„Kurier Wnet” 37/2017, Paweł Bobołowicz: Kto będzie właścicielem ziemi na Ukrainie? Problemy z reformą rolną

Farmerzy są zbyt biedni, by dokupować ziemię. Najpierw należy stworzyć mechanizmy, które by im w tym pomogły. Już teraz ludzie oddali swoją ziemię w dzierżawę nawet na okres 499 lat!

Paweł Bobołowicz

Walka o ukraińską ziemię

Na Ukrainie trwa bitwa o ziemię. I nie chodzi o walki na wschodzie tego kraju, lecz o możliwość kupna i sprzedaży ziemi rolnej. W obrocie mogą się znaleźć miliony hektarów. 72% ukraińskich ziem to ziemia rolna. Zniesienie moratorium na jej sprzedaż mogłoby Ukrainie przynieść od 10 do 50 mld USD w ciągu 2–3 lat. Ale jednocześnie pojawiają się podstawowe pytania: do kogo trafi ta ziemia i kto na tym zarobi? Na uruchomienie rynku sprzedaży ziemi naciska Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w kolejce ustawiają się ukraińscy oligarchowie i najwięksi światowi gracze. Jednak wielu ukraińskich polityków ostrzega: ziemia to ostatni zasób, który Ukraina posiada. I nie jest on odnawialny.

Swój człowiek w resorcie rolnictwa

23 maja br. do dymisji podał się minister polityki rolnej Ukrainy Taras Kutowyj. Podziękował za współpracę i zaufanie prezydentowi Poroszence i premierowi Hrojsmanowi. Dymisja musi być jeszcze zaopiniowana przez komisje Rady Najwyższej i zaakceptowana przez samą Radę. Minister nie wygłaszał żadnych ostrych deklaracji, nie obciążał nikogo winą. Jednak ukraińscy komentatorzy nie mają wątpliwości, że decyzja ta nie jest spowodowana nowym planami na życie ministra, lecz świadczy o ścieraniu się wielkich grup lobbystów, dla których sektor rolnictwa ma pierwszorzędne znaczenie. Wśród jej przyczyn pojawia się kwestia nie najlepszych relacji ministra z premierem Hrojsmanem, który w resorcie rolnictwa ma swojego człowieka, Maksyma Martyniuka.

Martyniuk współpracował z obecnym premierem, gdy ten jeszcze był prezydentem Winnicy. Wtedy Martyniuk był specjalistą od architektury i budownictwa – zresztą w 2014 roku objął szefostwo Państwowej Inspekcji Architektury i Budownictwa, ale już po roku szefował Państwowej Służbie ds. Geodezji, Kartografii i Katastru. 22 lipca 2016 roku został natomiast zastępcą ministra rolnictwa. Nieoficjalnie mówi się, że Martyniuk, będąc wiceministrem rolnictwa, ma silniejszą pozycję niż sam minister i w dodatku utrzymuje bezpośrednie relacje z premierem.

Tymczasem ministrowi zabrano nadzór nad strategicznie ważnymi przedsiębiorstwami państwowymi: UKRSPYRT – największym producentem wysokojakościowego spirytusu i UKRLIS – prowadzącym gospodarkę leśną. Oba przedsiębiorstwa to olbrzymie pieniądze i często pojawiające się oskarżenia o korupcję. Na korupcję w UKSPYRT nawet oficjalnie żalą się producenci ukraińskich alkoholi. Nie ulega wątpliwości, że ten, kto kontroluje te obszary, posiada też olbrzymie wpływy. Taras Kutowyj je stracił.[related id=21851]

Jednak według źródeł w sekretariacie prezydenta Ukrainy, do których dotarł zazwyczaj dobrze poinformowany portal „Ukraińska Prawda”, przyczyną dymisji miała być kwestia planowanej, a właściwie wciąż niezakończonej reformy rolnej. Koncepcja ministra mogła się przestać podobać obecnym władzom. Nie do końca zabezpieczała interesy grup, związanych z władzą.

Reforma rozpala ukraińską opinię publiczną i stała się elementem ostrej rywalizacji politycznej. Najważniejszym jej składnikiem jest zniesienie moratorium na sprzedaż ziemi rolnej na Ukrainie. Miałoby ono zakończyć reformowanie ukraińskiego rolnictwa, które rozpoczęło się wraz z likwidacją kołchozów w latach 90. ubiegłego wieku. Około 7 mln Ukraińców otrzymało wtedy „paj” – udział w ziemiach należących do kołchozów. Dla wielu oznaczał on jedynie formę świadczenia w postaci płodów rolnych od osób, które faktycznie gospodarowały na „udziałowej” ziemi. Udziałowcowi przypadało świadczenie, np. ustalona ilość worków zboża, ziemniaków, buraków itp. Wiele osób nawet nie wiedziało, gdzie faktycznie jest ich pole, a nawet gdy wiedziało, i tak, z wielu przyczyn, nie mogło, nie chciało podjąć się na nim indywidualnej gospodarki.

Z czasem właściciele „udziałów” uzyskali certyfikat potwierdzający prawo własności do konkretnej działki. To zaczęło normować kwestię dzierżawy ziemi, ale stało się też elementem „szarej strefy” w rolnictwie, nielegalnego przejmowania ziemi i pozaprawnego nią obrotu. Podstawą bowiem systemu tak rozumianej własności ziemi na Ukrainie był zakaz kupna i sprzedaży ziemi o przeznaczeniu rolnym. Od 2001 roku do dzisiaj na Ukrainie funkcjonuje moratorium na sprzedaż ziemi. W ubiegłym roku zostało przełożone do 1.01.2018 roku.

Władze pomajdanowe uwolnienie obrotu ziemią uznały za jedno ze swoich głównych zadań. Kwestia ta też jest wskazywana jako wymóg międzynarodowych instytucji, a szczególnie MFW, który przyjęcia odpowiednich regulacji w tej sprawie oczekiwał do końca maja br. Jednak Rada Najwyższa nie przyjęła ostatecznej wersji ustawy, powstała kolejna komisja rządowa w tej sprawie, a minister rolnictwa podał się do dymisji. I chociaż formalnie oznacza to, że kwestia zniesienia memorandum powróci najwcześniej w czasie jesiennej sesji Rady Najwyższej, to jednak temat ziemi stał się jednym z najważniejszych w debacie publicznej. Trudno też określić, jak na przyszłość tej reformy wpłynie dymisja Tarasa Kutowego.

Sprzedać wszystko i wszystkim

Rząd Hrojsmana uważa, że dokończenie reformy rolnej jest jednym z priorytetów Ukrainy na lata 2017–2020. I chociaż nie udało mu się skasować moratorium, zapewne będzie dążył, by sprzedaż ziemi była możliwa, choć pod pewnymi warunkami. W pierwszym okresie ziemię mogłyby kupować i sprzedawać tylko osoby indywidualne, a jedna osoba nie mogłaby mieć więcej niż 200 hektarów. W łonie koalicji powstają jednak dalej idące pomysły. Deputowany Bloku Petra Poroszenki Oleksij Muszak nie ma wątpliwości, że zniesienie moratorium na sprzedaż ziemi powinno nastąpić jak najszybciej: „Czarny rynek handlu ziemią już istnieje. Ziemię się sprzedaje i kupuje. Moratorium zabrania kupować ją oficjalnie, ale nieoficjalnie, dzięki różnym niedoskonałościom prawa, ziemią się handluje. Czyli zniesienie moratorium to legalizacja tego, co i tak jest”.

Muszak uważa, że celem reformy powinno być też uzyskanie maksymalnej ceny za ziemię. Będzie to korzystne dla obecnych jej właścicieli. Maksymalna cena będzie możliwa, gdy rynek otworzy się zarówno dla osób fizycznych, jak i prawnych. Osoby prawne dysponują większymi zasobami finansowymi, przez co będą w stanie wyłożyć więcej pieniędzy na kupno ziemi. Oleksij Muszak idzie dalej niż dotychczasowe propozycje rządowe, według których rynek handlu ziemią powinien być otwarty tylko dla osób fizycznych. Dla Muszaka jest to ograniczenie, które nada prawo kupna wąskiej grupie ludzi, w dodatku bez możliwości uzyskania dobrej ceny za ziemię.

Ograniczenia wg niego powinny dotyczyć koncentracji ziemi w jednych rękach. Na poziomie kraju w jednych rękach nie może się znaleźć więcej niż 1% ziemi o przeznaczeniu rolnym. Muszak walczy o zniesienie moratorium nie tylko w drodze zmian w ustawodawstwie. Wraz z grupą 54 deputowanych skierował w tej sprawie wniosek do Sądu Konstytucyjnego Ukrainy.

Na sprzedaż ziemi osobom prawnym oficjalnie nie ma zgody w rządowym projekcie. Ten projekt preferuje model farmerski, rodzinny. Oficjalnie ministerstwo widzi niebezpieczeństwo, że dopuszczenie do obrotu ziemią osób prawnych pozwoli na skupowanie ziemi przez zagranicznych inwestorów. Nieoficjalnie pojawiają się opinie, że są wpływowe środowiska w ministerstwie, które nie mają nic przeciwko temu, a wiceministrowi Martyniukowi bliski jest projekt Oleksija Muszaka – całkowicie i jak najszybciej uwalniający rynek ziemi rolnej na Ukrainie. Może to też tłumaczy dymisję ministra Tarasa Kutowego.

Zwolennicy sprzedaży ziemi wskazują, że tak uzyskane środki finansowe ożywią gospodarkę w innych sektorach. Sprzedaż kilku hektarów ziemi umożliwi zakup kilkupokojowego mieszkania w mieście rejonowym (powiatowym). Może to mieć znaczenie dla osób, które nie korzystają z należnej im ziemi i nie zamierzają prowadzić działalności rolnej.

Dr Ołeh Sawczuk, ekonomista, który gospodaruje na ziemi, twierdzi, że reforma rolna powinna być w pełni zrealizowana 20 lat temu. To wtedy zabrakło ustawodawstwa o hipotece, specjalnym banku ziemi. Dziś, według niego, reformie sprzeciwiają się latyfundyści, którzy dzierżawią ziemię od indywidualnych osób za „paj”, który oznacza np. „worek zboża” i w żaden sposób nie odpowiada wartości rynkowej ziemi. Takie osoby mają wieloletnie umowy dzierżawy i nie chcą zmian.[related id=10644]

Po reformie rolnik mógłby sprzedać swoją ziemię albo ją dzierżawić po cenach rynkowych. Obecnie umowy dzierżawy w dodatku przewidują, że rolnik, aby odzyskać ziemię, musiałby spłacić aktualnemu dzierżawcy koszty związane np. z poprawą stanu gruntów (np. nawożenia). Takie konstrukcje zniechęcają do rezygnacji z umów dzierżawy ziemi i według ekonomisty przedłużają patologię funkcjonowania rynku ziemi.

Obecną sytuację Sawczuk nazywa „chaosem, w którym korzystają nieliczni, a rolnik jest pozbawiony jakichkolwiek gwarancji co do posiadania czy wykorzystania własnej ziemi”. Nowa ustawa mogłaby także chronić przed wykupem ziemi przez wielkich właścicieli, także zagranicznych. Dzisiaj ci najwięksi wykorzystują szarą strefę obrotu ziemią. Cierpi prosty właściciel, który nie może kupić odpowiedniego sprzętu ani dokupić dodatkowej ziemi i jest pozbawiony wolnych środków obrotowych. Sam Sawczuk ma sad, który jest inwestycją długoterminową, i dzisiaj boi się podpisywania umów na dzierżawę kolejnych hektarów ziemi, bo nie wie, co z nimi będzie za kilka lat.

Latyfundyści

Największym przeciwnikiem wolnego rynku ziemi jest Batkiwszczyna i jej szefowa Julia Tymoszenko. Była premier uważa, że zniesienie moratorium na sprzedaż ziemi jest korzystne dla 12–15 ukraińskich rodzin, które już dzisiaj posiadają gospodarstwa rolne o szokujących areałach: od 500 tysięcy do 1 mln ha. Wśród latyfundystów wymienia również rodzinę prezydenta Poroszenki. Nieoficjalnie eksperci związani z opozycyjnymi ugrupowaniami potwierdzają, że rodzina Poroszenki może dysponować tak potężnymi obszarami ziemi rolnej. Ale na pewno nie należy ona do ścisłej czołówki największych posiadaczy ziemskich.

Latyfundystów nie brakuje w środowisku prezydenckim. Jednym z nich jest Oleksij Wadaturskij, właściciel i prezes firmy Nibylon. Do niego ma należeć najwięcej areałów czarnoziemu w obwodzie mikołajowskim i chersońskim. Jego syn Andrij jest wiceprezesem firmy Nibylon i deputowanym Rady Najwyższej, trafił do niej z listy… Bloku Petra Poroszenki. Innym latyfundystą jest wieloletni deputowany Rady Najwyższej Andrij Werewskij, założyciel i dyrektor generalny Kernel Holding SA. Na stronie tej firmy można przeczytać, że jest to firma „wiodąca, dywersyfikowana, agroprzemysłowa w regionie czarnomorskim”. Firma chwali się, że m.in. eksportuje rocznie około 7 mln ton produkcji rolniczej, posiada sieć elewatorów i głębokowodne terminale eksportowe. Werewskij mieszka teraz w Wielkiej Brytanii, ale w Radzie Najwyższej nietrudno jest się dowiedzieć, którzy deputowani lobbują na jego rzecz. Znów są to osoby związane Blokiem Petra Poroszenki i zaangażowane w przygotowanie ustawodawstwa związanego z rynkiem ziemi rolnej na Ukrainie.

Deputowany Batkiwszczyny Wadym Iwczenko, który wiceszefuje komisji ds. rolnictwa Rady Najwyższej, zwraca uwagę na brak szans małych farmerów w starciu z wielkimi firmami czy latyfundystami i nierówny dostęp do systemu bankowego. Ukraiński rolnik jest skazany na ukraiński system bankowy i kredyty oprocentowane na 27% w skali roku. Firmy, które korzystają z kredytów zachodnich, mogą pozyskać kredyty oprocentowane na 5–7%.

Według polityka na zniesieniu moratorium na sprzedaż ziemi mogą też skorzystać instytucje kredytujące. Zarobią na kredytach i szybko wzbogacą się na przejmowanej za niespłacone kredyty ziemi. Rolnik będzie pracować tylko na spłatę kredytu i znów nie będzie miał środków obrotowych na niezbędne urządzenia, rozwój.

Iwczenko nie wierzy w zapisy zabraniające skupiania większych areałów w jednych rękach. Przecież już dzisiaj się to dzieje, a nowe prawodawstwo to tylko ułatwi. Obecnie mali farmerzy wytwarzają ok 40% produkcji rolnej na rynek wewnętrzny. Nie istnieje sformowany rynek ziemi, bo farmerzy są zbyt biedni, by dokupować ziemię. Najpierw należy stworzyć mechanizmy, które by im w tym pomogły. Deputowany twierdzi, że już teraz ludzie oddali swoją ziemię w dzierżawę nawet na okres 499 lat! Wielkie firmy wyspecjalizowały się we wszelkiego rodzaju kruczkach prawnych i wiedzą, jak wprowadzić takie zapisy. Nie ma też wątpliwości: setki tysięcy hektarów na Ukrainie już posiadają amerykańskie i rosyjskie firmy.

Julia Tymoszenko uważa, że reforma rolna musi być rozłożona na lata. Jedyną instytucją uprawnioną do skupowania ziemi powinna być wyspecjalizowana agencja państwowa, która później ziemię może sprzedawać na aukcjach. Trudno jednak nie zauważyć, że przy wciąż systemowej korupcji na Ukrainie mało wiarygodnie brzmi zapowiedź, że ma powstać kolejna instytucja państwowa, która będzie działać uczciwie. W dodatku przeciwnicy zarzucają byłej premier, że nie wykorzystała swojego premierostwa, by uporządkować sprawy rynku ziemi rolnej. Oczywiście Tymoszenko do takich zarzutów jest przygotowana i twierdzi, że to dzięki jej rządom ludzie otrzymali potwierdzenie własności ziemi, a następne kroki nie mogły być zrealizowane, bo przestała być premierem. Batkiwszcyzna chce doprowadzić do referendum w kwestii możliwości handlu ziemią rolną. W ukraińskich miejscowościach stanęły namioty, gdzie aktywiści Batkiwszczyny zbierają podpisy w tej sprawie.[related id=6489]

Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że stosunek do kwestii sprzedaży ziemi często nie ma nic wspólnego z koncepcjami politycznymi, lecz z lobbingiem, i nie tylko ukraińskich grup interesów. Wskazują na powiązania niektórych deputowanych z amerykańskimi koncernami. Iwan Miroszniczenko, deputowany Rady Najwyższej z frakcji Samopomocy (której szefuje mer Lwowa Andrij Sadowyj) przez lata był dyrektorem ukraińskiego przedstawicielstwa amerykańskiej firmy – potentata w szeroko rozumianej branży rolniczoprzemysłowej Cargill Inc. W tej firmie jako ekonomista, według ukraińskich mediów, pracował również Oleksander Żuk – mąż Hanny Hopko, również deputowanej Rady Najwyższej z ramienia Samopomocy – szefowej komisji spraw zagranicznych ukraińskiego parlamentu. Powszechnie wiadomo, że amerykańscy potentaci Cargil Inc. czy Monsanto Company są na ukraińskim rynku i chcą swoją obecność powiększyć. Już w 2014 roku uwolnienie rynku ziemi miał obiecać Amerykanom ówczesny premier Arsenij Jaceniuk. Rynkiem ukraińskiej ziemi w czasach Janukowycza interesowały się firmy z Bliskiego Wschodu i Chin.

Wspierać farmerów

Profesor Jurij Hubeni – ukraiński ekspert ds. polityki rolnej – od 20 lat prowadzi studia nad rozwojem ukraińskich wspólnot terytorialnych. Uważa on, że kwestia uwolnienia sprzedaży ziemi rolnej Ukrainy jest „nie na czasie i nie w tych warunkach, które są na Ukrainie, a przyszłość dyktuje konieczność szukania innego sposobu wykorzystania dóbr naturalnych niż prywatyzacja”. Z jego badań wynika, że około 22% obecnych posiadaczy udziałów (wspomnianego „paj”) chce je sprzedać. Ludzie po prostu nie wiedzą, co robić z ziemią, nie widzą w niej źródła dochodu, przyszłości zawodowej. Nie ma też chętnych na kupowanie ziemi.

Profesor porównuje sytuację do ukraińskiej prywatyzacji z 1996 roku, która, realizowana na podobnych zasadach jak w Polsce, doprowadziła do powstania ukraińskiego oligarchatu. Rozdane ludziom świadectwa udziału w prywatyzacji po dwóch latach zostały skupione przez nieliczną grupę osób lepiej zorientowanych, posiadających wielkie środki. Tak samo obecni właściciele ziemi za kilka lat staną się jedynie dzierżawcami – i za dzierżawę będą musieli płacić nowym, potężnym właścicielom. Hubeni uważa, że nie został sformowany przejrzysty kataster. Ewidencja gruntów zawiera wiele błędów. Inni eksperci twierdzą, że według katastru, ziemi rolniczej na Ukrainie jest więcej niż faktycznie. Także zdaniem Hubeniego obecna sytuacja jest nie do utrzymania.

Podobnie twierdzi Witalij Skocyk, szef pozaparlamentarnej Partii Agrarnej: „Sytuacja jest prosta. Musimy zakończyć reformę rolną. Im szybciej, tym lepiej. Jest ryzyko, że niewielka grupa ludzi, która dziś jest przy władzy, zrobi wszystko tak, żeby na pierwszym etapie skupić całą ziemię, a później sprzedawać ją tym ludziom, którzy realnie pracują na ziemi. Dlatego mówimy: »nie« dzikiemu rynkowi ziemi dzisiaj i »tak« maksymalnie szybkiemu zakończeniu reformy ziemskiej”.

Partia Agrarna 7 czerwca br. przyprowadziła pod Radę Najwyższą tysiące swoich zwolenników i deklaruje, że pod swoim projektem reformy rolnej zebrała 3 miliony podpisów. Według Partii Agrarnej reforma ma być kilkuetapowa i rozłożona na 7–8 lat. Skocyk postuluje najpierw m.in. rzetelną ewidencję gruntów i przekazanie państwowej ziemi do samorządów. Samorządy powinny też skupować ziemię od osób, które nie będą same gospodarować. Zamiast wysprzedaży ziemi, należy stymulować wieloletnie dzierżawy od państwa i samorządów. Z czasem farmerzy mogliby wykupywać ziemię, mając zabezpieczenie kredytowe.

Skocyk twierdzi, że 96% osób pracujących na roli nie ma środków na wykup ziemi. Zagrożeniem dla reformy są zarówno ukraińscy oligarchowie, jak i instytucje zagraniczne, które dziś byłyby w stanie ziemię wykupić. Państwo zatem musi najpierw wzmocnić, rozwinąć gospodarstwa farmerskie.

Francuskie wino spod Odessy

Nie ulega wątpliwości, że obecna sytuacja na rynku ukraińskiej ziemi jest patologiczna. Wystarczy wpisać po ukraińsku „sprzedaż ziemi” w internecie i wyskakuje tysiące ogłoszeń o jej sprzedaży. A przecież obowiązuje moratorium. Oczywiście na Ukrainie już dawno powstały mechanizmy, które to omijają – wieloletnie dzierżawy, scedowanie praw. Taka „szara sfera” jest jednak niebezpieczna dla tych, którzy nie do końca rozumieją funkcjonowanie wschodnich mechanizmów.

Przekonał się o tym Christophe Lacarin – Francuz, który na południu Ukrainy założył winnicę i stworzył od podstaw nową markę wina. Jednak rankiem 25 listopada ub.r. na teren jego winnicy wjechał buldożer i przeorał w kilku miejscach uprawy, niszcząc krzewy, które rosły tam od kilku lat. Francuz twierdzi, że ziemie wydzierżawił na 15 lat. Inaczej to przedstawiają właściciele ziemi, czy też udziałów w dzierżawionej działce. Lacarin niewątpliwie stał się ofiarą mętnego systemu „pajów”, niezrozumiałych i nieprecyzyjnych udziałów. Teraz próbuje dochodzić swoich praw przed ukraińskimi sądami, ale oczywiście sprawa nie jest prosta i jednoznaczna.

Francuz nie ukrywa, że wcześniej wspierał go Saakaszwili, który jednak już nie szefuje odeskiej administracji. Bez odpowiedniego wsparcia trudno uwierzyć, że na Ukrainie może udać się realizacja jakichkolwiek inwestycji. Także tych w sektorze rolniczym. Co ciekawe, pomimo skomplikowanej sytuacji pojawiają się w nim także inwestorzy z Polski. Niektóre ich opowieści przypominają historię Christophe Lacarina.

Takich problemów nie mają najwięksi gracze. Ci z dojściem na najwyższe szczeble władzy, czy wprost ją formułujący. Co ciekawe, w zakresie podejścia do uwolnienia sprzedaży ziemi ich interes jest zbieżny z tymi najmniejszymi, którzy jak najszybciej swojej ziemi chcą się pozbyć i z ziemią nie wiążą swojego losu. Dla nich możliwość jej sprzedaży jest szansą na dodatkowy dochód. Największym dałaby gigantyczne możliwości.

Ale czy jest to dobre z punktu widzenia strategicznych interesów Ukrainy, dla której rolnictwo pozostaje tak ważnym elementem dochodu? Czy faktycznie Ukraina zarabiałaby na byciu spichlerzem nie tylko Europy? Czy jedynie stałaby się polem zarobków dla innych? Ze swoimi czarnymi ziemiami, stanowiącymi 40% światowych zasobów tego typu gleb.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Walka o ukraińską ziemię” znajduje się na ss. 1 i 7 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Walka o ukraińską ziemię” na s. 7 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Komentarze