Jan Kowalski / Totalnej opozycji propozycja totalna. Jeżeli wilk mówi do owiec: lubię was, nie powinny skakać z radości

Dlaczego martwi mnie brak poważnej opozycji? Z prostego powodu: istnieje niebezpieczeństwo, że obecni wygrani, nie czując na plecach oddechu rywala, zapomną, komu zawdzięczają zwycięstwo.

Grzegorz Wielki Schetyna obiecał wszystkim wszystko, co tylko zapragną. Wystarczy to, że przed piętnastu laty na retorykę Platformy Obywatelskiej dało się nabrać tak wiele osób.

Prawie przez tydzień cierpliwie czekałem na możliwość podzielenia się z Wami moim sukcesem. A wszystko przez zły termin konwencji Platformy Obywatelskiej. Bo kto to widział, urządzać wielką fetę tuż po publikacji mojego cotygodniowego tekstu. To było w sobotę, tydzień temu, ale już w poniedziałek postanowiłem: nie, nie daruję! Skoro ustami lidera totalnej opozycji – Grzegorza Schetyny – moje własne słowa i pomysły obiegły cały kraj, świat i kosmos, nie mogło być inaczej.

Dlatego dziś nie będzie o nieuchronnej rekonstrukcji rządu (nie rozumiem po co, skoro jest świetnie). Nie będzie też o kolejnej, sto pięćdziesiątej, sensacyjnej i niepodważalnej wersji wybuchu tupolewa (nawet Hitchcock nie utrzymałby takiego napięcia przez siedem lat jak Antoni Macierewicz i jego ludzie). Będzie o moim medialnym sukcesie i o propozycji totalnej.[related id=29216]

Posłuchajcie tylko: „My nie chcemy rządzić ludźmi, tylko skutecznie zarządzać państwem, nie chcemy gromadzić władzy, tylko się nią dzielić, żeby jak najwięcej decyzji Polacy mogli podejmować samodzielnie, żeby jak najwięcej decyzji zapadało blisko ludzi. Chcemy, żeby państwo ufało Polakom, a nie ich kontrolowało, żeby urzędy służyły ludziom, żeby im pomagały, a nie przeszkadzały i gnębiły, żeby ludzie nie bali się państwa, lecz mogli mu ufać (…) Zostawimy każdą złotówkę z podatków PIT i CIT tam, gdzie mieszkają obywatele – w gminach, powiatach i województwach. Dzięki temu mieszkańcy będą mieli kontrolę nad tym, na co wydawane są ich pieniądze, a przedsiębiorcy będą wiedzieć, że od ich podatków zależy to, co dzieje się w regionach, gdzie prowadzą działalność ich firmy”.

Nie zwariowalibyście ze szczęścia? Natychmiast po przeczytaniu tych słów pobiegłem do łazienki i przez bite pięć minut wpatrywałem się w swoje genialne odbicie w lustrze. Przecież takie właśnie słowa i poglądy wygłosiłem byłem w niedalekiej przeszłości. Niemalże dotknął mnie syndrom Nikodema Dyzmy – człowiek patrzy codziennie na swoją pospolitą gębę, a jednak chyba coś w niej jest, skoro inni tak to widzą. Po kilkunastu minutach, gdy znowu wróciłem do siebie i poczytałem ciąg dalszy, mój samozachwyt przeminął. Grzegorz Wielki Schetyna obiecał nie tylko mnie i moimi słowami. Obiecał wszystkim wszystko, co tylko zapragną. Dwa razy więcej niż PiS.

Napisałem to, co powyżej, żeby przypomnieć samemu sobie i Wam starą maksymę: nieważne jest, co kto mówi, ale kto to mówi. Wystarczy to, że przed piętnastu laty na retorykę Platformy Obywatelskiej dało się nabrać tak wiele osób. Ludzi pracowitych, zaradnych i uczciwych. Wiele milionów Polaków dało się wtedy oszukać, moich znajomych również. To Platforma miała wtedy superwolnościowy program polityczny, gospodarczy i społeczny, a Prawo i Sprawiedliwość to byli socjaliści.

To jest właśnie najpoważniejsza skaza po minionym ustroju, po bolszewizmie. Jak większość z nas nie potrafi myśleć w kategoriach przyczyna – skutek, tak większość również nie potrafi stosować prostej recepty na dezinformację. Tymczasem wystarczy sprawdzić, kto wygłasza piękne słowa. Jeżeli wilk mówi do owiec: lubię was, to owce nie powinny skakać z radości, tylko dopowiedzieć zwieńczenie wypowiedzi, które brzmi: zjadać.

[related id=42877 side=left]Wtedy, gdy z niebytu, podobnie jak PiS, tworzyła się Platforma Obywatelska, wbrew sugestiom wielu moich znajomych nie dałem się na nią nabrać z dwóch prozaicznych powodów. Po pierwsze, jak na komendę dotychczasowi członkowie i sympatycy SLD przerzucili na nią swoje poparcie. Po drugie, na kilometr od niej śmierdziało tajnymi służbami. Tego do końca nie da się wytłumaczyć, bo kończy się tu szkiełko i oko, a zaczyna intuicja. Jednak charakterystyczny zapaszek i rzucająca się w oczy niespójność przekazu dla człowieka poszukiwanego kiedyś listem gończym zawsze będą znaczyć to samo. Kilka lat później potwierdził to wszystko najważniejszy generał WSI.

Na obecne prawdziwe kłamstwa nikt już nie da się nabrać. Nawet Jan Maria Rokita nie mógł się powstrzymać przed chichotem, omawiając w Radiu Kraków totalną propozycję byłego partyjnego kolegi. Brak wiarygodności dotyczy w jednakowym stopniu polityków PO, jak i Nowoczesnej. I to, wbrew wygłaszanym na wielu forach triumfom, jest rzeczywistym powodem do zmartwienia. Co prawda jeszcze Prawo i Sprawiedliwość nie ogłasza, że nie ma z kim przegrać. Ale wczoraj premier Beata Szydło ogłosiła, że owszem, mogą przegrać… z samym sobą.

Dlaczego martwi mnie brak poważnej opozycji, która sformułowałaby wiarygodną propozycję dla obywateli przed zbliżającą się kumulacją wyborczą (samorządy, parlament, prezydent)? Z prostego powodu: istnieje niebezpieczeństwo, że obecni wygrani, nie czując na plecach oddechu rywala, zapomną, komu zawdzięczają zwycięstwo. Zapomną, że we wszystkich swoich błyskotliwych projekcjach politycznych najważniejszy jest czynnik ludzki. A oni nie rządzą dla umocnienia swoich wpływów w państwie, ale po to, żeby władzę decydowania o sobie tymże ludziom oddać. Ten przydługi cytat, który na wstępie przytoczyłem, to byłaby piękna i budująca wypowiedź. Pod jednym warunkiem: powinien ją wygłosić Jarosław Kaczyński.

Jan Kowalski

Komentarze