Flota prezydenta Trumpa. USA przebudowują siły marynarki wojennej i szykują się do konfrontacji z równorzędnym rywalem

Gdy światowa opinia słuchała kolejnych informacji z Dalekiego i Bliskiego Wschodu, Trump podjął być może najważniejszą decyzję pierwszych 100 dni – akceptację przełomowego programu rozbudowy US Navy

Większość światowych mediów wciąż jeszcze nie pogodziło się wyborem na prezydenta USA Donalda Trumpa, który w drodze do Białego Domu wyeliminował najpierw klan Bushów, a potem Clintonów. Niechęć do człowieka, który zburzył spokój medialnych elit powoduje, że o jego rządach pisze się jako o czymś przejściowym i wyjątkowym. Oceny sytuacji nie ułatwia sam prezydent, którego rozbudowane ego skłania komentatorów do koncentracji na kontrowersyjnych wypowiedziach czy – jeszcze bardziej swobodnych – wpisach na twitterze. Zarówno otoczenie jak i deklaracje miliardera z okresu kampanii wyborczej skłaniały wielu obserwatorów do przewidywania, że w polityce USA nadchodzi czas izolacjonizmu i strategicznego kompromisu z Rosją. Póki co sprawdziły się raczej słowa wypowiedziane w Radiu WNET przez profesora Jana Żaryna o tym, że długie trwanie procesów geopolitycznych i interes mocarstwa są ważniejsze od osobowości prezydenta. Z kolei profesor Andrzej Nowak zwrócił uwagę , że właśnie wysoka samoocena i charakter amerykańskiego przywódcy nie pozwolą mu na łatwe uleganie dążeniom i manipulacjom rosyjskiej dyplomacji, która tak skutecznie potrafiła obnażyć słabość i niekonsekwencje poprzedniej administracji.  Niezależnie od tego jak dalej ułożą się relacje Waszyngtonu z Moskwą, trudno nie przyznać racji Michałowi Lubinie, który zauważył, że Trump odebrał Putinowi miano największego rozrabiaki światowej polityki i ta strata musi być dla prezydenta Rosji bolesna – bo to on dotąd szachował innych liderów swoją nieprzewidywalnością. [related id=”11679″]  Jedno jest pewne: zbyt krótki okres czasu nie pozwala rozstrzygnąć dylematu czy – jak zdawał się przewidywać zmarły w zeszłym roku Jerzy Strzelecki – Trump okaże się nowym Reaganem, czy też – jak uważa Paweł Zyzak – mamy do czynienia z amerykańskim Wałęsą.  Pozostaje zatem pozostawić na moment z boku analizę kolejnych wypowiedzi lokatora Białego Domu i zastanowić się co z ostatnich wydarzeń w USA ma znaczenie w perspektywie wykraczającej poza kadencję pojedynczego prezydenta.

USS George H.W. Bush u wybrzeży Grecji/(U.S. Navy photo /flickr.com (Public domain)

Taki punkt widzenia proponuje w artykule Nowa flota Trumpa opublikowanym na łamach Internetowego Miesięcznika Idei „Nowa Konfederacja”  dr  Jacek Bartosiak , znany analityk geopolityki i autor książki Pacyfik i Eurazja. O wojnie.  Autor analizuje zaakceptowany przez prezydenta program rozbudowy i reformy amerykańskiej floty do roku 2030. Tło omawianego planu  stanowi tzw. pivot (strategiczny zwrot) amerykańskiego potencjału wojennego  na obszar Pacyfiku związany z rosnącym zagrożeniem dla amerykańskiej dominacji ze strony Chin. Bezpośrednim impulsem stały się natomiast wskazania uchwalonej przez kongres jeszcze za czasów Baracka Obamy ustawy 2016 National Defense Authorization Act, której jeden z punktów nakazywał departamentowi obrony wypracowanie nowej koncepcji funkcjonowania floty w warunkach wzrastającej rywalizacji mocarstw w Eurazji i na obszarach morskich wokół tej „wielkiej wyspy”.  Jak pisze Jacek Bartosiak: Skutkiem powyższych analiz jest zaakceptowany przez Trumpa program rozbudowy floty, zmiany jej dyslokacji oraz przygotowania nowych koncepcji operacyjnych (…)  Nie ma wątpliwości, że nowa flota szykowana jest przede wszystkim do konfrontacji symetrycznej  o dużej intensywności z rosnącym konkurentem na Pacyfiku, jakim stają się Chiny .   Amerykanie chcą zatem nadrobić straty wynikające z tego, że przez wiele lat musieli prowadzić wojny „asymetryczne”, z przeciwnikami słabszymi technologicznie i militarnie. Jakkolwiek nie brzmiałoby to paradoksalnie największym wyzwaniem dla amerykańskich planistów nie jest więc terroryzm – spektakularny medialnie i dotkliwy dla „zwykłych” obywateli. Zamachy terrorystyczne – jak bardzo by nie były krwawe i dotkliwe – są jednak „bronią słabych”. Tymczasem USA – kraj, który w XX wieku przejął od Wielkiej Brytanii rolę mocarstwa morskiego dominującego na głównych handlowych arteriach globu – muszą znaleźć odpowiedź na rosnący potencjał Chin. Ten wynikający z niezmiennych zasad geopolityki fakt jest ważniejszy od tego jakie relacje aktualny prezydent USA nawiąże z aktualnym sekretarzem KPCh. Choć oczywiście osobiste relacje między przywódcami i ich osobowość zawsze mogą wpłynąć na bieg wydarzeń.  [related id=”2202″  side=”left”]

Wśród najważniejszych punktów programu obok kwestii technologicznych analityk wymienia między innymi dyslokację i nowy podział floty. US Navy może zostać podzielona na Siły Odstraszania(Deterrence Force) , które będą stacjonować blisko potencjalnych miejsc zagrożeń , np w Zatoce Perskiej czy na Północnym Atlantyku, oraz Siły Manewrowe (Maneuver Force), które skoncentrują się na obszarach Oceanu Indyjskiego i Spokojnego i będą złożone przede wszystkim z grup lotniskowców. Autor charakteryzuje zadania obu odłamów sił morskich:  Siły Odstraszania w regionach będą w porównaniu do aktualnej obecności amerykańskiej nieduże, ale znajdować się mają blisko potencjalnego przeciwnika i sama ich obecność ma za zadanie tamować jego zapędy. W razie wybuchu wojny Siły Odstraszania będą miały za zadanie przez kilka dni przetrwać w oczekiwaniu na przybycie głównych Sił Manewrowych, które mają wchodzić do konfliktu niejako spoza „linii horyzontu”, czyli spoza zasięgu systemu świadomości sytuacyjnej przeciwnika (…) w razie wybuchu wojny siły odstraszania będą miały za zadanie przez kilka dni przetrwać w oczekiwaniu na przybycie głównych sił manewrowych floty USA. Siły Manewrowe będą szkolić się do pełnoskalowej wojny z potężnym mocarstwem, w tym ćwiczyć złożone operacje lotnicze całych współdziałających ugrupowań lotniskowców.

Ćwiczenia US Navy/Zatoka Perska, kwieceiń 2017/foto: National Museum of the U.S. Navy/flickr.com(public domain)

Tak podzielona flota będzie większa od obecnych sił morskich USA. Program przewiduje osiągnięcie stanu 380 okrętów, nie licząc okrętów-dronów oraz jednostek logistycznych i pomocniczych. Doprowadzenie do rozbudowy stanu liczbowego floty Trump zapowiadał jeszcze w okresie kampanii wyborczej.

W szczegółowych kwestiach technicznych wypada odesłać zainteresowanych do analizy Jacka Bartosiaka. Warto jednak zastanowić się co omawiany program oznacza dla Polski. Niewątpliwie obecność sił USA w Europie będzie dalej zmniejszana kosztem rejonu Oceanu Spokojnego. Jednak pozostawienie na obszarze Północnego Atlantyku sił, których celem jest natychmiastowa reakcja na zagrożenie wskazuje, że również „wschodnia flanka” NATO jest w omawianych planach brana pod uwagę.

Autor porównuje obecne zamierzenia do reform jakie w Wielkiej Brytanii przeprowadził u progu XX wieku legendarny admirał John Arbuthnot „Jacky” Fisher. Ten wybitny, choć kontrowersyjny i krytykowany za życia dowódca i pierwszy lord admiralicji przeprowadził Flotę Jej Królewskiej Mości z epoki wciąż pamiętającej o  żaglowcach w czasy pancerników i torped.  Jego reformy , pełne zarówno sukcesów jak i nieudanych eksperymentów pomogły Wielkiej Brytanii dominować na morzach w ciągu obu wojen światowych i wygrać rywalizację z Niemcami.  Czy inicjowane obecnie zmiany również okażą się wstępem do światowego konfliktu?

 

 

 

 

 

Komentarze