Trójmorze zalążkiem Europy nowego rozkładu sił i nowego punktu widzenia / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 97/2022

USA przekazały do Funduszu Trójmorza kolejne 300 mln dolarów na rzecz wzmocnienia tego porozumienia. W Rydze padło też stwierdzenie, że Trójmorze nie rozwinie się w pełni bez wolnej Ukrainy.

Projekt Trójmorza powstał w 2015 roku z inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy i prezydent Chorwacji Kolindy Grabar-Kitarović. Początkowo kpiono z samej idei. Przecież jest Unia Europejska i jej komisarze, jest pani Angela Merkel, jest prezydent Francji. Oni za nas ułożą sprawy Europy i świata. I układali aż do 24 lutego, gdy wyszło na jaw, że ich marzenie o daczach we Władywostoku rozpadło się. Przekonali się, że gazowy partner Berlina i umiłowany przez Angelę Merkel hodowca psów rasowych jest zbrodniarzem. Fundament niemiecko-francuskiej Europy zadrżał i okazało się, że Trójmorze może się stać zalążkiem nowej Europy, Europy innego rozkładu sił i innego punktu widzenia.

W maju i w czerwcu udało się Radiu Wnet odwiedzić dziesięć stolic. Wspólnym mianownikiem w wywiadach z prezydentami, ministrami obrony i innymi ważnymi politykami była konstatacja, że w ostatnich miesiącach wzrosło znaczenie Polski.

O tym pisałem już w czerwcowym „Kurierze WNET”. Ale warto to powtarzać, bo polska opozycja wobec sukcesów naszej dyplomacji robi wszystko, by je ośmieszyć. Byłem świadkiem takiego zdarzenia w Brukseli. Ponieważ działo się to na nieformalnym spotkaniu, nie będę podawał szczegółów. Ale w gorszący wszystkich gości (a było to towarzystwo międzynarodowe) sposób jeden z polityków opozycji kpił sobie z Polski, podważając wielki wysiłek zbudowania jej międzynarodowego autorytetu.

Od takich kpin Polska się nie zawali. Jej rola została podkreślona zarówno w czasie bukareszteńskiego szczytu, jak i na spotkaniu liderów Trójmorza w Rydze. Tam nie tylko Stany Zjednoczone przekazały do Funduszu Trójmorza kolejne 300 milionów dolarów na rzecz wzmocnienia tego regionalnego porozumienia, ale też w Rydze padło stwierdzenie, że nie ma możliwości zagospodarowania trójmorskiej przestrzeni bez wolnej i niepodległej Ukrainy. I to jest prawda.

Ale aby nasz region (jak przepowiedział Friedman) stał się znaczącą siłą i prawdziwym drugim płucem Europy albo nawet lekarstwem, które wydobędzie ją z kłopotów gospodarczo-intelektualnych, do Trójmorza dołączyć musi nie tylko Ukraina, ale też wolna od Łukaszenki i ruskiego mira Białoruś.

W naszej polityce powinniśmy pamiętać o Białorusinach i ich biernym i czynnym oporze i przeciwstawianiu się rosyjskiej agresji na Ukrainę. Białorusini prowadzą nie tyko sabotaż (kolejarze), ale też przez zbrojne wsparcie ochotników z oddziału im. Kastusia Kalinowskiego bronią ukraińskiej niepodległości.

Oczywiście piękna idea Trójmorza i realizacja rozmaitych projektów zależy od zwycięstwa Ukrainy w wojnie. A na to ma też wpływ nasza postawa. Jednym uchem słuchamy wiadomości o krwawych walkach na wschodzie Ukrainy, a drugim – śpiewu ptaków, które zapowiadają zbliżające się wakacje. Jedźmy na wakacje, ale nie dajmy uwieść się ptakom. Nie zapomnijmy, że wojna na Ukrainie to nasza wojna.

W tym numerze „Kuriera WNET” publikujemy kolejny odcinek Kalendarium politycznego Adama Gnieweckiego, który z godną podziwu konsekwencją relacjonuje dzień po dniu wydarzenia dyplomatyczne towarzyszące wojnie na Ukrainie. Jeśli Państwo znajdą czas, to raz w tygodniu mogą Państwo także usłyszeć w Radiu Wnet, co się działo w dyplomacji w ciągu ostatnich siedmiu dni.

Lipcowe wydanie „Kuriera WNET” zdominowały, co zrozumiałe, aktualne sprawy polityczne, ale nasi Autorzy zadbali o to, by w czasie wakacji znaleźli Państwo w naszej Gazecie Niecodziennej lekturę zajmującą, pomagającą docenić wolność, jaką możemy się wciąż cieszyć, a jednocześnie nie zapominać o sąsiadach, którzy od miesięcy o tę wolność walczą – także dla nas.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 97/2022.


 

  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 97/2022

 

„My, Rosjanie, i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i inaczej nie będzie” / Jan Martini, „Kurier WNET” nr 95/2022

W tym kontekście zrozumiałe może być powszechne poparcie Rosjan dla „sbiranja” ziem dawnego imperium sowieckiego pod hasłem obrony rzekomo prześladowanych Rosjan na terenach republik byłego ZSRR.

Jan Martini

Konsekwencje odroczone w czasie

Największą katastrofą geopolityczną Europy nie był rozpad Związku Radzieckiego (jak twierdzi W. Putin), lecz upadek Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Gdy nasze wielonarodowe państwo przestało istnieć, na jego gruzach powstały dwa skrajnie agresywne imperia, będące źródłem nieszczęść Europy w czasach znacznie późniejszych. Wprawdzie Rzeczpospolita upadła pod koniec XVIII wieku, ale groźne skutki tego upadku ponosimy do dziś, a wykraczają one daleko poza Europę i nawet zagrażają istnieniu gatunku ludzkiego. Na co dzień możemy obserwować je, włączając telewizję.

Odległą konsekwencją upadku państwa polsko-litewskiego były nie tylko dwie wojny światowe, narodziny najbardziej zbrodniczych systemów, bezmiar ludzkiego nieszczęścia, setki milionów ofiar, lecz także nieodwracalna dewastacja mentalności Rosjan i Niemców – przekonanie o swojej wielkości i wyjątkowości.

Te dwa sąsiadujące z nami narody uzurpują sobie prawo do podbijania, zniewalania, rabowania i mordowana ludzi innych narodowości, którzy mają pecha zamieszkiwać tereny w ich pobliżu.

Niemiecki przedstawiciel na konferencję pokojową w Hadze, znany profesor prawa międzynarodowego w Monachium, baron von Stengel pisał: „Z pomiędzy wszystkich narodów nas Niemców wybrała Opatrzność, abyśmy stanęli na czele wszystkich narodów kulturalnych i prowadzili ich pod naszą opieką do pewnego pokoju, gdyż dana nam jest nietylko potrzebna ku temu moc i potęga, ale i najwyższa potencja wszelkich darów duchowych i tworzymy koronę kultury wszechstworzenia.(…) Nie ma uczuciowszego i idealniejszego narodu jak my Niemcy i dlatego pod naszą opieką zbytecznem jest wszelkie prawo międzynarodowe, gdyż z własnego instynktu i sami z siebie każdemu jego prawo przydzielamy”.

Minęło 100 lat i inny myśliciel – tym razem rosyjski – Aleksandr Dugin pisał z grubsza to samo:

„Jesteśmy budowniczymi imperium nowego typu i nie zgadzamy się na nic mniejszego niż władza nad światem. Ponieważ my jesteśmy panami ziemi, my – dzieci i wnuki panów ziemi. Czciły nas narody i państwa, nasza dłoń sięgała połowy świata, nasze podeszwy deptały góry i doliny wszystkich kontynentów na kuli ziemskiej. My to wszystko przywrócimy z powrotem”.

My, Rosjanie, i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem przy pomocy wywieranego przez nas nacisku maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii”.

Dopiero w tym kontekście zrozumiałe może być powszechne poparcie Rosjan dla „sbiranja” ziem dawnego imperium sowieckiego, które odbywa się pod hasłem obrony rzekomo prześladowanych Rosjan na terenach republik byłego ZSRR. Po upadku Cesarstwa Niemieckiego znaczna ilość Niemców została poza granicami Niemiec. Na forum Ligi Narodów Niemcy w imię humanitaryzmu uzurpowali sobie rolę obrońcy wszystkich mniejszości w Europie, a ich ilość szacowali na 40 mln. Oczywiście działania te skierowane były głównie przeciw Polsce. Niestety manipulacje niemieckie popierane były przez „pożytecznych idiotów” z zachodniej Europy – zwłaszcza Anglików.

Później przystąpiono do „zbierania ziem niemieckich” już bez uciekania się do szacownych gremiów międzynarodowych… Tak o wydarzeniach sprzed stu lat pisał Tadeusz Katelbach:

„Bywałem na zjazdach mniejszości europejskich organizowanych pod patronatem niemieckim w Genewie. Bywałem na wszystkich sesjach Rady Ligi i Zgromadzenia Ligi Narodów, na których Polska była bezczelnie atakowana za rzekomy ucisk nieszczęśliwej mniejszości niemieckiej (…) Była to walka Dawida z Goliadem, jeśli się zważy, że Rzesza wersalska wyrzucała milionowe sumy na propagandę antypolską, wyzyskując każdy fakt celem zohydzenia imienia polskiego.

Ze względu na udział socjalistów niemieckich w rządach Rzeszy i Prus, miały Niemcy powersalskie za sobą większość II Międzynarodówki. Mogłem się o tym naocznie przekonać, widząc jak każde krzesło w Lidze Narodów obłożone było jakimś antypolskim drukiem, wydanym w kilku językach. Miała wreszcie Rzesza Weimarska za sobą Żydów – do końca. A trzeba zważyć, że na kilkuset dziennikarzy przyjeżdżających do Genewy chyba większość była żydowskiego pochodzenia”. (…) „Ani we Francji, ani w W. Brytanii, przyjście Hitlera nie wywołało właściwego wstrząsu.

Odnosiło się wrażenie, że wszystkie kraje kapitalistyczne nie kiwną w ogóle palcem w bucie w obawie, że kiwnięcie takie mogłoby się równać stracie sum inwestowanych w Niemczech w latach 1924–1930. Te inwestycje przecież sięgały 30 miliardów marek, wpłaconych przemysłowi niemieckiemu przez W. Brytanię, Francję, Belgię, Holandię. Kapitał zachodni drżał o swą kieszeń, dokonawszy zbożnego dzieła ufundowania podstaw nowoczesnego, niemieckiego przemysłu zbrojeniowego”.

Po stu latach historia się powtarza niemal dosłownie i niestety nie jako farsa…

Większość terenów, które sowiecka Rosja zdobyła po II wojnie światowej (w ramach „zbierania ziem ruskich”) ze względów geograficznych dołączono do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Związkowej (USRR). Tak więc dzisiejsza Ukraina stała się beneficjentem sowieckiego imperializmu, dziedzicząc m.in. Ruś Zakarpacką – oddzieloną górami krainę historycznie należącej do Węgier, gdzie wciąż mieszka 150 tysięcy Węgrów (tyle, ile Polaków w całej Ukrainie).

Możliwe, że Viktor Orban, przekonany, jak większość ekspertów na świecie, że Ukraina padnie w kilka dni, liczył na odebranie tych ziem. Świadczyć o tym mógł węgierski komunikat po wybuchu wojny, że Węgry skierowały swoje wojsko w stronę granicy z Ukrainą, i to może tłumaczyć dziwne zachowania węgierskiego przywódcy. Należy jednak wziąć pod uwagę historyczną traumę Węgrów po traktacie w Trianon (1920) – ten jeden z najstarszych narodów europejskich został pozbawiony 2/3 terytoriów i dostępu do morza. Równocześnie 1/3 Węgrów została poza granicami swojego kraju. Poczucie krzywdy i poniżenia jest żywe u „bratanków” do dziś.

Także u Rosjan utrata części terytoriów po roku 1991 jest odczuwana jako haniebna klęska, bo od stuleci ich kraj tylko się powiększał.

Miałem okazję poznać, co myślą Rosjanie, podczas pracy z muzykami rosyjskimi. Kiedyś spacerując ulicami Odessy z sympatycznym trzydziestolatkiem z Petersburga, doszliśmy do pięknego secesyjnego dworca. Wtedy kolega powiedział z mieszaniną smutku i złości: „to wszystko zbudowali Rosjanie, a teraz to zagranica, podobnie jak kolebka państwa rosyjskiego – Kijów”.

Inny muzyk, z którym miałem okazję pracować przed laty – Walery z Dniepropietrowska – mówił, że nie zna ukraińskiego, bo u nich wszyscy mówią po rosyjsku. Nie wykluczał, że w okolicy – gdzieś na wsi – mogą mieszkać ludzie mówiący „gwarą”. Twierdził on, że proces introdukcji języka ukraińskiego wymaga czasu. Kiedyś oglądaliśmy mecz Ukraina–Rosja. Walery kibicował jednak krajanom – Ukraińcom. Dzisiaj też kibicujemy Ukraińcom, bo gdyby zdołali nie ponieść klęski, zwiększyłaby się szansa na utworzenie Trójmorza, a ta ponadnarodowa struktura mogłaby z czasem stać się czynnikiem stabilizującym Europę, przejmując do pewnego stopnia rolę I Rzeczpospolitej.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Konsekwencje odroczone w czasie” znajduje się na s. 15 majowego „Kuriera WNET” nr 95/2022.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Konsekwencje odroczone w czasie” na s. 15 majowego „Kuriera WNET” nr 95/2022

Był w przeszłości Układ Warszawski, może powinien powstać Pakt Kijowski? / Sławomir Matusz, „Kurier WNET” 92/2020

Jeśli NATO nie funkcjonuje należycie, najrozsądniejszym wyjściem wydaje się budowanie nowego sojuszu, który będzie uzupełniał NATO, z państwami, które są zagrożone bezpośrednią agresją Rosji.

Sławomir Matusz

Nowy sojusz i wielka koalicja? Czy tylko Pakt Kijowski?

Jestem przerażony tym, co się dzieje w Kazachstanie. Ze względu na los tego narodu i państwa, humanitarną katastrofę. Ale też ze względu na sytuację Ukrainy i naszą, bo w znaczący sposób rośnie potencjał militarny Rosji. W ciągu kilku tygodni do 120-tysięcznej armii rosyjskiej, stojącej w pobliżu granicy z Ukrainą, może dołączyć 40 albo 50 tys. żołnierzy z Kazachstanu i drugie tyle z Białorusi. I Rosja nie będzie nawet musiała przewozić ich sprzętu wojskowego, przywiezie tylko ludzi, bo da im identyczne uzbrojenie z własnych zapasów. Nie będzie więc żadnego problemu logistycznego. I można żołnierzy z Kazachstanu przewieźć w sposób niemal niezauważony.

W ten sposób Putin rozwiąże dwie sprawy: wzmocni siły stojące w pobliżu granic Ukrainy i Polski oraz osłabi zdolności Kazachstanu do samoobrony, całkowicie podporządkowując sobie ten kraj. Dokona jego aneksji i doczepi do federacji jak Białoruś, w ramach narzuconego jakiegoś porozumienia KAZACH-ZBIR lub z podobną nazwą.

Niezależnie od wyników rozmów między Rosją a USA, NATO i OBWE, sytuacja przypomina tę sprzed II wojny światowej, a rozmowy w Genewie konferencję z Monachium w 1938 roku, kiedy to społeczność międzynarodowa zaakceptowała żądania Niemiec i zabranie Czechom Sudetów.

Chamberlain po konferencji wrócił do Londynu obwieszczając triumfalnie Anglikom, że załatwił pokój. Kilka miesięcy po konferencji Hitler zajął całą Czechosłowację, a rok później napadł na Polskę, wszczynając II wojnę światową. Putin jest obecnie tak samo wiarygodny jak niegdyś Hitler, realizuje podobny scenariusz – stawiając Zachodowi żądania i obiecując pokój po ich spełnieniu.

W razie napaści na Polskę będziemy musieli stawić wtedy opór „sojuszowi” Rosji, Białorusi i Kazachstanu, przymuszonego do wojny. Czyli połączonych armii, liczących ponad 250 tys. żołnierzy. Mimo dużej, realnej groźby nie możemy słuchać i usprawiedliwiać naszych generałów, którzy wszem i wobec głoszą, że nie mamy jak się obronić, a Rosjanie w ciągu kilku dni dojdą do Warszawy i my nie będziemy w stanie nic na to poradzić. Tym bardziej, że wielu z tych generałów odpowiada za redukcję Wojska Polskiego i likwidację wielu jednostek armii. Takie opinie to przejaw tchórzostwa generałów, którzy je wygłaszają, sianie defetyzmu, albo celowe straszenie Polaków. Nie po to ich kształciliśmy i sowicie opłacamy, by teraz głosili, że jesteśmy bezbronni. To działanie na szkodę Polski i przejaw służalczej, uległej postawy wobec Rosji. Generałowie, którzy wygłaszają takie opinie, będąc odpowiedzialnymi za taki stan, w większości absolwenci rosyjskich akademii, służą w istocie Putinowi. To użyteczni idioci, jeśli nie zdrajcy na usługach rosyjskiej propagandy. W razie rzeczywistej wojny oni mogą pomagać Rosji po to, by oszczędzić Polsce strat, kierując się logiką: im szybciej rosyjskie wojska zajmą Polskę, tym mniej będzie ofiar i strat po obu stronach, więc trzeba pomóc Rosji (nie Polsce). Takimi „argumentami” kierował się Jaruzelski, który domagał się interwencji Moskwy w 1981 roku.

Generałowie, dla których ważna jest Polska i niepodległość, będą zawsze szukali jakiegoś rozwiązania, możliwości wygranej, ocalenia Polski, a nie przekonywali naród, że nie warto podejmować walki, szkoda się bronić, lepiej się zawczasu poddać.

Całokształt polityki niemieckiej i francuskiej sprawia, że w razie wojny nie możemy liczyć na ich skuteczną pomoc. Bundeswehra jest od lat w głębokim kryzysie. Niemcy posiadają 244 czołgi Leopard 2, z czego mniej niż połowa jest sprawna. Podobnie jest z lotnictwem. Z powodu braku pilotów ponad połowa śmigłowców i samolotów niemieckich nie może być użyta w walce. Francuskie siły pancerne to około 200 przestarzałych już czołgów Leclerc. Z sześciu niemieckich okrętów podwodnych tylko jeden jest sprawny. W razie wojny będziemy musieli czekać kilka tygodni na pomoc NATO, a do tego czasu musimy stawić opór sami. Jedną z przyczyn tej sytuacji jest to, że Niemcy przestali być wschodnią flanką NATO, którą stała się Polska po przystąpieniu do państw atlantyckich. Teraz my jesteśmy państwem buforowym dla Niemiec, więc Niemcy czują się bezpiecznie. Do tego budowa Nord Stream budzi obawy o lojalność sojuszników. Niemcy, zamykając elektrownie atomowe, narażają się na rosyjski szantaż energetyczny. Raz, że nie mają czym się bronić; dwa – po przystąpieniu Niemiec do wojny Rosja wstrzyma im dostawy gazu. Z tego samego powodu nie powinniśmy kupować żadnego uzbrojenia od Niemiec i Francji, bo w razie wstrzymania dostaw gazu odmówią nam nowego uzbrojenia i części do starego.

Jedyne, na co możemy liczyć, to osłona lotnicza ze strony USA. Musimy więc szukać realnego oparcia wśród państw bezpośrednio zagrożonych ze strony Rosji. A są nimi: będąca poza strukturami NATO Ukraina, Rumunia, Turcja i inne państwa w Europie Wschodniej. Zagrożone są również państwa skandynawskie: pozostające poza NATO Finlandia i Szwecja oraz Norwegia.

I te państwa – w przeciwieństwie do Niemiec – wzmacniają swój potencjał obronny. Finlandia zamówiła niedawno 64 myśliwce F-35, a Norwegia 54 F-35. Szwecja i Finlandia rozbudowują nadbrzeżną obronę rakietową. Oba państwa, w razie wojny, mogą zablokować ruch okrętów rosyjskich stacjonujących w Zatoce Botnickiej, a razem z Polską całkowicie zablokować rosyjską marynarkę wojenną i szlaki dostaw drogą morską do Obwodu Kaliningradzkiego i Petersburga. Podobnie jest z Morzem Śródziemnym i Czarnym. Wstęp na Morze Śródziemne dla okrętów i łodzi podwodnych zagradza Cieśnina Gibraltarska, a wejścia na Morze Czerwone broni Turcja. Ani okręty podwodne Rosji, ani nawodne nie mają żadnych szans wedrzeć się przez cieśniny na Bałtyk, Morze Śródziemne i Morze Czarne. Wszystkie europejskie akweny są dla rosyjskich okrętów zamknięte i mogą one pływać jedynie dookoła Europy.

Jeśli NATO nie funkcjonuje należycie, najrozsądniejszym wyjściem wydaje się budowanie nowego sojuszu, który będzie uzupełniał NATO, z państwami, które są zagrożone bezpośrednią agresją Rosji.

Ukraina od wielu lat chce przystąpić do NATO, ale na przeszkodzie stoją względy formalne. Ostatnio Szwecja i Finlandia wyraziły taką wolę, jednak nie wiadomo, czy zostaną przyjęte. Historia pokazuje, że potrafiliśmy się obronić przed imperium rosyjskim i wielokrotnie wygrywaliśmy z nim wojny, ale wtedy byliśmy dużym państwem – w czasach Jagiellonów. Teraz też możemy stworzyć podobną i co najważniejsze – skuteczną strukturę militarną i polityczną, czyli sojusz w oparciu o Ukrainę, Rumunię i innych sąsiadów, którzy zechcą do niej przystąpić, razem ze Stanami Zjednoczonymi i Kanadą oraz państwami skandynawskimi: Szwecją Finlandią, Norwegią i Danią oraz Turcją, Grecją, Włochami. Czy taki sojusz jest możliwy? Wydaje się, że tak. Jak duży będzie? To zależy od tego, ile państw do niego przystąpi, ale z pewnością większość z nich będzie zainteresowana nową inicjatywą obronną. Przynależność do NATO nie stoi na przeszkodzie, by wstępować w inne sojusze militarne, nieantagonistyczne wobec NATO. Przy bierności i bezczynności Niemiec nie powinno im to przeszkadzać. Należąc formalnie do NATO, faktycznie są państwem neutralnym, obniżając skuteczność paktu. Konstruując nowy pakt, zapewnimy im bezpieczeństwo bez ponoszenia kosztów.

Był w przeszłości Pakt Warszawski. Teraz może powstać Układ Kijowski, jeśli miejscem założenia będzie Kijów. Zależnie od ilości członków, Układ Kijowski będzie dysponował siłami od około pół miliona do półtora miliona żołnierzy, bez USA. To skutecznie odstraszy Rosję, a wszelkie protesty przeciwko przyjmowaniu nowych państw do NATO zawisną w powietrzu, bowiem się zdezaktualizują.

Polska propozycja sprawi, że staniemy się liderem – nie tylko w Europie, ale i na świecie, a Ukraina znajdzie się w geopolitycznym centrum. Stanom Zjednoczonym ten projekt może się spodobać i mogą go poprzeć (jak poparły Trójmorze), bo zjednoczy państwa, które chcą się bronić, być aktywne i modernizować swoje armie. Sympatii Stanów Zjednoczonych do Polski możemy być pewni, bo pomysłodawcą i pierwszym Polakiem w NATO był Tadeusz Kościuszko, który zakładał akademię West Point – uczelnię wojskową, którą kończą wszyscy wyżsi oficerowie i dowódcy amerykańscy. Na dziedzińcu tej uczelni stoi popiersie Tadeusza Kościuszki i wszyscy jej absolwenci wiedzą, kim był, czym się zasłużył dla USA, skąd pochodził i w naturalny sposób darzą go sympatią i mają sentyment do Polski. Dlatego odwiedziny w Krypcie św. Leonarda w Katedrze na Wawelu, gdzie Kościuszko został pochowany, powinniśmy wpisać do programu każdej wycieczki do Polski żołnierzy USA.

To Kościuszko przerzucał pierwsze mosty między USA i Europą, o czym wszyscy powinniśmy pamiętać.

Dyskutujemy o tym, jak pomóc Ukrainie, a także, jak sami mamy się obronić. Ukraina jest państwem biednym. Potrzebuje uzbrojenia, a jednocześnie zagrożone są upadkiem nowoczesne zakłady produkujące silniki do samolotów i śmigłowców Motor Sicz w Zaporożu. Wynika to z powiązań gospodarczych po rozpadzie ZSRR. Jednocześnie my i nie tylko my potrzebujemy śmigłowców i samolotów. Pisząc „nie tylko my”, myślę o innych państwach Europy Wschodniej, które weszły bądź aspirują do NATO, których nie stać na drogie zachodnie i amerykańskie uzbrojenie.

Zagrożone upadkiem zakłady Motor Sicz chciały wykupić Chiny. Nie doszło do tego dzięki interwencji USA. Prezydent Wołodymyr Zełenski zapowiedział dekretem nacjonalizację Motor Sicz. My nie mamy helikopterów, a chcemy i musimy je kupić. Należałoby rozważyć, czy nie pomóc Ukrainie w ratowaniu tych zakładów, część technologii kupując i przenosząc do Polski, a w oparciu o ich silniki, we współpracy z Ukraińcami, rozpocząć produkcję nowoczesnych i jednocześnie relatywnie tanich śmigłowców i samolotów dla nas oraz państw Europy Wschodniej. W ten sposób pozbawilibyśmy Rosję dostaw silników lotniczych i części zamiennych do nich, a to oznaczałoby dalszy upadek rosyjskiego lotnictwa. Część produkcji można eksportować do Indii, które jej potrzebują.

Rosja jest państwem agresywnym, ale gospodarczo i militarnie słabym. Świadczy o tym nie tylko jej PKB, ale potencjał produkcyjny i eksportowy. Rosja modernizuje swoją armię na miarę możliwości, ale one nie są obecnie wielkie.

Nie ma na to pieniędzy. Ponad 90% rosyjskiego uzbrojenia zostało wyprodukowane w czasach ZSRR. Nowoczesnej broni, czołgów T-14 i myśliwców Su-57 Rosja ma niewiele, po około 20-40 sztuk. Najnowszy samolot Su-75, mający konkurować z F-35, to zaledwie komputerowa wizualizacja. Trzeba przypomnieć, że Niemcy pod koniec II wojny światowej dysponowały najnowocześniejszą wówczas bronią: rewolucyjnymi rozwiązaniami technicznymi: rakietami V-2 i V-3, myśliwcami odrzutowymi Horten Ho 229 (latające bez kadłuba skrzydło) i Messerschmitt Me 262 Schwalbe. Ta broń nie odegrała jednak żadnej roli w czasie wojny, gdyż Rzesza nie zdążyła rozwinąć jej produkcji. Z wyjątkiem rakiet V-1 i V-2 były to prototypy, które latały w ilości kilkunastu lub kilkudziesięciu sztuk. Podobnie jest teraz z nową rosyjską bronią. Prototypy wojen nie wygrywają, a często trafiają do muzeów jako zabytki techniki.

Po II wojnie światowej ZSRR wchłonął wiele państw, a inne uczynił państwami satelickimi, organizując je w Układzie Warszawskim. Wraz z upadkiem ZSRR i rozpadem Układu Warszawskiego, nowa Rosja straciła nie tylko dawnych sojuszników, ale i odbiorców broni, którą wcześniej szeroko eksportowała.

ZSRR eksportował broń: czołgi, samoloty, śmigłowce, karabiny – także do Chin, Mongolii, Indii, Jemenu, Egiptu, Algierii, Angoli, Libii, Sudanu, Mozambiku, NRD (wschodnich Niemiec), Polski, Zairu, Indonezji, Iranu, Iraku, Etiopii, Finlandii, Kuby, Wietnamu, Korei Północnej, Wenezueli i innych mniejszych państw. Czołgi z literką T i samoloty Mig oraz Su eksportowano w dziesiątkach tysięcy sztuk. Sprzedaż broni na tak wielką skalę umożliwiała tworzenie nowych konstrukcji, nowych modeli i wdrażanie ich do produkcji, bo byli odbiorcy i były pieniądze z eksportu.

Obecnie nikt rosyjskiej broni nie kupuje. Chiny i Indie produkują już własne samoloty. Kilka lat temu Indie podpisały z Rosją umowę na opracowanie myśliwca V generacji. Miał nim być Su-57. Ale że w samolot nie spełniał oczekiwań odnoście do właściwości stealth, Hindusi wycofali się z umowy. Rosja podpisała nową umowę z Brazylią na dostawę Su-57, ale nie będą to tysiące ani setki egzemplarzy, ale kilkadziesiąt samolotów – 50 albo 60. Nie więcej, bo Brazylia więcej samolotów nie potrzebuje. Ostatnie wielkie zakupy Indii to 1600 czołgów T-72S, kupionych od Rosji w latach 2006–2010. Obecnie Indie zmieniają dostawców i rozwijają własny przemysł. Niedawno zrezygnowały z samolotów rosyjskich i kupiły 36 samolotów Dessault Rafale. Szukają dostawcy na 1700 czołgów nowej generacji. Indie zbroją się, ale nie chcą już rosyjskiej broni. W ostatniej dekadzie Rosja swoje śmigłowce sprzedała do Angoli – 8 sztuk w 2016 roku, do Kenii – 8 sztuk. Ostatnio Bangladesz zdecydował się na zakup 8 śmigłowców szturmowych Mi-28NE za 480 mln dolarów. Takie są obecnie możliwości eksportowe Rosji, przez co nie ma możliwości rozwoju produkcji i ograniczone są możliwości modernizacji uzbrojenia.

Warto dodać, że chociaż Putin ogłosił w odpowiedzi na zachodnie sankcje, że Rosja stanie się samowystarczalna i rozwinie w krótkim czasie własną produkcję, według danych z Moskwy to się kompletnie nie udało.

Obecnie Rosja sprowadza zza granicy ponad 75% butów i odzieży, ponad 80% sprzętu elektronicznego, artykułów AGD i części samochodowych, ponad 50% chemii domowej i kosmetyków, płacąc za to gazem i ropą oraz innymi surowcami. Przypomnijmy, że przed rozpadem ZSRR w Polsce kupowaliśmy rosyjskie zegarki, telewizory, lodówki, młynki do kawy i inne sprzęty. Podobnie było w pozostałych państwach RWPG. Teraz w sklepach nie kupimy nic Made in Russia.

Artykuł Sławomira Matusza pt. „Nowy sojusz i wielka koalicja? Czy tylko Pakt Kijowski?” znajduje się na s. 6 i 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Matusza pt. „Nowy sojusz i wielka koalicja? Czy tylko Pakt Kijowski?” na s. 6 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kiedy Putin kłamie, trzeba uważać

We współczesnej polityce trudno zaskoczyć kogoś kłamstwem. Różni politycy są na nim przyłapywani ma to dla nich różne konsekwencje. Jednak kłamstwo przywódcy państwa atomowego ma szczególne znaczenie.

Władimir Putin rządzi Rosją od ponad 20 lat, a zatem w tym czasie wygłaszał dużo głośnych wypowiedzi. Nowoczesne środki komunikacji pozwalają nie tylko je relacjonować, ale także szybko je odnajdywać. Na przykład w lipcu 2005 roku Putin głośno stwierdził, że Ukraina kradnie gaz. Nie dostarczył żadnego potwierdzenia swoich słów, w rzeczywistości Rosja na to liczyła: jej celem było przygotowanie się do pierwszej wojny gazowej z Ukrainą i uzyskania dostępu do strategicznego obiektu – dyspozytorni Ukrtransgazu. Po Pomarańczowej rewolucji Kreml szukał dźwigni ekonomicznej presji na Ukrainę, gdyż porażka Wiktora Janukowycza zupełnie nie odpowiadała jego interesom. Ćwiczenia retoryczne Putina były skierowane w stronę zachodnich odbiorców rosyjskiego gazu i z czasem znalazły kontynuację w budownictwie gazociągów, które miały na celu wykluczenie Ukrainy z systemu tranzytowego rosyjskiego gazu.

Należy zauważyć, że ton wypowiedzi Putina na temat Ukrainy zmienił się w latach 2009-2010, kiedy wraz z premierem Ukrainy Julią Tymoszenko pobłogosławił podpisanie nowego kontraktu gazowego, który m.in. przewidywał pozbawienie statusu mediatora założonej w 2006 roku przez Kreml kompanii RosUkrEnergo. Jednak ten krok nie był dla Ukrainy sukcesem: warunki gazowe były niewolą, co z kolei potwierdziły decyzje sądu arbitrażowego w Sztokholmie zarówno w sprawie zasady «bierz lub płać», jak również w kwestii kontraktu tranzytowego. Ale nawet tutaj też nie obyło się bez manipulacji ze strony Federacji Rosyjskiej: Gazprom zapłacił 2,9 miliardów dolarów według decyzji sądu arbitrażowego dopiero w grudniu 2019 roku, po podpisaniu kontraktu tranzytowego na 5 lat i odmowie «Naftogazu Ukrainy» z pakietu roszczeń do rosyjskiego monopolu energetycznego.

W przyszłości sprawa energetyczna nie wypadła jednak z pola widzenia Putina. W październiku 2021 roku on kilkakrotnie powtórzył, że ukraiński GTS «pęknie», jeżeli powiększy objętość dostarczania gazu. Gospodarz Kremla w ten sposób promował NordStream2, podkreślając konieczność jak najszybszej certyfikacji i uruchomienia tego rosyjsko-niemieckiego projektu. Oczywiście prezydent Rosji nie przytaczał żadnych faktów ani ekspertyz potwierdzających swoje stanowisko – to nie jest sprawa królewska.

Biorąc pod uwagę, że wojna Rosji z Ukrainą trwa już osiem lat, wypadałoby tu przytoczyć słowa Putina, które wygłosił jesienią 2008 roku, po wojnie rosyjsko-gruzińskiej. Odpowiadając na pytania dziennikarza zaznaczył, że Krym nie jest terytorium spornym, ponieważ Rosja od dawna (w 1997 roku) uznała swoje granice z Ukrainą. Odrębną kwestią jest sabotaż Rosji w zakresie demarkacji i delimitacji granic. Jak również odpowiedź «Ich tam nie ma» na pytanie o obecność wojsk rosyjskich w Donbasie.

Pytanie «Czy można wierzyć Putinowi?» w rzeczywistości pozostaje retorycznym, ponieważ dla niego nic nie kosztuje kłamać na temat możliwej inwazji wojsk ukraińskich w Donbasie lub porównywać ówczesną sytuację z Bałkanami w kontekście rzezi w bośniackiej Srebrenicy (Putin wielokrotnie próbował tego dokonać na ukraińskich władzach). Szczególne niebezpieczeństwo jego fałszywych oświadczeń polega na tym, że zostały zreplikowane przez rosyjską machinę propagandową. Dlatego teraz, gdy dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy są skoncentrowane w pobliżu granic Ukrainy, warto zastanowić się trzy razy, zanim uwierzy się w którekolwiek z oświadczeń Putina. Jest on zbyt przyzwyczajony do publicznego kłamania.

Jewhen Mahda

Chwalę Narodowy Bank Polski, Prezydenta, rząd… i zapraszam do budowania V Rzeczpospolitej/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Pierwsza Rzeczpospolita była państwem zbudowanym na chrześcijańskich wartościach. A upadła, ponieważ o nich zapomniała. Czas najwyższy te wartości przypomnieć, odwołać się do nich i wdrożyć w życie.

Chwalę NBP nie tylko za czekoladki, które po wielkiej gali trochę przypadkowo trafiły w moje ręce. Ale już za kubek trochę tak. Dlaczego? Bo na kubku uwieczniono twórców polskiej gospodarki, odrodzonej po roku 1918. Rybarskiego i Grabskiego – wybitnych działaczy gospodarczych i zarazem działaczy Narodowej Demokracji. Nie byli oni wybitnymi dowódcami wojskowymi, nawet nie napadali na pociągi J, a zostali tak pięknie uhonorowani przez obóz patriotycznej polskiej lewicy. I samego prezesa NBP, Adama Glapińskiego. Tylko przyklasnąć.

Ale czekoladki i kubek to byłoby trochę za mało, żeby zasłużyć na pochwałę ze strony człowieka krytycznego, a czasem złośliwego.

Chwalę NBP za politykę finansową ostatnich lat. Za to, że w odróżnieniu do rządów Patologii Obywatelskiej, nie wystawił nas wszystkich na żer międzynarodowych spekulantów.

Za to, że wzorem innych banków centralnych obniżył stopy procentowe, zapobiegając tym samym zorganizowanej kradzieży naszych pieniędzy. Chwalę nawet za to, że w czasie pandemii Covid-19 (rzeczywistej lub wyimaginowanej) dodrukował całą masę pustego pieniądza. Tak, jak zrobiły to banki innych państw. Chroniąc nas tym samym od spekulacyjnej huśtawki na polskim złotym.

Chwalę polski rząd za wszelkie działania, jakie w ostatnich latach podejmuje. I jeszcze podejmie. Zwłaszcza za skuteczną ochronę polskiej granicy. Jednoznaczne stanowisko polskiego prezydenta bardzo tę obronę ułatwiło. Chwalę zatem również prezydenta Andrzeja Dudę. Chwalę również tych wszystkich, którzy na to zasługują, a z braku miejsca nie mogę ich wymienić. Wpiszcie tu ……. swoje nazwisko.

Wszyscy przeze mnie wymienieni i wykropkowani zdecydowanie zasługują na wszelkie pochwały, nawet na czekoladki i kubeczek. I nie mam do nich najmniejszych pretensji. W ramach obecnego systemu zarządzania Polską zrobili wszystko, co mogli.

W ramach obecnego systemu, zaprojektowanego przez komunistów i przyjętego przez ich opozycyjnych agentów, nic więcej w Polsce nie było i nie będzie można zrobić. W dawnych komunistycznych czasach zostało to zdefiniowane jako samoobsługa systemu. Aktywność mnóstwa ludzi, chcących zmienić komunizm na socjalizm z ludzką twarzą lub podobny, poszła na marne. Komunizmu nie dało się zmienić. Należało go obalić. Do tego namawiała moja od dziecka Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość”. To głosił nasz śp. kolega Jerzy Targalski (Józef Darski).

Podobnie należy obalić postkomunizm, w którym od 30 lat tkwimy. Który deprawuje i niszczy ludzi chcących go zmieniać. I trwa w najlepsze, nic sobie nie robiąc z kolejnych prób reform. Szkoda ludzi, często prawdziwych patriotów, i ich energii.

Zatem powtórzmy raz jeszcze. Tego systemu nie da się zreformować. Nie da się go przeżyć, bo zasilają go kolejne roczniki, deprawowane od chwili wejścia weń. To przez ten system jesteśmy państwem słabym i niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania.

Chcemy zaproponować Polakom inny system zorganizowania państwa i zarządzania nim. Nasze myślenie o państwie zakorzenione jest wprost w tradycji I Rzeczpospolitej. Orzeł Jagiellonów, z krzyżem na koronie, nie bez przyczyny zdobił winietę pisma „Niepodległość”. Pierwsza Rzeczpospolita była państwem zbudowanym na chrześcijańskich wartościach. A upadła, ponieważ o nich zapomniała. Czas najwyższy te wartości przypomnieć, odwołać się do nich i wdrożyć w życie indywidualne i społeczne.

Chcemy państwa zarządzanego oddolnie przez wolnych i odpowiedzialnych obywateli. Projekt tak zorganizowanego państwa przedstawiłem w projekcie nowej Konstytucji (V Rzeczpospolitej).

Biurokracja jako metoda zarządzania naszym wspólnym dobrem, przejęta bezrefleksyjnie od zaborców, nie sprawdza się w naszym narodzie miłującym wolność i spontaniczność. Jej skutkiem jest wyłącznie korupcja przeżerająca nasze państwo, partyjna patologia zawłaszczająca wspólne dobro i ogromne marnotrawstwo.

Jeżeli chcemy, żeby naród polski przetrwał dziejowe burze, a nasza Ojczyzna rosła w siłę, musimy wrócić do źródeł. Do źródeł wielkości I Rzeczpospolitej. To drobni i średni przedsiębiorcy gospodarujący we własnych folwarkach, polscy szlachcice, zbudowali jej wielkość. Czas wrócić do takiego myślenia i takiej koncepcji politycznej. Do chrześcijańskiej idei wolnej woli i wolności działania na niej opartej.

Nie jesteśmy zarazem wyspą. Bez współdziałania ideowego, kulturowego i gospodarczego z narodami i państwami Międzymorza (ABC), położonymi pomiędzy Niemcami i Rosją, nie obronimy naszego nawet najlepiej zarządzanego państwa.

Zapraszam do współpracy wszystkich, którzy myślą podobnie. I zamiast narzekać, chcą zmieniać na lepsze siebie i naszą Ojczyznę.

Na koniec, dziękuję Krzysztofowi Skowrońskiemu za zaproszenie mnie do współpracy. Mija właśnie 5 lat mojej obecności w „Kurierze Wnet” i na portalu wnet.fm. Swój czas chcę teraz poświęcić wyłącznie na tworzenie portalu poświęconego budowie V Rzeczpospolitej. Na nic więcej nie będę miał czasu.

Mediom Wnet życzę dalszego rozwoju. Do zobaczenia w wolnej od biurokracji, niepodległej V Rzeczpospolitej!

Jan Azja Kowalski

PS I oczywiście dziękuję Magdzie Słoniowskiej. Bez jej adiustacji moje felietony byłyby dużo słabsze 😊

Prawdziwe polskie wyzwania. Praca koncepcyjna, organiczna i broń dla każdego (4) / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Nie możemy zachwycać się zmianami kosmetycznymi i hałaśliwym piarem wspieranym przez disco polo. 30-tysięczna armia WOT nie obroni nas nawet przed migrantami z Iraku wspieranymi przez Łukaszenkę.

Nie wiem, co może nas ocalić przez najbliższe trzy lata. Przed Parlamentem Europejskim, Wysoką Komisją, TSUE, Niemcami i Rosją. Do czasu kolejnych wyborów prezydenckich w USA. Chyba tylko modlitwa. Minął zaledwie rok od wygranej Joe’ego Bidena i jego lewackiej orientacji, a z pozycji Polski w Europie nie pozostało nic.

Pamiętacie jeszcze poprzednią hucpę „europejską” przeciwko Polsce? Miała miejsce w końcówce rządów Baracka Obamy i ustała nagle.

Po zwycięstwie Donalda Trumpa i jego koncepcji budowy Trójmorza jako przeciwwagi dla pozycji Niemiec w Europie w oparciu o Polskę jako główne państwo regionu, mieliśmy pełne cztery lata na przebudowę państwa z postkomunistycznego w normalne. Zmarnowaliśmy je.

Może ocali nas biurokratyczna inercja albo kolejny kryzys gospodarczy? Nie wiem. Jednak jedno wiem. Jeżeli dostaniemy kolejną (amerykańską?) szansę, nie możemy jej zmarnować. A żeby jej nie zmarnować, już dziś musimy zacząć pracę nad zmianami ustrojowymi naszego państwa. Takimi, które zapewnią Polsce stałą, a nie sezonową pozycję w Europie i w świecie.

Nie możemy zachwycać się zmianami kosmetycznymi i hałaśliwym piarem wspieranym przez disco polo. 30-tysięczna armia WOT nie obroni nas nawet przed migrantami z Iraku wspieranymi przez Łukaszenkę. Potrzebujemy obywatelskiej armii liczącej 2 miliony przeszkolonych i uzbrojonych obywateli. Zdolnych do podjęcia zorganizowanych działań w ciągu kilku dni, a spontanicznych, likwidujących doraźne zagrożenie, od zaraz.

Potrzebujemy na to powszechnego dostępu do pieniędzy. Do pieniędzy, które większość z nas jest w stanie wygospodarować po likwidacji fiskalnego państwa redystrybucji. Obecnego państwa. Żebrzącego o kredyty w Brukseli za cenę podporządkowania się szaleństwu nowej bolszewii, która właśnie zachodnią Europą zawładnęła w interesie starych Prus, II i III Rzeszy i Niemiec obecnych.

Super, że możemy podziwiać w ostatnich dniach odwagę naszego premiera „nie pozwolimy” Morawieckiego. Szkoda tylko, że przed niespełna rokiem zgodził się na ideologiczny warunek przyznawania europejskich pieniędzy.

To znaczy europejskich kredytów, bo Europa od dawna nie ma żadnych pieniędzy. Na powiązanie przyznawania funduszy z przestrzeganiem ideologicznego szaleństwa tolerancji dla 51 płci. Co może się skończyć wymogiem wpłacania pieniędzy do wspólnego wora, żyrowania europejskich pożyczek naszym majątkiem państwowym i oglądaniem europejskiej figi z powodu niespełniania europejskich standardów.

Dla obrony przed nową bolszewią potrzebujemy własnych polskich pieniędzy. Powinniśmy tak przeorganizować państwo, abyśmy mogli automatycznie je wypracowywać. Jeżeli tylko nie przestraszymy się wielkich liczb, recepta jest banalnie prosta. Musimy zdecydowanie obniżyć koszt codziennego funkcjonowania obywateli i państwa. Bez przymierania głodem i bez luksusów Bizancjum.

Musimy wrócić do źródeł, do podstawowych chrześcijańskich wartości w myśleniu o państwie i życiu społecznym. Jego esencję stanowi zasada pomocniczości – podstawowa zasada nauki społecznej Kościoła. Stanowi ona, że wszystko, co obywatel może zrobić sam, powinien zrobić sam.

Wszystko, co wymaga współdziałania lokalnej społeczności, powinno się odbywać w ramach lokalnej społeczności, bez ingerencji państwa. Dopiero to, co nie może być wykonane w powyższy sposób, powinno odbyć się przy wykorzystaniu zasobów i możliwości państwa. (Rzecz całościowo przedstawiłem w Wojnie, którą właśnie przegraliśmy i projekcie nowej Konstytucji)

Zamiast rynku kapitałowego opanowanego przez zewnętrznych spekulantów powinniśmy zorganizować powszechną własność obywatelską majątku narodowego. To wyeliminuje zewnętrzną spekulację i sztuczne bańki. Podwyżka cen produktów Orlenu jako części majątku narodowego oznaczać będzie wzrost zysków każdego z nas. A spadki cen na stacjach Orlenu zaowocują wzrostem naszych oszczędności. Nie potrzebujemy większej stabilności. I nie potrzebujemy żadnych kolejnych zewnętrznych kredytów. Uzależnionych od naszego posłuszeństwa wobec Wysokiej Niemieckiej Komisji.

W ten sam właścicielski sposób musimy zabezpieczyć naszą emerycką przyszłość i przyszłość naszych wnuków. Zamiast wystawiać się na światową spekulację naszymi środkami, powinniśmy je ulokować w realnej gospodarce narodowej. Sfinansować jej rozwój.

Sami kredytując i zabezpieczając wzrost własnej zamożności, wypracujemy środki niezbędne do naszego powszechnego uzbrojenia. To po pierwsze. Po drugie, obniżając koszt funkcjonowania w gospodarce, wygramy rywalizację globalną.

Wszyscy z zewnątrz będą chcieli u nas zamawiać produkcję, usługi i inwestować własny majątek rzeczywisty, a nie lewarowane spekulacyjne środki. Pozycja Polski na świecie, zwłaszcza w najbliższym trójmorskim otoczeniu, automatycznie wzrośnie. I w ten sposób staniemy się rzeczywistym liderem, mogącym pociągnąć pozostałe państwa. Brednie wygłaszane w TVP o naszych obecnych sukcesach, gdy pozycja Polski lokuje się pomiędzy Albanią i Bułgarią, przecież jej nie zapewnią.

Módlmy się zatem o przeżycie tych paru niekorzystnych lat i pracujmy nad naszą koncepcją. Bo dzień, w którym będziemy ją mogli przedstawić wszystkim Polakom jako ofertę wyborczą, może przyjść szybciej, niż nam się wydaje.

Jan Azja Kowalski

PS Gdy na początku lat 80. twierdziliśmy (LDP „Niepodległość”), że dni Związku Sowieckiego są już policzone, wielu stukało się w czoła J

Monika Waligórska: według chorwackich mediów zamieszki to prowokacja ze strony kibiców, a raczej chuliganów Legii

Monika Waligórska o zamieszkach w Zagrzebiu, stolicy Chorwacji w związku z meczem Legii Warszawa z Dinamem Zagrzeb.

Legia Warszawa w środę zmierzy się w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z Dinamem Zagrzeb. We wtorek wieczorem w Zagrzebiu doszło do wielkich zamieszek z udziałem kibiców obydwu drużyn. Monika Waligórska wskazuje, że według chorwackich mediów

Była to prowokacja ze strony kibiców, a raczej chuliganów Legii.

Gość Poranka Wnet sądzi, że była to wzajemna prowokacja kibiców obu zespołów. Straty materialne są duże. Monika Waligórska odnosi się także do kwestii Trójmorza. Mówi się, że w sprawę tą mogłaby się zaangażować Polonia.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

„Kręte ścieżki polskiej energetyki”. Mądra dywersyfikacja dostaw energii elektrycznej oparciem dla suwerenności

W nawiązaniu do pojawiających się medialnych informacji o możliwej reaktywacji projektu elektrowni jądrowej w Okręgu Kaliningradzkim w kontekście zaspokajania rosnących potrzeb rynku polskiego.

Ogólna sytuacja na rynku energii w Polsce

W związku z przyspieszeniem realizacji celów polityki klimatycznej przez UE Polska została poddana rosnącej presji politycznej, ekonomicznej i prawnej, by szybciej zrezygnowała z węglowych bloków energetycznych.

Rosnące ceny tzw. zielonych certyfikatów zwiększają koszty utrzymywania elektrowni węglowych. Rząd musi wygaszać stare instalacje produkcji energii elektrycznej, ale nie ma możliwości szybkiego zastąpienia mocy z nowych inwestycji, które właśnie w związku z rosnącymi cenami zielonych certyfikatów, mimo większej sprawności przy mniejszym zanieczyszczaniu środowiska, przestają być opłacalne.

Ostatnio doszły problemy z elektrownią na węgiel brunatny w Turowie, której funkcjonowanie zawisło na włosku w związku z postanowieniem TSUE odcinającym ją od dostaw surowca z pobliskiej kopalni.

Polski miks energetyczny musi być wzbogacony o elektrownie jądrowe, które z czasem mogą zastąpić elektrownie węglowe i gazowe w stabilizowaniu systemu produkcji energii opartego na OZE.

Prognozy rynku nie nastrajają optymistycznie. W Polsce w najbliższej przyszłości nastąpi deficyt energii.  Może to mieć negatywny wpływ na dalszy rozwój wytwórczości w Polsce i skutkować obniżeniem wzrostu gospodarczego i podniesieniem kosztów energii także dla ludności.

Rozwiązaniem w średnim horyzoncie czasowym może być import energii. Z punktu widzenia interesów państwa polskiego nie jest jednak obojętne, z jakiego kierunku będzie ten import realizowany.

Skąd Polska może pozyskiwać energię elektryczną?

Think tank pod nazwą Forum Prawo dla Rozwoju (Law4Growth) w opracowaniu sygnowanym przez Konrada Herlinga, byłego członka grupy doradczej przy Premierze RP, zarekomendował zakupy energii elektrycznej za granicą. Zaproponowane kierunki importu to Ukraina i Białoruś.

Na portalu Biznesalert została z kolei podana informacja, że polski biznesmen Zygmunt Solorz, posiadający już elektrownię (PAK) zasilaną węglem brunatnym w okolicach Konina, wspólnie z węgierskim koncernem energetycznym MVM (który eksploatuje elektrownię atomową niedawno rozbudowywaną przez rosyjski Rosatom) wyszli z propozycją skierowaną do polskiego rządu i Polskich Sieci Energetycznych (PSE) budowy atomowych bloków energetycznych w okręgu kaliningradzkim.

Solorz i OVM chcą odkupić od rosyjskiej spółki Rosatom część udziałów w Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej – projekcie zawieszonym ze względu na brak zbytu na energię elektryczną w samym okręgu kaliningradzkim. To, czego im potrzeba, to gwarantowany przez państwo polskie długoterminowy kontrakt z PSE na stabilne odbiory energii w określonych cenach, umożliwiających zwrot poniesionych nakładów finansowych.

Wydaje się, że polski biznesmen i węgierski partner są potrzebni Rosjanom tylko jako wygodny parawan dla sfinalizowania dawno odkładanego projektu ze środków polskich konsumentów energii.

Ryzyka dla importu energii elektrycznej z FR i Białorusi

Trzeba tu wspomnieć, że energia elektryczna może być użyta przez Kreml jako broń przeciw Polsce i Litwie. Polska doświadczyła już prób wykorzystania rosyjskich wód terytorialnych na Zalewie Wiślanym, przez które przebiega trasa żeglugi do Elbląga, do wywierania nacisków na Polskę. To był jeden z powodów inwestycji w tzw. przekop Mierzei Wiślanej.

Wiara, że rynek energii elektrycznej będzie wolny od polityki, może być w przypadku FR złudna. Kierunek importu energii elektrycznej z Kaliningradu czy Białorusi, gdyby tyczył się normalnych partnerów, uprawiających wobec sąsiadów politykę pokojową, opartą na wzajemnych korzyściach, byłby wart rozważenia.

Niestety każde zwiększenie strumienia dewiz dla Moskwy czy Mińska będzie skutkować szybszą modernizacją struktur siłowych i możliwą eskalacją demonstracji siły w regionie, tworząc niestabilności, których wpływ na Polskę nie będzie bez znaczenia.

Jakie rozwiązania deficytów energii można zarekomendować Polsce?

Polska może i powinna powrócić do oferty złożonej swego czasu przez rząd Ukrainy, która w skrócie sprowadzała się do możliwości uruchomienia mostu energetycznego łączącego ukraińską elektrownię atomową w Chmielnickim z Rzeszowem i wejścia na zasadzie przejęcia udziałów w tej elektrowni.

Z punktu widzenia naszych interesów na wschodzie, wejście kapitałowe na Ukrainę ma sens, bo wzmacnia proeuropejskie środowiska w tym kraju, rozbudowuje ekosystem biznesu związany z rynkiem polskim, a nie rosyjskim, a także przyczynia się do stabilizacji budżetu ukraińskiego.

Z drugiej strony tani prąd ukraiński pozwoli na wzrost konkurencyjności polskiej wytwórczości, zwłaszcza w Polsce Południowo-Wschodniej, a także na terenach byłego Centralnego Okręgu Przemysłowego.

Warto tu nadmienić, że inwestycja w działającą już elektrownię jądrową da stronie polskiej dostęp do know how, możliwości kształcenia kadr dla przyszłej energetyki jądrowej w Polsce. Lepiej to robić siłami kraju, który przejawia aspiracje europejskie i do członkostwa w NATO niż we współpracy z rządami nie kryjącymi niechęci do naszego państwa.

Nie wiedzieć czemu, propozycja ta była przez polskie koncerny energetyczne odrzucana, a perspektywa prądu z FR czy Białorusi uznawana za pociągającą.

Inne możliwe kierunki to Skandynawia połączona z Polską za pośrednictwem linii elektroenergetycznych przechodzących przez Litwę. Także Niemcy dysponują nadwyżkami mocy, niestety z ograniczoną możliwością predykcji dostępności. Łagodzeniu deficytu energii mogą także służyć połączenia ze Słowacją i Czechami.

Wnioski i rekomendacje

Mam nadzieję, że pomysły dalszego uzależniania się od rosyjskiej energetyki (od wielu już lat FR jest dominującym dostawcą ropy naftowej do polskich rafinerii i znaczącym eksporterem gazu na nasz rynek) nie wyjdą poza sferę rozważań.

FR jest w stanie zapłacić spore pieniądze, by mieć kolejny lewar na polską gospodarkę i polityków. Polski rząd przy podejmowaniu decyzji o imporcie energii elektrycznej powinien brać pod uwagę całokształt interesów kraju, nie tylko wąski interes grup biznesu.

Możliwości importu energii elektrycznej nie powinny zmniejszać motywacji do budowy energetyki jądrowej w Polsce – tak tej dużej, realizowanej przez państwo, jak i tej mniejszej, będącej w zainteresowaniu kapitału prywatnego.

Warte wsparcia są inicjatywy wykorzystujące energetykę wiatrową pozyskiwaną z farm lokowanych na morzu.

Na swój czas czeka płytka i głęboka geotermia, a także instalacje fotowoltaiczne wspierające indywidualnych konsumentów prądu.

Mariusz Patey
Ośrodek Myśli im. Romana Rybarskiego

Górny: Amerykanie postawili na Niemcy jako na swojego strategicznego sojusznika w Europie kosztem Polski

Grzegorz Górny tłumaczy pozorne sprzeczności nowej amerykańskiej polityki, która wspierając Trójmorze jednocześnie pozwala Niemcom i Rosji na ukończenie inwestycji Nord Stream 2.


W porannej audycji pisarz i publicysta, Grzegorz Górny, mówi o podejściu amerykańskiego prezydenta Joe Bidena do współpracy Stanów Zjednoczonych z krajami Unii Europejskiej. Publicysta nawiązuje do ostatniego listu przedstawicieli amerykańskich demokratów – Mosbacher, Brzezińskiego i Frieda – w sprawie Trójmorza. Jak wskazuje Grzegorz Górny jest to prezentacja stanowiska administracji amerykańskiej głowy państwa wobec państw Trójmorza:

Jest to tekst programowy, który przedstawia zarys polityki amerykańskiej, konkretnie administracji Joe Bidena, wobec Trójmorza – zaznacza Grzegorz Górny.

Dziennikarz zaczyna od przybliżenia dwojakiego stanowiska amerykańskiego rządku względem państw Europy Środkowej. Wskazuje na pozorną sprzeczność w działaniach prezydenta Joe Bidena:

Z tego tekstu dowiadujemy się dlaczego administracja Joe Bidena z jednej strony popiera Trójmorze, które traktuje jako przeciwwagę dla Rosji. Z drugiej strony, znosi sankcję na Nord Stream 2, które umożliwiają Niemcom i Rosji dokończenie tej inwestycji – tłumaczy dziennikarz.

Grzegorz Górny wyciąga wnioski, że prezydent USA postawił na strategicznego sojusznika w Europie. Są nim Niemcy, a działania te odbywają się kosztem Polski oraz innych państw regionu Europy Środkowej:

Te dwa kroki z takiej perspektywy wydawały się sprzeczne. (…) I w tym tekście znajdujemy wytłumaczenie tego fenomenu. Otóż wynika z niego, że Amerykanie postawili na Niemcy jako na swojego strategicznego sojusznika w Europie kosztem Polski i krajów Europy Środkowej – podkreśla Grzegorz Górny.

N.N.

Prof. Szymanowski: W węgierskiej szkole nie będzie można nauczać o gender bez zgody rodziców

W rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim prof. Maciej Szymanowski wyjaśnia m.in. czym jest nowoprzyjęta na Węgrzech ustawa dot. ochrony tożsamości dzieci.


W najnowszym „Poranku Wnet” gości dyrektor , prof. Maciej Szymanowski. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego dotyka tematu Victora Orbana. Ekspert komentuje przyczepioną węgierskiemu premierowi przez lewicowych polityków łatkę dyktatora:

Victor Orban jest oczywiście uważany w tych kręgach liberalno-lewicowych za dyktatora (…) i nieudolnego polityka, bo mało który polityk wprowadza dyktaturę przez 20 lat – mówi prof. Maciej Szymanowski.

Gość porannej audycji odnosi się również do dzisiejszej debaty w Parlamencie Europejskim. Jej przedmiotem będzie łamanie praworządności na Węgrzech:

Od roku 2010, dojścia do władzy Victora Orbana, kraj ten jest oskarżany nieustannie o różne rzeczy. W tej chwili akurat przedmiotem ataku są zapisy ustawy – niedawno przyjętej ustawy dot. ochrony tożsamości dzieci – zaznacza prof. Maciej Szymanowski.

Dyrektor Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka tłumaczy na czym polega nowoprzyjęte na Węgrzech prawo. Jak wskazuje prof. Maciej Szymanowski, dotyczy ono spraw związanych z nauczaniem o płci kulturowej:

W szkole organizacje pozaszkolne czy różni aktywiści nie będą mogli uczyć różnych rzeczy dot. gender bez zgody rodziców – podkreśla dyrektor.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.