Arabowie i Żydzi w Ziemi Obiecanej – recenzja Pawła Rakowskiego fenomenalnej książki nagrodzonej Pulitzerem w 1987 roku

David Shipler był korespondentem „New York Timesa” w latach osiemdziesiątych w Jerozolimie. To były inne czasy – dziennikarz zdobywał wiedzę na podstawię swoich źródeł terenowych, a nie „internetów”.

Książek o Bliskim Wschodzie wychodzi wiele, ale jak to Anglosasi mawiają, nie ilość, lecz jakość jest istotna. I właśnie taką „jakościową” pozycją jest fenomenalna praca amerykańskiego dziennikarza.

Shipler skupił swoją uwagę na obserwacjach czynnika ludzkiego działającego w strefie wojny. Jakie są wyobrażenia, mity, stereotypy o społeczności, z którą wojujemy? Co nas łączy, a co dzieli w codziennych interakcjach międzyludzkich, na które Żydzi i Arabowie w tamtych czasach byli narażeni? Kto jest dobry, a kto zły i dlaczego każda ze stron podważa racje adwersarzy? Przecież historia i dzieje tej ziemi nie są tajemne, a mimo to obie zwaśnione strony dokonują ich reinterpretacji na własny użytek.

[related id=”3486″]Obserwacje Shiplera mają potężną wartość. Przy każdym opisywanym studium czuć, że autor przesiedział setki godzin w arabskim mieście czy izraelskiej bazie wojskowej. Autor wszedł w serca swoich rozmówców, dzięki czemu nawet banalne dywagacje intelektualne mają uczuciową moc i wartość. Dla Shipera nieistotne jest, czy palestyński fedain lub izraelski osadnik mają rację. Szuka przyczyn, czemu akurat ta barykada wojenna jest w ten sposób ułożona i czy są jakieś spoiwa, które mogą zintegrować przeciwników.

Shipler mieszkał w Jerozolimie lat osiemdziesiątych. Przyznawał, że jest to bezpieczniejsze miasto niż jego rodzinny Nowy Jork. Badał obszar ludzkich stereotypów – kim są Arabowie w oczach Żydów, a kim Żydzi w oczach Arabów. Przecież właśnie w Jerozolimie obie wojujące społeczności są narażone na ciągły, codzienny kontakt. Oczywiście kontakt uwarunkowany relacją zdobywcy-podbici.

Czytając tę książkę, karmiony bredniami Czytelnik od razu nerwowo zareaguje – a gdzie jest islam? Gdzie są dżihadyści? Gdzie są radykalni mułłowie, którzy od VII wieku stale złorzeczą „cywilizacji zachodniej”? Ano właśnie – albo Shipler należał do globalnego spisku, albo przeoczył radykalizm islamski… albo go po prostu nie było! Tak, w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych zjawisko radykalnego islamu nie było znane w Ziemi Świętej. Działał już szyicki Hezbollah, którym Amerykanie straszyli swoich podopiecznych z NATO, ale na ulicach palestyńskich miast, wsi i obozów uchodźców dominowały wpływy świeckie, lewicowe, nacjonalistyczne. Zero islamizmu. I tu widzimy, jak świat potężnie się zmienił, i że każdy z nas te zmiany zasponsorował, tucząc potężny przemysł naftowy.

Książka „Arabowie i Żydzi…” jest doskonałym dziennikarskim opisem konfliktu na Bliskim Wschodzie w latach osiemdziesiątych. Praktycznie zero polityki, tylko narracja zwykłych ludzi, którzy muszą stać po którejś ze stron karabinu. Na podstawie tej książki widzimy, jak wielkie zmiany zaszły w świecie od tamtego czasu.

Raczej do przeszłości należy irytacja izraelskich rezerwistów obserwujących palestyńskie wille. Od ponad 20 lat rynek pracy w Izraelu jest zamknięty dla Palestyńczyków i żyją oni w większości tylko dzięki pomocy międzynarodowej, a nie własnej pracy. Archaiczne wydają się także palestyńskie narzekania na brak wytyczonej granicy pomiędzy Izraelem i Zachodnim Brzegiem Jordanu. Dziś stoi tam mur (oczywiście nie wzdłuż tzw. „zielonej linii”), a Arabowie z Beit Hanoun, Beit Jala czy Betlejem nawet nie widzą Jerozolimy, która znajduje się na sąsiednim wzgórzu.

Oczywiście wjazd Palestyńczyków z Terytoriów do Izraela jest praktycznie niemożliwy. W latach osiemdziesiątych delegowano do patrolowania Terytoriów Okupowanych brzuchatych rezerwistów, zostawiając regularną armię, czołgi, samoloty na Syrię czy Liban. Od procesu „Oslo” w latach dziewięćdziesiątych, Zachodni Brzeg stał się obszarem regularnej obecności dywizji pancernych, a samoloty nieraz bombardowały palestyńskie osiedla.

[related id=”13066″ side=”left”]Są też rzeczy niezmienne – wszechwładza i wszechwiedza izraelskiej bezpieki „Shabak”, rozrastające się pomimo „procesu pokojowego” osiedla żydowskie, brutalność Beduinów i Druzów (od lat dziewiećdziesiątych doszli przybysze z ZSRR), nienawiści, pogarda i ogólna beznadzieja, ze świadomością, że w tym konflikcie triumfatorem będzie tylko jedna ze stron, albowiem drugiej fizycznie na spornym obszarze nie będzie.

Czytaj więcej: Kwestia palestyńska została uznana, za „matkę wszystkich wojen”. Arabowie chcą pokoju z Izraelem, chociaż ten im nie ufa

Komentarze