Trwa pierwsza tura wyborów parlamentarnych we Francji. Frekwencja niższa niż oczekiwano do 17 głosowało tylko 40 procent

Partia prezydencka stoi przed szansą zdobycia większości, co umożliwiłoby jej samodzielne rządy i realizację reform gospodarczych, które były głównym tematem kampanii w zmaganiach o Pałac Elizejski.

Frekwencja w pierwszej turze wyborów parlamentarnych, które odbywają się w niedzielę we Francji, jest niższa niż podczas głosowania w 2012 roku; o godz. 17 wyniosła 40,75 proc. – podało francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych.

Na tym etapie wyborów pięć lat temu zagłosowało już 48,31 proc. Francuzów. Do południa głos oddało tylko 19,24 proc. uprawnionych – to o wiele mniej niż 23 kwietnia, w pierwszej turze wyborów prezydenta. Do południa głosowało wtedy 28,54 proc. wyborców.

[related id=”23900″]We Francji w niedzielę od 8 rano rozpoczęła się pierwsza tura wyborów Parlamentarnych. O 577 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym ubiegać się będzie 6500 kandydatów. Wybory odbędą się w systemie większościowym, w okręgach jednomandatowych. Do zdobycia mandatu potrzeba w pierwszej turze ponad 50% głosów. Jeśli w okręgu nikt nie uzyska takiego wyniku, 18 czerwca odbędzie się tam druga tura wyborów.

Głosowanie rozpoczęło się o godz. 8, a zakończy o godz. 20; w mniejszych miejscowościach możliwe jest zakończenie głosowania już o godz. 18, jeżeli lokalne władze tak zadecydują. Projekcje wyników znane będą po zakończeniu głosowania.

Frekwencja w I turze wyborów parlamentarnych do godz. 12 wyniosła 19,24% uprawnionych do głosowania – poinformowało MSW. W poprzednich wyborach parlamentarnych przed pięcioma laty frekwencja w tym czasie była wyższa – 21,06% uprawnionych do głosowania.


Francuzi bez entuzjazmu głosują w I turze wyborów parlamentarnych. Dziennikarka radia publicznego powiedziała Polskiej Agencji Prasowej, że nie może wybaczyć Jean-Lucowi Melenchonowi rozbicia lewicy.

Dotąd – tłumaczyła – „głosowałam na wspólną listę PC (partia komunistyczna) i Front de Gauche (Front Lewicy). A on wprowadził rozłam. Tak jestem wściekła, że zagłosowałam na Partię Piratów (marginalne stronnictwo występujące pod hasłem „piratować, hakować, dzielić się”). – Tak zrobiłam w I turze, a za tydzień? Nie wiem, ale chyba wrzucę białą kartkę – powiedziała.

Gerard Blanc, działacz związku zawodowego CFTC (Francuska Konfederacja Pracowników Chrześcijańskich) przy SNCF (kolejach państwowych) przyznaje, że w tym roku był „zagubiony, jak nigdy dotąd”. Pierwszym powodem jest „prezentacja kandydatów”, którą otrzymał w pękatej kopercie. Jak mówił, zauważył, że tylko PS, ekolodzy i komuniści występują pod szyldami swych partii. – Czy oni się boją własnych szyldów? – pyta retorycznie Gerard i tłumaczy, że „w wyborach do parlamentu głosuje się przecież przede wszystkim na przedstawicieli ugrupowań, a dopiero potem na nazwiska”.

[related id=”13680″]

– Najpierw zauważyłem, że aż trzech kandydatów przedstawia się jako „większość prezydencka”, wśród nich „stary, socjalistyczny kacyk, niegdyś minister SW, Daniel Vaillant – opowiada związkowiec o swym „przedwyborczym torze przeszkód”.

Ten „straszny bigos” powiększa jeszcze fakt, że choć jest mieszkańcem XIX dzielnicy Paryża, jego rejon wyborczy to głównie dzielnica XVIII „z doklejonym kawałeczkiem dziewiętnastki”. – Geografia elektoralna to też kawał polityki – komentuje związkowiec.

Isabelle Chopin jest właścicielką ekologicznego gospodarstwa w Normandii i działaczką związku rolniczego Confédération Paysanne (Konfederacja Chłopska). Jej mąż Patrick postanowił nie głosować w tych wyborach, a ona wciąż się waha: „- ie ufam Jean-Lucowi Melenchonowi. Choć podobają mi się jego idee i dynamika, uważam, że ma przerost ego. Może zagłosuję na bardziej klasyczną lewicę, choć wciąż nie wiem, czy wybierać mam znaną twarz, czy też stawiać na kogoś nowego.

– Rzeczywistość jest mętna – rozwija swą myśl pani Chopin – system jest zgniły, ale to my daliśmy mu zgnić. Jesteśmy niewinni, ale odpowiedzialni za to – stwierdza i zastanawia się, czy codzienna praca nie jest ważniejsza od głosowania na deputowanych. – W akcji związkowej łatwiej mówić, co się robi i robić, co się mówi – kończy Isabelle Chopin.

Inny dziennikarz – rozmówca PAP nie ma wątpliwości: – Głosowałem na Macrona od I tury wyborów prezydenckich. Żeby być konsekwentnym, dziś oddałem głos na LREM (La Republique en Marche, partia prezydencka). No i przede wszystkim, żeby dać mu możliwość skutecznego sprawowania władzy.

PAP/WJB/JN, MoRo

Komentarze