Kolinda Grabar-Kitarović: Nie uważam, że Unia Europejska się rozpadnie. Zamiast tego nastąpi jej ewolucja

Naszym gościem jest Kolinda Grabar-Kitarović, była prezydent Chorwacji i współtwórczyni Inicjatywy Trójmorza. W rozmowie z P. M. Bobołowiczem wspomina genezę tego projektu i ocenia, jak się sprawdził.

Jak wspomina prezydent Grabar-Kitarović, Inicjatywa Trójmorza początkowo miała być znacznie mniejszym projektem:

Na początku chcieliśmy połączyć tylko obszary Bałtyku i Adriatyku. Potem jednak zrozumieliśmy, że dla sukcesu naszego projektu powinniśmy dołączyć również obszar Morza Czarnego, w którym znajduje się 12 krajów członkowskich UE. Określiliśmy 3 obszary kluczowe: spójność przestrzeni europejskiej, konkurencyjność naszych gospodarek i połączenie infrastruktury Północy i Południa.

Chorwacka polityk podkreśla jednak, że Trójmorze nie jest organizacją mającą rozbić jedność Unii Europejskiej:

Nie uważam, że Unia Europejska się rozpadnie. Nastąpi jej ewolucja – ale nie wiem, w jakim kierunku. Nie uważam jednak Trójmorza (ani żadnej innej struktury europejskiej) za twór wrogi UE.

Odsłuchaj rozmowy Piotra Mateusza Bobołowicza już teraz!

[ARP]

Posłuchaj:

Czytaj też:

Prezydent Macedonii Północnej: jesteśmy przekonani, że sprawa Ukrainy jest słuszna. Pomagamy jej tak, jak możemy

Bogusław Ziętek: Dopóki nie powstanie polska elektrownia atomowa, jesteśmy skazani na energetykę opartą na węglu!

Fot. Pixabay

Przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień ’80” rozmawia z Magdaleną Uchaniuk o niedoborach węgla i przyczynach protestu związkowców pod biurem Mateusza Morawieckiego.

Od kilku miesięcy w Katowicach trwają protesty związków zawodowych pod biurem poselskim Mateusza Morawieckiego. Jak twierdzi przewodniczący WZZ „Sierpień ’80”, przyczyną protestów jest przede wszystkim… oszczędność:

Musimy się zastanowić, czy musimy utrzymywać takie biura poselskie, jak to Mateusza Morawieckiego. Przychodzimy do jego biura regularnie, co poniedziałek – i nigdy go nie zastaliśmy! Pracownicy biura nie potrafią powiedzieć , kiedy będzie. Jeśli premier nie korzysta z biura, to powinno ono zostać zlikwidowane.

– mówi Bogusław Ziętek.

Gość Magdaleny Uchaniuk wskazuje również na nieracjonalną politykę energetyczną rządu:

Polskie kopalnie produkują węgiel po 400 zł za tonę. Natomiast import węgla kosztuje 2000 zł za tonę. Twierdzenie, że polski węgiel  jest nieopłacalny, wynika z tego, że jest to nasz węgiel – a są środowiska, które chciałyby zarobić na sprzedaży węgla Polsce.

Odsłuchaj rozmowy już teraz!

[ARP]

Posłuchaj:

Czytaj też:

Bogusław Hutek: premier Morawiecki chce wykorzystać górników przez dwa, trzy lata, a potem dalej kupować węgiel z Rosji

Szkoda czasu na szukanie dobrych Rosjan. Felieton Pawła Bobołowicza

Felietony Pawła Bobołowicza można czytać co tydzień w Kurierze Lubelskim

Felietony Pawła Bobołowicza można czytać co tydzień w Kurierze Lubelskim

Rosyjski dziennikarz (przepraszam za oksymoron) Anton Krasowskij, w swoim programie w propagandowej RT wypowiedział się, co należy robić z ukraińskimi dziećmi:

„Trzeba tylko utopić te dzieci. Powiedziały, że Moskale są okupantami? – natychmiast wrzucasz je do rzeki z wartkim prądem”. Według Krasowskiego należy też palić ich w domu.

Oczywiście można te wypowiedzi, jak i tysiące innych zignorować, nie zauważać, nie przykładać ręki do upowszechniania wiedzy o rosyjskich propagandystach. Jednak takie traktowanie rosyjskiej propagandy powoduje, że tworzone są dwa obrazy Rosji: tej putinowskiej złej, z którą należy walczyć i tej liberalnej, która ma być receptą na Putina i w przyszłości być naszym partnerem. Otóż nie ma żadnej dobrej, liberalnej Rosji. Jest chore państwo, z chorym społeczeństwem.

Krasowskij to typowy przykład tej choroby. Przez lata pracował w mediach, nazywanych opozycyjnymi, liberalnymi, pracował dla zachodnich znanych i popularnych tytułów gazetowych. Był komentatorem i gościem w rosyjskich mediach, które dziś są przedstawiane jako opozycyjne wobec Putina. W 2013 roku po publicznym przyznaniu się do swojej nietradycyjnej orientacji seksualnej, został zwolniony z proputinowskiego medium, by w 2019 roku powrócić do głównej putinowskiej tuby propagandowej RT i dziś nawoływać do topienia i palenia ukraińskich dzieci.

Ukraińcy od dawna mówią, że szkoda czasu na szukanie liberalnych, opozycyjnych, dobrych Rosjan, którzy przeciwstawiają się Putinowi, a ci nieliczni sprawiedliwi od dawna walczą już w szeregach ukraińskiej armii. Warto pamiętać, że potencjału protestów po rozpoczęciu mobilizacji w Rosji wystarczyło na kilka dni, a ci którzy protestowali, robili to ze strachu, by samemu nie brać udziału w wojnie, a nie by wyrazić swoją niezgodę na wojnę przeciwko Ukrainie. Te tysiące Rosjan, które uciekły przed wręczeniem wezwania do armii, dziś w Berlinie i Paryżu dalej będą chwalić Putina.

Dlaczego zrozumienie tego, że wrogiem nie jest tylko Putin, ale Rosja jest dziś tak ważne? Bo prowadzimy wojnę (tak, my też) z Rosją, a nie tylko z Putinem. I musimy zrobić wszystko, by Rosjanie to odczuli – w Biełgorodzie, ale i w Moskwie, Petersburgu i Irkucku także. Sądzicie Państwo, że to nie nasza wojna? Inaczej sądzą Rosjanie, którzy jednoznacznie w swojej propagandzie eksponują to, że walczą przeciwko Zachodowi i NATO. Nasi Rodacy są także bezpośrednio ofiarami tej wojny. Wojciech Jankowski, korespondent Radia Wnet opublikował relację dotyczącą niewielkiej miejscowości Kisielówka na Ukrainie w obwodzie chersońskim. Gdy wjechały do niej rosyjskie wojska, czołg z premedytacją ostrzeliwał kościół rzymskokatolicki. W tej niewielkiej miejscowości mieszkali potomkowie polskich powstańców listopadowych, którzy, jak w dramatycznej relacji opowiada Anna Lisowska, członek Zarządu Stowarzyszenia Polaków w Mikołajowie, przeżyli obydwie wojny i Wielki Głód, a dziś zostali ostatecznie pozbawieni swoich domów. Miejscowość wciąż jest na linii frontu. Przed wojną często chwaliliśmy się polską mniejszością na Ukrainie, walczyliśmy o jej prawa. Dziś nasi Rodacy na Ukrainie cierpią tak samo jak i pozostali obywatele Ukrainy i są tak samo ofiarami rosyjskiej agresji. Przykład Kisielówki pokazuje, że polskość wyjątkowo Rosjan irytuje.

Masowe ataki rakietowe pozbawiają Ukraińców na całej Ukrainie, także w sąsiadujących z Polską obwodach wołyńskim i lwowskim, prądu i wody. Dzielni Ukraińcy starają się z tym żyć, potrafią z tego żartować i nie panikują. W Mikołajowie z kranów leci słona woda, bo rosyjska armia zablokowała dostarczanie słodkiej wody z Chersonia. Sól przeżera rury i woda wycieka w dziesiątkach miejsc, ale mieszkańcy ponad 400 tysięcznego miasta nie zamierzają się poddawać. Mało tego – jeszcze do niedawna wielu z nich czuło do Rosji może nawet więcej niż przyjaźń, dziś żywi tylko nienawiść, nie mówi inaczej o Moskalach niż „te durne kacapy”. Marzenia o „ruskim mirze” padły tam na zawsze. Padły w eksplozjach rosyjskich rakiet i irańskich Shahedów, które codziennie spadają na miasto.

Jednak w tym samym czasie na miłość i wsparcie Rosjanie wciąż mogą liczyć w niektórych krajach zachodu. W paliwo rosyjską armię wciąż zaopatruje francuski koncern, a niemieccy politycy nawołują do wyremontowania rosyjskich gazociągów, by znów grzać się moskalskim gazem i zarabiać brudne pieniądze. Opowieść o podchersońskiej Kisielówce wywołała we mnie jeszcze jedną refleksję. Czy za ataki na obiekty, będące też spuścizną polskiej kultury, za zabijanie osób, które mieszkają na Ukrainie, ale czują się Polakami, do polskiego MSZ był wzywany rosyjski ambasador? Bo dopóki jest w Polsce, to jego wzywaniu na dywanik nie powinno mieć końca. Właściwie każdy alarm przeciwlotniczy na Ukrainie powinien powodować, że Siergiej Andriejew zostaje wezwany do stawienia się przed urzędnikami polskiego państwa. O każdej porze dnia i nocy, do czasu, aż nie wróci do Moskwy.

Felietony Pawła Bobołowicza można czytać co tydzień w Kurierze Lubelskim.

Raport z Kijowa – 24.10.2022: polska wieś na mikołajowszczyźnie zrujnowana przez Rosjan

Marszałkowski: W perspektywie 2040 r. 6 reaktorów jądrowych będzie odpowiadać za produkcję 20% energii w Polsce

Elektrowania atomowa w Bohunicach, Słowacja I Fot. János Korom Dr (CC BY-SA 2.0), Wikipedia

„Minister Moskwa mówi, że wybór wykonawcy inwestycji ma paść do końca roku. Trzeba pamiętać, że każdy tydzień zwłoki oddala nas od terminu zakończenia budowy pierwszego reaktora w 2033 r.”

Wszystko wskazuje, że jesteśmy na wirażu przed ostatnią prostą, jeżeli chodzi o wybór wykonawcy i operatora pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce.

Mariusz Marszałkowski zwraca uwagę, że przed polskim rządem stoi zadanie wyboru partnera na wiele lat. Wskazuje, że fakt istnienia trzech ofert daje nam możliwość wynegocjowania bardziej korzystnych warunków:

Wszyscy trzej oferenci mają swoje plusy.

Minister Moskwa mówi, że wybór ma paść do końca roku. Trzeba pamiętać, że każdy tydzień zwłoki oddala nas od potencjalnego zakończenia budowy pierwszego reaktora w 2033 r.

Zdaniem eksperta podawany od 5 lat termin jest nadal realny. Mariusz Marszałkowski przestrzega jednak, że inwestycja o takiej skali jeszcze w Polsce nie była realizowana; będzie ona wymagać skoordynowania wielu działań, opóźnienie któregokolwiek elementu będzie negatywnie rzutować na cały projekt.

Po tym, jak poznamy wykonawcę, rozpocznie się aż trzyletni proces przygotowawczy. Jeżeli nie będzie opóźnień, budowa ma się rozpocząć w 2026 r.

Gość „Kuriera ekonomicznego” szacuje, że koszt budowy elektrowni jądrowej wyniesie ok. 60-100 mld zł. Przestrzega, by nie spodziewać się, że zapewni ona większość energii dla naszego państwa.

W perspektywie 2040 r. 6 reaktorów jądrowych będzie odpowiadać za produkcję 20% energii w Polsce.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Czytaj też:

Wiech: Amerykanie chcą żeby ich spółki angażowały się w projekty jądrowe za granicą, by rozwijać własny przemysł

Día de los Muertos w meksykańskim folklorze/El Día de los Muertos en el folklore mexicano

Día de los Muertos; HarshLight; flickr.com; CC BY 2.0

W najbliższym wydaniu República Latina opowiemy o meksykańsm Święcie Zmarłych, czyli Día de los Muertos od strony meksykańskiego folkloru.

Meksykańskie Święto Zmarłych to z pewnością jedno z najciekawszych corocznych wydarzeń związanych z kulturą tego pięknego latynoamerykańskiego kraju.

Jest to bowiem Święto dużo bardziej wychodzące poza ramy naszych obchodów Dnia Wszystkich Swiętych oraz Dnia Zadusznego. W zależności od części kraju obchody Día de los Muertos mogą trwać nawet kilka dni, podczas których wspominane są poszczególne kategorie zmarłych.

Día de los Muertos to również świetny przykład synkretyzmu kulturowego i religijnego. Tradycyjne, prekolumbijskie obrzędy i wierzenia zmieszały się bowiem z elementem chrześcijańskim. Obchody Día de los Muertos to także element kultury i folkloru meksykańskiego. I to właśnie na tym aspekcie skupimy się w dzzisiejszym wydaniu República Latina.

Wraz z naszym dzisiejszym gościem, Danielą Castillo opowiemy o folklorystycznej warstwie meksykańskiego Święta Zmarłych. Skupimy się przede wszystkim na warstwie muzycznej i tanecznej, by pokazać, jak wygląda to w poszczególnych częściach Mekksyku.

Zapraszamy już dziś na godz. 22H00! Będziemy rozmawiać po polsku i hiszpańsku!

Y la versión en castellano:

El Día de los Muertos de México es sin duda uno de los acontecimientos anuales más interesantes asociados a la cultura de este lindo país latinoamericano.

De hecho, es una celebración que va mucho más allá de las celebraciones polacas del Día de Todos los Santos y del Día de los Difuntos. Dependiendo de la zona del país, las celebraciones del Día de los Muertos pueden durar varios días, durante los cuales se recuerdan diferentes categorías de difuntos.

El Día de los Muertos es también un gran ejemplo del sincretismo cultural y religioso. En México los rituales y creencias tradicionales precolombinos se han mezclado con el elemento cristiano. La celebración del Día de los Muertos también forma parte de la cultura y el folklore mexicanos. Y es en este aspecto nos centraremos en la edición de hoy de República Latina.

Junto con nuestra invitada de hoy, Daniela Castillo, hablaremos de la capa folclórica de la Fiesta de los Muertos mexicana. Nos centraremos particularmente en la capa musical y de danza para mostrar cómo es en las diferentes partes de México.

¡Les invitamos para escucharnos hoy a las 22H00! Vamos a hablar polaco y español.

 

Owidiusz przebywał na zesłaniu pośród Tatarów, nauczył się ich języka i w nim tworzył poezję, która niestety zaginęła

Język tatarski jest obecny wszędzie. Ludzie mówią po tatarsku, nie po kazachsku, uzbecku, ponieważ uważam, że kazachski nie oznacza języka czy ludu. Uważamy, że oni wszyscy są Tatarami.

Piotr Mateusz Bobołowicz, Krzysztof Skowroński, Naim Belgin

(…) PMB: Jak wygląda współpraca Tatarów z Turkami tu, na miejscu? Chodzi mi oczywiście o mniejszości etniczne.

NB: Nie widzimy różnicy między Tatarami a Turkami. To są ci sami ludzie, ten sam język, ta sama religia. Turcy z Mołdawii należą do odrębnej grupy. To chrześcijanie z Gagauzji w Mołdawii. Mamy też u nas inną grupę Gagauzów, którzy są muzułmanami, i nazywamy ich Gajal [Gadżal]. Gadżalowie i Gagauzowie to ten sam lud, ale niektórzy z nich to chrześcijanie, a niektórzy – muzułmanie.

PMB: Skąd w ogóle wzięli się tutaj Tatarzy?

Dawna nazwa Morza Czarnego brzmiała Karadengiz. Nie oznacza ona „czarnego” morza. Można tłumaczyć słowo ‘kara’ jako ‘czarny’, ale nasze słowo ‘kara’ ma wiele znaczeń: duży, silny, majestatyczny. Karadengiz było morzem Tatarów, bo Kara to nazwa jednego z plemion tatarskich.

Od roku 500 do 1500 Włosi z Wenecji i Genui nazywali to morze na swoich mapach Mare Maggiore – Morzem Wielkim, a nie Morzem Czarnym. Tak więc Morze Wielkie, a nie Czarne, ale, jak wiadomo, Morze Śródziemne jest dziesięć razy większe niż Karadengiz i z tego powodu przyjęto obecną nazwę. Słowa ‘kara’ nie tłumaczy się jako ‘czarny’. Czy macie w swoim języku słowo ‘karaola’? ‘Karaul’? W języku bułgarskim, rosyjskim, a także rumuńskim występuje słowo ‘karaul’ i odnosi się do ‘kara’, czyli silny, i ‘ul’, czyli chłopiec. W przeszłości był to rodzaj policji czy straży w wioskach. To słowo, zapożyczone od Tatarów, jest nadal używane w tych krajach. Uważamy, że Tatarzy przybyli tu 3000 lat temu.

(…) Zacząłem od tego, ponieważ uważamy, że wszystkie ludy tureckie, a za nimi Hunowie – zna pan pewnie Attylę (naród węgierski uznaje go za swojego władcę) – nawet jeśli nie jest naszym bezpośrednim przodkiem, to Hunowie są przodkami Tatarów. A przodkami Hunów były ludy turańskie, które żyły w Europie. Herodot mówił o Getach. Myślimy, że Geci to nie lud romański, tylko turański, który tam się osiedlił. I wszystkie ludy przed nimi przyszły z Azji. W tej perspektywie widzimy naszą tradycję, nasze ubrania, nasze słowa.

Kiedy dokonujemy odkryć archeologicznych i rozmawiamy z rumuńskimi archeologami, mówią, że nie mają specjalistów od kultury turańskiej. Myślę, że to żart, bo jeśli chce się poznać prawdę, a nie bajkę, to można poprosić o specjalistę z innego regionu. Mamy kontakty w Kazachstanie, Kirgistanie, Uzbekistanie, nawet antropologów i archeologów z Węgier, którzy mogą pomóc.

Jest to kolejny problem dla Rumunii – nie chcą odkrywać prawdy o tych rzeczach, ponieważ przyjęli, że tu znajdowała się Dacja, którą zajęli Rzymianie i to właśnie od Daków i Rzymian pochodzą Rumuni. Nie rozumiem, jak i kiedy doszli do takich wniosków. Bardzo ciężko jest zrobić ten skok myślowy.

Owidiusz był na zesłaniu w tym regionie, w mieście Tomis, dzisiejszej Konstancy. Będąc tutaj, napisał, że nic nie rozumie w tym barbarzyńskim języku. Wszyscy mówili, że tu żyją Dakowie, a Dakowie mówią po łacinie. Owidiusz napisał w swoim dzienniku, że nic nie rozumiał z tego języka. Uczył się go i tworzył w nim poezję. Niestety nie znaleźliśmy tych wierszy. Myślę, że gdy je znajdziemy, zobaczymy, że to nasz język.

Codex Cumanicus jest napisany w naszym języku, rozumiemy go, ale to kompendium o kulturze Kipczaków i Kumanów. Zostało napisane w XIV wieku i w tym okresie większość Tatarów przechodziła na islam. W tym kodeksie można znaleźć wiele słów z języków arabskiego i perskiego, ponieważ Tatarzy przyjęli islam od mistyków z Persji. Wszystkie słowa religijne pochodzą z perskiego, a nie z arabskiego. W Dobrudży i w Turcji te słowa pochodzą z perskiego. Mówi się, że w języku rumuńskim jest 5000 słów z języka tureckiego, ale to nieprawda. Z języka tureckiego pochodzi niewielki procent, natomiast wiele, wiele słów pochodzi z perskiego. Może macie w waszym kraju słowo „czorab”, „czorba”, czoban? Nie? W rumuńskimi istnieją i pochodzą z perskiego, wzięte od Tatarów. (…)

PMB: Co znaczy dla Pana być Tatarem w Rumunii?

Być Tatarem w Rumunii, w tym konkretnym regionie, to nie być „gościem”. Jesteśmy gospodarzami. To nasz dom. Nawet Rumuni uważają Dobrudżę za nasz region. Kochamy wszystkich. Rozumiemy wszystkich. I żyjemy ze wszystkimi w pokoju, ale polityka rumuńskiego rządu i narodu różni się od naszej.

Historia, której nas uczą w szkołach, nie jest prawdziwą historią świata. To historia z czasów Ceausescu, komunistycznych, czasów Securitate. Ciężko nam rozwiązać tę kwestię, ale nie jest to problem nierozwiązywalny, tylko uciążliwy. Jesteśmy w stanie żyć z tą sytuacją, poradzić sobie z nią.

PMB: Jak wyobraża Pan sobie przyszłość Tatarów?

Jeśli nic nie zrobimy, wkrótce Tatarzy w tym regionie zostaną pozbawieni własnej kultury i języka. W innych regionach język tatarski nie został zatracony. Gdy jadę do Uzbekistanu, słyszę, jak mówią po tatarsku. Nie jeżdżę do Kazachstanu, ale spotykam się z ludźmi z Kazachstanu i bardzo dobrze się rozumiemy. Język tatarski jest obecny wszędzie. Wszyscy ci ludzie mówią po tatarsku, nie po kazachsku, uzbecku, ponieważ uważam, że „kazachski” nie oznacza języka czy ludu. Uważamy, że oni wszyscy są Tatarami.

Jeśli chcą uznać, że są Kazachami – dobrze, są Kazachami. Jeśli chcą być Uzbekami, OK, ale „Uzbek” to imię: Uzbek-chan był Chanem Złotej Ordy i stąd pochodzi nazwa.

Krym to tylko region, nie ludzie, ludzie to Tatarzy. Nogajowie to też nie lud; Nogaj był generałem i stąd nazwa. Ten generał był bratankiem Czyngis-chana. Nogajowie nie są odrębnym ludem, lecz jednym z ludów tatarskich. Przykłady są wszędzie. Azerowie są to Tatarzy. Może inne plemię, rodzina jest inna, ale lud zawsze pozostaje tatarski.

Jeśli w świecie mówi się, że to lud turański, OK, akceptuję. Jeśli chcą być Nogajami, OK. Każdy, kto chce, może być Nogajem, nie ma problemu. Jeśli chcą, by wszyscy Tatarzy na ziemi byli Krymscy, OK, ale Krym jest gdzie indziej, a my mieszkamy tutaj. Nie jesteśmy na Krymie. Pomagamy ludziom z Krymu, ale nie jesteśmy z Krymu. Gdy Chanat Tatarski jeszcze nie istniał na Krymie, Tatarzy byli tu, w Dobrudży. Gdy Chanat Nogajski jeszcze nie istniał, my byliśmy jako Tatarzy tu, w Dobrudży. Byliśmy Tatarami 3000 lat temu. Herodot i inni ludzie już o nas pisali, choć nas za dobrze nie rozumieli. Już wtedy pisali o nas książki, to jest fakt historyczny, a nie jakaś banialuka.

KS: A kim dla Pana jest Czyngis-chan?

Czyngis-chan to nie imię, a tytuł. Czyngis-chan był człowiekiem jak wszyscy inni, dobrym politykiem, który żył w przeszłości, ale dla nas nie jest początkiem.

Historia Tatarów nie zaczyna się od Czyngis-chana. Czyngis-chan był Tatarem, ale nie początkiem Tatarów. Czyngis-chan znaczy „Władca świata”, „Król świata”, ale nie jest przedstawicielem pierwszych Tatarów. Nie rozumiemy, co znaczy „Mongol”. Tatarzy to nie Mongołowie, ale Mongołowie byli Tatarami. To jest fakt i ta kwestia nie podlega debacie.

We wszystkich grobowcach znajdujących się w dolinie Orkhon i na całym terenie Mongolii widzimy tatarskie słowa, nie widzimy za to słów mongolskich. To nie lud mongolski, a tatarski miał konfederację, plemię Tatarów, 33 konfederacje. Dziewięć plemion Tokuz-Tatarów, dziewięć rodzin tatarskich ludów. W przeszłości nie nazywali ich Tatarami. Nazywali ich Kara, ponieważ ‘kara’ znaczy silny. A dla nich Kara to Tatarzy. Po tym historycy nazywali ich Kara-Tatar, Kara-Nogaj, Kara-Halalar. Wszyscy ci ludzie byli Tatarami. (…)

KS: Czy Tatarzy nie chcą mieć własnego państwa?

Jak by to powiedzieć… naszym państwem jest Turcja. Uzbekistan to nasz kraj. Kazachstan to nasz kraj. Azerbejdżan to nasz kraj. Turkmenistan to nasz kraj. Kirgistan to nasz kraj.

Nie uważamy, że nie mamy kraju. Może niektórzy nasi rodacy, niezaznajomieni z historią i kulturą i nieznający tych regionów, tak myślą. Ale kiedy ich zapraszamy do nas, okazuje się, że mają taką samą tradycję i te same zwyczaje. Są nam bliscy. Nasze słowa są bardzo podobne.

Wiem, język można zatracić w ciągu jednego pokolenia. Na razie nie możemy tego podawać jako faktu, może to niczego nie dowodzi, ale język używany w Kazachstanie jest podobny do naszego języka w Dobrudży. Rozumiemy się nawet w 70%. To bardzo dużo. A jeśli pojadę do Kazachstanu na dwa tygodnie, nie mam wątpliwości, że będę płynnie rozmawiał z ludźmi. Ostatnio pojechałem do Uzbekistanu, byłem tam już 3 razy, oglądałem telewizję przez 3 godziny, potem 2 godziny filmu. Potem rozmawiałem z ludźmi i oni mnie pytają: urodziłeś się w Uzbekistanie? Nie.

Ale mówisz jak my. Tak, mówię, mówię jak wy, bo nasz język to wasz język, nie różni się od naszego. I są bardzo zdziwieni. Jak to możliwe? Bo to przecież ponad 4000 kilometrów czy nawet 10000 km. A język jest taki sam.

KS: Nie wymienił Pan Azerbejdżanu.

Tak. W przeszłości Azerowie mówili o sobie, że są Tatarami. Obecnie, pod wpływem Rosji i innej polityki mówią o sobie, że są Azerami. W porządku, nie ma problemu, jeśli chcą być Azerami, niech będą. Azerski też jest językiem turańskim. Nie arabskim, nie perskim, tylko turańskim. (…)

Cały wywiad Piotra Mateusza Bobołowicza i Krzysztofa Skowrońskiego z przewodniczącym Demokratycznej Unii Tatarów Naimem Belginem, pt. „Nawet Owidiusz pisał po tatarsku”, znajduje się na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Piotra Mateusza Bobołowicza i Krzysztofa Skowrońskiego z przewodniczącym Demokratycznej Unii Tatarów Naimem Belginem, pt. „Nawet Owidiusz pisał po tatarsku”, na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022

Kto w dzisiejszej sytuacji będzie Wietnamem Południowym, a kto Północnym?/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 100/2022

Amerykańscy żołnierze podczas wojny w Wietnamie | Fot. Wikipedia

Militarne zderzenie imperiów światowych w Afganistanie odmieniło losy świata. Ten kraj był dla Rosji tym samym, czym Wietnam dla Amerykanów – grobem. Jak wiele to ma wspólnego z Ukrainą?

Piotr Sutowicz

Wojna wietnamska – niechciane analogie

Nie przeczytałem jeszcze podręcznika prof. Roszkowskiego do HiT-u, żeby móc o nim mówić, ale przeglądam go, a jak przeglądam, to trafiam na rzeczy, które stają się pretekstem do snucia analogii odnośnie do obecnej wojny na Wschodzie.

Na kilku stronach podręcznika profesor przypomina np. wojnę w Wietnamie. Tę, która toczyła się w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Niestety podręcznik ma to do siebie, że nie wyjaśnia wszystkiego albo robi to bardzo skrótowo. Ponieważ to tylko felieton, nie będę wchodził w szczegóły, jedno jest tu kluczowe:

Istnienie dwóch państw wietnamskich z granicą na 17 równoleżniku było wynikiem zgniłego, bo innego pewnie nie mogło być, kompromisu między światowymi ośrodkami siły, który groził wybuchem w każdej chwili. W połowie lat sześćdziesiątych konflikt rozgorzał z całą mocą, czego ofiarami stali się Wietnamczycy.

Wojna trwała 10 lat i zakończyła się przegraną Amerykanów. Zresztą nie tylko militarną, ale i w obszarze kultury masowej, gdzie pod flagą pacyfizmu miał miejsce wielki desant komunizmu na zachodnie społeczeństwa. Ze skutków można było sądzić, że pochód tej ideologii na trwałe zamieni się w marsz zwycięzców. Na szczęście po kilkunastu latach następne militarne zderzenie imperiów światowych, tym razem w Afganistanie, odmieniło losy świata. Ten kraj był dla Rosji tym samym, czym Wietnam dla Amerykanów – grobem.

Co to ma wspólnego z Ukrainą? Może się wydawać, że niewiele, ale przypominam, że otwarta wojna trwa tu od ponad pół roku, a jeżeli przyjąć szerszą skalę, to jest ona kontynuacją konfliktu, który zaczął się w roku 2014.

Gdyby dziś albo w najbliższej przyszłości doszło do zawieszenia broni, to linia frontu stałaby się 17 równoleżnikiem Ukrainy, a więc nie pozostałoby nam nic innego, jak czekać na nowy wybuch.

A gdyby użyć analogii koreańskiej, to tamta strefa rozgraniczenia istnieje od połowy lat pięćdziesiątych i chociaż napięcie jest ogromne, to na razie otwartej wojny nie ma, choć wyrażenie „na razie” jest tu kluczowe.

Jeśli jednak kreślę zarysy analogii między wojną w Wietnamie a konfliktem na Ukrainie, to tak naprawdę chodzi mi o coś innego. Biorąc pod uwagę stopniową eskalację konfliktu i jego zaciętość, prawdopodobne wydaje się, że będzie on trwał nie rok i dwa, ale na przykład całe dziesięciolecie, stanie się wojną na wyczerpanie nie tylko Ukraińców, ale i mocarstw, które w gruncie rzeczy ją toczą, wraz z przypisanymi sobie blokami państw.

Kto w tej sytuacji będzie Wietnamem Południowym, a kto Północnym? Inaczej mówiąc: kto tę wojnę wygra? Mam swoje typy i preferencje, ale w tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na coś innego. Polska jest niemal na granicy owych gorących wydarzeń i jutro rzecz może nas dotyczyć w stopniu większym niż dziś.

Przypominam, że w wojnie wietnamskiej teatrem działań i ofiarami konfliktu padły także sąsiednie Laos i Kambodża, a skutki, że tak uprzejmie się wyrażę, przewartościowań, jakie zaszły na terenie tych krajów, trwają po dziś dzień.

To nieco inna, ale bardzo pouczająca historia.

Felieton Piotra Sutowicza pt. „Wojna wietnamska – niechciane analogie” znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Piotra Sutowicza pt. „Wojna wietnamska – niechciane analogie” na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022

Piebiak: w niektórych izbach Sądu Najwyższego mamy do czynienia z czymś w rodzaju apartheidu

Łukasz Piebiak / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Większość środowiska sędziowskiego w Polsce nie ma demokratycznego mandatu – ocenia były wiceminister sprawiedliwości.

Nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym ośmieliła to towarzystwo do tego, by zachowywać się antypaństwowo. […] Podejrzewam, że to nie ostatni etap walki z państwem polskim. […] Z Europy idą sygnały, aby jeszcze bardziej anarchizować to, co się w Polsce dzieje.

Łukasz Piebiak zwraca uwagę, że polski porządek prawny kwestionują również sędziowie powołani przez nieuznawaną  przez część środowiska Krajową Radę Sądownictwa.

Proszę mnie nie pytać, dlaczego ci ludzie decydują się na podpisywanie listów, które uderzają w nich samych.

Zdaniem rozmówcy Łukasza Jankowskiego jedynym honorowym wyjściem byłaby rezygnacja sędziów odmawiających orzekania ze względu na nielegalne, w ich ocenie, powoływanie sędziów nowych.

Niech szukają szczęścia gdzie indziej, to nie jest koncert życzeń.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Czytaj też:

Dr Sachajko: cały czas czekamy, aż PiS wywiąże się z porozumienia programowego ws. sędziów pokoju

Czarnecki: na burzy rozpętanej przez Donalda Tuska traci Polska. Sprawa wpisuje się w scenariusz krajów nam niechętnym

Ryszard Czarnecki / Fot. Konrad Tomaszewski / Radio WNET

Politycy PO i PSL podejmowali i podejmują szereg działań wiele działań zgodnych z interesem Kremla – mówi europoseł PiS.

Każdy wie, że przypisywanie PiS-owi prorosyjskości to wielki absurd. My jesteśmy bardzo wyczuleni na rosyjskie wpływy.

Zdaniem europosła Ryszarda Czarneckiego kolejna podjęta przez Koalicję Obywatelską próba zaszkodzenia partii rządzącej obróci się przeciwko formacji Donalda Tuska. Były premier nie straci może zwolenników, ale trudniej mu będzie zabiegać o nowych , a jeszcze bardziej o koalicjantów.

Cała sprawa utrudni Platformie wejście w koalicję z Lewicą czy Polską 2050. Opozycja pójdzie do wyborów podzielona.

Zwracam uwagę na nieróbstwo i brak profesjonalizmu zaplecza Tuska. Nie sprawdzili, że materiały opublikowane przez „Newsweek” wcześniej zamieściła Gazeta Polska.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Czytaj też:

Afera taśmowa pokazała prawdę o państwie polskim, a zwłaszcza o władzy, która wtedy w Polsce rządziła – Wojciech Biedroń

Coraz większe ubóstwo w Ameryce Łacińskiej; perspektywy dla regionu są niedobre

Na przestrzeni ostatnich 4 lat poziom skrajnego ubóstwa wzrósł z 10,4% do 14,9%. Według raportu organizacji Brot für die Welt ubóstwo w Ameryce Południowej wzrośnie do 33%.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zbigniew Dąbrowski (Republica Latina) analizuje nie tylko wyniki raportu, lecz także opowiada o sytuacji w Chile i o nastrojach w Brazylii przed drugą turą wyborów prezydenckich.

Jak podaje Christof Wunsch, krajami z najniższym wskaźnikiem ubóstwa są: Chile i Urugwaj ( ok. 11%) , ale poważnym problemem regionu są: presja inflacyjna i pocovidowe załamanie rynku pracy.

Perspektywy krótko- i średnioterminowe są raczej złe, bo spada produkt krajowy brutto , rosną też nierówności w dostępie do edukacji, służby zdrowia, zabezpieczenia społecznego.

Gospodarz audycji „Republica Latina” relacjonuje rozwój wypadków w Chile 3 lata po fali wielkich protestów społecznych. Problemy, na które skarżyli się obywatele nie tylko nie ustąpiły, ale sytuacja wręcz się pogorszyła.

Zwiększa się zorganizowana przestępczość i nielegalna imigracja.

A w Brazylii zgodnie z najnowszymi sondażami przed II turą wyborów prezydenckich, Inacio Lula da Silva może liczyć na 50-procentowe poparcie, zaś obecny prezydent Jair Bolsonaro na 43-procentowe.

A.W.K.