Odbiorcy czy czciciele? Ta druga nazwa jest bliższa prawdy w stosunku do całych grup społecznych korzystających z mediów

Czy mamy jeszcze w kraju dziennikarzy? Radykalizujące się przekazy przedstawicieli prasy, radia, telewizji i portali internetowych pokazują, że dziennikarstwo informacyjne w Polsce zanika,

Michał Bąkowski

Moim zdaniem osoba pracująca w środkach masowego przekazu powinna swoją pracę traktować jako szczególną służbę dla dobra wspólnego, dla społeczeństwa. Informacje przez nią przekazywane powinny być tak wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości, jak to tylko jest możliwe, aby odbiorca miał prawdziwą wiedzę o otaczającym go świecie. Należy umożliwić mu dokonywanie wyborów w sposób świadomy.

Jest to wizja wyidealizowana, ale uważam, że im bliżej rzeczywistość będzie do niej przystawać, tym większe będą korzyści dla odbiorców i nadawców. Tymczasem np. tydzień przed wizytą prezydenta Trumpa wiedziałem, która telewizja zafunduje nam propagandowy serial wmawiający nam, jak wielkim i silnym krajem jesteśmy, a która za wszelką cenę będzie umniejszać znaczenie tej wizyty. Podobnie sprawa wygląda przy wprowadzaniu ważnych ustaw, wizytach dyplomatycznych, uroczystościach. (…)

W społeczeństwie funkcjonuje również stwierdzenie, że media są czwartą władzą. Po pierwsze władza to wywieranie wpływu, aby osiągnąć konkretny cel, a więc media nie powinny uczestniczyć w tym procesie. Po drugie, nie mogę zgodzić się z tym określeniem, ponieważ wiele środków masowego przekazu pozostaje dzisiaj na usługach polityków i innych wpływowych grup. Więc właściwsze byłoby nazywanie ich ewentualnie przydatnym narzędziem w rękach władzy. Zakładając oczywiście, że najważniejszą władzą w Polsce są trzy elementy wymienione w trójpodziale władzy. Co do tego też można mieć wątpliwości.

Cały felieton Michała Bąkowskiego pt. „Media czwartą władzą w Polsce?” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Michała Bąkowskiego pt. „Media czwartą władzą w Polsce?” na s. 5 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Wznowienie pracy Walcowni Blach BATORY ma nastąpić pod koniec roku. Przejęcie majątku w upadłości wiąże się z problemami

Jeżeli my, „prości” ludzie, widzimy, że coś śmierdzi i wielką niechęć syndyka do załatwienia tego, i obojętność sędzi komisarz, to gdzie są służby odpowiedzialne za pilnowanie takich cwaniaków?

Stanisław Orzeł

Krzysztof Mikuła, wiceprezes WĘGLOKOS-u ds. Grupy Kapitałowej powiedział 3 lipca 2017 r., że Grupa w pierwszej kolejności musi się skoncentrować na restrukturyzacji Huty „Pokój”.

Natomiast wznowienie pracy Walcowni Blach „Batory” ma nastąpić dopiero pod koniec roku. (…) Aktualnie najważniejsza jest „kwestia wznowienia produkcji po prawie dwuletniej przerwie. – Najpierw musimy osiągnąć zdolności produkcyjne bazując na podstawowym asortymencie. (…)

Na rynku blach grubych produkcja światowa osiąga ok. 250 mln ton/rok, produkcja europejska to ok. 11 mln ton/rok, natomiast w Polsce – zaledwie ok. 0,34 mln ton/rok. Przy jawnym zużyciu blach grubych na naszym rynku na poziomie ok. 0,9–1,0 mln ton/rok, oznacza to, że import stanowi ok. 80 proc. (…)

Zaistnienie na rynku, na którym nie funkcjonowało się przez wiele lat, wymaga czasu, pokory i wytężonej pracy.

Na forum internetowym pracowników Walcowni Blach Grubych „Batory” można znaleźć ciekawy przegląd opinii z ostatniego okresu przed jej przejęciem przez WĘGLOKOKS (za: http://www.gowork.pl/opinie_czytaj,1012378,0,0,115 dostęp 2017. 07. 13).

„Najpierw chcemy nasze zaległości placowe, urlopowe i opłacony ZUS”. „Postojowe się należy i nikogo nie powinno interesować, czy ktoś robi, czy nie!!”. „Nikt się nie da pocieszyć kasą, nawet jak dostaniemy zaległe. Wszystko pójdzie w opłaty zaległe. Kredyty-chwilówki, Prowident, Kruk, Ultimo itp. Ach… szkoda słów…” „Z sądami ja mam już dosyć… ale jak trzeba będzie, to – no, ok… zobaczę… Jednak z jakiej racji podarować syndykowi złotówkę? Ja wiem, że nie zobaczymy całych zaległych. Niestety”.

„I na ch… piszecie kwoty nie wiadomo jakie, ile – na tym forum??? Kur…. Ludzie pogodejcie sie przi kawie abo na piwie takie rzeczy. Jeszcze się nienauczyliście gymby na kłótka trzymać…. Jasne, myślcie dalej tak: jubilaty dostaniecie, wczasy pod gruszą itp. Niech ta sprawa się zakończy, a potym idzie dalyj myśleć… A wy znów… A wy robicie to samo, co kierownik: jeszcze nic nie ma, a już budować plany z niczego. Japier…!”

„Olmet na pewno nie wjedzie na Walcownię. Mam nadzieję, że nie będą mieli możliwości przekonać się, do czego zdolni są zdesperowani pracownicy Walcowni!! Nawet śrubki nie dacie rady wykręcić bez szumu w mediach i fali protestów z okupacją Walcowni włącznie!!!”

„Zawsze jak zbliża się termin rozstrzygnięcia, syndyk funduje sobie (albo ktoś) wyjazd – początek maja. Później wyskakuje firma kogucik, która przez „chęć” kupna wszystko blokuje. Pytanie jest takie: jeżeli my, „prości” ludzie, widzimy, że coś śmierdzi i wielką niechęć syndyka do załatwienia tego w jak najkrótszym czasie, a obojętność sędzi komisarz jest porażająca, to gdzie są służby odpowiedzialne za pilnowanie takich cwaniaków”?

„Witam z Huty Pokój. Czytom wasze wypowiedzi od dłuższego czasu i ciesze się, że się wom udało. Muszą jednak zwrócić uwaga na jedna kwestia: jak wiecie nasza huta jest pod Węglokoksem od zeszłego roku. Dużo im zawdzięczamy, ale niestety robimy za 15–17 PLN na godzina bez – jak to ktoś od wos pisoł – premi uznaniowy i nadgodzin. Możecie sobie w prosty sposób policzyć, jak wyglądają nasze zarobki. Pozdrawiom”…

Sposób potraktowania dzielnej załogi walcowni przez syndyka i wchodzące w rolę jej nowego pracodawcy władze spółki ZEM2 świadczy nie tylko o niskiej kulturze prawnej. Wystawia im po półtora roku grillowania tych pracowników na wolnym ogniu prawniczo-biznesowych rozgrywek – najniższą ocenę moralną. Stanowi to zły prognostyk na przyszłość, a w kontekście ostrzeżenia ze strony „Hutnika” z Huty Pokój – musi u tych ludzi budzić zrozumiałe obawy. W interesie nowego pracodawcy i rządu Rzeczypospolitej, który przez swoich ministrów zaangażował się w unormowanie sytuacji WB „Batory” leży zadbanie o to, aby te obawy nie znalazły uzasadnienia. Tego wymaga polska racja stanu: nie tylko tu, na Śląsku, ale i na polskim morzu, i nad wschodnimi granicami.

I te nauki z koszmaru półtorarocznej gehenny pracowników Walcowni „Batory” należy przyswoić tak na szczeblu ministerialno-rządowym, jak i większości parlamentarnej.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Niebezpieczne sygnały WĘGLOKOKS-u w sprawie Walcowni Blach „Batory” znajduje się na s. 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Niebezpieczne sygnały WĘGLOKOKS-u w sprawie Walcowni Blach „Batory” na s. 3 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Słowacy o swoje wartości walczą, może nie w sposób ostentacyjny, i w niektórych przypadkach udaje im się zwyciężyć.

Słowacy obawiają się dominacji Polski w regionie i często znajdują na to dowody. Wiele spraw między np. Węgrami i Polską rozgrywa się ponad głowami Słowaków, a Słowacy są na to bardzo wrażliwi.

Aleksander Wierzejski
Ryszard Zwiewka

Upadały systemy, upadały mury, zmieniał się świat dookoła. Ja te zmiany było widać stąd, z Bratysławy?

Najpierw to, co się działo w Polsce w roku 80. Było to bardzo widoczne i my, Polacy mieszkający w Czechosłowacji jeszcze wtedy, przeżywaliśmy to bardzo intensywnie i bardzo głęboko. Wszystko – powstanie Solidarności, informacje o tym w prasie czeskiej i słowackiej, zupełnie nieprawdziwe z porównaniu z tym, co widzieliśmy, jadąc do Polski. Te ataki na wszystko, co się w Polsce działo, na Solidarność; negatywne publikacje o ludziach Solidarności. Do dzisiaj jeszcze mam taką książeczkę napisaną przez rosyjskich autorów i wydaną albo dystrybuowaną na Słowacji. Do tej pory bulwersuje mnie to, co się tam pisało o Polsce.

Potem przyszła zmiana, manifestacje w listopadzie ’89 roku. W Polsce nie mogłem, ale tutaj chodziłem na wszystkie manifestacje i byłem świadkiem wszystkiego.

Ale jeszcze kilka lat przedtem była wielka demonstracja na Hviezdoslavovom námesti, czyli na placu Hviezdoslava – pierwsza wielka manifestacja po roku ’45. Ludzie wierzący wystąpili w obronie swojej wiary i w obronie Kościoła. W hotelu mieścił się sztab policji, siedzieli tam też przedstawiciele komitetu centralnego partii, obserwując wszystko.

Plac był zabarykadowany przez oddziały policji. Tylko grupa 200–300 demonstrantów przedostała się i z zapalonymi świeczkami demonstrowała w imię swojej wiary i praw Kościoła. Z samochodów polewano tych modlących się ludzi wodą – był marzec, zimno – wciągano ich do samochodów i tak dalej.

To był pierwszy taki zryw ludności Słowacji w obronie praw człowieka. A potem przyszedł rok ’89 i lawina ruszyła. Szkoda, że tak późno, bo Czechosłowacja rzeczywiście jako jedno z ostatnich państw strefy wpływów sowieckich ruszyła do zrywu, ale z drugiej strony trzeba powiedzieć, że wszystko było chyba przygotowane.

Słowacy nazywają to rewolucją, ja uważam, że był to przewrót. Przewrót delikatny, opracowany, przygotowany. Oczywiście dysydenci, którzy brali w tym udział, o tym nie wiedzieli. Trzeba im oddać cały honor i cześć. Ale z perspektywy czasu i z tego, co widziałem, co się pojawiało w gazetach, można było wyciągnąć wnioski, że wszystko było przygotowane przez komunistów, bo przejście z systemu komunistycznego do postkomunistycznego odbyło się w sposób wyjątkowo łagodny. (…)

Przejdźmy teraz do roku 2017. Europa się laicyzuje. We Francji muzułmanie powoli zdobywają znaczenie polityczne. Jakie miejsce dla siebie widzi w tej sytuacji Słowacja? Czy nie niepokoi jej ten trend laicyzacji, bardzo widoczny na wszystkich poziomach Unii Europejskiej?

Oczywiście, że ten trend jest bardzo niepokojący i Słowacy, tak jak Węgrzy czy Polacy, obawiają się tego wszystkiego, co jest teraz na Zachodzie. Słowacy, Polacy i Węgrzy przyjęli wspólne stanowisko, jeśli chodzi o przyjmowanie imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Grupa Wyszehradzka miała wspólnie występować w tej sprawie. Ale jednak w pewnym okresie czasu rząd polski zdecydował się nie przestrzegać postanowień podjętych na spotkaniach Grupy Wyszehradzkiej. Wtedy Polska straciła w oczach Słowaków. (…)

Czy Słowacy widzą, że obecny rząd jest inny niż ten do 2015 roku?

Słowacy wiedzą, że ten rząd jest inny, ale przekaz jest taki, że ten rząd jest zły, gorszy niż poprzedni. Wszystkie informacje w mediach słowackich pochodzą z Zachodu, a informacje mediów zachodnich są powtarzane za odpowiednimi mediami z Polski, takimi jak TVN24 czy „Gazeta Wyborcza”.

Media słowackie nie mają w Polsce własnych korespondentów?

Nic o tym nie wiem, ale czytam blogi niektórych Słowaków, a konkretnie pewnego Słowaka, który mieszka w Polsce, a on powtarza to, co usłyszy w TVN24, przeczyta w „Newseeku” i innych tego typu wydawnictwach czy mediach. Inne poglądy nie przebijają się do świadomości Słowaków. (…)

Co powinniśmy jako Polska zrobić, by kraje sąsiednie – Czechy, Słowacja – bardziej się kierowały w swoich dążeniach naszym wspólnym interesem? Żeby Słowacja uważała, że to będzie dla niej opłacalne?

Nie jestem ekspertem w tych sprawach, ale chyba trzeba bardziej zbliżyć się do Słowaków i do Słowacji, spróbować lepiej ich zrozumieć. Chcę powiedzieć jedno: Słowacy obawiają się dominacji Polski w naszym regionie i często znajdują na to dowody. Wiele spraw między na przykład Węgrami i Polską rozgrywa się ponad głowami Słowaków, a Słowacy są na to bardzo wrażliwi. Tak, że ja bym proponował, żeby wszystkie kroki w ramach Grupy Wyszehradzkiej, a szczególnie bilateralnych stosunków polsko-węgierskich, podejmowano w taki sposób, żeby Słowacja o tym wiedziała. (…)

Cały wywiad Aleksandra Wierzejskiego z Ryszardem Zwiewką pt. „Nie ma lepszych relacji niż między narodami czeskim i słowackim” znajduje się na s. 9 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Aleksandra Wierzejskiego z Ryszardem Zwiewką pt. „Nie ma lepszych relacji niż między narodami czeskim i słowackim” na s. 9 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Ludzkie działanie nadaje sens historii, a historycy są nie tyle posiadaczami prawdy, co jej poszukiwaczami.

Czy w ówczesnej polityce było pełno nieporozumień, krótkowzroczności i marnotrawstwa sił i krwi narodu, czy może raczej sporo rozsądku i racjonalnego dostosowania się do istniejących warunków?

Zdzisław Janeczek

Jeden z najnowszych tomów renomowanego wydawnictwa Arcana, zatytułowany Czy historycy piszą prawdę?, zawiera zbiór rozproszonych tekstów prof. zw. Instytutu Historii PAN Władysława Zajewskiego – znanego badacza dziejów powstań narodowych i dyplomacji europejskiej XIX wieku oraz autora wyśmienitej biografii twórcy hymnu narodowego Józefa Wybickiego. (…)

Warto także podkreślić, iż W. Zajewski nie należy do grona „oświeconych” admiratorów Stanisława Augusta Poniatowskiego i jego politycznej filozofii „mniejszego zła”. Historyk ten jednoznacznie opowiada się po stronie swojego bohatera Józefa Wybickiego, który najchętniej przedstawiał się jako pułkownik konfederacji barskiej, mimo iż Tadeusz Kościuszko w lipcu 1794 r. nadał mu rangę generała-majora milicji ziemiańskiej. W. Zajewski na wielu stronach książki wytyka ostatniemu monarsze popełnione grzechy i błędy polityczne. Zaprezentowany w tomie zbiór tekstów stanowi poważny wkład w znajomość problematyki niepodległościowej XIX stulecia. (…)

W. Zajewski walczy z wszelkimi przejawami oportunizmu, kapitulanctwa, kunktatorstwa, zdrady narodowej i broni sensu wielkich zrywów niepodległościowych, od konfederacji barskiej po powstanie 1863 roku. Aprobuje różne nurty ruchów dobijających się o suwerenność dla Rzeczypospolitej. W kręgu jego dociekań znaleźli się bohaterowie konfederacji barskiej, wojny w obronie Konstytucji 3 maja, powstań 1794, 1830/1831 i 1863 roku.

Z dużą dociekliwością śledził dokonania reformatorów Sejmu Czteroletniego, Józefa Wybickiego (w kontekście napoleońskiej idei „Jednej Europy”), Michała Ogińskiego, Tadeusza Kościuszki, Joachima Lelewela i księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Opowiada się jednoznacznie po stronie szermierzy wolności zarówno w wymiarze indywidualnym, jak narodowym, społecznym i politycznym.

Zwraca uwagę na trudny dylemat, przed jakim postawiono Polaków po 1815 r.: czy mają się „bogacić i cywilizować”, czy też „wybrać niepodległość i konflikt z Rosją”. Wybór rodaków tłumaczył oceną markiza Astolphe`a de Custine`a, iż nie mogą obok siebie istnieć dwa systemy: despotyczny i konstytucyjny. Rozumiał także determinację wschodniego sąsiada, który bez zdominowanej Polski w granicach sprzed 1772 r. „znikał z Europy”.

Zawsze był zdecydowanym przeciwnikiem „fałszywej świadomości historycznej, budowanej na filozofii marksistowskiej”, która jawi mu się w postaci „zatrutego czadu” minionej epoki. Bezkompromisowo rozprawia się z marksistowskim mitem rewolucji. (…)

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Czy historycy mówią prawdę?” znajduje się na ss. 8 i 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Czy historycy mówią prawdę?” na ss. 8 i 9 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Ateista nie uznaje Boga poza sobą. Jego typowym bogiem staje się on sam i jego niezwykle silna żądza seksualna

Człowiek „wyzwolony seksualnie”, czyli „wyzwolony z rozumu, wartości i etyki”, jest w istocie zniewolony przez swoje żądze. Jest jak zaprzęg, w którym konie są mocniejsze niż woźnica.

Ks. Dariusz Oko

Gender to kolejna utopijna ideologia ateistów, tym razem przeznaczona dla tych, dla których bogiem stał się seks. Każde życie wymaga bowiem jakiegoś uzasadnienia, jakiegoś światopoglądu. Także życie kogoś, kto popadł w nałóg seksu, jak wiele współcześnie żyjących osób.

Nawrócenie z mocnego, zakorzenionego nałogu jest bardzo trudne, dlatego wielu zamiast tego wybiera drogę racjonalizacji. W filozofii i psychologii znane są dziesiątki mechanizmów racjonalizacji. Jej współczesną odmianą, stosowaną przez ludzi zdominowanych przez seksualność, jest właśnie teoria gender.

Samookłamywanie, pozorne rozumowe tłumaczenie i uzasadnianie swojego postępowania jest oczywiście o wiele łatwiejsze niż walka z nałogiem, przynosi chwilową ulgę jako znieczulenie rozumu i sumienia. Według reguły: „Jeśli nie żyjesz, jak myślisz, to będziesz myślał, jak żyjesz”.

Teoria gender to głównie dzieło rozumu ateistycznego, gdyż to przede wszystkimi ateiści są jej prekursorami, twórcami oraz propagatorami. Widać to również w Polsce, gdzie najbardziej przekonani, walczący genderyści są zarazem najbardziej przekonanymi, walczącymi ateistami – jak profesorowie filozofii Jan Hartman i Magdalena Środa, prawnik Magdalena Fuszara oraz polityk Janusz Palikot. (…)

Ateizm był i pozostaje poglądem mniejszości (a nawet zjawiskiem marginalnym), czymś w granicach jednej z wielu możliwych umysłowych aberracji. W naszych czasach rozprzestrzenia się jedną z dwóch bardzo złych dróg. Pierwsza to narzucanie go poprzez krwawy terror i liczone w milionach ofiar masowe ludobójstwa – jak w Związku Radzieckim, Chinach, Kambodży czy Korei Północnej. Druga to otępienie przejedzonych, przesyconych społeczeństw bogatego Zachodu, gdzie coraz więcej ludzi skupia swoje zainteresowania jedynie na konsumpcji i trawieniu, a nie samym życiu i jego sensie. (…)

Ateizm również jest jedynie swego rodzaju wiarą, tyle że szczególnie słabo uzasadnioną i wybitnie prymitywną. Można powiedzieć, że jest w istocie wiarą najbardziej nieracjonalną. (…)

Pomimo tego poszczególni ateiści mogą okazać się osobami, które swoimi zaletami intelektualnymi i moralnymi przewyższają wielu teistów. Święta Edyta Stein, która długie lata przeżyła jako szlachetna ateistyczna filozof, po swoim nawróceniu mówiła, że kto szczerze szuka prawdy, ostatecznie szuka Boga. (…)

Ateista – zgodnie ze swoją wiarą w to, że istnieje tylko materia – uważa zazwyczaj samego siebie za jedynie przypadkowy produkt ewolucji, za trochę tylko bardziej inteligentne zwierzę. Ma dlatego nieuchronną tendencję do przeceniania w sobie tego, co zwierzęce, a niedoceniania tego, co duchowe. Nawet do odrzucania całej sfery duchowej.

Chętnie tłumaczy zatem to, co człowiecze, poprzez to, co zwierzęce; to, co duchowe, poprzez to, co biologiczne, fizjologiczne. Niekiedy nawet redukuje pierwsze do drugiego, wyższe do niższego, przez co cofa się w ewolucji. Nieraz argumentacja ateistyczna sprowadza się do nakazu: „Czyńmy tak, bo tak zachowują się zwierzęta”.

Każdy potrzebuje jakiejś wartości centralnej i najwyższej, ześrodkowującej oraz organizującej całe jego życie (albo zespołu takich wartości). Bezwzględność tej potrzeby widać szczególnie wyraźnie w totalitarnych państwach ateistycznych, które natychmiast, równolegle do eksterminacji religii i praktykujących wiernych, wprowadzają nowe formy quasi-religijne, w których cześć boską oddaje się najczęściej partii oraz jej liderom.

Taką namiastką Boga może stać się wiele rzeczy. Można jednak zauważyć pewne preferencje związane z ateistycznym przecenianiem siebie, a zarazem z redukowaniem siebie do fizyczności. Szczególnie uprzywilejowane są tutaj władza, bogactwo i zaspokajanie potrzeb zmysłowych, które mamy wspólne ze zwierzętami.

Cały artykuł ks. Dariusza Oko pt. „Dzieło rozumu ateistycznego” znajduje się na ss. 6 i 7 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł ks. Dariusza Oko pt. „Dzieło rozumu ateistycznego” na ss. 6 i 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Z dr. Herbertem Kopcem z Uniwersytetu Śląskiego nie mam nic wspólnego – ogłosił dr Hubert Kupiec ze Szczecina

W (dominujących) kręgach lewicowo-liberalnych pedagogicznych salonów od lat mam mocno zszarganą opinię. Ledwo mnie tu znoszą. Nie ma bowiem między nami, jak to się dziś mówi, chemii.

Herbert Kopiec

Nie od dziś lewackie siły postępu mają mnie na oku. Mam to nawet w jakimś sensie udokumentowane. Oprócz postanowień komisji dyscyplinarnych ds. nauczycieli akademickich, wyroków Sądu Pracy prawomocnie orzekających o wyrzuceniu, ale i przywracających mnie do pracy, anonimów, w których rozpoznano we mnie m.in. „homofoba, ksenofoba i religijnego fanatyka”. (…)

Kogo, przykładowo – no może właśnie oprócz Kopca – poirytowałaby wypowiedź pewnej pani profesor z szacownego uniwersytetu (miłosiernie pomińmy jej nazwisko) – która bez większej skromności zapewniwszy uczestników osławionego dyskursu pedagogicznego (w tym piszącego te słowa) o swoich najwyższych kompetencjach w zakresie znajomości filozofii klasycznej oraz współczesnej ideologii postmodernizmu – równocześnie poinformowała, że odnosi się do tych opozycyjnych/sprzecznych względem siebie nurtów myślenia – z tym samym najwyższym szacunkiem?

Jak myślisz, Czytelniku: czy ktoś na to zareagował, zgłosił wątpliwość, zadał pytanie? Niestety nie. (…)

Oświadczenie. Informuję, że ze względu na podobne brzmienie mojego imienia i nazwiska mylnie identyfikuje się moją osobę z wypowiedziami i artykułami Pana dr. Herberta Kopca z Uniwersytetu Śląskiego, z którym nie mam nic wspólnego. Dr Hubert Kupiec, Uniwersytet Szczeciński.

Informuję o tym dość kuriozalnym incydencie z niejakim opóźnieniem. Do zainteresowanych (w tym nadawcy/nadawców (?) i do mnie (Herberta Kopca) także on w końcu dotarł. Choć tak przecież być nie musiało, bo Oświadczenie zostało zamieszczone w niszowym, branżowym, acz oficjalnym, prestiżowym Biuletynie Informacyjnym Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. (…)

Nie ukrywam, że lektura Oświadczenia w pierwszym oglądzie nasuwała myśl o nieszczęśliwym wypadku przy pracy (o czym będzie za chwilę), bo charakter, treść Oświadczenia nijak przecież nie przystaje do elitarnego, poważnego miejsca, w którym się ukazało.

Jakże to, pomyślałem dobrodusznie i naiwnie zdziwiony: oto w oficjalnym Biuletynie Polskiej Akademii Nauk, w którym pomieszczane są ważne informacje poważnych instytucji państwowych zarządzających akademicką pedagogiką, ni w pięć, ni w dziewięć ukazuje się informacja jakby – za przeproszeniem – z magla wzięta. Zachowanie autora Oświadczenia (ale tylko pod pewnym względem) przypomina zapobiegliwą ostrożność byłej małżonki pijaka, która już po rozwodzie – profilaktycznie – w lokalnej gazecie ogłosiła (w dziale „Ogłoszenia płatne”): za długi mojego byłego męża nie odpowiadam.

Jest oczywiście różnica zasadnicza. Była małżonka pijaka ma zazwyczaj rzeczywiste powody odcięcia się od swojego eksmałżonka. Może on przecież być dla niej hipotetycznie nadal niebezpieczny, choćby w obszarze sygnalizowanych zobowiązań finansowych. Nie da się tego powiedzieć o (nieznanym mi osobiście) panu doktorze z Uniwersytetu Szczecińskiego, noszącym podobnie do mojego brzmiące imię i nazwisko.

Jakoż zauważmy, mój szanowny prawie imiennik nie zdecydował się ujawnić, dlaczego (ewentualne, mylne) identyfikowanie go z Herbertem Kopcem byłoby mu nie na rękę i niemiłe (?). I z tego powodu zrobił to, co zrobił.

Taki już mam paskudny charakter, że jakieś licho podkusiło mnie, aby incydent próbować zrozumieć i wyjaśnić. Drogą telefoniczną i u samego źródła. W króciutkiej i gwałtownie przerwanej (nie z mojej winy) rozmowie zorientowałem się jednak, że jestem naiwnym pięknoduchem. Od samego początku rozmowa Kopca z Kupcem, najdelikatniej mówiąc, nie kleiła się. Zostałem pouczony, iż żyjemy w wolnym kraju i nie trzeba się nikomu tłumaczyć z podjętych decyzji i wyborów. Dotyczy to także udziału w dyskursie pedagogicznym bądź rezygnacji z niego.(…)

Tak czy owak, do rozmowy o potrzebie dyskursu pedagogicznego nie doszło. Było jak w czeskim filmie: nie wiadomo, o co chodzi. A szkoda.

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Wszystkie chwyty dozwolone…”, znajduje się na s. 5 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Wszystkie chwyty dozwolone…” na s. 5 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Alex Herbst – opowieść jak z Hitchcocka. Zapomniany polski lotnik, który nie chciał mówić, że jest bohaterem

Młodzi ludzie byli wtedy przepojeni literaturą romantyczną, ale nie było tak, że oni wycierali sobie usta słowem ‘patriotyzm’. Nic takiego nie było. Wszyscy to czuli, ale nikt tego słowa nie używał.

Luiza Komorowska, Antoni Opaliński
Sławomir Ciok

W wieku 99 lat zmarł w Edmond w USA kapitan Witold Aleksander Herbst, pilot polskich dywizjonów lotniczych 303 i 308 walczących w bitwie o Anglię. Jest Pan autorem filmu dokumentalnego o lotniku Alexie Herbście, a także jednym ze współautorów filmu, na który czeka bardzo wiele osób – filmu fabularnego o Dywizjonie 303.

Moje spotkanie z Alexem Herbstem kilka lat temu zaowocowało tym, że znaleźliśmy nić porozumienia, która po pewnym czasie umożliwiła mi realizację filmu, w którym pokazane jest całe jego życie. To jest pełnowymiarowy film, robiony według amerykańskich reguł. Było to możliwe dzięki osobowości jego bohatera, która potrafiła ożywić ten film i pomóc mi udźwignąć temat.

Jak Pan znalazł zapomnianego bohatera?

Zawsze szukałem ludzi, którzy niosą w sobie ciekawe, nieopowiedziane historie i byliby gotowi podzielić się ze mną wspomnieniami, spostrzeżeniami, swoją osobowością. W Ameryce każde spotkanie zaczyna się od tego: opowiedz mi swoją historię. I tam od razu przechodzi się do konkretów, a później jest czas na dopytywanie o szczegóły. Nie traci się czasu na przypominanie całej historii, tylko skupia się na najważniejszym, na dzisiejszej perspektywie. W tym przypadku opowiadamy o czasach wojny kilkadziesiąt lat po niej, pewne rzeczy wiedząc, pewnych wciąż nie wiedząc, ale przyjmujemy współczesną perspektywę, dla dzisiejszych, normalnych ludzi, niekoniecznie fascynujących się historią. (…)

Przez te kilka lat zdążył Pan pewnie poznać Alexa Herbsta i zaprzyjaźnić się z nim?

Wydaje mi się, że poznałem go dość dobrze i też – co było istotne dla mnie – w pewnym momencie zorientowałem się, że zasłużyłem sobie, to jest najlepsze słowo: zasłużyłem sobie na to, żeby uważał mnie za przyjaciela. To zaszczyt, żeby osoba tego pokroju doszła do wniosku, że jestem jej przyjacielem.

Jak to się stało, że jeden z żyjących jeszcze bohaterów, lotnik słynnego Dywizjonu 303, został zapomniany?

Ja też długo się nad tym zastanawiałem i opracowałem sobie taką teorię patriotyzmu deklaratywnego. Wiele osób w Polsce deklaruje patriotyzm, przywiązanie do pewnych wartości, takich, nie waham się użyć tego słowa, marek, jak Dywizjon 303, ale na deklaracjach to wszystko się kończy. I to jest właśnie patriotyzm deklaratywny. (…)

Na koniec wyszła taka opowieść jak, nie przechwalając się, u Hitchcocka. Zaczęliśmy od trzęsienia ziemi, jak powiedział jeden z dramaturgów oglądających film, i napięcie do końca się utrzymało.

Opowieść o jego życiu jest skonstruowana według amerykańskiego schematu: cały film składa się z drobniejszych, zamkniętych historii, a każda z nich ma swój sens, początek, rozwinięcie, zakończenie. I te wszystkie historie starałem się poukładać w taki sposób, żeby tworzyły dramaturgicznie całość. (…)

Co w tym filmie ujmuje ludzi?

Ujmuje przede wszystkim jego osobowość. I to jest koszmarny sen niektórych historyków, którzy woleliby tę rzeczywistość widzieć troszeczkę inaczej, bardziej uładzoną, nawiązującą do tego patriotyzmu deklaratywnego.

W moim filmie słowo ‘patriotyzm’ chyba ani razu nie pada. Jednak każdy, kto go obejrzy, nie ma wątpliwości, z czym ma do czynienia. I o to mi chodziło – nie, żeby deklarować pewne istotne rzeczy, tylko żeby widzowie poczuli, o co chodziło mnie i samemu Alexowi Herbstowi, który odważył się powierzyć mi swoją historię.

Czy Alex Herbst miał żal do Polski? Trudno znaleźć winnych tego, że kontakty się urwały.

Największy żal miał do Sowietów i do całego systemu komunistycznego. Rozmawialiśmy bardzo otwarcie o kwestiach historycznych, bez silenia się na poprawność. Niemcy zaatakowali Polskę i rozpoczęli II wojnę światową; trudno było mieć do nich pretensje, że prowadzili wojnę po zaatakowaniu Polski. Ale to, co robili Sowieci i to całe zakłamanie utrzymywane przez lata w związku z zaatakowaniem i okupacją Polski – to było nie do pomyślenia i to była największa zadra w nim samym. Mniejszą pretensję miał do Niemców o zamordowanie ojca niż do Sowietów o to, co zrobili z matką. (…)

A jak by się zachował pilot tamtych czasów we współczesnym myśliwcu?

W ramach działań filmowych zorganizowaliśmy Alexowi Herbstowi lot Dreamlinerem. Pokazaliśmy to później jednemu z prominentnych generałów polskiego lotnictwa, byłemu szefowi całego wyszkolenia. Powiedział, że Alex Herbst przez lata zachował wszystkie odruchy, które powinien mieć pilot. Okazuje się, że jeśli pilot wyszkolony na nawet bardzo prymitywnym samolocie opanuje wszystkie podstawowe techniki pilotażu, to te wszystkie umiejętności nawet w najnowocześniejszej kabinie samolotu pasażerskiego są mu potrzebne, a technologia jedynie go wspomaga. (…)

Cały wywiad Luizy Komorowskiej i Antoniego Opalińskiego ze Sławomirem Ciokiem, pt. „Zapomniany bohater, który nie chciał mówić, że jest bohaterem”, znajduje się na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Luizy Komorowskiej i Antoniego Opalińskiego ze Sławomirem Ciokiem, pt. „Zapomniany bohater, który nie chciał mówić, że jest bohaterem” na s. 12 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Ksiądz na trudne czasy. Działalność Sługi Bożego ks. prof. Stefana Wyszyńskiego w latach niemieckiej okupacji

Kardynał Stefan Wyszyński – Prymas Tysiąclecia, mąż stanu i polski bohater narodowy – pełnił posługę duszpasterską w powstaniu warszawskim jako kapelan rejonowy Armii Krajowej ps. Radwan III.

Piotr Edward Gołębski

Z polecenia ks. bpa Michała Kozala, ordynariusza włocławskiego, ks. Stefan Wyszyński opuścił Włocławek we wrześniu 1939 r. Pozostawił profesurę w Wyższym Seminarium Duchownym, diecezjalny dyrektoriat Dzieł Misyjnych, Sąd Biskupi, Akcję Katolicką, Solidację Mariańską oraz redakcję dziennika „Słowo Kujawskie” i miesięcznik „Ateneum Kapłańskie”. Zaprzestał konferencji z katolickiej etyki i nauki społecznej w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży i Tygodniach Społecznych „Odrodzenie”. Nie mógł wykładać dla licznej rzeszy członków Chrześcijańskich Związków Zawodowych i Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego skupiających pracowników z miejscowych i okolicznych zakładów pracy – m.in. z dużej fabryki papieru „Celuloza” oraz z miejsc pracy rzemieślniczej.

Uchodząc przed Niemcami, udał się do rodzinnego Wrociszewa, skąd na prośbę ks. Władysława Korniłowicza oraz ordynata Aleksandra Zamoyskiego i jego żony Jadwigi schronił się w ordynacji kozłowieckiej. Posługiwał się dokumentem na nazwisko „Okoński”. (…) Po prawie dwuletnim pobycie w Kozłówce, jesienią 1942 r. ks. Wyszyński został zaproszony do Lasek przez Matkę Elżbietę Czacką i ks. Korniłowicza – swego ojca duchownego – do pomocy w bardzo licznych duszpasterskich obowiązkach, także w Warszawie. (…)

Powadził konspiracyjną pracę oświatową. Na nauki ulubionego ks. prof. Stefana Wyszyńskiego przyjeżdżali studenci z Warszawy. Słuchali wykładów z katolickiej etyki społecznej, katechetyki oraz pedagogiki katolickiej. Wykłady rozpoczynała Msza św. w laskowskiej kaplicy, którą odprawiał ks. Wyszyński – nazywany konspiracyjnie „siostrą Cecylią”.

Cały artykuł Edwarda Piotra Gołębskiego pt. „Ksiądz na trudne czasy” znajduje się na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Edwarda Piotra Gołębskiego pt. „Ksiądz na trudne czasy” na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Wasza Eminencjo, w Poranku Wnet usłyszałam o powołaniu komisji Episkopatu ds. walki ze „szlachecką tradycją pijaństwa”

Szkoda, że przy Episkopacie nie ma komisji do walki z neomarksizmem, który niszczy tożsamość człowieka, wypiera Boga z dusz, rozbija rodzinę, marginalizuje i szykanuje ludzi sprzeciwiających się temu.

Bożena Ratter

(…) Czemu Episkopat nie walczy z mafią, która ustawicznie, pod patronatem „Gazety Wyborczej”, w pismach psychologicznych, socjologicznych, kosmetycznych, młodzieżowych, w działalności teatralnej, kinowej, telewizyjnej itp. niszczy tożsamość człowieka, wyśmiewa Boga, kulturę łacińską, oczernia relacje rodzinne, tradycję, miłosierdzie i miłość do człowieka wyznania rzymskokatolickiego?

Czemu nie podaje do publicznej wiadomości faktu, iż w Londynie powstało 490 meczetów, a zamknięto 500 kościołów? Bo wszak nie o likwidację religii chodzi, ale likwidację chrześcijaństwa (islam, buddyzm, wiara we wróżki, gusła, talizmany promowane są przez kulturotwórcze środowiska „Gazety Wyborczej”, środowiska LGBT, w prasie, mediach, kinach, teatrach), byśmy – odczłowieczeni – dali się manipulować twórcom nowoczesnej odmiany doktryny marksizmu (starej, w postaci stalinizmu, nie udało się człowieka zniszczyć).

Marksizm kulturowy skutecznie wychowuje kolejne pokolenie wrogów Boga, a wielu przedstawicieli Kościoła udaje, że tego nie widzi (zwłaszcza w Warszawie, która wpływa na świadomość Polaków również spoza Warszawy).(…)

Dlaczego przy Episkopacie nie powstała Komisja, która pomagałaby powstrzymać (leczyć) wchodzenie w związki partnerskie (hetero i homo) księży? Ten fakt bulwersuje parafian, zwłaszcza na prowincji, gdzie jest to bardziej widoczne. Fakt ten przyczynia się do odchodzenia wiernych z Kościoła, obniża jego prestiż w oczach tych, których trwanie przy Kościele i tak już nadwyrężała marksistowska ideologia przez 70 lat.

Dlaczego nie ma Komisji, która ustawiczne dopingowałaby księży, by właśnie teraz, w okresie niszczenia Kościoła przez środowiska LGTB, dołożyli wszelkich starań, by zatrzymywać wiernych swoją bezwzględną wiarą dekalogowi, erudycją, autorytetem, zaangażowaniem i osobistym udziałem w aktywności wspólnoty?

Dlaczego księża tacy, jak ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski czy ks. Sławomir Żarski, którzy podobnie jak ks. Jarosław są wspaniałymi gospodarzami, niestrudzoną działalnością okazują miłość Bogu i wiernym, wspierają najbardziej potrzebujących, mają wiedzę, kulturę – nie są promowani jako wzór przez metropolitę warszawskiego, który nie sprzeciwia się ostro wojnie wypowiedzianej kulturze łacińskiej i religii chrześcijańskiej, a raczej wspiera działania przeciwne, w neomarksistowskim Tygodniku Powszechnym?

Cały list od słuchaczki Radia WNET Bożeny Ratter pt. „Gdzie ta Komisja?” znajduje się na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List Bożeny Ratter pt. „Gdzie ta Komisja?” na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

 

Miesięcznice, a teraz reforma sądownicza – co będzie następnym pretekstem do buntu lewicowych elit tracących przywileje?

Ministerialna sprawiedliwość walczy z niesprawiedliwą sędziowską sprawiedliwością, a jednocześnie narusza godność tych, którzy w tej samej sprawie miesiącami marzli jeszcze niedawno w namiocikach.

Stefan Truszczyński

W podstawówce przy ulicy Książąt Pomorskich w Sopocie był taki jeden wyższy od nas, który nie uznawał sprzeciwu. Nazywaliśmy go „Jumbo-bokser jajko”. Kto mu podpadł, dostawał w dziób. W klasie szóstej w połowie roku przyszedł nowy. Ani duży, ani mały. Ani gruby, ani chudy. Usiadł w ostatniej ławce i głosu nie dawał.

„Jumbo” postanowił go sprawdzić. Na przerwie w dość ciemnym korytarzu, niby przypadkiem, potrącił mocno Jasińskiego, bo tak się nasz nowy, żylasty koleś nazywał. Ów nawet nie podniósł opuszczonej nieco głowy i obszedł agresora. Brak reakcji rozzłościł szukającego zwady. Z obrotu kopnął go, przygarbionego, w kostkę.

– Ależ to prowokacja! – zakrzyknęliby dziś zgodnie posłowie PIS-u.

Co innego zrobił Jasiński. Też z obrotu. Strzelił prawym prostym. Celnie i silnie. W punkt – jak mówią. To jest w samą dziurkę podbródka, którą „Jumbo” posiadał. „Bokser jajko” padł, jakby rażony piorunem. Szkolna pielęgniarka długo nie mogła go docucić.

„Nie wolno dać się sprowokować” – słyszę wokół. „Opozycja bardzo się przygotowała do protestów”. Miesięcznice, a teraz reforma sądownicza – co będzie następnym pretekstem do buntu lewicowych elit tracących przywileje? W naszej sopockiej klasie „bokser jajko” po nokaucie już nie terroryzował kolegów. Ucichł, a po kilku dniach ojciec przeniósł go do innej szkoły.

(…) Do kościoła już nie strach chodzić i choć tam teraz dobrowolnie jest tłoczno – nikt nikogo w plecy nie wali i nie straszy. Można zresztą chodzić lub nie – w zakładzie kadrowy tego nie sprawdza.

„Przepraszam, czy tu biją?”. Nawet na manifestacjach nie biją. Policja trzyma się szpalerowo za rączki i z poświęceniem, własnym ciałem, oddziela agresywnych od potulnych. Najwyżej weźmie kogoś na te rączki i wyniesie. Racjonalizatorzy mogliby pomyśleć o skonstruowaniu specjalnych noszy do tego celu – z delikatnej materii i z paseczkami, by wynoszony krzywdy sobie nie zrobił. Wprawdzie nie wszyscy opozycjoniści to chudeusze.

Wielka nadzieja w tym, że prezydent Trump to nie Roosevelt, a Pani May nie zaciągnie kurtyny żelaznej, jak ongiś mister Winston. Pogromca Burów chwalił polskich lotników, gdy ginęli za Anglię. Ale o zdemobilizowanych generałów zupełnie już się nie troszczył.

To nauka. Liczmy tylko na siebie. Jeśli Niemiec będzie się z nami liczył, nie będzie nam dzieci kradł, a Rusek w potylicę jeńcom strzelał.

Może wśród delikatnych przywódców, którzy teraz żadną miarą nie chcą dać się sprowokować, znajdzie się znowu jakiś tam Naczelnik, który kłótliwą czeladź pogoni. Przecież połowa z nich nawet nie wie, czego chce, i choć bez własnego programu, blokuje innym niezbędne zmiany. Śpiewa się o takiej jednej przepióreczce, która latała, skakała aż się… (…)

Czerwoni władcy Polski denerwują się, że za nędzne dwa tysiące miesięcznie nie przeżyją. Oczywiście zupełnie ich nie obchodziło, że gromady wyrobników za połowę tej sumy przeżyć jednak musiały. Pyta teraz ważny były generał milicji, jak tu żyć za dwa tysiące. Może ten akurat nie kradł. Nie wiadomo, czy „paprykarz” ocalał, czy wyjechał na szparagi do Niemiec. Na szczęście z Anglii wielu już wraca. Na szczęście mają do czego.

Walka. Nie tyle o rząd dusz, co o portfele. Pamiętam Leszka Moczulskiego, gdy wyszedł z więzienia. Chudy był i papierową miał cerę. Siedział z kryminalistami. Teraz, niedawno trzymano w celi ze złodziejami i narkomanami Zygmunta Miernika, bo naruszył godność sędziego. Co rusz zamyka się Adama Słomkę, choć ten usunąć chce radzieckie symbole. Ministerialna sprawiedliwość walczy oczywiście zdecydowanie z niesprawiedliwą sędziowską sprawiedliwością, a jednocześnie narusza osobistą godność tych, którzy w tej samej sprawie miesiącami marzli jeszcze niedawno w namiocikach posypywanych śniegiem i polewanym deszczem. (…)

Cały artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Bokser Jajko” znajduje się na s. 20 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Bokser Jajko” na s. 20 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl