Piotr Łysakowski w 73. rocznicę powstania warszawskiego: Charty Goebbelsa w służbie komunistycznej propagandy

Dzień 35. z 80 / WARSZAWA/ Poranek Wnet / Czy komunistyczna propaganda przypadkiem nie czerpała pełnymi garściami z niemieckiej propagandy w ocenie powstania? – pyta historyk, gość Piotra Dmitrowicza.

– 73 lata temu musiało wyglądać tak samo jak dzisiaj. Piękna pogoda, słońce, miasto się budzi, bo wtedy też się budziło, by za kilka godzin zmierzać ku zagładzie, ale nie dlatego, że chciało zginąć, tylko dlatego, że ktoś w Berlinie, ktoś w Moskwie stwierdził, że ono nie ma prawa istnieć – powiedział Piotr Łysakowski, historyk i warszawiak z dziada pradziada, jak sam siebie określa, gość Piotra Dmitrowicza w Poranku Wnet nadawanym z dachu Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, miejsca powstańczej reduty w gorących dniach powstania warszawskiego.

Wyjaśniając powody, dla których armia sowiecka stała z bronią po drugiej stronie Wisły, przypomniał słowa bliskiego współpracownika Stalina. W październiku 1944 roku napisał on, że stało się tak ze względu na „genialną myśl słońca ludzkości, czyli Józefa Wissarionowicza Stalina, zgodnie z którą przyjęto, że Niemcy wybiją Polaków i tym samym oczyszczą teren dla wchodzącej do Polski, na obszar za Wisłą, Armii Czerwonej, przez co ułatwią w najbliższej przyszłości implantację komunizmu”.

73. rocznica powstania warszawskiego to również 73 lata walki o pamięć, która była „zabijana i zohydzana”. Gość Poranka Wnet uważa, że były to 73 lata walki o prawdę i honor, o uznanie wielkości tych ludzi, którzy powstali przeciwko niemieckiej – i w dużej mierze również zbliżającej się sowieckiej – okupacji.

– Robiono wszystko, aby pamięć o powstańcach zohydzić, począwszy od walki o Cmentarz Powązkowski, o pomnik Gloria Victis, który nie wiadomo dlaczego władza komunistyczna pozwoliła postawić, a potem robiła wszystko, aby uległ zniszczeniu i zapadł się pod ziemię – powiedział Piotr Łysakowski, dla którego szczególnie dotkliwe było plugawienie pamięci o powstańcach. Początkowo władze PRL-u odbierały im honor, twierdząc, że walczyli ramię w ramię z okupantem niemieckim, ale „zohydzanie pamięci trwa po dziś dzień”.

Gość porannej audycji przypomniał tu artykuł Michała Cichego w „Gazecie Wyborczej”, wydrukowany w 50. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, pt. „Polacy – Żydzi: czarne karty powstania”, w którym autor szkalował dobrą pamięć powstańców, pisząc, jakoby żołnierze AK i NSZ  mordowali Żydów podczas powstania warszawskiego. Niestety artykuł ten doczekał się wielu przedruków i był tłumaczony na wiele języków.

Historyk Leszek Żebrowski w książce „Paszkwil Wyborczej” – która ukazała się rok później – rozprawił się z każdym, nawet najmniejszym zarzutem Cichego jako nieprawdziwym, wykazując kłamstwo, fałszowanie źródeł i złą wolę autora. Michał Cichy jednak do tej pory nie przeprosił za artykuł i nadal „bezczelnie” twierdzi, że „to są fakty”. Zresztą walka z zakłamywaniem prawdy o osobach wymienionych w „dziele” Cichego trwa do tej pory. Właśnie ukazała się książka Jacka Stykowskiego”Kapitan Hal. Kulisy fałszowania prawdy o Powstaniu Warszawskim ’44”, w której syn kpt. Wacława Stykowskiego ps. Hal, pomawianego przez Cichego o najgorsze zbrodnie, zajmuje się tą sprawą.

– To była absolutna brednia – podsumował Piotr Łysakowski artykuł Cichego, przypominając, że w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku Batalion „Zośka” wyzwolił niemiecki obóz koncentracyjny Gęsiówka, co uratowało życie znajdującym się tam 400 Żydom, z których część dołączyła do powstania.

Atak na Gęsiówkę miał na celu jedynie wyzwolenie ludzi, którzy tam się znajdowali, bo nie było tam żadnych celów taktycznych ani strategicznych – powiedział Łysakowski, który badał, w jaki sposób niemiecka machina propagandowa III Rzeszy zajęła się powstaniem.

– Ważna i ciekawa jest propaganda niemiecka opisująca powstanie – powiedział historyk, podkreślając, że narracja w prasie niemieckiej trwała zdecydowanie krócej, bo pierwsze doniesienia o powstaniu pojawiły się dopiero 16 lub 17 sierpnia 1944 roku, to jest w momencie, gdy Niemcy złapali jaką taką równowagę militarną.

– Mówiąc ogólnie, to było potworne zaskoczenie – powiedział historyk. Jego zdaniem prasa niemiecka w tamtym okresie zadawała sobie głównie pytanie, jak to było możliwe, że coś takiego się stało. W późniejszym etapie to zaskoczenie było przekuwane na taką samą propagandę, jaką stosowali komuniści wobec powstania, czyli „odważni do szaleństwa żołnierze i zupełnie nieodpowiedzialne dowództwo”.

– Czy komunistyczna propaganda przypadkiem nie czerpała pełnymi garściami z niemieckiej propagandy w ocenie powstania? – zastanawia się historyk, porównując wyczyny propagandowe komunistów i nazistów. [related id=32778]

– Jestem każdorazowo 1 sierpnia głęboko poruszony. To jest coś kompletnie metafizycznego, chociaż historyk nie powinien mówić o metafizyce – wyznał Piotr Łysakowski. Dla niego jako warszawiaka być na ulicy 1 sierpnia to jest obowiązek moralny.

– Mam z tym poważny problem ze względów emocjonalnych. Godzina 17, zwana godziną „W”, wywołuje u mnie tak wielki emocje, że wychodząc na ulicę, nie jestem w stanie powstrzymać łez. Prosiłbym warszawiaków, by tam byli – zaapelował w Poranku. Jego zdaniem historycy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa, jeśli chodzi o powstanie warszawskie, zwłaszcza jeśli chodzi o jego ocenę.

Piotr Łysakowski – historyk, absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego (praca magisterska „Bismarck jako ambasador Prus w Petersburgu”), w 1985 r. w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk obronił doktorat „Osobowość Bismarcka jako polityka”. Pracownik naukowy Instytutu Zachodniego w Poznaniu, główny specjalista w Instytucie Pamięci Narodowej.
Autor wielu prac naukowych i artykułów popularnonaukowych (prasa polska i emigracyjna) z zakresu stosunków polsko-niemieckich, kwestii Katynia, polityki młodzieżowej w Polsce, funkcjonowania Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży.

Monika Rotulska

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

Rozmowa z Piotrem Łysakowskim, a także archiwalne nagrania Tadeusza Bora-Komorowskiego oraz wstrząsające wspomnienia Janusza Brochwicz-Lewińskiego ps. Gryf (ur. 17 września 1920 w Wołkowysku, zm. 5 stycznia 2017 w Warszawie) – generała brygady Wojska Polskiego, żołnierza powstania warszawskiego Batalionu AK „Parasol”, którego prezydent Andrzej Duda pośmiertnie mianował generałem dywizji, znajdują się w części pierwszej Poranka.

Komentarze