„Kurier WNET” 39/2017, Paweł Czyż: Całkowicie nie zgadzam się z poglądami marszałka Morawieckiego w sprawie Rosji

Bez Armii Czerwonej Polacy mogli się wyzwolić. Zostaliśmy i tak potraktowani jak pokonani. PRL nie była w dużo lepszej (może nawet gorszej?) sytuacji niż okupowana przez ZSRR Czechosłowacja czy Węgry.

Paweł Czyż

Po co głaskać kobrę?

 

Sprzeciwiam się usuwaniu stojących jeszcze w Polsce ok. 200 obelisków pamięci poległych żołnierzy sowieckich – napisał w tekście otwierającym 147 nr „Gazety Obywatelskiej” marszałek senior Sejmu RP VIII kadencji, poseł dr Kornel Morawiecki.

Polscy administratorzy z sowieckiego nadania, a tylko tacy byli w 45-letnim okresie PRL, odbudowali stolicę i kraj. Wykształcili nowe kadry. (…) Czy byłoby to możliwe, gdyby Niemcy nie przegrały wojny na Wschodzie, gdzie poniosły 80% strat militarnych? Czy wyzwolilibyśmy się sami? Z pomocą Amerykanów i Anglików, którzy sprzedali nas w Teheranie i Jałcie? Czy byłoby to możliwe bez ofiar 600 tys. żołnierzy sowieckich poległych na terenie naszego kraju? Rosjanie, pokonawszy Niemców, ujarzmiali Polskę przez 45 lat, osłabiali naszego ducha, ale nie odmawiali nam prawa do istnienia, co było do końca wojny w planach niemieckich.

Nie zgadzam się w całej rozciągłości z poglądami w sprawie Rosji, które prezentuje marszałek Morawiecki.[related id=37206]

Roman Dmowski w „Naszym Patriotyzmie” (1893) pisał, że rząd rosyjski rozmaitymi czasy rozmaicie usprawiedliwiał swoje gwałty na Polsce. Dowodząc, że ziemie litewskie i ruskie stanowią odwieczną jedność z moskiewskim rdzeniem państwa carów, dziką działalność swą w tych ziemiach nazywał wyzwalaniem swego ludu z pod jarzma polskiego. (…) Wieszanie i masowe wysyłanie na Sybir najlepszych sił społeczeństwa polskiego nazywało się uzdrawianiem narodu z chorobliwych marzeń, gwałty na unitach – przyjmowaniem na łono swego kościoła braci, których niegdyś przemoce oderwano i którzy teraz dobrowolnie powracają. Do ostatnich jeszcze czasów słyszeliśmy, że rząd rosyjski nic nie ma przeciw pomyślnemu rozwojowi narodowości polskiej, że chodzi mu tylko o zachowanie w całości granic państwa, o wytępienie dążności separacyjnych.

Tymczasem minister Witold Waszczykowski „popełnił” wywiad dla rosyjskiego „Kommiersanta”, wskazując, że Polska jest gotowa na normalizację stosunków z Federacją Rosyjską. Można odnieść wrażenie, że deklaracje Waszczykowskiego zostały wsparte zapewne zauważonymi przez Kreml krokami w postaci zerwania przez MSZ umowy na współfinansowanie TV Biełsat.

Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektorka stacji, powiedziała PAP, że w grudniu zeszłego roku MSZ zmniejszył budżet telewizji Biełsat na 2017 r. z 17 mln zł do 5,6 mln zł. Zaraz potem resort wypowiedział umowę, na podstawie której przyznawano każdego roku środki Biełsatowi, głównie z polskiego resortu spraw zagranicznych, TVP oraz ze źródeł międzynarodowych. Według ostatnich, reprezentatywnych badań, telewizja Biełsat znana jest 1/3 Białorusinów. Ogląda ją 10% dorosłej widowni, 82% darzy ją zaufaniem lub pełnym zaufaniem. Ostatnio stacja uzyskała wsparcie programowe ze strony BBC. W komentarzu na swoim profilu na jednym z portali Agnieszka Romaszewska-Guzy napisała wprost: Jeżeli zapytać „Qui bono?” to JEDYNYM KORZYSTAJĄCYM NA TYM JEST ROSJA. Bo wbrew pozorom w białoruskiej przestrzeni dominują nawet nie białoruskie państwowe, a ROSYJSKIE media.

Rosyjska skaza?

Wracając do tez Kornela Morawieckiego. Po pierwsze, Roman Dmowski pod koniec XIX wieku nie miał żadnych złudzeń co do kierunku polityki Rosji. Jego polityczny adwersarz Józef Piłsudski również nie łudził się, że Rosja może być dla Polski przyjaznym sąsiadem: Pamiętajcie, że dusza Rosjanina, jeśli nie każdego, to prawie każdego, jest przeżarta duchem nienawiści do każdego wolnego Polaka i do idei wolnej Polski. Oni są łatwi i zdolni do uczucia nawet wielkiej przyjaźni i będą was kochać szczerze i serdecznie, jak brata, dopóki nie poczują, że w sercu swoim jesteście wolnym człowiekiem i boicie się ich miłości, w której dominującym pierwiastkiem jest żądza opieki nad wami, inaczej mówiąc: władzy. To jest skaza urodzeniowa ich duszy, dziedziczna i kilkusetletnia, za ich niewolę, za Tatarów, za Iwana, za opryczników, za odwieczne bunty topione we krwi. Jeśli własna wolność jest nieosiągalna, wolność cudza wzbudza zawiść i odrazę. Jesteśmy od wieków zbyt bolesnym dla nich wzorem, zaprzeczeniem ich własnego losu. Obawiam się, że dużo czasu upłynie, zanim oni zrozumieją, że nikt i nic, chyba śmierć, odbierze nam prawa do wolności….

Kornel Morawiecki twierdzi, że „polscy administratorzy” Kremla doprowadzili po 1944 roku do odbudowania stolicy i kraju oraz kształcili nowe kadry. Ponad pół wieku wcześniej (…) pełniącym obowiązki prezydenta Warszawy był Sokrates Starynkiewicz (1875-92). Można go również uznać za nietypowego rusyfikatora, który w przeciwieństwie do innych carskich włodarzy Warszawy wybrał metodę marchewki zamiast kija. W swoich pamiętnikach wielokrotnie podkreślał, że jest rosyjskim patriotą. Jego doktryną była pełna inkorporacja gospodarcza, polityczna i społeczna Polaków do Rosji, co realizował polityką pokojowego zmiękczania społeczeństwa poprzez pozytywne inicjatywy gospodarcze i społeczne. Ostro polemizował z polskimi patriotami – także, gdy był już na emeryturze.

Z tymi modernizacjami i odbudowami warto uważać, bo to właśnie postawa Armii Czerwonej w 1920 i z lat 1944–45 doprowadziła do zniszczenia wielu polskich miast. Za carskiej Rosji kształcono również kadry, które jednak miały służyć nie Polsce, a państwu zaborczemu. Po 1944 roku zamysł był podobny. Stalin nakazał wymordowanie polskiej elity m.in. w Katyniu, albowiem nie miał żadnych złudzeń, że po zajęciu polskiego terytorium kadry te mogły być nam użyteczne dla szybszego wybicia się na niepodległość.

Inne kadry, te, o których pisze marszałek Morawiecki, miały głównie za zadanie wzmacniać obcy Polakom komunizm, np. taka Wisława Szymborska z jej poezją: „Niech nam żyje Józef Stalin, co ma usta słodsze od malin” lub Sławomir Mrożek, Julian Przyboś i inni „zasłużeni” tzw. Rezolucją Związku Literatów Polskich w Krakowie w sprawie procesu krakowskiego. Ta odezwa z 8 lutego 1953 r. podpisana przez 53 sygnatariuszy – członków krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich – wyrażała poparcie dla stalinowskich władz PRL po aresztowaniu pod sfabrykowanymi zarzutami duchownych katolickich, skazanych na karę śmierci w sfingowanym procesie pokazowym zwanym procesem księży kurii krakowskiej. Pokłosia „komunistycznych kadr” do dziś nie można się pozbyć chociażby z sądownictwa.

Co byłoby możliwe?

Ówczesny świat docenił znaczenie zwycięstwa Polaków nad bolszewikami w 1920 r. Ambasador brytyjski w Berlinie lord Edgar Vincent d’Abernon podsumował znaczenie Bitwy Warszawskiej: Gdyby Karol Młot nie powstrzymał inwazji Saracenów, zwyciężając w bitwie pod Tours, w szkołach Oxfordu uczono by dziś interpretacji Koranu, a uczniowie dowodziliby obrzezanemu ludowi świętości i prawdy objawienia Mahometa. Gdyby Piłsudskiemu i Weygandowi nie udało się powstrzymać triumfalnego pochodu Armii Czerwonej w wyniku bitwy pod Warszawą, nastąpiłby nie tylko niebezpieczny zwrot w dziejach chrześcijaństwa, ale zostałoby zagrożone samo istnienie zachodniej cywilizacji. Bitwa pod Tours uratowała naszych przodków przed jarzmem Koranu; jest rzeczą prawdopodobną, że bitwa pod Warszawą uratowała Europę Środkową, a także część Europy Zachodniej przed o wiele groźniejszym niebezpieczeństwem, fanatyczną tyranią sowiecką.

Marszałek Morawiecki pyta: Czy byłoby to możliwe, gdyby Niemcy nie przegrały wojny na Wschodzie, gdzie poniosły 80% strat militarnych? Czy wyzwolilibyśmy się sami? Z pomocą Amerykanów i Anglików, którzy sprzedali nas w Teheranie i Jałcie? Czy byłoby to możliwe bez ofiar 600 tys. żołnierzy sowieckich poległych na terenie naszego kraju?

Faktycznie Niemcy przegrały wojnę na Wschodzie. Tyle, że od 23 sierpnia 1939 roku do 22 czerwca 1941 roku Niemcy i ZSRR współpracowały ściśle nie tylko gospodarczo, ale w celu zniszczenia Polaków, czego wyrazem były cztery konferencje GESTAPO-NKWD. To Józef Stalin sprzeciwił się koncepcji pozostawienia okrojonej Polski, w efekcie czego Hitler powołał tzw. „Generalne Gubernatorstwo”. Pomysł Hitlera był oparty na doświadczeniach tzw. Królestwa Polskiego z lat 1917–18 i miał stanowić pierwotnie bazę do porozumienia z Polakami, w co jeszcze w 1939 roku Hitler wierzył.

Trzeba tu dodać, że w III Rzesza proponowała Polsce korekty graniczne, które zostały odrzucone w mowie ministra spraw zagranicznych Józefa Becka z 5 maja 1939 roku. Zatem 24 października 1938 minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop, w rozmowie z ambasadorem RP w Berlinie Józefem Lipskim wysunął następujące propozycje (do końca marca 1939 pozostawały one tajne):

  • przyłączenia do Niemiec Wolnego Miasta Gdańska,
  • przeprowadzenia eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez polskie Pomorze (tzw. „polski korytarz”),
  • przystąpienia Polski do paktu antykominternowskiego – czyli jawnego zadeklarowania się Polski jako politycznego partnera III Rzeszy a strategicznego przeciwnika ZSRR.

W zamian III Rzesza proponowała:

  • przeprowadzenia przez terytorium Gdańska podobnej eksterytorialnej autostrady lub drogi oraz linii kolejowej oraz wolny port,
  • gwarancji zbytu polskich towarów na terenie Gdańska,
  • wzajemne uznanie granicy polsko-niemieckiej (lub uznanie terytoriów obu krajów),
  • przedłużenie układu o nieagresji o kolejne 25 lat,
  • niemiecką zgodę na zmiany terytorialne na korzyść Polski na wschodzie i wspólną granicę polsko-węgierską,
  • współpracę w kwestii emigracji Żydów z Polski oraz w sprawach kolonialnych,
  • wzajemne konsultowanie wszystkich decyzji dotyczących polityki zagranicznej.

31 marca 1939 r. Wielka Brytania jednostronnie udzieliła Polsce gwarancji niepodległości (ale nie integralności terytorialnej), obiecując pomoc wojskową w przypadku zagrożenia. 11 kwietnia 1939 r. Hitler nakazał rozpoczęcie prac nad planami ataku na Polskę (Fall Weiss) i ukończenie ich do końca sierpnia. 23 maja na zebraniu wysokich rangą wojskowych powiedział, że zadaniem Niemiec będzie wyizolowanie Polski. Ostateczną decyzję w sprawie ataku na Polskę podjął 22 sierpnia. Zatem do reorientacji zamiarów Hitlera doprowadziła jednostronna deklaracja Anglii.

W 1940 roku Hitler wstrzymał ofensywę na Dunkierkę, wierząc w możliwość zawarcia separatystycznego pokoju, którego jednym z elementów mogło być odtworzenie państwa polskiego, w innych granicach. Naturalnie Hitler liczył na to, że Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie w efekcie pokoju wesprą atak na ZSRR. Podobną rolę pełniła Finlandia zaatakowana przez ZSRR jeszcze w 1939 roku (tzw. „wojna zimowa”). Jednym z elementów tej gry było ujawnienie przez Niemców zbrodni w Katyniu. Nieformalne negocjacje z pomocą Abwehry trwały.

Jest prawdopodobne, że ZSRR w porozumieniu z Anglią (tajenie akt) zorganizowała zamach na gen. Władysława Sikorskiego, aby zapobiec przerzuceniu wojsk polskich z Zachodu do kraju w 1943–44 r., co przy ustąpieniu im pola przez Wehrmacht (lokalne porozumienie) mogło powstrzymać Armię Czerwoną na tyle, aby nie powstała nigdy NRD, a Polskę mogli wyzwolić Polacy. Aby temu przeciwdziałać, Anglicy uwikłali np. elitarną 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową gen. Stanisława Sosabowskiego w operację „Market Garden”.

Już w pod koniec 1943 roku Sosabowski udał się do Stanów Zjednoczonych. Ustalił tam, że amerykańskie samoloty C-47 Dakota są w stanie przewieźć polską brygadę do Warszawy. Również 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka mogła zostać użyta do walk w kraju. Warto zauważyć, że jeszcze w 1944 roku Wehrmacht miał potężne siły zdolne do operacji zaczepnych, np. w Ardenach. Liczebność zaś PSZ na Zachodzie oceniało się w 1944 roku na 200 tys. żołnierzy.

Przerzucenie wojsk polskich z zachodu do kraju postawiłoby Polskę w innej perspektywie, bowiem „zyskiem” dla Niemiec byłoby uwolnienie sporych sił, a dla Polaków „przywitanie” Armii Czerwonej nie tylko siłami AK czy NSZ, ale regularnego wojska. Przerzucenie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie do kraju przesunęłoby jedynie „żelazną kurtynę” – być może na naszą obecną wschodnią granicę.

Spora część zwykłych żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego przeszłaby front i wyzwoliła się spod rozkazów radzieckich, jak tysiące tych, którzy zbiegli do lasu po przekroczeniu przedwojennej granicy RP.

Ocalałaby ludność Warszawy, albowiem inaczej mógł się potoczyć spisek von Stauffenberga, którego celem było obalenie Hitlera i pokój z aliantami z Zachodu (USA, Anglia, Francja).

Reasumując: bez Armii Czerwonej Polacy mogli się wyzwolić. Zostaliśmy i tak potraktowani jak pokonani. Armia Czerwona – potem Armia Radziecka – pozostała w Polsce do 1993 roku. PRL nie była w o wiele lepszej (może nawet gorszej?) sytuacji niż okupowana przez ZSRR Czechosłowacja czy Węgry.

Dużo trudniej przede wszystkim byłoby siać mit o „wyzwoleniu” przez ZSRR naszego terytorium, gdy mogło ono zostać wyzwolone naszymi własnymi siłami. Nowa okupacja rosyjska byłaby czytelniejsza, bo 25 kwietnia 1943 r. Stalin zerwał stosunki z legalnym polskim rządem. Trzeba wspomnieć, że Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Władysław Raczkiewicz odmówił podpisania układu Sikorski-Majski, a zatem formalnie II RP nadal pozostawała w stanie wojny, którą wywołał ZSRR.

Totalitarne pamiątki

Poseł Morawiecki napisał: Rosjanie, pokonawszy Niemców, ujarzmiali Polskę przez 45 lat, osłabiali naszego ducha, ale nie odmawiali nam prawa do istnienia, co było do końca wojny w planach niemieckich.

Po pierwsze, od 1918 roku II RP zlikwidowała wszystkie zaborcze monumenty, w tym takie pokaźne, jak monstrualna cerkiew – sobór św. Aleksandra Newskiego na warszawskim placu Saskim. Ostatecznie, mimo kilku protestów, świątynia została rozebrana w latach 1924–1926, razem z większością cerkwi w Warszawie. Pozostawiono tylko dwie: cerkiew pw. Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny (na warszawskiej Pradze) i cerkiew pw. św. Jana Klimaka (na Woli, w granicach cmentarza prawosławnego).

Z rozbiórki uczyniono wydarzenie polityczne i narodowe. Wypuszczono obligacje, aby „dać każdemu Polakowi szansę uczestniczenia w rozbiórce”. Papiery były zabezpieczone wartością materiałów odzyskanych z budynku. Przeciwko rozbiórce protestowała część polskiej elity kulturalnej, m.in. Antoni Słonimski.

Latem 1924 r. senator Wiaczesław Bogdanowicz wygłosił płomienną mowę w obronie soboru. 17 października 1939 r. aresztowany przez NKWD i wywieziony w głąb Rosji, zmarł podczas transportu z Mołodeczna do Mińska lub został rozstrzelany zaraz po aresztowaniu w więzieniu wileńskim. Senator RP przekonywał: Wystarczy pójść na plac Saski i popatrzeć na odarte kopuły na wpół zniszczonego soboru. Tylko nie mówcie panowie, że on musiał być zniszczony jako pomnik niewoli. Powiedziałbym, że dopóki on stoi, jest najlepszym pomnikiem dla przyszłych pokoleń, uczącym je, jak można szanować i strzec swojej ojczyzny, rozebrany będzie haniebnym pomnikiem nietolerancji i szowinizmu! Nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że w tym soborze są wybitne dzieła sztuki, w które włożono wiele duchowych sił najlepszych synów sąsiedniego narodu – i ci, którzy tworzyli te dzieła sztuki, nie myśleli o żadnej polityce. Polski naród czuje to, a także poważne skutki takiego postępowania i już tworzy swoją legendę dotyczącą zniszczenia soboru… Ale naszych politykierów to w żaden sposób nie porusza. A przecież przyjeżdżają cudzoziemcy – Anglicy, Amerykanie – patrzą na to ze zdziwieniem, fotografują, a fotografie rozpowszechniają po całym świecie, naturalnie razem z opinią o polskiej kulturze i cywilizacji.

W Sejmie RP odbyło się 22 czerwca br. głosowanie nad przyjęciem senackiego projektu ustawy o zmianie ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. Debata była gorąca. W efekcie presji społecznej nawet 15 z 16 posłów PSL poparło zmiany ustawowe. Niestety za pozostawieniem tej totalitarnej spuścizny opowiedział się m.in. poseł Janusz Sanocki, niezależny poseł z Nysy.

Dziś Janusz Sanocki wznosi peany dla opinii w tej sprawie, którą przedstawił marszałek Morawiecki: cyt. Z wielką radością przyjąłem tekst Kornela Morawieckiego (…) sprzeciwiający się burzeniu poradzieckich pomników – pamiątek po II wojnie. Nareszcie głos rozsądku odcinający się od – jakże łatwego dzisiaj i płytkiego, bo pozbawionego historycznej refleksji – tzw. antykomunizmu (…) Bez ofiary wielu milionów Rosjan, którzy oddali życie walcząc z Hitlerem, w tym 600 tys. czerwonoarmistów, którzy polegli na naszych ziemiach, nie byłoby dziś wolnej Polski. (…) Dzisiaj bowiem to już nie są pomniki sowieckie czy komunistyczne. To są pomniki poświęcone chłopakom i dziewczynom, różnym Iwanom, Borysom, Wierom – którzy polegli na naszej ziemi.

O ile mogę zrozumieć, że marszałek Kornel Morawiecki widzi jakąś formę, ma jakąś wizję wspólnoty słowiańskiej z Rosją, to jednak jest to sprzeczne z opiniami takich wielkich mężów stanu, jak Dmowski czy Piłsudski. Po przewrocie bolszewickim i rozpędzeniu 18 stycznia 1918 r. demokratycznie wybranej rosyjskiej Konstytuanty, 28 stycznia 1918 roku dotychczasowe bojówki partyjne bolszewików, zwane Gwardią Czerwoną, na mocy dekretu Rady Komisarzy Ludowych zostały przekształcone w Robotniczo-Chłopską Armię Czerwoną.

Od 18 stycznia 1918 roku, tj. rozpędzenia rosyjskiej Konstytuanty, nie ma najmniejszych szans na to, że Rosja stanie się cywilizowanym, demokratycznym państwem. Podkreślanie roli Armii Czerwonej jako „wyzwolicielskiej” – do tego poza granicami Federacji Rosyjskiej – tylko osłabia antyputinowską opozycję i gruntowanie postaw propaństwowych na Białorusi czy na Ukrainie.

Myślę, że Kornel Morawiecki powinien przemyśleć swoją strategię, np. zaangażować się w upamiętnienie rosyjskich oddziałów walczących w 1920 roku pod stronie polskiej. W miejscowości Perespa (lubelskie) znajduje się zrujnowany cmentarz Rosjan walczących pod zwierzchnictwem marszałka Piłsudskiego za wolność Rosji i wolność Polski od komunistycznego jarzma. W tej miejscowość w II RP znajdował się nawet pomnik, który warto przywrócić. Warto upamiętnić gen. Stanisława i Józefa Bułak-Bałachowiczów. Nie widać najmniejszego sensu w upamiętnieniu Armii Czerwonej w Polsce. Takie widzenie trąci tym, że zaraz ktoś wpadnie na pomysł, że w Wehrmachcie było wielu poległych na naszym terytorium, zwykłych Hansów, którzy musieli…

Apeluję do marszałka Kornela Morawieckiego, aby włączył się w ratowanie TV Biełsat i w walkę o upamiętnienie 111 091 Polaków ludobójczo zamordowanych przez NKWD w tzw. „operacji polskiej” w latach 1937–38 (na mocy rozkazu NKWD nr 00485) czy ludobójstwa OUN/UPA na Wołyniu. Dbajmy o pamięć Polaków, a inne narody niech się zmagają ze swoją. Skoro chcą głaskać kobrę… to im wolno, prawda?

Autor jest członkiem redakcji „Niezależnej Gazety Obywatelskiej” w Bielsku-Białej.

Cały artykuł Pawła Czyża pt. „Po co głaskać kobrę?” znajduje się na s. 19 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Czyża pt. „Po co głaskać kobrę?” na s. 7 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze