Krzysztof Ardanowski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet
Jan Krzysztof Ardanowski skomentował nieprzedłużenie przez Rosję umowy o transporcie zboża przez Morze Czarne. Odniósł się także do sytuacji polskiego rolnictwa oraz szczytu UE-CELAC .
„Chcieliśmy wsłuchać się w głosy polonii, która na pewno ma duże potrzeby” – mówi o Światowym Kongresie Edukacji i Nauki Polskiej Jacek Janowiak z Instytutu Rozwoju Języka Polskiego
Obecnie dziecko rodzi się w Polsce wtedy, gdy statystyczna matka ma 30 lat. Przez 10 kolejnych lat matek będzie mniej i mniej. Dzieci też będzie mniej i nic na to nie poradzimy!
Andrzej Jarczewski
Prezentowany tu wykres jest – uchwyconą 1 stycznia 2023 – fotografią polskiej demografii. Ale tylko z pozoru jest to obraz statyczny. Cykliczne następstwo słabnących wyżów i pogłębiających się niżów pokazuje nam:
Portret narodu w zaniku
Dzieci się nie posiada. Dzieci się rodzi, wychowuje i kocha. Dzieci mamy lub nie mamy. Ale ich nie posiadamy. Nie mówmy o dzieciach jak o rzeczach! Bo wtedy łatwo zamienić jedne rzeczy na inne, wygodniejsze.
Polski Problem Numer Jeden XXI wieku – brak dzieci – ma swoje źródło we współczesnej kulturze, której częścią jest tak ostatnio poniżany język. Dlatego ósmy z kolei (od roku 2016 na tych łamach) doroczny raport demograficzny rozpoczynam od kwestii terminologicznej. „Posiadanie dzieci” – to język bezrefleksyjny. Podobnie: mam żonę, ale jej nie posiadam, tak jak i ona nie posiada mnie, choć mnie ma. Bo nie jesteśmy dla siebie rzeczami.
Kultura i antykultura ma dla naszej dzietności znaczenie bez porównania większe niż warunki materialne. Piszę to jako ojciec czwórki dzieci i dziadek dziewięciorga (na razie) wnucząt. Pamiętam lata pięćdziesiąte, gdy chodziłem do pękającej w szwach szkoły podstawowej i pamiętam lata osiemdziesiąte, gdy pierwsze moje dziecko zaczynało lekcje o 7.20, a ostatnie kończyło o 19.00. Pamiętam pierwszą pralkę, lodówkę czy mikser. Warunki życia dobrze prosperującej rodziny były tak prymitywne, że dziś nie przyjąłby ich nawet nędzarz. A jednak wtedy dzieci rodziły się chętnie, a teraz – bez entuzjazmu.
KULTURA STRACHU
Te oczywistości wypisuję tylko po to, by nie polemizować z ekonomicznymi malkontentami.
Dzietność nie od obiektywnych warunków zależy, ale od tego, jak je postrzegamy na tle amerykańskich filmów, reklam i wszechogarniającej kultury strachu. To właśnie strach jest kulturowo nowym znamieniem XXI wieku w Polsce. Strach przed dzieckiem, strach przed ciążą, strach przed najdrobniejszym dyskomfortem.
Obawa, że zostanę ukarany, gdy nie sprostam modelowi rodzica perfekcyjnego.
Gdy wskutek błędu medycznego, przypadku lub nieuleczalnej wady umiera rodząca matka, mamy do czynienia z wielką tragedią rodzinną, którą należałoby uszanować. Tymczasem – zgodnie z zasadą, że nic tak nie ożywia gazety jak trup na okładce – różne pisma, portale i telewizje aż puchną od jednostkowych, statystycznie nieistotnych reportaży o cudzym nieszczęściu. Jest w tym nadzieja, że inni lekarze czy opiekunowie będą staranniej unikać błędów choćby ze strachu przed publicznym napiętnowaniem. Ale dobre chęci mają swoje konsekwencje. Oglądają to młode kobiety, które pod przemożnym wpływem obrazu same siebie widzą w pokazywanej sytuacji. Boją się. Człowiek to nie statystyka – powiedzą.
MALI CESARZE
Polityka jednego dziecka przyniosła Chinom nieznane historii, masowe zjawisko „małych cesarzy”, czyli jedynaków, otoczonych tłumem dziadków, babć, ciotek itd. Pierwszym skutkiem ubocznym tej polityki była selektywna aborcja, która dała „ludowym” Chinom nadwyżkę 40 milionów mężczyzn, zdolnych już do noszenia broni. Nie starczy dla nich własnych kobiet, więc pójdą po cudze (na Tajwanie mamy proporcję 1:1, a w Rosji mężczyźni umierają młodo).
Po złagodzeniu represyjnej polityki wcale więcej Chińczyków się nie rodzi. Po prostu niedoszli rodzice boją się mieć do czynienia z tak rozwydrzonymi bachorami, jakimi sami niedawno byli.
A w Polsce? Nie wyobrażam sobie, by moi synowie wychowywali swoje dzieci tak surowo, jak mnie wychowywał mój ojciec. Jego ciężką rękę pamiętam do dziś i – gdyby żył – gotów bym był tę rękę całować, bo uchroniła mnie od rzeczy, na wspomnienie których włos się jeży. Sześćdziesiąt lat temu chłopcy nie byli wcale lepsi od dzisiejszych. Ale byli „krócej trzymani”, choć nikt nas nie pilnował. Cały dzień się grało w piłkę albo łaziło się nie wiadomo gdzie. Wiedziałeś tylko, że jak zbroisz, to oberwiesz. Dziś nie do pomyślenia.
Nie można skarcić „małego cesarza”, bo poleci gdzieś na skargę i kłopoty gotowe. A już klaps? Ohyda, absolutny zakaz! Nigdy, pod żadnym pozorem i w żadnych warunkach! Tak przynajmniej głoszą ideologiczni „obrońcy dzieci”.
Przyda im się drobna informacja, znaleziona w gliwickich archiwach. Otóż w roku 1900 w jednej klasie naliczono 109 chłopców (stu dziewięciu)! W mojej PRL-owskiej szkole podstawowej było zaledwie 40 uczniów w klasie, a połowę stanowiły dziewczynki, które zawsze łagodziły obyczaje. Tymczasem mówimy o klasie z ponad setką normalnych (czyli stale rozrabiających) łobuziaków. Jak nad tym mógł zapanować jeden nauczyciel? Ano w klasie dyżurował jeszcze pedel, czyli woźny dysponujący tęgą lagą, której używał z godną trwogi wprawą. Na użytek gardzących „Tenkrajem” napomykam, że wtedy Gliwice od 150 lat należały do cywilizowanych Niemiec.
MATKA NA POSADZIE MATKI
Ideologiczne zakazy i nakazy mają sens w pluszowych warunkach. Nie w Nigrze, gdzie mniej niż 16 lat ma połowa populacji (w Polsce: 16%).
W Europie zmuszanie dzieci do pracy jest zbrodnią, w Afryce – warunkiem przeżycia wielu nastolatków i ich młodszego rodzeństwa. Tam chodzi o przetrwanie osób. W Polsce trzeba mówić o przetrwaniu narodu!
Gdy naród zanika (dolna część wykresu) trzeba przyjrzeć się sensowności niektórych ideologicznych zakazów i trochę spuścić z tonu.
Wspomnę chociażby o metodzie in vitro, która mogłaby przysporzyć młodych Polaków akurat w tych rodzinach, które bardzo pragną mieć dzieci. Opór przeciwko tej metodzie ma charakter bardziej ideologiczny niż pragmatyczny. I przeciwna skrajność (przepraszam za drastyczny przykład): kanibalizm jako tabu kulturowe. Z literatury (Conrad, Wells) i nawet z reportaży telewizyjnych (katastrofa samolotu w Andach) znamy przykłady łamania tego tabu. Niektórzy ludzie przeżyli, choć inni zostali zjedzeni.
Jeśli chcemy – jako naród – przetrwać, musimy sprawdzić, czy każdy element naszej ideologii służy długiemu trwaniu. Zbadajmy na przykład prawdziwe skutki ideologicznego postulatu „więcej żłobków”. Przećwiczyli to Czesi, którzy prawie nie mają już żłobków i z lepszym skutkiem stosują inne metody. Akurat zarządzałem tą sferą życia miasta, gdy musieliśmy podnosić standard żłobków do poziomu zakładów opieki zdrowotnej. Koszty gigantyczne, efektywność ujemna. W sprawozdaniach znajdowałem żłobki, w których całymi tygodniami więcej było zatrudnionych niż (średnio) podopiecznych. Ta forma opieki jest ideologicznie słuszna, ale niszczy rodzinę i nie sprzyja dzietności.
Gdybym mógł – zatrudniłbym wszystkie młode matki na państwowej, a raczej narodowej posadzie. Dałbym im (na początek minimalne) wynagrodzenie za najważniejszą w Polsce pracę: za wychowywanie dzieci we własnym domu.
Szłyby za tym dostosowane do sytuacji obowiązki, ZUS, opieka zdrowotna i inne bonusy. Nie rozwijam tego pomysłu, bo już dość się naraziłem ideologom różnych opcji.
Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Portret narodu w zaniku” znajduje się na s. 18 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023.
Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Ryszard Czarnecki / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet
„Zamknięcie polskiej agencji konsularnej w Smoleńsku jest ceną za wsparcie udzielone naszemu wschodniemu sąsiadowi, napadniętemu przez to imperium zła” – mówi Ryszard Czarnecki, europoseł PiS.
Poseł Koalicji Obywatelskiej wskazał, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nie prowadzi poważnej polityki migracyjnej, ale też największa partia opozycyjna nie ma gotowych rozwiązań.
Gościem Poranka Wnet był Paweł Poncyljusz, poseł Koalicji Obywatelskiej, który odnosił się głośnego antyimigranckiego filmu nagranego przez Donalda Tuska: Nie jest, nie jest żadna antyimigrancka retoryka, ale przypomina, warto powiedzieć, jaki jest kontekst tego wszystkiego, bo to jest obnażanie hipokryzji PiSu, który z jednej strony straszy Polaków imigrantami, a z drugiej strony rozluźnił politykę imigracyjną i to bezmyślnie. […] Moim zdaniem to po prostu PiS jest potrzebne jako paliwo polityczne w kategoriach, aby postraszyć Polaków imigrantami.
No to przecież epatowanie tymi zdjęciami, filmami z Paryża, z tych zamieszek to absolutnie było takim paliwem straszenia Polaków pod tytułem tutaj teraz będziemy jedynymi słusznymi – podkreślił Paweł Poncyljusz.
Zdaniem posła Koalicji Obywatelskiej w nie ma w Polsce bezrobocia, bo jest więcej emerytów: My cały czas mówimy, że PiS to partia hipokrytów, która na potrzeby polityczne jest w stanie podpalić każdy fragment kraju, nie patrząc na polską rację stanu, nie patrząc na to jakie trendy, choćby na polskim rynku pracy będą w najbliższych latach. PiS chwali się, że nie ma bezrobocia, ale go nie ma, bo mamy dużo więcej emerytów, dużo więcej rencistów niż 8 lat temu, a potrzeba tych rąk do pracy, bo powstają nowe zakłady.
Gość Poranka Wnet wskazał, że ewentualny rząd PO będzie respektował decyzje migracyjne przyjmowane na poziomie Unijnym: Myślę, że musimy pomóc Włochom czy Grekom w rozwiązywaniu problemów na wyspie Kos czy Lampedusa. Przecież pamiętam, jak papież Franciszek wiele lat temu pierwszą swoją wizytę odbył właśnie na Lampedusie – opowiadał na pytania o przyjęcie unijnej polityki migracyjnej poseł KO, dodając, że nie jest wstanie obecnie odpowiedzieć czy rząd platformy będzie przeciwko polityce migracyjnej proponowanej przez Komisję Europejską – ja nie wiem, jaka jest konkretna propozycja, wiem na razie coś PiS negocjuje.
Platforma na pewno jest lojalna wobec tych decyzji, które podejmowane są w instytucjach europejskich. Jaka ta decyzja będzie dziś nie wiemy. To też zależy od skuteczności polskiej dyplomacji w Brukseli – podkreślił Paweł Poncyliusz.
Wiceszef klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej podkreślił, że opozycja musi pilnować wyborów i od jakość ich własnej kontroli będzie zależało czy uzna wyborczy wynik: Zasadniczo myślę, że tak, ale to znowu zależy od oceny okoliczności. Po to jest ruch kontroli wyborów, który koordynuje Sławomir Nitras, żebyśmy mieli obserwatorów w każdej komisji, czy to będzie DPS, czy to będzie parafia, w której wyznaczony zostanie obwód wyborczy i dopiero od tego, jak to wszystko będzie funkcjonowało, będzie zależało to czy możemy uznawać czy nie uznawać [wybory].
„Opozycja jest gotowa sprzedać polską suwerenność w zamiast za osadzenie przez państwa zachodnie w pozycji tutejszych namiestników” – mówi Rafał Ziemkiewicz, dziennikarz i publicysta.
Paweł Bobołowicz i o. Iwan – prawosławny proboszcz wsi Kisielin, gdzie podczas morderstw w 1943 roku Polacy bronili się w kościele i na plebani przed ukraińskimi nacjonalistami / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Paweł i Piotr Mateusz Bobołowiczowie udali się m.in. do wsi Ostrówki, która została zrównana z ziemią w trakcie zbrodni wołyńskiej. W trakcie wyprawy na tereny rzezi odwiedzili groby poległych.
Czorcze. Mieszkanka wsi pokazuje pochówek zamordowanego księdza greckokatolickiego / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Zarośnięty cmentarz prawosławny w miejscowości Ostrówek obok Kamienia Koszyrskiego / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Olble Lackie (Osiwci). Cmentarz / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Cmentarz prawosławny w Łukowie (daw. Maciejów) / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Zniszczona kaplica cmentarna w dawnym Maciejowie (ob. Łukiw) / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Pochówek z 1914 roku na zniszczonym cmentarzu rzymskokatolickim w dawnym Maciejowie (ob. Łukiw) / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Fragment bramy lub dzwonnicy przycmentarnej na zniszczonym cmentarzu rzymskokatolickim w dawnym Maciejowie (ob. Łukiw) / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Pozostałości pałacu Branickich w Lubomlu / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Kościół pw. Trójcy Przenajświętszej w Lubomlu / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Stary cmentarz rzymskokatolicki w Lubomlu. Pochówek polskich policjantów poległych na służbie w okresie międzywojennym / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Stary cmentarz rzymskokatolicki w Lubomlu / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Stary cmentarz rzymskokatolicki w Lubomlu. Widoczny pochówek ofiar ukraińskich nacjonalistów ze wsi Kąty / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Pan Wiaczesław. Mieszkaniec Wołynia polskiego pochodzenia / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Cmentarz rzymskokatolicki w Kowlu / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Stary cmentarz rzymskokatolicki w Lubomlu / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Kwatera polskich żołnierzy poległych podczas I Wojny Światowej. Cmentarz w Kowlu / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Ostrówki. Cmentarz rzymskokatolicki. Miejsce pochówku ofiar ukraińskich nacjonalistów ze wsi Ostrówki i Wola Ostrowiecka. Zginęło tam łącznie ok. 1050 Polaków / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Ojciec Ołeksandr, franciszkanin z prowincji św. Michała Archanioła na Ukrainie Zakonu Braci Mniejszych / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Cmentarz w Ostrówkach. Pochówek 6 żołnierzy polskich i 5 bolszewickich poległych w boju w 1920 roku / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Paweł Bobołowicz i o. Iwan – prawosławny proboszcz wsi Kisielin, gdzie podczas morderstw w 1943 roku Polacy bronili się w kościele i na plebani przed ukraińskimi nacjonalistami / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Cmentarz w Ostrówkach / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Cmentarz w Ostrówkach / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Cmentarz w Ostrówkach. Pomnik pamięci Anatola Sulika „Ducha Polesia”, kustosza polskich miejsc pamięci na Wołyniu / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Paweł Bobołowicz w w miejscu gdzie byli mordowani Polacy / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Krzyż w miejscu zniszczonej polskiej wsi Ostrówki / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Figura Maryi i krzyż w miejscu, gdzie stał kościół w zniszczonej polskiej wsi Ostrówki / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Cmentarz rzymskokatolicki w Kowlu / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Figura Maryi i krzyż w miejscu, gdzie stał kościół w zniszczonej polskiej wsi Ostrówki.. Krzyż w miejscu, gdzie znajdowała się polska wieś Ostrówki, gdzie z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło w 1943 roku co najmniej 474 Polaków, w tym kobiety i dzieci / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Cmentarz rzymskokatolicki w Kowlu. Groby harcerzy / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Fragment zniszczonej krypty na cmentarzu w Kamieniu Koszyrskim / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Groby ukraińskich obrońców, którzy polegli podczas trwającej rosyjskiej napaści na Ukrainę. Kamień Koszyrski / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET
Prezydent Zełenski mógłby rozwiązać ten problem jednym pociągnięciem pióra. Nie rozumiem, czemu do tej pory tego nie zrobił. Po stronie ukraińskiej wyraźnie brakuje dobrej woli – mówi duchowny.
Nie chodzi o żadne gesty ze strony ukraińskiej, bo one są puste. Chodzi o konkretne decyzje. Dobrze, żeby zapadły jeszcze zanim umrą ostatni świadkowie.
Krzyż wetknięty przez premiera Morawieckiego w Ostrówkach zaraz zniknie. Takie są realia – przestrzega ks. Isakowicz-Zaleski.