„96 krzeseł i róż” – poetyckie upamiętnienie katastrofy smoleńskiej / Sławomir Matusz, „Kurier WNET” 94/2022

12 lat temu nad Smoleńskiem, w do dziś nieogłoszonych jednoznacznie oficjalnie okolicznościach, rozbił się samolot z delegacją najwyższych władz i elit RP na obchody 70 rocznicy zbrodni katyńskiej.

Sławomir Matusz

96 krzeseł i róż

(pamięci ofiar katastrofy w Smoleńsku)

                                               Motto:

                                               najokrutniejszy miesiąc to kwiecień

                                               na przykład wtorek 9 kwietnia 1940

                                               Wielka Sobota lub sobota 10 kwietnia 2010

 

Fragment poematu

1.

z obrazu Matejki wychodzi Stańczyk

patrzy na szczątki pod Smoleńskiem

i nasłuchuje wieści spod Orszy

wygląda awangardy (przedniej straży)

hetmana Ostrogskiego

która może nadejść od strony Katynia

Gniezdowa lub królewskiego Witebska

zaciężnej jazdy starosty Świerczowskiego

wojsk Herkulesa Radziwiłła

czyja krew barwi wody Dniepru – pyta

dokąd ona płynie? co przyniesie

jak skończę mój śpiew?

 

wszędzie smród palonej gumy i ludzkich ciał

porozrzucane krzesła fotele i pióra

husarskich skrzydeł dymią wielkie gondole

silników słychać przekleństwa po rosyjsku

i wystrzały biją dzwony Soboru

Zaśnięcia Matki Bożej

i Kościoła Niepokalanego Poczęcia

 

zamknięta klamra życia kobiety

od poczęcia do zaśnięcia

 

pędzi gdzieś na koniu oszalały Wasyl

Matka Boża przysnęła a jej synowie i córki

dzieci Wisły i Bugu Dniepru i Dźwiny

leżą w błocie śnięte jak ryby

strącone gradem połamane nogi

krzeseł foteli końskie nogi i obcięte ręce

i głowa gdańskiej tramwajarki żółte forsycje

i tatarskie siodła pylą brzozy a we mgle

czuwają anioły Marka Segala

kto je tu przyniósł? kto je tu przywiódł?

 

wszyscy ukrzesłowieni

wypadnięci z krzeseł

jeszcze nie wskrzeszeni

a ich liczba dziewięćdziesiąt sześć

 

zasnęła Maria srogi Iwan zbiera relikwie

obcięty palec ze ślubną obrączką

zegarki telefony karty kredytowe

złote i srebrne krzyżyki medaliki

jak sroka gromadzi budulec na polski ołtarz

w tajdze w tundrze moskiewskim mieszkaniu

 

 

96 róż ofiarowanych Maryi

idzie przez las 96 krzeseł

na jednym z nich marynarka Lecha dzwoni

telefon od brata dzwonią dzwony dzyń dzyń dzwonią

wszystkie telefony jak dobrze nastrojony klawesyn

Das Wohltemperierte Klavier Die Kunst der Fuge

lecą pióra i snują się dymy kroczą obcięte blachą

nogi turlają się głowy i korpusy dziś Gruzja jutro

Ukraina a pojutrze Litwa i Łotwa ale teraz my

z daleka nie widać czy to maki czy

Upadły anioł Marka cały we krwi

 

jak samolot ma spaść

to spadnie

nawet najnowocześniejszy

to chyba Krzysztof Wassermann jego głos

z prędkością dźwięku dwa razy okrążył Ziemię

zanim tu dotarł i spadł Białe ukrzyżowanie

 

tulą się zakochani nad Smoleńskiem

nad Witebskiem nad Katyniem polegli podstępnie

na szachownicy pól i łąk szachownicy biało czerwonej

błogosławi im pobożny Jan Ordo Clericorum

Regularium Pauperum Matris Dei Scholarum Piarum

błogosławi ksiądz Zdzisław postulator księdza Jerzego

błogosławi ksiądz Roman razem z całym chórem

Laudate Dominum:

 

Wieczorem gdy było zimno
Upadek Adama był ogłoszony

 

Wieczorem Odkupiciel pociągnął go w otchłań
Wieczorem gołąbek powrócił
niosąc w dziobie listek oliwki

Wspaniały czasie! Wieczorna godzino!

Pokój z Bogiem właśnie teraz został uczyniony

 

klęka Stańczyk klękają oficerowie w Katyniu i Starobielsku

czy to anioł usiadł gołąb czy tupolew?

szuka brata Izabela Nowacka którego zabrała

Armia Czerwona a kto jej szuka? gdzie ona jest?

tu leży jej sukienka kto jej zabrał ciało?

śpiewa czerwona sukienka:

 

Chodźcie córki pomóc mi opłakiwać
Patrzcie! Na Oblubieńca Patrzcie na Niego
jak na Baranka

 

śpiewa z nią sybiraczka Janina która wróciła

z armią Andersa pomaga siostra Bożena siostra

Janina siostra Katarzyna Bóg mój i wszystko

z nimi w kłębach ogni i dymu tańczą Terpsychora

siostra Teresa a z nią Golgota wschodu śpiewają

dzieci tułacze a z nimi pierwsza Anna siostra Agacka

druga Anna i rodziny katyńskie

 

poległa Ewa Bąkowska czyta w myślach nazwisko dziadka

Mieczysława Smorawińskiego Stefan Melak szepcze

nazwisko Bronisława Bohaterewicza Bronisława Orawiec

wspomina Franciszka Orawca Leszek Solski szepcze

nazwiska Kazimierza i Adama Solskich nie to szepcze bryza

przebiegający zając zatrzymał się na chwilę patrzy na dym

i szepcze i myśli czy zdoła wymienić wszystkich:

Natalia Januszko Barbara Maciejczyk Justyna

Moniuszko Hieronim Cichocki Mikołaj Cichowicz

Bronisław Cichowski Emil Cichy wiatr nie zdoła

wymienić wszystkich Bogusław Dybiec Józef Ignacy

Dyga Jan Dygnarowicz Robert Grzywna Arkadiusz

Protasiuk Przemysław Gosiewski Artur Ziętek Andrzej Michalak

Julian Mazepa – kierownik szkoły w Księżomierzy artylerzysta

Roman Rogoziński syn Jana i Marii z Mojscowiczów

świszcze wiatr w otworach po kulach w czaszkach na nich

gra gruby ciepły wiosenny deszcz

 

Gdy kiedyś będę musiał odejść
Ty nie odchodź ode mnie!
Gdy będę musiał stanąć wobec śmierci
Ty stań przy mnie!
Gdy kiedyś śmiertelny lęk
napełni moje serce
Ty wyrwij mnie swą mocą
z grozy strachu i bólu!

 

najokrutniejszy miesiąc to kwiecień

na przykład wtorek 9 kwietnia 1940

albo sobota 10 kwietnia 2010 kiedy marzną

nad ranem dereń leszczyna forsycje kaliny

kotki bazie pączki brzozy w żlebach bieleją

jak chusty i bandaże kołnierze śniegu czerwienią się

skrzepy krwi odcięte zmarznięte ręce i nogi kobiece

i męskie wiatr pcha w obłokach anioły Segala

porozrzucane w świeżej trawie i zaroślach ludzkie

korpusy niemo śpiewają

 

Przyjdź słodki Krzyżu tak chcę rzec
Mój Jezu nakładaj go stale na mnie.
Jeśli moje cierpienie będzie za ciężkie
Wtedy pomóż mi je dźwigać samemu.
Przyjdź słodki Krzyżu…

 

słychać w tle pieśni wycia i przekleństwa szczurołapów

widać dymy nad Smoleńskiem ranny od kuli umiera

generał Michał Grabowski ranny generał Józef Zajączek

jest rok 1812 płonie Smoleńsk podpalony przez Rosjan

wiatr znosi iskry i popiół nad katedrę Wniebowzięcia

Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu i katedrę

Notre-Dame w Paryżu czuć swąd siarki w Europie

 

palę Paryż

palę Smoleńsk

płonie Warszawa

 

2.

100 dni w celi śmierci zamienione na 10 lat Kołymy

śpiewał Czerwone maki na Monte Cassino

Zamiast rosy piły polską krew i poszedł

Jak zawsze za honor się bić a teraz tu wrócił

na ziemię kiedyś polską do dziś polską maki

w Katyniu i maki pod Monte Cassino piły tę samą

krew nie wiadomo gdzie jego głowa gdzie nogi

gdzie ręce gdzie kadłub teraz ta ziemia pije jego krew

Czy widzisz ten rząd białych krzyży?
Tam Polak z honorem brał ślub
ze śmiercią

jego martwe już oczy spoglądają na Katyń Kurów

Kock Polska daleko jest stąd tak blisko tuż tuż

szklą się łzy

 

3.

fragment zawsze fragment lotka

ze skrzydła palec generała Błasika

wyjęty jako ostatni z czarnego foliowego worka

na śmieci Wasyl zbiera jak leci okręca sznurem

i wrzuca do trumien jak kiedyś do dołu w Katyniu

i Starobielsku dziurę w ziemi można zasypać trumnę

zabić gwoździami by nikt nie otworzył

Wasyl kopacz Wasyl zbieracz czy jak mu tam

zabronił jadą trumny z workami szczątków

w każdym worku trzy głowy cztery nogi i dwie ręce

albo dwa korpusy i trzy głowy porozrywane

jak po wybuchu jak po ataku husarii

żadnych całych ciał zawsze tylko fragment

nikt ich nie policzy nikt ich nie poskłada

zbiera Wasyl szczątki zbiera Wasyl łupy

 

4.

na płycie lotniska Смоленск-Северный

usiadł biały motyl z wieży kontroli lotów

dobrze go nie widać trwa spór

czy jest to niestrzęp głogowiec

czy bielinek bytomkowiec niepylak apollo

a może modraszek bagniczek z daleka

nie widać czy ma ciemne kropki na skrzydłach

skąd przyleciał z Gniezdowa z Katynia

z Witebska czy z głębi Rzeczypospolitej

nie widać czy są osmalone

 

siedzimy we łzach i wołamy

do Ciebie spoczywającego w grobie:

odpoczywaj spokojnie odpoczywaj!

odpoczywaj! Twoje wyczerpane Ciało!

odpoczywaj spokojnie odpoczywaj!

nasz grób i kamień

niech będą dla niespokojnych sumień

jak wygodna poduszka i miejsce wytchnienia

dla duszy tam w najwyższej

błogości spoczynek dla oczu

 

ścielą się ciała motyli Natalii Januszko

Barbary Maciejczyk Justyny Moniuszko

Izy Tomaszewskiej Ewy Bąkowskiej rusałki

żałobnik szlaczkonia torfowca Kasi Piskorskiej

modraszka Ikara modraszka wieszczka pazia żeglarza

rozsypały się na obrazach Marka Segala na łąkach

pod Smoleńskiem pomieszały się ciała skrzydła i pióra

 

siedzimy we łzach i wołamy

do Ciebie spoczywającego w grobie:

odpoczywaj spokojnie odpoczywaj!

 

5.

leżą róże na krzesłach

leżą róże pod krzesłami

krwawią poranione nogi

zawsze fragment dłoni

stopy ucha leżą róże

w trumnach leżą róże

w czarnych workach

ziemia jeszcze kręci się

toczą się głowy idzie tłum

cieni za nimi niosąc

na ramionach skrzydła

białe i posiwiałe

 

6.

sobota umyte okna w domu Jadwigi

na stole świąteczny biały obrus

na którym spoczęły wierzbowe kotki

w wazonie bazie na  talerzyku kawałek

wielkanocnej babki która czeka

na powrót synów matka patrzy

na wiosenne modre i turkusowe

groźne niebo gdzie trwa liturgia

światła i wody nasłuchuje co przyniesie

wschodni wiatr szepcząc linijkę wiersza

 

drży ojczyzny pogięta kołyska

 

 W utworze wykorzystano fragmenty „Pasji według świętego Mateusza” Jana Sebastiana Bacha w tłumaczeniu o. Juliana M. Śmierciaka OFM, cytat z „Ziemi jałowej” T.S. Eliota, cytaty z wierszy T. Różewicza, T Gajcego, Bułata Okudżawy i tytuły obrazów Marca Chagalla, który urodził się w Witebsku.

Fragmenty poematu Sławomira Matusza pt. „96 krzeseł i róż” znajdują się na s. 10 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Fragmenty poematu Sławomira Matusza pt. „96 krzeseł i róż” na s. 10 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

NATO: „To niezupełnie nasza wojna”. Strach innych jest tarczą Putina / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 94/2022

W 1939 roku, kiedy bomby spadały na polskie miasta, to też nie była wojna Francuzów, Anglików czy Amerykanów. Złudzenie, że wilk zaspokoi apetyt po zjedzeniu jednej owcy, nie jest dobrym drogowskazem.

Krzysztof Skowroński

Użycie siły militarnej przeciw Ukrainie po pierwsze postawi znak zapytania nad istnieniem samej Rosji, a po drugie uczyni z Ukraińców i Rosjan śmiertelnych wrogów. Od prezydenta żądamy rezygnacji z przestępczej polityki prowokowania wojny, w której Rosja stanie osamotniona wobec sił Zachodu i (…) żądamy (od Putina) podania się do dymisji.

Taki apel pojawił się na początku lutego 2022 roku na internetowej stronie Ogólnorosyjskiego Zgromadzenia Oficerów, a napisał go emerytowany generał Leonid Iwaszow (cytat za rp.pl, 7.02.2022).

A więc w rosyjskich kołach wojskowych jest opozycja. Putin ma się kogo bać, a świat może mieć nadzieję, że ktoś pozbawi „rzeźnika” władzy.

Myśl o tym, że nie będzie pokoju, dopóki na Kremlu rządzi Putin, wypowiedział premier Wielkiej Brytanii i z pewnością ma rację. Nie po to były agent KGB przez 22 lata przygotowywał się do wojny, by po miesiącu uznać swoją klęskę. W serialu House of Cards osaczony Francis Underwood wypowiada zdanie: „Nie złapią nas, bo my jesteśmy terrorystami”. Fikcyjny prezydent USA dla zachowania władzy był gotów wywołać wojnę światową. A teraz fikcji nie ma. Niestety nie oglądamy rosyjskiego serialu.

Terrorysta z Kremla jest gotowy na wszystko. Wie, że taką postawa budzi grozę wśród demokratycznych polityków.

Nikt przecież nie chce, by jego kraj w ciągu miesiąca zmienił się w ruinę A że rosyjskie rakiety mogą dosięgnąć każdego celu na świecie, przekonywać nikogo nie trzeba. Strach innych jest tarczą Putina. Dlatego 9 marca rzecznik Pentagonu stwierdził, że oddanie polskich MiG-ów do dyspozycji USA budzi poważne obawy dla całego sojuszu.

Przez pierwszy miesiąc wojny słuchaliśmy coraz bardziej dramatycznych apelów prezydenta Ukrainy o samoloty i zamknięcie nieba, i poznaliśmy odpowiedź NATO: „To niezupełnie nie jest nasza wojna”. Ta odpowiedź oczywiście nie była jednoznaczna.

W słownych deklaracjach słyszymy, że wojna na Ukrainie jest walką dobra ze złem, a ukraińscy żołnierze bronią fundamentów demokratycznego świata.

Historia się powtarza. 1 września 1939 roku, kiedy bomby spadały na polskie miasta, to też nie była wojna Francuzów, Anglików czy Amerykanów. Złudzenie, że wilk zaspokoi apetyt po zjedzeniu jednej owcy, nie jest dobrym drogowskazem. Ukraina krwawi. Zniszczone miasta, zniszczone domy, szpitale, szkoły, mosty, infrastruktura, zabici cywile, dzieci, 10 milionów ludzi musiało opuścić swoje domy. Ukraina krwawi, ale się nie poddaje.

Do tego wydania „Kuriera WNET” dołączyliśmy specjalny 16-stronnicowy dodatek, do którego polityczne kalendarium wojenne przygotował Adam Gniewecki. Dzięki niemu możemy śledzić, jak dzień po dniu zmieniała się retoryka polityczna, jakie decyzje były podejmowane, kto i co robił podczas tej wojny. Mogą w nim również Państwo przeczytać zapisy niektórych rozmów, jakie w czasie minionego miesiąca prowadziliśmy na antenie Radia Wnet.

Nie mogę Państwu życzyć miłej lektury, ale mam pewność, że w przyszłości to wydanie „Kuriera WNET” będzie cennym dokumentalnym zapisem.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

120 rocznica narodzin Józefa Mackiewicza

Znaczek poczty polskiej z Józefem Mackiewiczem

Obywatel Wielkiego Księstwa Litewskiego narodowości antykomunistycznej, publicysta i pisarz walczący o prawdę, gdyż „tylko ona jest ciekawa”. 1 kwietnia 1902 r. narodził się Józef Mackiewicz.

Józef Mackiewicz – człowiek legenda. Odważny patriota nie tylko w słowach, ale też i w czynach. Jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy i publicystów XX wieku, niewątpliwy autorytet, bojownik o prawdę, człowiek o niezwykłej biografii. Chcąc uczcić 120. rocznicę jego urodzin z wielką radością włączyliśmy się w obchody Roku Mackiewicza.

W tych słowach wiceprezes Poczty Polskiej zaprezentował wczoraj znaczek Poczty Polskiej z Józefem Mackiewiczem, który dzisiaj wchodzi do użytku. Jest to część obchodów ogłoszonego przez Sejm roku Józefa Mackiewcza. Rok 2022 był świadkiem nie tylko 120 rocznicy narodzin autora „Nie trzeba głośno mówić”, ale także śmierci jego wieloletniego populazytora Jacka Trznadla.

Nie żyje krytyk literacki Jacek Trznadel. Autor „Hańby domowej” miał 91 lat

Urodzony w 1902 r. w Petersburgu Józef Mackiewicz przeniósł się w wieku pięć lat do Wilna. W mieście tym uczył się i studiował. Od 1923 r. pracował w wileńskim dzienniku „Słowo”. Na jego łamach drukowane były reportaże z północno-wschodnich Kresów Rzeczypospolitej wydane w 1938 r. w zbiorze „Bunt Rojstów”.

Bunt Rojstów – Józef Mackiewicz – recenzja

Józef Mackiewicz czuł się związany z dziedzictwem Wielkiego Księstwa Litewskiego protestując przeciwko prześladowaniu przez polskie władze mniejszości narodowych i religijnych. W duchu pogodzenia między narodami dawnego Wielkiego Księstwa pisał także po 1939 r. w przekazanym przez Sowietów Litwinom Wilnie.

Rok 2022 rokiem Józefa Mackiewicza. Prof. Bolecki: był nie tylko twórcą antykomunistycznym, ale i antypolitycznym

Głównym rysem pisarskiej działalności Józefa Mackiewicza był jego antykomunizm. W wieku 17 lat wziął udział na ochotnika w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1941, w okupowanym przez Niemców Wilnie napisał kilka artykułów antykomunistycznych do gadzinowego „Gońca Codziennego”, co stało się przyczyną późniejszych oskarżeń o kolaborację. W maju 1943 r. Mackiewicz, na zaproszenie Niemców i za zgodą polskiej konspiracji, znalazł się w składzie delegacji wizytującej groby polskich oficerów w Katyniu.

Prawda zwycięża, ale droga do zwycięstwa jest usłana cierniami. Spotkanie sprzed lat Jana Bogatki z Józefem Mackiewiczem

Kolejne lata swego życia autor Zbrodnii katyńskiej w świetle dokumentów poświęcił na walkę o prawdę na temat sowieckiej zbrodni na polskich jeńcach. Pozostający po wojnie na emigracji (od 1955 r. w Monachium) Mackiewicz był na cenzurowanym w rządzonej przez komunistów Polsce. Jednak radykalne tezy i poglądy autora „Watykanu w cieniu czerwonej gwiazdy” były trudne do przyjęcia także w środowisku emigracyjnym. Skonfliktował się z Janem Nowakiem Jeziorańskim.

Polemika w sprawie konfliktu Józef Mackiewicz – Jan Nowak Jeziorański/ Konrad Tatarowski, „Kurier WNET” nr 77/2020

Mimo kontrowersji Mackiewicz jest wspominany jako nauczyciel niepokornych, niechcących się pogodzić z rzeczywistością PRL-u.

Mackiewicz napisał: „Tylko prawda jest ciekawa”. W latach 80. całe niepokorne pokolenie uczyło się na Mackiewiczu

A.P.

Czy jest możliwe, aby bł. Stefan Wyszyński wniósł nową moc i energię w nasz naród i trawiony kryzysem Kościół Polski?

Jakiej Polski chcecie? Czy Polski bez wiary w Boga i ludzi, a więc bez ideałów, bez zdolności do poświęcenia i ofiary… Drodzy moi! Ja tylko was pytam. Nie czynię wymówek. Nie oskarżam. Ja tylko pytam.

s. Katarzyna Purska USJK

Uroczystość beatyfikacyjna była niezwykle piękna i podniosła (…) A co potem? Nie zauważyłam, aby w kolejnych miesiącach wśród księży i ich parafian wzrosło zainteresowanie osobą i nauczaniem Księdza Prymasa. Zagadkowe jest pominięcie milczeniem osoby, która mogła stać się darem na te czasy.

Spętani lękiem przed pandemią, przed wojną z Białorusią, groźbą rosyjską, troską o byt, wróciliśmy do zmagań z codzienną rzeczywistością. Czy wobec tego jest możliwe, aby bł. Stefan Wyszyński wniósł nową moc i energię w nasz naród i trawiony kryzysem Kościół Polski?

Papież Pius XII widział w nim proroka, kogoś, kto pokazał regułę zwycięstwa”. Odkryć tę regułę oznacza dziś odnaleźć światło, dzięki któremu zobaczymy dalej i więcej, niż dotąd pozwalał panujący wokół nas półmrok. Niewątpliwie Prymas Wyszyński był człowiekiem wielkiego formatu i takim autorytetem, że dziś nie ma sobie równych wśród pasterzy Kościoła katolickiego w Polsce. Co zatem mówi do nas nasz ostatni Interrex?

„Najmilsi! Jeśliby ktoś miał wątpliwości, czy Naród Polski jest jednością, to ja czuję, że mam prawo dziś Wam odpowiedzieć. I nie wiem, kto miałby większe w tej chwili prawo do tego! (…) Polska jest jednością, Polska jest całością, Polska jest jednym sercem, Polska jest jednym ramieniem” powiedział podczas kazania ingresowego arcybiskup Wyszyński. (…)

Teza o Polakach, którzy z natury są kłótliwi i zawistni, nie tłumaczy, dlaczego ks. Prymas stwierdził, że naród nasz jest jednością. Wszak w czasach, kiedy wypowiedział te słowa, sytuacja społeczna w kraju wcale nie wyglądała lepiej. Ludzie byli przestraszeni, nieufni wobec siebie i skłóceni, do czego zresztą w niemałym stopniu przyczyniła się komunistyczna władza oraz „siły zewnętrzne”. Co więcej, spory polityczne i konflikty społeczne miały miejsce w odległej historii, i to nie tylko naszego narodu. (…)

Całe życie ks. Stefana Wyszyńskiego było związane z kultem Matki Bożej Częstochowskiej. Jasna Góra, cudowny wizerunek Czarnej Madonny, to było jego duchowe centrum. Znajdował tu siły i inspirację do podejmowania ciężaru odpowiedzialności za Kościół i dalszych inicjatyw duszpasterskich. Ikona Czarnej Madonny to typ Hodegetrii, czyli „wskazującej drogę”. Bł. Stefan Wyszyński od dzieciństwa słyszał od rodziców: „Gdzie Maryja, tam jest prawdziwa wiara”.

Cześć dla Matki Bożej podzielał z nim jego wielki poprzednik – kard. August Hlond, który na łożu śmierci zapowiedział: „Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie zwycięstwem Matki Najświętszej”. Przejęty dogłębnie tym proroctwem, nowy Pasterz Kościoła katolickiego w Polsce prowadził naród drogą Maryi. W okresie przygotowań Kościoła do obchodów millenijnych mówił, że do Tysiąclecia Chrztu trzeba Polskę prowadzić ze śpiewem: „Bogurodzico Dziewico, Bogiem sławiena Maryjo”. Kult Matki Bożej jest trwale wpisany w religijność Polaków.

Naśladowanie Jezusa Chrystusa wielu ludziom wydaje się nieosiągalne, lecz Matka Boża jawi im się jako bliska, podobna do nich poprzez życie, które prowadziła w Nazarecie: proste, zwyczajne i pełne pracowitego trudu.

Ks. Kardynał Wyszyński był profesorem i znawcą katolickiej nauki społecznej. Refleksja naukowa przyszłego prymasa w okresie międzywojennym skupiała się na marksizmie i kapitalizmie jako dwóch fundamentalnych zagrożeniach społecznych, które determinowały kształtowanie relacji międzyludzkich bez odniesienia do Boga i Jego Prawa. W związku z tym studiował uważnie Kapitał Marksa i doskonale znał filozofię marksistowską, lepiej od wielu komunistów.

Wobec próby budowania dla doraźnych celów ideologicznych porządku społecznego bez poszanowania dla prawdy i wartości podstawowych, przykład Maryi był bezcenny. Wrażliwa na potrzeby innych ludzi i solidarna z nimi, skromna, uważna i zawsze gotowa do niesienia pomocy Maryja to Osoba obdarzona niezbywalną godnością, a nie jednostka ludzka podporządkowana masie. Zamiast walki klas ukazywała drogę służby we wspólnocie z innymi.

Wskazując na Matkę Bożą, ks. Prymas Wyszyński uczył ludzi, kim naprawdę jest człowiek, jaka jest jego prawdziwa natura i jaką rolę odgrywa w odwiecznym planie Bożym. W ten sposób wyrażał również swój sprzeciw wobec tego, co nazwał „zdradą natury ludzkiej”. Mówił i pisał: „Śmierć Boga przyniosła śmierć człowieka”. (…)

Zenon Kliszko, odpowiedzialny za politykę państwa wobec Kościoła, podobno w czerwcu 1958 r. powiedział: „Wyszyńskiego opanowała jakaś szaleńcza idea, że tutaj w Polsce rozstrzygną się losy światowego komunizmu”. Ciekawe, na czym opierał tę „szaleńczą ideę”, która spełniła się na naszych oczach?

Jednakże w tamtych czasach, tuż przed internowaniem, nie tylko katolicy otwarci – jak byśmy ich dzisiaj nazwali – lecz także wielu księży, a nawet biskupi mówili o nim z lekceważeniem: „Prymas Hodegetria”. Poddany krytyce, prowadził Kościół w Polsce w przekonaniu, że kiedy go zabraknie, „nowe światła i nowe moce da Bóg w swoim czasie”. (…)

1.07. 1949 r. Papież Pius XII przypomniał treść encykliki Divini Redemptoris z roku 1937, w myśl której każdy, kto propaguje komunizm albo choćby współpracuje z komunistami, ściąga na siebie klątwę kościelną. Komuniści nazwali to próbą ingerencji Watykanu w sprawy państwa i zażądali, aby Prymas nazwał dekret wydany przez Piusa XII nawoływaniem do zdrady ojczyzny. Wyszyński wiedział, że jeśli to uczyni, zdradzi Kościół; jeśli nie – przyzna, że jest „wrogiem Polski”. Jak się okazuje, w przyszłości jeszcze nieraz Kościół Polski musiał stanąć wobec takiego dylematu moralnego. Ks. Prymas był świadomy, że toczy się zacięta walka pomiędzy Państwem a Kościołem i to on będzie musiał wziąć odpowiedzialność za drogę, którą podąży naród i Kościół katolicki w naszej ojczyźnie.

W styczniu 1950 r. nastąpiła likwidacja kościelnego Zrzeszenia Caritas. Od 21 stycznia 1953 r. toczył się proces księży i pracowników kurii krakowskiej oskarżonych o działalność szpiegowską na rzecz Stanów Zjednoczonych, a 14.09. 1953 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie stanął kielecki biskup Czesław Kaczmarek i został skazany w sfingowanym procesie pokazowym na 12 lat więzienia. Wobec tej straszliwej sytuacji politycznej, w Wielki Czwartek Prymas powiedział do swoich kapłanów:

„Nie lękajcie się prześladowców Boga! W walce z Bogiem ujawnia się bowiem największa ich słabość. Pamiętajcie, że prześladowcy sami zazwyczaj doznają największej trwogi i godni są naszego współczucia. Wiedzą oni bowiem, że czynią nieprawość”.

Gdy 9.02. 1953 r. został ogłoszony dekret Rady Państwa „o tworzeniu, obsadzaniu i znoszeniu duchownych stanowisk kościelnych”, który dawał prawo do kontrolowania i unieważniania każdej nominacji i aktu prawnego Kościoła, odpowiedzią Prymasa było słynne „non possumus”: „Rzeczy bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus. Nie możemy”.

(…) Niezłomny Prymas Tysiąclecia doczekał się spełnienia swojego proroctwa, które wypowiedział w 1957 r.: „Los komunizmu rozstrzygnie się w Polsce. Jak Polska się uchrześcijani, stanie się wielką siłą moralną, komunizm sam przez się upadnie. Losy komunizmu rozstrzygną się nie w Rosji, lecz w Polsce. Polska pokaże całemu światu, jak się brać do komunizmu i cały świat będzie jej wdzięczny za to”. Proroctwo to nie fatum, nie ślepy los, który determinuje historię ludzi i narodów. Polska stanie się wielką siłą moralną dopiero wtedy, gdy się „uchrześcijani”.

Szereg lat później, 22.03. 1972 r. do młodzieży akademickiej Kardynał Wyszyński mówił: „Zapytajmy samych siebie, jakiej chcę Polski?… Przemawia do was syn Narodu, który kocha swoją ojczyznę. A kochać ją to znaczy miłować wszystko, co Polskę stanowi.

Jakiej więc Polski chcecie? Czy chcesz Polski bezdzietnej, w której tak wielu nienarodzonych Polaków idzie do… kanałów? Czy chcesz Polski bez wiary w Boga i ludzi, a więc bez ideałów, bez porywów i wzlotów, bez zdolności do poświęcenia i ofiary… Drodzy moi! Ja tylko was pytam. Nie czynię wymówek. Nie oskarżam. Ja tylko pytam: Jakiej chcecie Polski? W rachunku sumienia można i trzeba postawić to pytanie”.

Cały artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „Błogosławiony Kardynał Stefan Wyszyński do Europejki, która mieszka w Warszawie” znajduje się na s. 8 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „Błogosławiony Kardynał Stefan Wyszyński do Europejki, która mieszka w Warszawie” na s. 8 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Andrzej Nowak: Finlandyzacja Europy i oddzielenie jej od USA to plan Putina realizowany wspólnie z Chinami

Pan historii jest gdzie indziej, znacznie wyżej, tam, gdzie John Lennon zakładał, że nie ma nikogo i próbował przekonać o tym miliony młodych ludzi i pokolenie, które dzisiaj rządzi Europą Zachodnią.

Krzysztof Skowroński, prof. Andrzej Nowak

Myślę, że w sztuce operacyjnej, która mieści się gdzieś między taktyką a strategią, niewątpliwie celem bardziej praktycznie ważnym dla Rosji jest rozbicie Zachodu, jest przekonanie własnej opinii publicznej, ale także Europejczyków – tych, którzy mieszkają w Niemczech, we Francji – że Zachód jest fikcją i że trzeba porozumieć się z Rosją. Berlin, Paryż powinny porozumieć się z Rosją, po pierwsze, żeby uspokoić sytuację, a po drugie – by zapewnić sobie dostawy gazu, bardzo ważnego zwłaszcza dla Niemców, którym bodajże jedną trzecią tego ważnego surowca dostarcza właśnie Rosja.

Bez dobrych stosunków z Rosją nie da się po prostu żyć spokojnie, a na tym niemieckiemu Bürgerowi, jak mówią rosyjscy komentatorzy, zależy najbardziej. W związku z tym serce niemieckiego Bürgera bije w tej sprawie jednym rytmem z sercem rosyjskim.

To jest, myślę, dzisiejsza mądrość dnia, która jednocześnie łączy się z możliwością agresji, wciąż jak najbardziej realną w najbliższym czasie, dokonanej na skalę taką, która nie sprowokuje odwetu „w pełnym wymiarze” ze strony Zachodu. (…)

Na czym miałoby to polegać?

Po prostu na wkroczeniu wojska rosyjskiego do tzw. Republiki Ługańskiej i Donieckiej. Bo oczywiście w tej sprawie nikt na Zachodzie palcem nie kiwnie, jeśli Rosja to zrobi.

(…) Tego rodzaju sukces, myślę, jest jednym z bardzo możliwych wariantów zagrania, które Putin może wykonać. Ta wielka gra, wielkie szachy będą trwały i myślę, że najważniejszym celem tej rozgrywki w najbliższych kilkunastu miesiącach, może trochę dłużej, jest doprowadzenie do sytuacji rozdzielającej definitywnie Europę od Ameryki, Europę starych imperiów, czyli Europę karolińsko-francusko-niemiecką od Ameryki. To stary projekt, który trwa co najmniej od pomysłu Breżniewa zwołania Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. O to chodziło w tym manewrze.

Marzenia o Europie od Władywostoku do Atlantyku, ta wizja, która jest na Kremlu, w Berlinie i w Paryżu od wielu lat obecna, może się ziścić.

Tak, ale warto odczytać ją prawidłowo. Europa od Władywostoku do Atlantyku, a nie od Atlantyku do Władywostoku. To znaczy – zjednoczycielem jest Rosja, a nie biedny generał de Gaulle, który leży już na cmentarzyku w swoim Colombey-les-Deux-Églises od lat ponad pięćdziesięciu, a Rosja realizuje ten plan nie dla Francji, tylko wyłącznie po to, żeby sfinlandyzować Europę, zneutralizować ją w decydującym konflikcie z atlantyckim potworem, czyli ze Stanami Zjednoczonymi; w konflikcie, który Rosja rozgrywa, oczywiście tymczasowo, w bardzo ciekawy sposób wspólnie z Chinami.

To jest też ważne pytanie o to, co zrobią Chiny w ciągu najbliższych dni i najbliższych lat. A Chiny mierzą swoją politykę nie w skali dni, ale lat i stuleci.

Geopolityczny pesymizm możemy sami w sobie wyzwolić, obserwując świat. A teraz oczekuję od Pana Profesora słów optymistycznych – nadziei.

Nadzieja jest taka, że na pewno nie jest Panem historii ani prezydent czy przewodniczący, czy cesarz Chin – wszystko jedno, jak go nazwiemy; ani, tym bardziej, troszeczkę manewrowany przez niego Władimir Putin, ani też amerykański prezydent. Pan historii jest gdzie indziej, znacznie wyżej, tam, gdzie John Lennon zakładał, że nie ma nikogo i próbował przekonać o tym – i przekonał, niestety, razem z kulturą hipisowską – miliony młodych ludzi i to pokolenie, które dzisiaj rządzi Europą Zachodnią.

Rządzenie Europą Zachodnią czy światem zachodnim przez nihilistyczne elity dziadków z ʾ68 roku, ich dzieci i już może nawet wnuki oznacza, że ci ludzie, którzy rządzą dzisiaj Zachodem, prowadzą go do samobójstwa – to mnie najbardziej obchodzi, najbardziej martwi, nie manewry Putina, nie manewry prezydenta Chin; to są wszystko rzeczy wtórne.

Najważniejsze jest to, żeby Zachód uratował się przed samobójstwem. Otóż to zależy nie tylko od tych samobójców, którzy rządzą dzisiaj Brukselą, Strasburgiem, którzy skupiają się dzisiaj głównie na tym, jak upokorzyć Polskę, którzy traktują kwestie Rosji, Chin jako drugo- czy trzeciorzędne w tej zacietrzewionej, ideologicznej walce o likwidację ostatnich czołgów czy ostatnich pozostałości starej Europy, Europy tradycji, Europy ojczyzn, Europy kultury po prostu.

Ta wielka walka, najważniejsza dla mnie walka, która toczy się w tej chwili w moim świecie, w świecie zachodnim, w świecie europejskim, nie rozstrzygnie się tylko w oparciu o plany ideologiczne tych właśnie, którzy dzisiaj rządzą Europą, ale Pan historii jest ponad nami i myślę, że ta perspektywa powinna nam przywracać nadzieję. Zło nie ma zagwarantowanego zwycięstwa w historii.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem pt. „Zło nie ma zagwarantowanego zwycięstwa w historii” znajduje się na s. 9 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem pt. „Zło nie ma zagwarantowanego zwycięstwa w historii” na s. 9 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Ostateczne rozwiązanie”: w niespełna półtorej godziny, przy koniaku i cygarach / Jacek Wanzek, „Kurier WNET” 93/2022

Konferencja w Wannsee nie była tajemną schadzką bandy szalonych terrorystów, ale oficjalnym zebraniem przedstawicieli władz jednego z największych narodów Europy. Ponad połowa miała tytuły doktorskie.

Jacek Wanzek

Nad pięknym modrym Wannsee

80 rocznica słynnej konferencji nazistowskich zbrodniarzy

Dzielnica Wannsee położona na peryferiach Berlina od lat urzeka naturalnym pięknem i przyciąga tysiące amatorów wodnego wypoczynku. To właśnie tutaj ponad 80 lat temu, w malowniczo położonej willi SS doszło do spotkania, które zapisało się na kartach historii jako konferencja w Wannsee. Podczas trwającego niespełna półtorej godziny posiedzenia dyskutowano na temat „ostatecznego rozwiązania”, którego ofiarą miało paść blisko 11 milionów europejskich Żydów.

Było mroźne wtorkowe popołudnie 20 I 1942 roku. Pod willę przy Am Grossen Wannsee 56/58 podjeżdżały limuzyny nazistowskich dygnitarzy. Konferencję zorganizował Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy, na czele którego stał 38-letni wówczas Reinhard Heydrich. Pierwotnie narada została zaplanowana na 9 XII 1941 r., jednak po japońskim ataku na amerykańską bazę w Pearl Harbor zdecydowano przełożyć spotkanie na później. Przybyłych powitał gospodarz spotkania, Heydrich, i przedstawił zgromadzonym pełnomocnictwo od marszałka Rzeszy, Hermanna Göringa, który mianował go „pełnomocnikiem w sprawie przygotowania ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.

Göring pisał do Heydricha: „W uzupełnieniu zadania zleconego Panu niedawno rozporządzeniem z dnia 24 I 1939 r. doprowadzenia kwestii żydowskiej drogą emigracji lub ewakuacji do możliwie najpomyślniejszego rozwiązania w obecnych warunkach, upoważniam Pana niniejszym do wykonania wszystkich niezbędnych pod względem organizacyjnym, rzeczowym i materialnym przygotowań do całkowitego rozwiązania kwestii żydowskiej w niemieckiej strefie wpływów w Europie. O ile przy tym naruszony zostanie zakres kompetencji innych centralnych instancji, należy wciągnąć je do współpracy”.

Był to jasny sygnał dla zebranych, że Heydrich otrzymał rozkaz od najwyższych władz III Rzeszy i że SS będzie sprawować kontrolę nad procesem deportacji. Szef RSHA zaznaczył przy tym cel konferencji – uzgodnienie linii działania wszystkich instancji centralnych zaangażowanych w sprawy związane z omawianym „Endlösung der Judenfrage”, czyli „ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej”.

„Ewakuacja” na wschód

Realizacja zbrodniczego planu nazistów wymagała czynnej współpracy wszystkich ministerstw i służb. Do rozmów zaproszono m.in. sekretarzy Kancelarii Rzeszy, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Urzędu Rasy i Osadnictwa oraz kilku innych urzędów państwowych. Obecni byli również przedstawiciele władz Generalnego Gubernatorstwa, którym przewodził doktor Josef Bühler – sekretarz stanu GG. Heydrich podczas swojej przemowy obwieścił zmianę dotychczasowej polityki wobec Żydów, która zakładała tzw. ewakuację na wschód. Przez lata naziści wierzyli, że Żydów będzie można dokądś przesiedlić, realizując w ten sposób ostateczne rozwiązanie.

Oczywiście ludność żydowska ginęłaby w wyniku katorżniczej pracy lub w obozach koncentracyjnych, jednak nie zakładano pierwotnie masowej zagłady całego narodu, przynajmniej do 1941 roku. W styczniu 1942 r. wspomniana przez Reinharda Heydricha „ewakuacja” miała już w nazistowskiej nomenklaturze oznaczać fizyczną eksterminację 11 mln Żydów, z których około połowa wciąż pozostawała poza niemiecką strefą wpływów.

Protokół konferencji umyślnie został napisany eufemistycznym i niejasnym językiem. Jego treść była kilkakrotnie sprawdzana przez Heydricha i szefa gestapo, Mullera. Musieli oni mieć pewność, że jedynie osoby do tego powołane będą w stanie niedwuznacznie rozszyfrować treść protokołu oraz sugerowane w nim zalecenia.

Według założeń nazistowskiego planu, deportowani na wschód Żydzi mieli ginąć podczas pracy ponad siły przy budowie tzw. Durchgangstrasse IV – trasy i linii kolejowej prowadzącej z Rzeszy na front wschodni. Ci, którzy nie nadawali się do pracy, mieli zostać poddani „odpowiedniemu traktowaniu”, co oznaczało śmierć natychmiast po przybyciu.

„Sterylizacja albo śmierć!”

Po omówieniu przez Heydricha założeń planu „ostatecznego rozwiązania”, wśród zgromadzonych wywiązała się żywa wymiana poglądów. O czym rozmawiali na spotkaniu prominenci Trzeciej Rzeszy, możemy dowiedzieć się dzięki protokołowi spisanemu podczas konferencji przez Adolfa Eichmanna – kierownika referatu spraw żydowskich w RSHA. Co ciekawe, jedyna kopia protokołu tej konferencji ocalała przez przypadek. Był to egzemplarz należący do Martina Luthra – podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, który w 1943 r. trafił do obozu w Sachsenhausen za spiskowanie przeciw Ribbentropowi. Jego kopia numer 16 protokołu z Wannsee z niewiadomych przyczyn została włączona do akt sprawy przeciwko niemu, gdzie przeleżała do końca wojny. W 1947 r. natrafił na nią Robert Kempner, jeden z głównych oskarżycieli podczas procesu norymberskiego.

Stenogramy spisane przez Eichmanna stanowią niezwykle ważny dowód w sprawie sposobu planowania niemieckich zbrodni w ramach „Endlösung”. Z dokumentu tego wynika, że dyskusja skupiła się wokół „skomplikowanych zagadnień prawnych”, traktujących m.in. o tym, jak podchodzić do kwestii tzw. mischlingów – pół- i ćwierć-Żydów.

Za podstawę prawną posłużyły uchwalone w 1935 r. ustawy norymberskie. Według nich za Żyda półkrwi uznawano każdego, kto ma w swoim drzewie genealogicznym dwoje żydowskich dziadków, natomiast Żydem ćwierćkrwi była każda osoba posiadająca jednego żydowskiego dziadka. Poruszono także kwestię małżeństw mieszanych.

Przy koniaku i pośród kłębów dymu cygar deliberowano, czy „mieszańców” należy eksterminować, czy „jedynie” poddać obowiązkowej sterylizacji, by przeciwdziałać narodzinom kolejnych pokoleń „mischlingów” i ostateczne oczyścić z nich naród niemiecki. Żywą dyskusję wywołała także kwestia „różnych rodzajów rozwiązania problemów”, co w rzeczywistości oznaczało konkretne metody zabijania europejskich Żydów.

Zastępca Hansa Franka, Josef Bühler, nalegał, by proces eksterminacji rozpocząć od Generalnej Guberni, w granicach której znajdowało się blisko 2,5 mln Żydów. Argumentował on, iż Żydzi w Polsce są zarzewiem epidemii tyfusu, a także stanowią ogromne obciążenie dla struktur gospodarczych kraju, dlatego należy pozbyć się ich w pierwszej kolejności. Zaraz po tym cała Europa miałaby zostać „przeczesana” z Zachodu na Wschód.

Konferencja w Wannsee a geneza Zagłady

Konferencja w Wannsee jest powszechnie uważana za najważniejsze spotkanie w historii hitlerowskiego planu „ostatecznego rozwiązania”, jednak niesłusznie. Panuje bowiem błędne przekonanie, jakoby wtedy podjęto decyzję o wprowadzeniu w życie planu masowej eksterminacji ludności żydowskiej. Ma ona olbrzymie znaczenie jako źródło dowodów na temat ludobójczej polityki hitlerowców, ale była jedynie spotkaniem wykonawczym. Zgromadzeni na niej przedstawiciele różnych urzędów państwowych nie mieli podejmować kluczowych decyzji, a jedynie zaznajomić się z postanowieniami podjętymi na najwyższym szczeblu. Celem konferencji było więc jedynie skoordynowanie wszelkich działań związanych z wprowadzeniem w życie „ostatecznego rozwiązania”. Oczywiście geneza Holokaustu jest bardzo złożona i nie można sprowadzić jej do jednej decyzji podjętej jednego dnia.

Już w styczniu 1939 r. Hitler zagroził, że wybuch kolejnej wojny będzie skutkował wytępieniem narodu żydowskiego. Niespełna trzy lata później, po wydarzeniach na Pacyfiku w grudniu 1941 r., potwierdził te słowa, mówiąc: „Mamy wojnę światową. Zagłada Żydów musi być konieczną konsekwencją”.

Według Hitlera to właśnie międzynarodowe żydostwo sprowokowało światowy konflikt, a Roosevelt i Stalin mieli być przez nie manipulowani. Nazistowscy notable zrozumieli przesłanie swojego fuhrera. Już kilka dni później szef Generalnej Guberni Hans Frank powiedział do swych podwładnych w Krakowie: „Moi panowie, zmuszony jestem prosić panów o uodpornienie się przeciwko wszelkim względom litości. Musimy Żydów tępić, gdziekolwiek ich spotkamy i gdzie się tylko da, aby utrzymać tu w całości strukturę Rzeszy”.

Za kolejny dowód na to, że decyzje o eksterminacji Żydów zostały podjęte jeszcze przed konferencją w Wannsee, niech posłuży fakt istnienia obozu w Chełmnie nad Nerem, powstałego jesienią 1941 r. Trafiali do niego przede wszystkim Żydzi z wcielonego do III Rzeszy „Kraju Warty”. Do uśmiercania ofiar wykorzystywano początkowo metody sprawdzone już podczas programu eutanazji T4 w poprzednich latach, a mianowicie ciężarówki. Zapędzeni na paki samochodów Żydzi umierali w męczarniach w wyniku zatrucia tlenkiem węgla. Zofia Szałek, naoczny świadek pierwszych mordów, wspominała: „Strasznie ich bili. Przyjechali w zimie, na nogach mieli drewniane chodaki… Potem się rozbierali. Były tam wielkie sterty ich ubrań… Tych, którzy byli już nadzy, pędzono do ciężarówek. Jaki to był krzyk! Oni tak strasznie krzyczeli, nie można było tego znieść!”. Powstanie obozu w Chełmnie było kluczowym momentem realizacji „ostatecznego rozwiązania”.

Kulminacja zbrodni

Eksterminacja europejskich Żydów była zatem kulminacją zbrodniczych procesów, które ulegały narastającej radykalizacji. Przełomowym momentem była niemiecka inwazja na Związek Radziecki w czerwcu 1941 r., kiedy to masowe rozstrzeliwania żydowskich mężczyzn w wieku poborowym przerodziły się błyskawicznie w festiwal zabijania kobiet, starców i dzieci. W ten sposób jeszcze przed konferencją w Wannsee reżim nazistowski udowodnił, iż potrafi dokonać czegoś znacznie gorszego od deportacji Żydów na Madagaskar, do Polski czy do ZSRR.

Do końca 1941 r. na nowo podbitych terenach wschodnich Niemcy rozstrzelali i pogrzebali blisko dziewięćset tysięcy Żydów.

Rzeczywistość eufemistycznie określanych „przesiedleń”, o których była mowa podczas narady w Wannsee, doskonale oddaje poniższy cytat: „Miejsce przesiedlenia: na miejscu przesiedlenia znajduje się osiem rowów. Przy każdym rowie pracować powinien oddział dziesięciu oficerów i żołnierzy, których należy zmieniać co dwie godziny”.

W taki oto sposób oddziały Einsatzgruppen „przesiedliły” w ciągu zaledwie kilku dni blisko 34 tysiące kijowskich Żydów, których wymordowano podczas słynnej masakry w Babim Jarze we wrześniu 1941 r. Takich masakr dokonywano na podbitych terenach setki.

Gdy okazało się, że do błyskawicznego zwycięstwa nad Związkiem Radzieckim jednak nie dojdzie, polityka nazistów względem Żydów uległa drastycznemu zaostrzeniu. Sprawę dodatkowo pogarszało włączenie się Stanów Zjednoczonych do wojny.

Stało się jasne, że Niemcy nigdy nie zawładną ogromnymi terenami, które pozwoliłyby na „ostateczne rozwiązanie” oparte na rzeczywistych deportacjach za Ural lub na Madagaskar. Pierwotny plan podbicia ZSRR ustąpił więc nowemu priorytetowi – kompletnej eksterminacji Żydów.

Szacuje się, że pod niemiecką okupacją śmierć poniosło około 5,4 miliona Żydów. Niemal połowę z nich zamordowano na wschód od linii Ribbentrop–Mołotow za pomocą roztrzeliwań, a czasem gazu. Resztę zabito na zachód od tej linii, zazwyczaj wykorzystując gaz, czasem kule. Ginęli wszyscy: mężczyźni, kobiety, starcy i dzieci. Mordowano ich w lasach, jarach, gettach, obozach, w miastach i na wsiach – wszędzie tam, gdzie dopadła ich idea niemieckiego „ostatecznego rozwiązania”, którą jednomyślnie poparli uczestnicy feralnej narady w styczniu 1942 r.

Warto również podkreślić, iż konferencja w Wannsee nie była potajemną schadzką bandy szalonych terrorystów, ale oficjalnym zebraniem przedstawicieli władz jednego z największych narodów Europy. Ponad połowa miała tytuły doktorskie. W ciągu 90 minut przesądzili o losie milionów istnień, po czym zjedli obiad, popijając go koniakiem. Żaden z nich nie zakwestionował planów masowej eksterminacji milionów ludzi. Żaden.

Artykuł Jacka Wanzeka pt. „Nad pięknym, modrym Wannsee” znajduje się na s. 7 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jacka Wanzeka pt. „Nad pięknym, modrym Wannsee” na s. 7 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Opinia świata o rusofobii Polaków przeszkadza w korzystaniu z naszych doświadczeń / Jan Martini, „Kurier WNET” 93/2022

Minęło 50 lat i znowu „wygraliśmy zimną wojnę”. Imperium zła się zmniejszyło, ale nie zostało pokonane. Komu zależało na stabilnej Rosji? Czy Rosjanie mieli jakiś „parasol” w kręgach decyzyjnych USA?

Jan Martini

Rosja przewidywalna czy nieprzewidywalna?

Często słyszy się opinię, że nie wiadomo co zrobi Putin, bo to gracz kompletnie nieprzewidywalny. Bywali jednak ludzie, którzy z dużą akuratnością potrafili przewidywać działania Rosji i jej przywódców, ale ich prognoz nikt nie chciał słuchać.

W Polsce do takich ludzi należał niedawno zmarły dr Jerzy Targalski. Właśnie wśród Polaków najłatwiej jest znaleźć specjalistów „od przewidywania” Rosji, bo mamy kilkuwiekowe doświadczenia w obcowaniu z imperializmem rosyjskim. Niestety powszechna w świecie opinia o rusofobii Polaków w zasadzie uniemożliwia korzystanie z naszych doświadczeń i dlatego nikt nie traktował poważnie także ostrzeżeń prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Rzadkim przykładem anglosaskiego „rusofoba”, czy raczej realisty, był amerykański generał George Patton, który kierował ciężkie zarzuty pod adresem ówczesnych polityków. Dopiero z dzisiejszej perspektywy widać, jak trafne były jego przewidywania:

„Pozwolili nam wykopać w cholerę jednego gnoja, a jednocześnie zmusili, żebyśmy pomogli usadowić się następnemu, równie złemu albo jeszcze gorszemu niż tamten. (…) Wygraliśmy tylko szereg bitew, nie wojnę o pokój. (…) Będziemy potrzebowali nieustającej pomocy Wszechmogącego, jeśli mamy żyć na jednym świecie ze Stalinem i jego morderczymi zbirami”. „Po raz pierwszy od stuleci pozwoliliśmy siłom Czyngis-chana wejść do Europy Środkowej i Zachodniej (…) w naszych czasach nie będzie pokoju, a Amerykanie, także ci, którzy się dopiero urodzą, będą musieli walczyć z Rosjanami jutro, albo za piętnaście, czy dwadzieścia lat. Dzisiaj powinniśmy powiedzieć Rosjanom, że mają iść w cholerę, zamiast ich słuchać, kiedy nam mówią, że mamy się cofnąć”.

Pattonowi nie pozwolono wyzwolić Pragi i został zmuszony do wycofania się z Czechosłowacji, która mocą uzgodnień alianckich została przeznaczona do „wyzwolenia” przez Sowietów. Musiał także wstrzymać się przed wkroczeniem do Berlina, choć jego patrole dotarły już do przedmieść miasta 13 kwietnia 1945 roku. Pierwszą „samowolkę” generał wykonał w marcu 1945 roku, forsując Ren, choć naczelny dowódca Dwight Eisenhower zamierzał przekroczyć Ren dopiero w maju, „kiedy wody opadną”. Na obawy ludzi zaniepokojonych o przyszłość Europy naczelny wódz odpowiadał w żołnierskich słowach: „Mam w dupie polityczną przyszłość Europy. Chcę tylko bezpiecznie doprowadzić swoich chłopców do domu”.

3 Armia amerykańska dowodzona przez Pattona wyzwalała Francję, spotykając się z wielkim entuzjazmem ludności, ale ze względów politycznych nie mogła wkroczyć do Paryża, bo trzeba było poczekać na zorganizowanie trzydniowego powstania i dowiezienie Armii Wolnych Francuzów…

Patton nie zdawał sobie sprawy ze stopnia infiltracji agentury komunistycznej w rządzie Stanów Zjednoczonych. Dziś szacuje się, że w administracji federalnej USA działało około 400 agentów komunistycznych – wśród nich byli też najbliżsi współpracownicy prezydenta Roosevelta.

W tamtym czasie komunizm wydawał się niezwykle atrakcyjną ideą („świat bez wyzysku człowieka przez człowieka”), nie istniały jeszcze efektywne służby kontrwywiadowcze, a prawdziwe oblicze bolszewizmu nie było powszechnie znane.

Co do natury komunizmu, żadnych wątpliwości nie miał premier Churchill, który podobnie jak generał Patton, zdawał sobie sprawę, że II wojna światowa zostanie przegrana, jeśli nie doprowadzi się do zwycięstwa demokracji. Dlatego ci dwaj ludzie myśleli o kontynuowaniu wojny, w której alianci zachodni mieli konkretną przewagę.

Pomijając fakt, że broń atomową wówczas mieli tylko Amerykanie, alianci zachodni dysponowali sprawnym zaopatrzeniem i przewagą w powietrzu. Sowieckie masy wojska i sprzętu (8 tysięcy czołgów, ciężarówki przeważnie produkcji amerykańskiej) przy przerwaniu zaopatrzenia – dostaw paliwa, amunicji i żywności – byłyby w zasadzie bezużyteczne.

Patton spotykał się z entuzjazmem na wyzwalanych przez Amerykanów terenach – masy uwolnionych robotników przymusowych i jeńców wręcz błagały generała o przyjęcie w szeregi jego armii. W Polsce istniał wielki i dobrze zorganizowany ruch oporu, gotowy wesprzeć działania amerykańskie. Z tego oczywiście zdawali sobie sprawę Sowieci, dlatego postanowili Pattona „zneutralizować”. Naprzód dzięki ich intrygom pozbawiono generała dowództwa 3 Armii, a następnie po kilku próbach zamachu, zamordowano.

Szczególnie perfidna była jedna z tych prób – klasyczna operacja „pod fałszywą flagą”. Gdy generał leciał samolotem z Niemiec do Anglii, nad Francją jego samolot został ostrzelany przez angielski myśliwiec Spitfire z polskimi (!) znakami rozpoznawczymi.

Pilotowi Pattona udało się uniknąć ataku, ale generał był przekonany, że Polacy usiłowali go zamordować. Później okazało się, że polskie lotnictwo stacjonowało poza zasięgiem zdarzenia, na północy Szkocji, a tego dnia żaden samolot nie wykonywał lotu. W końcu generał Patton „zginął w niejasnych okolicznościach”, jak piszą we wszelkich materiałach na jego temat. Został on zamordowany sposobem szeroko stosowanym w III RP w czasie, gdy sowieckie służby budowały w Polsce „demokrację” – samochód generała zderzył się z ciężarówką…

Po wojnie zapanowała euforia i cały świat uważał, że wraz klęską państw Osi wygrały siły „dobra”, a dzięki powołaniu ONZ konflikty zbrojne będą po prostu niemożliwe. Tylko nieliczni, jak Churchill i Patton, sądzili, że wojna została przegrana.

Minęło 50 lat i historia się powtórzyła – „wygraliśmy zimną wojnę”. Wprawdzie „imperium zła” się zmniejszyło, ale bynajmniej nie zostało pokonane. Pierestrojka, do której przygotowywano się 20 lat, nie przebiegła według przygotowanego scenariusza, zmiany poszły dalej niż zakładano, ale zdołano opanować sytuację. Podczas wielkiego bałaganu w Rosji „jastrzębie” z Pentagonu proponowały raz na zawsze rozwiązać problem zagrożenia rosyjskiego, lecz zajmujący się polityką zagraniczną Sekretariat Stanu sprzeciwił się temu, posługując się argumentem rzekomego „niebezpieczeństwa destabilizacji”. Komu tak zależało na stabilnej Rosji? Czy Rosjanie, przeprowadzając ryzykowne przeobrażenia, mieli jakiś „parasol” w kręgach decyzyjnych USA?

Sowietologiem, który nie wierzył w „koniec historii” i uważał, że to Zachód przegrał zimną wojnę, był Christopher Story. W wywiadzie z roku 2005 powiedział:

„Związek Radziecki nie istnieje, więc Zachód może się rozluźnić, nie musi być czujny i teraz jest kuszony obietnicą współpracy. Ze strony sowieckiej jest to szantaż kolaboracji. Jest to równanie, w którym jednym elementem jest współpraca, a drugim szantaż. My współpracujemy, zapominając o elemencie szantażu, ale jest to sytuacja bardzo, bardzo niebezpieczna”.

Na pytanie, co robić i jak przeciwdziałać, Story odpowiedział:

„Powinniśmy zostawić ich, by kisili się we własnym sosie i wycofać się z kooperacji. Obecnie jesteśmy głęboko zaangażowani we współpracę. Nie musimy tego ogłaszać, tylko po prostu wyplątać się. Przestać pomagać, wycofać się z kooperacji gdziekolwiek nadarzy się okazja, okopać się, a także zacząć się ponownie zbroić jak szaleni, ponieważ jedyną rzeczą, jaką oni powinni zrozumieć, jest to, że jesteśmy zdeterminowani bronić się i nie dopuścić do ich zwycięstwa”.

Christopher Story, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Edward Harle, był prominentnym dziennikarzem i ekspertem specjalizującym się w zagadnieniach ekonomicznych. Był także znawcą komunizmu i problematyki rosyjskiej. Gdy zaczął wydawać magazyn „The Soviet Analyst”, zmienił nazwisko ze względów bezpieczeństwa. Zmarł w lipcu 2010 roku na tajemniczą chorobę wątroby.

Story sądził, że został otruty podczas wizyty w USA w marcu 2010 roku za pomocą wirusa wytworzonego przez ośrodek broni biologicznej w Fort Meade (operacja pod fałszywą flagą?).

Artykuł Jana Martiniego pt. „Rosja przewidywalna czy nieprzewidywalna?” znajduje się na s. 2 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Rosja przewidywalna czy nieprzewidywalna?” na s. 2 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rozdrażnione Niemcy i słaba, skompromitowana Rosja to mieszanka wybuchowa / Jan Bogatko, „Kurier WNET” nr 93/2022

Berlin jeszcze nie wszedł na drogę mocarstwa światowego, do czego dążył, jak zaczął schodzić ze sceny, pozostając w roli zatroskanego klienta Kremla. To jest groźniejsze od wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Jan Bogatko

Angst ma wielkie oczy

Tsunami strachu przetacza się przez Niemcy. Co będzie, jak Rosjanie zamkną kurek z gazem? Co, kto i jak nas ogrzeje? Ile będziemy płacić na stacji benzynowej? Za gaz do centralnego ogrzewania? Czy mądrze było zadzierać z „naszym rosyjskim sąsiadem”?

Pytania, wątpliwości, żale. I ulga. Wprawdzie Berlin dołączył do sankcji wobec Kremla w wyniku wejścia wojsk rosyjskich na Ukrainę, ale – na razie – nie są one dla Niemców dotkliwe (i dla Rosji też).

Niemcy mają wielki problem. Dyplomacja niemiecka zawiodła na wszystkich frontach. Rosjanie nie posłuchali swych „sąsiadów Niemców” i weszli na Ukrainę. A przecież mogli byli posłuchać prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego, który przecież precyzyjnie przewidział to w Tbilisi po napaści Rosji na Gruzję – o czym przestrzegał 12 sierpnia 2008 roku na wiecu w Tbilisi, stolicy Gruzji:

„Wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”. Lech Kaczyński zginął w Smoleńsku, ale jego przestroga żyje własnym życiem i dzwoni nam w uszach.

Zapomniana dziś przez nas Abchazja i Osetia Południowa to taka dzisiejsza Donbaska Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa. Jaki cel będzie następny? Republika Odeska? Hitler też nie od razu zajął Czechy. Najpierw, za zgodą uzyskaną w Monachium, przyłączył do Rzeszy Sudety. Ziemie te były Czechom etnicznie obce, podobnie jak i Ługańsk, Donieck – a nawet Krym, który do holocaustu jego mieszkańców był tatarski, a nie rosyjski – Ukraińcom. Ale uratowano pokój! Na 5 minut, ale jednak! Potem powstał Protektorat Czech i Moraw. Czechosłowacja wówczas, podobnie jak Ukraina dziś, była państwem sztucznym, wielonarodowościowym, obejmującym różne obszary językowe i kulturowe Ale pacta sunt servanda i to nie agresja decydować powinna o zmianie granic. Nawet granic, w odczuciu sąsiadów, niesprawiedliwych.

„Rosja, nasz sąsiad”. W Niemczech słyszy się często takie wypowiedzi, mimo że ostatnio granicę niemiecko-rosyjską, na szczęście na krótko, ustalili Hitler ze Stalinem w 1939 roku.

W świadomości Niemców jest owo sąsiedztwo jednak mocno zakorzenione. Propagandowe kłamstwa kremlowskie są przyjmowane w społeczeństwie w zasadzie bez zastrzeżeń. „Rosjanie nigdy nie napadali na swych sąsiadów”, starała się mnie przekonać pewna nie najlepiej wykształcona dama rodem z miasta Hindenburga (Zabrza), żona prezesa jednej z wielkich niemieckich firm. Moje słowa o napaści Stalina na Polskę, Litwę, Estonię i Finlandię przyjęła z niedowierzaniem.

„Dlaczego Polacy nie lubią Rosji?”, zapytał mnie z kolei pewien lekarz (notabene po studiach w Leningradzie). Otworzył usta ze zdziwienia, kiedy wskazałem zaledwie na pakt Ribbentrop-Mołotow i Katyń.

Są też od tego wyjątki, na szczęście. Po tragedii w Smoleńsku, gdzie w wyniku katastrofy rządowego samolotu zginął prezydent Polski Lech Kaczyński i liczni przedstawiciele polskiej elity, żona ambasadora Niemiec w jednym z europejskich państw w rozmowie ze mną powiedziała bez ogródek: „wiadomo, że to był zamach”. Czy może teraz, kiedy wydaje się, że Zachód przeciera oczy, prawda o Smoleńsku wyjdzie wreszcie na jaw? Może w końcu dowiemy się, dlaczego premier Tusk oddał wbrew normom międzynarodowym i zdrowemu rozsądkowi śledztwo w sprawie największej polskiej tragedii narodowej w ręce Putina?

Wrócę na chwilę do umowy Hitler-Stalin w sprawie rozbioru Polski. Jestem w posiadaniu niezwykle rzadkiej mapy delimitującej linię demarkacyjną w Polsce z dnia 22 września 1939 roku (to znaczy na tydzień przed kapitulacją Warszawy!). Linia ma miała być przyszłą granicą niemiecko-sowiecką. Jej przebieg został zmieniony na życzenie Kremla nieco później, a jedynym powodem tej zmiany był zapewne lęk Moskwy przed tak wielką liczbą Polaków na przyszłym terytorium nowej Rosji. Wszak dopiero tak niedawno uporali się oni z polskimi mieszkańcami Dzierżyńska i Marchlewska!

Nowa „granica przyjaźni” między Rzeszą a Sowietami miała przebiegać następująco: od terytorium Prus Wschodnich przez środek rzek Pisa i Narew do ujścia w Wiśle (zostawiając Kolno po stronie białoruskiej, a także Radzymin i Warszawę-Pragę) a dalej Wisłą i Sanem do granicy z Węgrami, zostawiając Lublin po ukraińskiej stronie.

Rosjanie, obawiając się widocznie braku możliwości transportowych aż tylu Polaków na Syberię, chyba po raz pierwszy w dziejach zrezygnowali (chwilowo) z przydzielonych im terytoriów podbitego państwa, by w 1945 roku poddać je całe swej dominacji, z zachodnią granicą – według celów carskiego ministra Sazonowa z I wojny światowej – na Odrze i Nysie.

Ale revenons à nos moutons, jak mawiają Francuzi. Sytuacja ukraińsko-rosyjska jest coraz bardziej napięta, Kijów wprowadza właśnie stan wyjątkowy. W tej sytuacji Niemcy stawiają pytanie, czy teraz, w środku zimy, Rosjanie aby nie zakręcą kurka z gazem? Konsekwencje tego byłyby dla Niemiec bardzo bolesne, piszą tutejsze gazety. Niemcy, jak widać, wystraszyły się własnej odwagi. Tym przejawem odwagi było wstrzymanie przez lewicowy rząd w Berlinie certyfikacji i dopuszczenia do eksploatacji kontrowersyjnej bałtyckiej rury Nordstream 2. Czy teraz Putin w odwecie nie zredukuje dostaw gazu do Niemiec lub nawet zamknie je do całej Europy Zachodniej? Niemcy się boją. Po tym, jak zdemontowały własne źródła energii, niemal całkowicie rezygnując z węgla oraz z energii atomowej, wbrew apelom ze strony Polski Niemcy zdały się na łaskę i niełaskę Rosji i znalazły się z własnej winy w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Bez rosyjskiego gazu stoi niemiecki przemysł i wygasają domowe ogniska. 20 milionów niemieckich gospodarstw domowych ogrzewa gaz, 10 procent energii elektrycznej wytwarza się z gazu. Także bez bałtyckiej rury Nordstream 2 Rosja jest zdecydowanie najważniejszym dostawcą gazu do Niemiec.

55 procent importowanego w 2021 roku przez Niemcy gazu ziemnego pochodziło z Rosji. Tylko 30 procent z Norwegii i 13 procent z Holandii. I to mimo ograniczeń w dostawach z Rosji w ubiegłym roku! W 2021 roku rosyjski państwowy monopolista Gazprom dostarczył o mniej więcej 30 procent mniej gazu niż poprzednich latach.

Gdyby Niemcy mogły kupić tyle gazu, ile chciały, to paradoksalnie zależność od Rosji byłaby jeszcze wyższa. Nie oznacza to jednak, że Niemcy mogłyby w Norwegii kupić więcej gazu w obliczu zmniejszonych dostaw z Rosji. Więcej gazu w Norwegii po prostu nie ma!

Zasoby gazu w Niemczech i innych państwach europejskich kurczą się już od miesięcy. Jak wynika z danych europejskiego zrzeszenia gazownictwa GIE (Gas Infrastructure Europe), niemieckie magazyny wypełnione są poniżej jednej trzeciej. Wynika to po części z faktu, że magazyn centralny wypełniony był tylko w 70 procentach. Zazwyczaj Rosja oferowała dodatkowo i pozaumownie gaz na wolnym rynku, ale tym razem zrezygnowała ze sprzedaży gazu na światowej giełdzie. Rząd Niemiec jest wprawdzie zaniepokojony sytuacją, ale nie obawia się krachu na gazowym rynku. Minister gospodarki w Berlinie, Robert Habeck, zapewniał niedawno, że Niemcy są bezpieczne, jeśli chodzi o zaopatrzenie w gaz. Nawet gdyby Rosja miała całkowicie wstrzymać dostawy gazu ziemnego, to rząd w Berlinie jest przekonany o tym, że zasoby wystarczą do końca sezonu grzewczego. Tak utrzymuje magazyn „Der Spiegel”. Ale co będzie, jak bociany opóźnią przylot?

Na dłuższą metę gaz jako surowiec energetyczny miały w Niemczech zastąpić energie odnawialne. Ale tymczasem okazuje się, że mimo szczodrych finansowych bodźców ani od lat wspierane przez Zielonych wiatraki, ani też elektrownie słoneczne jeszcze przez wiele lat nie zapewnią wystarczającego zaopatrzenia energetycznego, zwłaszcza w obliczu rezygnacji z węgla.

Na krótszą z kolei metę może dopomóc gaz ciekły (LNG), ale ten transportują statki. Tymczasem Niemcy… nie mają odpowiednich dla nich terminali – te są natomiast w Belgii, w Holandii i w Polsce (na wyspie Wolin). O polskim terminalu raczej się nie informuje niemieckiej opinii publicznej, bo byłoby to przyznanie się do kolejnej strategicznej klęski. USA mogłyby dostarczyć gaz, ale dokąd? Na domiar złego gaz płynny cieszy się wzmożonym popytem na całym świecie, a zatem drożeje. Shell, gigant na rynku gazu płynnego, przestrzega przed redukcją dostaw gazu płynnego w najbliższych latach, także z uwagi na zawarcie przez komunistyczne Chiny wieloletnich umów na gigantyczne dostawy tegoż surowca.

Na to wygląda, że Niemcy wyszły na przyjaźni z Putinem jak Himilsbach na angielskim.

Nie ma się co łudzić, że Berlin będzie skłonny do wzięcia udziału w dalszych sankcjach wobec Rosji (wielu ekspertów i tak uważa je tylko za listek figowy, bo przecież Moskwa się z nimi liczyła). Na to Berlin jest za słaby. Jeszcze nie wszedł na drogę mocarstwa światowego, do czego dążył (stale podnoszone żądanie stałego miejsca dla Niemiec w Radzie bezpieczeństwa ONZ), jak już zaczął schodzić ze sceny, pozostając w roli zatroskanego klienta Kremla. I to jest groźniejsze od wojny rosyjsko-ukraińskiej.

W każdym razie dla Polski nie jest to dobra wróżba. Rozdrażnione Niemcy i słaba, skompromitowana Rosja to mieszanka wybuchowa. Dla Europy i dla świata.

Felieton Jana Bogatki pt. „Angst ma wielkie oczy” znajduje się na s. 3 „Wolna Europa” marcowego „Kuriera WNET” nr 92/2022.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co środa w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Bogatki pt. „Angst ma wielkie oczy” na s. 3 „Wolna Europa” marcowego „Kuriera WNET” nr 92/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tym, którzy nie graniczą z Rosją, wciąż wydaje się, że smoka można oswoić / Magdalena Słoniowska, „Kurier WNET” 93/2022

Spokój i dobrobyt osłabiają, przede wszystkim moralnie. Ucisk i niebezpieczeństwo mobilizują i stawiają do pionu. Przywracają trzeźwe spojrzenie na to, co ma naprawdę wartość i czego należy bronić.

Magdalena Słoniowska

Bajka o smoku

Znacie? Znamy. To poczytajcie. Dawno, dawno temu w pewnym królestwie zagnieździł się smok. Pożerał mieszkańców królestwa i niszczył ich dobytek. Wyglądał strasznie i wszyscy się go bardzo bali. Rycerze, którzy próbowali go zgładzić, ginęli w jego paszczy. Jedynym sposobem na obłaskawienie smoka było dostarczanie mu raz w roku pięknej dziewicy na pożarcie. Aż któregoś roku, kiedy już wszystkie młode panny w królestwie zostały pożarte, przyszła kolej na córkę króla…

Żyjemy jak w bajce: smok pożera kolejne dziewice, ale reszta mieszkańców królestwa żyje bezpiecznie. Karmimy go – pocierpią rodziny nieszczęsnych ofiar, ale my jesteśmy spokojni w swoich domach. I żeby tak zostało, nie będziemy go drażnić, tylko zaspokajać jego potrzeby. Ostatecznie żąda tylko trochę i co jakiś czas.

Czy czujemy się zagrożeni? A może wydaje nam się, że to nas nie dotyczy? Że skończy się na aneksji wschodniej Ukrainy, a my pozostaniemy bezpieczni? My – Polacy, Rumuni, Węgrzy, Niemcy, Francuzi, Anglicy i pozostali mieszkańcy państw Europy? Tak jak pozostaliśmy bezpieczni po spacyfikowaniu Czeczenii, po aneksji części Gruzji, Krymu, po konflikcie zbrojnym w Donbasie?

Ciekawe, gdzie są nasi historycy i publicyści, którzy tak dzielnie i przekonująco krytykują przedwojenne władze Polski. Którzy wiedzą, jak należało się wtedy zachować, żebyśmy wyszli z wojny obronną ręką. Proszę bardzo, niech teraz wykorzystają swoją mądrość po szkodzie i podpowiedzą. Na razie scenariusz się powtarza. Europa, która zarzucała Polakom nieuzasadnioną rusofobię, grozi Rosji (tym razem nie Niemcom; może kolejność będzie w tej wojnie odwrotna) palcem, a nawet szabelką. Zobaczymy, czy przejdzie do czynów. Może tak samo, jak nasi sojusznicy w 1939 roku.

Myślę, że tym, którzy nie graniczą z Rosją (nie liczę jej tradycyjnie zaprzyjaźnionych „sąsiadów” Niemców) wciąż wydaje się, że smoka da się oswoić. I tylko trzeba mieć zapas panien do pożarcia. Pierwszą z nich jest Ukraina. Drugą oczywiście Polska. Jeszcze niedawno o Polsce mówili niektórzy: brzydka stara panna na wydaniu. Takiej przecież nikomu nie żal. A o tych pożartych wcześniej i już prawie strawionych nikt nie chce pamiętać.

Ile lat zyska jeszcze zachodnia Europa, zatykając paszczę smoka kolejnymi ofiarami? Coraz mniej. Ale będzie próbować. Byle nie swoim kosztem.

Znowu bezradność wobec agresora, zdumienie i zaskoczenie, że jednak jest drapieżny i zachłanny. Że jest gotów zabijać i niszczyć. Że naprawdę nam grozi wojna, zniszczenie, okrucieństwo i śmierć. Od paru lat zastanawiam się, czy tak właśnie czuli się ludzie przed II wojną światową, jak my dzisiaj. Mówiło się o zagrożeniu, ale myśl o wojnie była zbyt straszna, żeby ją do siebie naprawdę dopuścić. Po Wielkiej Wojnie uważano przecież, że już nic gorszego wydarzyć się nie może, że była tak wielką nauczką dla ludzkości… I raz po raz obłaskawiano Hitlera, czyniąc drobne, wydawałoby się, ustępstwa, które miały go zaspokoić. A Stalin? Niech się nim martwią jego sąsiedzi. Reszta robiła z nim interesy. I nic się nie zmieniło od osiemdziesięciu kilku lat. Tylko nazwiska trzeba zmienić na aktualne.

Wszystko już było i trwa nadal. Był grzech pierworodny, którym ludzkość będzie naznaczona do końca świata: ja chcę być bogiem, a Bóg Jahwe jest dla mnie zagrożeniem. Najlepiej zaprzeczyć Jego istnieniu.

Potem Kain zabił Abla i zabija do dziś. Jeszcze później była wieża Babel, w której żyjemy także teraz, a jakże! Próbujemy budować własny – niby wspaniały świat wbrew Bogu, a przy tym pożeramy się i kąsamy, mając pomieszane języki. I do dziś Bóg wyprowadza z Egiptu, i daje Ziemię Obiecaną tym, którzy chcą Mu uwierzyć i pójść za Nim niełatwą drogą pustyni. A potem, zamiast uczyć się na własnych błędach, znów budujemy swoje królestwa i Bóg musi nas korygować poprzez przeróżne nieszczęścia i plagi, bo inaczej nie chcemy niczego zrozumieć.

Wszystko to jest w Biblii. Także w Biblii możemy przeczytać o posłańcach Boga, takich jak Nabuchodonozor, którzy obracali w perzynę Jerozolimę, a naród uprowadzali w niewolę.

Może i w ten sposób należy odczytać zagrożenie ze strony Rosji. Jako wezwanie do opamiętania i nawrócenia.

Spokój i dobrobyt osłabiają, przede wszystkim moralnie. Rozleniwiają. Przewracają w głowach. Ucisk i niebezpieczeństwo mobilizują i stawiają do pionu. Przywracają trzeźwe spojrzenie na to, co ma naprawdę wartość i czego należy bronić.

Nie wiem, czy jeszcze mamy czas. Czy Bóg odwróci nieszczęście, pozwoli powstrzymać Putina?

Czy raczej Ukraina padnie ofiarą drapieżcy, który od lat ostrzy sobie zęby i nigdy nie rezygnuje? A potem Polska – przecież Rosja nie ukrywa swoich apetytów. Reszta Europy znowu będzie się przyglądać, zadowolona, że smok się nasycił i długo będzie trawił, a więc zostawi ją w spokoju.

W Piśmie Świętym św. Paweł zachęca do modlitwy za rządzących, abyśmy mogli wieść życie ciche i spokojne. „Służmy Panu w pobożności, a wybawi nas od naszych nieprzyjaciół” – to z kolei są słowa z brewiarza – Codziennej modlitwy Ludu Bożego – z jutrzni w czwartek 24 lutego, po nocy, kiedy wisząca nad Europą, a przede wszystkim nad Ukrainą agresja rosyjska stała się faktem.

Artykuł Magdaleny Słoniowskiej pt. „Bajka o smoku” znajduje się na s. 1 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Magdaleny Słoniowskiej pt. „Bajka o smoku” na s. 1 marcowego „Kuriera WNET” nr 93/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Był w przeszłości Układ Warszawski, może powinien powstać Pakt Kijowski? / Sławomir Matusz, „Kurier WNET” 92/2020

Jeśli NATO nie funkcjonuje należycie, najrozsądniejszym wyjściem wydaje się budowanie nowego sojuszu, który będzie uzupełniał NATO, z państwami, które są zagrożone bezpośrednią agresją Rosji.

Sławomir Matusz

Nowy sojusz i wielka koalicja? Czy tylko Pakt Kijowski?

Jestem przerażony tym, co się dzieje w Kazachstanie. Ze względu na los tego narodu i państwa, humanitarną katastrofę. Ale też ze względu na sytuację Ukrainy i naszą, bo w znaczący sposób rośnie potencjał militarny Rosji. W ciągu kilku tygodni do 120-tysięcznej armii rosyjskiej, stojącej w pobliżu granicy z Ukrainą, może dołączyć 40 albo 50 tys. żołnierzy z Kazachstanu i drugie tyle z Białorusi. I Rosja nie będzie nawet musiała przewozić ich sprzętu wojskowego, przywiezie tylko ludzi, bo da im identyczne uzbrojenie z własnych zapasów. Nie będzie więc żadnego problemu logistycznego. I można żołnierzy z Kazachstanu przewieźć w sposób niemal niezauważony.

W ten sposób Putin rozwiąże dwie sprawy: wzmocni siły stojące w pobliżu granic Ukrainy i Polski oraz osłabi zdolności Kazachstanu do samoobrony, całkowicie podporządkowując sobie ten kraj. Dokona jego aneksji i doczepi do federacji jak Białoruś, w ramach narzuconego jakiegoś porozumienia KAZACH-ZBIR lub z podobną nazwą.

Niezależnie od wyników rozmów między Rosją a USA, NATO i OBWE, sytuacja przypomina tę sprzed II wojny światowej, a rozmowy w Genewie konferencję z Monachium w 1938 roku, kiedy to społeczność międzynarodowa zaakceptowała żądania Niemiec i zabranie Czechom Sudetów.

Chamberlain po konferencji wrócił do Londynu obwieszczając triumfalnie Anglikom, że załatwił pokój. Kilka miesięcy po konferencji Hitler zajął całą Czechosłowację, a rok później napadł na Polskę, wszczynając II wojnę światową. Putin jest obecnie tak samo wiarygodny jak niegdyś Hitler, realizuje podobny scenariusz – stawiając Zachodowi żądania i obiecując pokój po ich spełnieniu.

W razie napaści na Polskę będziemy musieli stawić wtedy opór „sojuszowi” Rosji, Białorusi i Kazachstanu, przymuszonego do wojny. Czyli połączonych armii, liczących ponad 250 tys. żołnierzy. Mimo dużej, realnej groźby nie możemy słuchać i usprawiedliwiać naszych generałów, którzy wszem i wobec głoszą, że nie mamy jak się obronić, a Rosjanie w ciągu kilku dni dojdą do Warszawy i my nie będziemy w stanie nic na to poradzić. Tym bardziej, że wielu z tych generałów odpowiada za redukcję Wojska Polskiego i likwidację wielu jednostek armii. Takie opinie to przejaw tchórzostwa generałów, którzy je wygłaszają, sianie defetyzmu, albo celowe straszenie Polaków. Nie po to ich kształciliśmy i sowicie opłacamy, by teraz głosili, że jesteśmy bezbronni. To działanie na szkodę Polski i przejaw służalczej, uległej postawy wobec Rosji. Generałowie, którzy wygłaszają takie opinie, będąc odpowiedzialnymi za taki stan, w większości absolwenci rosyjskich akademii, służą w istocie Putinowi. To użyteczni idioci, jeśli nie zdrajcy na usługach rosyjskiej propagandy. W razie rzeczywistej wojny oni mogą pomagać Rosji po to, by oszczędzić Polsce strat, kierując się logiką: im szybciej rosyjskie wojska zajmą Polskę, tym mniej będzie ofiar i strat po obu stronach, więc trzeba pomóc Rosji (nie Polsce). Takimi „argumentami” kierował się Jaruzelski, który domagał się interwencji Moskwy w 1981 roku.

Generałowie, dla których ważna jest Polska i niepodległość, będą zawsze szukali jakiegoś rozwiązania, możliwości wygranej, ocalenia Polski, a nie przekonywali naród, że nie warto podejmować walki, szkoda się bronić, lepiej się zawczasu poddać.

Całokształt polityki niemieckiej i francuskiej sprawia, że w razie wojny nie możemy liczyć na ich skuteczną pomoc. Bundeswehra jest od lat w głębokim kryzysie. Niemcy posiadają 244 czołgi Leopard 2, z czego mniej niż połowa jest sprawna. Podobnie jest z lotnictwem. Z powodu braku pilotów ponad połowa śmigłowców i samolotów niemieckich nie może być użyta w walce. Francuskie siły pancerne to około 200 przestarzałych już czołgów Leclerc. Z sześciu niemieckich okrętów podwodnych tylko jeden jest sprawny. W razie wojny będziemy musieli czekać kilka tygodni na pomoc NATO, a do tego czasu musimy stawić opór sami. Jedną z przyczyn tej sytuacji jest to, że Niemcy przestali być wschodnią flanką NATO, którą stała się Polska po przystąpieniu do państw atlantyckich. Teraz my jesteśmy państwem buforowym dla Niemiec, więc Niemcy czują się bezpiecznie. Do tego budowa Nord Stream budzi obawy o lojalność sojuszników. Niemcy, zamykając elektrownie atomowe, narażają się na rosyjski szantaż energetyczny. Raz, że nie mają czym się bronić; dwa – po przystąpieniu Niemiec do wojny Rosja wstrzyma im dostawy gazu. Z tego samego powodu nie powinniśmy kupować żadnego uzbrojenia od Niemiec i Francji, bo w razie wstrzymania dostaw gazu odmówią nam nowego uzbrojenia i części do starego.

Jedyne, na co możemy liczyć, to osłona lotnicza ze strony USA. Musimy więc szukać realnego oparcia wśród państw bezpośrednio zagrożonych ze strony Rosji. A są nimi: będąca poza strukturami NATO Ukraina, Rumunia, Turcja i inne państwa w Europie Wschodniej. Zagrożone są również państwa skandynawskie: pozostające poza NATO Finlandia i Szwecja oraz Norwegia.

I te państwa – w przeciwieństwie do Niemiec – wzmacniają swój potencjał obronny. Finlandia zamówiła niedawno 64 myśliwce F-35, a Norwegia 54 F-35. Szwecja i Finlandia rozbudowują nadbrzeżną obronę rakietową. Oba państwa, w razie wojny, mogą zablokować ruch okrętów rosyjskich stacjonujących w Zatoce Botnickiej, a razem z Polską całkowicie zablokować rosyjską marynarkę wojenną i szlaki dostaw drogą morską do Obwodu Kaliningradzkiego i Petersburga. Podobnie jest z Morzem Śródziemnym i Czarnym. Wstęp na Morze Śródziemne dla okrętów i łodzi podwodnych zagradza Cieśnina Gibraltarska, a wejścia na Morze Czerwone broni Turcja. Ani okręty podwodne Rosji, ani nawodne nie mają żadnych szans wedrzeć się przez cieśniny na Bałtyk, Morze Śródziemne i Morze Czarne. Wszystkie europejskie akweny są dla rosyjskich okrętów zamknięte i mogą one pływać jedynie dookoła Europy.

Jeśli NATO nie funkcjonuje należycie, najrozsądniejszym wyjściem wydaje się budowanie nowego sojuszu, który będzie uzupełniał NATO, z państwami, które są zagrożone bezpośrednią agresją Rosji.

Ukraina od wielu lat chce przystąpić do NATO, ale na przeszkodzie stoją względy formalne. Ostatnio Szwecja i Finlandia wyraziły taką wolę, jednak nie wiadomo, czy zostaną przyjęte. Historia pokazuje, że potrafiliśmy się obronić przed imperium rosyjskim i wielokrotnie wygrywaliśmy z nim wojny, ale wtedy byliśmy dużym państwem – w czasach Jagiellonów. Teraz też możemy stworzyć podobną i co najważniejsze – skuteczną strukturę militarną i polityczną, czyli sojusz w oparciu o Ukrainę, Rumunię i innych sąsiadów, którzy zechcą do niej przystąpić, razem ze Stanami Zjednoczonymi i Kanadą oraz państwami skandynawskimi: Szwecją Finlandią, Norwegią i Danią oraz Turcją, Grecją, Włochami. Czy taki sojusz jest możliwy? Wydaje się, że tak. Jak duży będzie? To zależy od tego, ile państw do niego przystąpi, ale z pewnością większość z nich będzie zainteresowana nową inicjatywą obronną. Przynależność do NATO nie stoi na przeszkodzie, by wstępować w inne sojusze militarne, nieantagonistyczne wobec NATO. Przy bierności i bezczynności Niemiec nie powinno im to przeszkadzać. Należąc formalnie do NATO, faktycznie są państwem neutralnym, obniżając skuteczność paktu. Konstruując nowy pakt, zapewnimy im bezpieczeństwo bez ponoszenia kosztów.

Był w przeszłości Pakt Warszawski. Teraz może powstać Układ Kijowski, jeśli miejscem założenia będzie Kijów. Zależnie od ilości członków, Układ Kijowski będzie dysponował siłami od około pół miliona do półtora miliona żołnierzy, bez USA. To skutecznie odstraszy Rosję, a wszelkie protesty przeciwko przyjmowaniu nowych państw do NATO zawisną w powietrzu, bowiem się zdezaktualizują.

Polska propozycja sprawi, że staniemy się liderem – nie tylko w Europie, ale i na świecie, a Ukraina znajdzie się w geopolitycznym centrum. Stanom Zjednoczonym ten projekt może się spodobać i mogą go poprzeć (jak poparły Trójmorze), bo zjednoczy państwa, które chcą się bronić, być aktywne i modernizować swoje armie. Sympatii Stanów Zjednoczonych do Polski możemy być pewni, bo pomysłodawcą i pierwszym Polakiem w NATO był Tadeusz Kościuszko, który zakładał akademię West Point – uczelnię wojskową, którą kończą wszyscy wyżsi oficerowie i dowódcy amerykańscy. Na dziedzińcu tej uczelni stoi popiersie Tadeusza Kościuszki i wszyscy jej absolwenci wiedzą, kim był, czym się zasłużył dla USA, skąd pochodził i w naturalny sposób darzą go sympatią i mają sentyment do Polski. Dlatego odwiedziny w Krypcie św. Leonarda w Katedrze na Wawelu, gdzie Kościuszko został pochowany, powinniśmy wpisać do programu każdej wycieczki do Polski żołnierzy USA.

To Kościuszko przerzucał pierwsze mosty między USA i Europą, o czym wszyscy powinniśmy pamiętać.

Dyskutujemy o tym, jak pomóc Ukrainie, a także, jak sami mamy się obronić. Ukraina jest państwem biednym. Potrzebuje uzbrojenia, a jednocześnie zagrożone są upadkiem nowoczesne zakłady produkujące silniki do samolotów i śmigłowców Motor Sicz w Zaporożu. Wynika to z powiązań gospodarczych po rozpadzie ZSRR. Jednocześnie my i nie tylko my potrzebujemy śmigłowców i samolotów. Pisząc „nie tylko my”, myślę o innych państwach Europy Wschodniej, które weszły bądź aspirują do NATO, których nie stać na drogie zachodnie i amerykańskie uzbrojenie.

Zagrożone upadkiem zakłady Motor Sicz chciały wykupić Chiny. Nie doszło do tego dzięki interwencji USA. Prezydent Wołodymyr Zełenski zapowiedział dekretem nacjonalizację Motor Sicz. My nie mamy helikopterów, a chcemy i musimy je kupić. Należałoby rozważyć, czy nie pomóc Ukrainie w ratowaniu tych zakładów, część technologii kupując i przenosząc do Polski, a w oparciu o ich silniki, we współpracy z Ukraińcami, rozpocząć produkcję nowoczesnych i jednocześnie relatywnie tanich śmigłowców i samolotów dla nas oraz państw Europy Wschodniej. W ten sposób pozbawilibyśmy Rosję dostaw silników lotniczych i części zamiennych do nich, a to oznaczałoby dalszy upadek rosyjskiego lotnictwa. Część produkcji można eksportować do Indii, które jej potrzebują.

Rosja jest państwem agresywnym, ale gospodarczo i militarnie słabym. Świadczy o tym nie tylko jej PKB, ale potencjał produkcyjny i eksportowy. Rosja modernizuje swoją armię na miarę możliwości, ale one nie są obecnie wielkie.

Nie ma na to pieniędzy. Ponad 90% rosyjskiego uzbrojenia zostało wyprodukowane w czasach ZSRR. Nowoczesnej broni, czołgów T-14 i myśliwców Su-57 Rosja ma niewiele, po około 20-40 sztuk. Najnowszy samolot Su-75, mający konkurować z F-35, to zaledwie komputerowa wizualizacja. Trzeba przypomnieć, że Niemcy pod koniec II wojny światowej dysponowały najnowocześniejszą wówczas bronią: rewolucyjnymi rozwiązaniami technicznymi: rakietami V-2 i V-3, myśliwcami odrzutowymi Horten Ho 229 (latające bez kadłuba skrzydło) i Messerschmitt Me 262 Schwalbe. Ta broń nie odegrała jednak żadnej roli w czasie wojny, gdyż Rzesza nie zdążyła rozwinąć jej produkcji. Z wyjątkiem rakiet V-1 i V-2 były to prototypy, które latały w ilości kilkunastu lub kilkudziesięciu sztuk. Podobnie jest teraz z nową rosyjską bronią. Prototypy wojen nie wygrywają, a często trafiają do muzeów jako zabytki techniki.

Po II wojnie światowej ZSRR wchłonął wiele państw, a inne uczynił państwami satelickimi, organizując je w Układzie Warszawskim. Wraz z upadkiem ZSRR i rozpadem Układu Warszawskiego, nowa Rosja straciła nie tylko dawnych sojuszników, ale i odbiorców broni, którą wcześniej szeroko eksportowała.

ZSRR eksportował broń: czołgi, samoloty, śmigłowce, karabiny – także do Chin, Mongolii, Indii, Jemenu, Egiptu, Algierii, Angoli, Libii, Sudanu, Mozambiku, NRD (wschodnich Niemiec), Polski, Zairu, Indonezji, Iranu, Iraku, Etiopii, Finlandii, Kuby, Wietnamu, Korei Północnej, Wenezueli i innych mniejszych państw. Czołgi z literką T i samoloty Mig oraz Su eksportowano w dziesiątkach tysięcy sztuk. Sprzedaż broni na tak wielką skalę umożliwiała tworzenie nowych konstrukcji, nowych modeli i wdrażanie ich do produkcji, bo byli odbiorcy i były pieniądze z eksportu.

Obecnie nikt rosyjskiej broni nie kupuje. Chiny i Indie produkują już własne samoloty. Kilka lat temu Indie podpisały z Rosją umowę na opracowanie myśliwca V generacji. Miał nim być Su-57. Ale że w samolot nie spełniał oczekiwań odnoście do właściwości stealth, Hindusi wycofali się z umowy. Rosja podpisała nową umowę z Brazylią na dostawę Su-57, ale nie będą to tysiące ani setki egzemplarzy, ale kilkadziesiąt samolotów – 50 albo 60. Nie więcej, bo Brazylia więcej samolotów nie potrzebuje. Ostatnie wielkie zakupy Indii to 1600 czołgów T-72S, kupionych od Rosji w latach 2006–2010. Obecnie Indie zmieniają dostawców i rozwijają własny przemysł. Niedawno zrezygnowały z samolotów rosyjskich i kupiły 36 samolotów Dessault Rafale. Szukają dostawcy na 1700 czołgów nowej generacji. Indie zbroją się, ale nie chcą już rosyjskiej broni. W ostatniej dekadzie Rosja swoje śmigłowce sprzedała do Angoli – 8 sztuk w 2016 roku, do Kenii – 8 sztuk. Ostatnio Bangladesz zdecydował się na zakup 8 śmigłowców szturmowych Mi-28NE za 480 mln dolarów. Takie są obecnie możliwości eksportowe Rosji, przez co nie ma możliwości rozwoju produkcji i ograniczone są możliwości modernizacji uzbrojenia.

Warto dodać, że chociaż Putin ogłosił w odpowiedzi na zachodnie sankcje, że Rosja stanie się samowystarczalna i rozwinie w krótkim czasie własną produkcję, według danych z Moskwy to się kompletnie nie udało.

Obecnie Rosja sprowadza zza granicy ponad 75% butów i odzieży, ponad 80% sprzętu elektronicznego, artykułów AGD i części samochodowych, ponad 50% chemii domowej i kosmetyków, płacąc za to gazem i ropą oraz innymi surowcami. Przypomnijmy, że przed rozpadem ZSRR w Polsce kupowaliśmy rosyjskie zegarki, telewizory, lodówki, młynki do kawy i inne sprzęty. Podobnie było w pozostałych państwach RWPG. Teraz w sklepach nie kupimy nic Made in Russia.

Artykuł Sławomira Matusza pt. „Nowy sojusz i wielka koalicja? Czy tylko Pakt Kijowski?” znajduje się na s. 6 i 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Matusza pt. „Nowy sojusz i wielka koalicja? Czy tylko Pakt Kijowski?” na s. 6 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego