W 1917 roku powstał organizm polityczny niewidzianego dotychczas typu – który zaciążył nad historią całego świata

3 (16) kwietnia 1917 r. w Piotrogrodzie zjawił się szef bolszewików Włodzimierz Uljanow. Przyjazd tego człowieka do Rosji angielski mąż stanu Winston Churchill porównał do wtargnięcia „bakcyla dżumy”.

Mirosław Grudzień

Bolszewicki przewrót przypadł na ważny moment I wojny światowej. W 1917 r. początkowy rozmach pierwszych ofensyw państw sojuszu militarnego, tzw. centralnych (Cesarstwo Niemieckie, Monarchia Austro-Węgierska, Imperium Tureckie, Carstwo Bułgarii), utknął w okopach. Morska blokada gospodarcza stosowana przez marynarkę brytyjską odcinała dowóz wszystkiego. Wyniszczała państwa centralne (głównie Niemcy) gospodarczo. Głód i brak wszelkich artykułów pierwszej potrzeby doprowadzały ludność tych państw do nędzy i głodu. Zajęcie w 1916 r. Rumunii, zagarnięcie jej zasobów żywnościowych i ropy naftowej osłabiło tylko na krótko koszmar „blokady głodowej”, wyczerpania się surowców i środków technicznych prowadzenia wojny. A właśnie Anglicy zaczęli wprowadzać na froncie zachodnim się nowy rodzaj broni − czołgi. Gospodarczy organizm Niemiec zaczął wtedy wykazywać cechy zawałowe.

Niemcy starały się na to mściwie i niemądrze odpowiedzieć totalną wojną prowadzoną przez łodzie podwodne, także przeciwko statkom pasażerskim i handlowym. Doprowadziło to jednak tylko do drastycznej, niekorzystnej dla państw centralnych zmiany w układzie sił walczących. Oto bowiem 6 kwietnia dotychczas neutralne Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny po stronie Ententy − która była sojuszem przeciwników państw centralnych, a jej trzon stanowiły Wielka Brytania, Francja i Imperium Rosyjskie. (…)

Właśnie wtedy, 9 kwietnia o godzinie 15.10 z Zurichu wyjechało 32 rosyjskich emigrantów-rewolucjonistów. Asystowali im dwaj oficerowie niemieckiego Sztabu Generalnego – rotmistrz rezerwy von Planitz i podporucznik von Buhring jako tłumacz.

Dotarli do pogranicznej niemieckiej stacji Gottmandingen i przesiedli się do wagonu pociągu, który przewiózł ich bezpiecznie i bez kontroli przez terytorium Cesarstwa Niemieckiego do portu Sassnitz na bałtyckiej wyspie Rugia, skąd po podróży szwedzkim promem kolejowym Drottning Victoria wylądowali w Szwecji, w porcie Trelleborg, i udali się do miasta Haparanda przy granicy z Wielkim Księstwem Finlandii, stanowiącym wówczas część Imperium Rosyjskiego.

3 (16) kwietnia 1917 r. w Piotrogrodzie zjawił się najważniejszy z tych ludzi, szef bolszewików Włodzimierz Uljanow. Przyjazd tego człowieka do Rosji angielski mąż stanu Winston Churchill porównał do wtargnięcia „bakcyla dżumy”.

Człowiek ten jako nowy szef państwa rosyjskiego oddalił od państw centralnych ostateczną klęskę o rok i 5 miesięcy. (…)

Latem 1912 r. w Krakowie pojawia się dwóch ludzi. Jeden z nich to JAKUB „HANECKI” (właściwe nazwisko Fürstenberg), działacz Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, a zarazem członek wierchuszki bolszewickiej – leninowskiego odłamu Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Pochodził z zamożnej rodziny kupieckiej, spolszczonej, o korzeniach niemieckich bądź żydowskich, studiował w Berlinie, Heidelbergu, Zurichu… Drugi z tych jegomościów – niewysoki, o nieco mongolskich rysach − to przybysz z Paryża, szlachcic rosyjski WŁADIMIR ULJANOW, szef bolszewickiej frakcji rosyjskich socjaldemokratów. Pochodzenie bardzo mieszane: po ojcu kałmuckie, po matce żydowsko-szwedzko-niemieckie. „Rosyjskimi idiotami” pogardza jako zbyt miękkimi do robienia skutecznej rewolucji, dlatego od dawna otacza się inoplemiennikami – ludźmi nierosyjskiego pochodzenia.

Uljanow zasłynął już w środowiskach socjalistycznych Europy pod pseudonimem Lenin. Zostanie przywódcą państwa „robotników i chłopów”. Na razie jednak na emigracji zagłębia się w dyskusje teoretyczne z kolegami-rewolucjonistami po kawiarniach, pozuje na głębokiego marksistowskiego myśliciela. Jest przy tym mocno oderwany od życia swojego kraju, obce mu jest wyczucie tego, co nurtuje jego macierzyste społeczeństwo, a zwłaszcza tzw. lud – no, robotnicy to jeszcze pół biedy, ale np. od chłopów dzieli go ściana obcości. (…)

J. Felsztyński twierdzi, że Hanecki już wcześniej był „kontaktem operacyjnym” wywiadu austro-węgierskiego w ramach wielkiej operacji wywiadowczo-dywersyjnej wykorzystania Polaków z rosyjskiej Kongresówki do celów wywiadowczo-dywersyjnych przeciwko Rosji − w obliczu zbliżającej się wojny, z którą c.k. tajne służby liczyły się bardzo realnie. Dotyczyło to także innych poddanych rosyjskich, o ile byli mocno skonfliktowani z swoim państwem, a tacy byli właśnie rewolucjoniści-emigranci z różnych odłamów rosyjskiej socjaldemokracji oraz spośród wyznających idee terroru eserowców. (…)

Lenin liczył na wojnę Rosji z Austro-Węgrami, chociaż nie bardzo w nią wierzył. Wojna między Rosją a Austrią byłaby dla rewolucji rzeczą niesłychanie pożyteczną − powiedział Gorkiemu w 1913 r. − ale szanse, że (…) sprawią nam taką przyjemność, są nikłe. Sądził, że będzie to wojna ograniczona i zlokalizowana, podobnie jak niedawna wojna rosyjsko-japońska. Rzekomo genialny Lenin nie przewidział wojny Rosji z Niemcami ani tym bardziej wojny światowej, kiedy to Rosja zmuszona byłaby do walki z armiami Niemiec, Austro-Węgier i Turcji.

Gdy już Rosja walczyła z trzema wrogami, Lenin utrzymywał wśród swoich, że porażka Rosji byłaby „mniejszym złem” niż porażka lepiej rozwiniętych Niemiec… W dysputach z Trockim i Aleksandrą Kołłontaj dowodził, że uruchomiłaby ona wybuchowy potencjał ludów ujarzmionych i tym samym pogrążyłaby w upadku znienawidzone carskie imperium. Musiał zdawać sobie sprawę, że w warunkach zwycięskiej dla Niemiec wojny te zbuntowane ludy nie miałby innego wyjścia, jak schronić się pod skrzydła „wyzwolicielskiej” armii Cesarstwa Niemieckiego. Niebawem rozwinie się z tego myśl o oddaniu Niemcom – przynajmniej tymczasowo – peryferyjnych narodowości Imperium, stęsknionych za wolnością i nienawidzących rosyjskiej niewoli. (…) Co ciekawe, bardzo podobny plan opracował wtedy sztab wojskowo-polityczny cesarskich Niemiec. Nazwano go Planem „Mitteleuropa” − przewidywał on dominację Niemiec od czubka Danii po Zatokę Perską… i wieniec państw wasalnych od południa i od wschodu. (…)

Równoległe w polu działania wywiadu niemieckiego pojawia się inna postać. To doktor ALEKSANDER PARVUS, emigrant z Rosji, wtedy już obywatel Niemiec i socjaldemokrata, a do tego biznesmen, milioner z rodziny rosyjskich Żydów. Właściwe nazwisko: Izrael Helphand i pod takim pojawił się początkowo w dokumentach niemieckiego wywiadu. W styczniu 1915 r. Parvus spotyka się z niemieckim ambasadorem w Istambule Hansem von Wangenheimem. Wykłada mu swoją autorską koncepcję wywołania w Rosji rewolucji.

Ambasador informował swoje MSZ, że znany rosyjski socjalista, dr Helphand, jeden z liderów ostatniej rosyjskiej rewolucji [1905 r.], od początku wojny zajmuje stanowisko jawnie proniemieckie. I oto ten „lider” przekonuje niemieckiego posła o zbieżności interesów Cesarstwa Niemieckiego i rosyjskich rewolucjonistów. Dodaje też ciekawą myśl, że rewolucjoniści mogą osiągnąć swoje cele pod warunkiem… podziału rosyjskiego Imperium na mniejsze państwa, według szwów etnicznych.

Na prośbę von Wangenheima w marcu tegoż roku Parvus skierował do rządu niemieckiego szczegółowy plan zorganizowania w Rosji rewolucji, znany jako Memorandum dra Helphanda. Wtedy też przedstawił sekretarzowi stanu w niemieckim MSZ von Jagowowi projekt „przygotowania masowego strajku politycznego w Rosji”.

W maju 1915 r. Helphand-Parvus spotkał się z Leninem. Jak wspomina, powiedział wodzowi bolszewików: Teraz rewolucja jest możliwa tylko w Rosji, gdzie może wybuchnąć… jako skutek zwycięstwa Niemiec. (…)

Z raportów ówczesnego niemieckiego ambasadora w Kopenhadze Ulricha von Brockdorff-Rantzau wynika, że w 1915 r. doszło do kolejnych kontaktów z Parvusem, który „postawił kwestię niezbędności doprowadzenia Rosji do stanu chaosu poprzez wsparcie najradykalniejszych elementów”. W memorandum na temat rozmów z Parvusem poseł von Brockdorff-Rantzau pisał: Uważam, że z naszego punktu widzenia to sprawa priorytetowa − wesprzeć ekstremistów i w ten sposób najszybciej doprowadzi to nas do określonych rezultatów. Jego zdaniem, w przeciągu najwyżej trzech miesięcy można liczyć na tak daleko posuniętą dezintegrację, że będziemy mogli złamać Rosję siłą wojskową. (…)

3 kwietnia kanclerz złożył w Skarbie Rzeszy zapotrzebowanie na 2 miliony marek na „propagandę w Rosji”. Wtedy też upełnomocnił niemieckiego ambasadora w Bernie do zaproponowania rosyjskim emigrantom przejazdu do Rosji przez Cesarstwo Niemieckie.

Cały artykuł Mirosława Grudnia pt. „Bolszewicki »bakcyl dżumy«” część I znajduje się na s. 16 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mirosława Grudnia pt. „Bolszewicki »bakcyl dżumy«” na s. 16 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze