Atak gazowy na cywilów nie zmieni losów wojny domowej w Syrii. Trump obwinia Baracka Obamę o wieloletnią nieudolność

Mimo oświadczeń potępiających użycie broni chemicznej przez reżim w Syrii, USA i ich sojusznicy w Europie najprawdopodobniej nie zmienią polityki militarnego nieangażowania się w ten konflikt.

Tragiczny incydent i jego reperkusje wydają się jednocześnie jeszcze bardziej oddalać perspektywę zbliżenia Waszyngtonu i Moskwy, która – jak się początkowo zdawało – rysowała się wraz z inauguracją prezydentury Donalda Trumpa w USA.

Komentując na gorąco użycie gazu sarin przeciw ludności cywilnej w prowincji Idlib, Trump obciążył najpierw odpowiedzialnością za tragedię swego poprzednika, Baracka Obamę. Powiedział, że czyn reżimu Asada to „skutek słabości i niezdecydowania poprzedniej administracji”.

[related id=”10925″]W sierpniu 2013 roku, po użyciu broni chemicznej przez lotnictwo Asada w pobliżu Damaszku, Obama ogłosił, że syryjski dyktator przekroczył „czerwoną linię”, sugerując, że USA będą interweniowały zbrojnie po stronie rebeliantów. Kilka dni później oznajmił jednak, że akcji militarnej nie będzie, bo na mocy porozumienia z Syrią zawartego za pośrednictwem Rosji reżim pozbędzie się swej broni chemicznej. Niespełnienie groźby podważyło wiarygodność USA i dodatkowo ośmieliło Asada do brutalnego tłumienia powstania.

Trump jednak sam w 2013 roku radził Obamie, by nie podejmował akcji zbrojnej w Syrii. A do najnowszego ataku w Idlibie – zdaniem niektórych komentatorów – mogły Asada zachęcić niedawne oświadczenia współpracowników prezydenta USA. Sekretarz stanu Rex Tillerson powiedział, że o losie prezydenta Syrii „zadecyduje naród syryjski” – tak jakby jego głos miał znaczenie dla reżimu – a amerykańska ambasador przy ONZ Nikki Haley wyraziła się jeszcze jednoznaczniej, mówiąc, że odsunięcie dyktatora od władzy „nie jest obecnie priorytetem” Ameryki. Zgodnie z sugestiami Trumpa z kampanii wyborczej, Haley oświadczyła również, że USA nie wykluczają współpracy z Asadem w walce z Państwem Islamskim (IS).

Wypowiedzi te uznano za potwierdzenie ostatecznego zejścia administracji Trumpa z kursu jego poprzednika, który powtarzał, że „Asad musi odejść”, chociaż w ostatniej fazie rządów Obamy Waszyngton dawał do zrozumienia, że dymisja syryjskiego prezydenta może poczekać.

Według niektórych komentatorów, atak nieprzypadkowo nastąpił w czasie rozpoczynającej się w Brukseli międzynarodowej konferencji na temat pomocy humanitarnej dla Syrii, podczas której dyskutowano także o perspektywach politycznego rozwiązania konfliktu w tym kraju. W ciągu sześciu lat pochłonął on już od 250 do 500 tysięcy istnień (zależnie od szacunkowych obliczeń).

Jak pisze redaktor biuletynu analitycznego „The Syria Report”, Jihad Yazigi, przekonany o swej bezkarności Asad chciał masakrą cywilów pokazać Zachodowi, że „polityczna cena braku współpracy z nim rośnie” i przyspieszyć w ten sposób zakończenie wojny. Jego zdaniem, syryjski dyktator liczy, że państwa zachodnie, pragnące uniknąć kolejnych podobnych tragedii – wobec których nie mogą się zdobyć na nic poza wyrażaniem oburzenia – zgodzą się na rozstrzygnięcie konfliktu na podyktowanych przez niego warunkach.

Nazajutrz po ataku Trump zaskoczył obserwatorów niezwykle ostrym potępieniem zdarzenia, mówiąc, że „nie można tego tolerować” i że incydent „zmienił jego postawę” wobec syryjskiej wojny. Mogło to sugerować, że zrewiduje swoją gotowość do współpracy z Asadem – i Rosją – w walce z IS w Syrii. Jednak pytany na konferencji prasowej, co konkretnie zamierza zrobić w reakcji na masakrę w prowincji Idlib, odmówił odpowiedzi.

Tymczasem Haley na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ powiedziała, że jeśli organ ten nie podejmuje w sprawie Syrii żadnych istotnych kroków – gdyż projekty rezolucji zmierzających do ukarania Asada są wetowane przez Rosję – USA mogą „podjąć własne działania”. Także ambasador nie wyjaśniła, co może się kryć pod tym oświadczeniem. W ostrych słowach potępiła natomiast Rosję za współudział w zbrodniach wojennych w Syrii.

[related id=”1389″ side=”left”]Administracja Trumpa wysłała wcześniej do Syrii dodatkowe oddziały sił specjalnych, ale do walki z IS, którego bojownicy prowadzą wojnę z reżimem. Eksperci wątpią, czy Trump zdecyduje się na użycie siły przeciw Asadowi.

– Nie sądzę, by administracja zmieniła swoją politykę skupioną na walce z IS. Po ataku gazowym wzrośnie presja, żeby skierować się przeciw Asadowi, ale dopóki Rosja będzie go broniła, jest bezpieczny – powiedział PAP emerytowany dyplomata Daniel Fried, były ambasador USA w Polsce, a ostatnio odpowiedzialny w Departamencie Stanu za politykę sankcji. – Trump nie podejmie działań militarnych przeciw Asadowi, bo woli walczyć z Państwem Islamskim – powiedział PAP Lawrence Korb, były podsekretarz stanu w Pentagonie, obecnie związany z Center for American Progress (CAP).

Zdaniem Daniela Serwera, specjalisty ds. Bliskiego Wschodu w Szkole Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych (SAIS) na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa, rząd USA mógłby, na przykład, stworzyć w Syrii strefy bezpieczeństwa dla cywilów, co Trump obiecywał w czasie swej kampanii wyborczej. Wymagałoby to jednak zaangażowania wojsk do obrony ludności przed atakami sił reżimowych na lądzie i z powietrza. Tymczasem ani USA, ani państwa europejskie, nie mają na to ochoty.

Według Serwera można ewentualnie liczyć tylko na identyfikację i zniszczenie samolotów lub artylerii odpowiedzialnych za atak bronią chemiczną. „Inne działania nie są prawdopodobne. Administracja Trumpa prędzej uderzy na Koreę Północną, która grozi atakiem na USA, niż na Asada, który unika bezpośredniego starcia z nami, chociaż jego brutalność w Syrii karmi bestie Państwa Islamskiego i Al-Kaidy, które w końcu zagrożą Ameryce” – napisał ekspert SAIS na portalu Peacefare.

Zdaniem Korba, utworzenie bezpiecznych stref jest mało prawdopodobne także z innego powodu. – Wojsku nie podoba się ten pomysł, gdyż trzeba by było prześwietlić wszystkich ludzi, którzy tam się dostaną. Poza tym ochrona przed atakami na cywilów grozi starciem z Rosjanami – powiedział ekspert CAP.

[related id=”3259″] Niektórzy nie wykluczają, że Trump może zaryzykować zbrojne działanie w Syrii, aby zademonstrować, że jest twardszy od Obamy. Szansę na to zmniejsza jednak nie tylko obecność wojsk rosyjskich w Syrii, lecz także uwikłanie Trumpa w sprawę niejasnych kontaktów z Moskwą w czasie kampanii wyborczej.

Trumpowi zależy na opinii twardego lidera, więc mógłby się zdecydować na mały pokaz siły. Rosja jednak dowiodła, że zręcznie manipuluje nowym władcą Białego Domu i da naszemu przywódcy powody, żeby się wstrzymać od działania – powiedział PAP ekspert z Middle East Institute w Waszyngtonie, Hassan Mneimneh.

– Wszystkie argumenty przeciw działaniom zbrojnym, używane przez byłego prezydenta Obamę, będą wysunięte i teraz. (…) Rosja, angażując się głębiej w Syrii, stała się kluczem do losu tego kraju i teraz, gdy tak wiele tam zainwestowała, nie pozwoli, by zbrodnia wojenna Asada odebrała mu zwycięstwo – napisał w izraelskim dzienniku „Haarec” Anshel Pfeffer.

źródło:pap

Czytaj więcej: Amerykanie uważają, że Asad może dalej rządzić. Ma być osądzony przez naród w wyborach. Czy szykuje się koniec wojny?

Państwo Islamskie zamierza przenieść się do Libanu. Być może jest już tam nawet sam „kalif” Abu Bakr Al-Baghdadi

Cofający się na wszystkich frontach salafici z ISIS zorientowali się, że ich czas dobiega końca. Pozostaje kwestią czasu, kiedy upadnie Mosul i Rakka. Resztki sił Deash nieuchronnie zostaną oblężone.

Dowództwo frakcji z samym „kalifem” Abu Bakrem Al-Baghdadim i byłymi irackimi generałami postanowiło ewakuować się do zachodniego i północnego Libanu, obszaru zdominowanego przez sunnitów. Wedle portalu debke.com, powiązanego z izraelskimi służbami, plan ISIS jest prosty – miast bronić się w bastionach w syryjskim na Deir ez-Zour i irackim Anbar – struktury wojskowe powinny kierować się do Libanu.

Liban otrzyma 3 mld $ pomocy od Saudów. Rijad zamierza wspierać i kredytować armię libańską. Co na to Hezbollah?

Jest to radykalna zmiana w strategii salafickiej formacji, która zamierza reformować swoją działalność i ulokować się w Libanie, w przestrzeni niekontrolowanej przez Hezbollah. Co więcej, szacuje się, że w 6-mln Libanie mieszka 2 mln uchodźców z Syrii i 200 tys. Palestyńczyków, a więc jest to pokaźna baza do rekrutacji.

Jak zauważa portal debke, warunki naturalne Libanu sprzyjają długotrwałej wojnie partyzanckiej. Góry, lasy ułatwiają przetrwanie do „lepszych czasów”. Hezbollah jest najlepszym tego przykładem. W latach 1983-2000 prowadził zwycięską kampanię partyzancką przeciwko 7 bazom izraelskimi i sojuszniczej chrześcijańskiej milicji Armii Południowego Libanu.

[related id=”5933″]ISIS marzy o destabilizacji Libanu. Od 2012 roku Jabat Al Nusra bezskutecznie nacierała na Liban od strony Wzgórz Golan i Doliny Bekaa. Skromna armia libańska (około 80 tys. żołnierza) wraz z Hezbollahem (prawdopodobnie 100 tys. bojówkarzy) odpiera salafickie zakusy na kraj. Niemniej od północy kraju, zdominowanej przez sunnitów, zdaniem wielu komentatorów wlewają się bojówkarze. A tam już karabin Partii Boga nie sięga.

źródło/debke.com

Czytaj więcej: Mamy przykład kilku Polaków, którzy walczą w imię ISIS. Takich szybko radykalizujących się ludzi jest w Polsce dużo

USA ostrzegają na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ ws. Syrii: Gdy ONZ zawodzi, kraje zmuszone są do działania

W środę w Nowym Jorku odbyło się, zwołane w trybie pilnym posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, poświęcone wtorkowemu atakowi chemicznemu w syryjskiej prowincji Idlib.

Ambasador USA Nikki Haley ostrzegła na nim, że „Kiedy ONZ konsekwentnie nie wywiązuje się ze swojego obowiązku kolektywnego działania, przychodzi taki moment, że kraje są zmuszone do podjęcia własnych działań.

W związku z atakiem, w którym zginęły co najmniej 72 osoby, w tym 20 dzieci, skrytykowała Rosję za to, że nie potrafi wpłynąć na swojego sojusznika, czyli reżim syryjskiego prezydenta Baszira al-Asada.

Ile jeszcze dzieci musi umrzeć, zanim Rosja zacznie się martwić? – pytała ambasador.

Przedstawiciel Rosji w Radzie Bezpieczeństwa, zastępca ambasadora, Władimir Safronkow odpowiedzialnością za atak obarczył politykę USA jeszcze z czasów administracji Baracka Obamy. Przypomniał, że Obama zagroził swego czasu interwencją militarną, jeśli przekroczona zostanie „czerwona linia” w postaci użycia broni chemicznej. Tej groźby Obama jednak nie zrealizował, mimo że już w przeszłości miały miejsce w Syrii udowodnione przypadki użycia gazów bojowych.

Ta decyzja posłużyła jako punkt startu przyszłych prowokacji ze strony terrorystów i struktur ekstremistycznych z użyciem broni chemicznej – powiedział rosyjski dyplomata. Jego zdaniem, w ten sposób „terroryści i struktury ekstremistyczne usiłują zdyskredytować oficjalny reżim w Damaszku i stworzyć pretekst do użycia siły militarnej przeciwko suwerennemu państwu”.

Z kolei ambasador Wielkiej Brytanii Matthew Rycroft stwierdził, że atak w prowincji Idlib nosi wszelkie cechy działania podjętego przez reżim Asada. Zwrócił uwagę, że nic nie wskazuje, by ugrupowania opozycyjne w Syrii dysponowały bronią chemiczną, jaka została użyta w ataku.

– Wszystko wskazuje na to, że był to nieprzerwany atak z użyciem lotnictwa trwający przez parę godzin – powiedział Rycroft. W wystąpieniu mówił o gazie działającym na układ nerwowy, który mógł zabić ponad sto osób i doprowadzić do obrażeń u setek kolejnych ofiar. Podkreślił, że tylko syryjskie lotnictwo mogło przeprowadzić taki atak.

Wielka Brytania, Francja i USA zgłosiły wspólnie projekt rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającej ataki chemiczne w Syrii i wzywającej syryjski rząd do współpracy w dochodzeniu w sprawie użycia gazu bojowego w prowincji Idlib. W szczególności w projekt apeluje do władz w Damaszku o udostępnienie informacji o operacjach syryjskich sił powietrznych we wtorek.

Z najnowszego bilansu Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka wynika, że we wtorkowym ataku chemicznym na Chan Szajchun w kontrolowanej przez rebeliantów prowincji Idlib na północnym zachodzie Syrii 72 osoby zginęły, a 160 zostało rannych.

Syryjskie Obserwatorium informowało we wtorek, że ataku najprawdopodobniej dokonały syryjskie lub rosyjskie samoloty. Według amerykańskich źródeł rządowych w ataku tym użyto sarinu i „niemal na pewno” było to dzieło sił lojalnych wobec Asada.

Reżim Asada zaprzeczył, jakoby użył „substancji chemicznej lub toksycznej” w Chan Szajchun.

Z kolei ministerstwo obrony Rosji oświadczyło w środę, że w Chan Szajchun syryjskie lotnictwo zbombardowało we wtorek arsenał bojowników, w którym wytwarzano amunicję napełnioną trującymi substancjami chemicznymi.

źródło/pap

Czytaj więcej: Atak chemiczny w Syrii – nowy bilans osób śmiertelnych. Wśród 72 ofiar znalazło się aż 20 dzieci

Syria dostarczyła do ONZ dowody, że rebelianci przemycali do kraju toksyny. Czy atak chemiczny w Idlib to prowokacja?

Syryjski szef MSZ Fajsal Mikdad stwierdził, że reżim Asada nie ma nic wspólnego z chemicznym atakiem na miasto Idlib na północy kraju. Wedle doniesień, śmierć poniosły 72 osoby, w tym dzieci.

Społeczność międzynarodowa jest oburzona ponownym użyciem broni chemicznej w czasie wojny domowej w Syrii. Zdaniem syryjskiego decydenta reżim jest w tej sprawie niewinny:

[related id=”9682″]- Kilka tygodni temu rząd syryjski dostarczył OPCW i ONZ informacje o tym, że islamiści z Jabat Al-Nusra przemycili do kraju substancje toksyczne. Podkreśliliśmy wtedy, że Syria jest przeciwna stosowania takiej broni. Armia syryjska nie posiada broni chemicznej i nigdy jej nie używała, nawet w najcięższych walkach. Syria wypełniła wszystkie swoje zobowiązania wobec OPCW i oni to nawet przyznają – zaznaczył Mikdad.

Syryjski Minister Spraw Zagranicznych wyjaśniał, że natężenie konfliktu w kraju ma związek z nawiązaniem nici porozumienia z opozycją, co doprowadziło do rozmów w Astanie i w Genewie. Co więcej, sukcesy armii rządowej z przełomu roku też powodują dodatkowe napięcie:

[related id=”10596″ side=”left”]- Widzimy, że ataki się powtarzały od ostatnich tygodni i miesięcy. Zwycięstwo w Aleppo i sukcesy armii syryjskiej w okolicach Damaszku i Hamy są prawdziwą przyczyną ataku w Idlib. Grupy terrorystyczne i tzw. syryjska opozycja zawiodła w wykonaniu swoich planów i celów i dlatego teraz wszczęły nową kampanię niesprawiedliwości względem Syrii – stwierdził.

Stanowczo potępiamy te ataki przeciwko naszym ludziom dokonanym przez terrorystów i ich sponsorów z Turcji i Arabii Saudyjskiej – zaznaczył syryjski polityk.

źródło/sana.sy

Czytaj więcej: Atak chemiczny w Syrii – nowy bilans osób śmiertelnych. Wśród 72 ofiar znalazło się aż 20 dzieci

Rząd Niemiec przyjął projekt ustawy zakazującej zawierania małżeństw przez nieletnich i unieważniający już zawarte

W końcu zeszłego roku około 1500 cudzoziemców poniżej osiemnastego roku życia było zarejestrowanych w Niemczech jako pozostający w związku małżeńskim. Dlatego zdaniem rządu projekt ten jest niezbędny.

Projekt został przygotowany przez ministerstwo sprawiedliwości i został przyjęty przez rząd środę. Zakazuje osobom nieletnim zawierania związków małżeńskich oraz unieważnia takie małżeństwa, które już zostały zawarte.

Związki małżeńskie zawarte przez osoby poniżej 16. roku życia zostaną automatyczne uznane za nieistniejące. Małżeństwa osób w wieku od 16 do 18 lat mają być unieważniane na drodze sądowej. Tylko w wyjątkowych sytuacjach sąd będzie mógł odstąpić od unieważnienia związku, na przykład w razie ciężkiej, zagrażającej życiu choroby. Warunkiem ma być wtedy jednak osiągnięcie przez małżonków pełnoletności i potwierdzenie przez nich zgody na małżeństwo.

Przepisy mają obowiązywać także w odniesieniu do małżeństw zawartych za granicą.

[related id=”6520″ side=”left”] Minister sprawiedliwości Niemiec Heiko Maas z SPD powiedział, że „ani urzędy stanu cywilnego, ani ołtarz ślubny nie są właściwymi miejscami dla dzieci”. – Brać ślub można dopiero wtedy, gdy ma się 18 lat – dodał.

W minionych latach do Niemiec przyjechało bardzo dużo nieletnich imigrantów, przede wszystkim z Syrii, Afganistanu i Iraku, podających się za osoby pozostające w związkach małżeńskich.

źródło/pap

Czytaj więcej: Wojciech Cejrowski: Nie oszukujmy się, że problem imigrantów nas nie dotyczy. Jarosław Kaczyński musi zamykać granice

Rada Doradcza Arabii Saudyjskiej potępiła Iran. Uznała go za sprawcę wojen i innych nieszczęść w świecie arabskim

Na 136 sesji saudyjskiej Szury – Rady Doradczej – zgodnie z wszelkimi formalnościami demokratycznymi ustalono, że Iran jest największym burzycielem porządku i ładu w tym regionie świata.

„Szura potępia interwencje Iranu w regionie oraz stałe prowokacje i wsparcie dla milicji zbrojnych, które cały czas zabiją i niszczą cały region” – czytamy na portalu arabnews, opłacanym przez dwór Jego Wysokości króla Salmana.

Szura jest 150-osobowym ciałem doradczym przy tronie dynastii Saudów, powołanym po raz pierwszy w 1926 roku, i ma być odpowiedzią na anglosaskie projekty demokratyczne. Delegaci są reprezentantami jednego z 13 regionów kraju. Od 2012 w Szurze znajduje się również 12 kobiet.

[related id=”9456″]Na obecnym posiedzeniu, mającym miejsce po szczycie Ligi Państw Arabskich, Szura odniosła się do kwestii bezpieczeństwa w regionie. Dużą uwagę Rijad zwraca tradycyjnie na Jemen, w którym od 2015 roku wojuje z szyickimi rebeliantami Houthi:

Szura potępia Houthi strzelających rakietami balistycznymi w region Mekki i miasto Dhahran Al-Jonoub – orzekli arabscy parlamentarzyści.

Saudyjska Rada Doradcza zaznaczyła, że dalsze wykorzystywanie przez szyitów jemeńskiego portu Al-Hodeida jako bazy do działalności terrorystycznej zakłóca światową żeglugę po Morzu Czerwonym oraz uniemożliwia dostarczanie pomocy międzynarodowej do ogarniętego wojną kraju.

Szura przypomniała, że Arabia Saudyjska była jednym z pierwszych krajów, które nawoływały reżim syryjski do zaprzestania ataków na ludność cywilną.

źródło/arabnews

Czytaj więcej:Jemen: w wojnie zginęło 10 tys. ludzi. Wojna, która nie interesuje świat a w której Iran wojuje z Arabią Saudyjską

Wielka Brytania: hiszpański okręt naruszył wody terytorialne Gibraltaru. Czy konflikt o Gibraltar będzie ceną Brexitu?

Rząd Gibraltaru – brytyjskiego terytorium zamorskiego – uznał manewr okrętu za wtargnięcie, oskarżając hiszpańskie władze o regularne łamanie konwencji ONZ o prawie morza.

O incydencie poinformowała brytyjska marynarka wojenna. Hiszpański okręt patrolowy Infanta Cristina naruszył we wtorek 4 kwietnia wody terytorialne Gibraltaru i został zmuszony przez brytyjski okręt HMS Scimitar do oddalenia się w stronę wybrzeży Hiszpanii.

Od kilku dni relacje na linii Londyn-Madryt są napięte po tym, gdy w roboczej wersji unijnych wytycznych w sprawie negocjacji dotyczących wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej hiszpańskiemu rządowi przyznano prawo weta wobec objęcia Gibraltaru przyszłym porozumieniem handlowym o opuszczeniu wspólnoty przez Londyn.

Były szef Partii Konserwatywnej, Michael Howard, zasugerował w niedzielę, że brytyjska premier Theresa May mogłaby pójść na wojnę z Hiszpanią, aby bronić Gibraltaru, jeśli Madryt zechce wykorzystać negocjacje dotyczące Brexitu do uzyskania kontroli nad tym terytorium.

W programie „Sophy Ridge on Sunday” w telewizji Sky News Howard przypomniał, że 35 lat temu ówczesna szefowa rządu Margaret Thatcher wysłała brytyjskie wojska w celu obrony Falklandów. – Jestem absolutnie pewny, że obecna premier okaże taką samą determinację, stając w obronie interesów mieszkańców Gibraltaru – powiedział.

W niedzielę Downing Street poinformowała, że premier Theresa May rozmawiała rano przez telefon z szefem rządu Gibraltaru Fabianem Picardo, zapowiadając, że Wielka Brytania „nigdy nie zawrze umowy, która przekazałaby mieszkańców Gibraltaru pod inną władzę bez ich wolnej, wyrażonej w sposób demokratyczny woli (…), ani nigdy nie wejdzie w proces negocjacji dotyczący zwierzchnictwa, z których Gibraltar nie byłby zadowolony”.

Hiszpański minister spraw zagranicznych Alfonso Dastis ocenił, że „Brytyjczycy niepotrzebnie tracą równowagę, bo nie ma do tego powodu”.

Porównywanie (Gibraltaru) do sytuacji w przeszłości, takich jak Falklandy, jest nieco wyjęte z kontekstu. Hiszpański rząd jest nieco zaskoczony tonem komentarzy, które docierają do nas z Wielkiej Brytanii – kraju, który jest znany ze swojego spokoju – dodał.

Zamieszkane przez 30 tys. osób brytyjskie terytorium zamorskie zdecydowanie zagłosowało w ubiegłorocznym referendum za pozostaniem W. Brytanii w Unii Europejskiej (96 proc. głosujących), ale w obliczu decyzji o opuszczeniu Wspólnoty będzie musiało się zmierzyć z rozpoczynającymi się na nowo dyskusjami na temat jego statusu.

Gibraltar został zajęty przez W. Brytanię w trakcie wojny o sukcesję hiszpańską w 1704 roku i formalnie przekazany pod zarząd Londynu na mocy traktatu pokojowego z Utrechtu z 1713 roku, stając się oficjalnie brytyjską kolonią w 1830 roku. Jego mieszkańcy dwukrotnie odrzucili w referendach z 1967 i 2002 roku możliwość przejścia terytorium pod hiszpańską jurysdykcję.

źródło/pap

Czytaj więcej: Donald Tusk: W tym procesie nie ma nic do wygrania, i mówię tu o obu stronach. Chodzi o zminimalizowanie kosztów Brexitu

Stany Zjednoczone i ja jesteśmy twoimi sojusznikami i przyjaciółmi – powiedział Trump egipskiemu prezydentowi Sisiemu

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump spotkał się w poniedziałek w Białym Domu z prezydentem Egiptu Abd el- Fattah as-Sisim, dając tym wyraz nadziei na wspólną walkę z islamskimi terrorystami.

„Stany Zjednoczone i ja jesteśmy twoimi sojusznikami i przyjaciółmi” – powiedział Trump.

Wizyta Sisiego, byłego ministra obrony, który doszedł do władzy w wyniku zamachu stanu, jest pierwszą wizytą prezydenta Egiptu w Waszyngtonie od prawie 10 lat. Poprzednim egipskim prezydentem, który w gościł w Waszyngtonie, był Hosni Mubarak, który w 2010 r. uczestniczył, wspólnie z przywódcami Izraela, Jordanii i Autonomii Palestyńskiej, w bliskowschodnich rozmowach pokojowych.

Poprzednia administracja amerykańska demokratycznego prezydenta Baracka Obamy ignorowała prezydenta Sisiego i często krytykowała go za łamanie praw człowieka oraz brutalne rozprawianie się z przeciwnikami politycznymi.

W odpowiedzi na obalenie w roku 2013 związanego z islamskim ruchem Bractwo Muzułmańskie prezydenta Mohammeda Mursiego, w rezultacie przewrotu, na którego czele stał Sisi , prezydent Obama wstrzymał pomoc militarną dla Egiptu. Pomoc ta została wznowiona dopiero w roku 2015 z uwagi na znaczenie Egiptu w rejonie Bliskiego Wschodu.

Donald Trump nawiązał kontakty z prezydentem Sisim jeszcze podczas kampanii przed ostatnimi wyborami prezydenckimi. Po zwycięstwie Trumpa Sisi jako pierwszy zadzwonił do prezydenta-elekta.

Zdaniem amerykańskich komentatorów, zmiana stanowiska wobec Egiptu przez nową administrację oznacza, że utrzymanie współpracy z Egiptem w walce z inspirowanym przez radykalny islam terroryzmem jest dla Trumpa ważniejsze niż przestrzeganie praw człowieka w Egipcie.

źródło/pap

Czytaj więcej: Egipt i Chiny doszły do porozumienia w sprawie dwustronnej współpracy gospodarczej, ekonomicznej oraz technologicznej

Izrael porozumiał się z Cyprem, Grecją i Włochami w sprawie gazociągu. Stałby się głównym dostawcą gazu dla płd. Europy?

Izrael podpisał z Cyprem, Grecją i Włochami wstępne porozumienie w sprawie budowy gazociągu, który ma biec po dnie Morza Śródziemnego – pisze wtorkowy „Financial Times”.

Szacowany koszt projektu to 6-7 mld dolarów, a przewidywany termin realizacji – 2025 rok.

Jeśli przedsięwzięcie zostanie zrealizowane, będzie to najdłuższy na świecie i najgłębszy rurociąg podmorski. Izraelski gaz ma nim płynąć do Europy trasą liczącą ok. 2,2 tys. km i miejscami na głębokości przekraczającej 3 km.

Podczas uroczystego podpisania wstępnego porozumienia przez ministrów energetyki czterech państw, które odbyło się w poniedziałek w Tel Awiwie, izraelski minister Juwal Szteinic podkreślił, że według wstępnych ocen projekt jest wykonalny pod względem technologicznym i finansowym oraz ma szanse na ukończenie w 2025 roku. Kraje planują zawarcie międzyrządowych porozumień do końca bieżącego roku – dodał.

Jak pisze „FT”, Izrael i Cypr promują swoje rezerwy gazu jako alternatywę dla Rosji, od której swą zależność energetyczną chce zmniejszyć UE, a także dla złóż na Morzu Północnym, które są na wyczerpaniu. Są to obecnie główne źródła dostaw gazu na rynek unijny.

Według Szteinica Izrael i Cypr łącznie dysponują łącznie ok. 400-500 mld metrów sześciennych gazu na eksport, a rezerwy odkryte dotychczas to zaledwie „czubek góry lodowej”. Izraelski minister twierdzi, że w ciągu kilku lat Izrael mógłby znacząco zwiększyć wydobycie na eksport.

Minister rozwoju gospodarczego Włoch Carlo Calenda powiedział w poniedziałek w Tel Awiwie, że projekt jest dla Włoch „najwyższym priorytetem”, a grecki minister energetyki Jeorjos Statakis określił Izrael jako najbardziej wiarygodną opcję importową.

Dla Izraela gazociąg byłby najśmielszą dotąd inicjatywą w ramach planu zostania wiodącym eksporterem energii – pisze FT. Szteinic powiedział, że w przyszłości rurociąg mógłby zostać przedłużony do innych krajów UE lub na Bałkany oraz że byłby znacznie tańszy niż promowane wcześniej przez Izrael i Cypr wydobycie i magazynowanie skroplonego gazu ziemnego.

„Financial Times” wskazuje jednak, że projekt może spotkać się ze sceptycznym przyjęciem branży wydobywczej z powodu niskich cen gazu oraz obaw związanych z bezpieczeństwem i wiarygodnością Izraela w kontaktach z inwestorami w dziedzinie energetyki.

Dziennik przypomina, że eksploatacja izraelskiego złoża Lewiatan na Morzu Śródziemnym opóźniła się o rok przez spory sądowe i wewnątrzizraelskie kłótnie polityczne. FT wskazuje też, że Izrael prowadzi rozmowy w sprawie podmorskiego gazociągu z Turcją, którą z Cyprem łączy nierozwiązany spór o turecką część wyspy, przy czym planowana trasa rurociągu biegłaby przez cypryjskie wody terytorialne.

źródło/pap

Czytaj więcej:ONZ: 11 kwietnia wznowienie negocjacji ws. zjednoczenia Cypru. Czy dojdzie do zakończenia sporu Turków z Grekami

Bułgaria: Sąd wydawał zgody na podsłuch i śledzenie dyplomatów. Kilka lat temu z tego powodu w tym kraju wybuchł skandal

Sofijski Sąd Miejski, największy w Bułgarii, wydawał zezwolenia na podsłuch i śledzenie dyplomatów – wynika z tajnego raportu, o którym we wtorek poinformował przewodniczący sądu, Kałojan Topałow.

Tylko w 2015 r. Sofijski Sąd Miejski, do którego napływa ponad 90 proc. takich wniosków, wydał ponad 50 zezwoleń na podsłuchy i śledzenie dyplomatów, wbrew wiedeńskim konwencjom o stosunkach dyplomatycznych i stosunkach konsularnych – głosi dokument.

Przedmiotem raportu, który jest utajniony, były działania Sofijskiego Sądu Miejskiego w zakresie wydawania zezwoleń na podsłuchy, śledzenie i filmowanie na wniosek MSW, służb specjalnych i prokuratury. Nie podano, które kraje reprezentowali podsłuchiwani dyplomaci. Nie wiadomo również, ilu dyplomatów podsłuchiwano, gdyż zwykle jeden wniosek dotyczył więcej niż jednej osoby. Nie wiadomo też, jakie było uzasadnienie wniosków.

Topałow poinformował, że przekazał dokument naczelnemu prokuratorowi Sotirowi Cacarowowi. Na razie nie ma informacji, czy w sprawie wszczęto dochodzenie.

W ostatnich kilku latach nad tą częścią pracy Sofijskiego Sądu Miejskiego nie było skutecznej kontroli – stwierdził Topałow. Przypomniał, że jego poprzedniczka Władimira Janewa podała się do dymisji po głośnym skandalu z wydawaniem masowych zezwoleń na podsłuchy i została skazana na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu.

źródło/pap

Czytaj więcej: W cieniu Ankary. Centroprawica rywalizuje z lewicą o zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w Bułgarii