Globalni gracze – wizjonerzy meblują nam świat przy pomocy całej czeredy pomagierów, niegdyś zwanych renegatami

Poprawność polityczna pozbawiła nas słowa „renegat”. Słowo to byłoby niezwykle użyteczne w naszej sytuacji, gdy działania na szkodę Polski są intratne bez porównania bardziej niż praca na jej rzecz.

Jan Martini

Kutz i inne kucyki

Ci z nas, którzy żyją dostatecznie długo, pamiętają może wzruszające filmy o Śląsku, których autorem był Kazimierz Kuc. Niezależnie od ogromnej sympatii, jaką cieszą się u nas ludzie mówiący gwarami (Górale, Ślązacy, Kaszubi), nasza wiedza o Śląsku jest ograniczona i fragmentaryczna.

Gorol o Śląsku

Na ogół wiemy, że Śląsk był najbogatszą dzielnicą średniowiecznej Polski i na mocy testamentu Krzywoustego miał być zawsze połączony z dzielnicą senioralną – krakowską. Jednak losy Śląska potoczyły się inaczej, a na połączenie z Polską w wyniku powstań śląskich musieliśmy czekać aż do wieku dwudziestego.

W gwarach śląskich zachowały się echa średniowiecznej polszczyzny, a stosunkowo niedługie panowanie pruskie nad Śląskiem, obok industrializacji i awansu kulturowego, przyniosło brutalną germanizację. Jednak, mimo wysiłków władz pruskich, język polski przetrwał na Górnym Śląsku. I tyle mniej więcej wie o Śląsku przeciętny Polak – „gorol”.

Także świadomość, że odbudowę kraju ze zniszczeń po obu wojnach światowych zawdzięczamy w dużym stopniu Śląskowi, jest chyba (a przynajmniej powinna być) powszechna. Filmy „Perła w koronie” i „Sól ziemi czarnej” K. Kuca ukazywały złożoność Śląska i poszerzały wiedzę o dzielnicy, która była dla reszty Polski niezwykle istotna.

Niestety, w III RP coś dziwnego porobiło się ze znanym reżyserem – zmienił nazwisko na bardziej europejskie (poczuł zew krwi germańskiej?) i obecnie, już jako Kutz, stał się duchowym przywódcą separatystów śląskich.

Nasuwa się pytanie, kiedy reżyser był prawdziwy – czy za komuny, gdy tworzył filmy o polskości Śląska, czy obecnie? Czy jest możliwa aż tak głęboka przemiana świadomości artysty?

Prawdopodobnie wybitny reżyser Kazimierz Kutz jest równocześnie najwybitniejszym żyjącym oportunistą polskim – wyczuwa bezbłędnie „mądrość etapu” i obecność konfitur. Dzięki swojej metamorfozie został senatorem z ramienia partii „internacjonałów europejskich” i osiągnął sukces życiowy.

Pokąsani przez Hegla, zaczadzeni gusłami i zabobonami Oświecenia, zionący tolerancją ludzie postępu nie zawsze są wrogo nastawieni do polskich kodów kulturowych. Jednak K. Kutz, choć zawdzięcza Polsce wszystko, zadeklarował: „taka zaśmierdła w cmentarnym patriotyzmie Polska jest mi obca”.

Podobne doznania węchowe ma nieco młodsza koleżanka K. Kutza – Agnieszka Holland. Jej również Polska śmierdzi. Artystka narzekała, że gdy wraca do kraju, to czuje się jak w dusznym pokoju w którym „ktoś puścił bąka”. I choć są przecież na świecie krainy, gdzie powietrze jest rześkie i aromatyczne (Vaterland? Syjon?), nasi artyści jakoś nie opuszczają kraju. Widocznie pecunia polskiego podatnika non olet.

Kutz nie zrobił takiej kariery, jak Agnieszka Holland (filmy o Śląsku i pochodzenie śląskie nie gwarantują kariery międzynarodowej), dlatego reżyser nie tworzy już filmów i zajął się pisaniem felietonów do organu Ruchu Autonomii Śląska pt. „Ślunski Cajtung”.

Lektura jego tekstów może przyprawić czytelnika o szok. Reżyser ubolewa, że w wyniku Traktatu Wersalskiego „przyłączono Śląsk do Azji”. Czy Poznań to Azja? Urodził się tu Hindenburg – niewątpliwy Europejczyk. A Lwów to też Azja? Wprawdzie tramwaje uruchomiono dokładnie w tym samym roku, co na Śląsku (1894), ale opera lwowska powstała znacznie wcześniej.

W tym samym felietonie autor nie szczędzi kąśliwych uwag o Polakach, którzy wspominają z nostalgią „skrzyp furtki dworku na Wołyniu”. Polski senator nie ma dla tych wypędzonych empatii. Czy na współczucie zasługują tylko Niemcy śląscy?

Widocznie takich tekstów oczekują zleceniodawcy duchowego przywódcy śląskich separatystów, których faktycznym, nie duchowym, przywódcą jest dr Jerzy Gorzelik. Ślązak z niego wątpliwy – „godać” po śląsku nie potrafi (jego rodzice przyjechali na Śląsk, wśród przodków ma rdzennych „goroli”, jest nawet polonista!).

Dać małpie zegarek

Lwowski „bałak” zaginął bezpowrotnie, mowę kresową usłyszeć można już tylko na Litwie i Białorusi, dlatego zachowanie śląskiej „godki” powinno być naszą wspólną troską. I dobrze, że śląscy separatyści chcą być opiekunami śląskiej mowy. Można zrozumieć też pielęgnowanie odrębności, przywiązanie do tradycji i kultury niemieckiej czy niechęć zasiedziałych od pokoleń mieszkańców do „spadochroniarzy” spoza Śląska na kierowniczych stanowiskach.

Swoiste pojmowanie śląskiego multikulturalizmu z pomniejszaniem czynnika polskiego budzi nasze opory, ale interpretacja dwudziestowiecznej historii jest już dla nas szokująca i przykra. Śląscy separatyści powstania śląskie traktują jako wojnę domową, w której niemieccy patrioci zmuszeni byli odpierać agresję polskich szowinistów. Zdaniem Gorzelika przyznanie Śląska Polsce to tak jakby „dać małpie zegarek” – małpa zegarek zepsuła. Nawiasem mówiąc, „zepsuty” Śląsk wcale nie wygląda obecnie gorzej od innych regionów monokultury węgla i stali w USA, Anglii czy Francji. Warto jednak brać także pod uwagę fakt, że Śląsk – podobnie jak reszta kraju – był „psuty” przez pół wieku komunizmu.

We Włoszech regionalizmy są o wiele wyraźniejsze niż w Polsce, poszczególne dialekty różnią się bardziej, niż „języki śląskie” od polszczyzny, a najliczniejszy „język neapolitański” (mówi nim 5 mln ludzi) jest inny od dialektu toskańskiego – literackiego włoskiego. Ale żaden mieszkaniec Włoch – Sycylijczyk czy Kalabryjczyk – nie powie, że nie jest Włochem.

Przykro nam słuchać, jak gość o nazwisku Gorzelik mówi, że nie jest Polakiem (nawet drugiego sortu!). Również nie jest Polakiem poseł o nazwisku Bartodziej (takie archaiczne nazwiska można spotkać tylko na Śląsku). Niemiec etniczny Bartodziej, reprezentujący w sejmie mniejszość niemiecką, znalazł się na ujawnionej w 1992 roku „liście Macierewicza”. Okazało się, że w naszym parlamencie było ok. 60 tajnych współpracowników SB równomiernie rozlokowanych we wszystkich partiach (z wyjątkiem Porozumienia Centrum J. Kaczyńskiego!). Stanowili oni nieformalne, acz skuteczne ugrupowanie parlamentarne reprezentujące interesy komunistycznych służb.

Radek i Śląsk

Idea oddzielenia Śląska od Polski jest miła nie tylko śląskim separatystom. Przed laty Radosław Sikorski opublikował w amerykańskim piśmie „Foreign Affairs” artykuł, w którym postulował pozbycie się Śląska wraz ze strajkującymi górnikami. „Radek” wtargnął do naszej polityki przebojem w sposób, przy którym kariera Misiewicza wygląda blado. Byliśmy pod wrażeniem licencjatu na Oksfordzie i zdjęcia w czapce mudżahedina, a na jego nieprzejednany antykomunizm nabrała się nawet „Gazeta Polska”, przyznając mu tytuł „Człowieka roku”.

W 2005 roku został ministrem obrony w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, mając nadzieję, że „pisiory” nie czytają obcojęzycznej literatury i jego śląskie przemyślenia nie zostaną ujawnione. Jednak Antoni Macierewicz (znowu on!) przeczytał. Sikorski musiał opuścić rząd i poszedł do konkurencji, gdzie jako minister spraw zagranicznych mógł rozwinąć skrzydła.

Biorąc pod uwagę działania Sikorskiego, Kutz i Gorzelik to tylko drobne kucyki. Wyliczenie wszystkich jego dokonań wychodzi poza tematykę i rozmiary artykułu, ale warto przypomnieć niektóre. Ambicją ministra Sikorskiego było ucywilizowanie („europeizacja”) Rosji. Chyba w ramach zapowiadanego odejścia od polityki „jagiellońskiej” nastąpiła faktyczna likwidacja prasy polonijnej na wschodzie wskutek zmiany zasad finansowania. Sikorski zapraszał Rosję do NATO, postulował zniesienie wiz dla jej obywateli, a jako miłośnik euroregionów otworzył mały (150 km!) ruch graniczny dla obwodu Kaliningradzkiego, dziwnie pokrywający się z obszarem dawnych Prus Wschodnich.

Ponadto zorganizował odprawę polskich ambasadorów z Ławrowem – długoletnim szefem rezydentury KGB w USA, pobłogosławił pojednanie polskiego Kościoła z Cerkwią rosyjską (tekst odczytano w kościołach, w cerkwiach nie), złożył słynny „hołd berliński”, w którym wezwał Niemcy, aby wzięły w swoje ręce los Europy. Ale największym osiągnięciem dyplomaty było storpedowanie budowy tarczy antyrakietowej (mimo wynegocjowania przez Waszczykowskiego wszystkich warunków). Był to ważny krok w kierunku „wyprowadzenia” USA z Europy.

Natychmiast po katastrofie smoleńskiej minister Sikorski ogłaszał wszem i wobec opinię o błędzie pilotów, dodając, że „samolot uległ zniszczeniu, ale NIE BYŁO WYBUCHU”. Osobiście oglądałem takie wystąpienie w CNN wkrótce po wydarzeniu.

Jako zwolennik spiskowej teorii dziejów nie wierzę, że tylko wybujałe ego było motorem dziwnych działań tego polityka.

Na szczęście jako minister spraw zagranicznych nie angażował się w sprawy Śląska, ale ugrupowanie, którego był wiceprzewodniczącym, utworzyło samorządową koalicję z RAŚ, oddając w gestię separatystów całą „nadbudowę” – politykę historyczną i kulturę.

Zatrzymać autonomię

Lider Ruchu Autonomii Śląska zapowiedział, że do 2020 roku Śląsk uzyska autonomię. Powiedział on też coś bardziej złowrogiego – że później spod władzy Warszawy wyzwolą się inne regiony kraju. Powinniśmy poważnie traktować przywódcę RAŚ, gdyż dr Gorzelik sam tego nie wymyślił – przez niego przemawiają Reżyserzy historii. Na początku lat 90. jeden szemrany Kaszub postulował autonomię Pomorza (z własną walutą i armią!), co mu otworzyło ścieżkę kariery aż do „prezydenta” Europy włącznie.

Państwa zamieszkałe przez różne narodowości (Czechosłowacja, Jugosławia) podzielić było stosunkowo łatwo. Znacznie więcej pracy wymaga obróbka tak jednolitego etnicznie państwa jak Polska.

Mrówcza praca nad dezintegracją wszystkich ogólnopolskich instytucji trwała wiele lat: podzielono PKP na kilkadziesiąt spółek, systemy energetyczne, próbowano likwidować Pocztę Polską, LOT czy Radio i Telewizję publiczną.

Trudniejszą sprawą było jednak wygenerowanie „narodowości śląskiej” i prawdopodobnie temu służą próby utworzenia sztucznego literackiego „języka śląskiego” na bazie gwar śląskich.

Możemy się tylko pocieszyć (ale wątpliwa to pociecha), że nie tylko my podlegamy takiej obróbce. Wystarczy wymienić kłopoty Belgii, włoską Ligę Północną, przepychanki ze Szkocją i Walią, problemy Hiszpanów, którzy nie mają już hymnu narodowego (została im tylko melodia).

W okolicach Nicei zainstalowano (ku zniecierpliwieniu mieszkańców) dwujęzyczne napisy z nazwami miejscowości dla ludności o rzekomej „narodowości prowansalskiej” itd.

Warto o tym wszystkim wiedzieć, gdy słyszymy wdzięczną narrację o „małych ojczyznach”, „Europie stu flag i stu narodów”, „euroregionach”, czy „autonomii jako najwyższej formie samorządności”. Czy rzeczywiście chodzi o dobrostan Ślązaków i Katalończyków?

Praca nad erozją państw narodowych i naprawieniem „niesprawiedliwości Wersalu” – jak to określił Putin w pamiętnej mowie na Westerplatte – trwa. Likwidacja państw narodowych jako rzekomego źródła nacjonalizmów i wojen jest również celem G. Sorosa – wielkiego miłośnika pokoju, demokracji, postępu i społeczeństw „otwartych”.

To on był architektem wędrówki ludów muzułmańskich do Europy, której jesteśmy świadkami. W wydanej w 2014 roku książce Soros napisał, że „usunięcie Orbana i Kaczyńskiego będzie trudne”. Warto zwrócić uwagę na fakt, że w tym czasie Kaczyński nie pełnił żadnej funkcji państwowej, a i tak kwalifikował się do usunięcia!

Globalni gracze – wizjonerzy meblują nam świat przy pomocy całej czeredy pomagierów, niegdyś zwanych renegatami, a my, drobne żuczki, nie możemy pojąć, że to dla naszego dobra!
Artykuł Jana Martiniego pt. „Kutz i inne kucyki” znajduje się na s. 4 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Kutz i inne kucyki” na s. 4 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

Komentarze