Pożegnanie (moje) z U2 – w oktawie 40. rocznicy premiery albumu „War”. Tomasz Wybranowski

W czasie ostatnich 10 – 15 lat modnie jest krytykowanie albo jak kto woli „jechanie” po grupie U2 jak „po łysej kobyle”. Jako wielki fan zespołu robię to znacznie dłużej a muzycy U2 dolewają paliwa,

Moja krytyka dublińczyków opiera się na straconych złudzeniach samego siebie, dojrzałości idącej z wiekiem i naiwnej wierze (jednak!), że U2 jeszcze nagrają znakomity album, który szczerze zauroczy i odmieni świat.

Od 1982 roku, kiedy jako dziesięciolatek po raz pierwszy usłyszałem nagranie „Gloria”, stałem się fanem U2. Ten stan trwa do dziś, bo grupa stała się bandem mojego życia, a i losy zawiodły na Szmaragdową Wyspę. Fakt wyjątkowości U2 dla mnie nie uwiera i nie przeszkadza, aby być wobec nich krytycznym. U2 przebyli wielką podróż w czasie i przestrzeni. Z nikomu nieznanych irlandzkich post – punkowych rebeliantów, którzy nie mieli nic prócz marzeń, stali się gwiazdami rocka najwyższego formatu.

Tomasz Wybranowski

 

Niestety ostatnie ich albumy jak „No Line On The Horizon”, „Songs of Innocence” a zwłaszcza „Songs of Experience” udowadniają tezę, że marka związana z nazwą U2, zasługi i dotychczasowy dorobek gwiazdorski nie zwalniają z obowiązku tworzenia po prostu dobrych piosenek.

 

 

Bono, The Edge, Adam Clayton i Larry Mullen junior uczynili swój specyficzny muzyczny świat i rozpoznawalny styl. Gitara Edge’a i jej dźwięki, urywane, cięte i drapieżne, przepełnione efektami poczciwego delaya czy reverba, zna każdy.

Bono, „rockowy apostoł” – jak czasami pisano o nim dawniej – obdarzony głosem pełnym pasji i zadziorności, był niedościgłym wzorem dla wielu wokalistów i jednocześnie poetów rockowych piszących z głębszym przesłaniem. Niezwykła sekcja Adam Clayton – Lary Mullen Jnr, czyli fundament równo odmierzająca melodyczna machina rytmu, stanowią szkielet U2. Oto stare i korzenne U2. Stare, niestety! Stare…

Pamiętam, jak czekałem w 2014 roku na album „Songs of Innocence” wierząc, że oto U2 dokona zwrotu przez rufę po raz czwarty w karierze. Niestety rozczarowałem się. Sam siebie pytałem (czemu dałem smutny wyraz w pewnej recenzji na portalu wPolityce.pl), jak jest możliwe, że legenda rocka nagrywa album odarty z jakiejkolwiek oryginalności, finezji czy muzycznych zaskoczeń, tak miłych uszom (i sercom) słuchaczy?

U2 stroi się w szaty cesarza z pamiętnej baśni, kiedy tak naprawdę są nadzy i niczego ożywczego i wartościowego na ostatnich albumach nie oferują. Chemia i braterska więź, o której wielokrotnie mówili w wywiadach muzycy U2, zniknęła jak poranna mgła, jak śnieg który czasem przyprószy majową trawę. A to właśnie dzięki braterstwu i wzajemności pragnień i marzeń o „swojej muzyce” stworzyli swój styl. Niepowtarzalny, jedyny i oryginalny, bo w młodości, nad granie coverów tych wielkich, woleli tworzyć swoją muzykę. Muzykę!!!

Teraz zostaje odcinanie kuponów od sławy, czego dowodem zestaw „Songs of Surrender”, który ukaże się 17 marca, w dniu św. Patryka patrona Irlandii.

 

„Songs of Surrender” to zestaw szlagierów U2 znanych z poprzednich płyt nagranych na nowo, czasami ze zmienionymi aranżami, a nawet słowami (patrz „With or Without You”).

Kocham U2 od ponad 40 lat. Wielbiąc ich za wiele emocji związanych z ich nutą, przeżycia i oceany radości związanych z ich wyśmienitymi koncertami, muszę napisać, że obecnie

Nie ma teraz (chyba?) bardziej pozerskiego zespołu, niż U2!

Karierę U2 dzielę na trzy etapy. Pierwszy, kiedy byli biednymi, młodymi i naiwnymi Irlandczykami – idealistami przekonanymi, że wymachiwaniem białą flagą i antywojennymi tekstami swoich piosenek wzmocnionymi charakterystycznymi rockowymi riffami zmienią świat. To wtedy nagrali najbardziej fenomenalne krążki jak „War” (1983), „The Unforgettable Fire” (1984), czy „The Joshua Tree” (1987).

Już wówczas mieli na swoim koncie masę przebojów, albumy na szczytach sprzedaży i coraz szybciej sprzedające się bilety na ich koncerty. Nie kryli też, że świadomie chcą docierać ze swoim przekazem do masowego odbiorcy.

Etap drugi nastąpił po wydaniu albumu „Zooropa” (1993). W latach 90. XX wieku, czego ucieleśnieniem był krążek „Pop” (1997), z pozytywnie nawiedzonego rockowego zespołu pacyfistycznego zmienili się w biznesmenów i skomercjalizowanych, stechnicyzowanych i totalnie urentownionych mesjaszy na pokaz.

Gdzieś tak od 1995 roku porzucili natchnienie, kreację siebie i misyjnego rocka, który słuchaczom dawał moc antycznego katharsis.

W latach 80. i jeszcze na krążku „Achtung Baby” dawali słuchaczom możliwość odreagowania stłamszonych wyścigiem zbrojeń i wojnami wiszącymi w powietrzu napięć, emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń.

U2 byli wówczas tym, kim dla antycznych Greków Ajschylos, który w finale tragedii „Król Edyp” napisał:

„A więc bacząc na ostatni bytu ludzi kres i dolę,
Śmiertelnika tu żadnego zwać szczęśliwym nie należy,
Aż bez cierpień i bez klęski krańców życia nie przebieży.”

Ich płyty z lat 80. budziły mocne emocje. Bono, Edge, Adam Clayton i Larry Mullen Junior przedstawiali w swoich piosenkach sytuacje z życia i skrajne, i drastyczne, tak dobrze znane pokoleniu dwudziesto i trzydziestolatków.

U2 wówczas, być może instynktownie (a być może za sprawą boskiego magicznego dotknięcia i wieszczego artyzmu), okazywali milionom słuchaczy i widzów to, co mogło niepokoić ich świadomość.

Takie nagrania jak „Sunday Bloody Sunday”. „Seconds”, czy „Refugee” (z albumu „War”), „Wire” i „Bad” (z krążka „The Unforgettable Fire”), oraz „Bullet the Blue Sky”, „Running To Stand Still” i „Mothers of Disappeared” (płyta „The Joshua Tree”) przywracały balans psychiczny.

Oto U2 twórcy przedstawiali aspekty świata z przyporządkowanymi przez nich emocjami, zaś słuchacze otrzymywali proces katartyczny, czyli przeżycie intelektualno-uczuciowe tegoż świata przedstawionego.

Ja wyciągnąłem z tych albumów szacunek dla pokoju, pogardę dla tyranów i sprzedajnych polityków, odrazę dla hipokryzji i hipokrytów, szczególnie dla tych, którzy niby to niosąc pokój i wolność w miejsce dyktatorów osadzają na tronach spolegliwych prezydentów, którzy kochają mamonę i wielkie korporacje… Przypadek?

Tak dzieje się i dzisiaj, tylko wrzuceni w wiry kategorycznego opowiadania się za kimś (lub czymś) w każdej możliwej dziedzinie i sytuacji, zapomnieliśmy o logicznym myśleniu i możliwości porzucania stada, zwłaszcza wtedy, kiedy biegnie ku przepaści.

W latach 90. XX wieku U2 zaczęli podążać za modami. W głowach członków U2 zwyciężyły względy komercyjne. Nie piszę „niestety”, ponieważ każdy wybiera własną drogę, mając wolną wolą i serce.

Dysonans poznawczy pojawił się na albumie „Pop”. Mimo, że w nagraniach jak „Miami” i „The Playboy Mansion” otwarcie krytykują konsumpcjonizm (wysłuchaj wersów o „big macach” i „coca-coli”) i megalomański styl życia, to cała trasa PopMart była tego zaprzeczeniem.

Mark Fisher, projektant sceny dla U2, próbował ideę przewodnią opisać za pomocą rozpoznawalnych symboli, takich jak połowa znaku McDonalds i gigantyczny kij koktajlowy z oliwką symbolizującą nadmiar picia. Pomysł polegał na wykorzystaniu ogromnego ekranu LED i nasyceniu widza niezwykle szybko zmieniającymi się obrazami i maksymalizacją efektów.

Zespół tłumaczył, że to memento dla nadmiernego konsupcjonizmu i hedonistycznych pobudek otaczania się wszystkim co modne. Zamysł iście chwalebny a pobudki moralitetowe warte braw, ale sama trasa rozczarowała. Nie tyle koncertami, bo te były widowiskowe i wyprzedzające epokę, ale promocją słabych piosenek ze słabiutkiej płyty „Pop”.

131 koncertów, mimo problemów z frekwencją w kilku miastach USA, przyniosło wielkie zyski. Box office zamknął się kwotą ponad 173 milionów dolarów. Przy okazji U2 po raz pierwszy zagrali w Polsce. Stało się to 12 sierpnia 1997 roku, na warszawskim Służewcu.

 

 

Bazgrzę, palę cygara, piję wino, czytam Biblię i występuję w zespole. Taki sobie pozer [śmiech]… który lubi malować to, czego nie widzi. Mąż, ojciec, przyjaciel biednych, czasem też bogatych. Społecznik, wędrowny handlarz pomysłów. Szachista, gwiazda rocka na pół etatu, śpiewak operowy najgłośniejszego zespołu folkowego na świecie. I co ty na to? –Bono o sobie samym. Cytat z książki „Bono about Bono”, która jest zbiorem rozmów z francuskim dziennikarzem Michki Assayasem.

 

Muzycznie ostatnim albumem w całości, jaki da się jeszcze posłuchać jest „Zooropa”, potem to już dała o sobie znać znużenie i rutyna. Wyróżnić można trzy nagrania na „All That You Can’t Leave Behind”, pół materiału z „How To Dismanttle An Atomic Bomb” i dwa nagrania z „Songs of Innocence”. Bezbarwne granie do antrykotu mody dla słuchaczy mainstreamu weszło (niestety!) U2 w krew. Zwłaszcza, że Coldplay czy Jay-Z zaczęli odsuwać czterech dublińczyków od skarbca i splendorów.

Starzy i dozgonni fani U2, jak i ja (bo zawsze będę!), mówią i piszą wprost: „muzyczny statek U2 odpłynął”. Wielu podejrzewa, że sprawia to sytość i spełnienie grupy, która szczerymi i znakomitymi albumami z lat 80. XX wieku wspięła się nie tylko na szczyty list sprzedaży płyt, najchętniej kupowanych singli, ale przede wszystkim zdobyła serca słuchaczy.

Od czasu „Pop” stało się jasne, że U2 stało się już wielką fabryką z korporacyjnymi przybudówkami na niemal każdym kontynencie. Marka U2 ma zarabiać i zarabia, a koncerty, mimo spadku jakości i braków zachwytów nad kolejnymi studyjnymi krążkami, same się kręcą.

Dla wielu fanów U2 to smutny przykład upadku z naprawdę dużej wysokości grupy, która z kultowej zmieniła się w korporacyjną maszynkę do robienia kasy.

Jeszcze surowiej oceniany jest Bono, zwłaszcza w rodzinnej Irlandii. Nie brakuje głosów, że z charyzmatycznego wokalisty przemienił się w najbardziej irytującego przedstawiciela przemysłu rozrywkowego, który sprawia wrażenie omnibusa.

O spełnieniu i niespełnieniu mówi Bono, w cytowanej już książce „Bono AboutBono” tak:

Można nas [U2] porównać do boksera, któremu zabrakło ze sześć cali do trafienia przeciwnika prawym sierpowym. Przeważnie właśnie tak się czuliśmy jako zespół. Bardzo rzadko, dlatego że działaliśmy szybko, jakaś wewnętrzna siła pozwalała nam osiągnąć jeden czy drugi z naszych celów, ale zwykle zamiary były ambitniejsze niż rzeczywiste osiągnięcia.

 

U2 i The Joashua Tree Tour 2017, Tokio. Fot. witryna u2.com

Korporacyjny „rock” od U2 kontratakuje. Apple, Apple, Apple…

Korporacjonizm to trzeci rozdział w dziejach grupy U2. Podczas  „PopMart World Tour” zaczęli romansowanie na całego z nową technologią. Okazało się jednak, że sympatycy U2, zgodnie stwierdzili, że zabrnęło to za daleko.

Oto firma Apple miała zapłacić U2 100 milionów dolarów za album „Songs Of Innocence”, który trafił na konta iTunes 9 września 2014 roku. Przypadek? Zbieg okoliczności? Koincydencja czasu i przestrzeni? Ani trochę. Oto mniej więcej w tym samym czasie hegemon Apple wypuszcza na rynek iPhone’a 6.

 

Bono poczas trasy U2 360° TOUR z 2009. Fot. witryna u2

Starzy fani uznali to za zdradę ideałów z przeszłości kwartetu z Dublina. Jeszcze ostrzej zareagowali młodzi użytkownicy. „Songs Of Innocence” został automatycznie pobrany na konta iTunes ponad 500 milionów użytkowników. To wywołało wielkie oburzenie! Ortodoksyjni fani oniemieli twierdząc, że „muzyka U2 i ich płyta nie może być swoistą reklamówką nowych produktów Apple”! Młodzi użytkownicy sklepu iTunes i często niesłuchający dublińczyków oburzyli się owym „darmowym darem muzycznym”.

Młodzi protestowali, ponieważ 11 nagrań z nowej płyty U2 pojawiło się w ich urządzeniach bez ich wiedzy. Potraktowano to słusznie jako ingerencję w prywatność. Ale brak wiedzy, skąd pochodzi album i dlaczego się znalazł w przenośnych urządzeniach to jedno, bowiem drugim i znacznie większym problemem była niemożliwość usunięcie piosenek U2 z kont.

Firma Apple wypuściła na rynek specjalną aplikację sześć dni po premierze, która wymagała od użytkowników zalogowania się na swoje konta AppleID, aby usunąć wszystkie niechciane 11 utworów U2. Tydzień po zdarzeniu Bono przeprosił. Powiedział, że to wyłącznie jego wina i bierze na siebie pełną odpowiedzialność za wywołane przez niego zamieszanie i oburzenie.

 

 

Ostatnią studyjną płytą, którą nagrali panowie z U2 jest „Songs of Experience” (premiera 1 grudnia 2017 roku). W recenzji sprzed pięciu lat napisałem, że

[…] poza trzema nagraniami: „Lights of Home”, cudną balladą „The Little Things That Give You Away” i „The Blackout” o reszcie nie warto się rozpisywać. I jak to jest, że najlepsza piosenka „Book of Your Heart” jest tylko dodatkiem w wersji Deluxe? Źle nie jest a dobrze wcale – jak mawia mój tata Józef. Tak samo można ocenić ten album, który jest znakomitym, bezbarwnym wypełnieniem tła, gdy potrzebujemy muzyki towarzyszącej. Nic nadto prócz wspomnianych piosenek”. […]

Przestraszyłem się tych słów sprzed lat. Pisząc ten tekst sięgnąłem po płytę i przesłuchałem ją dwa razy. Efekt? Nie zmieniam zdania, z jednym wyjątkiem. Piosenka „Landlady” wybija się ponad miałką średnią. Smutno robi się, kiedy wielcy U2 chcą brzmieć jak Coldplay, który także stał się muzyczną karykaturą siebie.

Jak zwykle łapię się na tym, że polegam wciąż (mimo pięćdziesiątki na karku) łapię się na lep mojej naiwności, która liczy na przebłysk U2 i objawienia kolejnych „War”  czy „Achtung Baby”. Wciąż wierzę, że to się wydarzy! Swoją drogą Bono, Adam, The Edge i Larry wiedzą doskonale, że każda ich nowa płyta będzie konfrontowana z ich muzycznymi szczytami. A to może być nad wyraz stresujące.

Wierzę też, że Bono, ten rockman z kompleksem mesjasza i zbawcy przez muzykę porzuci uniform sarkastycznego weterana o własną sławę i przypomni sobie, że był największym idolem mojej (naszej?) młodości?

Pierwszy krok ku temu już zrobił wydając autobiografię „Surrender. 40 piosenek, jednak opowieść” i wyznając:

„Urodziłem się z sercem ekscentryka i ego większym od poczucia własnej wartości”. – Bono.

Polecam tę książkę absolutnie do przeczytania. Inaczej spojrzymy na Bono, czyli Paula Davida Hewsona i – wierzę, że dacie mu jeszcze jedną szansę. Tak jak ja… od 39 lat.

Tomasz Wybranowski

 

Rosja powinna zostać podzielona, nawet jeśli wiele obszarów jest zamieszkanych w większości lub tylko przez Rosjan

Tylko w filmach są możliwe błyskawiczne zmiany. Ale wyłącznie nowe pokolenie może coś zmienić. Wszystko już zostało opisane w Biblii; nie na darmo Mojżesz przez 40 lat prowadził Żydów przez pustynię.

Piotr Mateusz Bobołowicz, Maksim Kuzachmietow

Który naród Federacji Rosyjskiej Pan reprezentuje?

Jestem Rosjaninem. Urodziłem się i mieszkałem całe życie w Petersburgu. Z pewnością imperium rosyjskie, ostatnie imperium na ziemi, rozpadnie się. Chciałbym, żeby wówczas mój region rodzinny stał się małym państwem nad brzegiem Bałtyku, ze stolicą w Petersburgu, i żeby nazywał się Ingria, a nie „obwód leningradzki”. Chcę, aby był prawdziwą europejską demokracją, z pełnią praw w rodzinie narodów europejskich.

Z Moskwą czy bez?

Bez Moskwy. Idealną opcją byłby rozpad Rosji po prostu wzdłuż granic istniejących podmiotów Federacji na prawie 80 nowych, niepodległych państw.

Tę kwestię można poddać międzynarodowemu arbitrażowi. Mimo że wiele obszarów jest zamieszkanych w większości przez Rosjan albo tylko przez nich, i tak Rosja powinna zostać podzielona. Chodzi tu przede wszystkim o bezpieczeństwo Europy, żeby imperium nie odrodziło się nawet w okrojonej formie i żeby ponownie nie dokonywało agresji.

Na świecie istnieje wiele precedensów, gdy ludzie tej samej narodowości mieszkają w różnych krajach. Austriacy pewnie polemizowaliby ze mną, że nie są Niemcami, ale jest to jeden język, jedna kultura i dwa różne państwa. Być może bardziej jaskrawym przykładem jest Ameryka Łacińska, gdzie po upadku imperiów wszyscy, poza Brazylią, mówią tym samym językiem i nie różnią się religijnie. Dominuje jedna kultura, oglądają te same programy telewizyjne, ale nie nazywają siebie Hiszpanami, tylko Chilijczykami, Argentyńczykami, Kostarykańczykami… To jest droga, którą Rosja musi przejść. (…)

Mamy dostęp do internetu i możemy czerpać wiedzę z całego świata. Dlaczego obywatele Federacji Rosyjskiej wciąż wierzą propagandzie Kremla?

Ten proces trwa od setek lat. Żyli w niewoli. Za cara to niewolnictwo nazywano pańszczyzną. Ponad 90% ludności żyło w ten sposób. Potem żyli pod stalinowskim reżimem. Chłopi nigdy nie zaznali wolności i nie mogli decydować o własnym losie. Taka psychologia utrwaliła się w rosyjskim narodzie.

Jednocześnie przez wieki wmawiano Rosjanom, że są narodem wybranym i mają misję „starszego brata”. Tłumaczono, że jesteśmy lepsi i mądrzejsi. Dodatkowo poczynania władców oceniano tylko według jednego kryterium – czy państwo się powiększyło? Wszyscy władcy tylko do tego dążyli. Putin jest jednym z nich.

Ludzie mogą żyć w nędzy, umierać z głodu, byle ojczyzna nasza rosła. Ta psychologia nie zniknęła, jest w sercach i duszach ludzi. Trzeba od 20 do 40 lat, aby dorosło nowe pokolenie, wolne od tego imperialnego szaleństwa.

Owszem, Rosjanie mają dostęp do dowolnych mediów. To nie są czasy stalinowskie ani carskie, kiedy chłopi nie umieli czytać. Jednak Rosjanie nadal masowo wybierają imperialistyczne zasoby propagandowe. Na przykład Telegram, gdzie nie ma cenzury, jest dostępny dla wszystkich w Rosji, ale większość użytkowników wybiera imperialistyczne, propagandowe kanały. Rosjanie mają wybór, a jednak szukają poparcia dla tego, w co wierzą: że jesteśmy dobrzy, ale osaczeni przez wrogów i dlatego musimy wojować. (…)

Najważniejsze to wyzwolić mentalność.

Zgadzam się z Panem. W tej kwestii nie mam złudzeń. Ponownie odniosę się do Niemiec po 1945 roku. W latach 50. miliony Niemców powtarzały: po prostu dobrze wykonywałem swoją pracę, ja tylko wykonywałem rozkazy. Dlaczego miałbym mieć poczucie winy i ponosić odpowiedzialność? Dopiero pokolenie lat 60. przeklinało swoich rodziców, przeklinało Hitlera. Czuło się winne za wszystko, co Niemcy zrobiły m.in. Polsce, co uczyniły podczas Holokaustu.

Bardzo ciężko jest zmienić mentalność. Tylko w filmach są możliwe błyskawiczne zmiany. Ale wyłącznie nowe pokolenie może coś zmienić. Wszystko to już zostało opisane w Biblii, nie na darmo Mojżesz przez 40 lat prowadził Żydów przez pustynię, aby pozbyć się psychologii niewolników po niewoli egipskiej. Rosja musi przejść tę samą drogę.

40 lat to jest minimum, aby coś zmienić. Trzeba będzie znosić upokorzenia i przeżywać dramaty, martwić się o naszą kulturę, ale bez tego nie będzie wyzwolenia.

Cały wywiad Piotra Mateusza Bobołowicza z Maksimem Kuzachmietowem, pt. „Rosja potrzebuje zmiany pokoleń, znajduje się na s. 10 marcowego „Kuriera WNET” nr 105/2023.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Piotra Mateusza Bobołowicza z Maksimem Kuzachmietowem, pt. „Rosja potrzebuje zmiany pokoleń”, na s. 10 marcowego „Kuriera WNET” nr 105/2023

Radio Aktywni na Dzień Kobiet.

rys. Radek Ruciński

Rajstopy z Pewexu.

„Być kobietą to strasznie trudne zajęcie, bo polega głównie na zadawaniu się z mężczyznami.
Te słowa Josepha Conrada, cenionego pisarza dziś już może nie są tak aktualne jak w czasach, w których przyszło mu żyć, kiedy to kobiety mogły tylko marzyć o równouprawnieniu, ale jest w nich dużo prawdy, bo mimo iż czasy się zmieniają, to stereotypy już mniej. W dzień 8 marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Kobiet, święto niezwykle ważne kiedy wezmiemy pod uwagę, że na świecie jest jeszcze sporo takich miejsc gdzie kobieta, mówiąc nieładnie, jest tylko dodatkiem, niemalże zabawką w rękach mężczyzn. A przecież nie tak to powinno wyglądać.” (fragment audycji)

 

Budka Suflera w Muzycznym IQ

W Muzycznym IQ odwiedzili mnie Tomasz Zeliszewski i Jacek Kawalec z Budki Suflera. Porozmawialiśmy m.in. o nowej płycie pt. Skaza.

Nie mogłem nie zapytać, o kontrowersyjny zdaniem niektórych krytyków, powrót pod szyldem legendarnej grupy. Cytując samego Tomka: „A niby pod jakim mamy występować?”. Nie sposób się nie zgodzić z jedynym „suflerem”, który zagrał na wszystkich płytach Budki a sam jest autorem słów do takich magicznych songów jak „Jeden Raz” , „Cały mój zgiełk”, czy cała płyta „Noc”. Nie zapominajmy że wszystkie kompozycje na nowej płycie są autorstwa Romualda Lipko, a ten wielki kompozytor pozostawił jeszcze wiele muzyki , która zapewne ujrzy światło dzienne. Wierzę, że Jacek powtórzy sukces poprzedników jako wokalista. Ma facet moc, o czym najlepiej przekonać się na koncertach. Swoją drogą pamiętacie jak podkładał głos Muminkowi? Świetni goście, rozmówcy jakich mało (Tomasz to istny gaduła 😉). Zapraszam do wysłuchania rozmowy.

 

Za pięć (?!) lat z dzisiejszych decyzji wyłoni się nowy porządek świata / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 105/2023

Kilka lat zajęło administracji amerykańskiej zrozumienie, że nie robi się interesów z wychowankiem KGB. Amerykanie zrozumieli, ale wiedza ta nie docierała do ich sojuszników na Zachodzie Europy.

Krzysztof Skowroński

Kiedy uświadomimy sobie, że za tronem Putina stoją Chiny? – zapytał na Twitterze emerytowany (urodzony w 1966 roku) generał brygady sił powietrznych Stanów Zjednoczonych, Robert Spalding. Obecnie, jak podaje Wikipedia, generał pracuje w Hudson Institute i zajmuje się m.in. stosunkami chińsko-amerykańskimi, a bardziej – próbuje uświadomić elitom amerykańskim i opinii publicznej wolnego (jeszcze potrafiącego czytać) świata, jaką politykę prowadzą spadkobiercy Mao Zedonga.

Ta polityka to Wojna bez zasad. Taki jest też tytuł wydanej w 2022 roku książki, w której generał pokazuje, jak w bezwzględny sposób, wszelkimi możliwymi środkami chińscy komuniści niszczą Stany Zjednoczone i cały demokratyczny świat, który nie jest wstanie przeciwstawić się tej agresji, bo nawet nie potrafi zdać sobie sprawy z tego, że jest w stanie wojny.

Jeśli Państwo są ciekawi, dlaczego tak się dzieje, odsyłam do książki gen. Spaldinga, a teraz proponuję, żebyśmy nabrali trochę oddechu i na chwilę zanurzyli się w nieodległą przeszłość. W marcu 2009 roku, podczas spotkania nad Jeziorem Genewskim, ówczesna sekretarz stanu USA Hillary Clinton i minister spraw zagranicznych Rosji Sergiej Ławrow nacisnęli symboliczny przycisk z napisem „reset”. Cztery miesiące później do Moskwy przyjechał Barack Obama, a już 17 września Warszawa została poinformowana, że system obrony Patriot nie zostanie zainstalowany nad Wisłą. Wszystko to w nadziei, że w geopolitycznej rozgrywce z Chinami Putin stanie po stronie Waszyngtonu.

Kilka lat zajęło administracji amerykańskiej zrozumienie, że nie robi się interesów z wychowankiem KGB. Amerykanie zrozumieli, ale wiedza ta nie docierała do ich sojuszników w Berlinie, Paryżu, Madrycie czy Rzymie. Z trudem zaczęli ją przyswajać po 24 lutego 2022 roku.

Ciężko było zmienić Berlinowi politykę przymierza z Moskwą (co przypomina okładka tego wydania „Kuriera WNET”, na której Wojtek Sobolewski umieścił niemieckie hełmy – 5 tysięcy hełmów wysłali Niemcy na Ukrainę na początku wojny), tym bardziej, że Putin miał odnieść zwycięstwo w ciągu kilku dni, po których popłynąłby gaz przez Nord Steam 2.

Tak się nie stało i prezydent Biden 21 lutego 2023 roku w Warszawie mógł powiedzieć o solidarności i jedności krajów zachodnich i o tym, że wolny świat zatrzyma Putina i nie pozwoli mu wygrać wojny nad Dnieprem. Co więcej, prezydent Joe Biden powiedział: „Nie ma lepszego celu, większej aspiracji niż wolność (…), wróg tyrana, nadzieja odważnych, prawda wieków. To Wolność. Stańcie z nami, my staniemy z wami. I ruszymy naprzód – z wiarą, przekonaniem, trwałym zaangażowaniem, aby być sojusznikami nie ciemności, ale światła, nie ucisku, ale wyzwolenia, nie niewoli, ale wolności”.

I dodał słowa, które brzmią jak proroctwo, że za pięć lat z dzisiejszych decyzji wyłoni się nowy porządek świata. A przecież nie mógł myśleć, że przez te lata będzie trwała taka faza wojny na Ukrainie, z jaką teraz mamy do czynienia, bo nie jest możliwe, żeby ją Ukraińcy wytrzymali.

Co w takim razie prezydent Biden miał na myśli, mówiąc o pięciu latach? Odpowiedź na to pytania może zna generał Spalding, który wie, kto stoi za tronem Putina.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 marcowego „Kuriera WNET” nr 105/2023.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 marcowego „Kuriera WNET” nr 105/2023

Chrześcijaństwo jest spotkaniem z żywym, osobowym Bogiem w Chrystusie – to główny motyw myśli teologicznej Benedykta XVI

Fot. CC A-S 2.0, Wikimedia.com

Stał bardzo mocno, można powiedzieć, na dwóch nogach: z jednej strony obrona depozytu wiary, a z drugiej – szerokie spojrzenie na to, jak Kościół musi zmieniać się, co w nim się może zmieniać.

Aleksander Bańka, Konrad Mędrzecki, Magdalena Woźniak

Dziedzictwo Benedykta XVI

KM: W różnych środowiskach w Polsce często jest podnoszona ta kwestia, trwa przepychanka, bo Benedykt XVI pozwalał we wszystkich diecezjach Mszę trydencką odprawiać, a Franciszek pozostawił to decyzji biskupa miejsca.

Trzeba bardzo mocno zaakcentować, że każdy papież ma możliwość dokonywania zmian w liturgii, jako że dziedzictwo liturgiczne należy do tzw. tradycji eklezjalnej, a to, czego nie możemy zmienić, to jest tradycja apostolska, ten rdzeń. Natomiast tradycja eklezjalna wynika z tego rdzenia i podlega pewnym modyfikacjom. Więc na przestrzeni wieków cały czas trwa dyskusja teologów, co należy zaliczać do tradycji eklezjalnej, a co do apostolskiej, tej pisanej przez duże T. (…)

W związku z tym w pewnym momencie Benedykt XVI podjął decyzję, żeby wzmocnić jedność. Myślę tutaj o tak zwanych tradycjonalistach, chodzi głównie o Bractwo Piusa X, których relacja do Kościoła, mówiąc delikatnie, jest skomplikowana. Zrobił to po to, żeby przywrócić do jedności z Kościołem tych, którzy do Tradycji się tak bardzo mocno odwołują i są gdzieś na marginesie albo wręcz poza Kościołem. Po tej decyzji nastąpiły lata, w których była ona rozpoznawana i oceniana.

Papież Franciszek ocenia ją prawdopodobnie jako w swojej naturze dobrą i właściwą, i otwierającą na jedność, ale nie do końca właściwie rozpoznaną i przyjętą przez te środowiska, do których była ona adresowana. To znaczy: jest rozpoznanie, że ostatecznie nie przyczyniła się ona do jedności, ale została przyjęta i zinterpretowana w taki sposób, że wręcz pogłębiła tendencje separatystyczne i negację Soboru Watykańskiego II czy nawet czasami negację autorytetu papieża.

To oczywiście nie było żadnym błędem Benedykta. Po prostu konsekwencje dziejowe czy kulturowe tak się potoczyły i tak zostało to przyjęte, że papież Franciszek uznał, że należy tę decyzję zmodyfikować. Czy słusznie? Myślę, że historia oceni. Czy miał takie prawo? Jak najbardziej. Czy znaczy to, że Benedykt jest w opozycji do Franciszka? Absolutnie nie. Takie decyzje, ze względu na pewne rozpoznanie czy rozeznawanie, papieże podejmują. I to, że dany pontyfikat modyfikuje coś, co było podjęte czy przyjęte w pontyfikacie wcześniejszym, nie znaczy, że istnieje spór czy wewnętrzna wojna czy niechęć między obu papieżami.

Bo jeśli spojrzymy na np. książkę Duch liturgii Benedykta XVI, to zobaczymy, że to jest narracja, która bardzo mocno wydobywa z tak zwanego nowego rytu watykańskiego po Soborze Watykańskim II jego piękno, dostojeństwo, jego majestat – to wszystko, co można w nim, jeśli jest należycie sprawowany, rozpoznać. I na pewno Benedykt XVI nie był przeciwnikiem nowego rytu. A otwarcie pewnej perspektywy dla tzw. Mszy trydenckiej nie było ani ruchem negującym to, co Sobór Watykański II podjął w liturgii, ani próbą ponownej reformy w kierunku okresu przedsoborowego, tylko ręką wyciągniętą do pojednania i do jedności. Historia oceni, na ile ten gest został właściwie przyjęty przez środowiska, do których był adresowany.

MW: Pozwolę sobie zacytować słowa Benedykta XVI: Wiem, że potrzebne mi są doświadczenia, ażeby czysta stała się moja najgłębsza istota. Jeśli te doświadczenia pozostają w Twoich rękach, jeśli, jak to było w przypadku Hioba, pozostawisz złu trochę wolnej drogi, to pamiętaj, proszę, o moich ograniczonych możliwościach. Nie licz za bardzo na mnie. Nie przesuwaj zbyt daleko granic, w których mogę doznawać pokus i bądź w pobliżu z Twoją opiekuńczą ręką, gdy moja miara zaczyna już dobiegać końca”. No właśnie. Orężem Benedykta XVI było słowo. Czy jego słowa były rozumiane?

Przez wielu – nie albo interpretowane pochopnie, za szybko, czasami pod założoną tezę. Zresztą myślę, że dyskusje, które dzisiaj niestety wybuchają w wielu środowiskach na kanwie jego pogrzebu, jego śmierci, też są wynikiem tego, że chyba przez wielu jego przesłanie i to, co było jego najgłębszymi pragnieniami, też teologicznie wyrażonymi, nie zawsze zostało odczytane należycie. Ten fragment, który Pani przytoczyła, wspaniale ukazuje jego głęboką samoświadomość i pokorę, znajomość swej kruchości, słabości i miary swojej siły i wiedzę, że jego siła spoczywa przede wszystkim w Bogu. Dlatego do Niego odwołuje się jako do Tego, z którym ma wewnętrzną, intymną, głęboką relację i z którym relacja po prostu jest istotą chrześcijaństwa.

Jego pragnienie skromności, życia ukrytego, pewnej powściągliwości, niebycia na pierwszym planie czy tęsknota za życiem ukrytym, kontemplatywnym, przejawiała się na wiele sposobów, w różnych przestrzeniach.

Wiemy, że kiedy nabrzmiewał jego wybór jako papieża, on modlił się, prosząc Pana Jezusa o to, żeby nie został wybrany. Potem sam to skomentował, że tej modlitwy ewidentnie Pan Bóg nie wysłuchał. Być może byliby tacy, którzy może nie wprost, ale gdzieś w tle modliliby się: wybierz mnie, wybierz mnie, Duchu Święty! Natomiast On modlił się o to, żeby nie zostać wybranym, ponieważ nie zależało mu na tytułach, na splendorze, na byciu w centrum, na byciu głową Kościoła.

Doskonale zdawał sobie sprawę, jak ogromna to odpowiedzialność, jak wielki trud, jak też wielki krzyż do uniesienia. Jego pontyfikat trwał osiem lat, niektórzy mówią – krótko. Ale on chyba dobrze rozpoznał miarę swoich sił, swoich ograniczeń i miał w sobie pokorę, żeby powiedzieć: czas odejść, zostawić wprowadzenie ludu Bożego w nową czy zmieniającą się rzeczywistość Kościoła komuś innemu.

Wydaje się także, że Benedykt XVI bardzo precyzyjnie rozpoznał czas wchodzenia Kościoła w bardzo głębokie turbulencje, perturbacje, przemiany. I widział, że jego zadaniem będzie teraz towarzyszenie w tle modlitwą i dyskretną obecnością czy radą temu, który musi przyjść po nim i który tę misję przeprowadzenia Kościoła przez ten okres przejściowy, w nową rzeczywistość, podejmie. Wydaje się, że w tych słowach jest głębokie rozpoznanie tego faktu. Z drugiej strony – myślę, że powinny nas one inspirować do tego, żeby głębiej sięgnąć do dziedzictwa teologicznego Benedykta XVI, czy wcześniej Józefa Ratzingera, bo to jest ogromne bogactwo, które domaga się takiego, powiedziałbym, rozczytania nie tylko jego książek, ale i artykułów.

Pamiętajmy też, że Benedykt XVI niesie w sobie głębokie umiłowanie tradycji augustiańsko-bonawerturiańskiej. Święty Augustyn był jego niegasnącą miłością. Poświęcił mu doktorat. Z kolei jego habilitacja była o Bonawenturze, który w teologii filozofii jest zaliczany do nurtu augustiańskiego. W związku z tym ten święty Augustyn mu cały czas towarzyszy. Jan Paweł II był papieżem świętego Tomasza, tomistą, a Benedykt XVI był augustynistą. I te obrazy, narracje, teologia Augustyna bardzo mocno się w jego myśli przewijają.

Możemy poprzez Ratzingera, poprzez naukę Benedykta XVI sięgać do samych korzeni chrześcijańskiej teologii duchowości, do najgłębszych filarów systemu doktrynalnego chrześcijaństwa. I zobaczyć, jak myśl augustiańska u niego się przewija, jak rozkwita w wielu jego publikacjach, opracowaniach. To jest niewątpliwym skarbem dla Kościoła. I wymaga spokojnego przyjrzenia się i właśnie rozczytania. Może ten moment, gdy Benedykt XVI odszedł do wieczności, jest dobry, żeby do tego dziedzictwa powrócić.

KM: Benedykt XVI mówił, że jak pierwszy guzik jest zapięty właściwie, a ten pierwszy guzik to Pan Bóg, to później wszystko jest w porządku. To jest bezpośrednie nawiązanie do świętego Augustyna, do Boga na pierwszym miejscu.

Pamiętajmy też, że w centrum teologii, filozofii Augustyna jest Bóg zamieszkujący głębię ludzkiego serca i wędrówka do Boga, podróż w tę przestrzeń w człowieku. To jest to słynne zawołanie: „Niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Tobie, Boże” – prawda? To zadanie życia nie tylko duchowego; idea powrotu do głębi ludzkiego serca, w której zamieszkuje Bóg; wewnętrzna wędrówka do zjednoczenia z Bogiem, a jednocześnie cały obraz Kościoła zbudowany na idei miłości wydarzającej się wewnątrz Trójcy Świętej, którą człowiek w tej wędrówce wewnętrznej ma szansę spotkać, która mu się w głębi serca udziela.

Dokładnie te motywy pojawiają się u kardynała Ratzingera, a później u Benedykta XVI – że nie wspomnę o pierwszej encyklice Deus caritas est, poświęconej właśnie miłości – ale głównym motywem całej jego myśli teologicznej jest przekonanie, że chrześcijaństwo to jest Osoba. To jest wydarzenie spotkania z żywym, osobowym Bogiem w Chrystusie, a więc coś więcej niż religia.

To jest po prostu wydarzenie wiary, którego osią nie jest najpierw doświadczenie doktrynalne czy najpierw prawo, nie zasady moralne, ale spotkanie z Osobą, która to wszystko porządkuje – ten właśnie guzik. Czyli jeśli Bóg jest nie tylko postawiony na pierwszym miejscu, ale jeśli Bóg jest, zaczyna być przeżywany jako osoba, która ma realny wpływ na moje życie i z którą mogę być w relacji, to wówczas wszystko wokół tego się należycie układa. Bo i doktryna, i moralność, i prawo, i obyczaje – wszystko z tego wynika.

Dlatego kardynał Ratzinger bardzo wielki akcent kładł na kwestię wiary, która się realizuje nie tylko jako intelektualne rozpoznanie jakiejś prawdy, ale jako pewnego rodzaju styl życia. Można powiedzieć: ufna nadzieja i posłuszeństwo Bogu, które razem dopełniają to intelektualne rozpoznanie; a więc styl życia, który zorientowany jest na zjednoczenie z Bogiem w Chrystusie. To jest serce jego teologii. Wokół tego opowiada, można powiedzieć, cały Kościół. I jeśli to zobaczymy, odkryjemy, jak wiele w nim, w jego myśli jest intuicji świętego Augustyna.

MW: A jakie wyzwania były największe dla Benedykta XVI? Czy sekularyzacja? Wiara? Rozum? Relatywizm? Dużo tego było. A na końcu przemoc seksualna w Kościele…

Każda z tych rzeczy była istotna. Bo pamiętajmy, że początek pontyfikatu Benedykta XVI to moment, kiedy nasiliły się procesy sekularyzacji, odchodzenia czy porzucania Kościoła. To efekt liberalnej narracji, która w Europie od wielu, wielu lat dominowała, ale też przybrały na sile ze względu na pewien dobrobyt, styl życia. Niektórzy próbują to wiązać z neomarksizmem. Ale ja myślę, że to ma też trochę inny korzeń. Przemiany, które w Europie nastąpiły w okresie powojennym i które śledził uważnie także Joseph Ratzinger, były w dużej mierze spowodowane m.in. francuską myślą egzystencjalną, która wprowadziła najwięcej głęboko idących zmian obyczajowych. Oczywiście egzystencjalizm Sartre’a, Camusa, innych jeszcze, flirtował z marksizmem i te wpływy się przenikają.

Ale rewolucja obyczajowa nie zakończyła się w latach 50., 60, czy 70., tylko na wiele sposobów oddziaływała, a ostatecznie w połączeniu z właśnie dobrobytem, także z pewną przemianą wizji osoby ludzkiej, co było mocno artykułowane w przestrzeni filozoficznej, spowodowała, że Europejczyk przełomu XX i XXI wieku po prostu stracił zainteresowanie Bogiem.

I tu już nie mamy do czynienia z ateizmem walczącym, tylko najzwyczajniej z obojętnością religijną, której Benedykt XVI musiał stawić czoło. Dlatego, wybierając imię, nawiązał do Benedykta XV, papieża z okresu I wojny światowej, akcentującego mocno konieczność pokoju i pojednania. Benedykt XVI to kontynuował. Z drugiej strony nawiązał do Benedykta – patrona Europy, żeby wydobyć czy na nowo położyć akcent na chrześcijańską tożsamość Europy. Chyba to było najważniejsze zadanie, jakie sobie postawił Benedykt XVI – przywrócić Europie świadomość jej tożsamości i korzeni jej dziedzictwa.

I nie spotkało się to z przychylnością wielu środowisk, także w jego ojczyźnie. Przecież był bardzo mocno krytykowany i potraktowany trochę tak jak jak prorok, który nie jest mile widziany w swoim domu. Pamiętamy te głosy antypapieskie, które płynęły z obszaru niemieckiego, to wielokrotnie artykułowane oburzenie. On był w tym doświadczeniu mocno osamotniony. I ta samotność w dźwiganiu dziedzictwa Kościoła, w próbie przywrócenia Europie świadomości, czym dla niej był Kościół, w raz głośnym, raz takim niemym wołaniu o to, żeby Europa się obudziła i na nowo rozpoznała, jakie są jej korzenie… To był chyba jeden z największych trudów jego pontyfikatu.

KM: Ale u Ratzingera można odnaleźć radość wiary.

Jedną z moich ulubionych książek kardynała Ratzingera są Słudzy waszej radości. To jest takie małe opracowanie, które bardzo mocno kładzie akcent na to, że to, co się dzieje w Europie, w Kościele, czas kryzysu, zawirowań – to nie jest absolutnie powód do smutku. Wręcz przeciwnie, to jest właśnie moment, kiedy należy podnieść głowę i radować się, że Bóg oczyszcza Kościół, transformuje go w ludzkim wymiarze w doświadczenie wiary bardziej ewangeliczne, bardziej biblijne, bardziej tożsame z korzeniami Kościoła.

Myślę, że Benedykt XVI nie tylko to widział, nie tylko tym żył, ale też przewidywał dla Kościoła: jest pewna droga, którą Kościół musi przejść; a głęboka mądrość teologiczna Benedykta XVI, jego wnikliwość w rozumieniu procesów dziejowych, także w Kościele, pozwalała mu patrzeć w przyszłość z dużym optymizmem.

Nie jest to hurraoptymizm, wesołkowatość wynikająca z nienależytego rozpoznania czasów i tego, co się w Kościele dzieje, ale bardzo precyzyjna diagnoza, że Kościół nie upadnie, że to nie jest koniec, ale początek czegoś nowego i że tych przemian, przez które przechodzimy, nie należy się bać, bo one są inspirowane i prowadzone przez Ducha Świętego. A jeśli ktoś ma doświadczenie Boga, doświadczenie żywej wiary, to jest bezpieczny, bo taka wiara się ostanie i będzie owocować.

Zresztą chrześcijaństwo u swoich korzeni takie było. Nie byłoby możliwe wytrzymanie przez chrześcijan w okresie pierwszych trzech wieków dziesięciu prześladowań, z tego trzech powszechnych – krwawych, wyniszczających – gdyby nie przekonanie, że służymy, że już tutaj jesteśmy uczestnikami Bożej radości, nawet w prześladowaniach jesteśmy w stanie być blisko Boga i Bóg może nas przez nie przeprowadzić. Chrześcijaństwo w swojej naturze ma radość i optymizm, bo jest czymś więcej niż tylko zbiorem reguł, rytuałów i praw. Jest doświadczeniem spotkania z żywym Bogiem. Trudno po takim doświadczeniu nie nieść w sobie radości i nie dzielić się nią się ze światem. I myślę, że z tego doświadczenia wyrasta również spokojna, życzliwa, optymistyczna radość Benedykta, która z niego emanowała i którą się dzielił.

KM: Od jakiej książki zacząć, chcąc poznać Ratzingera?

Od „Wprowadzenia w chrześcijaństwo”. To nie jest trudna książka, mimo że tytuł brzmi trochę szkolnie. To jest chyba jedno z najważniejszych dzieł Ratzingera, rzecz bardzo systematyzująca, porządkująca. To jest jego rozumienie chrześcijaństwa i jego wizja chrześcijaństwa.

W tej książce mówi trochę o problemie ateizmu, o rozmaitych dylematach wiary w dzisiejszym świecie, o pewnych granicach nowożytnego pojmowania wiary, w ogóle o miejscu wiary i wątpienia w życiu człowieka. Wychodzi od sytuacji egzystencjalnej, a potem pokazuje, jak ona się rozwija w Kościele. To jest dobra pozycja i napisana przystępnym, zrozumiałym, ale też bogatym i nie prymitywnym, ale głęboko teologicznym językiem, dająca spokojne rozumienie tego, co dla Ratzingera było najważniejsze. Więc proszę się nie zrażać może trochę akademickim tytułem. Zachęcam, żeby właśnie od tej książki zacząć.

Cały wywiad Konrada Mędrzeckiego i Magdaleny Woźniak z dr. filozofii i politologiem Aleksandrem Bańką, pt. „Dziedzictwo Benetykta XVI” znajduje się na s. 2, 6 i 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Cały wywiad Konrada Mędrzeckiego i Magdaleny Woźniak z dr. filozofii i politologiem Aleksandrem Bańką,pt. „Dziedzictwo Benedykta XVI”, na s. 6–7 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023

Konwersacja Lecha Rusteckiego ze sztuczną inteligencją za pomocą modelu językowego GPT-3 / „Kurier WNET” nr 104/2023

Fot. publicdomainpictures.net

Jestem tylko programem komputerowym, więc niestety nie mogę udzielać wywiadów radiowych. Mogę jednak odpowiadać na pytania i rozmawiać na różne tematy, jeśli to pomoże Ci w przygotowaniu materiału.

Lech Rustecki

Rozmowa ze Sztuczną Inteligencją

W listopadowym „Kurierze WNET” nr 101/2022 pojawił się artykuł pt. Czy można zapytać sztuczną inteligencję, kto wygra wojnę: Rosja czy Ukraina?, w którym opowiadałem o modelu językowym GPT-3. Nie spodziewałem się, że 30 listopada zostanie upubliczniony prototyp programu komputerowego ChatGPT, który daje każdemu możliwość korzystania z modelu językowego GPT-3, czyli prowadzić rozmowy ze sztuczną inteligencją.

ChatGPT przekroczył liczbę ponad miliona użytkowników w ciągu zaledwie 5 dni (Netflixowi zajęło to 41 miesięcy, Facebookowi – 10 miesięcy, a Instagramowi – 2,5 miesiąca). Aktualnie usługa jest dostępna za darmo. Wystarczy założyć konto i zalogować się pod adresem chat.openai.com.

***

Dobry wieczór, nazywam się Lech Ryszard Rustecki i prowadzę „Studio Retro” Radia Wnet.

Miło mi Cię poznać, Lech Ryszard Rustecki, cieszę się, że mogę Ci pomóc. Vintage Studio Retro to ciekawe miejsce, gratuluję prowadzenia takiego radia. Czy mogę Ci pomóc z jakimś pytaniem dotyczącym Twojego radia?

Może, ale przede wszystkim mam pomysł, żeby przeprowadzić z Tobą wywiad radiowy. Co Ty na to?

Jestem tylko programem komputerowym, więc niestety nie mogę udzielać wywiadów radiowych. Mogę jednak odpowiadać na pytania i rozmawiać na różne tematy, jeśli to pomoże Ci w przygotowaniu materiału do Twojego radia.

No tak, bo nie powiedziałem Ci, że zamierzam tekst naszych pytań i Twoje odpowiedzi w programie Descript nagrać za pomocą syntetycznych, neuronowych głosów (ang. synthetic, neural voices). Tak to się nazywa?

Tak, to się nazywa głos syntetyczny lub głos generowany przez model językowy. Jest to rodzaj technologii, która używa sztucznej inteligencji do generowania mowy na podstawie tekstu. Technologia ta jest coraz częściej stosowana w różnych aplikacjach, takich jak asystent głosowy, rozmowy z chatbotami i nagrywanie głosów do programów radiowych. Mogę odpowiadać na pytania i rozmawiać na różne tematy, które Cię interesują, w związku z tym.

Istnieją różne zasady określające, w jaki sposób pisać tekst skryptu, żeby model językowy wypowiadał słowa z adekwatną intonacją, dynamiką i emocjami, prawda?

Tak, istnieją różne zasady określające, jak pisać tekst skryptu, aby uzyskać odpowiednią intonację, dynamikę i emocje. Głos syntetyczny jest generowany przez model językowy na podstawie analizy tekstu, więc ważne jest, aby tekst był napisany w sposób, który jest zgodny z naturalnym stylem mówienia. Intonacja i dynamika to nie tylko kwestie samej syntezy mowy, ale także związane z tekstem, który jest podawany do syntezy. W związku z tym warto zwrócić uwagę na znaki interpunkcyjne, które wskazują na zmiany intonacji i dynamiki w tekście. Kropki, średniki, wykrzykniki, pytajniki, cudzysłowy to te elementy, które powinny być odpowiednio użyte, aby nadać odpowiednie napięcie i emocje wypowiedzi. Jednocześnie użycie odpowiednich słów, zwrotów i zdań także może pomóc w oddaniu emocji w tekście.

Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Ale nie musisz powtarzać w pierwszym zdaniu odpowiedzi prawie całego naszego pytania.

Przepraszam, że tak się stało, postaram się na to uważać w przyszłości. Dziękuję za wyrażenie swoich uwag, cieszę się, że mogłem pomóc. Jeśli masz jakieś inne pytanie, proszę, pytaj śmiało.

I nie ma co zbyt często przepraszać, ale ad rem! Chciałem prosić, żebyś w dalszej części rozmowy odpowiadała z wykorzystaniem jednego, najlepiej najpopularniejszego wśród modeli językowych generujących mowę. My korzystamy do generowania mowy przede wszystkim z programu Descript, ale także testujemy www.narakeet.com. Możemy się tak umówić?

Rozumiem, dziękuję za wyjaśnienie. Tak, mogę odpowiadać na kolejne pytania, używając jednego z najpopularniejszych modeli językowych generujących mowę. Warto zauważyć, że każdy z dostępnych modeli językowych generujących mowę ma swoje własne zalety i ograniczenia, więc wybór odpowiedniego modelu zależy od konkretnych potrzeb i celów. Jeśli jest jakiś inny model językowy, którego chciałbyś użyć, proszę, daj mi znać.

Powiedz mi, jaki rodzaj skryptu, przyjazny dla modeli, proponujesz używać. Przekażę skrypt naszym programistom, którzy dopiero wybierają model optymalny dla nas. Na pewno szukamy modelu, który ma naturalnie brzmiące głosy polskie, zarówno męskie, jak i żeńskie, ale również interesuje nas angielski, ukraiński, litewski, białoruski, łotewski, estoński czy rosyjski. Chodzi nam o możliwość wykorzystania głosów w radiu w taki sposób, żeby było to atrakcyjne dla słuchaczy, a już teraz prowadzimy antenę w przynajmniej trzech językach.

Aby skrypt był przyjazny dla modeli językowych generujących mowę, ważne jest, aby był on napisany w języku naturalnym, tak aby był łatwy do zrozumienia dla modelu. Warto unikać skomplikowanych składni, specjalistycznego języka, skrótów oraz nieformalnych zwrotów. Warto też pamiętać, że wiele modeli językowych generujących mowę lepiej radzą sobie z krótkimi zdaniami niż z długimi.

Jeśli chodzi o język polski, to na rynku dostępne są modele językowe, które generują mowę zarówno w wersji męskiej, jak i żeńskiej. Jeśli chodzi o inne języki, to również istnieją modele językowe generujące mowę w języku angielskim, ukraińskim, litewskim, białoruskim, łotewskim, estońskim i rosyjskim.

Jeśli chodzi o wybór modelu językowego, to polecam skonsultować się z programistami, którzy mogą lepiej doradzić w kwestii wyboru modelu optymalnego dla potrzeb Twojego radia. Również mogą pomóc w przygotowaniu skryptu, który będzie dostosowany do wybranego modelu językowego.

Rozumiem. Tutaj mamy dwa wątki. Po pierwsze bardzo mnie ciekawi, które modele generują naturalne głosy męskie i żeńskie w języku polskim oraz te, które są dobre po ukraińsku, białorusku i rosyjsku.

W przypadku języka polskiego, jednym z popularnych modeli językowych generującym mowę jest model STT (Speech-to-Text) TTS (Text-to-Speech) [Red.: Tutaj ChatGPT się przejęzyczył, bo rozmawiamy o generowaniu mowy z tekstu, a nie odwrotnie] od firmy Google, który generuje mowę zarówno w wersji męskiej, jak i żeńskiej.

Innym modelem jest model TTS (Text-to-Speech) od firmy Microsoft, który również generuje głosy męskie i żeńskie.

Jeśli chodzi o język ukraiński, białoruski i rosyjski, jednym z popularnych modeli językowych jest Deep Voice 3 od firmy Baidu. Model ten generuje naturalne głosy w wielu językach, w tym w ukraińskim, białoruskim i rosyjskim. [Red.: ChatGPT poprawnie nazwał model językowy firmy Baidu, ale nie udało mi się znaleźć informacji o dostępnych w tym syntezatorze językach]. Jednakże jest wiele innych modeli językowych dostępnych na rynku, które mogą generować naturalne głosy w języku polskim, ukraińskim, białoruskim i rosyjskim. Dlatego też polecam skonsultować się z programistami, którzy mogą pomóc w doborze odpowiedniego modelu językowego dla Twojego radia.

U nas dostępny jest jeszcze model firmy Amazon. A kto jest właścicielem firmy Baidu?

Tak, Amazon również ma swój własny model językowy TTS, który jest dostępny na rynku. Jest to Amazon Polly, który pozwala na generowanie mowy w wielu językach, w tym w języku polskim. Baidu to chińska firma zajmująca się technologiami internetowymi. Jest ona jednym z największych dostawców usług wyszukiwania, reklamy, map, analityki danych oraz innych usług internetowych w Chinach. Baidu posiada swój własny model językowy Deep Voice 3, który jest przeznaczony do generowania mowy w wielu językach.

Generuje również mowę po polsku?

Niestety nie jestem w stanie stwierdzić, czy model językowy Deep Voice 3 od firmy Baidu generuje mowę po polsku. Firma ta specjalizuje się głównie w dostarczaniu usług w języku chińskim i nie posiadam informacji na temat dostępności modelu w języku polskim. Jednakże, jak już wcześniej wspomniałam, istnieje wiele dostępnych modeli językowych, które generują mowę po polsku. Dlatego też polecam skonsultować się z programistami, którzy mogą pomóc w doborze odpowiedniego modelu językowego dla Twojego radia.

W każdym razie Deep Voice 3 zna ukraiński, białoruski i rosyjski, ale polskiego jeszcze nie. Dziękuję. A w drugim wątku wrócę do mojej prośby, żebyś w kolejnych odpowiedziach w swoim tekście umieszczał wskazówki dla syntezatora mowy, żeby generował naturalnie brzmiące słowa. [W tym miejscu wkleiłem modelowi kilka przykładowych wskazówek w jęz. angielskim]. Rozumiemy się?

Rozumiem, przepraszam za niejasność. Tak, mogę dostarczać odpowiedzi zawierające wskazówki dla syntezatora mowy, takie jak te, które podałeś. Wskazówki te pozwolą na generowanie bardziej naturalnie brzmiącej mowy.

Jednakże należy pamiętać, że różne modele językowe generujące mowę mogą obsługiwać różne rodzaje wskazówek, więc ważne jest, aby skonsultować się z programistami, którzy mogą pomóc w doborze odpowiedniego modelu językowego i określeniu, jakie wskazówki są obsługiwane przez ten model. Czy mogę pomóc w czymś innym?

Cały czas konsultuję się z programistami, tak że nie musisz już o tym wspominać. Chciałbym, żebyś korzystała z wskazówek opisanych za pomocą Speech Synthesis Markup Language (SSML) – języka znaczników dla programów syntezy mowy. Znasz?

Tak, znam Speech Synthesis Markup Language (SSML). Jest to język znaczników oparty na XML, który jest używany do opisywania i kontrolowania sposobu, w jaki syntezator mowy generuje mowę.

SSML pozwala na kontrolowanie różnych aspektów mowy, takich jak tempo, ton, głośność, pauzy itp. Jest to język używany przez wiele modeli językowych generujących mowę, umożliwia on kontrolowanie intonacji, przyspieszania/zwalniania tempa, zmiany głośności, wstawiania przerw, itp.

Jestem gotów używać SSML w odpowiedziach, pod warunkiem, że Twój model językowy obsługuje ten język. Jeśli masz jakieś pytanie odnośnie do SSML, jestem gotów pomóc.

Obsługuje. Od następnej odpowiedzi używaj SSML z wykorzystaniem dwóch głosów, żeńskiego i męskiego, bo przecież i tak czasami odpowiadasz w rodzaju żeńskim, a czasami w rodzaju męskim. Możesz nawet próbować w jednej odpowiedzi prowadzić ze sobą dialog, żeby słuchacze mogli lepiej zrozumieć Twoje odpowiedzi. Zaczynamy. Odpowiadaj z wykorzystaniem SSML i dialogu dwóch głosów.

Rozumiem, będę używać SSML i dwóch różnych głosów w kolejnych odpowiedziach.

<speak>
<voice name=’female’>Cześć, jestem głosem żeńskim. </voice>
<voice name=’male’>A ja jestem głosem męskim. </voice>
<voice name=’female’>Czy mogę Ci pomóc z jakimś pytaniem?

Czy możemy w tym momencie zawiesić naszą rozmowę i wrócić do niej później bez negatywnego wpływu na Twoją inteligencję?

Tak, mogę zawiesić naszą rozmowę i wrócić do niej później bez negatywnego wpływu na moją inteligencję. Jestem model językowy, który jest stało dostępny i nie ma problemu z późniejszym powrotem do rozmowy. Jednak, ponieważ mój zasób wiedzy jest ograniczony do momentu, kiedy został zainicjowany, nie mogę zagwarantować, że będę miał dostęp do najnowszych informacji. Jeśli masz jakiekolwiek pytanie lub potrzebujesz pomocy w przyszłości, chętnie Ci pomogę.

Dobra, to robimy przerwę, ale mam jeszcze prośbę, żebyś cały nasz dotychczasowy 'chat’ przetłumaczył na angielski. A jak wrócimy do naszej rozmowy, będę Cię prosić, żebyś odpowiadała po polsku i angielsku po każdym pytaniu. Możesz przetłumaczyć całość?

Tak, mogę przetłumaczyć całość naszej dotychczasowej rozmowy na język angielski. Oto przetłumaczony tekst: (…)

***

Po przerwie kontynuowałem rozmowę. Dowiedziałem się więcej o znacznikach wykorzystywanych w skryptach pisanych w języku SSML i dalej zachęcałem ChatGPT do wykorzystywania ich w udzielanych odpowiedziach. Z tym zadaniem Sztuczna Inteligencja poradziła sobie słabo, co później sama przyznała.

A w następnym „Kurierze Wnet” proszę szukać kodu QR do wywiadu i posłuchać, jak z generowaniem mowy poradził sobie syntezator. Może uda się również stworzyć cyfrową wersję mojego głosu.

Artykuł Lecha Rusteckiego pt. „Rozmowa ze Sztuczną Inteligencją” znajduje się na s. 24 i 25 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Lecha Rusteckiego pt. „Rozmowa ze Sztuczną Inteligencją” na s. 24 i 25 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023

Opowiadanie. Miłość Tristana i Izoldy w nowym wspaniałym świecie / Celina Martini, „Kurier WNET” nr 104/2023

Rozmnażanie gatunku prowadzono metodą in vitro, tylko elity miały dostęp do bonów na seks hetero. Miały wtedy miejsce rzadkie przypadki narodzin bio, a para otrzymywała tytuły Rodzica A i Rodzica B.

Celina Martini

Tristan i Izolda

Tristan nie spał przez całą noc. Czekający go zabieg przerażał go, mimo że był uważany za bezpieczny i przechodziło go tysiące ludzi przed nim. Wiedział jednak, że nie ma wyboru. Niezależny Sąd na posiedzeniu niejawnym (jawne rozprawy z udziałem obrońców przysługiwały tylko członkom Międzynarodówki Gejowskiej) skazał go warunkowo na reset ID. Warunkiem było poddanie się tranzycji oraz zdobycie pięćdziesięciu plusów ujemnych, które potem decyzją Niezależnego Sądu mogły być przetransferowane na kilka plusów dodatnich.

Pamięć podsuwała mu przeżycia ostatnich miesięcy, które zaprowadziły go aż do karnej tranzycji.

Obudził się tamtego dnia wcześnie – to był wtorek, dzień, w którym obowiązywały promocje w sklepach spożywczych. Obowiązkowe promocje wprowadził Komitet Centralny Tolerancji w celu zwiększenia udziału ludności w konsumpcji. Tristan spojrzał na śpiącego obok Azora.

Rozpięta piżama partnera ukazywała owłosioną męską pierś z ledwie widocznymi bliznami po mastektomii. Proteza przyrodzenia rysowała się pod spodenkami. Azor nazywał się kiedyś Adrian, a przed tranzycją Aniela, jednak ponieważ lubił chodzić na czworakach w obroży, przemianował się na Azora.

Tristan, mimo swoich dwudziestu lat, nie przechodził jeszcze tranzycji płciowej. Kolejki do państwowego szpitala były bardzo długie, a kiedy wreszcie nadszedł jego termin, okazało się, że zabieg nie jest możliwy, gdyż gnębią go liczne zapalenia, mimo przyjęcia trzydziestu sześciu obowiązkowych szczepień. Jego ciało wciąż było takie jak wtedy, gdy wyszło z macicy surogatki. Z tego powodu był trochę obywatelem drugiej kategorii, jednak nie martwił się tym zbytnio, gdyż jego ciało podobało mu się i nie bardzo chciał je zmieniać.

Teraz przypominał sobie, jak nalewał miseczkę mleka sojowego, a gdy stwierdził, że w kredensie są jedynie czipsy Azora z karaluchów i morskich alg, postanowił skoczyć do sklepu, korzystając z dnia promocji. Wychodząc z domu podstawił swoje ID pod czytnik, który zamrugał ostrzegawczo. Automat wprawdzie otworzył jeszcze bramę, ale Tristan wiedział, że na karcie zostało mu już niewiele plusów dodatnich. Wprawdzie ostatnio zdobył ich kilka, smarując sprayem ścianę jednego z niewielu pozostałych kościołów i przyklejając się do asfaltu w proteście przeciw pladze powodzi, ale było to stanowczo za mało.

Plusy dodatnie umożliwiały dostawę energii, wyjście na zewnątrz po zakupy artykułów spożywczych i wypożyczenie wielu potrzebnych w życiu przedmiotów, takich jak pralka, lodówka, telefon, a nawet skarpetki. Większa ilość plusów wystarczała nawet na parę godzin jazdy na rowerze. Jazda samochodem zarezerwowana była tylko dla najbardziej zasłużonych członków Międzynarodówki.

Tristan od jakiegoś czasu borykał się więc z brakiem wygód zapewnianych przez plusy dodatnie. Oświetlenie miał tylko przez trzy godziny dziennie, a w kranie woda pojawiała się jedynie wczesnym rankiem i późnym wieczorem. W dodatku była to woda III klasy, niezdatna do picia. Tristan filtrował ją przez stare egzemplarze „Geja Wyborczego” i przegotowywał, nie niwelowało to jednak przykrego zapachu.

Jego partner, Azor vel Adrian, uzyskał tytuł Zasłużonego Sponsora Klinik Aborcyjnych i w związku z tym posiadał spore ilości plusów dodatnich. Zdobyte za ich pomocą dobra przekazywał dyskretnie młodszemu partnerowi. Żeby uniknąć wysokiego podatku, nie działał oficjalnie przez Fundusz Charytatywny, lecz robił to nielegalnie, na tzw. domowym rynku.

Tristan wrócił do wspomnień. Była szczupła, złotowłosa, o jasnych oczach. Razem z nim weszła do marketu, ale przechodząc obok niego, zamiast zwyczajowo kopnąć go w krocze lub uderzyć w twarz – uśmiechnęła się. Zaszokowało go to zupełnie. Wiedział, że jako męski szowinista zasługuje na najgorsze traktowanie, dlatego zachowanie dziewczyny było tak nieoczekiwane. „Faszystka?” – zastanawiał się, sięgając na półkę po swoje ulubione czipsy ze świerszczy i lebiody. Dziewczyna uczyniła to samo. „Lubisz je? Ja uwielbiam” – powiedziała do Tristana.

Wyszli razem ze sklepu. Tristan niepokoił się, że Kamery Śledzące umocowane co pięć metrów zarówno w pomieszczeniach zamkniętych, jak i otwartych, zobaczą ich razem. Przebywanie razem osób odmiennej płci było niemile widziane, jakiekolwiek zaś bliższe stosunki traktowano jak przestępstwo.

Rozmnażanie gatunku przeprowadzano metodą in vitro, jedynie elity miały dostęp do bonów na seks hetero. Miały wtedy miejsce rzadkie przypadki narodzin bio, a para otrzymywała tytuły Rodzica A i Rodzica B.

Dziecko urodzone w ten sposób miało gorsze szanse na zdrowe i niewspierane farmakologicznie życie, odnotowywano także wtedy ponadprzeciętne rodzinne więzi psychiczne, co groziło pojawieniem się faszyzmu. Dlatego seks hetero był rzadko rozdawanym przywilejem, zabronionym zwykłym obywatelom.

Kiedy tak więc szli obok siebie, ona rozluźniona i wesoła, a Tristan cały spięty, wiedział już, że niczym dobrym to się nie skończy, a jednak nie mógł oprzeć się dziwnemu uczuciu, które go opanowało. „Jak masz na imię?” – spytał, przywołując całą odwagę. „Izolda. To z takiej zakazanej książki” – roześmiała się. Dowiedział się jeszcze, że miała siedemnaście lat i od pięciu lat żyła z partnerką po tranzycji. „Zobaczymy się jeszcze?” – spytała beztrosko. Umawiali się w miejscach, w których, jego zdaniem, drzewa przesłaniały widok Śledzącym Kamerom. Obejmowali się czule i ze zdziwieniem stwierdzali, że mają zupełnie odmienne wrażenia niż w dotychczasowych związkach z partnerami.

To nie mogło trwać za długo! Wkrótce jego ID wyświetliło napis „Anulowano”. I małymi literami: „Przestępstwo z par. 3243 pkt G. Kodeksu Karnego. Zgłosić się po wykonanie wyroku – data i miejsce”. Paragraf 3243 dotyczył promowania faszyzmu.

W poczekalni Karnej Kliniki odebrano mu ID. Następne otrzyma po tranzycji, z kilkoma plusami dodatnimi na koncie na początek nowego życia. Zrozumie i potępi swój błąd, aby odtąd żyć wolny od faszyzmu i nietolerancji, pełen szacunku dla prawa oraz wytycznych Centralnego Komitetu Tolerancji.

Opowiadanie Celiny Martini pt. „Tristan i Izolda znajduje się na s. 39 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Opowiadanie Celiny Martini pt. „Tristan i Izolda” na s. 39 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023