Rok 2017 rokiem Konrada Korzeniowskiego. Co wiemy o postaci najbardziej znanego na świecie pisarza z Polski? (część 1)

2017 został ogłoszony Rokiem Konrada Korzeniowskiego, dlatego portal dzieje.pl prowadzony przez PAP i Muzeum Historii Polski przygotował audycję, która przybliży nam postać tego wybitnego pisarza.

 

Joseph Conrad Korzeniowski, jeden z najbardziej cenionych na świecie pisarzy z Polski, żył i tworzył na przełomie XIX i XX wieku. Jego wybitna twórczość pozostaje zjawiskiem odosobnionym w literaturze światowej. Uznany za jednego z największych stylistów w całej anglojęzycznej literaturze, do końca życia po angielsku mówił ponoć z bardzo silnym polskim akcentem.

Autor „Jądra ciemności”, „Smugi cienia”, „Lorda Jimma” często jest oskarżany o obojętność na sprawy kraju. A prawdą jest, że Joseph Conrad reprezentował nowy model patriotyzmu: realistycznego, który wykorzystywał swoje możliwości dla dobra kraju. Uważał, że skoro jest pisarzem, to nie musi szukać innej tożsamości, np. polityka czy społecznika. Doświadczenie martyrologiczne Conrada sprawia, że jego biografia jest reprezentatywna dla pokolenia: rodzice zaangażowani w konspirację, rodzina dotknięta represjami – konfiskatą, procesem, zsyłką – w konsekwencji których matka umiera. U progu dorosłości śmierć ojca pozostawia przyszłego pisarza pod opieką wuja, który wysyła go na Zachód. Korzeniowski odnajduje w sobie wilka morskiego i spędza „morskie” lata w Marsylii i Kongo. Po zejściu na ląd pracuje w Wielkiej Brytanii. Tam, osiadły w hrabstwie Kent do końca życia, poświęca się pisarstwu.

Mijający rok został ogłoszony Rokiem Konrada Korzeniowskiego. Portal dzieje.pl przygotował z tej okazji specjalną audycję, w której poznamy Conrada jako człowieka i jako pisarza, czytając jego korespondencję.

List Konrada Korzeniowskiego do historyka Kazimierza Waliszewskiego z 03.12.1903 r.

List Konrada Korzeniowskiego do historyka Kazimierza Waliszewskiego.

Pen Farm 3 grudnia 1903 roku

Mój ojciec Apollo Korzeniowski, syn Teodora kapitana Wojska Polskiego, po ożenieniu się dzierżawił wieś w majątku pani Melanii Sobańskiej. Urodziłem się w grudniu 1857 roku. Później moi rodzice przenieśli się do Warszawy. W 1862 roku mój ojciec był osadzony w Fortecy Warszawskie, a po kilku miesiącach wysłany do Wołogdy. Towarzyszyłem rodzicom moim na wygnanie, przeniesiono ich potem do Czernichowa, tam matka moja umarła. Zaledwie ją pamiętam, ale z tego, co słyszałem, i z listów jej do braci, które później czytałem, wiem, że była kobietą niepospolitego ducha i umysłu. Młodszy jej brat Stefan Bobrowski był znaną osobistością w 1863 roku.

Po jej śmierci bawiłem na wsi u wuja Tadeusza. Mój ojciec, uwolniony w 1867 roku, zabrał mnie z sobą do Galicji. Umarł w Krakowie w 1869 roku. Pogrzeb jego był okazją do demonstracji ze strony młodzieży Uniwersytetu Krakowskiego. W Krakowie chodziłem do szkół, ale już w 1874 roku kraj opuściłem, idąc nad morze.

O Tadeuszu Bobrowskim, moim wuju, opiekunie i dobrodzieju, nie mogę na zimno pisać. Do dzisiejszego dnia, po latach dziesięciu, zostaję pod ciężkim wrażeniem tej straty. Był to człowiek wielkiego charakteru i niepospolitego rozumu. Chętki mojej do marynarki nie rozumiał, ale z zasady nie sprzeciwił się. W ciągu 20 lat wędrówek moich od 1874 do 1893 roku widziałem go cztery razy, ale jakiekolwiek dodatnie strony mój charakter posiada, zawdzięczam je przywiązaniu jego, opiece i wpływowi. Ostatnie dwa razy, już jako poddany angielski, odwiedziłem go na Ukrainie w 1890 i w 1893 roku.

Życie moje na szerokim świecie w książkach moich znajduje się. Kariery nie szukałem. Może być, że nic o tym nie wiedząc, szukałem wrażeń. Teraz koniec. Bez stosunków, znajomości i protekcji patrzę na przeszłość z przyjemnością. Bądź co bądź dałem sobie radę. Życie moje marynarskie, choć kierowane głównie ciekawością, a także czystym zamiłowaniem do rzemiosła, odbyłem porządnie, zdając wszystkie egzaminy, które zdać wypadało, zdobywając w mojej skromnej sferze uznanie od ludzi, którzy z pewnością nie z rozrzewnieniem świadczyli o mnie jako o dobrym marynarzu i godnym zaufania oficerze okrętu.

W dość ciężkich przeprawach zdaje mi się, że tradycją wybranego stanu zawsze wierny byłem. W 29. roku życia miałem moją pierwszą komendę okrętu. Co nieźle, przyznasz, dla cudzoziemca bez żadnych stosunków. Tych nigdy nie szukałem, a muszę oddać Anglikom sprawiedliwość, że mi nigdy czuć nie dano, że byłem cudzoziemcem. Uważam się za ostatniego z marynarzy żeglowych. W każdym razie nikt o tym dawnym życiu morskim pisać już nie będzie. Jako dzieło wyobraźni „Murzyn z załogi Narcyza” pieczętuje tę epokę największej doskonałości, a zarazem i końca floty żeglowej. Czuję to dobrze, każdy raz, gdy spoglądam na kanał brytański, gdzie tylko dym kominów widzieć można teraz. Tak na morzu, jak na lądzie mój punkt widzenia jest angielski, ale z tego nie należy wyprowadzać, że stałem się Anglikiem, tak nie jest. W moim razie homo duplex ma więcej niż jedno znaczenie. Pan mnie zrozumie, nie rozciągam się w tej kwestii.

Szczerze oddany

Konrad Korzeniowski

MoRo

Komentarze