Niemiecki sędzia zadał Trybunałowi Sprawiedliwości UE pytanie o niezależność sądów i sędziów w Niemczech

Kilkuletnia dyskusja o stopniu niezależności polskich sądów lub, jak chcą inni, stopniu ich podporządkowania władzy wykonawczej w osobie ministra sprawiedliwości, może przybrać nieoczekiwany obrót.

Zbigniew Kopczyński

A to za sprawą pytania, jakie wystosował do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej jeden z sędziów Sądu Administracyjnego w Wiesbaden, stolicy niemieckiego landu Hesja. Składające się z 25 punktów pytanie można streścić krótko: „Czy jestem niezależnym sędzią i czy pracuję w niezależnym sądzie?” Powody, jakie wzbudziły jego wątpliwości, sprawiają, że na upolitycznienie sądów w Polsce trzeba będzie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Jest oczywiste, że odpowiadając na to pytanie, TSUE wyda opinię nie tylko o niezależności Sądu Administracyjnego w Wiesbaden, lecz wszystkich sądów w Republice Federalnej. Orzeczenie to będzie również obowiązywać przy ocenie niezależności sądów w całej Unii Europejskiej, w tym oczywiście w naszym kraju. (…)

Autor zapytania uważa, że niemiecki ład konstytucyjny zapewnia jedynie funkcjonalną niezależność sędziowską, ale nie instytucjonalną niezależność sądów. Trudno mówić o niezależności, gdy sędziowie są mianowani przez ministrów sprawiedliwości poszczególnych landów, a ci ministrowie decydują również o sędziowskich awansach. Praca sędziów oceniana jest przez ministerstwa, a sami sędziowie podlegają regulacjom prawnym dotyczącym urzędników. (…)

Z polskiego punktu widzenia najciekawsze będzie odniesienie się TSUE do mianowania sędziów przez ministra sprawiedliwości i jego wpływu na sędziowską karierę.

Mianowanie sędziów przez władze wykonawczą, czasem we współdziałaniu z prawodawczą, jest dzisiaj standardem wśród państw powszechnie uważanych za cywilizowane i praworządne. W końcu jakoś tych sędziów trzeba ustanowić. Inną kwestią jest, czy – i jeśli tak, to jaki – jest wpływ polityków na dalsze losy sędziów, bo to stanowi o ich rzeczywistej lub tylko pozornej niezależności.

Uznanie przez TSUE, że mianowanie sędziego przez polityka nie stanowi naruszenia niezależności tego pierwszego, spowoduje, że bardzo zbledną tak głośno podnoszone zarzuty wobec polskich reform sądownictwa. Totalna opozycja będzie musiała wtedy przyznać, że Polska spełnia standardy europejskie, i to z nawiązką, albo podważać orzeczenie TSUE i ogólnie prawo europejskie.

Znacznie poważniejsze konsekwencje może mieć przeciwne orzeczenie Trybunału.

Uznanie, że mianowanie sędziów przez ministrów czy ogólnie polityków podważa niezależność sądów, zdemontowałoby systemy prawne większości państw Unii i zakwestionowałoby niezależność ich sądów, łącznie z niezależnością samego Trybunału, którego sędziowie pochodzą tylko i wyłącznie z politycznego nadania.

Już to ostatnie sprawia, że taki wyrok jest mało prawdopodobny.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wątpliwa niezależność sędziów” znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wątpliwa niezależność sędziów” na s. 3 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tenkraj, z najwyższą starannością zorganizowany przez tajne służby i agenturę, ulega dewastacji na naszych oczach!

Wara Kaczyńskiemu od swobody twórczej! Chcemy scen kopulacji, koprofagii i masturbacji w naszych teatrach! Parafiańszczyzna, dulszczyzna i polskość to nienormalność – nie zniszczą naszej tolerancji!

Jan Martini

Gdańskie Waginalia

W przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego odbyła się w Gdańsku uroczysta Parada Równości z udziałem prezydenta Gdańska, korpusu dyplomatycznego, profesorów gdańskich uczelni i licznych homoseksualistów, biseksualistów, transseksualistów, monoseksualistów, multiseksualistów oraz – po prostu – seksualistów.

Jakże europejska, kolorowa impreza, w której ludzie się do siebie uśmiechali, miała formę procesji ku czci Waginy – Króla. Centralnym punktem procesji był niesiony na patyku wizerunek zewnętrznych narządów rodnych kobiety, co według organizatorów miało być protestem przeciw opresyjnemu traktowaniu waginy przez patriarchalnych mężczyzn, choć złośliwi twierdzą, że był to symboliczny wizerunek damy – działaczki samorządowej.

Czasy się zmieniają – do niedawna rysunki tego rodzaju spotkać było można tylko w podniszczonych klozetach prowincjonalnych dworców PKS, a dziś trafiły na salony. Nawiasem mówiąc, wciąż formalnie obowiązuje artykuł 141 Kodeksu Wykroczeń, który stanowi: „Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek, podlega karze ograniczenia wolności lub grzywny do 1,5 tys.”.

Wygląda na to, że wizerunek taki na trwałe wszedł do krajobrazu politycznego kraju, bo od tej pory wszędzie, gdzie toczy się walka o postęp, na sztandarach jest p…da.

Wynika to z faktu, że wciąż ci sami aktywiści wędrują po kraju wraz ze swoimi rekwizytami, transparentami i sztandarami. Prezydent Trzaskowski określił liczbę osób LGBT+ w Warszawie na 200 tysięcy, ale nie wiadomo w jaki sposób to policzył (ankiety personalne? Sondy uliczne?). Prawdopodobnie dane dostarczyli mu aktywiści gejowscy. Parę lat temu, gdy w Angli toczyła się prawna batalia o małżeństa homoseksualne, przedstawiono parlamentarzystom wyniki badań naukowych, z których wynikalo, że sprawa dotyczy 15 procent populacji. Po uchwaleniu prawa okazało się, że nastąpił błąd o rząd wielkości – nie 15, a 1,5 procent…

Kilka dni po pierwszych Waginaliach odbyła się, również w Gdańsku, kolejna impreza tego typu. Jeszcze bardziej uroczysta, bo z udziałem certyfikowanego Europejczyka – przewodniczącego Donalda Tuska i licznych samorządowców. Wywiadowcom moherowych beretów udało się zdobyć przemówienie, które nie zostało wówczas wygłoszone, gdyż po przegranych wyborach „macher z zaplecza przestawił wajchę” („nie jesteście żadnym antypisem!”) i treść wystąpienia się zdezaktualizowała. „We free people! My wolni ludzie! Nie pozwolimy, by Kaczyński wypchnął nas z Europy! Nie po to grupa ludzi o europejskich nazwiskach wprowadzała nas na członka Europy, by teraz wyciągać.

Miller i Huebner, Thun und Graf, Szejnfeld und Rotfeld, Rosati, Schnepf, Hartman i Blumsztajn – to dzięki nim mamy autostrady, montownie i hurtownie, multikina i aquaparki, galerie i banki. Populiści – ręce precz od banków!

Dzięki kredytom możemy kupić w sklepach wielkopowierzchniowych plazmę i klimę. Nie dajmy Kaczyńskiemu niszczyć sklepów wielkopowierzchniowych! Są one potrzebne głodnym dzieciom i brzuchom naszych kobiet! Nie pozwolimy, by kler katolicki dotykał brzuchów naszych kobiet! Nasze macice należą do brzydkiej starej panny bez posagu! Żądamy europejskiej edukacji w przedszkolach! Niech nasze maluchy poznają nowoczesne i innowacyjne techniki współczesnej europejskiej masturbacji! Kaczyński nie powstrzyma nas od niekonwencjonalnych ról społecznych i niestereotypowych zachowań płciowych! Wara Kaczyńskiemu od swobody twórczej naszych artystów! Chcemy scen kopulacji, koprofagii i masturbacji w naszych teatrach! Parafianszczyzna, dulszczyzna i polskość to nienormalność – nie zniszczą naszej tolerancji!

Jako ludzie dialogu i kompromisu żądamy, by Kaczyński przestał niszczyć tenkraj. Tenkraj, z najwyższą starannością zorganizowany przez tajne służby i agenturę, ulega dewastacji na naszych oczach!

Kaczyński swoją dyktatorską, faszystowską działalnością już zdewastował następujące dziedziny (w kolejności alfabetycznej): bezpieczeństwo obywateli, dobrostan czytelników red. Michnika, honor oficerów służb mundurowych, kontrwywiad NATO, macice polskich kobiet, myślistwo, łowiectwo i rybołówstwo, nowoczesność w domu i zagrodzie, obronność Polski, praworządność, pozycję Polski w Europie, Puszczę Białowieską i populację dzika, prawa reprodukcyjne środowisk LGBT, reputację sędziów, samorządy terytorialne, służbę zdrowia i sądownictwo, stosunki międzynarodowe, szkolnictwo,Telewizję Publiczną, totalną opozycję, Trybunał Konstytucyjny, wolność słowa, sumienia i zgromadzeń.

Nasze stanowcze NIE dla prób zawłaszczenia mediów i nacjonalizacji prasy! Niezależne niemieckie gazety, szerzące wartości europejskie, są gwarantem naszej demokracji, a słynny niemiecki obiektywizm jest nam pomocny przy budowie otwartego społeczeństwa i przezwyciężaniu zaściankowości. Kamiński i jego siepacze o szóstej rano nie zabronią nam wolności gospodarczej – business na służbie zdrowia będzie robiony! Kaczyński nie zniszczy międzynarodowo uznanego autorytetu Lecha Wałęsy – noblista donosił bez swojej wiedzy i zgody, i tylko na ludzi, którzy wtedy byli nikim i dziś są nikim. Nie damy Kaczyńskiemu otworzyć puszki z Pandorą ksenofobii i nietolerancji! Serdecznie witamy muzułmańskich emigrantów! Niech ich młode, silne ramiona ubogacą nasze środowiska LGBT! Niech rozkwita różowo-tęczowa Polska pod zielonym sztandarem Proroka! Tak nam dopomóż Schultz i Juncker, Junkers & Messerschmidt, Allach i Akbar!”.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Gdańskie Waginalia” znajduje się na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Gdańskie Waginalia” na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Organizacje społeczne bronią biskupa rzeszowskiego Jana Wątroby pomawianego przez GW o ukrywanie pedofilii wśród księży

Biskup od początku honorował orzeczenia sądu państwowego, transparentnie informował o swoich dalszych krokach Watykan, a stosowna kongregacja w pełni potwierdziła to, co biskup czynił.

Kazimierz Jaworski, Ryszard Skotniczny

Uporczywe twierdzenia „Gazety Wyborczej” przypisujące biskupowi Diecezji Rzeszowskiej Janowi Wątrobie krycie księży pedofilów nie znajdują uzasadnienia. W szczególności „Gazeta Wyborcza” nie podała dowodów uzasadniających takie twierdzenie w opublikowanym w dniu 28 maja raporcie „Biskupi, którzy kryli księży pedofilów”. Bezzasadne przypisywanie takiego działania biskupowi Janowi Wątrobie jest obraźliwe oczywiście dla niego, ale również dla wszystkich katolików, choćby z tego powodu, iż służy do wywoływania wrażenia, że cały Kościół jest strukturą zła, generującą ze swej istoty pedofilię. Apelujemy do „Gazety Wyborczej” o zaprzestanie szerzenia tego rodzaju propagandy, odwołanie nieuzasadnionych twierdzeń i przeproszenie duszpasterza Diecezji Rzeszowskiej. Tym bardziej, iż wszystkie jego działania były poddane kontroli i zostały zatwierdzone przez Stolicę Apostolską.

Ryszard Skotniczny, Europa Tradycja
Kazimierz Jaworski, Stop Laicyzacji

(…) Problem tylko w tym, iż chodzi o sytuację, która miała miejsce na długo przed tym, zanim biskup Jan został biskupem w Rzeszowie (a nie był wcześniej nawet kapłanem Diecezji Rzeszowskiej). Także postępowanie sądowe, o które chodzi, stało się prawomocne, a treść wyroku jawna dla opinii publicznej, zanim biskup Jan został naszym rzeszowskim pasterzem. O co więc chodzi „Gazecie Wyborczej”? Co niby biskup miał ukrywać? Z raportu, my przynajmniej, nie potrafimy się tego dowiedzieć. Budziło to nasze wątpliwości jako katolików, dlatego poprosiliśmy o spotkanie w rzeszowskiej Kurii. Po pierwsze zapytaliśmy, czy „Gazeta Wyborcza” przed publikacją kierowała jakieś pytania w sprawie. Okazało się, że nie. Po drugie zapytaliśmy o komentarz do zarzutu ukrywania. Otrzymaliśmy wyjaśnienie, iż w tej sprawie po zakończeniu postępowania przed sądem państwowym przeprowadzono oczywiście postępowanie kościelne.

Postępowanie państwowe trwało wiele lat i było tajne. Natomiast ksiądz Roman przez wszystkie te lata był pod stałym nadzorem władzy duchownej. W oparciu o obserwację i rozmowy z nim władze kościelne doszły do wniosku, iż przemyślał swoje postępowanie, błędy, jakie popełnił w życiu. Dlatego w oficjalnym piśmie do watykańskiej kongregacji stwierdzono, iż kary wymierzone przez władze świeckie są wystarczające, wpłynęły skutecznie na poprawę i nie ma potrzeby wymierzania oddzielnych kar kościelnych. Najwidoczniej w Watykanie podzielono tę opinię, gdyż po zbadaniu sprawy Kongregacja Nauki Wiary orzeczeniem z dnia 6 kwietnia 2017 roku uznała taką decyzję za całkowicie słuszną.

Z kolei sformułowanie, że „wina jest wątpliwa”, jest skutkiem przebiegu postępowania kościelnego. Postępowanie państwowe jest tajne, natomiast wszystkich dziesięciu świadków poproszonych o złożenie zeznań nie zechciało zgłosić się do sądu kościelnego (który przecież nie może wobec nich użyć przymusu). Co w tej sytuacji mógł zrobić biskup?

(…) wszystko wskazuje na to, że biskup od początku honorował orzeczenia sądu państwowego, transparentnie informował o swoich dalszych krokach Watykan, a stosowna kongregacja w pełni potwierdziła to, co biskup czynił.(…) Zarzut rzekomych nieprawidłowości uderza nie tylko personalnie w biskupa, ale w Kościół. Chodzi o budowanie przekonania, iż Kościół jest strukturą zła, generującą pedofilię i ukrywającą takie niecne działania. To jest obraźliwe dla wszystkich katolików i dlatego czujemy się upoważnieni do żądania przeprosin na ręce biskupa.

Cały tekst artykułu Kazimierza Jaworskiego i Ryszarda Skotnicznego pt. „Oświadczenie ws. ataków na biskupa Jana Wątrobę” znajduje się na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Kazimierza Jaworskiego i Ryszarda Skotnicznego pt. „Oświadczenie ws. ataków na biskupa Jana Wątrobę” na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W mediach społecznościowych krąży film z brutalnego zatrzymania weterana opozycji demokratycznej z czasów PRL z Opola

Wiesław Ukleja, znany działacz niepodległościowy, protestował przeciwko imprezie środowisk LGBTQ, Wiosny i RAZEM, która jako II „Marsz Równości” przeszła w sobotę 29 czerwca przez Opole.

Paweł Czyż

– Po godzinie trzynastej podeszło do mnie od tyłu dwóch osobników… gdy obserwowałem hucpę LGBT. Z grupą osób skandowałem „zamknąć miasto pederastom” – co nie jest określeniem obraźliwym. Byli ubrani po cywilnemu. Zaczęli mnie szarpać i wyglądało to wpierw na prowokację homolobby. Po chwili wyciągnęli legitymacje policyjne, rzucili mnie na ulicę i skuli ręce na plecach jak przestępcy. Czułem się jakbym był – jako niewinny obywatel o tradycyjnych poglądach – potraktowany jak morderca dziesięciolatki, o którego zatrzymaniu było ostatnio głośno. W gmachu Komendy Miejskiej Policji w Opolu trzymano mnie gdzieś do godziny osiemnastej – powiedział w rozmowie z „Niezależną Gazetą Obywatelską” Wiesław Ukleja.

Tymczasem określenie „pederasta” nie jest elementem tzw. mowy nienawiści. Pederastia (stgr. παῖς chłopiec + stgr. ἐραστής – w przekładzie Witwickiego: miłośnik) – termin wywodzący się z języka greckiego (dosł. miłość do chłopców). To, że ktoś interpretuje je jako „wulgarne” – co miało być pretekstem policyjnej interwencji – świadczy jedynie o brakach w edukacji i szukaniu pretekstów dla medialnego uzasadnienia działań podjętych pod adresem zatrzymanego patrioty. Za to… ustalanie przez pięć godzin tożsamości zatrzymanego jest po prostu kompromitujące. Wystarczy wpisać jego imię i nazwisko w przeglądarkę internetową na smartfonie. Potwierdzenie tożsamości zajmuje raptem pięć minut!

Wolność słowa i użycie określenia „pederasta” jest dozwolone w debacie publicznej, nawet jeżeli ktoś wpadł na pomysł, aby stosować tu poprawność polityczną. Niedawno w Warszawie „pastor” Szymon Niemiec parodiował nabożeństwo. Wówczas Policja nie była taka odważna i mając możliwość przerwania przestępstwa z art. 196 kodeksu karnego, będącego w toku, swoich czynności zaniechała. (…)

Dla wielu z nas osoby, które walczyły czynnie o wolność i niepodległość w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych XX wieku, coraz bardziej kojarzą się z żołnierzami Armii Krajowej czy NSZ. Czy ktoś sobie wyobraża, że dziś policjant wyciera bruk zakutym w kajdanki na plecach żołnierzem podziemia z czasów ostatniej wojny światowej? Większość aktywnych członków opozycji z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych dobiega dzisiaj powoli siedemdziesiątki… Wielu z ich kolegów zapłaciło zdrowiem i życiem za prawo do zgromadzeń czy wolności słowa. Można nie podzielać poglądów Wiesława Uklei, ale to wprost hańba dla kilku osiłków widocznych na filmach z zatrzymania – opolskich policjantów, aby w kilku, „po cywilnemu”, dokonywać zatrzymania tego ogólnie znanego weterana walki z komunizmem. Pomijam, że jeden z tajniaków żuł ostentacyjnie gumę i bardziej przypominał bywalca siłowni niż funkcjonariusza na służbie…

Cały artykuł Pawła Czyża pt. „Równi i równiejsi” znajduje się na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Czyża pt. „Równi i równiejsi” na s. 2 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chwała tym, co 63 lata temu swą przelaną na ulicach Poznania krwią wyznaczyli drogę ku Polsce niepodległej i suwerennej!

Dr Józef Granatowicz 28 czerwca zdecydował o natychmiastowym przekształceniu Szpitala Miejskiego im. Franciszka Raszei w szpital polowy. Prowadził operacje, mimo że kule wpadały do sal szpitalnych.

Jolanta Hajdasz (opr.)

Poznański Czerwiec to pierwszy bunt robotników w PRL. W czwartek 28 czerwca 1956 roku o godz. 6:30 uruchomiono główną syrenę w Zakładach im. Józefa Stalina Poznań, bo tak wówczas nazywały się Zakłady Hipolita Cegielskiego. Dla zgromadzonych w nich robotników – niezadowolonych ze swojej sytuacji bytowej, rozczarowanych pogarszającymi się warunkami pracy i ignorowaniem ich żądań przez władze – był to sygnał do rozpoczęcia manifestacji. W milczeniu wyszli z zakładów i skierowali pochód w stronę centrum Poznania, zmierzając w stronę siedzib władzy – Miejskiej Rady Narodowej i Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, aby w ten sposób zmusić ją do konkretnych rozmów i nakłonić do ustępstw na rzecz polepszenia warunków pracy i życia.

– Na czele pochodu Cegielskiego szły kobiety pracujące na kamieniu przy szlifowaniu ręcznym pudeł wagonów. Obdarte, wychudzone, w wykoślawionych drewniakach – wyglądały jak prawdziwe katorżnice. Za nimi pracownicy montażu i spawacze.

Szliśmy spokojnie, bez żadnych okrzyków – wspominał jeden z uczestników, a dziś jego wypowiedź można przeczytać na stronie internetowej IPN. Tak rozpoczął się bunt robotników i mieszkańców Poznania, spowodowany przede wszystkim złymi warunkami życia będącymi wynikiem realizacji planu sześcioletniego. Bunt, który został stłumiony przez liczące ponad 10 tys. żołnierzy oddziały Ludowego Wojska Polskiego pod dowództwem wywodzącego się z Armii Czerwonej generała Stanisława Popławskiego. Zginęło wówczas 58 osób, setki zostało rannych. (…)

Uhonorowany został również lekarz, który niósł pomoc poszkodowanym: u zbiegu ul. Poznańskiej i ul. Jeżyckiej, naprzeciw szpitala, znajduje się Skwer im. Doktora Józefa Granatowicza (1901–1978), który w dniu 28 czerwca 1956 roku zdecydował o natychmiastowym przekształceniu Szpitala Miejskiego im. Franciszka Raszei w szpital polowy, gdzie ratowani byli uczestnicy walk ulicznych. Zakazał rejestrowania osób rannych, bo wiedział, że listy pacjentów mogą stać listami proskrypcyjnymi. Prowadził operacje, mimo że kule wpadały do sal szpitalnych.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „63 rocznica Poznańskiego Czerwca ʼ56” znajduje się na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Informacja o 63 rocznicy Poznańskiego Czerwca ʼ56” na s. 3 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jan Paweł II powiedział Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu, że słucha Wolnej Europy zawsze rano przy goleniu…

Kto i dlaczego usunął w 1989 r. z anteny Radia Wolna Europa przeciwników Okrągłego Stołu? Dlaczego dziś o historii Radia mówi się tak, jakby tworzyły ją jedynie osoby związane z „Gazetą Wyborczą”?

Jolanta Hajdasz

Ćwierć wieku temu, w 1994 r., od kilku lat byłam korespondentką Radia Wolna Europa z Wielkopolski. Zafascynowana tym radiem, martwiłam się, że musi zostać zamknięte. Musi, bo taką decyzję podjął właściciel radia – Kongres USA, decydując o przeniesieniu jego siedziby z Monachium do Pragi i zamykając jego sekcję polską, węgierską, czeską…

Amerykanie mówią, że już są wolne, polskie media, my jesteśmy niepotrzebni – słyszałam od kolegów z RWE, choć jako szeregowy reporter pracujący wówczas także w Polskim Radiu (szef wyraził zgodę), widziałam, jak bardzo różni się opisywanie naszej rzeczywistości przez obie rozgłośnie. Szczególnie widać to było po tematach zamawianych u lokalnego dziennikarza przez Program 1 lub 3 Polskiego Radia i przez Wolną Europę. Namęczyłam się nieraz, podwójnie obsługując tę samą imprezę; dla RWE – pogłębiona relacja na poważne tematy, dla Polskiego Radia – „michałki”.

Gdy Lech Wałęsa przyjechał do Zakładów Cegielskiego, RWE zamawiała materiał o nastrojach wśród robotników, o ich reakcjach na jego przyjazd i prosiła o streszczenie jego wypowiedzi, a radiowa Trójka tylko – cytuję: „jak powiedział coś głupiego, to bierzemy, reszty – nie”.

Słuchaczom szkoda było Wolnej Europy. Gdy więc na fali zmian po wejściu w życie ustawy o radiofonii i telewizji znalazłam się w TVP, przyszłam do mojego szefa z pomysłem na zorganizowanie koncertu pożegnalnego RWE ze słuchaczami. Ostatnią audycję RWE miała nadać właśnie w czerwcu, więc udało nam się przekonać ówczesnego prezesa TVP, Wiesława Walendziaka, żeby koncert odbył się w Poznaniu (bo rocznica naszego Czerwca ’56) i żeby był transmitowany przez TVP1. Gdy pomysł wsparł Jan Nowak-Jeziorański, pierwszy dyrektor radia, który napisał list z zaproszeniem do Poznania dla wszystkich kończących swoją – jak oni to mówili – misję pracowników, a ówczesny prezydent Wałęsa obiecał, że weźmie udział w koncercie, wiadomo było, że się uda. Przyjechało ponad 80 pracowników RWE, nie tylko z Monachium, ale także z Paryża, Londynu, Waszyngtonu, a nawet z Australii. Specjalnie błogosławieństwo dla pracowników Sekcji Polskiej RWE na zakończenie ich pracy przysłał nawet Jan Paweł II, który mówił Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu, że słucha Wolnej Europy zawsze rano, gdy się goli… Jan Nowak opowiedział mi o tym, gdy zbierałam materiały do książki o nim pt. Polak z oddali. Jan Nowak Jeziorański w Poznaniu i nie tylko (można w niej o tym przeczytać).

Do dziś nie wiemy wszystkiego o tym Radiu. A wywierało przeogromny wpływ na Polaków w czasach komunistycznych. Było jedynym powszechnie dostępnym źródłem niecenzurowanych informacji.

Dziś naukowcy piszący o RWE badają głównie archiwa IPN i opisują sposoby zwalczania radia przez bezpiekę lub dokumentują biografie jego redaktorów. Ja jednak chciałabym wiedzieć, kiedy, kto i jak decydował o tym, co to radio emitowało.

Dlaczego tak rzetelna i pluralistyczna rozgłośnia nagle w 1989 r. wyeliminowała ze swojej anteny wszystkich przeciwników Okrągłego Stołu, nawet tak zasłużoną w walce o wolność Solidarność Walczącą? Kto o tym zadecydował? Dlaczego dziś o historii Radia mówi się tak, jakby tworzyły ją jedynie osoby związane z „Gazetą Wyborczą”, a im mniej wśród żyjących jest byłych pracowników RWE, tym bardziej przedstawiane jest ono jako ekspozytura Unii Wolności kiedyś, a dziś PO? A tak nie było. Ostatni więzień polityczny PRL, który siedział w więzieniu jeszcze ponad pół roku po wyborach 4 czerwca, to śp. Józef Szaniawski. Aresztowano go za współpracę z RWE, ale on z całą pewnością nie był człowiekiem III RP. W 25 lat po nadaniu ostatniej audycji z Monachium do Polski wypadałoby już dawać odpowiedzi, a nie stawiać pytania. Szkoda, że ciągle nie jest to możliwe.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie oglądajmy się na innych, sami zacznijmy działać tak, żeby Polska była jak najbardziej samowystarczalnym krajem

Ci, którzy pracują na swoim, to jest kapitał, który tak jak rodzinne gospodarstwa rolne, powinien podlegać nadzwyczajnej ochronie, bo jeśli popadnie w kłopoty, to w kłopoty popadnie cała dobra zmiana.

Krzysztof Skowroński

To, co się działo podczas wyborów władz Unii Europejskiej, było niesmaczne i irytujące. Próba uczynienia szefem Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, niepotrzebnie przedłużany i ciągnący się przez wiele dni szczyt europejski, postawa Donalda Tuska, który w widoczny sposób robił wszystko, żeby upokorzyć polski rząd, wreszcie wycięcie z funkcji wiceprzewodniczącego parlamentu europejskiego profesora Zdzisława Krasnodębskiego – wszystko to pokazało faktyczne oblicze zjednoczonej Europy. Nie tylko egoizm, nie tylko partykularne interesy, nie tylko dążenie do dominacji, ale też całkowity brak chęci prawdziwej debaty na temat rzeczywistych problemów wymagających decyzji. Żadnego pomysłu na konkretne działanie.

Początek lipca w Brukseli i Strasburgu pokazał, że zdanie wypowiedziane do uczniów przez libańskiego świętego Hardiniego: „Zanim zaczniesz zbawiać świat, zbaw najpierw samego siebie”, jest jak najbardziej prawdziwe i nie dotyczy tylko pojedynczych ludzi, każdego z nas, ale i całych zbiorowości.

Zbawmy siebie, czyli spróbujmy działać tak, żeby Polska była jak najbardziej samowystarczalnym i jak najlepiej urządzonym krajem. Nie oglądajmy się na innych. Nie szukajmy zagranicznej pomocy, tylko z troską i rozwagą sami pochylajmy się nad własnymi problemami dnia codziennego i próbujmy je rozwiązać.

W tym kontekście bardzo zaniepokoiła mnie rozmowa z dwoma przedsiębiorcami w Białej Podlaskiej. Powiedzieli tak: „Jest źle. A będzie jeszcze gorzej”. I na dowód tej tezy przytoczyli następujące fakty: rosną ceny energii dla przedsiębiorców (podwyżka o 150 zł za jeden megawat od początku 2020 roku); wzrastają ceny materiałów budowlanych, następuje wzrost kosztów zatrudnienia, pojawiają się zatory płatnicze.

Bielscy przedsiębiorcy przewidują, że w niedługim czasie dojdzie do wielu bankructw, bo małe firmy nie wytrzymają tych wszystkich trudności. Ich zdaniem państwo przerzuca zbyt wiele kosztów na barki przedsiębiorców.

W rozmowie powoływali się na świadectwa wielu biznesmenów, którzy popadają w kłopoty finansowe i mają podobne jak oni zdanie w sprawie sytuacji rodzimych przedsiębiorców. Na koniec rozmowy dowiedziałem się, że głosowali na Platformę Obywatelską. To nie zmienia faktu, że podobne słowa słyszeliśmy podczas letniej podroży Radia WNET kilka razy. Moim zdaniem warto się w takie opinie wsłuchiwać. Perspektywa makro, geopolityczne bezpieczeństwo, wielkie umowy energetyczne podpisywane przez Polskę mogą okazać się bez znaczenia wobec kłopotów dnia codziennego.

Premier Mateusz Morawiecki wielokrotnie powtarzał, jak ważny jest dla wzrostu gospodarczego Polski mały i średni biznes. Średnia klasa – to nie urzędnicy (jakich mamy nadmiar), to nie menedżerowie zatrudnieni w wielkich korporacjach, a ci, którzy pracują na swoim. To jest ten kapitał, który tak jak rodzinne gospodarstwa rolne, powinien podlegać nadzwyczajnej ochronie, bo jeśli popadnie w kłopoty, to wraz z nim w kłopoty popadnie cała dobra zmiana, a wraz z nią wielkie strategiczne projekty, takie jak budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, przekop Mierzei Wiślanej, Via Carpatia, poprawa infrastruktury kolejowej, a wreszcie – faktyczne budowanie niezależności i podmiotowości Polski zostanie tylko kolejnym niezrealizowanym marzeniem.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Imponująca brama na powitanie władz polskich w Chorzowie w 1922 roku jako wyraz radości z powrotu Śląska do Polski

Ponad dziewięćdziesiąt lat wcześniej, mając do dyspozycji ograniczone możliwości techniczne, postawiono monumentalną budowlę, która przez kilka tygodni zapierała dech w piersiach i budziła podziw.

Renata Skoczek

Wydarzenia czerwcowe na Górnym Śląsku w 1922 roku były konsekwencją plebiscytu, trzech powstań śląskich i decyzji Rady Ambasadorów o podziale Górnego Śląska pomiędzy Polskę a Niemcy. Kończyły definitywnie etap kształtowania granic państwa polskiego, a dla Polaków zamieszkałych na Górnym Śląsku były zwieńczeniem wieloletnich nadziei na zmianę państwowości. W wielu miejscowościach przejmowanych przez władze polskie uroczystości zostały przygotowane z wielkim rozmachem, ale te w Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów), „gdy chodzi o miasta, to najpiękniej wypadły na całym Górnym Śląsku” – napisał naoczny świadek wydarzeń, historyk i kronikarz Adam Pobog Rutkowski. (…)

Dzień 23 czerwca był najważniejszym i niejako kulminacyjnym punktem przygotowywanych od wielu tygodni uroczystości. Już od 18 czerwca administracja polska przejmowała z rąk niemieckich niektóre ważniejsze instytucje i urzędy (kolej, pocztę, budynki sądowe i policyjne). 21 czerwca wkroczył do miasta oddział polskiej policji, a 22 czerwca przejęto miasto z rąk kontrolera Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej oraz pożegnano wojska alianckie. W przygotowaniach do głównych uroczystości aktywnie uczestniczyli członkowie Związku Powstańców Śląskich Grupy Miejscowej. W powstaniach śląskich brało udział prawie trzystu mieszkańców Królewskiej Huty, spośród których najliczniejszą grupę zawodową stanowili górnicy i hutnicy. To właśnie oni odpowiadali za budowę dwóch bram powitalnych.

Brama triumfalna w Chorzowie | Fot. ze zbiorów Muzeum w Chorzowie

Nie wiemy, jak wyglądała pierwsza brama od strony Katowic, ale raczej nie wyróżniała się na tle bram postawionych przez Polaków w innych miastach na powitanie wojska polskiego. Druga, ustawiona na głównej ulicy miasta, wówczas Cesarskiej (obecnie Wolności), pomiędzy dwiema kamienicami o numerach 26 i 27, wzbudziła podziw i zapisała się trwale w pamięci chorzowian. Miała konstrukcję drewnianą w formie łuku triumfalnego zwieńczonego tympanonem, w nawiązaniu do tradycji starożytnego Rzymu. Została zaprojektowana i sfinansowana przez Antoniego Kopiecznego, etatowego pracownika biura plebiscytowego i uczestnika trzeciego powstania śląskiego, który był właścicielem przedsiębiorstwa budowlanego z siedzibą w przy obecnej ul. Powstańców 19.

Pomiędzy jedną i drugą stroną tej monumentalnej budowli zostały wybudowane trzy galerie. Na najwyższej znalazło się miejsce dla przedstawicieli górników i hutników, poniżej znajdowało się sporo miejsca, gdzie w dniu uroczystości ustawiła się grupa piętnastu mężczyzn. Być może byli to budowniczowie bramy, którzy prawdopodobnie nieodpłatnie po godzinach pracy przez kilka tygodni wznosili budowlę i zostali uhonorowani najlepszymi miejscówkami. Po obu stronach bramy została umieszczona identyczna inskrypcja: „Górnik i Hutnik/sercem i duszą przyjmują Was/Wstąpcie przeze mnie w gościnne progi nasze! Armia Polska!/Władze Polskie”. Na zwieńczeniu bramy widniało godło państwowe udekorowane systemem oświetlenia, dzięki któremu wieczorem w dniu uroczystości oraz w ciągu następnych trzech tygodni mieszkańcy miasta mogli w godzinach od 20 do 22 podziwiać podświetloną budowlę.

O dniach, kiedy miał nastąpić pokaz iluminacji, informowała miejscowa gazeta. Fotograf, zapewne na zlecenie Antoniego Kopiecznego, wykonał zdjęcie bramy w dniu uroczystości. Odbitka pozytywowa została naklejona na tekturę z napisem „Brama tryumfalna w Królewskiej Hucie zbudowana przez powstańca Antoniego Kopiecznego na przyjęcie Wojsk Polskich w dn. 23.6.1922”. Według tej fotografii wraz z napisem na tekturze zostały wykonane w większej liczbie pocztówki fotograficzne, które upamiętniły nie tylko budowlę, ale przede wszystkim jej fundatora.

23 czerwca 1922 roku był dniem historycznym dla wszystkich mieszkańców Chorzowa. Przez następne lata do wybuchu II wojny światowej bez wątpienia wszelkie oprawy świąt narodowych organizowane przez władze miasta nawiązywały do pamiętnego 23 czerwca. Żadne nie dorównało rozmachowi i entuzjazmowi tamtego dnia, ale pozostały ważnym elementem propagowania postaw patriotycznych w mieście, w którym większość radnych była opcji niemieckiej, a na ulicach słychać było wszechobecny język niemiecki.

Cały artykuł Renaty Skoczek pt. „Przyjęcie władz polskich w Chorzowie w 1922 roku” znajduje się na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Renaty Skoczek pt. „Przyjęcie władz polskich w Chorzowie w 1922 roku” na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Targowiczanie wyżebrali zagraniczną interwencję wojskową, ale sami wkrótce potem znaleźli się trzymani krótko za twarz

Próby relatywizacji czy rehabilitacji donoszenia na własny kraj do obcych dworów w obronie zagrożonych przywilejów i są raczej skazane na niepowodzenie, czy to się komuś podoba, czy też nie.

Andrzej Rosiński

Taka polska historia: oligarchowie bogaci do obrzydliwości, nie mogąc pogodzić się z ograniczeniem władzy i utratą przywilejów, nie mogąc jednocześnie znaleźć wewnętrznego poparcia dla zablokowania reform, dwa lata żebrali za granicą o interwencję dla przywrócenia status quo ante (czyli słynnego „żeby było tak jak było”). Po dwóch latach wyżebrali zagraniczną interwencję wojskową przeciw suwerennym władzom swego kraju. Interwencja nie miała zresztą związku z ich prośbami, te były tylko pożądanym pretekstem, listkiem figowym dla zastosowania nagiej siły. Wbrew prognozom oligarchów nie nastąpił powrót do status quo ante, lecz wkrótce potem znaleźli się trzymani krótko za twarz przez oświeconych monarchów, którzy wykorzystali ich jako narzędzie do zniszczenia państwa polskiego.

Opowieść Goethego o uczniu czarnoksiężnika. Można ją odczytywać wielorako, w każdym zaś przypadku w tradycji polskiej stanowi przestrogę przeciwko kierowaniu donosów i suplik o pomoc przeciw własnemu państwu do państw obcych.

A ponadto cała ta ofensywa żebractwa o pomoc do biurokratycznych państw absolutnych motywowana była demagogią o „zagrożeniu demokracji szlacheckiej”, zagrożeniu absolutystyczną dyktaturą w Rzeczypospolitej i łamaniem „praw kardynalnych” jak liberum veto, gwarantowanych dla Rzeczypospolitej międzynarodowo.

Opowieść o Konstytucji 3 maja i targowicy jest wytatuowana na skórze Polaków. Stąd próby relatywizacji czy rehabilitacji donoszenia na własny kraj do obcych dworów w obronie zagrożonych przywilejów i status quo ante są raczej skazane na niepowodzenie, czy to się komuś podoba, czy też nie.

Felieton Andrzeja Rosińskiego pt. „Konstytucja i targowica” znajduje się na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Andrzeja Rosińskiego pt. „Konstytucja i targowica” na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Korespondencja Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego z Gorlic z władzami partyjnymi PRL, dw. ambasady ZSRR

Wierzymy w sprawiedliwość władzy ludowej w Polsce i dlatego zwracamy się do niej z gnębiącymi nas problemami. Wierzymy, że centralne władze partyjne i administracyjne życzliwie rozpatrzą nasze prośby.

Wojtek Pokora

W listopadzie 1971 roku powiatowe oddziały Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego w Gorlicach i Sanoku poprzez swoje okręgi skierowały list do VI Zjazdu PZPR. Ten list był i jest naszym głosem w ogólnonarodowej przedzjazdowej dyskusji.

Przedstawialiśmy w nim szczerze i otwarcie problemy niepokojące Ukraińców w Polsce, z myślą i wiarą w to, że partia weźmie nasz głos pod uwagę jako prawdziwą i szczerą informację do programu socjalistycznego rozwoju Polski w dziedzinie pełnego praktycznego zagwarantowania praw dla Ukraińców w Polsce.

W minionym okresie życiowe sprawy Ukraińców, w szczególności społeczno-kulturalne, traktowane były jako drugoplanowe. W ostatnich czasach lekkomyślne traktowanie tych spraw przybrało charakter oficjalny i związane było z odrzucaniem postanowień i decyzji władz centralnych partyjnych i państwowych przez władze lokalne. Ten fakt znalazł swoje odbicie w postępowaniu przedstawicieli lokalnych władz w związku ze wskazanym listem.

Niektórzy przedstawiciele władzy wojewódzkiej w Rzeszowie, a także powiatowej w Gorlicach, Krośnie i Sanoku prowadzili dochodzenie i przesłuchania prawie wszystkich członków Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, którzy podpisali wspomniany list do VI Zjazdu. Przesłuchiwani członkowie UTSK byli zastraszani, odnoszono się do nich z pychą, był wywierany na nich nacisk, żeby wycofali swoje podpisy pod wyżej wspomnianym pismem. Grożono im między innymi zwolnieniem z pracy, przesiedleniem z pogranicznej strefy do Czechosłowacji lub w ogóle wysiedleniem do ZSRR. (…)

Teodorowi Gocz z Zyndranowej pow. Krosno, który jest członkiem centralnego zarządu UTSK, organizatorem domu muzealnego z wojskowym oddziałem – przedstawiającym walki Armii Czerwonej i I Czechosłowackiego Korpusu o przełęcz Dukielską w czasie II wojny światowej, niektórzy przedstawiciele władzy (to też w związku z podpisaniem wspomnianego pisma) okazywali swoją nieufność i wywierali na niego naciski. W czasie przesłuchania 3 grudnia tegoż roku ob. Henryk Żak poniżał jego godność człowieka, nazywał go przestępcą, nacjonalistą, szowinistą, groził mu wysiedleniem z pogranicznej strefy – z rodzimej wsi. Nazywał on podłym fakt wysłania wspomnianego pisma do radzieckiej ambasady, jako przedstawicielstwa obcego państwa. (W związku z tym wyjaśniamy, że tego faktu nie należy traktować jako aktu wrogiego z naszej strony w stosunku do Polski, bowiem Związek Radziecki i Polska są w przyjacielskich stosunkach.

Jest on nam bliski także dlatego, że z narodem radzieckim wiążą nas więzy krwi. Masowy udział Ukraińców, a szczególnie z Łemkowszczyzny, w II wojnie światowej w szeregach Armii Czerwonej, daje nam moralne prawo wypowiadać prośby o objęcie opieką łemkowskiej i ukraińskiej ludności od wynarodowiania i zniknięcia). (…) 

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na kilka faktów. Okazuje się, że jeszcze w latach 70. w Polsce używano wobec mniejszości ukraińskiej argumentów związanych z wysiedleniem. Nie wzbudzało to zapewne sympatii do ówczesnych władz, co nie tłumaczy w żadnym wypadku donosów, bo tak to chyba trzeba nazwać, do sowieckiej ambasady. Z drugiej strony – w świetle faktów, które publikuje np. Tadeusz A. Kisielewski w książce Gibraltar i Katyń. Co kryją archiwa rosyjskie i brytyjskie, można podejrzewać działaczy z Gorlic o koniunkturalizm. W roku 1971 budują oni bowiem obraz mniejszości ukraińskiej ściśle współpracującej z ZSRR i Armią Czerwoną, do której Łemkowie mieli zgłaszać się na ochotnika, gdy tymczasem Kisielewski, powołując się w swojej książce na relację płk. Jana Cieślaka ps. Maciej, szefa wywiadu Inspektoratu nowosądeckiego ZWZ/AK na Podhalu – 1PSP, opisuje ludność z tego terenu jako ściśle kolaborującą z niemieckim okupantem: Przerzucane grupy i kurierzy strzec się musieli nie tylko żandarmerii niemieckiej i szpiegów niemieckiej V kolumny działającej tu już z okresu przed wybuchem wojny, ale i przygranicznej ludności łemkowskiej o orientacji ukraińsko-faszystowskiej. (…)

Wierzymy w sprawiedliwość władzy ludowej w Polsce i dlatego zwracamy się do niej z gnębiącymi nas problemami. Wierzymy, że centralne władze partyjne i administracyjne życzliwie rozpatrzą nasze prośby i zapewnienia zawarte w niejednokrotnie skierowanych do nich listach.

Ponieważ przedstawiciele władz zarzucali nam współpracę w tej sprawie z wrogimi elementami zagranicznymi, to my oświadczamy, że nie mamy nic wspólnego z wrogimi Polsce i Związkowi Radzieckiemu zagranicznymi centralami i nie okazujemy się wrogami Polski Ludowej, a odwrotnie – pragniemy być jej budowniczymi jako równoprawni obywatele w życiu codziennym i pracy w swojej socjalistycznej ojczyźnie – PRL.

Ukraińcy pokazują przykład godnego wypełniania swoich obowiązków w stosunku do państwa. Dlatego zasługują i mają prawo praktycznie posługiwać się prawem, które gwarantuje konstytucja, a w szczególności w sprawie rozwoju swojej kultury i oświaty. To nabiera szczególnego znaczenia w związku z hasłem „ludzie doskonałej pracy” i „praca uszlachetnia” wzniesionym przez I Sekretarza PZPR Edwarda Gierka i Uchwałami VI Zjazdu.

List został podpisany przez przewodniczącego UTSK w Gorlicach Piotra Stefanowskiego i (za zarząd powiatowy) przewodniczącego Andrzeja Kołko. Kopie otrzymały Zarząd Wojewódzki UTSK, Zarząd Powiatowy w Sanoku UTSK i Ambasada ZSRR w Warszawie.

Cały artykuł Wojtka Pokory pt. „Więzy krwi i inne” znajduje się na s. 12 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojtka Pokory pt. „Więzy krwi i inne” na s. 12 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego