W Turcji rozpoczęło się głosowanie w referendum konstytucyjnym mającym na celu zmienić ustrój polityczny w tym kraju

W Turcji w niedzielę o godz. 6 czasu polskiego otwarto pierwsze lokale referendalne. Uczestnicy referendum rozstrzygną, czy dojdzie do zmiany ustrój politycznego z parlamentarnego na prezydencki.

 

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan apelował w sobotę, w ostatnim dniu kampanii przedreferendalnej, o wysoką frekwencję. Przekonywał, że proponowane zmiany pozwolą zapewnić krajowi bezpieczeństwo, stabilność i rozwój gospodarczy.

Zgodnie z propozycjami zmian prezydent miałby być jednocześnie szefem państwa i rządu, mógłby sprawować władzę za pomocą dekretów, a także rozwiązywać parlament; wzrósłby też jego wpływ na wymiar sprawiedliwości.

Do wzięcia udziału w referendum uprawnionych jest ok. 55,3 mln osób. Lokale wyborcze będą otwarte od godz. 6 do 15 czasu polskiego na wschodzie Turcji i od godz.7 do 16 w pozostałej części kraju.

Referendum to stało się oficjalnym powodem konfliktu między Turcją a Holandią, która nie pozwoliła na prowadzenie agitacji na rzecz zmian w konstytucji. Turecki prezydent wezwał wówczas międzynarodowe organizacje do nałożenia sankcji na Holandię, mówiąc, że kraj ten zachowuje się jak „republika bananowa”. Zapowiedział również, że Holandia „zapłaci cenę i nauczy się, czym jest dyplomacja”. Działanie jej władz nazwał rasizmem oraz „rodzajem islamofobii”.

[related id=”9909″]Szef MSZ Turcji Mevlüt Çavuşoğlu podczas przemówienia we francuskim Metz ocenił w niedzielę, że Holandia to „stolica faszyzmu”. Spotkał się tam z tureckimi imigrantami w ramach kampanii przed referendum.

W kontekście tych wydarzeń oświadczenie wydało francuskie MSZ, które oceniło, że „z powodu braku udokumentowanego zagrożenia dla porządku publicznego nie było powodu, by zakazać spotkania” Çavuşoğlu z Turkami we Francji. „Mając na uwadze panujące napięcia między Turcją i kilkoma państwami członkowskimi Unii Europejskiej, Francja wzywa do deeskalacji” – brzmi oświadczenie MSZ Francji. Zaapelowano w nim również do „tureckich władz, by unikały nadużyć i prowokacji”.

Z kolei turecki premier Binali Yildirim ostrzegł, że jego kraj odpowie „w najostrzejszy sposób” na nieudzielenie przez Holandię zgody na lądowanie w Rotterdamie samolotu z szefem tureckiego MSZ Mevlütem Çavuşoğlu oraz niewpuszczenie minister ds. rodziny i polityki społecznej Fatmy Betul Sayan do konsulatu w tym mieście, a następnie odstawienie jej do granicy z Niemcami.

Zarówno Çavuşoğlu , jak i Betul Sayan mieli wziąć udział w wiecu z mieszkającymi w Holandii Turkami przed kwietniowym referendum.

Szef tureckiej dyplomacji zagroził, że jeśli holenderskie władze nie pozwolą mu lecieć na spotkanie z wyborcami do Rotterdamu, Turcja zareaguje ostrymi sankcjami politycznymi i gospodarczymi.

W odpowiedzi na decyzje Holandii tureckie władze zamknęły w sobotę holenderską ambasadę w Ankarze oraz konsulat w Stambule. Jednocześnie tureckie MSZ oświadczyło, że życzy sobie, by holenderski ambasador w Turcji, który przebywa na urlopie, „przez jakiś czas” nie wracał do Turcji.

13 marca Witold Repetowicz mówił tak:

– Referendum dotyczy konstytucji, która w ogóle ma nie być demokratyczna. Holandia miała prawo i obowiązek zakazać organizacji tureckiego wiecu na swoim terytorium. […] Pozwalanie na agitację jednej ze stron, która uczestniczy w wojnie domowej (i nad którą ciążą zarzuty dokonania zbrodni wojennych), to jak zapalanie ogniska na stacji benzynowej. Takie wiece prowokują drugą stronę konfliktu, np. Kurdów. Turcy tylko czekają, aby ktoś przeciwstawił się ich kampanii. Mielibyśmy przeniesienie bliskowschodniego konfliktu na terytorium Europy. Następstwem tego byłyby walki kurdyjsko-tureckie, w których polałaby się krew.

PAP/WJB

 

Komentarze