może się skończyć spektakularną porażką, jak miliony dolarów utopione przez KGHM w złoża w Kongo.

Historia uczy i podaje przykłady. Należy o tym pamiętać, bo nawet ogromne koncerny amerykańskie poszukujące gazu łupkowego w Polsce rozbiły się o niewydolną machinę urzędniczą i niewiedzę… Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.

Artykuł Tomasza Nałęcza pt. „Atlantyk – zapomniane pole walki o wpływy” znajduje się na s. 6 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Nałęcza pt. „Atlantyk – zapomniane pole walki o wpływy” na s. 6 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze