Ks. dr Boguszewski: Koronawirus spotęgował wszystkie problemy, z jakimi zmagają się ludzie na Bliskim Wschodzie

Dyrektor biura stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie opowiada o działaniach podejmowanych przez organizację na rzecz bliskowschodnich chrześcijan.

 

Realizujemy projekty w 150 krajach świata. Przeciwdziałamy krzywdom, wyrządzanym chrześcijanom w różnych regionach.

Ks. dr Mariusz Boguszewski mówi o działalności organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie.  Jej celem jest przeciwdziałanie dyskryminacji chrześcijan i pomoc materialna dla nich.

Niestety, chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą religijną na całym świecie. Naszą odpowiedzialnością jest to, by ten temat wykrzyczeć.

Obszarami, gdzie Pomoc Kościołowi w Potrzebie prowadzi najszerzej zakrojone działania, są Daleki i Bliski Wschód, oraz Afryka Północna. Obecnie, stowarzyszenie pomaga oczywiście w zwalczaniu pandemii:

W Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie wirus spotęgował problemy, które występowały tam już wcześniej. Mieszkający tam ludzie stali się jeszcze biedniejsi.

Gość „Kuriera w samo południe” wskazuje, że bliskowschodni chrześcijanie są „żywymi kamieniami”, przypominającymi o tym, że chrześcijaństwo narodziło się właśnie tam, nie można więc dopuścić do tego, by ich tam w przyszłości zabrakło.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Etyka w praktyce: kariera, uczestnictwo, służenie sobą. Rozważania w świetle myśli etycznej Karola Wojtyły

Kariera nosi w zanadrzu jakiś podstęp w wyprzedzaniu innych, element nieczystej gry, bezwzględność wobec rywali, a nade wszystko wymaga skupienia na własnym, egoistycznie pojętym interesie, na JA.

Teresa Grabińska

Słowo ‘kariera’ pochodzi od francuskiego ‘carrière’ i oznacza galop, szybki bieg, wyścig. Włoskie słowo ‘carriera’ ma podobne znaczenie, tak jak i angielskie ‘career’. Zatem kariera w sektorze zawodowym lub publicznym to wyścig w osiąganiu kolejnych celów. Jeśli wyścig, to rozłożony na kolejne etapy. Jeśli wyścig, to z kimś: z innymi, chcącymi osiągnąć w podobny sposób podobne awanse lub dobra finansowe. Kariera umożliwia zdobycie prestiżu w społeczeństwie i prawa do wynikających z niego przywilejów.

W tradycyjnej kulturze polskiej robienie kariery ma wydźwięk pejoratywny. Dążenie do osiągnięć zawodowych, majątku, awansu w pozycji społecznej, gdy zdobywane uczciwą pracą, dzięki wykorzystaniu własnego talentu i przy wsparciu innych ludzi, nie jest wszak robieniem kariery. To spełnienie losu każdego człowieka, który jest świadom swej podmiotowości, swego posłannictwa i potrzeby doskonalenia się w różnych sprawnościach etycznych i działaniu praktycznym.

Tymczasem ustawienie ludzi w roli psów gończych lub ścigających się szczurów zdaje się być elementem odczłowieczającym. Kariera nosi w zanadrzu jakiś podstęp w wyprzedzaniu innych, jakiś element nieczystej gry, bezwzględność w stosunku do rywali, a nade wszystko wymaga skupienia na własnym, egoistycznie pojętym interesie, na JA. Nic dziwnego, że pozycja karierowicza jest chwiejna; zawsze bowiem przez innego karierowicza może być w podobnie brutalny sposób zepchnięty z kolejnego zdobytego szczebla kariery, przegoniony na kolejnym etapie.

Pod znakiem zapytania stoi szczęście człowieka (o którym więcej w eseju w październikowym „Kuriera WNET”) osiągającego sukces w karierze. W nieocenionej Ziemi obiecanej Władysława S. Reymonta Karol Borowiecki, gdy już wspiął się na szczyt własnej kariery, w takich oto gorzkich słowach ów upragniony stan określił: „– Tak jestem egoistą, tak poświęciłem wszystko dla kariery… (…) Poświęcił wszystko i cóż ma teraz? Garść pieniędzy bezużytecznych i ani przyjaciół, ani spokoju, ani zadowolenia, ani chęci do życia – nic… nic…”. I przestrzegał potencjalnych karierowiczów w taki oto sposób: „– Człowiek nie może żyć tylko dla siebie – nie wolno mu tego pod grozą własnego nieszczęścia”. (…)

Wartością, która rzeczywiście w pewnym stopniu towarzyszy robieniu kariery, jest doskonalenie umiejętności i kompetencji zawodowych, dochodzenie w nich do mistrzostwa. Jednak i tu zjawia się pewna wątpliwość w konfrontacji z oceną wartości mistrzostwa przez Arystotelesa. I tu bowiem istotna jest intencja i konieczne zachowanie podmiotowości. Ponad 2300 lat temu Stagiryta krytykował w Polityce popisujących się zawodowo mistrzów muzyki, ponieważ „doświadczenie pokazuje, że stają się rzemieślnikami, gdyż cel, jaki sobie wytknęli, jest marny. Pospolity bowiem słuchacz zwykle ujemnie oddziałuje na muzykę przez to, że artystów, którzy się w grze względem na niego kierują, wedle siebie urabia duchowo i niszczy fizycznie przez pobudzenie do nadmiernych wysiłków”.

Gdyby jednak spojrzeć na robienie kariery przychylnym okiem i np. wskazać na wzrost sprawczości człowieka znajdującego się na wyższym poziomie decyzyjnym w strukturze zawodowej lub publicznej, a w związku z tym mogącego skuteczniej urzeczywistniać wybrane dobro, to karierowicz musi się niejako „nawrócić”, tzn. zawrócić z drogi kariery.

Po pierwsze, musi sobie zdać sprawę z marności własnego człowieczeństwa, mimo sukcesu zawodowego lub finansowego. Po drugie, musi zadośćuczynić złu, które wyrządził podczas eliminowania konkurentów i bezwzględnej walki „o swoje”. A tak się czasem dzieje z tymi, którzy zrobili karierę: stają się filantropami, służą potrzebującym swoim majątkiem i koneksjami, rezygnują z „życia na świeczniku”.

Cały artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Uczestnictwo według Karola Wojtyły. Kariera czy służenie sobą?” znajduje się na s. 7 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Uczestnictwo według Karola Wojtyły. Kariera czy służenie sobą?” na s. 7 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chaos w naszych chrześcijańskich głowach. Jedyny i prawdziwy Kościół Jezusa (9)/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Zajmijmy się w tym tekście naszym, katolickim Kościołem. Kościołem przeżywającym najgłębszy od czasu renesansowej rozpusty kryzys. I wymieńmy główne przyczyny takiego stanu rzeczy.

Co to takiego Kościół Jezusa? Nie jest nim na pewno cały Kościół katolicki. Może pół, może trochę więcej. Ale jest w nim też część każdego z Kościołów protestanckich (choćby sam Luter smażył się w piekle). Na pewno duża część Kościoła prawosławnego i Kościołów pierwotnych. Tak przypuszczam, bo jedyną pewność co do składu i liczebności Kościoła ma tylko jego założyciel, Jezus Chrystus.

To, co prawdziwie podzieliło Kościół ustanowiony podczas pamiętnej Wieczerzy to sprawy doczesne – ambicje, władza i pieniądze – obudowane później rozmaitymi dogmatami ugruntowującymi wpływy. Na dobrą sprawę to prawosławni są prawi, a my trochę lewi. Dlatego nie zżymajmy się na protestujących przeciwko upadłemu i zepsutemu do cna Watykanowi protestantów. Bez ich protestu Kościół katolicki nie mógłby się oczyścić. Bez reformacji nie byłoby przecież kontrreformacji.

Nie dajmy się pochłonąć zażartym sporom liturgicznym i doktrynalnym dla udowodnienia, kto jest lepszym, prawdziwszym i jedynym chrześcijaninem. Nasz Pasterz, Jezus Chrystus, na pewno zna swoje owce.

Tyle tytułem wstępu. I lepszego zrozumienia tego, co nastąpi.

Powiedzmy zatem, kto w Kościele Jezusa się nie mieści. Nie mieści się każdy, kto pomimo chrztu trwale odrzuca Boże Przykazania i nie głosi Ewangelii. Bez znaczenia tu jest ranga i dostojeństwo. To, czy jest chrześcijaninem świeckim, czy też świecznikowym purpuratem.

Inne Kościoły chrześcijańskie niech same sobie radzą. Zajmijmy się w tym tekście naszym, katolickim Kościołem. Kościołem przeżywającym najgłębszy od czasu renesansowej rozpusty kryzys. I wymieńmy główne przyczyny takiego stanu rzeczy.

Po pierwsze, celibat. W połączeniu z wyświęcaniem na księży homoseksualistów to główna przyczyna obecnego upadku. Dlaczego łączę te zjawiska? Bo fizycznie się łączą. Bo w każdej strukturze zamkniętej na obecność drugiej płci takie patologiczne zjawiska się szerzą. Ale jest też przyczyna główna – po faryzejsku uznano w naszym Kościele, że skłonność do grzechu nie jest tożsama z grzechem.

No dobrze, a człowieka o skłonnościach pedofilskich zatrudnilibyście w przedszkolu? Nawet z aktualnym zaświadczeniem z konfesjonału nie zatrudniłbym takiego. Przed II wojną ujawnienie kontaktu seksualnego nauczyciela z uczennicą skutkowało wykluczeniem z zawodu. A my teraz tak fałszywie współczujemy każdej ludzkiej słabości. Zwłaszcza własnej.

Dużo mądrzej do problemu celibatu podszedł Kościół prawosławny. Wielu chce służyć Bogu, ale u niektórych powołanie jest mocniejsze, a u innych słabsze. Dlatego w KP po ukończeniu seminarium kleryk dostaje rok na poszukanie sobie żony. Jeżeli jego powołanie nie jest najmocniejsze, może się ożenić i zostać popem. Zwykłym księdzem, pomocnikiem biskupa. Bo pamiętajmy o jednym: pop czy proboszcz są tylko pomocnikami biskupa. To biskup powinien mieć pełne powołanie i poświęcenie w służbie Bogu. Dlatego jak najszybciej powinniśmy zrezygnować z archaicznego celibatu, który przecież nie jest żadnym dogmatem. Wprowadzony został dla utrwalenia potęgi KK i spełnił swoją ziemską rolę. Ale teraz może doprowadzić do jego upadku. Zwłaszcza że grzech sodomii jest jednym z grzechów wołających o pomstę do nieba.

Wiem, wielu tradycyjnych katolików (zwłaszcza świeckich) uważa obronę celibatu za równoznaczną z obroną Częstochowy. I pewnie oburzy się na moje słowa. Jednak doktrynerstwo nie poparte żadną prawdą Bożą nie uzdrowi naszego Kościoła.

Po drugie, nauka religii w szkołach. Wejście księży/katechetów do zdemoralizowanej przez komunizm szkoły zaowocowało utratą moralnego autorytetu Kościoła wśród młodzieży.

Sacrum zostało zbrukane przez profanum. O tym, jakie to niesie zagrożenia, pisałem przed 30 laty (Dziury w mózgu), gdy proces dopiero się rozpoczynał. Zamiast tworzyć swoje katolickie szkoły, KK chciał już tylko obrastać tłuszczem i kasować szmal! W ten sposób ksiądz katecheta stał się tylko jednym z niemających żadnego autorytetu nauczycieli. I nasza młodzież została stracona. Miejmy nadzieję, że chwilowo.

Po trzecie, wieczny sojusz ołtarza z tronem, jaki został odtrąbiony w roku 1989. Oczy przecierałem, nie dowierzając. Ksiądz, były działacz PZPR i ubek w każdej najgłupszej uroczystości gminnej! W III RP znowu najważniejsi. I poniewczasie zdziwienie, że stara bolszewia ograła Kościół. I teraz, już jako nowoczesna i w sześciu kolorach tęczy, może z niego dowolnie szydzić.

Po czwarte i najważniejsze, upadek wiary wśród duchowieństwa. Z niego przecież wynikają wszelkie inne grzechy, których nie zastąpią postęp, dobroczynność i ekologia.

Pisałem już o tym i powtórzę: co najmniej połowa księży nie wierzy w Boga, jaki się nam objawił w osobie Jezusa. Nie wierzy w cuda i każdy z nich próbuje wyjaśniać je za pomocą wiedzy psychologicznej, fizycznej lub matematycznej.

To był właśnie dla mnie największy szok, gdy doznawałem nawrócenia i pomocy Bożej. I to, że ci niewierzący w Boga i istnienie piekła i szatana, zajmują tak eksponowane stanowiska. Dlatego pierwsze moje pytanie w stosunku do poznawanego księdza brzmi: czy ksiądz jest wierzący? Nie oceniam, tylko pytam.

Jaki Kościół mogą tworzyć kapłani, którzy są homoseksualistami/pedofilami lub masonami? Wierzą jedynie w ziemski szmal, a naszą wiarę uznają jedynie za symboliczną? Na pewno nie jest to Kościół Jezusowy. I ten ich „kościół” na pewno nie pomoże w obronie i odrodzeniu się naszej wiary, naszej cywilizacji i naszej ojczyzny. Za każdego księdza, zwłaszcza tego, który błądzi, powinniśmy się modlić. Ale módlmy się także o odwagę dla księży wierzących, żeby oczyścili wreszcie struktury KK z obrzydliwości i zgorszenia. Czysty Kościół jest nam, katolikom, bardzo teraz potrzebny.

Jan Azja Kowalski

Bogusław Sonik: Doświadczenie ostatnich wyborów pokazuje, że obywatele nie chcą rewolucji ideologicznej

autor: Jarosław Roland Kruk / Wikipedia, licencja: CC-BY-SA-3.0

Bogusław Sonik mówił w popołudniowej audycji Radia Wnet m.in. o sytuacji w USA, kondycji polskiej sceny politycznej oraz rewolucji ideologicznej.

Bogusław Sonik odniósł się do sytuacji na polskiej scenie politycznej. Według niego dyskurs opiera się głównie na emocjach.

Polska polityka jest rozemocjonowana od wielu lat, tam nie zostało żadne pole aby inaczej uprawiać tę politykę – są to zarówno ataki władzy na opozycję i odpowiedź, która pada i jest często odpowiedzią emocjonalną.

Eurodeputowany ubolewał nad naruszeniem tzw. kompromisu aborcyjnego przez Trybunał Konstytucyjny. Przestrzegał, że może ono w niedalekiej przyszłości doprowadzić do daleko idącej liberalizacji przepisów dotyczących przerywania ciąży. Przyczynić się do tego może młode pokolenie wyborcze.

Młode pokolenie do tej pory nie przejawiało specjalnego zainteresowania polityką, sprawami społecznymi (…), wygląda na to że to się zmieni – prognozował polityk.

Obserwując sytuację na jesieni i początku zimy kiedy mimo pandemii wyszło tysiące młodych ludzi protestując przeciwko temu orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego widać, że nadchodzi czas pewnych zmian na scenie politycznej – wskazywał.

Gość „Popołudnia WNET” deklaruje, że będzie dążyć, by Platforma Obywatelska pozostała partią potrafiącą godzić rozmaite nurty ideowe, i nie dojdzie w niej do radykalnego zwrotu na lewo.

PO jest (…) partią centroprawicową, jest partią wielonurtową – gromadzi zwolenników gospodarki rynkowej, tych którzy chcą silnej polityki europejskiej i współpracy z instytucjami europejskimi.

Jak zaznaczył debata na temat kształtu Platformy jest wynikim naturalnego procesu.

Przez 20 lat wiele się zmieniło i zmienia na całym świecie, jest normalne że rozpoczyna się wewnątrzpartyjną debatę na temat wypracowania na nowo spojrzenia na to w jakim kierunku ma iść Platforma.

W ocenie europosła polskie społeczeństwo sceptycznie podchodzi do radykalizmów politycznych.

Doświadczenie ostatnich wyborów, klęska kandydata Lewicy pokazują, że obywatele nie chcą rewolucji ideologicznej. Tego typu próby będą prędzej czy później skazywały zwolenników rewolucyjno-ideologicznego działania na margines polityczny.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego komentuje również przeciągający się proces wyboru nowego Rzecznika Praw Obywatelskich. Przewiduje, że Prawo i Sprawiedliwość będzie chciało zmarginalizować ten urząd.

PiS sprawia wrażenie, że najchętniej by zmarginalizowało funkcję RPO – przecież przez tyle miesięcy nikogo nie zgłaszało (…), tutaj się toczy jakaś gra która nie wskazuje na chęć szybkiego wybrania rzecznika – ocenił.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

A.N.

Montaż nowego krzyża na mogile żołnierzy majora Wiktora Matczyńskiego przez młodzież polską i ukraińską

Kolejne spotkanie młodzieży polskiej i ukraińskiej w ramach polsko-ukraińskiego pojednania, na mocy podpisanego we wrześniu porozumienia między przedstawicielami rówieńskiego Płasta i harcerzy.

Fot. S. Porowczuk

W słoneczny jesienny dzień 26 listopada na terenie fortu w Tarakanowie na Wołyniu, w Dubnie koło Równego, przedstawiciele harcerskiego hufca „Wołyń” ze Zdołbunowa z jego szefem Aleksandrem Radicą oraz Płastuńskiego Ośrodka nr 33 im. Samczuka w Równem, z ich duchowym opiekunem o. Witalijem Porowczukiem, wzięli udział w montażu nowego krzyża na mogile żołnierzy mjra Wiktora Matczyńskiego, którzy polegli w walce z konnicą Budionnego w czasie obrony przed bolszewikami fortu Zahorce w dniach 7–21 lipca 1920 roku.

Na krzyżu zainstalowano tabliczkę w językach polskim i ukraińskim: „Żołnierzom WP poległym w lipcu 1920 r., Солдатам ВП загиблим у липні 1920 р”. Historyk o. Witalij Porowczuk poprowadził modlitwę w intencji bohaterów Polski oraz Ukrainy, którzy oddali życie z miłości do ojczyzny. Na krzyżu zawiązano również czerwono-białą wstążkę.

To już kolejne spotkanie młodzieży polskiej i ukraińskiej, będące elementem polsko-ukraińskiego pojednania i zjednoczenia naszych braterskich narodów. Akcja miała miejsce w ramach podpisanego we wrześniu porozumienia między przedstawicielami rówieńskiego Płasta i harcerzy.

Informacja Siergieja Porowczuka pt. „Montaż nowego krzyża na mogile mjra Witolda Matczyńskiego” znajduje się na s. 20 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Informacja Siergieja Porowczuka pt. „Montaż nowego krzyża na mogile mjra Witolda Matczyńskiego” na s. 20 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Aby się porozumieć, potrzeba rozmowy. Obserwując ulice polskich miast, trudno niestety dostrzec wolę porozumienia

Przerażające jest to, że wolności kobiet i prawie do aborcji wrzeszczały nastolatki – reprezentantki pokolenia dopiero wkraczającego w dorosłe życie – wychowane na Youtubie, Netfliksie, Facebooku itd.

Małgorzata Szewczyk

To, co wydawało się niemożliwe w Polsce – kraju katolickim, w którym kościoły, może już dziś niepełne, ale i nie puste, gdzie krzyże wciąż stawia się w miejscu, gdzie wydarzył się jakiś wypadek, gdzie w szkołach nadal jednym z przedmiotów jest religia, i gdzie wciąż pamięta się o św. Janie Pawle II – po prostu się stało.

Kiedy piszę te słowa, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej wciąż trwają barbarzyńskie ataki na świątynie, pomniki papieża Polaka i symbole pamięci i kultury, wulgaryzmy, wyzwiska i znieważanie księży, policjantów i obrońców obiektów sakralnych. W Poznaniu niestety też. A już „szczytem” poznańskiej wrażliwości i solidarności był listopadowy przejazd kolumny samochodów, oznajmiających swoją obecność za pomocą klaksonów, świateł i z obowiązkowym emblematem błyskawicy – symbolu niezadowolonych – z parkingu przed galerią na Franowie przy… szpitalu przy ul. Szwajcarskiej, wypełnionym pacjentami chorymi na covid-19. (Nie wiem, czy wśród walczących o życie chorych choć jeden był zainteresowany tym, co myśli o aborcji i władzy „oświecona” część mieszkańców stolicy Wielkopolski).

Aby móc się porozumieć lub osiągnąć jakiś kompromis, potrzebna jest rozmowa poparta argumentami. Obserwując ulice, zwłaszcza większych polskich miast, trudno niestety dostrzec wolę rozmowy. Protestującym, z reguły młodym ludziom, nie chodzi o dialog, ale o zaistnienie, wykrzyczenie swojego niezadowolenia i pragnienie zmiany władzy. Przerażające jest to, że o wolności kobiet i prawie do aborcji wrzeszczały 17–20-letnie dziewczyny. To reprezentantki pokolenia, które dopiero wkracza w dorosłe życie, wychowane na Youtubie, Netfliksie, Facebooku i Instagramie. Wystarczy wejść raz na jeden z portali społecznościowych, by się przekonać, że nie ma tam żadnego tabu. Wszystkie sprawy są na sprzedaż, skoro można na nich zarobić. To pokolenie, dla którego autorytetem są celebrytki, aktorki bez dyplomu szkół aktorskich, artystki i artyści znani z jednej piosenki czy występu.

To pokolenie przywykłe do otrzymywania wszystkiego, co chce, i to natychmiast. Dlaczego więc miałoby mieć jakiekolwiek ograniczenia? „Kobieta ma mieć wybór”, i tyle.

W jakimkolwiek dyskursie ze zwolennikami aborcji trudno znaleźć wspólną płaszczyznę, ponieważ różnice wynikają już z samej nomenklatury. Dla tej grupy osób dziecko w łonie matki to „płód, zlepek komórek”, a więc coś bezkształtnego, z czym można zrobić, co się chce. Kościół uczy, że człowiek jest człowiekiem od samego poczęcia.

Niespójność w głoszeniu proaborcyjnych „prawd” można zauważyć zwłaszcza wśród celebrytek, utożsamiających się hasłami związanymi z prawami kobiet. Wiele z nich dzieliło się w mediach przykrym doświadczeniem poronienia. Z tych rozlicznych wspomnień wybrzmiewał nieudawany ból po stracie dziecka. Kiedy jednak któraś z nich przyznawała się do dokonania aborcji, sięgała po argumentację wolnego wyboru kobiety, która z płodem może zrobić, co chce.

Niezależnie od tego, jak bardzo zwolennicy aborcji będą przekonywać, że to dobre rozwiązanie, aborcja pozostanie morderstwem. I decyzji o jej dokonaniu nie można sprowadzić do wolnej woli człowieka, bo jest to po prostu przestępstwo.

I na koniec jeszcze jeden obraz. Znany performer internetowy i dziennikarz Mikołaj „Jaok” Janusz opublikował na Twitterze film, na którym kobiety, niektóre z dziećmi w wózkach, chętnie podpisują fikcyjną petycję w sprawie ochrony skrzeku żab, a odmawiają – w sprawie ochrony życia od chwili poczęcia.

Wobec takiego stanu rzeczy trudno będzie zakończyć uliczne spory. Chyba że zmieni się władza… Na tę „właściwą”.

Cały artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Skrzek żab kontra dziecko” znajduje się na s. 2 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 

  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Skrzek żab kontra dziecko” na s. 2 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich/ Sławomir Matusz, „Śląski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Jeden sobie zażyczy kurczaka, drugi kaczkę, trzeci królika, czwarty kawałek wieprzowiny, a lewica zażyczy sobie… No właśnie. Czego sobie niedługo zażyczy? Skoro to nie człowiek, więc też można.

Sławomir Matusz

Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich

Jeżeli, jak twierdzi lewica, płód ludzki to nie człowiek, to stąd niedaleko do kanibalizmu.

Skoro to nie człowiek, to można uznać, że rodzaj produktu mięsnego, jak wątróbka i inne podroby zwierzęce i może stać się w niektórych kręgach przysmakiem. Bo to przecież nie ludzie – a kury, kaczki, świnie i baraninę jemy.

Sama już myśl napawa obrzydzeniem, ale radykalne działaczki chcą aborcji na życzenie, bez względu na okres ciąży. Jeden sobie zażyczy kurczaka, drugi kaczkę, trzeci królika, czwarty kawałek wieprzowiny, a lewica zażyczy sobie… No właśnie. Czego sobie niedługo zażyczy? Skoro to nie człowiek, więc też można. Czym w takim razie jest ludzki płód, skoro nie człowiekiem? Rzeczą czy towarem?

Jako że część lewicy wzywa do obrony praw zwierząt i całkowitego wyrzeczenia się mięsa, przytoczę słowa Ambrozjusza Teodozjusza Makrobiusza, piszącego po łacinie na przełomie IV i V wieku filozofa i pisarza, który takim cytatem skomentował rzeź niewiniątek na okrutny rozkaz Heroda, prekursora Marksa, Lenina, Stalina i Hitlera:

„Dowiedziawszy się, że pośród małych dzieci, które kazał w Syrii zamordować Herod, znalazł się też synek Heroda, robiąc aluzję do żydowskiego zwyczaju powstrzymywania się od wieprzowiny, powiedział August: Lepiej być wieprzem Heroda niż jego synem”.

Parafrazując: lepiej być wieprzem niż ludzkim płodem. Jeżeli się na takie postulaty zgodzimy, niedługo trzeba będzie z Polski z dziećmi uciekać.

Antykoncepcja ma być ogólnie dostępna, tak jak aborcja. Czyli aborcja ma być formą antykoncepcji. Dla najbardziej radykalnych działaczek nieważne, czy to ósmy, dwunasty tydzień ciąży, czy miesiąc przed porodem. One chcą prawa do aborcji w każdym czasie. Lewicy wolność pomyliła się z wolnością seksualną i z prawem do zabijania słabszych i bezbronnych. Znaczenia słów się zmieniają, możemy je rozszerzać, nadać nowe. W ten sposób można uznać, że poród to też aborcja, tyle że naturalna, a więc zabić można miesiąc przed terminem porodu albo tuż po porodzie – bo to przecież jeszcze nie człowiek. Nie chodzi, nie mówi i nie myśli tak, jak my.

A skoro o antykoncepcji mowa, to znam kobietę, która się od niej uzależniła i uzależniła się od seksu. Kiedy była nastolatką, matka zaczęła jej podawać profilaktycznie tabletki antykoncepcyjne. Dziewczyna przeczytała ulotkę i dowiedziała się, po co są te tabletki, że nie musi martwić się ciążą. Może iść z kim chce i kiedy chce. Wolność pomyliła z wolnością seksualną. Skutek był taki, że już jako dorosła kobieta nie potrafiła się związać z nikim na dłużej. Po dwóch, trzech miesiącach partner jej się nudził i szukała zmiany. Ale w końcu zakochała się, wyszła za mąż, a nawet zaszła w ciążę. Jednak małżeństwo po pół roku się rozpadło. Mąż pojechał za granicę na dwa tygodnie do pracy. A po powrocie znalazł w aparacie jej zdjęcia z nieletnim kochankiem. Natychmiast się spakował i wyjechał. Nigdy się więcej nie widzieli. Przysłał jej tylko pozew rozwodowy. Kobieta korzystała w pełni z wolności seksualnej, jaką daje tabletka antykoncepcyjna, a miłość pomyliła z miłością własną, a właściwie okropnym egoizmem, sprowadzonym do ulegania zachciankom, przez co została na resztę życia sama. Nie wiem, czy jeszcze żyje.

Bo miłość to czułość, troska, tęsknota. Miłość oswaja nas z ciałem drugiego człowieka, uczy szacunku.

Miłość po owocach poznacie, a nie po tym, jaki jest seks. A zatem owocujcie, drogie panie.

‘Miłość’ to słowo obce, nieznane w zdeprawowanych polskich sądach, w których na wielką skalę niszczy się rodziny i małżeństwa. ‘Prawda’ to również słowo nieznane, a wyroki ustala się nie w sądzie, a przy grillu. O wyrokach decydują sympatie polityczne podsądnych, a nie dowody, które i tak można pod czujnym okiem sądu sfałszować. Jak ktoś ma niesłuszne poglądy, to walczy z kastą. Jeżeli mowa jest o aborcji, to nikt nie pyta o to mężczyzn, ojców poczętych dzieci. Ojciec jest przegrany w sądzie z reguły. Mężczyźni przegrywają 97% spraw w sądach o opiekę nad dziećmi. Mimo konstytucyjnej ochrony rodziny i małżeństwa są one (rodziny i małżeństwa) dręczone i męczone w taki sposób, by je ostatecznie zniszczyć. W sądach nie ma prawdy, bo przeciw prawdzie tworzy się fałszywe dowody przy pomocy specjalistów sądowych od tworzenia fałszywych dowodów, na zlecenie sądów. Na przykład Okręgowy Zespół Specjalistów Sądowych (inaczej Okręgowy Zespół SS) w Sosnowcu w wydanej opinii stwierdził w jednej ze spraw przemoc domową, mimo że wszyscy świadkowie w sprawie stwierdzili, że nie widzieli nigdy śladów przemocy ani nie słyszeli o kłótniach w rodzinie. Podsądny części testów nie zrobił, bo spóźnił się na badania i nie był w stanie ich wykonać, a wszystkie wykonane testy sfotografował (czego robić nie wolno!), a biegłe napisały, że podsądnego uważnie obserwowały w czasie badań. Oznacza to, że biegłe nie wiedziały, co robi badany i skłamały w wydanej opinii. Sprawą tą zajmuje się już minister sprawiedliwości i Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego.

Jeżeli w tak ważnych dla obywateli sprawach, a tak drobnych dla Państwa, państwowe instytucje oszukują, to jak wierzyć im w sprawach tak ważnych, jak katastrofa w Smoleńsku?

Dla sądu wykonywanie obowiązków małżeńskich, opisanych w Kodeksie rodzinnym, jest nękaniem.

Dowody normalnego życia rodziny, jak zdjęcia i rodzinne filmy, nie są żadnymi dowodami. Na siłę szuka się patologii tam, gdzie jej nie ma, i fałszuje dokumenty i dowody. Bo małżeństwo i rodzina w sądach w Polsce (dalej niepolskich sądach) są z założenia źródłem wszelkiego zła, są penalizowane przez takich sędziów jak: SSA Roman Sugier, SSA Joanna Naczyńska, SSO Jacek Włodarczyk, SSO Jolanta Sasiak z Sądu Okręgowego i Apelacyjnego w Katowicach, czy SSR Beata Chmielnicka z SR w Sosnowcu. To też rodzaj prekanibalizmu, bo w sądach brutalnie niszczy rodziny, małżeństwa i godność ludzką. Podsądny dla sędziów jest tylko mięsem, a Konstytucja, obowiązujące prawo, wyroki wydawane w imieniu Rzeczypospolitej – tylko opakowaniem dla tego mięsa.

Dlaczego Polska dla Jasia? Jasiu w listopadzie skończył 22 lata. Urodził się z porażeniem mózgowym czterokończynowym i wymaga całodobowej opieki. Matka urodziła i nie oddała dziecka, podejmując się nad nim opieki. Jasiu chciał przyjść na świat i matka go przyjęła z miłością i troską. Jasiu jest nie tylko wspaniałym dzieckiem, pełnym radości i uśmiechu, ale też wspaniałym kompanem w wędrówkach. Jest tym Jasiem z wiersza. Bo Jasiu jest przyjazny dla każdego i Polska powinna być przyjazna dla niego i podobnych jemu dzieci. Wolna od eutanazji i kanibali wszelkiej maści. Wolna od Heroda! Pełna miłości i jej owoców. A zatem pchajmy dalej wózek razem. Jasiu, prowadź, Królu Mój! Matko, Królowo…

Opłatek

łamiemy się opłatkiem
tu jest serce Pana Jezusa
Iwonki
Jasia i moje mówi mi
jakiś wewnętrzny głos

zdejmuję okruszek
z kącików ust Iwonki
by nie upadł na ziemię

Jasiu w moim sercu

żegluje
prawdziwy Jonasz
z niego

a Jonasz
to po hebrajsku
gołąb

kiedy sztorm ucichnie
delikatnie położę go na łonie
Iwonie

Wiersz dla Jasia
(i dla Iwony)

liczymy z Jasiem
jeden spacer to około
pięciu kilometrów
przez sześć lat byliśmy
na tysiącu spacerach
tysiąc cudownych dni
w słońcu deszczu śniegu
mrozie pchałem wózek
z Jasiem tam gdzie on
pokazywał (porażenie
mózgowe astma śliczny
uśmiech uwielbia czytać atlasy)
liczymy w sumie to pięć
tysięcy kilometrów kawał
drogi przebyliśmy Jasiu|
zastanawia się gdzie doszliśmy
pokazuje palcem na mapie
Karaczi w Pakistanie a potem
Amritsar w Zachodnich Indiach
u bram miasta witają nas przyjaźni
Sikhowie kierujemy się
do Złotej Świątyni pokłonić się
Bogu idziemy obmyć stopy
w Jeziorze Nieśmiertelności

Matko
dla Natalii Przybysz

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
przecież miejsca w domu
wystarczyłoby dla pięciorga

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
mogłaś nas zabić mnie zabić by
zrobić miejsce dla nienarodzonego

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
przecież Chrystus umarł już za niego
a teraz wcielił się i umarł z woli Piłata

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
przecież wszyscy poszlibyśmy
na śmierć dla niej dlaczego
rzuciłaś ciało naszej siostry brata

do chlewa do korytka na pożarcie
świniom idź teraz prosić na klęczkach
świnie by je oddały gdybym była trzecia
moje ciało też byś im rzuciła

matko dlaczego rzuciłaś kości naszej
siostry brata psom na pożarcie idź
teraz na klęczkach prosić psy by oddały
kości jeszcze nieogryzione nienarodzone

matko dlaczego nie płaczą teraz
z nami nasz brat nasza siostra a płaczą
i wyją psy i świnie którym rzuciłaś
ich ciało i kości matko dlaczego

ty nie płaczesz – rzuciłaś
ciałem naszej siostry brata o ścianę
a potem nastąpiła cisza taki spokój
dlaczego ściany płaczą a ty nie płaczesz

śpiewasz matko
masz usta we krwi
spuchnięty czarny od krwi
mikrofon zamiast języka

Cały Artykuł Sławomira Matusza pt. „Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich” znajduje się na s. 1 i 2 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Matusza pt. „Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich” na s. 1 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Sobczyk: O. Maciej Zięba był apostołem obrzeży, przyciągał do Kościoła rozmową i pokazywaniem dobra

Fizyk i działacz opozycji z okresu PRL opowiada o swojej wieloletniej przyjaźni ze zmarłym 31 grudnia dominikaninem. Wspomina jego zaangażowanie społeczno-polityczne i drogę duchową.

 

Profesor Jan Sobczyk wspomina zmarłego 31 grudnia o. Macieja Ziębę OP. Obaj poznali się jeszcze w latach 60. i stopniowo zaprzyjaźnili:

Maciej nigdy nie miał kompleksów wobec nauki, w rozmowie z ludźmi z kręgów akademickich wykazywał się odwagą i otwartością.

Fizyk wskazuje, że działalność opozycyjna przyszłego dominikanina wywarła silny wpływ na jego podejście do spraw społecznych i politycznych. O. Zięba był również w latach młodości aktywnym członkiem Klubu Inteligencji Katolickiej.

Miał on niezwykłą łatwość nawiązywania przyjaźni, był wielowymiarowym człowiekiem o licznych zainteresowaniach.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego opowiada o zaangażowaniu o. Zięby w Sierpień’80 na Dolnym Śląsku. Polegało ono w dużej mierze na pisaniu artykułów do prasy podziemnej. Uczestnictwo w działaniach opozycji skończyło się w momencie wstąpienia do zakonu w w roku 1981.

Wiarę katolicką wyniósł z domu, dzięki mamie, która była wspaniałą osobą. W pewnym momencie zaczął codziennie uczestniczyć w Mszy świętej.

Wiary duchownego nie osłabiła nawet coraz bardziej dokuczliwa w ostatnich latach choroba. Zawsze znajdował czas na rozmowy z ludźmi na tematy duchowe.

Ostatnie 1,5 roku było drogą krzyżową. Chemioterapię i operacje znosił raz lepiej, raz gorzej. Dodatkowo, to co się ostatnio działo wokół osoby św. Jana Pawła II, było dla niego bardzo bolesne.

O. Zięba ubolewał nad tym, że Polacy wspominają głównie zewnętrzne gesty papieża-Polaka, zbyt rzadko przy tym sięgając do jego nauczania.

Był zdania, że młodzi sami sobie wyrządzają szkodę odcinając się od św. Jana Pawła II.

W swojej działalności kapłańskiej o. Ziębie przyświecała metoda „apostolstwa na obrzeżach”, przyciągał do Kościoła rozmową i pokazywaniem dobra.

Dążył do symbiozy między kulturą a wartościami chrześcijańskimi.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Kard. prymas Stefan Wyszyński i kard. prymas József Mindszenty wobec reżimu komunistycznego. Porównanie postaci i postaw

Bez wątpienia przydatne w analizowaniu postaw dwóch wielkich ludzi Kościoła, kardynałów Mindszenty`ego i Wyszyńskiego, jest spotkanie się narodów Starego Kontynentu z totalitaryzmami.

Piotr Sutowicz

Porównywanie dwóch postaci, dwóch różnych osobowości funkcjonujących w nieco odmiennych okolicznościach politycznych i historycznych, jest zabiegiem dość ryzykownym, aczkolwiek stosowanym przez historiografię od czasów Plutarcha i jego Żywotów równoległych.

Misją obu tytułowych postaci było przede wszystkim głoszenie Ewangelii, lecz to właśnie zderzenie z określonymi zjawiskami historycznymi determinowało tę posługę. Trzeba jednak zaznaczyć, że nawet biorąc pod uwagę ten wskazany czynnik, przy porównaniu działalności osób wchodzimy na teren niebezpieczny.

Narażamy się na ryzyko niesprawiedliwych ocen. Wydaje się, że te ostatnie głębiej dotykają naszego węgierskiego bohatera niż prymasa Wyszyńskiego, którego nie tylko historia oceniła pozytywnie, ale już za życia jego działalność i opór wobec komunizmu spotkały się z masowym uznaniem i akceptacją. Czy to oznacza, że prymas Mindszenty jest postacią kontrowersyjną? Otóż nie.

Tak twierdzą jedynie ci, którzy próbują jego opór wobec komunizmu z różnych powodów deprecjonować.

Józef Mindszenty, a właściwie Józef Pehm (tę kwestię wyjaśnię poniżej), przyszedł na świat w roku 1892, a więc niemal dziesięć lat przed Stefanem Wyszyńskim. Kiedy wybuchła I wojna światowa, był już pod koniec drogi seminaryjnej, na kapłana został wyświęcony w roku 1915. Pierwsze zetknięcie z komunizmem w węgierskim wydaniu przeżył w roku 1919, kiedy to został uwięziony i mimo kilkakrotnie podejmowanych prób ucieczki ostatecznie został uwolniony wraz z upadkiem Węgierskiej Republiki Rad w początkach sierpnia 1919 r. Warto w tym miejscu przypomnieć kilka faktów z historii Węgier tamtego czasu, która wpłynęła na historię narodu węgierskiego co najmniej do dzisiaj. Nic też nie wskazuje, by skutki tamtych wydarzeń dały się odwrócić w najbliższym czasie.

O ile dla nas, Polaków, przy naszym narodowym wysiłku i wykorzystaniu splotu okoliczności, I wojna światowa zaskutkowała niepodległością, o tyle dla Węgrów jej koniec oznaczał coś przeciwnego. Klęska państw centralnych, odwrotnie jak w przypadku Polski, była klęską Węgier. Symbolem tejże do dziś dnia jest słowo „Trianon”, normalnie nazwa pałacu w Wersalu, gdzie 4 czerwca 1920 r. podpisano traktat pokojowy między Węgrami a ententą. Jego data i miejsce stało się punktem odniesienia dla narodu i jego elit politycznych, chcących odwrócić katastrofalny powojenny ład. W momencie podpisywania traktatu wiele już zdążyło się wydarzyć na terytorium Korony św. Stefana.

Węgrzy przeżyli przepoczwarzenie się w republikę, a ta szybko przedzierzgnęła się w krótkotrwałe państwo komunistyczne, którego ofiarą padł młody ksiądz Pehm-Mindszenty.

Po upadku Węgierskiej Republiki Rad krajowi przywrócono formę quasi-monarchiczną z akceptowalnym przez ententę przywódcą, którym został admirał Miklós Horthy. Wynikiem klęski wojennej, rewolucji, okupacji rumuńskiej i ekspansji Czechosłowackiej były Węgry okrojone do 1/3 dotychczasowego terytorium. Dla patriotów był to niewątpliwie bolesny cios, a dla wszystkich członków narodu – trauma trwająca, jak już wspomniałem, do dziś dnia. Ksiądz Mindszenty musiał mocno przeżyć ten okres. Szczególne musiało być dla niego krótkotrwałe doświadczenie reżimu komunistycznego, które niestety miało powrócić ze znacznie zwiększona siłą. Odrodzonej Polski również nie ominęło doświadczenie zmagań z komunizmem.

W czasie, kiedy młody Stefan Wyszyński uczył się i przygotowywał do kapłaństwa, krajowi udało się odepchnąć najazd bolszewicki. Węgrzy, którzy w tym czasie stabilizowali swe nowe państwo, byli jedynym sąsiednim narodem, który podjął próby pomocy Polakom w tych zmaganiach.

Obaj kapłani w dwudziestoleciu międzywojennym zdawali sobie sprawę z tego, jak wielkie zagrożenie płynie ze strony totalitaryzmu bolszewickiego, obaj starali się zgłębić zasady doktryny komunistycznej i szukali rozwiązań, by zapobiec zagrożeniu. To na pewno obie postaci łączy. Oczywiście są również różnice. Ksiądz Mindszenty był i jest do dziś identyfikowany raczej jako monarchiczny, czy szerzej: konserwatywny przeciwnik komunizmu. Stefanowi Wyszyńskiemu takich zarzutów raczej się nie stawia. Być może podobna identyfikacja obu postaci nie jest pozbawiona słuszności, jednak musimy pamiętać o owych kalkach narodowych obu naszych bohaterów. Monarchia Węgierska w dwudziestoleciu międzywojennym, która bardziej powinna być rozpoznawana jako konserwatywna dyktatura niż królestwo nieposiadające przecież trwale monarchy, mimo wszystko była czymś innym niż republika w Polsce.

Kościół węgierski pozostawał instytucją silnie identyfikowaną z państwem i jego, mimo wszystko, monarchicznymi odwołaniami pojęciowymi. W Polsce nasze doświadczenia z historią ustawiały Kościół na nieco innej pozycji. Poza tym, społeczeństwo węgierskie nie było i nie jest jednolite religijnie. Co prawda, w interesującym nas tu okresie katolicy stanowili większość Węgrów, ale drugim liczącym się wyznaniem był i pozostaje kalwinizm, który wyznaje około 20 proc. ludności. Traktat z Trianon uprościł strukturę religijną Węgrów, odcinając od kraju większość wyznawców prawosławia. Z II Rzeczpospolitą wyglądało to nieco inaczej, przy czym identyfikacja narodowościowa Polak-katolik była dość mocna, co nie zawsze miało tylko dobre strony.

Dwudziestolecie międzywojenne obu naszym bohaterom upłynęło pod znakiem pracy duszpasterskiej, edukacyjnej i społecznej. W obu wypadkach realne zagrożenie bolszewickie wpływało na kształt i charakter posługi. Losy obu państw potoczyły się odmiennymi drogami i mimo sympatii, jakimi się darzyły, znalazły się w przeciwnych obozach politycznych. Tym bardziej warto pokazać, że zarówno Wyszyński, jak i Mindszenty wobec prądów antyreligijnych zajęli podobną postawę. (…)

Mianowany 4 marca 1944 r. biskupem Veszprém ks. Pehm, mający pochodzenie, które możemy określić mianem niemieckiego, a będący węgierskim monarchistą i patriotą, zmienił nazwisko na Mindszenty. Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wystąpienia i aktywność, możemy powiedzieć, że jest to kwestia zasadniczego wyboru.

Jego objęcie biskupstwa zbiegło się w czasie z początkiem na Węgrzech niemieckiej okupacji i wzrastających wpływów lokalnych zwolenników nazizmu, czyli strzałokrzyżowców. Historycy będą oczywiście racjonalizować wybór zmiany nazwiska Mindszenty’ego tym, że był on znany Gestapo jako człowiek świadczący pomoc polskim uchodźcom. Może to jakaś część prawdy, jednak szybko dał się im poznać również pod nowym nazwiskiem i został aresztowany. Jego uwolnienie nastąpiło na skutek interwencji Miklósa Horthyego; ochrona ze strony tego ostatniego wkrótce jednak miała okazać się niemożliwa. Rządy na Węgrzech przejęli właśnie wspomniani strzałokrzyżowcy, którzy przyłączyli się do niemieckiej polityki ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, przeciw czemu nowy biskup Veszprem protestował i po raz kolejny został aresztowany, tym razem aż do końca działań wojennych na Węgrzech. Z więzienia w Sopron wyszedł uwolniony przez Rosjan, ale ogrom barbarzyństwa, jakie widział w ich wykonaniu, nakazał mu nie mieć z nimi nic wspólnego. Do swej stolicy biskupiej wracał, nie skorzystawszy z ich pomocy, nawet transportowej. Drugie w życiu zetknięcie z komunizmem nie napełniło go optymizmem, a pamiętajmy, że tak naprawdę najgorsze miało dopiero nadejść.

W warunkach Kościoła polskiego rzecz przedstawiała się zgoła inaczej. Nazizm był wrogiem nie tylko ideologicznym, ale i biologicznym. Stefan Wyszyński, który ukrywał się przez całą okupację, nie mógłby liczyć na niczyją pomoc. Jedyny przypadek, jaki się w tym względzie wydarzył, miał miejsce w Zakopanem, gdzie został przypadkiem aresztowany i w trakcie przesłuchania zorientował się, że miejscowy folksdojcz, będący tłumaczem, ewidentnie działa na jego korzyść, by po wszystkim udzielić mu pozaprotokolarnej porady, aby jak najszybciej opuścił miasto.

Sowieci przynieśli do Polski takie samo zło, jak na Węgry, ale istniała jedna, delikatna różnica. Polska w czasie wojny nie była sojusznikiem Niemiec, nasze wojska walczyły na wszystkich antyniemieckich frontach i nie można było przejść nad tym całkiem do porządku dziennego.

Poza tym lokalni komuniści szukali w Kościele sojusznika, który po pierwsze uspokoi nastroje społeczne, po drugie pomoże w przesiedleniu milionowych mas ludności ze wschodu na zachód. To, co było dla wielu milionów Polaków ogromną traumą w pewnych okolicznościach, okazywało się jednak warunkiem spowalniającym postępy komunizmu. Sama postać prymasa Hlonda, który pochodził z – używając języka komunistów – klasy robotniczej i jej problemy nie były mu obce, nie była tu bez znaczenia. Pewnie takich czynników można by przytoczyć więcej. Wszystkie one złożyły się na to, że w pierwszych latach po wojnie represje względem Kościoła w Polsce były znacznie mniejsze niż na Węgrzech. Rzutowało to również na skalę oporu względem komunistów, jaki podejmowano w obu wypadkach.

Józef Mindszenty został prymasem Węgier i arcybiskupem Ostrzyhomia 15 września 1945 r., w lutym roku następnego otrzymał od Piusa XII kapelusz kardynalski. Jeżeli podejść do obu naszych postaci pod kątem żywotów równoległych, to warto zauważyć, że rzeczy działy się blisko siebie. Stefan Wyszyński został mianowany biskupem lubelskim w marcu tegoż roku, a więc w dwa lata po biskupiej sakrze Mindszenty`ego. Na prymasostwo musiał czekać dwa i pół roku, do listopada 1948 r., przy czym ingresy do obu stolic biskupich, czyli Warszawy i Gniezna, odbyły się w roku następnym. Wydarzenia te nie obyły się bez prowokacji ubeckich znanych w literaturze przedmiotu, ale są one niczym, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że prymas Węgier w tamtym czasie już przebywał w więzieniu i właśnie zaczynał się jego proces.

Na Węgrzech w pierwszych latach po wojnie formalnie nie rządzili komuniści, a pierwsze i drugie wybory zostały przez nich przegrane. Nie przeszkadzało im to wcale poszerzać swoich obszarów władzy i, stosując politykę pozaprawnego terroru, zagarniać kolejne aspekty życia społecznego. W 1947 roku ich władza była absolutna, a represje względem Kościoła postępowały coraz szybciej. Można powiedzieć, że te, które działy się w Polsce w początku lata 50., były kopią węgierskich z końca czterdziestych.

Możliwe, że szykowany proces prymasa Wyszyńskiego, który nabierał cech realności po skazaniu biskupa Kaczmarka, miał być tylko odwzorowaniem tego przeprowadzonego przeciw prymasowi Węgier. Metody śledcze stosowane przeciw węgierskiemu kardynałowi w niczym nie odbiegały od tych, które znamy z literatury traktującej o terrorze stalinowskim w naszych więzieniach.

Sam proces urągał wszelkim kryteriom i zasadom, jakimi winno było się kierować państwo cywilizowane. Reżim Mátyása Rákosiego (Mátyás Rosenfeld) był w tym bezwzględny. Cóż z tego, że cywilizowany świat protestował przeciwko bestialskiemu procesowi i skazaniu prymasa na dożywotnie więzienie? Komuniści robili swoje. Kościół na Węgrzech został złamany. Uderzenie było wyjątkowo celne. Historia nie lubi zdań w rodzaju „co by było, gdyby”, ale strach pomyśleć, co by się stało, gdyby komuniści w Polsce tak samo szybko działali w wypadku Wyszyńskiego i naszego Kościoła.

Cały artykuł Piotra Sutowicza pt. „Wobec reżimu komunistycznego. Kard. prymas Stefan Wyszyński i kard. prymas József Mindszenty” znajduje się na s. 12 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Wobec reżimu komunistycznego. Kard. prymas Stefan Wyszyński i kard. prymas József Mindszenty” na s. 12 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy zwycięstwo neomarksizmu i jego absurdów naprawdę jest nieuniknione? / Jacek Wanzek, „Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Marksizm, w przeciwieństwie do kapitalizmu, nie wymaga solidnego wykształcenia ani dyscypliny. Zakłada stworzenie człowieka, który bez wiedzy i etosu pracy, będzie w pełni uzależniony od państwa.

Jacek Wanzek

Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej

Będąc nawet mało wnikliwym obserwatorem życia publicznego i wydarzeń zachodzących na globie, nie sposób nie zauważyć, iż jesteśmy świadkami przewalającej się z hukiem przez świat wojny cywilizacyjnej. Znany nam stary porządek świata, oparty na myśli greckiej, prawie rzymskim i religii chrześcijańskiej raz po raz musi dawać odpór coraz to prężniejszym i śmielszym atakom ze strony ideologii, którą dziś eksperci określają mianem marksizmu kulturowego.

W zasadzie cywilizacja chrześcijańska od zawsze musiała zmagać się z siłami dążącymi do jej unicestwienia. Niezależnie od tego, czy były to działania odśrodkowe, czy zewnętrzne. Jednak nawała ta w tak zintensyfikowanej formie rozpoczęła się na dobre podczas tak zwanej rewolucji francuskiej lub – jak kto woli – antyfrancuskiej. Niszcząca Kościół i dotychczasowy ład społeczny, przedstawiana jako dojrzałe dzieło rozumu, na które czekały wieki, rozsławiała ideę człowieka abstrakcyjnego, podczas gdy człowieka konkretnego poddawała niewyobrażalnym cierpieniom, dopuszczając się gilotynowania niepokornych czy zbrodni ludobójstwa w Wandei. Francja, najstarsza córa Kościoła, spłynęła krwią.

Francuskie wzorce a sprawy w Rosji

Mimo sadystycznego wręcz okrucieństwa, rewolucja francuska przez ponad sto lat stanowiła pierwowzór dla wszystkich, którzy występowali przeciw monarszym „rządom absolutnym” oraz różnym dyktaturom.

Tak było w carskiej Rosji. Tam doświadczenia z Francji posłużyły za pewnego rodzaju schemat. Walka o konstytucję, zniesienie przywilejów, uznanie praw człowieka i obywatela – a później już z górki. Najpierw terror kolektywny, a następnie dyktatura jednostki. Rzecz jasna, wszystko to pod płaszczykiem walki o „równość, wolność i braterstwo”. Nietrudno bowiem doszukać się w rewolucji bolszewickiej licznych analogii do przewrotu z Francji. Polaryzacja stanowisk, wskazywanie wroga ludu, wdrożenie pojęcia kontrrewolucji łudząco przypominały rządy Robespierre’a.

Sami bolszewicy określali się przecież mianem proletariackich jakobinów, nawiązując tym samym wprost do Wielkiej Rewolucji. Stosunkowo łatwo było przewidzieć skutki takich inspiracji. Dławienie wszelkich przejawów opozycji, zwalczanie Kościoła i wszechobecna, obezwładniająca tyrania wypełniały codzienność rewolucyjnej Rosji. Wszak „terror bez cnoty jest zgubny, cnota bez terroru jest bezsilna” – tłumaczył autor jakobińskiego terroru Maximilian de Robespierre.

Jednak władza oparta na terrorze nie może utrzymywać się w nieskończoność. Obnażyły to dobitnie doświadczenia obu rewolucji. Okazało się też, że pomimo olbrzymiej propagandy, klasa robotnicza nie wsparła masowo przewrotu dokonanego przez bolszewików. Dramat II wojny światowej i nędza gospodarcza komunizmu wpłynęły na ogromny spadek społecznego zaufania, a co za tym idzie – znacznie ograniczyły popularność marksizmu wśród zachodnich społeczeństw, które były bardziej zafascynowane amerykańskim stylem życia.

Reforma marksizmu i „nowa kontrrewolucja” przez słowa i kulturę

Stało się jasne, że ekspansja marksizmu w jego dotychczasowej formie jest niemożliwa. Potrzebna była zatem głęboka reforma.

Swoistym geniuszem w tej kwestii popisał się włoski komunista Antonio Gramsci, który głosił urbi et orbi, że trwałe przejęcie władzy za pomocą przewrotu i siły militarnej jest nie tylko nieskuteczne, ale i nieekonomiczne.

Uważał on, że głównym powodem, dla którego masy pracujące nie uległy czarowi marksizmu i nie dały wyzwolić się z kapitalistycznego uścisku, było zbyt silne przywiązanie tych mas do idei chrześcijaństwa i panującej kultury. Z tego powodu Gramsci głosił potrzebę zmian nie przez rewolucyjny przewrót, a przez hegemonię w kulturze. Co zatem należało zrobić z dotychczasowym ładem i tradycyjnymi wartościami? Rozmontować je. Zdewaluować. Ośmieszyć. Następnie zastąpić nowymi wartościami i ustanowić własną hegemonię.

Oczywiście marksiści nie zakładali przejęcia władzy od razu, dlatego opracowali długofalowy plan, zorientowany na tak zwany marsz przez instytucje. Na czym on polegał? Ogólnie rzecz ujmując, strategia ta ma doprowadzić do zmian kulturowych poprzez przejęcie instytucji społecznych odpowiedzialnych za kształtowanie ludzkiej świadomości. W praktyce oznacza to obsadzenie przez marksistów szkół, uczelni, ministerstw, banków i szeroko rozumianych instytucji kultury. Jednak to nie wszystko. Celem jest również zmiana postrzegania instytucji rodziny, religii, deprecjacja tradycyjnych wartości czy odrzucenie idei państw narodowych.

Niszczenie ich i tworzenie od podstaw nowych instytucji byłoby czasochłonne i mogłoby się okazać nieefektywne, dlatego postanowiono dokonać przewartościowania starych, wykorzystując przy tym istniejące już społeczne zaufanie do nich.

Dlaczego jednak w okresie tak wysoce rozwiniętego kapitalizmu, rosnącego dobrobytu i rozwoju cywilizacyjnego człowiek miałby tak drastycznie zmieniać obraz społeczeństwa? Według Herberta Marcuse’a, profesora Uniwersytetu Brandeisa oraz głównego ideologa rewolucji studenckiej z 1968 roku, żyjemy jedynie w iluzji wolności, a dotychczasowy dobrobyt jest okupiony zniewoleniem jednostki. Ten przedstawiciel słynnej szkoły frankfurckiej uważał, że człowiek, który „ułożył się” z systemem, nie jest zdolny do jakichkolwiek zmian społecznych. Marcuse marzył, aby to grupy dotychczas marginalizowane przez system dokonały przewrotu społecznego i budowy nowej aksjologii. Uważał bowiem, że jedynie ludzie wykluczeni nie zostali skażeni systemem i wyłącznie oni mogą dokonać zmian. Kim według Marcuse’a miały być te osoby? Namaszczeni do tego zostali różnego rodzaju autsajderzy: homoseksualiści, feministki, hipisi, tułacze, prowokatorzy, bezrobotni, studenci etc. W skrócie – tak zwana Nowa Lewica.

To oni mają za zadanie wywrócić do góry nogami obecną, represywną według nich cywilizację.

Dotychczasowa kultura oparta na sublimacji ma zostać zastąpiona antykulturą. Ma zerwać z dotychczasowym sposobem pojmowania moralności ograniczającej człowieka i tłamszącej jego popędy, których zaspokojenie według marksistów jest podstawą szczęśliwości obywatela.

Aby ową szczęśliwość osiągnąć, należy odrzucić tradycyjne związki i wartości, a patriarchalny model rodziny powinien zostać zniesiony.

Kościół – największy wróg neomarksistów

Największego wroga lewica upatruje zatem w Kościele i moralności chrześcijańskiej. To właśnie rewolucja seksualna ma dokonać rewolucji społecznej, a nie odwrotnie – głosił Erich Fromm. Marksiści doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że młody człowiek, który w łatwy sposób oddaje się zaspokajaniu swych potrzeb seksualnych, jest odciągany od tego, co ważne w społeczeństwie kapitalistycznym. Nie kanalizuje swojej energii w sposób wartościowy, lecz poprzez permanentne oddawanie się seksualnym przyjemnościom. Postawa taka z kolei stawia go w konflikcie z wymagającymi autorytetami w postaci rodziców czy nauczycieli. Są oni postrzegani przez niego jako przedstawiciele opresyjnego systemu, a to już prosta droga do napięć i buntów przeciwko nim, a w konsekwencji przeciw systemowi. Po co bowiem ulegać opresyjnym i przaśnym nakazom społecznym, skoro można w pełni i bez zobowiązań oddawać się pokusom hedonizmu?

W dobie Netflixa, powszechnej aborcji czy tanich lotów młodzi ludzie coraz mniej zainteresowani są przykrym obowiązkiem rodzicielstwa, tworzeniem rodziny i wynikającą z dorosłości odpowiedzialnością.

Człowiekowi „wyzwolonemu” ciężko jest podporządkować się ascetycznym normom, więc dąży do ich unicestwienia. O to właśnie chodzi marksistom, którzy rewolucje seksualną postrzegają jako sprytne narzędzie do osiągnięcia swoich dawno zamierzonych celów. Marksizm, w przeciwieństwie do kapitalizmu, nie wymaga solidnego wykształcenia ani dyscypliny w celu osiągnięcia względnego dobrobytu. Wręcz przeciwnie, zakłada stworzenie nowego człowieka, który pozbawiony elementarnej wiedzy i etosu pracy, będzie w pełni uzależniony od państwa, które w łatwy sposób sobie go podporządkuje.

Mimo niewytrzymujących krytyki antyutopijnych założeń, teorie neomarksistowskie znajdują duży poklask w społeczeństwach zachodnich. Podobnie dzieje się także w Polsce. Propaganda środowisk lewicowych okazała się niezwykle skuteczna. Stało się bowiem normą, że poglądy jeszcze niedawno określane mianem konserwatywnych, są przedstawiane w lewicowej narracji jako rasistowskie, zabobonne i homofobiczne.

Dziś osoby o przekonaniach nieodpowiadającym nowym normom spychane są na margines dyskursu publicznego i politycznego, i postrzegane jako faszystowscy troglodyci o zacofanym światopoglądzie. Dlaczego tak się dzieje? To kolejny element marksistowskiej ideologii. Wspomniany wcześniej Herbert Marcuse swoim dziele pt. Tolerancja represywna pisał: „Wyzwalająca tolerancja (tolerancja represywna) oznaczałaby zatem nietolerancję wobec prawicy i tolerancję dla ruchów lewicowych. Jeśli chodzi o zakres tej tolerancji i nietolerancji, musiałaby się ona rozciągnąć zarówno na płaszczyznę działania, jak i też dyskusji i propagandy, na słowa i czyny (…)

Brak tolerancji dla ruchów reakcyjnych, zanim jeszcze staną się one aktywne, nietolerancja skierowana również przeciw myśleniu, poglądom i słowom (przede wszystkim nietolerancja wobec konserwatystów i politycznej prawicy)”.

W skrócie: brak tolerancji dla nietolerancji.

Po raz kolejny zatem całe społeczeństwa poddaje się terrorowi typowemu dla ruchów wywrotowych. Dziedzictwo terroru objawia się dziś przede wszystkim w nieopisanej agresji słownej i w szantażu poprawności politycznej, która coraz skuteczniej zamyka usta „niepokornym”. Słaba kondycja Kościoła, brak autorytetów i finansowanie lewicowych organizacji przez różnego rodzaju „filantropów” tylko przyśpieszają rozkład europejskich wartości. „Postęp” zdaje się być nieunikniony. To, co jeszcze niedawno można było jedynie wyczytać w antyutopiach Orwella czy Huxleya, dziś staje się nieodzownym elementem naszej rzeczywistości. Czyżby nadchodził nowy wspaniały świat?

Artykuł Jacka Wanzka pt. „Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej” znajduje się na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jacka Wanzka pt. „Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej” na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego