Telegraf WNET nawet w czasie światowej epidemii jest na bieżąco i podaje wiadomości ze wszech stron i dziedzin

Liderzy partii podający się od lat za bojowników o wolność i demokrację w Polsce zażądali od rządzącego PiS wprowadzenia stanu wyjątkowego oraz nieprzeprowadzania najbliższych wyborów prezydenckich.

Maciej Drzazga

  • Nastał czas narodowej kwarantanny i kwarantanny narodów.
  • Zamknięto dostęp do Grobu Pańskiego, Watykan oraz najważniejsze meczety, w tym w Mekce i Jerozolimie.
  • Brak smogu odsłonił mieszkańcom Krakowa widok na Tatry.
  • Piątym absolwentem III LO w Gdańsku, który stał się prezesem TVP po 1989 roku, okazał się Maciej Łopiński.
  • Odeszli spośród nas: mistrz homiletyki ks. Piotr Pawlukiewicz oraz maestro Krzysztof Penderecki – buntownik, który rzucił wyzwanie klasykom muzyki, aby następnie do nich dołączyć, i to jeszcze za życia.
  • W pokerowym arbitrażu Gazprom przegrał do PGNIG 1,5 mld USD.
  • Korzystając z braku turystów, do Wenecji powróciły delfiny.
  • Ogłoszenie, że „Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał” stało się już tylko kwestią dni.

Zapraszamy do przeczytania całego „Telegrafu” Macieja Drzazgi na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

„Telegraf” Macieja Drzazgi na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie mówić głośno o głupich pomysłach, bo rząd usłyszy i zrealizuje! To ostrzeżenie z czasów PRL jest ciągle aktualne

Nie będę więc niczego wymyślał, a ograniczę się do przedstawienia kilku zdarzeń z ostatniego czasu. Zdarzeń, jakie jeszcze niedawno uznano by za niemożliwe a dziś to, niestety, rzeczywistość.

Zbigniew Kopczyński

Dla szukających w Polsce przejawów nazizmu dobra wiadomość: znalazł się w Polsce hitlerowiec. Gorszą wiadomością jest, że jest nim Niemiec, zapewne szukający w Polsce schronienia. Tak przynajmniej przedstawiał się nagrany przez panią Płażyńską jej szef, zapewniający jednocześnie o tym, że nie miałby jakiegokolwiek problemu z rozstrzelaniem polskich podludzi. Za tę wypowiedź został skazany na niezbyt wygórowaną grzywnę, co jest karą symboliczną w porównaniu z grożącą mu, gdyby sądzony był w swojej ojczyźnie. Za jego nagrywanie natomiast skazana została pani Płażyńska. Może to nieco dziwić, jednak prawdziwy odlot niezależny sąd wykonał, uzasadniając wyrok tym, że potajemnie nagrywając swojego szefa, pani Płażyńska uniemożliwiła stworzenie z nim wspólnoty. Sąd chciałby budować wspólnotę z hitlerowcami. Nieźle. (…)

W czasie epidemii wielu doznaje przemiany duchowej. W sieci krążą świadectwa tych, którzy, zetknąwszy się z piekłem na ziemi, odnaleźli Boga. Najbardziej zaskoczyły mnie słowa chińskiego prezydenta. Xi Jinping nazwał koronawirusa diabłem i zapowiedział zwycięstwo w walce z nim. Ani konfucjanizm, ani, tym bardziej, marksizm nie znają pojęcia diabła ani w ogóle osobowego zła. Czyżby więc wypowiedź chińskiego przywódcy była efektem postępującej chrystianizacji Chin, a może nawet jego osobistego nawrócenia? W każdym razie wybuch epidemii skłonił chińskich komunistów do uznania istnienia szatana. Zawsze coś.

Jedni nawracają się, a inni tracą wiarę. To najpewniej spotkało opiekunów sanktuarium w Lourdes, którzy zamknęli to miejsce dla pielgrzymów w obawie przed koronawirusem. To tak, jakby zamknąć szpital w obawie przed chorymi.

Źródło w Lourdes słynie z wielu uzdrowień, niewytłumaczalnych z medycznego punktu widzenia, co opisane jest w obszernej dokumentacji medycznej. Jeśli zarządzający nim utracili wiarę w jego cudowność, powinni sanktuarium zlikwidować, a sami poszukać sobie innego zajęcia. Raczej świeckiego. (…)

W Polsce pierwsza prezes Sądu Najwyższego zwołała zebranie tych sędziów tegoż sądu, których lubi, by podjęli uchwałę w sprawie tych, których nie zaprosiła i nie lubi. Zebrani uchwalili – co za niespodzianka! – że też pozostałych nie lubią, a w ogóle to nie są oni sędziami, choć Konstytucja wyraźnie mówi, że sędzią zostaje się wskutek mianowania przez prezydenta, a nie uchwały kolegów. Proszę – mówi pani prezes, wymachując uchwałą – miałam rację, nie zapraszając ich. Skąd jednak wiedziała wcześniej, kogo zaprosić, a kogo nie? Znała już wtedy treść uchwały? Coś to lekko nielogiczne.

Logika nie jest jednak tym, co zaprząta uwagę pierwszej prezes. Nie interesują jej również orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, bo uznała go za niekonstytucyjny, ustanawiając się tym samym jedynym i najwyższym interpretatorem Konstytucji. Ba, istnieją pewne przesłanki, by twierdzić, że ona sama jest Konstytucją. Więc już nie tylko prezes Gersdorf mówi to, co Konstytucja, lecz to Konstytucja mówi to, co prezes Gersdorf. (…)

Pewna niemiecka rodzina, mieszkająca głównie w Paryżu, postanowiła więc trudny czas przeczekać w swoim domu w Meklemburgii. Niestety, władze tego landu nakazały jej powrót do Paryża. I można by to zrozumieć, gdyby nie to, że podobnej prośby o powrót do domu nie skierowano do rzeszy imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Co więcej, ciągle przybywają nowe ich partie.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „To nie jest prima aprilis” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „To nie jest prima aprilis” na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Mamy prawdziwy wielki post. Trudności weryfikują ludzi i instytucje / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 70/2020

WHO potrzebowała prawie dwóch miesięcy, by ogłosić, że skala zarażeń koronawirusem jest już pandemią; zapewne zajmowała się wytycznymi dla edukacji antydyskryminacyjnej kolejnych 50 nowych płci.

Jadwiga Chmielowska

Kwiecień – miesiąc Wielkiego Postu – oczekiwania na Zmartwychwstanie. Mamy teraz prawdziwy wielki post. Zamilkły dyskoteki i huczne zabawy, świat pogrążył się w zadumie nad sensem, kruchością i marnością życia. Szkoda, że dopiero teraz.

Czasy trudne weryfikują ludzi i instytucje. Światowa Organizacja Zdrowia, która zajmowała się wychowaniem seksualnym przedszkolaków, całkowicie nie zdała egzaminu w walce ze światową epidemią.

Powtórzyła w swoim oświadczeniu 14.01. 2020 r. wersję Pekinu z 31.12. 2019 r. o przypadkach „nieznanej choroby, co do której nie ma przesłanek, że roznosi się z człowieka na człowieka”.

Zamknięto targ rybny w Wuhan jako źródło problemu. Zignorowano władze Tajwanu, które przekazały WHO już 31.12. 2019 r. informację, że wirus jednak może się roznosić między ludźmi. WHO wiedziała, że 13.01. 2020 r. rozpoznany został pierwszy znany przypadek zachorowania na covid-19 poza Chinami, w Tajlandii. Od tego czasu wirus przenikał do kolejnych państw. WHO potrzebowała prawie dwóch miesięcy, by ogłosić, że skala zarażeń koronawirusem jest już pandemią; zapewne zajmowała się wytycznymi dla edukacji antydyskryminacyjnej kolejnych 50 nowych płci.

Według dyrektora ds. kontroli i zapobiegania chorobom w USA, dra Roberta Redfielda, do 25% osób zarażonych nie ma objawów, ale przenosi wirusa na innych. Pobudziło to dyskusje na temat noszenia masek w miejscach publicznych. Szkoda, że polscy eksperci negowali ich używanie. Na ich usprawiedliwienie trzeba dodać, że badanie wirusa mogło nastąpić właściwie dopiero, gdy zaatakował obywateli wolnego świata. Dwie kancelarie adwokackie w USA rozpoczęły śledztwo nad sposobem wydostania się wirusa z laboratorium zbudowanego przy pomocy Francji w Wuhan i podawaniem przez Chiny od początku fałszywych informacji.

Komunistyczne Chiny, Rosja i Kuba wykorzystują pandemię do zwiększenia swoich globalnych wpływów. Wiele krajów z zadowoleniem przyjęło ich pomoc.

Pojawił się jednak sceptycyzm, a nawet odmowa dalszych zakupów sprzętu medycznego po tym, jak Czechy, Holandia, Hiszpania i Turcja zgłosiły w ubiegłym tygodniu, że sprzęt z Chin jest wadliwy. Dziwią więc duże polskie zakupy w Pekinie.

Nie rozumiem, dlaczego Prezydent Duda zwrócił się o pomoc do Prezydenta Chin, a nie do Trumpa, naszego sojusznika. Zszokowana też jestem jego tweetem i spotem, w którym głosi: „Wychodząc naprzeciw wszystkim stęsknionym za sportem, wraz z Ministerstwem Cyfryzacji zapraszamy do turnieju #GrarantannaCup: http://grarantanna.pl. Od dzisiaj znajdziecie mnie także na Tik Toku! Szukajcie pod nazwą: AndrzejDudaNaTikToku. Mrugająca buźka”.

Co robią nasze służby specjalne, które powinny uświadomić Prezydenta RP, czym jest Tik Tok? To firma z Chin kontynentalnych, zobowiązana do przekazywania danych Komunistycznej Partii Chin. Sztuczna inteligencja AI przetwarza je tak, by użyć jako broni; może je również sprzedać swoim sojusznikom, np. Rosji. Zresztą każde media społecznościowe zbierają dane – wszystko o wszystkich.

Gen. Robert Spalding twierdzi, że chiński reżim wykorzystał pandemię jako okazję do rozszerzenia kontroli nad globalnym łańcuchem dostaw. KPCh próbuje też przerzucić na innych odpowiedzialność za wywołanie nieszczęścia. Strategia opracowana przez chińskich urzędników wojskowych pod koniec lat 90., nieograniczona wojna – jak wyjaśnił Spalding w swojej książce Stealth War: How China Took Over While America’s Elite Slept – odnosi się do zastosowania szeregu niekonwencjonalnych taktyk wojennych: jest to wojna bez angażowania się w rzeczywistą walkę. Moim zdaniem oś Moskwa – Pekin wojnę zaczęła w 2007 r. od cyberataku na Estonię.

Czekając na Zmartwychwstanie, dobrem zło zwyciężajmy. Miejmy ufność w Chrystusie, modląc się „Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie”.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Widzę problemy, które nas dotkną w najbliższej przyszłości / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 70/2020

Za miesiąc wielu z nas nie otrzyma wypłaty, zabraknie miejsc, w których można będzie szukać pracy, nasza firma, sklep czy redakcja przestanie działać i trzeba będzie wdrażać upadłościowe procedury.

Jolanta Hajdasz

10 rocznica katastrofy smoleńskiej. 15 rocznica śmierci Jana Pawła II. 100 rocznica urodzin Karola Wojtyły. Beatyfikacja Kardynała Wyszyńskiego. 100 rocznica Bitwy Warszawskiej… Jak daleko w tej chwili są ode mnie te sprawy, którymi jeszcze przed miesiącem intensywnie zajmowałam się w pracy, planując konferencje, spotkania, wydawnictwa, artykuły i film. Nagle stały się dalekie, jakby dotyczyły innego świata, bo „tu i teraz” wręcz nietaktem stało się przypominanie, że to ważne, że istotne, że nie możemy przegapić. A sprawy prywatne, osobiste? Ile tematów, którymi żyliśmy przed wirusem, odpłynęło tak daleko, że nawet nie można sobie przypomnieć, o co chodziło w tamtej dyskusji czy sporze, dlaczego ktoś powiedział „nie” i dlaczego ja upierałam się na tak lub odwrotnie. Nieważne. Dziś prosty spacer do parku stał się luksusem, a pójście na mszę św. do pobliskiego kościoła niemożliwe.

Rzeczywistość wirtualna ma nam zastąpić tę realną: nekrolog na Facebooku – obecność na pogrzebie, życzenia na WhatsAppie – kawę pitą z koleżanką w dniu jej urodzin, Librus szkolne lekcje, a święconkę na Wielkanoc mamy sobie poświęcić sami w domu.

I nie buntować się, nie protestować, bo bezpieczeństwo, bo zdrowie, bo przecież chodzi o życie. Jasne, że się podporządkowałam. Podziwiam lekarzy i ministra zdrowia, kibicuję sanitariuszom, noszę jednorazowe rękawiczki, nauczyłam się modlić z telewizorem i ciągle wierzę, że to wszystko chwilowe, że jeszcze wrócimy do tych fajnych przyzwyczajeń, gdy bez wielkiego planu można było gdzieś pojechać i z kimś się spotkać. Iść przed siebie i nie obawiać się pytania od nieznajomego „która godzina?”.

Rozum i doświadczenie podpowiada jednak inny scenariusz. Widzę problemy prozaicznie realne, które nas dotkną, gdy już w następnym miesiącu wielu z nas pewnie nie otrzyma wypłaty, gdy zabraknie miejsc, w których można będzie szukać pracy, gdy nasza firma, sklep czy redakcja przestanie działać i trzeba będzie wdrażać upadłościowe procedury. Lata 90. nauczyły nas, że taki scenariusz jest realny, jak to w kapitalizmie: jednym się udaje, mają wszystko i opływają w luksusy, gdy inni nie wiedzą, jak przetrwać do pierwszego. Mówił o tym papież Franciszek 27 marca w przejmującej modlitwie w deszczu, sam na pustym zupełnie placu św. Piotra:

„Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań. Nie obudziliśmy się w obliczu wojen i światowej niesprawiedliwości. Nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie”.

Papież przekazał jednak światu swoją receptę: ten czas próby to czas przestawienia kursu życia na Boga. Życzę nam wszystkim, by świat ten głos następcy św. Piotra wziął sobie mocno do serca.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Po raz pierwszy od wprowadzenia stanu wojennego doświadczam zniewolenia / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 70/2020

Godzę się z tym, choć mam dużo wątpliwości i przekonanie, że to, co się dzieje, jest rodzajem eksperymentu, w którym za pomocą sztucznej inteligencji jest przejmowana kontrola nad człowiekiem.

Krzysztof Skowroński

Pisząc artykuł wstępny do marcowego „Kuriera WNET”, nie przypuszczałem, że już po miesiącu Korona Wirus nie tylko zabije 50 tysięcy osób, ale, że potrafi zniszczyć podstawę egzystencji dziesiątkom albo setkom milionów ludzi na całym świecie.

Miesiąc temu, nie podważając stwierdzenia, że wirus jest groźny, bardziej byłem skłonny do mówienia o manewrach, a dziś wiemy, że to nie są żadne manewry, że nie jest to jakiś prosty biznes, tylko prawdziwa wojna o przyszłość świata, który nagle nam się zmienił.

Zostaliśmy zmuszeni do tego, by żyć inaczej. Na chwilę wiele problemów ulotniło się, a wiele spraw przestało być istotnych. Jesteśmy zamknięci w domach. Robimy porządki w dokumentach, notatkach, zdjęciach. Przyglądamy się własnemu życiu i wiemy, że została zaatakowana nasza codzienność. Jesteśmy oddzieleni od innych i być może trwale skazani na zmianę sposobu naszego życia. Za chwilę może się okazać, że nasz świat stał się miejscem ludzi głodnych, pozbawionych pracy i pogrążonych w rozpaczy. Za chwilę my możemy stać się takimi ludźmi, a co więcej, możemy zostać zniewoleni, bo system, który właśnie pojawia się wraz z pandemią, uzurpuje sobie prawo do zarządzania nami, mówi nam, że jest od nas mądrzejszy i że wie, co jest dla nas właściwe.

Godzimy się na to, bo mamy przekonanie, że to jest dla nas dobre. Ale następnym razem już może nie być pytania o zgodę. I nie piszę tego przeciw zarządzeniom premiera Mateusza Morawieckiego i ministra Łukasza Szumowskiego. Postępują tak jak muszą. Piszę, bo po raz pierwszy od wprowadzenia stanu wojennego doświadczam zniewolenia. Godzę się z tym, choć mam dużo wątpliwości i przekonanie, że to, co się dzieje, jest rodzajem eksperymentu, w którym za pomocą sztucznej inteligencji jest przejmowana kontrola nad człowiekiem. W Chinach zdarzyło się to już kilka lat temu. My też od wielu lat mamy świadomość istnienia w naszym życiu Wielkiego Brata. Kupując iphona, godzimy się na to, że wszelkie dane dotyczące naszego życia wędrują do chmury i tam oczekują na naszego kontrolera.

Od dawna wiemy, że nasze nastroje, myśli i wybory są kreowane przez sztuczną inteligencję. Do tej pory była ona jednak narzędziem wstydliwie chowanym przez służby lub wykorzystywanym w marketingu, a teraz jako narzeczona Koronaksięcia wyszła na salony i każe siebie podziwiać, a kto nie padnie z zachwytu, tego w przyszłości czeka kwarantanna.

Ale to nie sztuczna inteligencja jest naszym wrogiem w tej wojnie. Są nimi ci, którzy zechcą jej użyć przeciw naszej wolności.

Dlatego potrzebna jest gruntowna zmiana prawa i zmiana systemu, a szczególnie sposobu, w jaki wybieramy władze. Ale to już inna historia.

***

Z obowiązkowej izolacji skorzystał też „Kurier WNET” i postanowił nie pójść do drukarni. Ten kwietniowy numer będzie dostępny tylko w internecie, co ma swoje zalety: mógł nabrać kolorów, zyskać nowy format i nie brudzi rąk. Ma też wady: nie będzie go można czytać w wannie. Mamy nadzieję, że kwarantanna nie potrwa zbyt długo i nasza Gazeta Niecodzienna z powrotem będzie mogła ubrać się w papierowe szaty; ale czy będą to te same szaty? Tego dziś nie wiemy. Poczekamy na Państwa reakcję. Pamiętamy, że nie szata zdobi człowieka. Gwarantujemy, że w tej czy innej szacie odnajdą Państwo w „Kurierze WNET” tych samych wspaniałych autorów i to samo bogactwo treści. Dobrej lektury!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zmarł profesor dr hab. Włodzimierz Klonowski (1945–2020), specjalista inżynierii biomedycznej, obrońca etyki w nauce

Żegnamy człowieka dobrego, prawego, erudytę, patriotę zaangażowanego w problemy naukowego życia w kraju, aktywnego uczestnika konferencji smoleńskich, działacza związkowego.

Profesor dr. hab. Włodzimierz Klonowski był fizykiem o specjalności biomedycznej. Zajmował się inżynierią biologiczną.

Urodził się w Moskwie w 1945 roku, gdzie jego rodzice zatrzymali się pod koniec II wojny światowej w drodze powrotnej ze wsi Baszkirian na Uralu, gdzie wysiedlili ich Sowieci po inwazji na Polskę we wrześniu 1939 r. Jego ojciec, Stefan Klonowski, był polonistą; matka, Gabriela Pauszer-Klonowska, była pisarką.

Włodzimierz Klonowski mieszkał w Warszawie od 1946 r. Uzyskał tytuł magistra inżyniera z fizyki na Uniwersytecie Warszawskim w 1968 r., ze specjalizacją z biofizyki. Następnie przez kilka lat pracował w Instytucie Podstawowych Badań Technologicznych Polskiej Akademii Nauk, gdzie w roku 1973 obronił pracę doktorską w Instytucie Fizyki. Następnie pracował nad teorią ciśnienia wewnątrzczaszkowego na Wydziale Neurochirurgii Centrum Medycznego PAN. Wyjechał z rodziną do Kinszasy w Kongo (wówczas Zairze), gdzie pracował jako profesor fizyki i biofizyki na uniwersytecie. Tam zastał go stan wojenny w Polsce. W latach 1982-1984 był stypendystą Instytutu Chemii Biofizycznej Maxa Plancka w Getyndze (Niemcy) a ponieważ PRL odmówiła mu paszportu, przeniósł się na Uniwersytet Brandeis w Waltham, USA (1984–1986).

W 1986 roku oficjalnie wyemigrował do Kanady, gdzie pracował na McMaster University w Hamilton, Ontario, a następnie przeniósł się do Halifaksu, gdzie założył małą informatyczną firmę konsultingową. Podczas pracy w Getyndze napisał rozprawę habilitacyjną na temat tworzenia teorii struktur supramolekularnych w (bio)systemach polimerowych, którą mógł obronić w Berlinie dopiero w 1990 r., po uzyskaniu obywatelstwa kanadyjskiego.  Wrócił do Polski pod koniec 1994 r., a od 1995 r. pracował w Instytucie Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN.

Jego praca naukowa zawsze miała charakter interdyscyplinarny. Jego zainteresowania sięgały od biologii systemowej przez neuropsychologię po filozofię złożoności i świadomości. Prócz pracy naukowej angażował się również w popularyzację nauki – jego książka Tajemnice biofizyki (Warszawa, 1981) została wyprzedana w ciągu kilku miesięcy. Udzielał się w międzynarodowej współpracy naukowej, był ekspertem instytucji europejskich, reprezentował Polskę w naukowych komitetach międzynarodowych. Był założycielem i członkiem wielu towarzystw naukowych w Polsce (od roku 1969 i po powrocie z emigracji) i za granicą.

W latach 1991–2000 pracował jako redaktor naczelny IPCT – „Interpersonal Computing and Technology, Electronic Journal for the 21st Century” – jednego z pierwszych, jeśli nie pierwszego czasopisma internetowego.  Był ekspertem Polskiej Izby Ekologii. Za współpracę z lekarzami medycyny rektor Akademii Medycznej w Warszawie przyznał mu w 2000 r. medal Medal Honorowy, a w 2004 r. został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi nadanym przez Prezydenta RP. Pisał artykuły do gazet w Polsce i Kanadzie.

Od 2012 do 2015 roku profesor Klonowski aktywnie angażował się w prace wszystkich konferencji smoleńskich.

Publikował także w „Kurierze WNET”, zabierając głos w bieżących sprawach państwowych i naukowych. Był wielkim sympatykiem naszej gazety.

Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 4 kwietnia 2020 roku

Żegnamy zasłużonego naukowca, gorącego patriotę i człowieka, dla którego wolność i prawda były wartościami bez ceny.

Redakcja „Kuriera WNET”

(biogram opr. na podst. en.wikipedia.org)

Rok 1920. Agresywne zachowanie Niemców na Górnym Śląsku wobec wojsk francuskich i polskich działaczy narodowych

Redakcja „Gwiazdki Cieszyńskiej” bacznie śledziła i komentowała rozwój wydarzeń na Górnym Śląsku i w całej Polsce, poczynania sprzymierzeńców i wrogów Polski, a także doniesienia prasy zagranicznej.

Zdzisław Janeczek

Tytuł doniesienia Niemcy na Górnym Śląsku podnoszą głowę budził niepokój polskiego czytelnika. „Demonstracje niemieckie. Wojsko francuskie strzela. 10 zabitych, 30 ciężko rannych. Wzburzenie ludu. Francuzi zgadzają się na rozbrojenie wojsk francuskich”. Komentarz redakcji zwracał uwagę, iż wojska francuskie od początku swej bytności na Górnym Śląsku „nie były lubiane przez Niemców”. Ciągle nadchodziły wieści o burdach ulicznych między żołnierzami francuskimi a ludnością niemiecką. Wzmagały się one „równolegle do niepowodzeń Polski na froncie” wschodnim. Po rozbrojeniu francuskich żołnierzy, którzy z Cieszyna chcieli przejechać na Górny Śląsk, niemieccy robotnicy rozpoczęli strajk wymierzony w transporty wojsk francuskich skierowane na Górny Śląsk.

Strajkujący unieruchomili m.in. centrale elektryczne w Chorzowie i Zabrzu. Na rozkaz organizacji niemieckich kupcy niemieccy zamknęli swoje sklepy, a po południu o godzinie 17.00 w kilku miastach okręgu przemysłowego odbyły się niemieckie wiece. Jak pisała „Gwiazdka Cieszyńska”, najkrwawszy przebieg miały demonstracje w Katowicach, gdzie zaatakowano kamieniami francuskich żołnierzy. „Jednego żołnierza tłum ściągnął z konia i zabił na miejscu”. Wojsko odpowiedziało ogniem karabinowym. „Tłum rozproszył się. Na polu zajścia zostało 10 zabitych (wśród nich dwóch członków Sicherheitswehry) i 30 rannych”. Nie oznaczało to jednak końca niepokojów.

Rozwścieczony tłum zebrał się przed siedzibą Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej, zdobył francuski automobil wojskowy i rozpoczęło się polowanie na polskich działaczy narodowych.

Jedną z ofiar był lekarz Andrzej Mielęcki, pod którego adresem wznoszono nienawistne okrzyki, m.in. Das war der Polenkönig Dr Mielęcki, raus mit ihm, lynchen muss man den Hund! (dr Mielęcki to polski król, wynocha z nim, zlinczować psa!).

Jednak na tym nie poprzestano. „Z podwórza wywleczono nieszczęśliwego na ulicę dla zabawki wściekłego motłochu. Podniosły się kije, laski, żelazne druty, siekąc niemiłosiernie ciało lekarza. Zajechał wóz sanitarny. Mordercy, myśląc, że dr Mielęcki nie żyje, porwali leżące ciało i rzucili je do wozu. Nieszczęśliwa ofiara bestialskich instynktów motłochu dawała jeszcze znaki życia. Ten resztek życia na nowo podburzył tłum, który znów z dzikim rykiem rzucił się na wóz i popędził z nim w stronę rzeczki – Rawy. Nad brzegiem wyrzucono konającego z wozu, ażeby dokonać zemsty na »polskim królu«. A jest to rzeczywiście król polskich męczenników górnośląskich. Oprawcy zdarli z niego resztki odzieży i zaczęli tak długo bić i kopać, aż nie pozostało na nim ani jedno zdrowe miejsce. Kilku zwyrodniałych opryszków wytłoczyło deski z wozu ratunkowego, dobijając nimi dr. Mielęckiego. I gdy przed nimi leżał tylko nieruchomy, poszarpany, sino-krwawy trup bez kształtu, masa z błota i krwi, rzuciło go do brudnej, mętnej rzeki”.

Także w innych miejscowościach miały miejsce podobne incydenty. W Rybniku doszło do krwawych starć z Polakami. Podczas strzelaniny zostało kilka osób zabitych i kilkanaście rannych. Wśród ciężko pobitych przez Sicherheitswehrpolitzei Polaków znalazł się m.in. członek Rady Miejskiej, adwokat dr Marian Różański

Redakcja „Gwiazdki Cieszyńskiej” dokonała trafnej oceny przebiegu wydarzeń w artykule Niemcy zamierzali opanować Górny Śląsk: „Niemcy górnośląscy spodziewali się, że Warszawa zostanie zdobyta przez bolszewików i że wówczas Górny Śląsk dostanie się pod panowanie Niemiec. Przygotowywali oni przy pomocy Berlina zamach stanu, chcieli wyrzucić garnizony francuskie i włoskie z obszaru plebiscytowego, objąć na powrót władzę i dokonać połączenia z republiką niemiecką. Udało im się to tylko po części, bo wyparli Francuzów na krótki czas z Bytomia, lecz zaraz nastąpił zwrot, bo Francuzi otrzymawszy nowego komendanta, wtargnęli na powrót do miasta i siłą zbrojną zmusili Niemców do spokojnego zachowania się. To samo stało się w Katowicach i Bogucicach”.

Z kolei na podstawie doniesień z Opola „Gwiazdka Cieszyńska” pisała: „W Katowicach Komisja koalicyjna ogłosiła 18 bm. obostrzony stan oblężenia. Od godziny 8.00 wieczorem ruch uliczny jest zakazany. Mimo to przyszło jednak w Katowicach do nowych rozruchów. Niemcy napadli na siedzibę powiatowego komitetu plebiscytowego w hotelu „Deutsches Haus”, który podpalili. Personel komitetu był zmuszony w obronie własnej użyć broni. W końcu jednak wobec przewagi musiał się poddać. Ponieważ wojska francuskie wyszły z miasta, Polacy byli zdani na łaskę i niełaskę Niemców. Sicherheitswehr aresztowała członków komitetu. Niektórych nawet zamordowano. Niemcy urządzili napad na redakcję „Gazety Ludowej” i zdemolowali urządzenie redakcji. Napadnięto również kilka polskich sklepów, a zwłaszcza jubilerów, które zrabowano”.

Niesprawdzona wiadomość o zajęciu przez Rosjan Warszawy wprawiła Niemców niemal w hipnotyczny trans. „Wszyscy gotowi byli poświęcić się bolszewizmowi tylko po to, aby bolszewizmu użyć do przeprowadzenia swego zamiaru zemsty, oswobodzenia ojczyzny i zapanowania nad światem”. (…)

Czytelnika podnieść na duchu miała informacja, jaką „Gwiazdka Cieszyńska” podała w oparciu o korespondencję z Londynu, iż przygotowuje się pod francuskim kierownictwem węgiersko-rumuńską ofensywę, by przyjść Polsce z pomocą od strony południowej.Mniej przyjazne było zachowanie polityków angielskich: Lloyda George`a i ministra spraw zagranicznych George`a Curzona, na których postawę próbowali wpłynąć Francuzi.

Zdaniem Normana Daviesa, Lloyd George był przekonany, iż Francuzi, chociaż często mówili o potrzebie walki z bolszewizmem, nie zaangażują się w Polsce zbrojnie. W tym celu, aby nabrać pewności, posłużył się prowokacją. I jak dotąd, zgodnie z swoimi przekonaniami deklarował niechęć do interwencji zbrojnej na rzecz Polski, zagadnął przekornie marszałka Ferdynanda Focha i premiera Aleksandre`a Milleranda, sugerując wolę wysłania korpusu ekspedycyjnego: „Gdybyśmy pozwolili bolszewikom zdeptać niepodległość Polski kopytami jazdy Budionnego – oświadczył – bylibyśmy na wieki zniesławieni […] Jeśli angielskie poczucie sprawiedliwości zostanie podrażnione, Brytania będzie gotowa do dalszych, znaczących poświęceń na rzecz Polski”. Na koniec postawił zasadnicze pytanie: „Jeśli Brytania wyśle swoich ludzi, aby wzmocnić armię polską, czy Francja byłaby skłonna wysłać swoją kawalerię?”. Zanim wypowiedział te słowa, Fochowi wyrwało się: „Pas d`hommes!” (nie ma mężczyzn), a Millerand tylko wzruszył ramionami. Lloyd George już dowiedział się, czego chciał się dowiedzieć. Ponadto miał usprawiedliwienie swojej bierności: „Skoro Francuzi, bardziej zaangażowani na kontynencie jak Anglia, nie są gotowi walczyć, to on nie będzie walczył za nich”.

Gdy premiera brytyjskiego zapytano podczas konferencji prasowej, co myśli o Polsce?, odpowiedział „ze zwykłą swoją żartobliwością w traktowaniu poważnych spraw: »Dwadzieścia dywizji francuskich, dziesięć dywizji angielskich, ale na czele batalion dziennikarzy dowodzonych przez lorda [Alfreda Charles`a Williama Harmswortha, 1. wicehrabiego – Z.J.] Northcliffe«”, brytyjskiego dziennikarza, potentata wydawniczego na rynku prasowym. Założyciela i pierwszego właściciela funkcjonujących do dziś tytułów „Daily Mail” i „Daily Mirror”. Była to wymijająca odpowiedź polityka, który już wówczas dogadywał się w sprawie polskiej z bolszewikami, nie tracąc z pola widzenia „białych”, a podczas rozmów w Villa Fraineuse w Spa na wszelkie sposoby upokarzał premiera Władysława Grabskiego. (…)

Osobny szkic portretowy poświęciła „Gwiazdka Cieszyńska” dowódcy sowieckiej ofensywy, zwierzchnikowi Frontu Zachodniego, który już kiedyś wojował pod Warszawą. W jednym z numerów ukazał się artykuł pt. Towarzysz Kniaź Tołkaczewski. Czytelnik śląski po jego lekturze był dobrze zapoznany z życiorysem i karierą wojskową Michaiła Nikołajewicza Tuchaczewskiego, syna szlachcica z guberni smoleńskiej i chłopki, urodzonego w majątku Aleksandrowskoje, absolwenta Aleksandrowskiej Szkoły Oficerskiej w Moskwie i podporucznika gwardii elitarnego Siemionowskiego Pułku Gwardii Cesarskiej w Petersburgu, któremu Lenin powierzył misję podboju i sowietyzacji Rzeczpospolitej.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej« cz. II” znajduje się na s. 6–7 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej« cz. II” na ss. 6–7 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

TUTAJ można BEZPŁATNIE pobrać kwietniowy „Kurier WNET” w wersji elektronicznej i kolorowej. Wystarczy kliknąć!

W tym miesiącu proponujemy naszą Gazetę Niecodzienną w wersji wprawdzie wyłącznie elektronicznej, za to w kolorze. Wydanie wielkopolskie – eksperymentalnie w nowym formacie. Czekamy na Państwa opinie.

Koronawirus na wszelkie sposoby usiłuje utrudnić nam życie. Nasza redakcja postanowiła wyprowadzić dobro z tej złej sytuacji. Nie tylko nie wstrzymaliśmy wydawania „Kuriera WNET”, lecz zdecydowaliśmy, by zaproponować go Państwu w tym miesiącu bezpłatnie, choć tylko w wersji elektronicznej. Dla odmiany i poprawy nastroju udostępniamy gazetę w wersji kolorowej. Przy okazji, uwzględniając liczne głosy od Czytelników dotyczące formatu papierowej wersji „Kuriera WNET”, przymierzyliśmy się do nowego, mniejszego formatu, na razie tylko w wydaniu wielkopolskim.

Udostępniając Państwu bezpłatnie kwietniowy numer „Kuriera WNET”, liczymy na zwiększenie zainteresowania naszą Gazetą Niecodzienną, a także na Państwa opinie – nie tylko dotyczące wielkości stron – które pomogą nam poznać i w jak największym stopniu spełnić Państwa oczekiwania.

Mamy nadzieję, że sytuacja szybko wróci do normy, a my będziemy wydawać „Kurier WNET” w obu wersjach – zarówno elektronicznej, jak i papierowej – i w formacie, który będzie wygodny dla wszystkich Czytelników.

Jeśli uznają Państwo, że nasza gazeta godnie reprezentuje wolność słowa, prosimy o o darowizny w postaci wpłat na konto: 57 2490 0005 0000 4530 3150 3589 w Alior Banku (WNET Sp. z o.o., ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa).

Pobierz bezpłatny PDF (kliknij poniżej):

„Kurier WNET Gazeta Niecodzienna” | Nr 70 | Kwiecień 2020

W stulecie Urszulanek Szarych w Pniewach – wspomnienie o śp. Matce Franciszce, która zginęła w niewyjaśnionym wypadku

Matka Franciszka Popiel: „Ja się nie martwię. Gdy będzie trzeba, 300 zakonnic pójdzie na pomocnice domowe. W ten sposób 300 rodzin polskich znajdzie się pod apostolskim wpływem naszego Zgromadzenia”.

Katarzyna Purska USJK

Moja opowieść o m. Franciszce Popiel to historia człowieka, który tak uprawiał swoje człowieczeństwo, aż stał się dziełem sztuki, czyli „osobą rozumną i dobrą w swej wolności”. (…)

Podobno nic wcześniej nie zapowiadało tak silnej osobowości, jaką okazała się być w przyszłości m. Franciszka Popiel (chrzestne imię Antonina):

„Tosia nie była żadnym nadzwyczajnym dzieckiem ani się też żadnymi specjalnymi zdolnościami nie odznaczała. Poczciwe dziecko, posłuszne, niegłupie, dobrze wychowane, jak wszystkie dzieci wólczańskie”.

I kolejne wspomnienie, o dojrzałej już zakonnicy i Przełożonej Generalnej Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK. Jest o tyle ciekawe, że zostało uczynione przez tę samą osobę i dotyczyło tej samej Antoniny: „Pełnia jej duchowego życia objawiła mi się na dobre dopiero po jej śmierci, głównie na podstawie rozmaitych wypowiedzi jej sióstr… Tosia może nie tyle się zmieniła, co tak ogromnie wyolbrzymiała; nie byłabym nigdy tej głębi u niej się spodziewała – myślę, że łaska Boża potężnie ją urabiała…”. Pisze o niej: „Tosia ogromnie wyolbrzymiała”, a zatem urosła w swoim człowieczeństwie, jakoś stała się bardziej, pełniej. Coś, co się w niej wydarzyło, dla jej ciotki było oczywistym dowodem na to, że „łaska Boża ją urabiała” (tamże, s. 46). (…)

Jadwiga Popielowa dbała osobiście. Codziennie, z każdym z nich osobno, prowadziła lekcje religii. Dużo uwagi poświęcała też ich dobremu wychowaniu.

Przyzwyczajała swoje dzieci do życia w skromnych warunkach. Uczyła je cieszyć się małymi rzeczami i dzielić się z innymi. Tępiła nadmierne zainteresowanie sobą oraz wszelkie próby zwracanie na siebie uwagi drugich. Oboje rodzice uczyli dzieci panowania nad sobą i nie pozwalali im na egzaltacje.

„Metodą wychowawczą była pokora – pisała p. Rostworowska. – W Wójczy nie nosiło się ciała na sobie ani w uczynkach, ani w słowach, ani w myślach. Były ręce, nogi, brzuch oczywiście, ale ciała nie było. Nie ozdabia się czegoś, czego nie ma” (tamże, s. 42). Przytaczam to interesujące spostrzeżenie, aby zilustrować coś, czego w przyszłości będzie nauczał papież Jan Paweł II w swojej teologii ciała: „Człowiek jako duch ucieleśniony, czyli dusza, która się wyraża poprzez ciało, i ciało formowane przez nieśmiertelnego ducha, powołany jest do miłości w tej właśnie swojej zjednoczonej całości” (FC p. 11, KDK12).

Autorytet rodzice mieli u dzieci ponoć ogromny. Wspomina o. Jan Popiel: „Dla nas tatuś był kimś w rodzaju Boga Ojca na ziemi. Był przez nas kochany, lecz przede wszystkim był trochę groźny (…) Był dość wymagający, a przy tym stanowił najwyższą instancję w domu. (…) Mamusia była jeszcze trudniejsza do scharakteryzowania niż ojciec. Choć na pewno była nam bliższa. Zresztą wywnętrzanie się przed dziećmi u naszych rodziców nie istniało.” A jednak – jak twierdził – ich wychowanie nie było surowe. Dzieci w zasadzie nie pamiętały, aby były karane przez swoich rodziców, ale za to doskonale pamiętały pełne swobody zabawy. „Dzieci biegały boso i można im było do woli się brudzić” (tamże, s. 26–31). „Myślę, że umiar, niechęć do ekstrawagancji, podejrzliwość w stosunku do zjawisk niespodziewanych nadawały ton kulturze tego domu, i nie tylko kulturze, ale i sprawom wiecznym” – wspominała rodzinę m. Franciszki (Antoniny) Popiel ich ciotka, Róża Rostworowska (tamże, s. 45). (…)

Po maturze w 1936 r. udała się do Belgii na rok studiów katechetyczno-pedagogicznych. Studia podjęła w Ixelles (Bruksela). Z tego okresu pochodzi świadectwo jej koleżanki ze studiów: „Tosia z robiła na mnie silne wrażenie dzięki swej dojrzałości, spokojnej, a jednocześnie pełnej uśmiechu. Bardzo inteligentna, radziła sobie bardzo dobrze ze studiami, które były dla niej tym łatwiejsze, że doskonale znała j. francuski (…) Była uroczą towarzyszką, gdy ciekawie prowadziła rozmowę i z łatwością się uśmiechała (…) W kaplicy mnie uderzała jej postawa skupiona i energiczna zarazem” (tamże, s. 53). To już nie tylko dobra – grzeczna, lecz przeciętna – dziewczynka, ale młoda, inteligentna kobieta, obdarzona dużym poczuciem humoru i darem łatwego nawiązywania kontaktów towarzyskich. (…)

„Najtragiczniejszy okazał się dzień 17. 09, kiedy przez Mołodów wycofywały się polskie oddziały wojskowe znad granicy wschodniej ku Warszawie. Żeby ujść z życiem i przedostać się przez wsie wrogo nastawione, żołnierze podpalali je. Tak miało się stać z Mołodowem. (…)

S. Popiel nie chciała dopuścić do swej świadomości, że grozi jej niebezpieczeństwo ze strony tych ludzi, których dawaliśmy tyle dowodów oddania i życzliwości. (…) Rzeczywistość okazała się okrutną. Na naszych oczach ludność uwięziła Skirmunttów; wkrótce dowiedziałyśmy się o zamordowaniu Henryka i Marii. Zrozumiałyśmy, że nie mamy wyboru.

(…) Przed wyjazdem zlikwidowaliśmy kaplicę, ksiądz wziął z sobą Przenajświętszy Sakrament (…) Ruszyliśmy w drogę w kilka wozów zaprzężonych w konie, z niewielkim dobytkiem, z sercem rozdartym i pełnym niepokoju (…) i nad tym płakała s. Popiel, gdyśmy przedzierały się za wojskiem przez opustoszałe, zniszczone pożarem wsie”. Opowiadała potem młodym siostrom o tym swoim bólu i płaczu, kiedy podczas ucieczki w kierunku Warszawy, ułożona na noc pod stołem, chciała wypłakać cały ten ból i swoje rozczarowanie człowiekiem. Wraz z nią przedzierało się kilkanaście sióstr, których została przewodniczką i opiekunką. Siostry zapamiętały ją z tego okresu jako osobę odważną w podejmowanych decyzjach, rzeczową i wyjątkowo dojrzałą. A miała przecież tylko 23 lata! (…)

Lata 50. to czas najstraszniejszego terroru komunistycznego i otwartej walki z Kościołem. W dniu 20. 03. 1950 r. Sejm PRL uchwalił ustawę o przejęciu tzw. „dóbr martwej ręki”. Upaństwowiono wówczas – wśród wielu innych dóbr kościelnych i zakonnych – urszulańskie gospodarstwo w Pniewach. W utworzonym w ten sposób PGR siostry podjęły pracę, zmuszone potrzebą zdobywania środków do życia. Od 1950 r. s. Franciszka, nawet wtedy, gdy już była przełożoną domu, pracowała w PGR jako prosta robotnica na równi z innymi. „Przed wyjściem sprawdzała, czy siostry mają dobre obuwie i ubranie, aby nie zmarzły, potem dzieliła pracę, wybierając dla siebie, co najtrudniejsze” (s. Hiacynta Cieślak SJK, tamże, s. 99).

Według relacji kapelana domu, ks. A. Chmielowca, „s. Popiel wstawała o pół godziny wcześniej niż pozostałe siostry-robotnice, a więc o 3:30, następnie budziła siostry, przygotowywała kaplicę do mszy św., a potem jeszcze cały dzień pracowała w polu. Ręce miała od ciężkiej pracy stwardniałe, z popękanych od upału warg sączyła się krew. I tak trwało przez 4 i pół roku

(…) Próbowano siostry rozdzielić i pomieszać ze świeckimi, zmusić do pracy w męskich kombinezonach, ale i tu postawa s. Popiel, jej osobista powaga i argumentacje sprawiły, że władze PGR-owskie zrezygnowały z tych zamiarów”, (…)

Od 1962 r. szkoła średnia, którą prowadziły siostry urszulanki w Pniewach, została umieszczona na liście instytucji kościelnych, które mogą być włączone do planu represji w województwie poznańskim. (…) Poznański KW PZPR sporządził dokument, z którego wynika, że w porównaniu z upaństwowieniem innych zakonnych placówek, najtrudniejsza do przeprowadzenia okazała się akcja w klasztorze sióstr urszulanek w Pniewach i że „zaistniały tam poważniejsze trudności”. Czytamy dalej w raporcie: „W szczególny sposób przeciwstawiała się przejęciu szkół matka generalna zakonu »urszulanek« w Pniewach (była hrabina)”. I dalej podana jest informacja, że „na wyraźne polecenie matki generalnej wszystkie siostry zajmujące lokale szkolne nie chciały ich opuścić”. Przełożona generalna miała jakoby powiedzieć, że jeśli władzę chcą mieć opróżnione pomieszczenia, „niech przekonują indywidualnie każdą siostrę” (Małgorzata Krupecka, Walka o przetrwanie szkoły sióstr urszulanek SJK w Pniewach w latach 1957–1962, w: „Kronika Wielkopolska” nr 1(161), 2017). Tyle o postawie m. Franciszki jako przełożonej generalnej wobec bezprawnego przejmowania szkoły przez władze. A co myślała o tym Antonina Popiel? (…) Do ks. bp. Antoniego Pawłowskiego powiedziała zaś kiedyś: „Ja się nie martwię. Gdy będzie trzeba, 300 zakonnic pójdzie na pomocnice domowe. W ten sposób 300 rodzin polskich znajdzie się pod apostolskim wpływem naszego Zgromadzenia” (tamże, s. 153; ks. bp Antoni Pawłowski). (…)

„Trudno dziś powiedzieć– pisze Elżbieta Wojcieszek w artykule pt. Wielka Nowenna Narodu a Archidiecezji Poznańskiej – czy służby miały coś wspólnego z niewyjaśnionym, a co najmniej podejrzanym tragicznym wypadkiem urszulanki Franciszki Popiel, która zginęła wraz ze swą asystentką s. Urszulą Kuleszanką w wypadku samochodowym 16. 08. 1963 r. w Węgierkach koło Wrześni – na prostej drodze, na którą nagle wtargnął pojazd”.

Mnie osobiście zaintrygował fakt, że rok przed obchodami Millenium miał miejsce inny niewyjaśniony wypadek samochodowy. Dotyczył osoby byłego więźnia PRL – abp Antoniego Baraniaka. Co ciekawe, okoliczności zajścia tego wypadku były niezmiernie podobne (zob. „Kronika Wielkopolska” nr 1(161), 2017, s. 62–63).

Cały artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Odeszła wśród drogi” znajduje się na s. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70, KWIETNIOWY numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej, będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Odeszła wśród drogi” na ss. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pudło Gowina. Odsunięcie wyborów i uniemożliwienie kandydowania popularnemu prezydentowi to prezent dla opozycji

Gdyby opozycja była inteligentniejsza, przyjęłaby propozycję Jarosława Gowina. Ułatwia jej ona osiągnięcie strategicznego celu, jakim jest chaos w państwie i dyskredytacja rządzących.

Zbigniew Kopczyński

Zamieszanie, chaos, kryzys konstytucyjny i kolejny, zajadły rozdział wojny polsko-polskiej – to może nas czekać, gdyby przystąpiono do realizacji planu premiera Gowina przełożenia wyborów o dwa lata, z jednoczesną zmianą konstytucji. Jak to możliwe, skoro plan ten przedstawiany jest jako kompromisowe rozwiązanie, mające uspokoić napiętą atmosferę? Ano, wystarczy uważnie przeanalizować jego założenia.

Zacznijmy od terminów. Terminarz przedstawiony przez Jarosława Gowina jest, delikatnie mówiąc, karkołomny.

Założenie, że Sejm i Senat uchwalą zmianę konstytucji tak, by prezydent mógł ją podpisać 9 maja, a więc na dzień przed wyborami, jest wielce ryzykowne. Wystarczy mały poślizg, spowodowany na przykład wydłużeniem się procedury lub awarią systemu zdalnego głosowania, i wszystko diabli wezmą. Poza tym prawo obowiązuje nie z dniem jego podpisania, a z dniem opublikowania w Dzienniku Ustaw.

Skoro nowe prawo obowiązuje od momentu jego opublikowania, a nie uzgodnienia konsensusu między rządzącymi a opozycją, do 9 maja muszą być przeprowadzane wszystkie procedury związane z organizacją wyborów, tak by mogły się one odbyć w niedzielę 10 maja. 9 maja – no bo kiedy? – muszą być przygotowane lokale wyborcze, utworzone i przeszkolone komisje, rozwieszone plakaty z informacjami dla wyborców. Wieczorem może okazać się, że to nadaremne. Byłaby to kpina z wyborów, podstawy każdej demokracji.

Przygotowywanie wyborów w świadomości opracowywanych zmian spowoduje, że jedni przygotują się solidnie, inni jako tako, a jeszcze inni wcale, bo już wcześniej zapowiedzieli bojkot.

W efekcie, jeśli koncepcja Gowina nie wypali, powstanie chaos uniemożliwiający przeprowadzenie wyborów w jakiejkolwiek formie.

A co, jeśli prezydent nie podpisze nowelizacji konstytucji? W końcu nikt go nie pytał o zdanie. Przynajmniej nic o tym nie wiem w momencie pisania tego tekstu. A prezydent może nie podpisać, a nawet powinien nie podpisać, z co najmniej dwóch powodów.

Pierwszy to zmienianie długości kadencji w czasie jej trwania. Wyborcy dali Andrzejowi Dudzie mandat na pięć lat i na taki okres on sam kandydował. Grupa parlamentarzystów nie może zmieniać woli narodu. Tak samo zakaz kandydowania po jednej kadencji jest również złamaniem zasad, bo kandydując, Andrzej Duda liczył na możliwość reelekcji i, sądząc z sondaży, jest ona wysoce prawdopodobna.

Powód drugi jest jeszcze poważniejszy. Podpisując nowelizację, prezydent zdecydowałby o przedłużeniu kadencji samemu sobie. Na coś takiego nie pozwolił sobie nawet Włodzimierz Putin. Jestem dziwnie spokojny, że natychmiast opozycja wezwałaby do postawienia go przed Trybunałem Stanu i byłyby to wezwania niebezpodstawne.

Inną, wcale nie marginalną kwestią, jest czasowa zmiana konstytucji lub gwałtowne dostosowywanie jej do potrzeb chwili. To jest po prostu niepoważnie i jest użyciem konstytucji jako narzędzia umożliwiającego omijanie obowiązującego prawa. Tymczasem konstytucja powinna być trwałym fundamentem, na którym opiera się prawo, fundamentem jasno wyznaczającym granice tego, co wolno, a czego nie.

Co jednak stałoby się, gdyby prezydent, z jakichkolwiek powodów, nie podpisał nowelizacji 9 maja, lecz uczynił to 11, a jeszcze lepiej 10 maja, w czasie trwania wyborów lub krótko po ich zakończeniu? Czy wybory byłyby ważne? Gdyby wygrał je Andrzej Duda, byłby prezydentem na dwa czy pięć lat? A jeśli przegra, to nowy prezydent obejmie urząd w sierpniu czy za dwa lata? A co, jeśli konieczna będzie druga tura? To tematy do ostrych sporów konstytucjonalistów, polityków i publicystów.

Polacy podzielą się w swych opiniach, a kraj pogrąży się w kolejnej odsłonie wojny polsko-polskiej na wyższym szczeblu zaciętości.

Mieliśmy już próbę puczu z powodu nieuznawania tego, kto jest sędzią, a kto nie. Teraz spór dotyczyłby tego, kto jest prezydentem i czy uznać nim aktualnego lokatora Pałacu Prezydenckiego.

Gdyby opozycja była inteligentniejsza, przyjęłaby propozycję Jarosława Gowina. Ułatwia jej ona osiągnięcie strategicznego celu, jakim jest chaos w państwie i dyskredytacja rządzących, dające nadzieję na choć częściowe przykrycie mizerii opozycyjnej kandydatki. Odsunięcie wyborów i uniemożliwienie kandydowania popularnemu prezydentowi to prezent dla opozycji, a szczególnie dla Platformy Obywatelskiej, w perspektywie nieuchronnej katastrofy w wyborach w konstytucyjnym terminie. Za dwa lata możemy żyć w innej rzeczywistości, a Platforma zyskałaby czas, by przygotować się do niego. Jednak Polska miałaby dwa lata nieprzerwanej kampanii wyborczej i eskalację konfliktu.