Piotr Mateusz Bobołowicz / Spod Kapelusza / Tu mnie nie grzebcie – Guayaquil, posępne miasto umarłych w mieście żywych

Potężne betonowe ściany na zwłoki. Nie kolumbaria na urny, a kilkupiętrowe szafy na trumny. Miasto umarłych. Z góry wygląda jeszcze bardziej posępnie. Przywodzi na myśl peerelowskie blokowisko.

Poprzedni tydzień przesiedziałem w domu walcząc z chorobą, której zapewne nabawiłem się przez szaleństwo zwane karnawałem. Cztery dni permanentnego przemoczenia, pogoda nie była wcale idealna,  do tego zjechali się ze swoimi zarazkami ludzie z całego Ekwadoru i nie tylko. Warunki idealne. Chore pół miasteczka. W związku z tym przez ostatni tydzień nie zdarzyło się nic ciekawego w moim życiu. Może jest to więc pora, żeby wyciągnąć coś z archiwum.

Wyciągnięte z archiwum

 

Miasto umarłych w mieście żywych

Guayaquil. Cóż za paskudne miasto. Wielkie, głośne i brudne. I z trzęsieniami ziemi, o których już pisałem. Ale ma kilka ciekawych miejsc. O niektórych już wspominałem, ale z rozmysłem zostawiłem na później te najbardziej turystyczne – górę św. Anny i Las Peñas – i mniej popularne, ale historyczne – najstarszy cmentarz w mieście, któremu poświęcę ten wpis. Początkowo chciałem napisać o wszystkim, ale okazało się, że cmentarz sam w sobie dostarcza dość materiału na pełnoprawny wpis.

Znajduję niezwykłe upodobanie w chodzeniu po zabytkowych cmentarzach. Gdy obwieściłem swój zamiar udania się na cmentarz w Guayaquil, usłyszałem, że to zły pomysł, bo zła energia. Będąc jednak dzieckiem oświeconej końcówki XX wieku i początku wieku XXI stwierdziłem, że no tak, zła energia, ale bez przesady, nie wierzmy w zabobony.

Nie wierzę w zabobony, ale taki strażnik cmentarza kojarzy się nieco piekielnie

Normalnie cmentarze mają dla mnie atmosferę inspiracji i spokoju, oczywiście z natury rzeczy refleksyjną, ale jednak pozbawioną opresyjności. Tutaj czułem się po prostu źle. Towarzyszył mi dziwny niepokój, niezwiązany w żaden sposób z poczuciem zagrożenia, no bo czego miałbym się bać, ale raczej z przekonaniem, że coś na tym cmentarzu jest nie w porządku. Jestem prawie pewien, że uczucie to wywoływały potężne betonowe ściany na zwłoki. Nie kolumbaria na urny, a kilkupiętrowe szafy na trumny. Przeplatane schodami i balkonami, żeby można było wejść wyżej do swojego zmarłego. Miasto umarłych. Z góry wygląda jeszcze bardziej posępnie. Przywodzi na myśl peerelowskie blokowisko.

Miasto umarłych

 

Pośmiertne różnice społeczne

Grzebanie nad ziemią ma związek z aktywnością sejsmiczną. W ten sposób unika się problemu pękających grobów i ryzyka epidemiologicznego. Ale mnie jakoś trochę przeraża. „Drzwiczki” komór grobowych są zdobione – czasami przykręcanymi bądź naklejanymi płytami, często bogato rzeźbionymi, a czasami tylko farbą. Niektóre obrazy zachwycają, inne trącą amatorszczyzną.

Ściana grobów
Niektóre płyty zachwycają wykonaniem

Cmentarz jest położony na wzgórzu. Powyżej wybetonowanej części porozrzucane są pojedyncze groby, krzyże, fragmenty nagrobków z lat 90., może też starszych. U stóp góry leży luksusowa część cmentarza. Rodzinne kaplice, krypty i grobowce, pięknie rzeźbione nagrobki, eleganckie chodniki i schludnie przystrzyżone trawniki i krzewy. I palmy, bo dlaczego nie, prawda?

Strzaskana płyta nagrobna
Posępna część na wzgórzu
Górna część cmentarza jest zdecydowanie uboższa i bardziej zaniedbana
Popiersie na nagrobku jakiejś ważnej osobistości
Bogata część cmentarza
Anioł na nagrobku
Nagrobek w formie znicza

 

Urodzony w Warszawie

Pod koniec betonowych schodów, wysoko nad betonowymi blokami grzebalnymi znajdują się dwa małe poletka bardziej tradycyjnych, bo podziemnych grobów. Gwiazdy Dawida i nazwiska zdradzają pochodzenie pogrzebanych. Do tego tradycyjne kamienie na nagrobkach zamiast kwiatów. Pośród nazwisk i miejsc urodzenia znalazłem też Fismanów z Warszawy, Abramowiczów z Kamińska czy Kaufmanów z Łowicza. A to nie jest pełna lista. Zmarli różnie, niektórzy jeszcze podczas wojny, inni długo po, ale większość urodziła się jeszcze w XIX stuleciu. Nie wiem, kiedy wyjechali do Ekwadoru ani kim byli. Nie dotarłem do tych informacji. Pozostaje tylko domniemywać.

Cmentarz żydowski

 

W bocznej bramie cmentarza pożegnał mnie ten sam strażnik, który przy wejściu patrzył dziwnie na gringo z aparatem i ten sam kot z pierwszego zdjęcia. Wyszedłem z mocnym pragnieniem, żeby – jakkolwiek potoczy się moje życie – nie zostać wsadzonym w betonową szafkę na cmentarzu w Guayaquil.

 

Jeżeli zainteresował Państwa mój wpis, zapraszam na mojego bloga Spod Kapeluszafanpage na Facebooku o tej samej nazwie. Moją wyprawę mogą Państwo wesprzeć za pośrednictwem serwisu Patronite.pl.

Komentarze