Wiesław Banach, dyrektor Muzeum Historycznego w Sanoku, o „mitycznym” mieście Beksińskich: „Atlantyda utracona”

Dzień 62. z 80/Sanok Ta „sprawa do omówienia” to była kwestia testamentu i był to dla mnie niesłychanie trudny moment – wyznał Banach, któremu Zdzisław Beksiński chciał przekazać całą swoją spuściznę.

Miasto Grzegorza z Sanoka, Jerzego Harasimowicza i jednego z największych polskich malarzy i grafików Zdzisława Beksińskiego. Wiesław Banach przyznał, że na popularyzację twórczości Beksińskiego, a co za tym idzie również Sanoka i Muzeum Historycznego, wpłynął zarówno film „Ostatnia taka rodzina”, jak i książka Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy. Portret podwójny”.

– Mamy tutaj widzów, którzy już czytali książkę, widzieli film i specjalnie nie kochają muzeów ani  nie chodzą na wystawy, ale przyjechali tutaj skonfrontować to, co zobaczyli, i nagle okazuje się, że ci niewrażliwi na sztukę ludzie wychodzą poruszeni z tego muzeum, jacyś inni – powiedział dyrektor muzeum. Przyznał, że na grobowcu rodziny Beksińskich cały czas stoją kwiaty i płoną znicze, jest też w Sanoku ścieżka „Śladami Beksińskich”.

fot.By Silar – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=23827313
Grafika komputerowa z okresu 2000-2005

– Będąc w Sanoku, trzeba być tutaj, na zamku, wchłonąć atmosferę tego miasta, przejść się jego ulicami – zwrócił uwagę Wiesław Banach, przypominając, że dla Tomasza Beksińskiego Sanok był miastem mitycznym, to „była Atlantyda, którą utracił, przenosząc się na studia”.

– Zdzisław Beksiński mówił, że natura go nie obchodzi, krajobraz go nie obchodzi. On tutaj trochę grał – ocenił Banach i przypomniał, że malarz jako młody człowiek, zjeździł te tereny, zjeździł Bieszczady. Wspominając swoją pierwszą wizytę u Beksińskiego po jego przeprowadzce do Warszawy, w okresie, kiedy budowano metro, powiedział, że sławny malarz zachwycał się, że u niego w mieszkaniu słychać „tylko traktory i młoty pneumatyczne, i jest to wspaniała muzyka”.

– Gdy Zdzisław zostaje już sam po śmierci żony Zosi, przeuroczej zresztą osoby, i potem po tragicznym samobójstwie Tomka, właściwie zdaje sobie sprawę, że jego miejsce docelowe, w którym powinien zostać, to Sanok – stwierdził Banach. Wspominał „wieczorny telefon” od Beksińskiego – malarz chciał, aby przyjechał jak najszybciej do niego do Warszawy, „bo ma sprawę do omówienia”.

– Ta „sprawa do omówienia” to była kwestia testamentu i był to dla mnie niesłychanie trudny moment – wyznaje Wiesław Banach, któremu Zdzisław Beksiński chciał przekazać całą swoją spuściznę. – Panie Zdzisławie, to jest niemożliwe, mówiłem, muzeum – zgoda, ale nie mnie. Na to Beksiński: „Wie pan, jak to jest, dziś pan jest dyrektorem, a jutro już nie, a potem te wszystkie obrazy spleśnieją gdzieś w magazynie w piwnicy”.

Podczas tej niełatwej rozmowy Banachowi udało się przekonać Beksińskiego, że dla Sanoka będzie on zawsze bardzo ważnym twórcą, w wyniku czego artysta zdecydował się przekazać swój dorobek Muzeum Miasta Sanoka. Rozmowa ta była dla Banacha zaskakująca, miał wrażenie, że Beksiński ma jeszcze przed sobą co najmniej 20 lat życia, a „jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, że jest w wieku, w którym może się coś wydarzyć. I nagle obarcza mnie tym wszystkim”.

[related id=35589]W Muzeum Historycznym w Sanoku, na dziedzińcu po lewej stronie, można przeczytać lakoniczne jedno zdanie opatrzone zamaszystym podpisem: „W wypadku mojej śmierci wszystko przekazuję Muzeum Historycznemu w Sanoku. Zdzisław Beksiński”.

Dyrektor Banach wspomniał, że lakoniczność nie była jednak mocną stroną Beksińskiego, często zasypywał swoich słuchaczy tysiącem anegdot. Z drugiej strony prawdopodobnie po spotkaniu odnotowałby w swoim dzienniku , że „znowu go wyciągnęli i coś od niego chcieli”.

– Ta jego klatka blokowa to było wszystko, co wystarczało mu do życia – podkreśla Banach. Jego zdaniem to, co jeszcze interesowało sławnego artystę, to były sklepy komputerowe z różnego typu gadżetami. Przyznał, że Beksiński, siedząc cały czas w swoim mieszkaniu, „czuł się niczym faraon w piramidzie”.

Dyskomfortem były dla niego wyjazdy do Sanoka w kolejne rocznice śmierci jego żony. W listach do Banacha, a także w opublikowanych dziennikach stwierdził wręcz: „Jak ja nienawidzę tej jazdy”.

By Lowdown – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=20237137

Zdzisław Beksiński (ur. 24 lutego 1929 w Sanoku, zm. 21 lutego 2005 w Warszawie) – polski inżynier, malarz, rzeźbiarz, fotograf, rysownik i artysta posługujący się też grafiką komputerową. W 1952 roku ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Po studiach przez kilka lat pracował w studiu projektowym Fabryki Wagonów w Sanoku. Jego żoną była Zofia Stankiewicz, z którą miał syna Tomasza. Żona artysty zapadła na chorobę, w wyniku której zmarła 22 września 1998. Ich syn popełnił samobójstwo rok później, 24 grudnia 1999 roku. Zdzisław Beksiński początkowo zajmował się fotografią artystyczną i rysunkiem, a następnie malarstwem i rzeźbą. Pierwszym poważnym sukcesem artystycznym Beksińskiego była wystawa zorganizowana w Warszawie w 1964 roku przez znanego krytyka Janusza Boguckiego. Artysta nigdy nie nadawał tytułów swoim obrazom. Uważał je za swoją subiektywną wizję świata. W latach 70. i 80. stał się popularny zarówno w kraju, jak i za granicą. Jego obrazy pokazywane były w prestiżowych galeriach na całym świecie, m.in. we Włoszech, Niemczech, Francji, Belgii. Artysta jako jedyny Europejczyk miał stałą ekspozycję w muzeum sztuki w japońskiej Osace. Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim mieszkaniu w Warszawie przy ulicy Sonaty 6/314 w nocy z 21 na 22 lutego 2005 roku, na kilka dni przed swymi 76. urodzinami. Artysta cały swój dorobek artystyczny zapisał w testamencie sanockiemu Muzeum Historycznemu. Muzeum posiada największy zbiór dzieł artysty – około 300 obrazów, reliefów, rzeźb, rysunków i grafik, powstałych w latach 1954-2002.

MoRo, MS

Komentarze