Ks. dr Mariusz Boguszewski o kryzysie humanitarnym w Libanie: Ludzie nie mają podstawowych środków do życia

Gościem „Kuriera w samo południe” jest ks. dr Mariusz Boguszewski z „Pomocy Kościołowi w Potrzebie”. Duchowny mówi o sytuacji humanitarnej w Libanie.

Ksiądz doktor odnosi się do działalności „Pomoc Kościołowi w potrzebie”, która w niesie pomoc m.in Libanowi, w którym panuje kryzys humanitarny.

Pamiętajmy, że jest to Ziemia Święta […] Zależy nam na tym, aby ludzie tam pozostali z racji na Ziemię Świętą.

Ksiądz Boguszewski mówi, że pomagają absolutnie każdemu, bez względu na to, kto jaką wiarę wyznaje.

Duchowny informuje, że jutro odbędzie się konferencja w PAP-ie, na której członkowie organizacji będą przemawiać, w celu przedstawienia działań, jakie na ten moment udało się podjąć oraz co będzie jeszcze wykonane, w tej materii.

Tam jest po prostu głód […] Ludzie nie mają podstawowych środków do życia. Nie mogą tych najbardziej pilnych potrzeb zabezpieczyć.

Ksiądz Mariusz komentuje także wizytę papieża Franciszka na Słowację.

Mamy nadzieję, że wyda owoce. Jest to kraj w większości przecież katolicki, który jest bardzo bliski nam, dlatego papież tam właśnie też mówi o tej duchowości Europy, o tych wartościach właśnie związanych z Europą

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

K.J.

Marczak: okazało się, że USA nie są w stanie kontrolować procesów politycznych w tak odległych krajach jak Afganistan

Co zamiast dominacji Stanów Zjednoczonych? Geopolityk o wyjściu wojsk amerykańskich z Afganistanu i projektach podważenia amerykańskiej hegemonii.


Tadeusz Marczak zachęca, aby spojrzeć na amerykańską ewakuację z Afganistanu z szerszej perspektywy. Przypomina, że Stany Zjednoczone wygrały zimną wojnę. Wówczas były niekwestionowanym hegemonem. Zauważa, że francuski autor Henri de Grossouvre oceniał na początku obecnego wieku, że amerykańska hegemonia potrwa jeszcze 10-15 lat. Pisał on o osi Paryż-Berlin-Moskwa. Dwa tygodnie po zamachach na WTC Władimir Putin zaproponował na forum Bundestagu zjednoczenie Unii Europejskiej i Rosji.

Tam miał owacje niemal na stojąco.

Propozycja została przykryta przez zamach. W 2010 r. na łamach Suddeutsche Zeitung prezydent Rosji proponował „wspólną przestrzeń od Władywostoku do Lizbony”. Nasz gość przypomina poglądy niemieckiego geopolityka Karla Haushofera.

 Karl Haushofer głosil koncepcję bloku kontynentalnego: Mitteleuropa (Trzecia Rzesza), Eurazja (Rosja) i Japonia.

Marczak zauważa, że rozpoczęciu wojny z terroryzmem towarzyszyła Inicjatywa Wielkiego Bliskiego Wschodu. Polegała ona na demokratyzacji i sekularyzacji społeczeństw muzułmańskich od Maroka do Indonezji.

Jakie sprawy wchodziły w grę? Równouprawnienie kobiet, dostęp do edukacji, walka z bezrobociem no i oczywiście ustanowienie demokratycznych reżimów.

Jak mówi, efektem tego być może były rewolucje w krajach arabskich, które jednak nie doprowadziły do demokratyzacji [za wyjątkiem Tunezji -przyp. red.].

Okazało się, że Stany Zjednoczone mimo wydawałoby się nie przebranych środków zwłaszcza medialnych nie są w stanie kontrolować procesów politycznych lub wpływać na procesy polityczne w tak odległych krajach jak Afganistan.

Konkurentem dla hegemonii amerykańskiej jest idea zjednoczenia całego muzułmańskiego świata pod sztandarami nowego kalifatu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Rakowski: Bliski Wschód będzie musiał zacząć podejmować samodzielne decyzje, pozbawione wpływów Waszyngtonu

Radio Wnet

Paweł Rakowski stwierdził, że wydarzenia, których rocznicę będziemy obchodzić 11.09, były kluczowe dla Bliskiego Wschodu, a konsekwencje zamachu na WTC odczuwalne są do dzisiaj. Zwrócił uwagę na to, że Izrael nie jest głównym beneficjentem trwających blisko 20 lat amerykańskich interwencji wojskowych:

20 lat temu Izrael miał ogromne problemy wewnętrzne. (…) Obecnie sąsiaduje z upadłymi Libanem i Syrią, które są przejęte przez Iran. Potężnym zwycięzcą ostatnich dwóch dekad nie jest, wbrew powszechnym opiniom, Izrael, lecz Iran.

Zaznaczył, że choć amerykańska zbrojeniówka zarobiła w ostatnich latach wiele pieniędzy, niektórzy eksperci twierdzą, że mogło to spowodować inflację dolara:

Amerykański podatnik płacił za obecność wojsk amerykańskich na Bliskim Wschodzie, a w tym czasie Chiny rosły w siłę; teraz widzimy, że w tej konfrontacji Ameryka wypada gorzej od swojego głównego konkurenta w bitwie o światową hegemonię.

Gość ocenił, że obecnie Rosja jest kluczowym graczem w grze o Bliski Wschód. Zaznaczył, że Moskwa ma duży wpływ na to, co dzieje się w Damaszku, Bagdadzie i Teheranie. Nawiązał również do ochłodzenia relacji izraelsko-rosyjskich:

Naftali Bennett po blamażu, który miał miejsce w Waszyngtonie, wie, że nie ma z Putinem o czym rozmawiać.

Rakowski stwierdził, że wycofanie wojsk amerykańskich z Iraku jest właściwie przesądzone, co według specjalisty jest dobrą informacją dla Iranu. Zaznaczył również, że pomimo ostatnich wydarzeń, z siłą Amerykanów liczy się w dalszym ciągu każde państwo. Wspomniał o niedawnych działaniach Waszyngtonu; zauważył, że Amerykanie relokują się z Zatoki Perskiej i przenoszą do Jordanii. Obecne relacje pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Izraelem ocenił następująco:

Pomimo problemów na linii Tel Awiw-Waszyngton nie można mówić o całkowitym kryzysie. Bliski Wschód będzie musiał zacząć funkcjonować w świecie, w którym będzie trzeba podejmować samodzielne decyzje, a nie w oparciu o wpływy Białego Domu.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

S. S.

Cel dyfamacji jest zawsze taki sam: obwinić niewinnego w oczach świata / Andrzej Jarczewski, „Kurier WNET” nr 86/2021

Polacy ratowali Żydów nawet za cenę własnego życia. Teraz okazuje się, że to za tanio. Nie zyskaliśmy wdzięczności. Goście, których tak hojnie podejmowaliśmy, kolejny raz okazali się niewdzięcznikami.

Andrzej Jarczewski

Przez dyfamację do kasy

Polska – w przeciwieństwie do Szwajcarii – nigdy nie była rajem bankowym, gdzie by przywożono pieniądze, ukrywane przed organami podatkowymi innych krajów. W II Rzeczypospolitej nie było też znaczących inwestycji zagranicznych. Cały polski majątek – i ten zniszczony, i ten ukradziony przez Niemców czy Rosjan, i ten, który pozostał po wojnie – cały majątek wypracowali obywatele polscy wielu wyznań i narodowości zgodnie z polskim prawem.

Szwajcaria – jak wiemy – wypłaciła na odczepnego pewną kwotę żydowskim syndykatom roszczeniowym. Podobnie postąpiły niektóre korporacje, np. współpracujący z Hitlerem IBM. Ale to nie jest precedens, który mógłby być skutecznie wykorzystany przeciwko Polsce. Inny bowiem jest status genetyczny i ontologiczny depozytów na szwajcarskich kontach, a inny dobytku polskiego.

Różnica polega na tym, że do Szwajcarii przez pokolenia napływały pieniądze z zewnątrz, a w Polsce obcych pieniędzy nigdy nie było. W Szwajcarii pozostały cudze walory, a w Polsce własne… ruiny i groby. Szwajcarzy cudzymi pieniędzmi obracali, pomnażając je wielokrotnie. Polacy nie mieli ani cudzych pieniędzy, ani nawet swoich. Wszystko w wielkim trudzie musieliśmy sami niemal od zera wypracować i z gruzów odbudować. A teraz ktoś po to wyciąga rękę, dyktuje nam ustawy i oczernia Polskę przy każdej okazji.

Polskie prawo wielokrotnie musiało przyjąć do wiadomości skutki bezprawia, panującego pod władzą obcych nauczycieli praworządności i ich zbrodniczych ideologii. Pod względem prawnym sytuacja jest jasna. Wysuwane są jednak roszczenia o charakterze paramoralnym: zbrodniarz nie powinien korzystać ze skutków zbrodni. By więc Polsce coś jeszcze zabrać, trzeba z Polaków zrobić zbrodniarzy. I to się od lat robi różnymi antypolskimi działaniami dyfamacyjnymi, wspieranymi, wręcz indukowanymi przez naszą własną Targowicę.

Autor tego artykułu w roku 2003 tworzył muzeum w Radiostacji Gliwice, tej właśnie, która przeszła do historii 31 sierpnia 1939. Wtedy to – by Polaków obciążyć winą, by zrobić z nas zbrodniarzy – wykonano dziwną operację dyfamacyjną, zwaną ‘prowokacją gliwicką’. Opowiem o tym, by pokazać, jak wzorzec antypolskiej, dyfamacyjnej działalności Hitlera jest kopiowany po wielu latach.

Banki kradną milcząc

Co ma począć szwajcarski bankier, jeżeli właściciel depozytu nie żyje i nie ma spadkobierców? Prawo bankowe oczywiście wie, co począć, ale jak to jest z moralnego punktu widzenia? Otóż należy najpierw ustalić, skąd pochodzi kapitał. Jeżeli wpłacił obywatel szwajcarski – sprawa prosta. Majątek przejmuje państwo, gmina lub kanton, w zależności od rodzaju walorów i przyjętych w danym miejscu zasad. Jeżeli jednak pieniądze przyszły z zagranicy – należy oddać je zagranicy. Ale „zagranica” to duży kraj. Sprawa nieprosta.

Ulubione przez bankierów rozwiązanie polega na cichym zawłaszczeniu cudzego majątku, o którym wiadomo, że nikt się o niego nie upomni. Zgłosiły się jednak organizacje żydowskie, pojawiły się jakieś dokumenty i problem załatwiono ku zadowoleniu stron. A co z zapomnianymi pieniędzmi, wpłacanymi przez sto lat przez klientów innej narodowości, innego wyznania, innej rasy czy klasy?

Kto pierwszy do kasy? Kto ma pierwszeństwo w dostępie do Sezamu własności niczyjej?

Kryteria mogą być różne: nacjonalistyczne (naród przez kogoś do czegoś wybrany), rodowe (wspólnota krwi), klanowe, religijne, rasowe, klasowe, hałasowe (kto głośniej krzyknie, ten bierze) itd. Nie rozwiązuję tu problemów szwajcarskich bankierów.

Dla nas ważne jest to, że w Polsce nie ma żadnych pieniędzy, które by przed wojną przypłynęły z zewnątrz i były niegodnie wykorzystywane przez państwo polskie.

Mówię o większych kwotach, bo różne drobne nieprawidłowości spotykamy na każdym kroku zarówno w Polsce, jak i w Izraelu, i wszędzie.

Pieniądze zanosimy do banku w jednym celu: na tymczasowe przechowanie. Ale ostateczne podarowanie pieniędzy bankowi nigdy nie jest celem klienta banku! Bywa tylko skutkiem różnych przyczyn i przyczyną bogactwa bankierskich klanów.

Wzorzec dyfamacji

Mamy sierpień 2021.

Przypomnijmy więc sobie sierpień 1939. Wtedy to Hitler kazał przeprowadzić całą serię napaści na obiekty należące do mniejszości niemieckiej na terenie Polski. Edmund Osmańczyk dotarł do materiałów dokumentujących przygotowania do zniszczenia 223 obiektów (po obydwu stronach granicy).

Były tam zdjęcia celów, tzn. domów czy pomników, mapki i instrukcje. Po wojnie potwierdzono, że kilkadziesiąt takich samonapadów rzeczywiście Niemcy przeprowadzili. Wcześniej nie wiedzieliśmy, że była to wielka, centralnie zaplanowana operacja, bo pod koniec sierpnia 1939 r. nikt nie miał głowy do tego, by wiązać ze sobą incydenty rozgrywające się od Cieszyna do Gdańska i Prus Wschodnich. Prześledźmy jedną taką akcję, by zastanowić się nad celem działań Hitlera.

Niemiecki napad na niemiecką radiostację Gleiwitz z 31 sierpnia 1939 r. przeszedł do historii jako ‘prowokacja gliwicka’. Wyniki badań nad tym wydarzeniem (i jego błędną nazwą) były przedmiotem wielu moich publikacji po roku 2002, kiedy to miasto Gliwice odkupiło niedostępny wcześniej obiekt, pełniący w latach pięćdziesiątych zaszczytną funkcję zagłuszarki Wolnej Europy, Radia Watykan i innych wrażych rozgłośni. Ale dziś już nie wystarczy sam opis. Pora odpowiedzieć na pytanie o sens tej operacji. A to może wymagać nowej perspektywy badawczej.

Dotarłem do wielu źródeł, przeprowadziłem – jako pierwszy badacz – szczegółowe śledztwo w Radiostacji, zrekonstruowałem napad sekunda po sekundzie, przeszedłem centymetr po centymetrze. Codziennie konfrontowałem swoje odkrycia z przybyszami z całego świata. Po kilkunastu latach zajmowania się tym punktem historii i geografii Europy mogę sformułować wniosek następujący: awantura gliwicka z 31 sierpnia była potrzebna Hitlerowi jako argument do przemówienia z 1 września 1939 r.! Ta mowa miała jednak cel dalszy, dyfamacyjny. Z kolei celem dyfamacji…

Cel dyfamacji jest zawsze taki sam: obwinić niewinnego w oczach świata. Bo – w razie takiej czy innej napaści – nikt nie będzie bronił „winowajcy”!

Perspektywa eventowa

Nad (lub pod) wielkimi celami politycznymi mogło być coś jeszcze.

Ze wspomnianego przemówienia Hitlera cytuje się zwykle dwa zdania, ale czytelnicy „Kuriera WNET” znają cały tekst (polskie tłumaczenie dał nam Jan Bogatko w numerze 63/2019). To jest ważne źródło wiedzy, bo dopiero znając wszystkie wykrzyczane wtedy słowa, można zrozumieć prowadzące do tych słów czyny. Ot, choćby… dlaczego Niemcy nie wypowiedziały Polsce wojny.

Czyżby to wynikało z lekceważenia III konwencji haskiej z roku 1907? Otóż nie. W przemówieniu, wygłoszonym nie w budynku Reichstagu, ale w pobliskiej operze Krolla, nie można było „akcji porządkowej” w Polsce nazwać… ‘wojną’!

Wiemy, że Hitler był miłośnikiem oper Wagnera. Gardził operetką, stąd też miewał ambiwalentny stosunek do Mussoliniego z jego operetkowym faszyzmem. Nazizm to już teatr wielki, opera. I typowy motyw sztuki: zdrada, dyfamacja, kłamstwo, morderstwo. Hitler chciał występować na scenie teatralnej, więc nie pozwalał odbudowywać spalonego Reichstagu. Pragnął odgrywać role sławnych wodzów, umiał przemawiać, a sala operowa zachęcała go do popisu. Orkiestrację zapewniały media, zwłaszcza kino i radio, które dopowiadało to, czego nie mógł głosić przywódca państwa.

Hitler nie czytał. Improwizował, ale improwizacja wtedy jest udana, gdy się ją dobrze przygotuje. Badanie tej mowy pozwala stwierdzić, że jest to tekst – w swej wiecowej konwencji i ze względu na cel, jakiemu miał służyć – znakomity. Powiedziano to, co trzeba, tak, jak trzeba. Ten tekst powstawał w głowie Hitlera zapewne od początku sierpnia 1939. Wtedy autor zauważył pewne braki w argumentacji i kazał przygotować materiał do wypełnienia ważniejszych luk. Konkretnie: 8 sierpnia Reinhard Heydrich otrzymał kierunkowe wytyczne i zaczął realizować plan wykonawczy: zrobić coś tak, żeby Polacy byli „winni”.

Potęga propagandy

By rzucić boczne światło na tezę o wielopiętrowym celu napadu gliwickiego, zadam pytanie pomocnicze: czym w roku 1934 był zjazd partii nazistowskiej, genialnie sfilmowany przez Leni Riefenstahl? Od razu odpowiadam. Owóż ów słynny Reichsparteitag nie został wcale sfilmowany. VI Zjazd NSDAP był… aktorem! Zagrał w filmie Triumf woli, zrealizowanym według precyzyjnego scenariusza, bez liczenia się z kosztami wielodniowych prób i niewygód setek tysięcy statystów. Zjazd był tam aktorem najważniejszym, ale jednym z wielu. Inni aktorzy to m.in. samolot Hitlera, Rudolf Hess, sam Hitler, namioty obozu młodzieżowego czy łódź na rzece. Leni Riefenstahl nie kręciła reportażu, lecz fabułę! Wysłała tę łódkę tam, gdzie mogła być sfilmowana przez „przypadkowo” (skąd my to znamy?) ustawioną profesjonalną kamerę. A Zjazd? Czy coś ważnego to zgromadzenie uchwaliło? Otóż nie. Było tylko aktorem. Realizowało scenariusz!

A czy 18 maja 1935 r. Hitler poszedł do berlińskiej katedry św. Jadwigi na mszę żałobną, by uczcić Józefa Piłsudskiego, którego pogrzeb odbywał się tego dnia na Wawelu? Też nie. Hitler kazał tak przygotować uroczystości, raczej event, by mieć dobrze ustawione zdjęcie dla celów politycznych.

To samo realizuje m.in. kronika filmowa z triumfalnego wjazdu Hitlera do Wiednia (1938). Podobną rolę w ZSRR odegrały filmy Siergieja Eisensteina, te same cele przyświecają choreografii totalnej w Korei Północnej, to samo obserwujemy w wielu krajach i korporacjach: propaganda jako podstawa, jako codzienna legitymizacja władzy absolutnej, a w końcu – jako usprawiedliwienie przemocy.

Dla eventu

Taktyka otoczenia Hitlera stanowiła swoistą prefigurację działalności branży eventowej XXI wieku. Jeszcze tak tego nie nazywano, nie było teorii ani wyspecjalizowanych firm. Hitler nadrabiał to talentem Goebbelsa (i swoim własnym, którego nie możemy mu w tej materii odmówić), korzystał z usług oddanych realizatorów i nie żałował pieniędzy na te cele.

W aspekcie przygotowań do wojny ważnym wydarzeniem było – często cytowane – przemówienie Hitlera do generalicji w Berghofie. Mamy 22 sierpnia 1939, Ribbentrop wkrótce wyląduje w Moskwie, by jawnie podpisać wynegocjowany tajnie rozbiór Europy, a najważniejsi niemieccy dowódcy jadą lub lecą setki kilometrów aż nad niedawno zniesioną granicę z Austrią, by wziąć udział w czymś, co ich zaskoczy. Dziś takie wydarzenie motywacyjne nazwalibyśmy ‘incentive event’. Sztabowcy, którzy od kilku miesięcy realizują przygotowania do wojny, zbierają się w jednym miejscu i otrzymują bezcenne wtajemniczenie w plany swojego Führera, w tym o szykowaniu akcji dyfamacyjnej w Gliwicach, choć oczywiście nazwa miasta nie pada. Nie ulega wątpliwości, że po takim „wow” generałowie będą lepiej… pracować.

Hitler odczuwał dojmującą potrzebę wielkiego spektaklu. Potrzebę wojny. Był zawiedziony kapitulacją Anglii i Francji w sprawie Czechosłowacji i tak eskalował żądania wobec Polski, by ta upragniona wojna już mu się nie wymsknęła.

Nie bardzo jest pewne, czy Hitler prowadził wojnę – prymarnie, pierwszoplanowo – w celach politycznych, czy też wymyślał różne pośrednie cele po to, żeby w końcu zrealizować TEN wielki spektakl: wojnę. Historia kryminalistyki zna mnóstwo zbrodni, popełnionych tylko „dla eventu”.

Murowany dowód

Budynki Radiostacji Gliwice zachowały się w znakomitym stanie aż do roku 2002. Wtedy to miasto Gliwice odkupiło od TP SA całą 3-hektarową posesję wraz ze 111-metrową modrzewiową wieżą antenową i niektórymi urządzeniami, by udostępnić to historyczne miejsce zwiedzającym. Powierzono mi funkcję kierownika projektu i wkrótce – po rozbiórce różnych dobudówek i uprzątnięciu maszyn powojennych – mogłem przystąpić do badań szczegółowych. Szybko się okazało, że cała wcześniejsza literatura na temat Radiostacji Gliwice jest bezwartościowa. Żaden historyk nie odwiedził tego specjalnie chronionego obiektu, więc konfabulowano – powiedzielibyśmy dziś – samopowielające się fake newsy.

Źródłem rzetelnej wiedzy będzie za to książka Henryka Berezowskiego pod roboczym tytułem Radiostacja Gliwice. Inżynier Berezowski przez wiele lat pracował w radiostacjach podobnego typu i jest jednym z ostatnich specjalistów potrafiących na ten temat pisać kompetentnie i ciekawie. Jego wielką zasługą jest odnalezienie w Muzeum Techniki w Warszawie najważniejszego elementu naszej radiostacji – nadajnika Lorenz.

Henryk Berezowski walnie przyczynił się do przekazania tego bezcennego zabytku Gliwicom w roku 2012, a następnie kierował renowacją nadajnika. Obecnie czekamy na wydanie jego książki, w której (mogę już to zapowiedzieć) autor opisał m.in. staranne badania urządzeń nadawczych i niemieckiej dokumentacji, by w końcu obalić wszystkie wcześniejsze tezy w najważniejszym dla sprawy aspekcie radiotechnicznym.

Historia od nowa

Niektóre nazwy niemieckie – np. ‘kampania wrześniowa’ – są poręczniejsze od polskich, ale ich użycie wypacza obraz. Taki termin zakłamuje historię. Dla nas była to polska wojna obronna 1939 roku. Nie jest obojętne, z którą armią idziemy i czyim systemem pojęć opowiadamy własne dzieje.

By historię zrozumieć, każde pokolenie musi ją pisać na nowo swoim językiem. Gdyby ta nowa polityka historyczna miała za zadanie przysłonić niewygodne fakty lub zakłamać przeszłość, byłoby to nadużycie, naukowy błąd czy oszustwo. Pisał o tym Orwell, a licznych przykładów dostarczała praktyka wydawnicza w Związku Radzieckim. Z kolei w wieku XXI czyni to totalnie załgana narracja o „polskich” obozach śmierci. Mówią: ‘Oświęcim’, a przecież gdy tam Niemcy i Austriacy masowo mordowali ludzi, obóz nazywał się ‘Auschwitz’.

Jeżeli jednak oficjalna historiografia już jest zafałszowana (jak niegdyś w sprawie Katynia) lub wypełniona zmyśleniami (np. w kwestii gliwickiej) – obowiązkiem kolejnych badaczy jest dotarcie do prawdy i publikacja wyników.

Utrwalone kłamstwo historyczne nie jest bezinteresowne. Zbrodniarze zyskują usprawiedliwienie, a ofiary tracą dobre imię. Nawet drobny fałsz terminologiczny po przejściu przez różne cywilizacje może całkowicie wypaczyć obraz. Z ofiary zrobi oprawcę, a z kata niewiniątko.

Wnioski z Historii

Niewykluczone, że wkrótce pojawią się roszczenia różnych osób, rodzin i narodów, mieszkających niegdyś na ziemiach dzisiejszego państwa Izrael, a następnie stamtąd usuniętych. Oni już są liczni, a mogą być silni. Wartość spornych nieruchomości rośnie z roku na rok. Idea nieprzemijających roszczeń i pretensji obróci się wtedy przeciw jej wynalazcom, co zresztą już zaczyna być dyskontowane przez Indian w Kanadzie i USA.

Polacy też powoli zaczynają wyciągać wnioski. Przez wieki dawaliśmy gościnę Żydom, prześladowanym w całej Europie. W Polsce Żydzi mieli najlepsze warunki bezpiecznego życia i prowadzenia interesów, więc nasz kraj wybierali nogami. W dodatku, gdy Niemcy masowo mordowali Żydów w czasie II wojny, Polacy ratowali Żydów nawet za cenę własnego życia. Teraz okazuje się, że to za tanio. Bo życie Polaka się nie liczy. Ofiarnością, a nawet bohaterstwem nie zyskaliśmy wdzięczności. Przeciwnie. Goście, których tak hojnie podejmowaliśmy, kolejny raz okazali się niewdzięcznikami.

Kolaborowali z zaborcami w XIX wieku, służyli komunizmowi i z ideologicznym zacietrzewieniem – jako kierownictwo bezpieki i sędziowie – mordowali najlepszych synów i córki narodu polskiego, a później zdradzali nas jako polscy dziennikarze, politycy i dyplomaci. Teraz przebrali miarę.

Prowadzą antypolską kampanię dyfamacyjną w czysto grabieżczych, finansowych celach. Niech więc się nie dziwią, że Polacy już nie chcą obcokrajowców na stałe na własnym terytorium, co dotyczy również islamistów i reprezentantów różnych skrajności, podających się za importowane religie czy ideologie. To nie jest ksenofobia. To nie jest antysemityzm ani antyislamizm. To jest nauczka i ostrożność. Takie – sprzeczne z polską tradycją – wnioski wyciągamy dziś z Historii. Ktoś te wnioski sprowokował.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Przez dyfamację do kasy” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Przez dyfamację do kasy” na s. 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Witold Repetowicz: Sprawcą zamachu na lotnisku w Kabulu jest Państwo Islamskie

Szczegóły dotyczące zamachu na lotnisku w Kabulu komentuje Witold Repetowicz – korespondent wojenny.

Sprawcą zamachu na lotnisku w Kabulu, według ostatnich doniesień jest Państwo Islamskie. Zamach uderzył w wizerunek sprawnego państwa, jaki chcieli kreować Talibowie.

Wiadomo, że sprawcą jest Państwo Islamskie. Zresztą to jest dosyć logiczny wniosek, bo Talibowie nie mieli interesu w organizacji tego zamachu. Wręcz przeciwnie ten zamach uderza w wizerunek kreowany w ostatnich dniach przez Talibów- informuje Witold Repetowicz.

[related id=152196 side=right]
Zdaniem Repetowicza zamach odstrasza państwa Zachodnie i uniemożliwia prowadzenie z nimi dialogu. Na chwilę obecną jest 13 ofiar śmiertelnych. Nie wiadomo czy byli wśród nich cudzoziemcy. Zamach prawdopodobnie miął na celu zdyskredytowanie Talibów i uniemożliwienie im osiągnięcia stabilizacji w państwie przy jednoczesnym ataku na Zachód.

Jeżeli zginęliby cudzoziemcy, zginęliby obywatele państw NATO, beż względu na to czy byli to żołnierze czy nie, to byłby to ogromny sukces ze strony Państwa Islamskiego. Zwłaszcza w momencie, gdy Talibowie podpisali rozejm ze Stanami Zjednoczonymi  – relacjonuje korespondent.

Zamach wymierzony był w plany Talibów do nawiązania stosunków międzynarodowych z zachodem i atak na współpracujących z Zachodem Afgańczyków. Wśród migrantów na granicy polsko białoruskiej nie ma uchodźców.

Gdy tworzyłem model ataku hybrydowego bronią demograficzną, to w tym modelu w ramach operacji psychologiczno-dezinformacyjnej, jest również polaryzacja nastrojów, poprzez aktywizację z jednej strony zwolenników przyjmowania tych ludzi i tworzeniem narracji, że są to ludzie uciekający i chroniący swoje życie. Co jest nieprawdą w tym momencie, ponieważ większość tych ludzi to są nielegalni migranci zmotywowani ekonomicznie – tłumaczy gość „Popołudnia WNET”.

Z drugiej strony, model zakłada wyolbrzymianie zagrożenia terrorystycznego i wzbudzanie obaw u mieszkańców danego kraju. Korespondent zaznacza, że mało prawdopodobne jest zainteresowanie terrorystów Polską. Bardziej prawdopodobne jest to, że służby białoruskie spreparują jakiś zamach terrorystyczny pod fałszywą flagą, żeby wzmocnić obawy Polaków i spolaryzować społeczeństwo. Islamskie organizacje terrorystyczne mogą wykorzystać strumień migrantów, jeśli będzie on większy.

J.L.

Tomasz Grzywaczewski: Ogrodzenie na granicy polsko-białoruskiej jest budowane ze zbrojonego drutu kolczastego

O budowie muru na granicy polsko-białoruskiej mówi gość „Popołudnie WNET” Tomasz Grzywaczewski – pisarz, podróżnik.

Sytuacja w rejonie przy granicy polsko-białoruskiej jest dynamiczna. Stawiany jest mur po polskiej stronie. Jednocześnie po stronie białoruskiej pojawiły się tajne służby, filmujące działania Polaków.

Trwa budowa ogrodzenia, które jest stawiane przez polskie służby po to, żeby zabezpieczyć naszą granicę. I to ogrodzenie rzeczywiście jest budowane, ze zbrojonego drutu kolczastego. Te prace idą bardzo szybko – relacjonuje Tomasz Grzywaczewski.

Impas na granicy, w Usnarzu trwa. Miejsce gdzie znajduje się grupa migrantów oddzielono kordonem policji. Z drugiej strony aktywiści rozbili miasteczko namiotowe. Deklarują, że pozostaną na miejscu dopóki migranci nie zostaną przetransportowani do kraju.

Tutaj [w Usnarzu] wydaje się, że to jest taka trochę gra na przeczekanie, bo aktywiści mówią, że będą tutaj tak długo jak to będzie konieczne ale tak naprawdę nie wiedzą co właściwie mogą dalej  zrobić. Oni starają się komunikować z migrantami przez megafony ale to właściwie niewiele zmienia w tej obecnej sytuacji – informuje pisarz.

[related id=153013 side=right]
Pisarz zaznacza, że wydarzenie zaczyna coraz bardziej przypominać teatr. Są wozy transmisyjne i media, tymczasem w okolicy Usnarza są miejsca gdzie migranci mogą przechodzić swobodnie. Miejscowa ludność znajduje nieproszonych gości na terenie swoich posiadłości. Celem Łukaszenki było wywołanie chaosu i dużego incydentu granicznego. Wywołania w polakach poczucia zagrożenia. Gość „Popołudnia WNET” zaznacza, że są to stare rosyjskie metody. Jednocześnie na forum międzynarodowym przedstawia Polskę jako państwo nieprzestrzegające państwa międzynarodowego i okrutne w stosunku do losu jednostki.

To jest niewielka grupa, która nagle koncentruje na sobie uwagę całej Polski. Pojawiają się wozy transmisyjne dziennikarzy i tworzy się z tego jakiś show. Skala zaangażowania mediów i opinii publicznej jest nieproporcjonalna do tego co tutaj się dzieje – mówi gość „Popołudnia WNET”.

Próby przekroczenia granic rozpoczęły się już w kwietniu, dlatego tak spóźniona reakcja polskiego rządu wydaje się  niezrozumiała. Tymczasem sytuacja medialna, która wytworzyła się wokół sprawy, działa na niekorzyść Polski. Umożliwia Łukaszence wymierzanie medialnych ciosów.

J.L.

Dr Ozdyk: Niemcy cierpią na syndrom 2015 r. Nie chcą widzieć zmieniania parków i szkół w ośrodki dla uchodźców

Obawa Niemców przed nowym kryzysem migracyjnym i paszporty Covidowe w Niemczech. Ekspert ds. bezpieczeństwa o tym, czym żyją nasi zachodni sąsiedzi.

Dr Sławomir Ozdyk przypomina wpuszczanie przez Angelę Merkel potoków imigrantów do Niemiec w 2015 r.

Była to imigracja niekontrolowana.

Jak się później okazało rzekomi uchodźcy z Syrii nawet nie wiedzieli, gdzie Syria leży. Politycy głównych niemieckich partii głośno mówią, że nie będzie powtórki z 2015 r. Najbardziej wstrzemięźliwie na temat migracji wypowiada się niemiecka Lewica. Zawsze przeciwko imigracji była AfD.

Niemcy nie chcą widzieć w budowaniu w parkach ośrodków dla uchodźców, zajmowania dla uchodźców sal gimnastycznych, szkół.

Ekspert ds. bezpieczeństwa wskazuje, że w Niemczech wzrasta przestępczość, a handel narkotykami osiąga ogromne rozmiary. Obecnie dochodzi do tego pandemia koronawirusa.

Niemcy cierpią na syndrom 2015 r.

Nasi zachodni sąsiedzi nie chcą powtórki sprzed sześciu lat. Żaden niemiecki polityk nie może sobie teraz pozwolić na poparcie dla masowego przyjmowania imigrantów.

Dr Ozdyk odnosi się także do nowych obostrzeniach sanitarnych w RFN. Za Odrą mówi się o zasadzie 3 G [Getestet, Geimpft, Genesen- przetestowany, zaszczepiony, ozdrowiały – przyp. red.].

Jest to zasada wprowadzająca tylnymi drzwiami przymus szczepień.

Do szeregu miejsc nie będzie można wejść bez paszportu covidowego. Chodzi o zarówno o szpitale i domy starców, jak i o kina, hotele, czy restauracje.

To jest już poważna segregacja sanitarna.

Dotychczasowe próby zachęcania ludzi do szczepienia się nie zdały oczekiwanych przez rząd federalny rezultatów. Pojawiają się więc takie pomysły jak wprowadzenie odpłatności dotychczas darmowych testów na Covid. Dodatkowo niektórzy proponują, aby bez paszportu covidowego nie można było wejść nawet do sklepu spożywczego. Jak komentuje nasz gość:

Szczepisz się albo umierasz z głodu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Dzikawicki: ludzi ściągano z Iraku, potem dowożono do granicy i wskazywano mniej chronione odcinki granicy

Wicenaczelny telewizji Biełsat o kryzysie migracyjnym na granicy między Polską a Białorusią: rzekomej bezsilności białoruskich pograniczników i mechanizmie ściągania imigrantów na granice UE.

W białoruskiej propagandzie pomijany jest prosty fakt, że ci ludzie, jeśli zostali namierzeni przez białoruską straż graniczną, to nie powinni być puszczani dalej.

Według Mińska białoruskie służby miały próbować usunąć ludzi ze swej granicy, jednak ci nie chcieli się słuchać. Aleksy Dzikawicki zauważa, że kontrastuje to z represyjną postawą białoruskich siłowników.  Wicenaczelny telewizji Biełsat wskazuje, że Alaksandr Łukaszenka reklamował za granicą usługi przemytu ludzi do Unii Europejskiej.

To był proceder na skalę państwową. Tych ludzi ściągano z Iraku, potem dowożono do granicy i wskazywano mniej chronione odcinki granicy.

Dziennikarz dodaje, że obecnie do imigrantów z Bliskiego Wschodu dołączą Afgańczycy. Ocenia, że dosyć łatwo dostać się z republik azjatyckich do Rosji, a z niej do Białorusi.

Firmy związane z reżimem Aleksandra Łukaszenki oferowały usługi ściągnięcia mieszkańców państw Bliskiego Wschodu do Europy. Jak podkreśla nasz gość, białoruskie Służby Graniczne koordynowały akcję przepływu migrantów do państw Unii Europejskiej.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Dr Jarosław Sachajko: Polska w tej chwili traci suwerenność żywieniową

O postępach w walce z afrykańskim pomorem świń (ASF), sporu wokół tej sprawy i sytuacji na granicy polsko-białoruskiej mówi poseł Kukiz’15.

W środę Główny Inspektorat Weterynarii poinformował o kolejnych 55 ogniskach afrykańskiego pomoru świń. Choroba ta, przenoszona jest  m.in. przez dziki. Wiele organizacji wprowadza ludzi w błąd, krytykując ich sanitarny odstrzał. Jednocześnie z tego samego powodu zabija się zdrowe świnie. Rolnicy obawiając się bankructwa protestują przeciwko wybijaniu świń.

Mamy w Polsce kilka niekoniecznie polskich organizacji, które w Polsce blokują właśnie redukcję tych dzików. Jednocześnie w państwach Europy Zachodniej zachęcają do tego działania (…) ponieważ mamy takich nieodpowiedzialnych polityków te organizacje sobie po Polsce hasają i mieszają w głowach Polakom – tłumaczy dr Jarosław Sachajko.

Wiele osób nie rozumie, że odstrzały dzików są koniecznością w walce z pandemią ASF.

Niemcy znacząco zmniejszyły swoją populację, budują płot na granicy z Polską. Robią taki pas zupełnie bez dzików. Francuzi tak samo postępują – relacjonuje poseł.

Poseł wyjaśnia, że każde gospodarstwo jest jak małe przedsiębiorstwo. W momencie pojawienia się ASF bankrutuje a rodzina pozostaje bez środków do życia. Jednocześnie Polska traci suwerenność żywieniową.

Drugi problem jaki dotknie później konsumentów, że my już w tej chwili tracimy suwerenność żywieniową czyli sprowadzamy właściwie prawie pół na pół wieprzowinę z zza granicy a byliśmy gigantycznym producentem wieprzowiny – informuje gość „Popołudnia WNET”.

Rozmówca zaznacza, że brak działań w sprawie redukcji dzików może spowodować wzrost cen na rynku żywności. Na granicy polsko-białoruskiej dochodzi do próby zalania Polski migrantami. Przekonuje, że należy sprowadzić tylko tych którzy naprawdę tego potrzebują.

To co robi w tej chwili Białoruś, a właściwie reżim sprawujący tam władzę, to jest wojna hybrydowa. To jest próba zalania nas migrantami nie z Afganistanu. Linie białoruskie (…) latały sobie do Iraku i stamtąd sprowadzały te osoby obiecując im tutaj w Polsce czy krajach Unii Europejskiej lepsze życie – mówi poseł.

Zaznacza, że wyrywanie ludzi z ich rodzimej kultury nie przynosi dobrych rezultatów. Wskazuje, że na pierwszym miejscu powinna być Polska i polskie dzieci zaś pomagać najlepiej jest na miejscu.[related id=147984 side=right]

J.L.

Brak prądu w Libanie. Gajowy: szpitale jeszcze funkcjonują, ale w przyszłym tygodniu może się zacząć katastrofa

Kazimierz Gajowy o izraelskim ostrzale, deklaracji Hasan Nasrallaha i o libańskim kryzysie energetycznym.

Kilka samolotów izraelskich przeleciało na bardzo niskim pułapie.

Kazimierz Gajowy mówi, że Izraelczycy wystrzeliwali nad terytorium libańskim rakiety w stronę Damaszku. Wyjaśnia, że jest to skutkiem oświadczenia przywódcy Hasana Nasrallaha. Stwierdził on butnie, iż Liban będzie mieć paliwo.

To paliwo już wypływa z portów w Iranie, pomimo embarga.

Hezbollah ogłosił, że płynące z Iranu tankowce z ropą będzie traktować jak część libańskiego terytorium. Głosu nie zabrał prezydent Libanu Michel Aoun.

Szef Hezbollahu mówi jak przywódca, jak prezydent i premier w jednej osobie, decydując za wszystkich Libańczyków, co ma się dziać w Libanie.

Dziennikarz wyjaśnia, że ludzie nie mają paliwa. Wstrzymane są też dostawy prądu.

O ile jeszcze funkcjonują szpitale na swoich agregatorach, to w przyszłym tygodniu może się zacząć katastrofa humanitarna.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.