O. Sebastian Piasek OFMCap: chrześcijaństwo w Gabonie się przyjęło, ale nie zakorzeniło

Flaga Gabonu / Fot. SKopp, Wikimedia Commons

Naszym zadaniem jako misjonarzy jest dawać miłość. Musimy być z ludźmi w każdym możliwym wymiarze – wskazuje duchowny.

W wiosce, w której pracujemy, zdarza mi się usłyszeć, że jesteśmy ostatnimi ludźmi, którzy o niej pamiętają.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

O. Dolański OFM: ekwadorscy chrześcijanie w swojej wierze bardzo dużą wagę przywiązują do pokuty

Ks. Waldemar Cisło: chrześcijanie w Ziemi Świętej spotykają się z nienawiścią zarówno ze strony Żydów, jak i muzułmanów

Krzyż/Źródło: sspiehs3 / Pixabay

„Nie wiemy, ilu dokładnie chrześcijan przebywa obecnie w Strefie Gazy. Wiemy, że są tam siostry zakonne, które pomagają potrzebującym”

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Ks. Jacek Markowski: Halloween spłaszcza tajemnicę śmierci. To niechrześcijańskie

Maciej Krzyżanowski: Wanda Półtawska zwracała uwagę na głęboką zapaść kulturową w Europie

Dr Wanda Półtawska podczas górskiej wyprawy/ żródło: IPN

Mec. Maciej Krzyżanowski wspomina dr Wandę Półtawską, której pogrzeb odbędzie się 31 października w Krakowie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Zbigniew Dąbrowski: w Kolumbii zakończyły się wybory regionalne

Hr. János Esterházy. Węgier, Polak – przyszły święty? / Magdalena Uchaniuk, o. Paweł Cebula, „Kurier WNET” nr 112/2023

Magdalena Uchaniuk i o. Paweł Cebula. W tle tablice informacyjne poświęcone hr. Janosowi Esterhazy'emu | Fot. Mikołaj Murkociński

Podczas jednej z amnestii cofnięto go z bramy już w cywilnych ciuchach. Siostra Jánosa zapytała go później: „I nie byłeś zły, nie byłeś wściekły?”. A on na to: „Dlaczego? Jeśli Pan Bóg tak chciał?”.

Rozmawiają: Magdalena Uchaniuk i o. Paweł Cebula, postulator procesu beatyfikacyjnego Jánosa Esterházy’ego

Kiedy pierwszy raz spotkał się Ojciec z postacią Esterházy’ego?

Słyszałem o nim jako o bohaterze mniejszości narodowej Węgrów, którzy mieszkają w dzisiejszym państwie słowackim.

To był bohater, mówiąc naszym językiem, niezłomny. Ich niezłomny. Na dodatek ich główny przywódca polityczny. Ale kiedy wczytałem się w jego biografię i relacje o nim, przekonał mnie do siebie miłością do nieprzyjaciół.

Może to jest takie oklepane powiedzenie, bo słyszymy w Ewangelii: Kochajcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was nienawidzą itd. A János? János, który z pochodzenia był hrabią i po matce, i po ojcu…

…Miał korzenie polskie.

Tak, po matce z rodziny Tarnowskich. János był przez lata głównym przywódcą politycznym Węgrów i innych mniejszości w Czechosłowacji, później w Słowacji. Czyli był liderem w skali krajowej i państwowej też, bo był jedynym posłem węgierskim do parlamentu słowackiego w czasie drugiej wojny światowej.

Potem, kiedy NKWD go zamknęło – sam Husak oddał go w ich ręce – spędził ciężkie miesiące, ciężkie przesłuchania na Łubiance, gdzie prawie stracił wzrok, a później został zesłany na 10 lat łagru, który też cudem przeżył, ale chory. Wreszcie został przetransportowany do Czechosłowacji i tam miał być powieszony. A potem przez lata męczył się, umierając na gruźlicę, nie otrzymując odpowiedniego leczenia. A mimo to – nawet jego młodsza siostra powiedziała o nim: „Podziwiam go, bo nie tylko nie narzeka, ale jeszcze żałuje tych, którzy go męczą”.

Ale to chyba wyniósł z domu, prawda? Bo jego matka była bardzo wierzącą kobietą, która modliła się, o dziwo, nawet za Stalina, żeby się opamiętał, żeby zmądrzał, zrozumiał.

I po śmierci Stalina też. Tak, na pewno podstawy wiary wyniósł z domu. Ale w jego zapiskach widać wyraźnie jego rozwój duchowy. Pod koniec wojny, kiedy już widział, że wszystko się wali, a ze Wschodu przyszła zaraza, jeszcze inna niż do tej pory rządziła, zapisał:

„Modliłem się, żeby Pan Bóg mnie oczyścił i zrobił ze mną, co zechce”. A po latach więzień i cierpień, i prześladowań, ogołocenia też, bo do pierwszego gułagu trafił dosłownie jak go matka urodziła – okradziono w wagonie z jego hrabiowskich ciuchów – napisał: „Zrozumiałem, że Pan Bóg wysłuchał mojej modlitwy”.

Są jeszcze inne sytuacje. Było kilka amnestii w Czechosłowacji i podczas jednej z nich, chyba w 1955 roku, cofnięto go z bramy, już w cywilnych ciuchach, z drugim kolegą. I ten kolega jeszcze tego dnia podjął próbę samobójczą. Siostra Jánosa, rozmawiając z nim potem, zapytała: „I nie byłeś zły, nie byłeś wściekły?”. A on na to: „Dlaczego? Jeśli Pan Bóg tak chciał?”.

Ta historia jest bardzo poruszająca. Ale jak do tego doszło, że ojciec Paweł Cebula, Polak, który oczywiście posługuje na Węgrzech, jest w Egierze, zdecydował się na to, żeby zostać postulatorem?

To jest, jak i cały proces beatyfikacyjny na poziomie diecezjalnym, zasługa, decyzja i odwaga księdza arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. To on mnie wybrał i mianował.

No ale też musiał Ojciec chcieć i czuć więź z Esterházym – czy nie?

Czułem więź z Jánosem i popierałem inicjację procesu. Ale kiedy jechałem złożyć przysięgę postulatorską – a z Egeru do Krakowa to minimum 6 godzin, trzeba przejechać przez trzy pasma górskie – miałem taką myśl: Panie Boże, jeśli Ty tego nie chcesz, to niech ja nie dojadę do Krakowa. Naprawdę był we mnie lęk.

Duża odpowiedzialność?

Ogromna odpowiedzialność. Tym bardziej, że jest to proces tego rodzaju jak błogosławionego kardynała Stepinacza, gdzie sąsiednie narody wprost składały – i składają – protesty. W sprawie Jánosa jest podobna sytuacja.

No właśnie, chciałam o to zapytać.

Sytuacja Jánosa jest taka, że kiedy w Watykanie pojawiła się wiadomość, że archidiecezja krakowska stara się o ten proces i kiedy jeszcze wtedy Kongregacja ds. Kanonizacji wyraziła zgodę, ambasador Słowacji przy Watykanie, który teraz odchodzi, a wtedy był rok 2018, wprost zaprotestował.

Tablica ku czci Jánosa Esterházy’ego w Szczawnicy. Fot. Wikipedia

I jak się Ojciec czuł?

Jakbym dostał obuchem w głowę.

Jakie były argumenty ambasadora Słowacji?

Przeróżne: Kościół powinien być rozdzielony od państwa i państwo od Kościoła. A tutaj widać wyraźnie, że jest inaczej, ponieważ słowackie MSZ do dzisiaj rozsyła np. takie broszury, że János był antysemitą, a tymczasem

był on jedynym posłem w parlamencie słowackim, który zaprotestował przeciwko zmianie w Konstytucji, która by pozwalała na deportacje obywateli Słowacji pochodzenia żydowskiego, najpierw przede wszystkim do Auschwitz. I on powiedział, że to jest projekt ustawy bezbożny; dosłownie tłumacząc z węgierskiego: bezbożny i nieludzki. I on jako katolik nie może do tego przyłożyć ręki.

On to powiedział w parlamencie, prawda?

Tak, w parlamencie. Może ze strony Słowacji jest też jakiś wyrzut sumienia? Bardzo modlimy się o uleczenie ran przeszłości, ale wiemy, że to jest niemożliwe bez stanięcia w prawdzie. I doświadczam tego, że

Słowacy, którzy patrzą na Jánosa przez pryzmat wiary i Ewangelii, odkrywają prawdę o nim. A dla innych, mimo że uznają się za uczniów Chrystusa, jednak mocniejsza jest perspektywa polityczna i historyczna, że János rozbijał Czechosłowację, jedność państwa i tak dalej. Ci sami zapominają, że np. Benesz i Masaryk byli masonami, i nie dostrzegają w Esterházym świadka, czyli martyra.

Na jakim etapie jest teraz ten proces? Czy jesteśmy już blisko beatyfikacji?

Tego nie umiem powiedzieć, ponieważ proces toczy się jeszcze na podstawowym poziomie, diecezjalnym. Mamy nadzieję, że w najbliższych miesiącach na tym poziomie się zakończy i dokumentacja zostanie przekazana do Watykanu.

To będzie na pewno radosna i ważna wiadomość. Zaczął Ojciec mówić o politycznych aspektach tego procesu. Chyba wiąże się z tym fakt, który może dziwić, że prochy Jánosa Esterházy’ego wydano rodzinie dopiero w 2017 roku.

Odnalezione zostały dzięki księciu Schwarzenbergowi, czyli ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych Czech.

János był więziony nie tylko za życia ziemskiego, ale jego prochy też zostały uwięzione, ukryte wręcz przed rodziną. I potem było bardzo ciężko odnaleźć po numerach ewidencyjnych, gdzie urna została złożona. W końcu udało się odnaleźć ten cmentarz, mogiłę zbiorową, ale urny już były rozłożone, więc prochy, które zostały pobrane, na pewno nie są tylko Jánosa.

I to jest bardzo symboliczne, bo on cierpiał razem ze Słowakami i nawiązywał tam bardzo głębokie przyjaźnie, np. z Eduardem Tesarem, takim młodym, niezłomnym słowackim wyklętym z Białej Legii, która walczyła o wolność Słowacji od komunizmu, i został powieszony w 1951 – młody chłopak! I János powiedział do siostry: „Mam przyjaciela w niebie”. I tak jak razem cierpieli, tak ich szczątki są razem i czekają na zmartwychwstanie.

To piękna i ważna postać. Czy János Esterházy jest znany na Węgrzech? Czy dopiero wiedza o nim musi zostać spopularyzowana?

Jest tak, jak z większością różnych postaci historycznych. Większość zna i bardzo ceni.

I co jest zdumiewające, wielu kalwinów węgierskich jest największymi i najważniejszymi orędownikami tego procesu beatyfikacyjnego. Jest to przedziwne, ale to taka specyficzna sytuacja węgierska. Oni też uznają świętego Stefana, założyciela państwa węgierskiego. Są wiernymi protestantami, ale uznają prawdę też historyczną, w sensie, że Pan Bóg działał przez te osoby i one są wybitne.

Esterházy najbardziej znany jest wśród Węgrów na Słowacji, to jest pewne, ale wielu, wielu Węgrów go zna, a teraz poznaje go też coraz więcej Polaków. Radio Wnet tutaj też ma swoje zasługi. No i Telewizja Polska, która w kooperacji z telewizją węgierską zrobiła tryptyk, czyli trzy razy po 52 minuty i wersję skróconą – 72 minuty filmu dokumentalnego o Jánosu Esterházym. To jest tak bogata postać, że twórcy mieli problem z wyborem materiału. 11 września w pierwszym programie Telewizji Polskiej wieczorem była emisja tego filmu pod tytułem Tryptyk. Życie i męczeństwo Jánosa Esterházy’ego.

O czym ojciec Paweł Cebula teraz marzy w związku z tym procesem i tą postacią?

Marzę o tym, żeby nastąpiło pojednanie. Bywają takie sytuacje, kiedy rozmawiamy o historii: no tak, teraz jest wolność, Czechosłowacja to był sztuczny twór… Ale kiedy wychodzi sprawa Jánosa, to to od razu jakieś rany się otwierają, zwłaszcza u naszych braci Słowaków, bo u Czechów już mniej.

Więc marzę o zagojeniu tych ran, Jak mówił Jan Paweł II, święty nasz wspólny – o zagojeniu ran przeszłości po to, żebyśmy mogli się zjednoczyć. Bo jeśli my tu, w Europie Środkowej i Wschodniej nie zjednoczymy się, no to te różne diabły nas po prostu rozbiją i zniszczą.

Bardzo dziękuję. Ojciec Paweł Cebula, franciszkanin, postulator procesu beatyfikacyjnego. Jánosa Esterházy’ego.

Szczęść Boże. Bardzo dziękuję.

Rozmowa Magdaleny Uchaniuk z postulatorem procesu beatyfikacyjnego hr. Jánosa Esterházy’ego, o. Pawłem Cebulą, pt. „János Esterházy. Polak, Węgier – przyszły święty?”, znajduje się na s. 39 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa Magdaleny Uchaniuk z postulatorem procesu beatyfikacyjnego hr. Jánosa Esterházy’ego, o. Pawłem Cebulą, pt. „János Esterházy. Polak, Węgier – przyszły święty?”, na s. 39 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023

Katolikiem jest się także przy urnie wyborczej. Jednak jaka jest nauka Kościoła odnośnie wyborów?

Plakat promujący spotkanie "Katolicki latarnik przedwyborczy" / Fot. Agere Contra

Kończy się jedna z najostrzejszych kampanii wyborczych w historii III RP. Cisza wyborcza to teoretycznie czas na przemyślenie wyboru.

Serdecznie zapraszamy na dyskusję, w której udział wezmą przedstawiciele trzech mediów o charakterze katolickim. Gośćmi będą Jakub Jałowiczor (Gość Niedzielny), Piotr Grzybowski (Tygodnik Katolicki Niedziela) oraz Paweł Chmielewski (PCh24) Spotkanie na żywo odbędzie się w kawiarni Agere Contra mieszczącej się przy ul. Chłodnej 2/18 w Warszawie (wejście od ul. Białej). Osobom spoza Warszawy polecamy transmisję na żywo na kanale YouTube EWTN Polska. Start o godzinie 19:30. Aby mieć zapewnione miejsce w spotkaniu na żywo, należy dokonać bezpłatnej rejestracji przez stronę Agere Contra – https://agerecontra.pl/wydarzenie/katolicki-latarnik-wyborczy-gosc-niedzielny-jakub-jalowiczor-niedziela-piotr-grzybowski-pch24-pawel-chmielewski/

Patronat nad wydarzeniem objęli: Tygodnik Niedziela, PCh24, Radio Warszawa i Radio Wnet.

O. Stachowiak: św. Franciszek wskazywał, że prawdziwym źródłem pokoju jest relacja z Bogiem

O. Robert Stachowiak / Fot. Grzegorz Milko

Święty z Asyżu w młodości był nicponiem, hulaką. Ale kiedy go pociągnął Jezus, poszedł całkowicie za Nim – mówi rzecznik Prowincji Matki Bożej Niepokalanej Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych.

Okazją do rozmowy było przypadające 4 października wspomnienie liturgiczne św. Franciszka z Asyżu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Nasza w tym rola: myśląc o przyrodzie, nie możemy abstrahować od człowieka. Wzorem powinien być św. Franciszek

Krzysztof Gawkowski: Mateuszowi Morawieckiemu i PiSowi na rękę jest blokada środków z KPO

Krzysztof Gawkowski/Fot. Ksenia Parmańczuk

„Nie wierzę, że Unia sprzysięgła się przeciwko PiSowi, PiS po prostu nie umie dobrze załatwiać polskich interesów w Brukseli.” – mówi Krzysztof Gawkowski, poseł Lewicy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Ryszard Czarnecki: Europa popełnia efektowne samobójstwo

70 rocznica aresztowania prymasa Wyszyńskiego

Fot. Fragment portretu kard. Stefana Wyszyńskiego autorstwa Zbigniewa Kotyłło. Źródło: Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0

Wraz z Prymasem Tysiąclecia aresztowany został metropolita poznański, abp Antoni Baraniak. Jak zwraca uwagę dr Jolanta Hajdasz, abp Baraniak nie zeznawał przeciw prymasowi, mimo brutalności śledczych.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Na przykładzie ich życia można opowiedzieć historię Polski XX wieku – Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego

Eugeniusz Węgrzyn o Janie Pawle II

Nowy Sącz (11)

Eugeniusz Węgrzyn jest jedną z osób, które jako pierwszy otrzymały chrzest św. z rąk ks. Karola Wojtyły.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Władysław Ortyl: wszystkie projekty dla Podkarpacia, z którymi szliśmy do wyborów 4 lata temu, zostały zrealizowane

Twórczość J.R.R. Tolkiena: wątki mitologiczne i archeogenetyczne, ze szczególnym uwzględnieniem genomu prasłowiańskiego

Tom Loback, Gothmog, CC A-S 3.0, Wikipedia.org

Każdy z nas ma dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków. Mamy bardzo różne linie genetyczne. Ale ogólnie jesteśmy jako Polacy bardzo mocno do siebie wszyscy podobni i to jest niezwykłe.

Konrad Mędrzecki, Ryszard Derdziński

(…) Nie wiem, czy Państwo wiedzą, że znany nam gryf to jest tak naprawdę istota żeńska, ponieważ męski gryf nie posiada skrzydeł, ma je tylko kobieta-gryf. Gryf jest połączeniem dwóch zwierząt: lwa i orła. Niektórzy historycy uważają, że w wypadku dynastii Gryfitów – a jej genezy do końca jeszcze nie poznano – nastąpiło połączenie znaku lwa z orłem piastowskim. Piastowie pieczętowali się orłem, który musiał wejść w konszachty z jakimś lwem. No i powstał znak gryfa.

Ale chyba nikt rodowodu gryfów nie zbadał do końca. Mędrcy chrześcijańscy uważali te zwierzęta za symboliczne. Izydor z Sewilli na przykład stwierdził, że Gryf jest symbolem Pana Jezusa, ponieważ łączy w sobie orła i lwa. W Biblii lew występuje np. jako lew Judy, a orzeł pojawia się m.in. jako ten, który niesie Słowo Boże, występuje też psalmach. W Ewangeliach święty Marek to lew, a święty Jan – orzeł.

Dobre konotacje. A jak wiąże się to z tym, jak Tolkien pisał o gryfach?

Niestety nie wykorzystał tego. Kiedy był na studiach, narysował herb swojej rodziny z tym gryfem, ale tematu nie rozwijał. W jego mitologii nigdzie nie pojawia się żadna istota, która przypomina gryfa. Jedynie w pierwszym polskim tłumaczeniu Władcy Pierścieni Marii Skibniewskiej koń Gandalfa ma na imię Gryf, nie wiadomo dlaczego, bo po angielsku nazywa się Cienistogrzywy i to imię występuje w obecnych tłumaczeniach. Tak więc pierwotnie Gandalf jeździł na Gryfie, ale to jest tylko taki polski, można powiedzieć, wtręt.

Czy u Tolkiena pojawiały się w ogóle jakieś istoty, mające z gryfami coś wspólnego poza grzywą, którą można by tutaj od biedy, tak jak pani Skibniewska, brać pod uwagę?

Tolkien w swojej mitologii nieczęsto nawiązuje do świata demonicznych czy mitycznych wyobrażeń śródziemnomorskich, tylko raczej do mitów północnych i dlatego do jego heraldyki i mitologii weszły smoki, a gryfy nie. Natomiast gryfy występują u Lewisa w Opowieściach z Narnii. Świat Narnii wypełniony jest istotami, które znamy z mitologii Greków i Rzymian.

W ogóle gryfy pochodzą z mitologii Bliskiego Wschodu; chyba po raz pierwszy są wspomniane w Asyrii, w którymś z krajów babilońskich. I potem Grecy starożytni poznali gryfy dzięki Herodotowi. Lewis w swojej mitologii Narnii dużo przejął właśnie z mitów Greków i Rzymian i dlatego też np. w Ostatniej bitwie pojawiają się pędzące gryfy. Pięknie to widać na filmie. Także podczas bitwy z Białą Czarownicą można zobaczyć gryfy w akcji; to naprawdę niebezpieczne zwierzęta mityczne.

Takie też niosą przesłanie. Są gryfy dobre, chrześcijańskie, że tak powiem, i są też groźne. Jak w końcu z nimi jest?

W Septuagincie, czyli w greckim przekładzie Biblii Starego Testamentu, gryfy były zwierzętami nieczystymi i jest tam zalecenie, żeby nie jeść gryfów. A gryfy mitologiczne były postaciami raczej negatywnymi. Pilnowały skarbów jak smoki i tak one były bardzo zazdrosne i chciwe. W wyobrażeniach Herodota, jak pamiętam, gryfy pilnowały kurhanów ze złotem, ze skarbami, gdzieś na stepach Wschodu. Natomiast my, chrześcijanie, potrafimy kulturę zaadaptować do chrystianizacji.

Lewis zauważył w gryfie podobieństwa do tych dwóch bardzo pozytywnych zwierząt mitologicznych, a także rzeczywistych, czyli orła i lwa. A chrześcijaństwo to nie jest przecież potulna religia. To jest religia bardzo groźna dla grzechu, dla zła. I tutaj waleczny gryf to nie jest wcale zły symbol. Pan Jezus z Apokalipsy podąża na koniu, z mieczem, właśnie na wielką bitwę. Mamy takie obrazy choćby u Lewisa w bitwie z Białą Czarownicą. (…)

A jak to się stało, że „Gotki Słowian pokochały”?

(…) Otóż emocje Polaków rozpala spór o to, czy Słowianie na naszych ziemiach są od tysiącleci, czy też przybyli dopiero gdzieś około roku 500, a wcześniej mieszkali tu inni ludzie.

Konkluzja jest taka, że Polacy są na tych ziemiach autochtonami. Jako populacja polska mamy przodków, którzy żyli tutaj wcześniej niż 500 lat po Chrystusie, jeszcze w epoce brązu, a nawet w neolitycznej. Różne wielkie fale osadników przetaczały się po Europie i zmieniały jej oblicze. W tej chwili ma miejsce kolejna wielka migracja – z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej – i też odmieni losy kontynentu.

My, Polacy, jesteśmy potomkami tych pradawnych ludów, które tu mieszkały. W pewnym momencie, w epoce żelaza, pojawili się tutaj też Germanie, czyli właśnie owi Goci. Teraz już wiemy na pewno, właśnie dzięki badaniom genetycznym, że od nich pochodzą dzisiejsi Skandynawowie. Goci, którzy mieszkali nad Wisłą, przemieszczali się w kierunku Kotliny Hrubieszowskiej wzdłuż Wisły, a potem zamieszkali na stepach.

Czy Niemcy to Skandynawowie?

Niemców tutaj nie było. Niemcy to jest osobna historia Skandynawów.

Ogólnie Germanie i Słowianie to takie dwa wielkie ludy z terenu Europy. Jesteśmy my, Słowianie, i Germanie, podobnie jak inne ludy mieszkające w Europie – Celtowie, ludy romańskie. Wszyscy jesteśmy potomkami Praindoeuropejczyków na takim samym poziomie. Nikt nie jest, że tak powiem, bardziej indoeuropejski niż pozostali. Natomiast Słowianie są bardzo sobie bliscy, gdy chodzi o genetykę, ale także językowo.

Wbrew temu, co nam się może wydawać, wywodzimy się z wczesnej epoki brązu. Z kultury archeologicznej, która nazywa się kulturą ceramiki sznurowej. I wielkie etnosy – Bałtów, Słowian, Germanów, Celtów – wywodzą się właśnie z tego kręgu kulturowego. Ich języki rozwijały się odrębnie, na nie jeszcze nakładały się różnego rodzaju tzw. substraty – np. kiedy Indoeuropejczycy zamieszkali na terytorium, gdzie zastali już jakąś ludność, to z jej języków. Często w językach germańskich mamy szczególnie dużo tego typu zapożyczeń od ludów ze Skandynawii.

Ogólnie można powiedzieć, że gniazdem Germanów są północne Niemcy, południowa Skandynawia, natomiast gniazdem Słowian, moim zdaniem i zdaniem większości w tej chwili wiodących naukowców w Polsce, są tereny dzisiejszej Ukrainy, ewentualnie może jakiś fragment wschodniej Polski za Wisłą, czyli obszar np. dzisiejszego województwa podkarpackiego, ale przede wszystkim właśnie Ukraina Zachodnia i pogranicze z Białorusią.

Tam prawdopodobnie mieszkali ci Prasłowianie, którzy mieli specyficzny język. Oni nie byli bardzo podobni do nas, ponieważ według badań wspomnianego zespołu naukowców, Słowianami staliśmy się dopiero w momencie, gdyśmy się połączyli z innymi ludami. No i właśnie pani Segond i pan Martyka bardzo fajnie to opisali. Humorystyczny tytuł tego artykułu odnosi się do tego, że dzisiejsza populacja Polski ma w sobie bardzo wiele z kobiet, które mieszkały na naszych ziemiach w tych dawnych czasach.

Autochtonami jesteśmy przede wszystkim jako potomkowie tych właśnie kobiet. Te kobiety pochodziły od Gotów i Wandalów, pewnie też Wenetów, tajemniczego ludu, który się potem ze Słowianami tak mocno zlał, że np. Germanie nazywali Słowian Wenedami, zwłaszcza tych z Pomorza Zachodniego.

Ciekawe, że u Tolkiena Słowianie są w jakimś sensie obecni, ale niestety nie jako ludy szczególnie dobre. Jesteśmy tam opisani jako tzw. Easterlingowie, poddani Saurona, bo kiedy Tolkien pisał swoją książkę, to wszystkie kraje słowiańskie były w bloku komunistycznym, tak więc mógł mieć takowe skojarzenia.

W każdym razie my jako Polacy jesteśmy autochtonami. Jako Słowianie – nie, bo Słowianie przybyli prawdopodobnie właśnie około V-VI wieku na teren Polski z niedalekich ziem, bo gdzieś z Wołynia, czyli właśnie z zachodniej Ukrainy, i zlali się potem z miejscową ludnością. To byli pewnie głównie wojowniczy mężczyźni, tak się domyślamy po liniach Y-DNA, które są obecnie w Polsce najbardziej rozpowszechnione.

Ja też zbadałem swoje Y-DNA. Akurat moi pradawni przodkowie w linii męskiej mieszkali gdzieś w okolicach dzisiejszego Grodna albo Litwy i byli Jaćwingami. Wcześniej nazywano ich Bałtami. Natomiast na pewno liczne są inne linie męskie w mojej rodzinie. Każdy z nas ma dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków. Mamy bardzo różne linie genetyczne. Ale ogólnie jesteśmy jako Polacy bardzo mocno do siebie wszyscy podobni i to jest niezwykłe.

Jesteśmy dosyć podobni do Białorusinów, także do Litwinów z południa, którzy też byli pod zaborami. Jesteśmy podobni do Ukraińców. Bardzo podobni do nas genetycznie są Słowacy. Troszkę mniej Czesi, bo oni byli bardziej zgermanizowani, ale stanowimy taki słowiański trzon, z czym oczywiście nie wszyscy muszą się zgadzać.

Wyszliśmy z terenów dzisiejszej zachodniej Ukrainy i południowej Białorusi, ale także pewnie ze wschodniej Polski, czyli zza Wisły. (…)

Cała rozmowa Konrada Mędrzeckiego z tolkienistą Ryszardem Derdzińskim pt. „Gryfy, genomy i Germanieznajduje się na s. 29–31 wrześniowego Kuriera WNET” nr 111/2023.

 


  • Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa Konrada Mędrzeckiego z tolkienistą Ryszardem Derdzińskim pt. „Gryfy, genomy i Germanie” na s. 30–31 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 111/2023