Referendum konstytucyjnego nie będzie. Straciliśmy szansę na rzetelną dyskusję o tym, jaka powinna być Rzeczpospolita

I nie tylko Senat jest winny. Pytania przygotowane przez prezydenta jedynie w części dotyczyły kwestii zasadniczych, reszta była niepotrzebna, a nawet niebezpieczna, co podważało celowość referendum.

Zbigniew Kopczyński

Stracona szansa

To jednak była stracona szansa na rzetelną dyskusję o tym, jak powinna wyglądać Rzeczpospolita. Była szansa na wypowiedzenie się obywateli i rozstrzygnięcie najistotniejszych spraw. Byłoby naprawdę korzystne dla nas wszystkich, gdybyśmy mogli wypowiedzieć się w kluczowych dla państwa i dla naszego życia sprawach. Niestety ta szansa nie została nam dana. I nie tylko Senat jest winny. Pytania przygotowane przez prezydenta jedynie w części dotyczyły kwestii zasadniczych, reszta to pytania niepotrzebne, a nawet niebezpieczne. A to podważało celowość referendum.

Pytania dotyczące spraw socjalnych nie mają specjalnego sensu, ponieważ łatwo przewidzieć wynik głosowania, a regulacje w tej dziedzinie wynikają i powinny wynikać z bieżącej sytuacji i polityki konkretnego rządu.

Zapisy konstytucyjne dotyczące spraw socjalnych zwykle bywają tylko deklaracjami. Najlepszym przykładem jest zapis w obecnej konstytucji mówiący o zapewnieniu obywatelom przez państwo opieki zdrowotnej. Wiemy, że nie jest tak do końca, ponieważ żeby korzystać z tej opieki, trzeba być ubezpieczonym, czyli płacić składki ubezpieczeniowe albo mieć przez kogoś te składki płacone. Minister Radziwiłł usiłował to zmienić i zastosować dosłownie zapisy konstytucyjne. No, ale nie ma już ministra Radziwiłła, a zapis został. Praktyka też.

Podobnym przykładem jest ładnie brzmiący, a mało precyzyjny zapis w traktacie lizbońskim, czyli obecnej konstytucji Unii Europejskiej, w którym stoi, że Unia Europejska zapewnia wysoki poziom opieki zdrowotnej. Pytanie, które natychmiast ciśnie się na usta, to co to znaczy wysoki poziom? Wysoki w stosunku do poziomu obowiązującego w Stanach Zjednoczonych lub Niemczech, czy na przykład w Zimbabwe?

Sprawy polityki społecznej i gospodarczej i tak rozstrzygają się w wyborach, ponieważ partie w nich startujące mają różne pomysły na rozwiązanie tych kwestii i wyborcy mogą wtedy wybierać. Należy pozostawić rządzącym, aby dostosowali rozwiązania do bieżących nastrojów społecznych i bieżącej sytuacji gospodarczej. Niektóre rozwiązania mogą z czasem okazać się niepotrzebne lub mogą pojawić się nowe potrzeby, a zapisując je w konstytucji, ograniczamy po prostu możliwości dostosowania rozwiązań do potrzeb. Te potrzebne zmiany mogą być w przyszłości skutecznie blokowane skargami do Trybunału Konstytucyjnego poprzez powoływanie się na takie właśnie, deklaratywne zapisy w konstytucji.

Pytaniami niebezpiecznymi są pytania o przynależność do NATO i Unii Europejskiej. To powinno wynikać również z bieżącej polityki i sytuacji międzynarodowej. Sytuacja międzynarodowa może się zmienić i wtedy zostaniemy bez możliwości manewrowania, przywiązani do sojuszu czy organizacji, w których członkostwo może stać się kiedyś dla Polski niekorzystne.

Sojusznicy też mogą zmienić front, co zdarzało się w historii wielokrotnie. Dziś nastroje w Polsce są zdecydowanie pronatowskie i prounijne. Wynik „za” i wpisanie go do konstytucji zwiąże nam ręce w przyszłości, być może nawet niedalekiej.

Nie sposób tutaj nie wspomnieć, że mieliśmy w konstytucji, w okresie słusznie minionym, zapis dozgonnej przyjaźni z wielkim Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Związek Sowiecki zniknął, a zapis w konstytucji dalej obowiązywał. Co więcej, istniał wtedy zapis o kierowniczej roli partii wyrzucanej właśnie na śmietnik historii. A mimo tego zapisu, partia ta przegrała wybory, została zmuszona oddać władzę i zakończyć „kierowniczą rolę”. Może dzisiejszym fanatycznym obrońcom konstytucji warto przypomnieć, że ich idole – twórcy okrągłostołowych porozumień – w sposób ostentacyjny łamali ówczesną konstytucję.

Zupełnie inaczej jest z kwestią nadrzędności prawa polskiego nad unijnym. W projekcie prezydenckim jest to tylko część pytania dotyczącego UE i NATO. To jednak sprawa tak ważna, że powinna stanowić osobny punkt referendum.

Powinniśmy rozstrzygnąć, czy chcemy, by obowiązywały nas tylko te regulacje unijne, które nie są sprzeczne z polskim prawem – tak jak zastrzegli to sobie Niemcy – czy chcemy, by w Brukseli decydowano o wszystkim.

Tu dochodzimy do pytań, które w referendum przedkonstytucyjnym należy zadać i które chciał zadać nam prezydent: uchwalenie nowej konstytucji, zwiększenie znaczenia referendum, wybór między systemem prezydenckim a gabinetowym, ordynacja wyborcza do Sejmu (dodałbym też do samorządów). Są one niezbędne, jeśli chcemy poznać zdanie obywateli na temat przyszłego kształtu i funkcjonowania władz państwowych. Dodałbym do nich pytanie o dalsze istnienie, a jeśli tak, to o sposób tworzenia Senatu. Czy ma być Senatem w dotychczasowej formie, czy innej? Na przykład składać się z przedstawicieli samorządów terytorialnych lub wojewódzkich, czy wybranych (powołanych?) reprezentantów pewnych środowisk, na przykład naukowców, twórców, prawników – tu pole do dyskusji.

Pytanie na temat struktury samorządu terytorialnego jest pytaniem zbyt ogólnym. Oprócz struktury ważnym, a może ważniejszym problemem do rozstrzygnięcia są jego kompetencje, celowość istnienia urzędów wojewódzkich i marszałkowskich, wybór marszałków i starostów. Jest to temat na osobne referendum.

Do pytań ustrojowych dołączyłbym natomiast pytania o ustrój sądownictwa. Tu mamy parę możliwości i można również zapytać obywateli, co o nich sądzą. Byłby to duży argument za lub przeciw reformom przeprowadzanym obecnie i przeprowadzanym w przyszłości.

A na koniec, ale nie najmniej ważne, to kwestie dotyczące fundamentalnych spraw społecznych, takich jak ochrona życia, definicja małżeństwa czy prawo rodziców do wychowania dzieci według wyznawanych przez nich wartości. Jednoznaczne rozstrzygnięcia tych kwestii pozwolą zaoszczędzić energię społeczną traconą na jałowe dyskusje i granie na emocjach.

Warto byłoby wiedzieć, jakie oczekiwania wobec nowej konstytucji mają obywatele, bo co do tego, że nowa konstytucja jest Polsce pilnie potrzebna, trudno mieć wątpliwości. Mam więc nadzieję, że prezydent zastanowi się raz jeszcze i ułoży inną listę pytań, a Senat tym razem przychyli się do jego wniosku. Data setnej rocznicy odzyskania niepodległości nie powinna być żadnym ograniczeniem.

 

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Stracona szansa” znajduje się na s. 1 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Stracona szansa” na s. 1 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Minister Paweł Mucha o działaniach sędziów: Jestem zbulwersowany niektórymi pytaniami zadawanymi przez sądy TSUE

Wiceszef Kancelarii Prezydenta RP odpowiadając na pytania rzecznika Sądu Najwyższego, podkreślił, że sędziowie, wobec których prezydent nie podjął decyzji, przechodzą w stan spoczynku.

Paweł Mucha, prezydencki minister podkreślił, że wysyłanie kolejnych pytań prejudycjalnych, nie wstrzyma reformy Sądu Najwyższego (SN): Nie neguje, że Sąd Najwyższy ma uprawnienie zadawania pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ale nie ma w polskim prawie takie instrukcji jak zawieszenie stosowania przepisów ustawy, coś takiego nie występuje. Sąd Najwyższy nie ma tego rodzaju kompetencji.

Na gruncie polskiego prawa podmiotem, który jest uprawniony do co do rozstrzygania o konstytucyjności ustaw, jest Trybunał Konstytucyjny. Nie widzę żadnych podstaw, żeby te czynności, które są podejmowane przez Krajową Radę sądownictwa były kwestionowane – podkreślił w rozmowie z dziennikarzami wiceszef kancelarii prezydenta RP.

Minister Paweł Mucha kilkukrotnie podkreślał, że nie przewiduję, aby TUSE przyznał rację wykładni zawartej w pytaniach Sądu Najwyższego. Jednocześnie zastrzegła, że: Nie chciałbym tutaj antycypować przyszłych rozstrzygnięć Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, nie mając także przekonania co do zasadności stawianych pytań. Powiem wprost, jestem zbulwersowany niektórymi pytaniami zadawanymi przez sądy powszechne, zwłaszcza w tak drastycznych sprawach, jak sprawa też gangu mokotowskiego.

12 września (tj. w środę) po upływie terminu dotyczącego sędziów Sądu Najwyższego będzie wysłane pismo informacyjne kierowane z Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej do tych siedmiu sędziów, którzy wskutek braku rozstrzygnięcia pana prezydenta pozytywnego, czyli postanowienia o wyrażeniu zgody na dalsze orzekanie, przyszli stan spoczynku – podkreślił prezydencki minister.

ŁAJ

W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom: za moim projektem nie kryje się żadna forma niewyżytej, młodzieńczej zabawy

Bezpośrednie zarządzanie z pulpitu własnego komputera własną gminą, województwem i państwem jest zdecydowanie najtańszym i najbardziej demokratycznym sposobem. I jestem jak najbardziej za.

Jan A. Kowalski

W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom

Wypada zacząć od lewej strony, a zatem od tekstu: Konstruktywna krytyka Konstytucji Kowalskiego autorstwa Artura Karaźniewicza. Przeczytałem tę polemikę i aż się spłoniłem ze wstydu. Gdybym potrafił oderwać deskę od podłogi, to schowałbym się pod podłogą. Profilaktycznie wlazłem pod łóżko i tam przesiedziałem pełne pięć minut. A jak wyszedłem, to zrozumiałem: rok życia zmarnowany. Ale co tam rok! A siedem lat studiów historycznych na UJ, z roczną przerwą na ukrywanie się przed siepaczami reżimu? Zmarnowane! Załamałem się – całe moje 54-letnie życie… na nic. A to z powodu, który przenikliwie wyłuszczył w swojej konstruktywnej polemice Pan Profesor. Nie postawiłem przecinka! Po słowie ‘Parlament’ nie postawiłem przecinka. (A gdzie była korektorka; Pani Magdo, jeszcze się z Panią policzę!). Jeden brak rozwalił w drobny mak moją, wydawałoby się, przemyślaną i logiczną konstrukcję. Wizja V Rzeczypospolitej runęła jak piaskowy zamek pod naporem fal.

Tyle udało mi się odczytać z tej polemiki. Wyrazy trudne, w tym obcojęzyczne makarony, jeżeli Autor przetłumaczy na język polski, to może nawet zrozumiem i przemyślę.

A wy, Drodzy Czytelnicy, już się bójcie, bo Artur Karaźniewicz, „nie chwaląc się”, objawił się „jako współuczestnik sławetnej, afirmowanej (nie wystarczyło firmowanej – JK) przez PiS Ankiety Konstytucyjnej”. Gdyby jakiś ankieter Was zaczepił, wiejcie, gdzie pieprz rośnie 🙂

Polemika Piotra Krupy-Lubańskiego już mnie tak nie zmieszała z błotem. Potrafiłem ją przeczytać. Mam też nadzieję, że dobrze zrozumiałem jej prowokacyjny charakter. Zatem odpowiadam.

1.       Problem 1. Konstytucja jako forma niezobowiązującej i oderwanej od życia zabawy. Panie Piotrze, nieporozumienie. Proszę przeczytać parę moich konstytucyjnych tekstów, a zrozumie Pan, że za przedstawionym przeze mnie projektem nie kryje się żadna forma niewyżytej młodzieńczej zabawy. Za moim projektem rozpościera się bardzo realistyczna wizja innej Polski. Innego – nie komunistycznego, nie postkomunistycznego, nie socjalistycznego i nie biurokratycznego sposobu zarządzania Polską. I jeżeli takiej aktualizacji państwa polskiego w niedługim czasie nie przeprowadzimy, stanie się wszystko to, czym tak Pan się zamartwia.

2.       Problem 2. Terror. No dobrze, w jaki to niby sposób organizacja terrorystyczna mogłaby dbać o interes Polski? Co więcej, wydawać wyroki – w czyim imieniu i na jakiej podstawie? AK mogła to robić, bo działała w imieniu legalnego Państwa Polskiego. Obecnie – nie wiem, czy Autora to ucieszy – jedyna polska organizacja terrorystyczna mogłaby powstać na bazie UBywateli, byłych żołnierzy WSI i agencji ochroniarskich, grupujących jednych i drugich. Naprawdę tego chcemy?

3.       Problem 3. Psychiczny i emocjonalny. W żadnym razie moim zamierzeniem w temacie dostępu do broni nie było to, żeby odreagować, wystrzelać, zanim kogoś niewinnego nie zamordujemy w domu albo rozjeżdżając na ulicy. W żaden też sposób nie odwołuję się do USA, ale do Szwajcarii. Do Szwajcarii, która model swojej nowoczesnej armii (i organizacji państwa) przejęła od I Rzeczypospolitej. Do Szwajcarii – najbardziej uzbrojonego państwa na świecie – gdzie do nikogo nie strzela się w publicznych szkołach. Zatem powtórzę: prawo do posiadania broni przysługuje w moim projekcie Konstytucji i Państwa (piszę z wielkich liter, jak się emocjonuję; wyjaśnienie dla Artura Karaźniewicza) przeszkolonym przyszłym obrońcom naszej Ojczyzny. Po odbyciu przez nich obowiązkowego szkolenia wojskowego (wg mnie minimum 6 miesięcy). Bez jego odbycia nikt nie mógłby trzymać broni w swoim domu, nie mógłby studiować i nie mógłby pełnić żadnej funkcji publicznej w państwie. Chyba oczywiste: przecież Świadkowie Jehowy nie są zainteresowani udziałem w żadnym ziemskim królestwie.

4.       Problem 4. Referendum i demokracja bezpośrednia. Fundacja Demokracji Bezpośredniej, której, jak rozumiem, przedstawicielem jest Piotr Krupa-Lubański, proponuje DEMOK.

System ten w ciągu 24 godzin jest w stanie przeprowadzić dowolne referendum. DEMOK? OK. tylko nie rozumiem, po co głosujący w jakiejkolwiek sprawie mieliby odwoływać się do jakiegoś autorytetu i cedować na niego swoje głosy. Przecież mogą poznać jego opinię i sami zagłosować.

Niemniej przy obecnym zaawansowaniu technologicznym bezpośrednie zarządzanie z pulpitu własnego komputera własną gminą, województwem i państwem jest zdecydowanie najtańszym i najbardziej demokratycznym sposobem. I jestem jak najbardziej za, o czym parokrotnie pisałem.

Na koniec refleksja. Nie wiem, czy czeka nas zmierzch naszej cywilizacji pod naporem nowych, islamskich barbarzyńców. Nie płaczmy też nad starożytnym Rzymem. Bo wprawdzie upadła cywilizacja starożytnego Rzymu, ale cywilizacja pogańska i do cna już zdemoralizowana. A ostatni uczciwi obywatele Rzymu na długo przed upadkiem wynieśli się z Senatu do swoich wiejskich domostw. Na gruzach Imperium zakwitła przecież cywilizacja chrześcijańska, łacińska. Na tyle atrakcyjna, żeby podbić dusze i umysły barbarzyńskich najeźdźców. Nasze dusze.

PS Przecinek, któremu tyle uwagi poświęcił pan Karaźniewicz, jest zbędny. MS.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom z poprzedniego numeru” znajduje się na s. 19 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom z poprzedniego numeru” na stronie 19 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Wyższość V Rzeczypospolitej nad obecną III i ½ na przykładzie sporu o wymiar sprawiedliwości / Felieton J.A. Kowalskiego

Jak to jest możliwe, żeby nie mając poparcia społecznego, bezkarnie występować, poprzez odwołanie się do siły zewnętrznej, przeciwko legalnie wybranej (i mającej jeszcze większe poparcie) władzy?

Tylko dzięki parasolowi Stanów Zjednoczonych nie mamy obecnie w Polsce rozkładu struktur państwowych i kompletnej anarchii. I przejęcia władzy nad naszym państwem przez Niemcy z jednej strony, a Rosję z drugiej. Dlatego kolejny raz, nie bojąc się oskarżenia o zdradę ideałów, opowiadam się jednoznacznie za rządem i prezydentem, za PiS-em. Bo polityka to nie opowiadanie bajek przez bajarzy, ale kreowanie faktów przez polityków. Zatem tylko ludzie zdolni do dokonywania rzeczywistych zmian mogą być nazywani politykami. Reszta to co najwyżej pretendenci lub uzurpatorzy. Z pretendentami jest mniejszy kłopot. Jeśli nie zdobędą poparcia wyborców, nie są groźni. Jeżeli zdobędą, stają się politykami, a zatem ludźmi przewidywalnymi (uwaga: nie dotyczy Niemiec).

Największy problem jest z uzurpatorami. Ich celem jest zdobycie władzy bez poparcia wyborców, bez poparcia Polaków. A ich cechą osobową jest brak hamulców moralnych, pogarda dla większości i nieliczenie się z obowiązującymi zasadami. Po trupach, nawet własnych współobywateli, byle do celu. Grupa ta już dawno opuściła miejsce publicznej debaty, jaką jest agora, i przeniosła się na inny rynek, przez miejscowych zwany targowicą.

To wszystko widzimy i wiemy. Pytanie, jakie należy tu postawić, brzmi: jak to jest możliwe? Jak można, nie mając poparcia społecznego, bezkarnie występować, poprzez odwołanie się do siły zewnętrznej, przeciwko legalnie wybranej (i mającej jeszcze większe poparcie) władzy? Odpowiedź jest całkiem prosta. Bezkarność wpisana jest w obecny kształt polskiego państwa, a ukonstytuowana jest poprzez najwyższą ustawę, matkę wszystkich ustaw, czyli obowiązującą aktualnie konstytucję.

Bezkarność i chaos to filary polskiego państwa postkomunistycznego, które, jak widzimy, broni się do końca w kluczowej dla jego przetrwania dziedzinie. Po to przecież odbyło się dwuletnie przygotowanie w postaci sejmu kontraktowego 1989-91, żeby rzeczywistej władzy neokomuszej nie stracić. Oczywiście bezkarność, chaos i bezprawie stoją zawsze po stronie dzieci Kiszczaka. Im się należą jak psu kość. A dla ludzi spoza tej kasty prawo jest/było bezwzględne, a sprawiedliwość bardzo nierychliwa.

Dość narzekania. Zaproponujmy rozwiązanie. Nie wiem, czy ktokolwiek z PiS-u czyta moje wypociny? Ale jeżeli tak, to niech czym prędzej doniesie do Prezesa, oczywiście nie pomijając żadnego służbowego szczebla. Zatem… jedynym sposobem rozwiązania obecnego problemu jest jego zlikwidowanie. To jest moja podpowiedź. I wcale nie jest to masło maślane. Po prostu, konstytucja z roku 1997 musi zostać zasadniczo zmieniona poprzez wrzucenie do kosza lub przemiał. Bo to w niej tkwi źródło obecnego chaosu i bezprawia. To ona zaprowadza niekompatybilność najwyższych władz państwowych i nieuchronne spory kompetencyjne oraz brak sprawności w zarządzaniu państwem.

Ponieważ dla totalnej opozycji z lokalnego rynku, zwanego przez miejscowych targowicą, dzieje się wojna, przyznajmy jej raz rację. I rozprawmy się z nią na sposób wojskowy – nie bawiąc się w rozważania i niuanse. Będzie na to czas później, po wojnie.

Jakie to niesie ryzyko? Otóż Obóz Dobrej Zmiany będzie miał ogromną pokusę, żeby to wojenne zwycięstwo przekuć w normę prawną. A to oznaczałoby podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości parlamentowi. Już nie niejawne grupy interesów i mafia decydowałyby o prawie w Polsce, ale posłowie i senatorowie, którzy temu prawu powinni podlegać.

Bo w tym jednym obie strony sporu jednakowo nie mają racji. Żadna z nich, odwołując się do monteskiuszowskiego trójpodziału władzy, nie przestrzega ducha tego podziału, czyli autonomiczności każdej z władz. Władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza muszą być od siebie niezależne. Nie mogą się przenikać, ale wzajemnie kontrolować. I żadna nie może innej sobie podporządkować w należnej jej kompetencji.

To wszystko jednak ma sens dopiero wtedy, gdy o każdej z tych władz decyduje najważniejszy suweren, jakim jest Naród. To my, Kowalscy (i Nowakowie), powinniśmy wybierać sędziów, posłów i rząd, czyli prezydenta. A wcześniej powinniśmy zadecydować o sposobie, w jaki chcemy być jako naród i państwo zarządzani. Powtarzam: zarządzani. Za nasze pieniądze dla naszego dobra. I to wszystko zapisałem w moim projekcie nowej konstytucji.

Czy Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe na takie rozwiązanie, które zmiecie z powierzchni polskiej ziemi te wszystkie aberracje i patologie? Jeśli tak, to przestanę walić z wściekłością w klawisze komputera, a zacznę donośnie klaskać. Bo stanie się V Rzeczpospolita.

Jan A. Kowalski

Żyjemy w czasach ewidentnej „konstytucyjnej pasjonarności”. Co rusz pojawia się nowy projekt Ustawy Zasadniczej

W owym wysypie ustrojodawczej gorliwości możemy odnaleźć ciekawy owoc prawnopolitycznego namysłu, który pojawił się na łamach cenionego przez smakoszy pisma „Kurier WNET” w jego czerwcowej edycji.

Artur Karaźniewicz

Raczej nieznany w rozrastających się kręgach badaczy konstytucyjnego pisma sensu largo oktrojodawca poprzedził swoją propozycję doktrynalnym, mającym jak najbardziej publicystyczny, pozbawiony jakiejkolwiek normatywności charakter wprowadzeniem, w którym wyłuszcza filozoficzno-ideowo-kwantytatywne założenia swojego przedłożenia. To, co zwraca uwagę w tym tekście, to fraza „zapis dokonany w konstytucji”.

Pro domo sua nie mogę się powstrzymać od uwagi, że w środowisku konstytucjonalistów rzeczony zapis jest traktowany jak absolutnie niepożądany i z uporem maniaka tępiony „nomenklaturowy chwast na wrażliwym ciele Ius Supremum”, ale zawsze można stanąć na stanowisku, że są to jedynie „chorobliwe uprzedzenia sekciarzy”. (…)

Jeśli chodzi o filozofię tekstu, to wyraża się ona w godnej pochwały powściągliwości, opartej na dyrektywie лучше меньше, да лучше. W efekcie proponowana Ustawa Zasadnicza nie jest specjalnie rozbudowana. Składa się ona z kilku krótkich fragmentów, oznaczonych rzymskimi cyframi, przy czym „V” odnajdujemy zarówno przy „Źródłach i zasadach finansowania państwa”, jak i przy „Zmianie Konstytucji”, co wypada uznać za dość symplicystyczną omyłkę. Części czy też rozdziały lansowanej Konstytucji składają się z punktów, określonych w „doktrynalnym wstępie” mianem paragrafów, która to nazwa jest zastrzeżona raczej w rodzimej praktyce ustawodawczej dla kodeksów, natomiast Lex Maior składa się raczej z artykułów, ale rzecz jasna jest to usus, jak najbardziej podważalny w przepojonym postmodernizmem gnoseologicznym oglądzie rzeczywistości. (…)

Ergo proponuję usunąć braki formalne i przemyśleć po raz zapewne kolejny (тяжёлая жизнь) koncepcję nowego Prawa Najwyższego, nie tracąc bynajmniej przekonania co do sensu przedsięwzięcia, bo co prawda, jak mawiają wymowni Francuzi, le meilleur est l’ennemi du bien, ale tym niemniej można żywić nadzieję, że ów bon mot nie zawsze jest słuszny.

Cały artykuł Artura Karaźniewicza pt. „Konstruktywna krytyka Konstytucji Kowalskiego” znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Artura Karaźniewicza pt. „Konstruktywna krytyka Konstytucji Kowalskiego” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Referendum konstytucyjnego nie będzie. Prezydent Duda wrócił z chmur na ziemię / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Polityka polega na osiąganiu celów możliwych. Jedyny możliwy obecnie cel do osiągnięcia to zbudowanie uczciwego, choć socjalistycznego i zbiurokratyzowanego państwa pod wodzą obozu Dobrej Zmiany.

Tak zdecydował Senat stosunkiem głosów 90:10. I bardzo dobrze, bo chociaż zapowiedziane przez Prezydenta pytania w liczbie 10 nie były już tak niedorzeczne jak wcześniej 15, to i tak ocierały się o farsę. Możliwe również, że do pomysłu referendum, a ściślej do idei zmiany konstytucji, powróci nie tyle Prezydent, co sam obóz Dobrej Zmiany. W innym jednak momencie politycznym. Proponowany przeze mnie czas to start kampanii parlamentarnej w przyszłym roku.

Pod hasłem zmiany konstytucji i ze wskazaniem podstawowych punktów naprawy państwa, obóz Dobrej Zmiany może osiągnąć jeszcze lepszy wynik niż ten z roku 2015. Wynik pozwalający nie tylko na samodzielne rządy, ale i na większość 2/3 w Sejmie. Większość pozwalającą na zmiany fundamentalne w państwie –  również ustanowienie nowej konstytucji – zmiany te zabezpieczającą na kilkadziesiąt lat.

Czekam na ten moment z utęsknieniem. I życzę takiego zwycięstwa Prawu i Sprawiedliwości. Nie dlatego jednak, żebym nagle zmienił swoje wolnościowe poglądy na centralizm demokratyczny proponowany przez PiS. Po prostu wolę w życiu prawdę niż fałsz, a taką polityczną prawdę proponuje właśnie ta partia, w odróżnieniu do krańcowego zakłamania Platformy. Oczyszczenie atmosfery życia politycznego i społecznego w Polsce może tylko pomóc Polakom w dokonywaniu świadomego politycznego wyboru. Pisałem o tym już wielokrotnie, dlatego powtarzam. Bardzo łatwo, zbyt łatwo zapominamy o koszmarnej przeszłości. Często doszukujemy się w niej, a już zwłaszcza pamiętając, że byliśmy jakby nie patrzeć młodsi, rzekomych pozytywów. Choć wiadomo, że był to jeden wielki syf.

Nie możemy zatem bezmyślnie powtarzać absurdalnego hasła: PiS PO – jedno zło!, bo jest ono najzwyczajniej nieprawdziwe. I niby upraszczając nasze myślenie, jedynie wprowadza chaos do naszych mózgów. I zaciemnia ogląd rzeczywistości. Dlatego z niemałą podejrzliwością słucham głosów taką uproszczoną prawdę objawiających. I sugerujących swoją jedyną nieomylność w myśleniu o Polsce i dla Polski.

Bo wszyscy już to widzą, że w obozie Dobrej Zmiany jest całe mnóstwo karierowiczów. Ale każdy też powinien dostrzec, że Prawo i Sprawiedliwość nie waha się w wyrzucaniu ze swoich szeregów ludzi ocierających się nawet o korupcję. Tych, którym zostanie udowodnione przestępstwo, nie wspominając. Są oni dodatkowo publicznie napiętnowani przez własną do niedawna formację.

Polityka polega na osiąganiu celów możliwych, a ściganie miraży na manowcach należy do kategorii fantastyki. Jedyny możliwy obecnie cel do osiągnięcia przez Polaków, to zbudowanie uczciwego, choć socjalistycznego i zbiurokratyzowanego państwa pod wodzą obozu Dobrej Zmiany. Naszego polskiego państwa.

Pomysł referendum konstytucyjnego, ogłoszony przez prezydenta Dudę ponad rok temu, wyglądał obiecująco. Ale pomysł ten miałby jakiekolwiek szanse realizacji jedynie we współdziałaniu z całym obozem Dobrej Zmiany. Wprowadzony do publicznego obiegu dla politycznego zaistnienia i swoistego usamodzielnienia się Prezydenta, doprowadził do wizerunkowej porażki ponad rok później. Okazało się, że Andrzej Duda, pomimo osobistych zasług dla tego obozu, nie ma pomysłu ani predyspozycji do kreowania polityki. A już zupełnie nie ma swojego zaplecza. Nie napiszę tu, że najwyższy czas, aby sam to zrozumiał, bo to już się stało. Wynikiem takiego zrozumienia był nie tylko wydźwięk pytań referendalnych. Natychmiastowe podpisanie kolejnych ustaw sądowniczych, zaraz po odrzuceniu przez Senat prezydenckiego wniosku, świadczy o tym niezbicie.

To stanowisko Prezydenta świadczy, mam nadzieję, o jego powrocie z wysokiej orbity na ziemię. O pożegnaniu miraży i nieuzasadnionych ambicji, które jedynie przyczyniały się do osłabienia obozu reform. Jeżeli się nie mylę, to bardzo dobrze się stało i dobrze wróży na najbliższą przyszłość. Na najbliższą przyszłość obozu Dobrej Zmiany i najbliższą przyszłość naszej Ojczyzny.

Jan A. Kowalski

PS Gdy reforma naszego państwa, a szczególnie trędowatego wymiaru sprawiedliwości się powiedzie, będę, nie żałując klawiszy, zwalczał tego pisowskiego potworka. Niech żyje V RP! 🙂

Świat szaleje dookoła, a my bawimy się w układanie konstytucji… / Głos w dyskusji o projekcie nowej konstytucji

Chyba najbardziej atrakcyjny postulat to powszechny dostęp do broni. Czy warto próbować napaści na kogoś, kto w obronie swojego mienia, samochodu, czy wreszcie własnej rodziny może sięgnąć po broń?

Piotr Krupa-Lubański

To państwo jest miękkie, słabe i powyżej pewnego podstawowego poziomu powszechnie skorumpowane. Nikt nie dba o jego interesy i z łatwością je grabi.

Może zamiast pięknych i górnolotnych konstytucji potrzebna jest mu jakaś potężna organizacja, będąca miksem wywiadu, kontrwywiadu oraz służby specjalnej z licencją na wszystko i wskrzeszającej bardzo skuteczne niegdyś Sądy Podziemne Armii Krajowej? Może całe to towarzystwo od karuzel vatowskich albo importerów-podpalaczy śmieci powinno się obsługiwać po prostu jak zdrajców i szmalcowników za niemieckiej okupacji? Szybko i sprawnie.

Kraj skorzystałby na tym błyskawicznie pod każdym względem. Inaczej liczba sędziów i policjantów będzie musiała być wkrótce większa niż reszty obywateli. (…)

Proponuję wyjść na ulicę i spytać przeciętnych Kowalskich, czy mieliby coś przeciwko odrobinie kontrolowanego, precyzyjnego terroru w imię obrony Polski przed ciągłym rozkradaniem. Serio, zamiast nowej konstytucji wolałbym jakąś tajną organizację terrorystyczną pilnującą interesów tego kraju. Jeden wyrok tygodniowo? 50 rocznie? To i tak byłby promil ofiar wypadków drogowych czy ofiar smogu i zatrutego powietrza. (…)

Wracając do tematu – dział III projektu poświęcony sądom powinien być znacznie poszerzony, inaczej będą to tylko znowu górnolotne idee pozbawione związku z rzeczywistością dnia codziennego zwykłego obywatela. Ten projekt konstytucji naprawdę jest chyba zbyt radosny i optymistyczny i za bardzo przypomina atmosferę roku.

Bardzo dobrze wygląda założenie o referendum. Żyjemy w dobie internetu, który umożliwia demokrację bezpośrednią. W zasadzie wszelkie decyzje władz centralnych i lokalnych mogłyby być uzgadniane w powszechnych, internetowych referendach. Technologia istnieje od dawna. Jeden z takich systemów internetowych (DEMOK.pl) od lat jest gotowy i czeka na zagospodarowanie do konsultacji społecznych. System ten umożliwia nawet odwzorowanie tradycyjnej idei posła na sejm.

Gdy użytkownik nie czuje się kompetentny w jakiejś sprawie, może wskazać – uprawnić – innego użytkownika do zagłosowania w tej kwestii za niego. System umożliwia okresowe przekazania prawa do głosowania w całej kategorii spraw (np. medycyna) komuś, kogo uznajemy za eksperta w tej dziedzinie. Podobnie z ekonomią czy podatkami.

Dzięki temu osoba uznana za eksperta może głosować w danej dziedzinie w imieniu wszystkich użytkowników, którzy uznali jej autorytet. Może więc mieć siłę głosu setek czy tysięcy osób. Jest więc dla nich, ale tylko w konkretnej dziedzinie, kimś w rodzaju wirtualnego posła – przedstawiciela innych użytkowników. (…)

Chyba najbardziej atrakcyjny i rzucający się w oczy postulat projektu to powszechny dostęp do broni. Masowe posiadanie broni przez obywateli to straszak na wszelkie militarne zakusy w stylu zielonych ludzików. Dla sąsiadów rozważania o wchodzeniu i okupowaniu kraju, gdzie każdy dorosły obywatel jest potencjalnym partyzantem, mogą się skończyć bólem głowy. (…) Inny dobry powód to zwykłe, codzienne bezpieczeństwo na ulicach, szczególnie dla obywateli klasy średniej, przedsiębiorców, właścicieli sklepów czy stacji benzynowych. Czy warto próbować napaści na kogoś, kto w obronie swojego mienia, samochodu czy wreszcie własnej rodziny może sięgnąć po broń?

Cały artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „O projekcie nowej konstytucji” znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „O projekcie nowej konstytucji” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

 

Jan Żaryn: Dziś sami nie wiemy, co odpowiedzieć na pytania referendalne postawione przez pana prezydenta. Dyskusja trwa

Trwa dyskusja i proces decyzyjny w sprawie referendum konstytucyjnego, możliwości odpowiedzi na pytania w nim zawarte i konsekwencji ewentualnych odpowiedzi. W tle nieustanna walka o sądy.

Profesor Jan Żaryn relacjonował w Poranku WNET przebieg ostatnich obrad w Senacie Rzeczpospolitej Polskiej.

Obrady trwały do późna w nocy, a ich głównym przedmiotem była kolejna zmiana ustawy o sądownictwie, która, jak twierdzi senator, jest wynikiem wciąż toczącej się walki o polskie sądy. – Środowisko sądownicze tworzy coś w formie serii obstrukcji, a my staramy się na to odpowiedzieć.

Drugim ważnym tematem było referendum konstytucyjne. Senat będzie ten punkt rozpatrywał pod kątem wyboru daty – czy 10, 11 listopada to odpowiedni termin – i pod kątem samych pytań – są dobrze sformułowane w sensie rangi pytań konstytucyjnych. Profesor nie jest pewien czy obywatele będą w stanie zapanować nad materią tych pytań, nie znając skutków odpowiedzi na nie. To była publiczna dyskusja, tocząca się w klubie i nie wiadomo jak się skończy.

– Pan prezydent postawił nas w sytuacji zero-jedynkowej. Niczego nie możemy zmieniać. Możemy albo przyjąć albo odrzucić ten projekt. W przypadku odrzucenia, będziemy mieli możliwość przejęcia inicjatywy do sformułowania nowych pytań i wyznaczenia nowego terminu. A jeśli przyjmiemy, to weźmiemy również współodpowiedzialność za dyskusję przedreferendalną. Umocnimy sens pytań, pokażemy możliwości odpowiedzi i ich konsekwencje.

Profesor Żaryn skomentował także zachowania opozycji podczas obrad w senacie. –  W demokracji obstrukcje są przyjęte i stosowane, choć bywają zazwyczaj męczące. Jedną z ich form jest niekończące się zadawanie tych samych pytań w różnych wariantach. Takie pytania nie wnoszą nic nowego, zmuszając urzędników publicznych do odpowiadania na nie. Ich merytoryczna jakość jest bardzo wątpliwa, ponieważ mają one jedynie na celu zmęczenie danego ministra.

W odpowiedzi na pytanie o polską politykę zagraniczną w odniesieniu do ustawy o IPN, historyk wyraził nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku, mimo tak wielu przeszkód. Są widoczne dobre przesłanki ku takiemu biegowi rzeczy.

Moje pytania referendalne: Czy jesteś za wrzuceniem do kosza obecnej konstytucji?/Jan A. Kowalski, „Kurier WNET” 49/2018

Pytanie 4: Czy uważasz, że nowa konstytucja, napisana przez Jana Kowalskiego, najbardziej zabezpiecza wolności obywatelskie Polaków i gwarantuje siłę polskiego państwa?

Jan A. Kowalski

Moje tendencyjne pytania referendalne

  1. Czy jesteś za wrzuceniem do kosza obecnej konstytucji, która powoduje paraliż organów państwowych i utrwala społeczną patologię?
  2. Czy jesteś za odrzuceniem obecnego partyjnego systemu władzy nad Polską, który pozbawia Polaków wolności decydowania o swoim życiu, a władzę taką przekazuje biurokracji?
  3. Czy jesteś za tym, aby Polacy bezpośrednio decydowali o najważniejszych sprawach w gminie i w państwie?
  4. Czy uważasz, że nowa konstytucja, napisana przez Jana Kowalskiego, najbardziej zabezpiecza wolności obywatelskie Polaków i gwarantuje siłę polskiego państwa?

I po co 15 albo nawet 10 pytań, skoro 4 wystarczą? Oczywiście sugeruję 4 x TAK 🙂

Należy jednak oddać Prezydentowi, chociaż tylko jedno pytanie z jego 15 może się obronić – to o przewadze polskiego prawa nad zewnętrznym: bez jego inicjatywy nie mielibyśmy teraz w Polsce publicznej debaty nad konstytucją.

A ja sam pewnie nie odbyłbym podróży do źródeł niegdysiejszej polskiej wolności i wielkości. I nikogo bym tym nie zainteresował. Skoro jednak tę podróż razem odbyliśmy, mam nadzieję, to spróbujmy teraz wyciągnąć z niej logiczne wnioski.

Po pierwsze, mamy obecną śmieciową konstytucję, tak napisaną przez konstruktorów Okrągłego Stołu, aby Polską nie dało się sprawnie zarządzać.

Aby nominalne władze państwowe były jedynie atrapami, za którymi komunistyczne i tajne grupy prowadzą bez przeszkód swoje interesy. A ochraniają je służby państwowe i wymiar (nie)sprawiedliwości Przy jej projektowaniu i układaniu zgodnie z nią polskiego państwa, państwo to jest jedynie potiomkinowską fasadą, istnieje jedynie teoretycznie. A ile jest warte, to podsumował zgrabnie były minister Bartek Sienkiewicz.

Po drugie, po zdobyciu przez Obóz Dobrej Zmiany władzy politycznej w państwie (prezydentura i rząd), pojawiła się w jej szeregach tęsknota za całą władzą dla siebie i na zawsze – pokusa pełni władzy.

A zatem przejęcia struktur państwa przez jedną opcję polityczną, rozpisaną na kilka, rzekomo konkurencyjnych, partii politycznych. Pokusa zajęcia całej sceny politycznej. Lekka kosmetyka aktualnego systemu i usprawnienie zarządzania państwem poprzez wyeliminowanie kryminalnej patologii. Próba ta wymaga w zasadzie jedynie roszady personalnej. Wyeliminowania starych kadr, które dobrze wiedzą, komu zawdzięczają swój awans i komu do śmierci mają służyć, na nowe – uzależnione od nowej władzy partyjnej. Po ogłoszonych przez Prezydenta wstępnych pytaniach referendalnych już widać, że nie ma zamiaru tej optyki przekroczyć.

Zatem mając świadomość tej rozgrywki na szczytach władzy, służącej panowaniu nad Polską i Polakami jednej lub drugiej partii, poszedłem po rozum do głowy. Długa to była droga, bo trwała ponad rok, a jeśliby uwzględnić chronologię, to przynajmniej lat 600. To w jej trakcie odkryłem, że zwykłemu Janowi Kowalskiemu może chodzić o coś więcej niż tylko o to, kto nim będzie rządził i pędził go raz na cztery lata do urny. A jak mu się nie podoba, to niech sp…ada, na Dzikie Pola albo do Anglii, albo gdzie chce, ma przecież wolność wyjazdu.

No dobrze, a jeśli wolność wyjazdu nie spełnia wszelkich oczekiwań Jana Kowalskiego co do wolności jako takiej? I chciałby tu, w Polsce, wzorem swoich przodków być wolnym i zamożnym obywatelem? Z próby odpowiedzi na takie pytania wynikł mój projekt nowej konstytucji.

Konstytucji zupełnie inaczej zorganizowanej Polski. Konstytucji zabezpieczającej wolności obywatelskie i zapewniającej sprawność i siłę państwa. Po to, żeby nam tych wolności żaden najeźdźca zewnętrzny lub wewnętrzny łatwo nie odebrał.

Musimy pamiętać również o tym, że Polska nie jest wyspą. Mamy sąsiadów, geopolitykę i globalizację. Dlatego musimy mieć silną, obywatelską armię, patriotycznych przywódców związanych więzami krwi i tradycji z polskim narodem i konkurencyjną gospodarkę w sprawnie zarządzanym państwie. Żebyśmy przed fiskalizmem i długami nie musieli uciekać do Anglii, jak kiedyś na Dzikie Pola. Bo jak dawniejsze, tak i obecne ucieczki są rzeczywistą miarą aktualnego stanu polskiego państwa. A udawanie, tak kiedyś, jak i obecnie, może się skończyć jedynie kompletnym upadkiem.

Pamiętajmy o tym. Również o tym, że dobrze płatny propagandowy pijar, nawet w dobie całkowitego upadku państwa (jak było na przykład za Sasów), zawsze znajdzie swoich twórców i wyznawców. Zostawmy ich w spokoju, niech zachwycają się wydumanym rozwojem. My zaś pomyślmy nad tym, co istotne, nad tym, jak dokonać prawdziwej reformy polskiego państwa. Naszej Ojczyzny, z której nigdzie nie zamierzamy wyjeżdżać.

Pięknie i mądrze mówił nasz Prezydent, ale coraz bardziej jestem skołowany… / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Co do konstytucji mam duże wątpliwości. Bo gdy Andrzej Duda mówi kolejny raz o potrzebie nawet położenia nowego fundamentu, to coraz bardziej zastanawiam się nad znaczeniem jego słów.

Pięknie i mądrze mówił nasz prezydent Andrzej Duda na uroczystości 550-lecia polskiego parlamentaryzmu. Szkoda, że nie na temat. Może inaczej: prawdziwie mówił o naszej przeszłości. Jednak odwołanie się do chlubnej tradycji, do której przecież sam przez cały czas nawiązuję, w żaden sposób nie może dotyczyć ani obecnego Sejmu, ani obecnego ustroju państwa polskiego. Dzisiejszy Sejm (i Senat) tak ma się do Sejmu I Rzeczypospolitej, jak Republika Okrągłego Stołu do Republiki. Jak III RP do Rzeczypospolitej.

Jaki to powód do dumy w obecnych czasach być posłem lub senatorem i jaka to godność? Przecież obecni posłowie i senatorowie wcale nie reprezentują obywateli swoich ziem (jak było w I Rzeczypospolitej), ale zajmują miejsce w Sejmie z woli głównego karuzelowego z każdej partii politycznej.

Żeby nimi zostać muszą najpierw oddać pokłon, wylizać kurz przed biurkiem Prezesa (każdego) i podkulić ogon na znak wiecznego poddaństwa. Tylko w taki sposób zostaje się posłem lub senatorem w obecnej Polsce. Gdzie w tych stanowiskach duma i godność, o których wspomniał Prezydent? Odwoływanie się do Rzeczypospolitej Wolnych Obywateli to raczej nieuzasadnione nadużycie intelektualne.

Przed tygodniem udowodniłem w sposób nie podlegający dyskusji, że to właśnie obecny parlament jest sercem bestii, której na imię jest Biurokracja. (Żałujcie, jeśli nie czytaliście). Tym razem miałem zająć się dwustopniowym podziałem administracyjnym państwa na województwo i gminę. I związanym z tym nierozerwalnie sposobem wyboru posłów na Sejm. Jak na zawołanie zjawiła nam się ta chwalebna rocznica. Wszyscy ogłaszają się spadkobiercami, a mają do tego takie same prawa, jak Dymitr Samozwaniec do tronu po Dymitrze. Zauważyliście, że Prezydent ani na chwilę nie zająknął się na temat sposobu wybierania posłów te 550 lat temu? Skoro jednak ja, Kowalski dwojga imion, nie jestem prezydentem, a ucieranie się poglądów służy przecież dobru wspólnemu, co dobitnie podkreślił prezydent Duda, to jednak się zająknę.

Sejm w Piotrkowie Trybunalskim, Roku Pańskiego 1468, był pierwszym sejmem z posłami delegowanymi przez sejmiki ziemskie. W ten właśnie sposób powstała Izba Poselska, czyli to, co dziś najczęściej określamy Sejmem (bez Senatu). I taki sam sposób wyboru posłów postuluję w moim projekcie nowej konstytucji. Bo taki sposób, kiedyś i obecnie, znaczył jedno – ważność każdej z Ziem. Obywatele (szlachetni) rządzili się u siebie i swoje potrzeby, i pomysły za pośrednictwem swoich delegatów przedkładali na forum ogólnokrajowym, na Sejmie Walnym. Nie było wtedy mowy o biurokracji ani o centralizacji, o Centrali nawet nie wspominając. Każda ziemia swoje lokalne sprawy załatwiała przez siebie i u siebie. Nie był do tego potrzebny król ani jakakolwiek władza zwierzchnia. Ówcześni obywatele (=szlachcice) mieli wolność decydowania o sobie i swoim najbliższym otoczeniu, a na sprawy całego państwa chcieli mieć wpływ.

Polska była wtedy najbardziej obywatelskim państwem świata. Decydowało o nim 10% jego mieszkańców. Od innych państw, gdzie decydował 1% albo mniej, albo sam car lub król, dzieliła ją przepaść. Przepaść, którą udało się przeskoczyć dopiero Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej.

Z tego też wynikał naturalny podział administracyjny państwa na województwa i powiaty, a nie gminy. Przy dużo mniejszym zaludnieniu szlachcic – właściciel folwarku nie miałby się z kim spotykać w gminie. W powiecie już miał. Do województwa konno był szmat drogi. Do siedziby powiatu (ziemi) było znacznie bliżej. Pamiętajmy o takich prostych sprawach. Odwołując się do tradycji, starajmy się rozpoznać ducha czasu i codzienne powody. Mitologizowanie i mechaniczne powtarzanie starych technicznych rozwiązań w zmienionym kontekście do niczego nie prowadzi.

Prezydent wspomniał jeszcze o dwóch sprawach: o niechlubnej tradycji warcholstwa politycznego i o konstytucji. Z potępieniem warcholstwa, chociaż dyplomatycznie nie padło takie słowo, całkowicie się zgadzam. Żadna mniejszość odsunięta od władzy w wyniku wolnych wyborów nie może w imię obrony swoich interesów wzywać obcych mocarstw do ingerencji w nasze wewnętrzne sprawy. Nie robiło tego Prawo i Sprawiedliwość przez długie lata swojej opozycyjnej egzystencji i tego samego oczekuję od obecnej opozycji. Myślę tu o Kukiz’15 i trochę o PSL-u. O patologii polityczno-korupcyjnej miałem nie pisać, dlatego nie będę tu rozpisywał się ani o PO, ani o .N.

Jednak co do konstytucji mam duże wątpliwości. Bo gdy Andrzej Duda mówi kolejny raz o potrzebie nawet położenia nowego fundamentu, to coraz bardziej zastanawiam się nad znaczeniem jego słów. Czy chodzi rzeczywiście o nowy fundament państwa (swój plan techniczny w końcu przedstawiłem), czy o dopisanie kilku nowych artykułów. O 500+, moment przejścia na emeryturę i o wyprawkę dla uczniów, i o to, żeby wygrać kolejne wybory. Taki jestem skołowany…

Jan A. Kowalski